Nie wiem czy wiecie, ale na stronach Polsat news pojawiają się dane dotyczące zanieczyszczenia niemieckich miast przez chmury pyłów z Polski. Nasz przemysł tak intensywnie pracuje, a wiatry ze wschodu wieją tak silne, że 50 procent zanieczyszczeń nad Berlinem pochodzi z Polski. Nad Hamburgiem chyba ze 30. Niesamowite. Jak oni to policzyli?
Aż dziwne, że żaden z dziennikarzy tego szacownego medium nie zapytał uczonych niemieckich – a co miastami po drugiej stronie zachodniej granicy Niemiec? Ile tam procent zanieczyszczeń pochodzi z Polski? Bo wiatry tam także wieją, ale zapewne – biorąc pod uwagę logikę tych doniesień – już w całkiem inną stronę.
Gawędzimy tu sobie od jakiegoś czasu o kreowaniu prawa, ale dobrze wiemy, że nie chodzi tylko o to. W zasadzie mając pod ręką media można wykreować wszystko. Do niedawna jeszcze pokazywano we współczesnych mediach, jak fatalnie zakłamywali rzeczywistość komuniści. Widzimy jednak, że nie o komunistów chodziło. Byli oni bowiem budującym przykładem dziennikarskiej uczciwości, jeśliby ich porównać z tymi, którzy wskazują na owe polskie chmury pyłu wiszące nad niemieckimi miastami. Komuniści bowiem zmuszeni byli utrzymywać jakiś tam poziom edukacji, który potrzebny był do tego, by ludzie opuszczający system mogli obsługiwać machinę przemysłowo-propagandową socjalizmu. Obudowana była ona szeregiem ideologicznych bzdur, ale jak raz dwa razy dwa zawsze równało się tam cztery, wiatry wiały z zachodu na wschód, a przemysł niemiecki był potężniejszy od polskiego. To były oczywistości. Rzecz jasna już w tamtych czasach przygotowywano grunt pod współczesne ideologiczne brednie, ale nikt tego nie oceniał w ten sposób. Ja, dla przykładu, chorując często, zostawałem w domu sam z telewizorem. I włączałem sobie poranny program NURT – Nauczycielski Uniwersytet Radiowo Telewizyjny. Było to niesamowite przeżycie, a kilka razy puścili tam program o tym, że wskutek braku wody, Wielkopolska w najbliższej przyszłości zamieni się w step. Ja tę opinię słyszałem potem jeszcze kilka razy, jako człowiek dorosły, ale niestety nie mogę potwierdzić jej słuszności, bo jeżdżąc często przez Wielkopolskę widzę różne przykłady krajobrazu, ale stepu akurat nie, a minęło już prawie 50 lat od ogłoszenia tych rewelacji. I coś się, prawda, już powinno zacząć dziać. No chyba, że wszystkie te prognozy poszły jak krew w piach, bo dowieźli do Wielkopolski wodę w cysternach i proces stepowienia został zahamowany.
Jeśli ktoś nie miał wyobrażenia na temat skali propagandy i fałszerstw jakich dopuszczali się Krzyżacy w XIV wieku, to już mniej więcej ma. Polegały one na tym, że najpierw usuwano podstawę rozważań dotyczących prawa, a proces ten poparto wielkimi pieniędzmi, korzystając z faktu, że jedyna instytucja stanowiąca prawo dla wszystkich – Kościół – przeżywa właśnie różne kryzysy, w tym ten największy – schizmę zachodnią. Wobec takiego faktu, można było robić co się chce. I produkować jakie się chce dokumenty. Żeby je unieważnić należało walczyć, albo płacić. I tego się trzymali królowie Polski, kołując, pardon, budżety gdzie się dało, na jeden i drugi rodzaj aktywności.
Co to była za podstawa, o której tu wspomniałem? Wacek w swojej książce dobrze to opisał – chodziło o prawo naturalne, któremu podlega każdy człowiek. Wobec jednak konkurencji na szczeblach najwyższych, jak można domniemywać podsycanej przez zakon, wyrazy „człowiek” i „każdy” silnie wypłowiały i straciły na znaczeniu.
Jak to wczoraj pięknie wyjaśniliśmy, degeneracja ośrodka władzy w Malborku przebiegała szybciej niż realizacja wszystkich jego apetytów. Doprowadziło to w końcu do degeneracji, a w konsekwencji do wymiany kadr na froncie walki o kształt prawa i kształt elit na obszarze od Morza Bałtyckiego do Karpat. Kanciarzy podszywających się pod zakonników zastąpili kanciarze udający uczonych i proroków. I ten stan, w zasadzie niezmienny, zachował się do dziś. Na naszych oczach właśnie dokonuje się jednak zmiana. To znaczy, podstawa i metoda, budowania przewagi w oparciu o dowody naukowe, jest otwarcie lekceważona. Nikt już bowiem nie chce by ktokolwiek cokolwiek rozumiał, chodzi tylko o to, by potwierdził opublikowany w mediach komunikat, no i skłonił do wierzenia weń możliwie dużą grupę osób. I co? Myślicie, że się nie znajdzie setka chętnych z tytułami profesorów? Oczywiście, że tak, albowiem temu służyła masowa edukacja ostatnich dekad, by zdewastować cały segment zasobów ludzkich zwany czasem świątynią wiedzy, czy jakoś podobnie. Zamieniono go w klatkę na nutrie, z której co jakiś czas wyciąga się jakiegoś rudego szczura z długim ogonem i on, świszcząc przez żółte zęby, mówi tonem proroka, że wiatr panie od dawna już wiele na wschód, a wielki, polski przemysł i zanieczyszczenia przezeń produkowane, zagrażają sielskim, niemieckim dolinom. Więcej – nie tylko przemysł, ale także opalane węglem gospodarstwa domowe. Bo one produkują dym i ten dym jest niesiony wschodnim wiatrem wprost nad Hamburg i tam opada na dachy domów, na gołębie, pary homoseksualnych kochanków kryjące się przed białą siłą w cieniu platanów i na przewożące kolorowe zabawki dla dzieci w Afryce kontenerowce. I ten pył niszczy wszystko i niweczy starania o lepszy świat. Dlatego należy powstrzymać za wszelką cenę tych, którzy go emitują i pozwalają mu unosić się w powietrzu.
Dodam jeszcze tylko, by zakończyć ten etap rozważań, że polscy górale w Zakopanem to potomkowie germańskich Markomanów, co do niedawna było przez wszystkich rozumiane jako oczywistość. I zapewne niebawem ponownie do tego sposobu rozumienia wrócimy.
Widzimy, że talia niemieckich kart, którymi posługują się oni grając w durnia ze wszystkimi wokół ma nie tylko sześć asów, ale i dwanaście dam, tyluż króli i ze czterdziestu waletów w różnych kolorach. A co my mamy? W tym momencie powinienem się uśmiechnąć sarkastycznie, ale i tak tego nie zobaczycie, więc nie ma sensu się krzywić. Oto siły patriotyczne w Polsce, szukając wzmocnienia swojego przekazu i autorytetów, które by go poparły, wyciągają karty wprost z tej niemieckiej talii. I ani mowy, żeby ktoś zrozumiał, że tak nie wolno. Bo nikt nie rozumie na czym polega kreatywny stosunek wobec prawa. Nigdy nie zapomnę, jak – jeszcze za życia Lecha Kaczyńskiego – opisywano różne domowe sytuacje z życia rodziny prezydenckiej i moment kiedy Marta Kaczyńska zrobiła aplikację – chyba – bo mogło chodzić też o inne jakieś osiągnięcie. Wszyscy byli szczęśliwi, bo oto zyskała podstawy do życiowej stabilizacji. Uśmiechnąłem się wtedy sarkastycznie, a nawet bardzo sarkastycznie, można rzec. Jak można w ogóle rozumować w ten sposób? Dziś, mam nadzieję, Jarosław Kaczyński porzucił te metody, bo widzimy, że kreatywny stosunek do prawa triumfuje i żeby się mu przeciwstawić, wobec kryzysu ośrodków władzy prawdziwej i obowiązującego prawa w ogóle, potrzebne są pieniądze albo miecz.
My zaś widzimy, że o ile ta nasza bieda prawica rozumie, że z tym prawem coś jest nie tak i powoływanie się na jego zasady, które firmuje UE nie musi przynosić korzyści, to jednak uniwersytet daje myślom i dyskursowi jakąś stabilizację. Każdy rozumie, że piszę – uniwersytet – a mam na myśli wszelkie rodzaje wyższych uczelni. Stamtąd pochodzą doradcy prezesa, którzy powołując się na zdobytą widzę i doświadczenie tłumaczą nam świat. Niestety wobec opublikowanych w Polsacie rewelacji są bezradni, albowiem polemika z nimi degraduje ich jako uczonych. W zasadzie są bezsilni. I nikt nie chce z nimi rozmawiać, albowiem usunięto podstawę takich dyskusji. Nikt tego nie zauważył. Prócz mnie oczywiście – Wielkopolska nie zamieniła się w step. Klimat nie zmienia się w taki sposób, jak to opisują mędrcy z uczelni zajmujących się badaniami przyrody.
Z przekonania jednak, że uniwersytet spełnia swoją funkcję, biorą się w otoczeniu polityków ludzie tacy jak Bartoszewicz. Człowiek o fantastycznie wręcz fałszywym emploi, fatalnie grający profesora, taki, który w zasadzie mógłby się odnaleźć, jako jedna z postaci na balu u szatana Wolanda, w jednej z ekranizacji „Mistrza i Małgorzaty”, w roli jakiegoś pomniejszego diabełka. Taka jest moja opinia na temat tego pana. Są też inni, których zadaniem jest możliwie skutecznie unieważnienie argumentów uważanych do niedawna za niepodważalne prawdy. Czyli pokazanie wszystkim tak zwanego wała i zostawienie ich samotnych, z pakietem całkiem już nieważnych aktywów, na które będą się mogli, jak w dawnych czasach, powołać przed sądem zorganizowanym na dworze jakiegoś antypapieża. Co oczywiście narazi ich na kompromitację.
Jakby tego było mało Szczepan Twardoch znów dostał od Niemców jakąś nagrodę. I to zapewne da do myślenia całej zgrai aspirujących polityków niższego szczebla, którzy – nie mając za sobą niczego poza pragnieniem zrobienia kariery – szukać będą narracji, mogącej ich wynieść nieco wyżej. I taki Twardoch będzie jak znalazł. Bo literatura, szczególnie głęboka i poważna może być zabezpieczeniem dla narracji kreujących komunikację polityczną. Ho, ho, tak, tak…Tego Twardocha to nawet prof. Cenckiewicz wychwalał, że taki dobry i warsztat ma jak trzeba. Chylimy czoła.
No, ale czas dobiec do pointy. Czy ktoś w naszej nieszczęsnej Polsce wpadł na pomysł, by wyjąć z tylnej kieszeni spodni swoją talię kart? I jak dragon Marcin Kabat szykujący się do rozgrywki z diabłami w Czarcim Młynie powiedzieć – tymi, będziemy grać! Tamte są znaczone! Otóż nie. Albowiem nie ma takiego odważnego, Czarci Młyn zaś, w naszym przypadku, jest prawdziwą pułapką. I my w nim sprzedajemy duszę w zamian za możliwość uczestnictwa w dyskusji o tym, w jakim kierunku wieją wiatry nad Europą. Możecie się teraz, wraz ze mną, uśmiechnąć sarkastycznie, jeśli oczywiście macie ochotę. Ja zaś lecę do warsztatu samochodowego. Od 10 października mamy tylko jedno auto, bo drugie ma poważną awarię. No i to jedno, po raz kolejny zaczęło mrugać do mnie różnymi kontrolkami. Całkiem nie tymi co trzeba. Jak się mieszka daleko od miasta, daleko od szkoły, daleko od Biedronki, jest to jednak pewien kłopot. No, ale bądźmy dobrej myśli. Może uda się naprawić oba.
Pamiętajcie o książce Wacława i o św. Dominiku
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/papiez-cesarstwo-i-jurysprudencja-kreatywna/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zywot-sw-dominika/
I wspomóżcie Anię i Saszę jeśli możecie
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Dzień dobry. Marcin Kabat był Czechem. I to żołnierzem „Cisare Pana”. Ja wiem, że czesko-ceasarsko-królewska mądrość jest dla nas nijak nie do wykorzystania, ale jako egzemplum posłużyć może. Czesi się z nas śmieją, bo ich zdaniem mamy zwykle głowy w chmurach a lekceważymy sprawy prozaiczne, które na koniec niweczą wszystkie nasze plany. To tak oględnie. Kolokwialnie mówiąc głupi jesteśmy i tyle. A Niemcy są do nas szczerze przywiązani. Jak nie przymierzając NYPD do gangów narkotykowych. Bez nas bowiem stracą rację bytu i będzie trzeba ich pokawałkować, jak to zresztą raz już zrobił niejaki Bonaparte, realizując starą angielską fobię antycesarską. Tymczasem stary sojusznik, Prusy, za bardzo się wyemancypował na użytecznym sojuszu z Rosją, a że oddychał od pokoleń powietrzem Rzeczypospolitej, to i bakcyla tutejszej głupoty trochę wchłonął. Przeto łatwo było go doprowadzić do samego roku 1914-go. Poza Polakami nikt na Niemców uwagi nie zwraca. Nikt ich nie słucha, ale każdy próbuje robić jakąś swoją politykę wobec nich. U nas prawdziwą politykę robią obcy i jest ona wymierzona wprost w nas. I oczywiście obejmuje kultywowanie wrogości polsko-niemieckiej po obu stronach granicy. Doświadczenie sojuszu polsko-niemieckiego z czasów wojny 30-letniej nie zostało zapomniane. Ale niektórzy mają naprawdę długą pamięć, choć może o tym nie krzyczą…
Jakże szydzić z p. Twardocha, którego uznaje tylu wielkich ludzi, w tym niejaki Nowak (chyba: Andrzej?) – który od lektury odrywa się jedynie i tylko po to, by podpisać kolejny list (np. jako 17-sty) …
Ciekawe kogo pan ma na myśli, bo nie mogę rozeznać…
Ach te piętrowe lojalności
po wschodniej stronie Berlina zbudowano wszystkie tzw 'brudne’ czyli zupełnie nie reprezentacyjne obiekty bez których miasto nie może istnieć tzn oczyszczalnie, śmieciarnie, zajezdnie i autobusowe i metra, inne komunikacyjne i inne obiekty obsługi komunalne potrzebne dużemu miastu oraz fabryczki różnego rodzaju.
Po zbudowaniu muru berlińskiego samorządy Berlina wszystkie komunalne sprawy między sobą renegocjowały.
Podstawą takiej rozbudowy aglomeracji miast niemieckich był kierunek europejskich wiatrów. Większość wiatrów w Europie wieje z Zachodu czyli od Atlantyku w kierunku wschodnim czyli w stronę środkowej i wschodniej Europy. Stąd ewentualne wyziewy komunalne i fabryczne ze wschodnich części niemieckich miast kierowały się z wiatrem w stronę środka kontynentu i dalej .
Była to podstawowa zasada zagospodarowania terenu miejskiego przy rozbudowie niemieckich miast.
Ten pomysł że „zanieczyszczone powietrze” nad niemieckimi (smog??) miastami pochodzi z terenów polskich jest po prostu głupi, chyba że tworzy się podbudowę pod nowe rozwiązania klimatyczne kończące się dla nas jakimś nowym podatkiem, bo od węgla już płacimy to i trybutem od powietrza też może spróbują nas obciążyć.
https://youtube.com/shorts/aOVRWuza0UQ?si=fdh7d1NhqUuuXZaA
to Bartosiak
o królu Dawidzie
nie wiem o jakiego Georga chodzi
On myśli, że my nie czytamy i nie rozumiemy. Szkoda na niego czasu
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.