lis 072017
 

Znałem bardzo wielu samobójców, choć nigdy z żadnym nie byłem zaprzyjaźniony. Byli to głównie ludzie młodzi i pełni życia, przed którymi otwierały się jakieś perspektywy. Może nie szczególnie oszałamiające, ale umówmy się, że przed chłopcami z małego miasteczka, liczącymi sobie dwadzieścia lat, nigdy nie otwiera się niebo. Co najwyżej jakieś drzwi. Oni jednak wybrali inną drogę i nie skorzystali z oferty. Oni, jak mawia mój kolega Krzysio, ten co gra na ustnej harmonijce, woleli „targnąć się na linę”. Znałem też jednego samobójcę, który wdrapał się na wieżę przeciwpożarową stojącą w środku lasu, tam oblał się przyniesionym w jakimś pojemniku, łatwopalnym płynem i próbował dokonać aktu samospalenia. Ból jednak musiał być tak okropny, że spadł z tej wieży i zmarł już na ziemi. Człowiek ten nie był wcale dziecinny, był poważny, dojrzały, a swojego czynu dokonał z powodu zawiedzionej miłości do kobiety. Myślę o nim czasem, szczególnie wtedy, kiedy słyszę, że samobójcy nie planują swoich czynów, a działają pod wpływem chwilowego impulsu. Tak twierdzą psychologowie. Mówią, że kiedy ponure myśli, złe emocje i traumy osiągną masę krytyczną, człowiek, który jest w depresji wie, że to już, że musi zrobić to teraz, bo nie ma odwołania. No i przeważnie robi, pozostawiając bliskich w żałobie. Odchodzi ciągnąc za sobą smugę ciemną lub jaśniejszą, to już zależy jak go tam w domu i okolicy zapamiętano.

O samobójcach przeważnie się nie pisze, a jeśli już to w sposób nie do wyobrażenia tandetny. Jest takie opowiadanie Marka Hłaski, gdzie lekarz rozmawia z umierającym kolegą, który właśnie strzelił do siebie z bliskiej odległości. On też przeżył miłosny zawód, ale samobójstwo, które próbował popełnić bardzo nieudolnie, przywróciło mu na chwilę przytomność. I ten facet mówi dość znamienne słowa, mówi tak – to wszystko czym nas straszą, to bluff. No, nie wiem…być może dla ludzi żyjących w tamtym czasie i mających za sobą traumę wojny, był to bluff, ale nie sądzę jednak. Opowiadanie zapamiętałem, bo przerobili je kiedyś na spektakl i pokazali w telewizji. Lekarza grał stary Lubaszenko, a pielęgniarkę, która prowadziła z nim dziwne dialogi Daria Trafankowska, dziś już nie żyjąca.

Zastanawiacie się pewnie skąd mi się nagle wzięły w głowie takie myśli. Powód nie jest wcale poważny, możecie się uspokoić. Byłem wczoraj w kinie, na filmie zatytułowanym „Twój Vincent”, filmie niepoważnym i dziecinnym, jak ci moi samobójcy ze szkoły i osiedla „Wiślana”, ale ciekawym i uruchamiającym różne myśli. Takie jak choćby te wyżej. Ponieważ jestem z różnych, także nieszczególnie poważnych przyczyn, przywiązany do postaci Vincenta van Gogha, będę o nim pisał przez kolejne dni. Na tyle, na ile starczy mi wytrwałości. Najpierw więc o filmie. To jest absolutnie fantastyczny film i ja jestem za tym, żeby takie filmy powstawały. To nic, że nie ma tam wiele prawdy o śmierci malarza, technika jaką go wykonano, zalepia wszystkie dziury w scenariuszu. Wiem oczywiście, że wielu osobom te migające barwne plamy nie będą się podobać, ale ja byłem pod wrażeniem. Oczywiście przyszła mi do głowy myśl, że technologia unieważnia artystę i jego wysiłek, a także może być wykorzystana do jeszcze głębszego zakłamania jego życiorysu, choć w przypadku Vincenta van Gogha wydaje się to już niemożliwe. I rzeczywiście nie jest możliwe, bo spod wykorzystującego bardzo ograne momenty z jego życia scenariusza ukazują się kawałki prawdy. To znaczy ja sądzę, że są to kawałki prawdy. Zapoznam Was z nimi i sami się przekonacie czy mam rację. Aha, dla tych, którzy jeszcze nie zrozumieli – to jest film animowany, namalowany przez artystów kopiujących dla potrzeb produkcji dzieła Van Gogha i twórczo rozwijających motywy w nich zawarte. Wszyło to fantastycznie i mimo niedociągnięć w scenariuszu nie można się na tym filmie nudzić.

Mam tyle myśli w głowie, że w żaden sposób nie potrafię ich uporządkować. To się w zasadzie nie zdarza. Będę więc teraz wrzucał tu te fragmenty filmu i życiorysu, które uważam za ważne, a potem będziemy to w kolejnych wpisach rozwijać. Najważniejszy i najbardziej lekceważony moment życia Vincenta van Gogh zdarzył się rok przed jego urodzeniem, wszyscy o tym wiedzą, ale z przyczyn niezrozumiałych dla mnie, wszyscy ten moment lekceważą. Jeśli zaś o nim wspominają to w kontekstach zalatujących kuchenną psychologią. Zaraz powiem jakich. Oto w roku 1852, 30 marca, w rodzinie pastorostwa Van Gogh przyszedł na świat syn, któremu nadano imię Vincent. Dziecko nie urodziło się martwe jak mówią w filmie, ale żyło jakiś czas i zmarło. Dokładnie rok później – 30 marca 1853 roku przyszło na świat kolejne dziecko pastora Van Gogha, któremu także nadano imię Vincent. Piszę się o tym i mówi, ale jak powiadam tylko w zakresach psychologicznych dostępnych widzom seriali. W kontekście odrzucenia Vincenta przez matkę i przez rodzinę w ogóle. Przez rodzinę, która nie mogła odżałować tamtego pierwszego dziecka. Nie sądzę, by to się dało tak prosto wyjaśnić. Myślę, że można prościej i jeszcze dosadniej, ale za to bardziej prawdziwie. Oto malarz Vincent, obojętnie gdzie by się nie znalazł, z kim by nie przebywał i o czym nie gadał, miał zawsze przy sobie trumienkę ze swoim małym, zmarłym braciszkiem…Wielokrotnie próbował ją gdzieś zostawić, a to na plaży, a to w knajpie, a to w polu…nigdy mu się to nie udało. I tak chodził z nią aż do tamtego feralnego dnia, kiedy to postrzelił się w brzuch, jak sam wyznał, lub został zastrzelony, jak twierdzą twórcy filmu. To nie musi być prawda, ale jak sami pewnie wiecie (a może nie), rodzina, szczególnie taka, która sama nie radzi sobie z emocjami potrafi wsadzić na grzbiet najsłabszego i najbardziej wrażliwego ze swoich członków, znacznie większą trumnę niż dziecinna…

Zostawmy nieboszczyków…pomówmy o tym co zostało po Vincencie van Gogh, a zostało sporo. Przede wszystkim osiemset obrazów, namalowanych przez osiem ledwie lat, poza tym tomy korespondencji z bratem. O ile wiem, żaden z tych listów nie został przetłumaczony na język polski, za to każdy kto zabiera się za wyjaśnianie fenomenu Van Gogha cytuje różne ich fragmenty. Przeważnie te same co wszyscy – o śmierci w postaci żniwiarza przychodzącej w jasny, słoneczny dzień, o gwiazdach, do których trzeba iść na piechotę i inne równie błahe i naznaczone emocjami. Ja jestem pewien, że w tych listach jest masa ważnych informacji dotyczących życia i śmierci Vincenta, ale my ich nigdy nie poznamy. Bo przecież nie chodzi o to, by ktoś je sobie czytał do poduszki, ale o to, by rozpocząć publiczną dyskusję nad ich treścią. Postaram się w kolejnych tekstach wyjaśniać dlaczego to jest tak ważne.

Nie mogę powiedzieć, bym był jakoś szczególnie zafascynowany postacią Vincenta van Gogh, ale pochylam się zawsze z uwagą nad jego życiem, często wracam do tych fatalnie napisanych, infantylnych biografii, które nie dają się czytać i usiłuję coś z tego wycisnąć. Vincent podobał mi się od momentu kiedy przeczytałem, że jako dziecko biegał po polach i lasach Brabancji obserwując przyrodę. Oddawałem się takim samym zajęciom, choć nie mieszkałem w Brabancji, dookoła było jednak wystarczająco dużo bagien i torfowisk, by kraina nasza, mogła w wyobraźni dziecka za Brabancję uchodzić…Vincent van Gogh, od dzieciństwa musiał walczyć o akceptację otoczenia i to mu się przeważnie nie udawało. O, jakim był naiwniakiem i jakim biednym frajerem, jak niewiele wynikało z jego chciejstwa i jak bardzo nie rozumiał co się wydarzyło w jego domu…Ta rodzina, ani nie biedna, ani nie szczególnie pokrzywdzona przez los, nie mogła dać Vincentowi tego czego oczekiwał, bo tego po prostu nie miała. Coś tam mu jednak dać próbowali, na przykład karierę. Pamiętajmy bowiem, że rodzina Van Gogh to są ludzie dobrze ustosunkowani i znani nie tylko w Brabancji, akurat pastor Theo, ojciec Vincenta radził sobie najsłabiej w życiu, ale jego bracia to byli ludzie na poziomie. Jeden z nich – Johannes – był przecież admirałem królewskiej floty. Niepowodzenia Vincenta tłumaczy się zwykle jego trudnym charakterem i niemożnością porozumienia się z innymi członkami rodziny, na przykład z tym stryjem admirałem…To nie tak. Nie ma czegoś takiego jak „niemożność porozumienia się” w rodzinie, gdzie w ogóle nie ma żadnej emocjonalnej komunikacji. Ta rodzina to organizacja, gdzie słabsi i młodsi, muszą wykonywać polecenia starszych i silniejszych. I tyle, nic więcej się nie liczy. Vincent i tak dobrze trafił, że jego ojciec był biednym pastorem, strach pomyśleć, co by się stało, gdyby urodził się w domu admirała, miał o rok wcześniej zmarłego brata i głowę wypełnioną tymi wszystkimi pomysłami, które pchnęły go potem ku malarstwu i sztuce w ogóle. Myślę, że nie dożyłby trzydziestego siódmego roku życia.

W tym filmie najważniejsze są listy. Główny bohater – Armand, ten wiecie, w kapeluszu i żółtej marynarce, wiezie zapomniany list Vincenta na północ, do Paryża. Ma go wręczyć młodszemu bratu – Teodorowi. Nie wie, że ten już nie żyje…No, nic…muszę kończyć…czekam na kogoś ważnego. Reszta będzie jutro.

  93 komentarze do “O istotnych przyczynach gwałtownych samobójstw”

  1. listy Vincenta do Brata opublikowano po polsku. Chyba PIW wydał parę lat temu tom „listy do brata”..

  2. http://vangoghletters.org/vg/

    Tak poważni ludzie o poważnych artystach informują.

  3. Z góry przepraszam, że tak od czapy ale gdzie o tem krzyczeć???

    P.S. Gdybym zamilkł, znaczy że siedzę za zakłócenie porządku …

    Leszno
    Miejsce: Ratusz
    Data rozpoczęcia: 07.11.2017 10:00:00
    Data zakończenia: 07.11.2017 13:30:00
    Organizator: MBP w Lesznie, SBP w Lesznie
    Opis wydarzenia:
    Prezydent Miasta Leszna Łukasz Borowiak
    i
    Przewodniczący Zarządu Oddziału w Lesznie Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich Krzysztof Taciak
    oraz
    Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Stanisława Grochowiaka w Lesznie Andrzej Kuźmiński
    serdecznie zapraszają na konferencję nt.
    „Wkład Polski w historię, kulturę i dziedzictwo Europy, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii czeskiej”
    7 LISTOPADA 2017
    PROGRAM KONFERENCJI:
    10.00 – Kościół św. Jana Chrzciciela – otwarcie konferencji
    10.30 – Złożenie kwiatów pod pomnikiem Jana Amosa Komeńskiego na Placu J.A. Komeńskiego.
    Kościoła św. Mikołaja – otwarcie wystawy pt. „Czeskie arcydzieła Santiniego”
    11.00 – 11.15 – Ratusz otwarcie wystawy: Jaroslav Hasek
    11.15-11.30 – Przerwa kawowa
    11.40-13.30 – Debata publiczna nt. „Wkład Polski w historię, kulturę i dziedzictwo Europy, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii czeskiej”

  4. Czlowiek powinien byc wierny temu, co naprawde jest warte milosci, nie marnujac swych uczuc na rzeczy nic nie znaczace, nieistotne i blahe. Wtedy z pewnoscia umysl jego bedzie sie rozjasnial i krzepl.

    Za moje malarstwo place ryzykiem zycia, ono zabralo mi polowe rozumu – dobrze – ty jednak nie jestes marszandem, ktory handluje ludzmi, i mozesz miec swoj udzial, bo naprawde postepujesz po ludzku, ale coz z tego?

    to sa cytaty z Listow do brata

    ksiazka wydana w 1970

    zaczytywalam sie w tych listach kiedys

  5. Będzie co wypić i zakąsić, z pewnością tłumnie przybędą uczestnicy programu „komenius”

  6. mam wydana przez Czytelnik 1970

    to jest skrocona wersja wydania francuskiego z 1956

  7. W 1990 roku Altman nakręcił film pt.: „Vincent i Theo”. Film świetny. Tak świetny, że gdy w końcu Vincent popełnił to samobójstwo /?/ – człowiek doznawał niechrześcijańskiej ulgi, że… nareszcie.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Vincent_i_Theo

  8. „Raj tuż za rogiem” Llosy, przejmująca książka co prawda o innym malarzu, ale postać Vincenta też się przewija.

  9. Altmana nie oglądałem, ale pamiętam film  z  1956 roku „Pasja życia” z  Kirkiem Douglasem w roli van Gogha i Anthonym Quinnem w roli Gauguina.  Całkiem przyzwoity film biograficzny w starym stylu. Zresztą jest to adaptacja powieści pod tym samym tytułem.

  10. D o b r z e  jest umierac, gdy sie ma swiadomosc, ze zrobilo sie w zyciu cos naprawde dobrego, ze pozostanie sie w pamieci chocby kilku ludzi i bedzie sie przykladem dla potomnych. Zadne dzielo, chocby najlepsze, nie jest wieczne, ale mysl w nim zawarta moze trwac bardzo dlugo. Gdy przyjda potem inni, to najwlasciwsza dla nich droga bedzie isc sladami swych poprzednikow i robic to sam, co tamci.

    3 marca 1878

  11. no właśnie, wyraźnie w rodzinie zabrakło miłości do dzieci,  może to były czasy że na emocje nie starczało … rozumu, czasu, nie było w zwyczaju? No nie wiem.

    Matejko też miał jakoś ciężko w dzieciństwie, ojciec surowy itd

    Tak trochę tylko  o rodzicielskich emocjach. Przypomniał mi się Zbyszewski. kiedy opisuje dzieciństwo Ursyna Niemcewicza, kiedy to ten w dzieciństwie,  biegał odziany  w białą malutką albę,  chyba tak do 10 roku życia i miał tonsurkę wystrzyżoną na czubku głowy, miała to być niejako prośba do Boga, ubranko ochronne aby małemu chłopczykowi nie przyplątała się żadna choroba.  Rodzice jak rozumieli , tak chronili małego Ursyna. Starczyło w życiu rodziców także miejsca na emocje do własnych dzieci.

  12. Nie mieszajmy miłości z emocjami. Owszem, uczucia towarzyszą miłości, i trzeba je zwłaszcza dzieciom okazywać, bo tego potrzebują, ale nie są tożsame z miłością. Miłość to czynna troska o dobro bliźniego.

  13. kto jest  tłumaczem LLOSY  (tej książki) ?

  14. Skoro mowa o Van Gogh’u to polecam bardzo ciekawy artykuł zamieszczony w holenderskim numerze SN (13, grudzień 2016) napisany przez Panią Annę Zamęcką: Vicent van Gogh. O usilnych próbach stania się zwykłym człowiekiem. Naprawdę warto!

  15. Panie Gabrielu, kiedy można spodziewać się hiszpańskiego nawigatora??

  16. https://youtu.be/rC4heGu_gu4 7:37 Przekleństwa i samobójstwa w rodzinie. Ks. Piotr Glas.

    Egzorcysta. Posługuje w Anglii.

  17. https://youtu.be/Dzky5oiGyaY 1:57 Ks. Natanek – O duszy samobójczej.

  18. Jakoś nie wierzę w jutrzejszą kontynuację wątku van Gogha.

  19. o milosci tez pisal

    i to jak! :))

    Ciesze sie bardzo, ze przeczytales ksiazke Micheleta i ze tak ja wlasnie zrozumiales. Po przeczytaniu tej ksiazki dochodzi sie do wniosku, ze milosc to znacznie wiecej niz ludzie zwykle w niej widza.

    Lektura ta byla dla mnie rewelacja a jednoczesnie jakby nowa ewangelia.

    „Nie ma starych kobiet”! (Nie znaczy to, zeby nie bylo starych kobiet w ogole, ale kobieta nie bedzie stara tak dlugo, jak kocha i jak dlugo jest kochana.) Wez na przyklad taki rozdzial jak Les aspirations de l´automne, jakie to wspaniale!

    Zgadzam sie z toba, ze kobieta jest „zupelnie inna istota” niz mezczyzna (istota, ktorej nie znamy albo znamy tylko powierzchownie).

    Tak samo wierze, ze mezczyzna i kobieta moga stanowic calosc, jedna calosc, a nie dwie polowy.

     

     

  20. a ja wierze!

    zakladamy sie? :))

  21. fragment pochodzi z listu z 31 lipca 1874

  22. Dwuch sąsiadów powiesiło się. Działo się to w trzy piętrowym bloku w naszej klatce schodowej.

  23. …i każdy z nich miał powód który był jak im się zdawało warty śmierci.

  24. Dzięki za fragmenty. Zastanawiam się, ilu ważnych książek jeszcze nie przeczytałam. Na szczęście ta jest w mojej dzielnicowej bibliotece. Ale w ślad za Gospodarzem jestem ciekawa, co znajduje się w tych listach, które nie zostały przetłumaczone.

  25. „LISTY DO BRATA” zostały wydane w roku 1970 przez wydawnictwo CZYTELNIK a listy tłumaczyli: z j.francuskiego -JOANNA GUZE a z j.holenderskiego- MACIEJ CHEŁKOWSKI.

    Pan Gabriel Maciejewski nie po raz pierwszy mija się z prawdą (delikatnie mówiąc).

  26. Pan zaś nie myli się nigdy. Dziękuję za informację.

  27. te fragmenty zaznaczylam sobie w ksiazce jakies 45 lat temu …

    musze przyznac, ze bylam wtedy dosc przerazona  trescia listow i nawet przerwalam ich czytanie bo wolalam patrzec na jego obrazy

    a swoja droga, jak to bylo mozliwe, ze nie udalo mu sie sprzedac ani jednego?

  28. Spróbuję to wyjaśnić. Ponoć sprzedał jeden – czerwone winnice w Arles

  29. z Arles sa jego najwieksze dziela

    byl „artysta wykletym” i pewnie to jest tez jakies wyjasnienie

  30. „Wyszlo to fantastycznie i mimo niedociągnięć w scenariuszu nie można się na tym filmie nudzić.”

    Ja wyszlam z kina pelna optymizmu, ze jeszcze sa dzisiaj tworcy, ktorym zalezy na tym, zeby choc na chwile widza zaczarowac. Chyle tez czola przed zmudna praca malarzy (ponad stu) zaangazowanych przy tworzeniu tych zyjacych obrazow.

    Pieknie dziekuje za te notke! Od momentu obejrzenia chcialam sie podzielic tutaj wrazeniami, ale jakos nie bylo sposobnosci.

    Po powrocie z Polski, odgrzebalam u siebie na malenka, juz mocno zniszczona,  ksiazeczke „Dernières lettres. Auvers-sur-Oise” (Ostatnie listy), zeby „zobaczyc” ten film jeszcze z innej strony.

    Uderzylo mnie z jaka troska i czuloscia mowi on o wychowaniu dziecka (w listach do brata i bratowej, ktorym urodzil sie syn), z jakich prozaicznych detali zdaje sobie sprawe. Bardzo (w kilku listach pod rzad) naciskal na brata, Ktory przechodzil wtedy wlasnie jakies klopoty finansowe, zeby przyjechal do niego do Auvers wraz z rodzina, ze wszystkim (a zwlaszcza dziecku) pobyt na wsi dobrze zrobi. Niestety, podjeli decyzje wyjazdu do Holandii, juz sie nie spotkali.

  31. Niektorzy twierdza, ze z Auvers, ostatniego miejsca pobytu.

  32. Dobry, poważny tekst. Kilka lat temu na kanale Planete widziałem film oparty o jego listy, zrobiły na mnie wielkie wrażenie – kto ma dzisiaj takie głębokie przemyślenia.. kto się zastanawia nad takimi rzeczami, albo operuje takimi słowy…. rzadkość.

  33. Nie czytalam calej korespondencji do brata, ale we wspomnianych wyzej ostatnich listach w kolko pisze o szalonej pracy od switu do nocy, opisuje tworzone obrazy (przez te dwa miesiace z kawalkiem namalowal ok 70 obrazow), kolorystyke, rozmiary, bardzo dokladnie, nie tylko w listach do brata, rowniez w listach do matki i siostry.  Jakos przez mysl mi przemknelo, ze „usprawiedliwia” przed rodzina swoja egzystencje i nie-zarabianie. Brat go chyba rozumial, ale inni..?

    A dwa lata wczesniej, w jednym z listow do matki pisal: Gdy usłyszałem, że moje dzieło odniosło pewien sukces i przeczytałem stosowny artykuł, nieustannie obawiałem się, że będę musiał za to zapłacić; w życiu malarza na ogół najgorszą ze wszystkich rzeczą jest sukces. (cytat za notka w wiki)

  34. Jako dodatkowa ciekawostka –  filmik, w ktorym jeden z rezyserow opowiada o samym pomysle i technicznych szczegolach powstawania filmu:

    https://www.youtube.com/watch?v=eEl-jwIcR9s

    i piosenka (nowa wersja na potrzeby filmu):

    https://www.youtube.com/watch?v=vp5qJlr4go0

  35. co znaczyl sukces dla takiego van Gogha?

    moze to, ze teraz jego wspominamy?

    kto wie? :))

  36. Może jakie ciepłe słowo?

  37. gdybym to ja byla van Goghem …

    to i bez cieplego slowa bylabym usatysfakcjonowana :))

  38. W tamtym konkretnym przypadku (pomylka, nie dwa lata wczesniej, pisal to raczej w 90 roku) chodzilo o to, ze ktos pochwalil jego obrazy; wtedy to ukazala sie bodaj jedyna, o ile sie nie myle, pozytywna recenzja jego obrazow, autorstwa krytyka A.Aurier)

  39. Na pewno nie za „ciepłe sowo za to wszystko”. Raczej, że Ktoś dostrzega co tam dużego jest.

  40. on sam tak pisze o sukcesie:

    Zeby osiagnac sukces, trzeba ambicji, ambicja zas wydaje mi sie absurdem.

    lato 1887

  41. powieść napisana przez Irvinga Stone’a.

    Autor jest uważany za jednego z klasyków XX-wiecznej  literatury anglosaskiej, zresztą „specjalizowałs się ” w fabulaeyzowanych biografiach malarzy.

    Inne jego książki to np.:

    „Udręka i ekstaza”  – oparta na biografii Michała Anioła, czy „Bezmiar sławy”, to samo o impresjoniście Camille Pissarro.

  42. ten bezmiar sławy w przypadku Pisarro, to rzeczywiście niezłe…Te wszystkie książki to nadużycia emocjonalne po prostu

  43. Irving Stone był wybitnym specjalistą (konfabulantem) od tego rodzaju nadużyć.

  44. Udręka i ekstaza – tytuł zerżnięty od Karola Schultza (Kamień i cierpienie). Ciekawe, czy treść również.

  45. Jaśniejące kartofle – czyli holenderskie arcydzieła

  46. Thomas Bernhard „Mróz”.

  47. Kartofle ze skwarkami i zsiadłe mleko, to jest to. Idę obierać.

  48. nie wiem. Nie czytałem ani tego, ani tego.

  49. Jacy oni brzydcy ci biesiadnicy, straciłam apetyt. Nie moja estetyka. Nie znam się na malarstwie i jakoś mnie to (w związku z powyższym obrazkiem) nie martwi.

  50. To był mój ulubiony przysmak z wakacji na Podlasiu.

  51. Van Gogh celowo wyszukał takie modele, by przedstawić trudną dolę chłopa.

  52. Obstawiam, że van Gogh był spoza, więc nie można było go zauważyć.

  53. Chłopi nigdy nie mieli dostępu do najlepszego materiały genetycznego. Do pięknych i zdrowych kobiet. Takie, jeśli nawet rodziły się na wsi, to szukały kariery gdzie indziej, lub marnie kończyły.

  54. Nie wiem czy klimatu brzydoty i kolorytu nie powtórzył Duda Gracz np. w Jeźdźcy Apokalipsy, czyli fucha.

  55. Czytałam Schultza. Wtedy mi się podobało. Teraz musiałabym sobie zrewidować, a tyle jest do przeczytania…

  56. jezeli stracilas apetyt to znaczy, ze sie znasz 🙂

    nie wiem czy bylabym w stanie powiesic sobie jakikolwiek jego obraz w domu

    mozna podziwiac (albo nie) ale tylko z daleka np w muzeum

  57. Wiele jego obrazów (martwe natury, krajobrazy) nadaje się na ścianę. Może nawet większość. Paskud dużo nie namalował.

  58. Sa lepsze. Bimber. Albo dziczyzna i kapusta, i kasza gryczana do tego

  59. A mój z dzieciństwa na Śląsku 🙂

  60. Moim skromnym zdaniem, to na  ścianie najlepiej wygląda „Chrystus nauczający z łodzi”. To było w każdej chałupie. Taka kotwica.

  61. a czy ja mowie, ze zaraz paskudy?

    i czy to moja wina, ze van Gogh kojarzy mi sie z zakrwawionym obcietym uchem?! 

  62. No, mi też niestety to ucho przeszkadza. Trochę był przesadnie lansowany za komuny, słoneczniki w kalendarzach i na ścianach urzędów, domów wczasowych FWP, i td. Ale był dobrym malarzem.

  63. najlepiej to miec gole sciany

    jakby co, to jest miejsce, zeby cos powiesic

  64. dopoki nie poczytalam o nim to moglam podziwiac

    wlasciwie podobnie jest z wiekszoscia dobrych malarzy

  65. Musial Pan akurat najbrzydsze wyszukac:) To poczatki malarskie z okresu kiedy pracowal jako misjonarz wsrod biedoty.  Ponury czas dla niego, jak widac.

    Ciekawe, ze to samobojstwo („samobojstwo”?) zdarzylo sie w najbardziej tworczym okresie.

  66. My się jeszcze obudzili

    byśmy Cię, Boże chwalili

    Gołe ściany ?

  67. golusienkie

    minimalism po prostu

  68. i tak i nie. To mój ulubiony sport: mnożenie to dodawanie, a dzielenie to odejmowanie. To mój techniczny minimalizm. Oczywiście sport amatorski 🙂 .

  69. to on próbował być awangardą sojuszu robotniczo – chłopskiego ? Nie wiedziałam. No ale, jak mówisz … aspirował w tym kierunku .

  70. Vincent był bardzo dumny z tego obrazu. W polskiej wersji wikipedii https://pl.wikipedia.org/wiki/Jedz%C4%85cy_kartofle   jest niezwykle bogaty opis różnych wersji obrazu, jego historii, modeli, etc. Także odniesienie do Jozefa Israëlsa.

    Ja nie wybierałem tego obrazu. Jako zasadę przyjąłem, że nie szukam moich ilustracji w obrazach opublikowanych na internecie, bo nie jestem pewien czy nie naruszę praw autorskich. Szukam obrazów w książkach, które nie podlegają już ochronie autorskiej. Te kartofle van Gogha, to był pierwszy obraz, na który natrafiłem. Gdy o nim poczytałem i dowiedziałem się o jedzących kartofle Israëlsa, od razu pomyślałem, że trzeba zamieścić obie ilustracje. Ale w książkach znalazłem innego Israëlsa z kartoflami. Tego zamieściłem. Uderzyło mnie światło kartoflane u obu twórców. Tego chyba krytycy dotąd nie zauważyli.

  71. https://stopfalszerom.blogspot.com/2017/11/niemiecka-szkoa-nauczy-twoje-dziecko.html

    https://www.youtube.com/watch?v=p5aUDSuruWY

    Coraz więcej dzieci w Niemczech popełnia samobójstwo żeby uciec przed przymusową seksualizacją w szkole.

  72. ale jak sami pewnie wiecie (a może nie), rodzina, szczególnie taka, która sama nie radzi sobie z emocjami potrafi wsadzić na grzbiet najsłabszego i najbardziej wrażliwego ze swoich członków, znacznie większą trumnę niż dziecinna…

    Cała prawda.

    trumna=trauma

  73. Dziekuje pieknie za link do historii obrazu. Nawet jesli mnie on nie zachwyca, to po przeczytaniu jak powstawal, ile pracy i troski o „swoje pierwsze wielkie dzielo” (i zeby brat ocenil pozytywnie) wlozyl w nie Vincent, jestem w stanie docenic. Wzruszajaca cala ta historia.

    „Swiatlo kartoflane” to unoszaca sie para w blasku lampy (chociaz u Israëlsa nie widze zrodla swiatla), ale nadaje scenie inny wymiar.

    Israëls piekny. Podobny motyw modlitwy przed posilkiem tutaj (tez nie jestem pewna czy nie naruszam praw…)

    http://4.bp.blogspot.com/-IYCQbg5Q19M/ULI3UP5AciI/AAAAAAAAEEM/fAAu5zd70X8/s1600/Saying+Grace.jpg

  74. Georgius – obraz Israelsa, podoba mi się, bo jest dobrze oddany jeden temat:  modlitwa ubogich ludzi przed wieczornym posiłkiem.

    Ale co jest z ta szafą na obrazie Israelsa ?

    Czy ona jest otulona jakąś matą słomianą ?

  75. To chyba materac do spania. Za dnia odstawiony bo ciasna izba.

  76. W mojej książce o „Jedzących kartofle” jest napisane:

    W liście do brata z kwietnia 1885: „Chciałem malując dać wyobrażenie o tych prostych ludziach, którzy w świetle lampy jedzą swoje kartofle, biorąc je rękami z półmiska – tymi samymi rękami, którymi kopali ziemię, gdzie one rosły; obraz przywołuje więc pracę i sugeruje, że ci wieśniacy uczciwie zasłużyli sobie na swoja strawę (…) Nie pragnąłbym wcale, żeby wszyscy uznali płótno za ładne czy dobre (…) Ten, kto szuka mdłego wieśniaka niech go szuka gdzie indziej. Co do mnie wierzę, że lepsze rezultaty daje malowanie wieśniaków w ich surowości, niż przydawanie im ładności konwencjonalnej.”

     

    Apropo jeszcze dotykania rękami ziemi „próchniczej”/która „rodzi” vs depresja/samobójstwo  –  to podobno jest w takiej ziemi coś, co przedostając się do naszego krwiobiegu łagodzi depresję czy daje lepszy humor – taka ciekawostka 🙂

  77. Ta reprodukcja pana Georgiusa jest chybiona w oddaniu klimatu oryginału – nie dość, że obraz z „Jedzącymi kartofle” jest z „pospiesznym i szorstkim traktowaniem szczegółów” – to chyba raster plus dalsze zniekształcenia kopiowania kopii powoduje dodatkową szorstkość „niedowytrzymania”. W originale obraz  ma też wiele miękkości, które „łagodzą” całość.

    Co nie oznacza, że lubię obraz 🙂

  78. Pewnie się powtarzam, a poza tym się nie znam, ale w obrazie Nadzieji z godz 8.00 i obrazie Israelsa jest u człowieka modlitwa, skromność, ubóstwo, spracowanie a te parujące  kartofle są dla człowieka źródłem  ciepła ,  światła , nawet poprawy humoru (w domyśle) i spokojnego (z modlitwą) snu.

    U Vincenta jest namalowana gromada głodnych i dwa źródła światła i każdy brzydki i trochę wykrzywiony i brakuje koncentracji na znaczeniu tego wieczornego, ciepłego półmiska ziemniaków  dla spracowanej biedoty wiejskiej.

  79. >U Vincenta jest namalowana gromada głodnych

    Może na tym polega wielkość, że w tym miejscu wieśniacy zostali przedstawieni ani jak zwierzęta, ani bez dowartościowywania – bo dobrego nie trzeba dowartościowywać.

  80. Mój największy zawód czytelniczo-miłosny to J-P. Sartre i jego „Drogi wolności”. A więc gdy miałem jakieś 23 lata, byłem tą  książką  zauroczony. Ale gdy chciałem powrócić  do niej jakieś 8-9 lat później, nie byłem  w stanie przeczytać nawet połowy pierwszego tomu, tak mocno  mnie raziła nieautentyczność ww.  literatury. I z miejsca  wszystkie trzy tomy tego dzieła  sprzedałem  na warszawskim Wolumenie, żeby mi nie „psuły” domowej biblioteki.

  81. >parujące  kartofle są dla człowieka źródłem  ciepła ,  światła , nawet poprawy humoru (w domyśle) i spokojnego (z modlitwą) snu.

    Zgadza się i  nie upieram się, aby „Jedzących kartofle” wieszać na ścianie 🙂

  82. Myślę, że Schultz ze swoim „Kamieniem i cierpieniem” jednak by się obronił. Natomiast nie wiem, czy dałabym radę strawić Camusa, zwłaszcza eseje, którymi katowałam się w młodości. Często zastanawiam się, jak dzisiaj odebrałabym różne dawne lektury, zwłaszcza że po drodze było nawrócenie, no i oczywiście doświadczenie kilku dziesiątek lat życia. Ale szkoda mi czasu, którego i tak brakuje na bieżące lektury.

  83. Też powszechne. Nie ma lepszej kotwicy. Miałem śmiałość spóźnić się 25 godzin.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.