sty 292019
 

Kiedy tak patrzę na rynek książki oraz na inne rynki, mam wrażenie, że niebawem nie będzie można kupić swobodnie kebaba w budzie, bo w kolejce będą stali sami uprzywilejowani oficerowie służb specjalnych w dziwnych czapkach, którym – z racji funkcji wykonywanych – kebab należy się wcześniej niż tak zwanym zwykłym ludziom. To jest moim zdaniem niepojęte, że ta stonka tak się wszędzie panoszy i domaga się wszystkiego, nie mogąc jednocześnie nic uczciwie porządnego przedsięwziąć w świecie jawnym, który z istoty nie należy do nich. W świecie, którego nie można też przecież zanegować, ani – teoretycznie – się w nim ujawnić, bo w świecie jawnym człowiek ze służb specjalnych to jest po prostu bandyta, do którego wzywa się policję. Dotyczy to także kobiet, co oczywiste. Mamy jednak w mediach cały festiwal ujawnień i demaskacji, których bohaterami są osoby związane z tak zwanymi służbami. No, a jak się czasem rozmawia z kimś wtajemniczonym o jakichś zagadkowych osobach, to on mrugając wymownie okiem mówi – no wiesz, na moje oko, to są służby. I co? Co ja mam z tym zrobić? Mam jednemu z drugim oddać portfel, kupić mu kebaba w budzie za swoje ciężko zarobione pieniądze? Czy może patrzeć jak obejmuje on i jego kumple wszelkie możliwe, lukratywne stanowiska, dla dobra państwa rzecz jasna i w imię nierozpoznanej misji, a wszystko na tym półjawnym biegu, bo to sam pan wie, a ja rozumiem? Z nimi jest gorzej niż z Żydami przed wojną. Tamci przynajmniej nosili chałaty i krążyły o nich śmieszne dowcipy, a także mieli charakterystyczny język dostarczający ludziom radości na co dzień. Ci domagają się tylko traktowania serio i wyciągają łapy po różne precjoza, a jak któryś otworzy usta i usiłuje coś powiedzieć, to nie wiadomo gdzie uciekać od tej żenady. Do czego prowadzi polityka medialna związana ze służbami, którą obserwujemy w Polsce od samego w zasadzie początku jej istnienia? Do degradacji, tak służb, jak i wszystkiego czym one się zajmują. Być może jest to jakaś metoda, narzucona przez kogoś i nic się z tym zrobić nie da, ale ja uważam, że za każde publiczne wtrącenie zbitki słownej – służby specjalne – ktoś powinien odpowiadać finansowo. Nie można bowiem mówić o służbach specjalnych w mediach w kontekście władzy, pieniędzy i afer, bo wiadomo, że one nie będą już specjalne, będą bardzo zwyczajne, a do tego jeszcze, przepraszam za wyrażenie, wydymane przez jakieś nierozpoznane organizacje. Niestety nie wierzę w to, że jak o kimś mówi się na antenie, że jest ze służb specjalnych, to on jednak z nich nie jest. Takich rzeczy nie ma. A im więcej takich komunikatów słyszę tym głupiej się czuję. Patrzę bowiem na rynek książki, na rynek treści w ogóle i widzę, że jest coraz gorzej. To znaczy wszystkie kanały dystrybucji zaśmiecone są rewelacjami ludzi ze służb, którzy muszą coś opowiedzieć nam, bo inaczej będą nieszczęśliwi. A nie dość tego, to muszą potem jeszcze pójść do mediów i tam w sposób, który uważają za malowniczy, zasugerować, że oni są ze służb. To jest żałosne. Żałosne jest to, że na tym naszym biednym rynku nie ma w zasadzie nic, poza wariatkami usiłującymi opowiedzieć gdzie mają ten swój punkt G (widziałem wczoraj taką książkę w kiosku – Jak znalazłam swój punkt G) i byłymi oficerami, którzy próbują im zaimponować. No, może jeszcze można dorzucić do tego trochę aspirujących młodzieńców, który komunikaty, zwane nie wiadomo dlaczego książkami i filmami, służą utrzymywaniu na stałym poziomie płac i premii w policji i instytucjach pokrewnych. Jeśli bowiem młodzież naczyta się o sukcesach dzielnych detektywów i jeszcze się potem tego naogląda, będzie służyć ofiarniej i nie pytać o gotówkę. Poza tym nie ma nic. Być może tak właśnie ma być, bo być może, z czego nie zdawaliśmy sobie sprawy, cały rynek treści zaplanowany został tak, żeby nie było na nim miejsca na nic poza zwalczającymi się przedstawicielami, konkurencyjnych organizacji finansowanych przez państwo czyli przez podatnika. Dziś zaś właśnie dochodzimy do momentu, w którym to się ujawni w całej jaskrawości. Ja oczywiście żartuję, tak nie może być, albowiem wtedy cała publiczność odwróci się do autorów, reżyserów i twórców w ogóle, plecami i pochyli nisko. Następnie zaś pójdzie na kebab do budy tak tajnej, że nawet sam James Bond nic o niej nie wie. Można bowiem stracić zainteresowanie dla przedstawień wszelakich, wierzcie mi. Można pozostać li tylko przy czytaniu Ewangelii i to w samotności.

Napisałem wczoraj rzecz niezwykle istotną. Sam się zdziwiłem, że to napisałem i że tak ładnie wyszło. Chodzi mi o opis sposobu prowadzenia walki o dominację. Używa się do tego coraz bardziej skomplikowanych i delikatnych narzędzi, nie rezygnując jednocześnie z tych znanych wcześniej, grubych i brutalnych. Istota tkwi w tym, że nie można lekceważyć nikogo, nawet pozornie bezbronnych i bezradnych, albowiem to myśl i jej zastosowanie w kanałach dystrybucji jest kluczem do sukcesu i zakwestionowania starych hierarchii. Historia uczy, że można wytruć wielką armię, podzielić na mniejsze kawałki ogromne imperium, niezależnie od tego czy ma ono infrastrukturę czy nie, albowiem tak naprawdę liczy się tylko wola, metoda i cel. A skoro tak, to nigdy przenigdy nie można z niczego rezygnować, żadna bowiem hierarchia nie daje się utrzymać przez dłuższy czas. Wiara w trwałość hierarchii prowadzi wprost do klęski, a wiara w trwałość hierarchii niejawnych do katastrofy o rzadko spotykanych rozmiarach. Stąd właśnie nie można negować świata jawnego, rzeczywistego i dostępnego potocznym doświadczeniom całej populacji. Jeśli to zrobimy, okaże się – jak w opisach znanych z „Faraona” Bolesława Prusa – że cała tajemniczość świątyń i podziemi to jedna hucpa, ci zaś, którzy rządzą naprawdę są po prostu szpiegami z Asyrii. Czy ktoś to rozumie w ogóle? Czy ktokolwiek rozumie, że kraj jest silny wtedy kiedy jego jawne instytucje działają, kiedy można w nim robić karierę bez wstępowania do organizacji tajnych, kiedy każdy ma własność? Jeśli politycy w Polsce tego nie rozumieją, a rozumieją, że kraj jest silny wtedy kiedy ma lepsze służby specjalne niż inne kraje, to znaczy, że możemy już zwijać interes. Ja wiem, że żadnemu emerytowanemu trepowi tego nie wytłumaczę, bo słowa nic nie ważą wobec spływających co miesiąc na konto pieniędzy i wobec kontaktów towarzyskich, które utrzymują człowieka w dobrym samopoczuciu. Bo nawet jak ma raka, to zawiozą go do lepszej kliniki i może przeżyje jeszcze parę lat. No więc jak on ma mi uwierzyć? No, ale to co opisałem, nie jest perspektywą polityczna. Jest perspektywą idiotyczną i prostą bardzo pułapką. Ktoś powie, że się mylę, bo komuna została zwinięta, a tajniacy przetrwali i porobili kariery. Komuna i jej likwidacja, czy też może inaczej – likwidacja dekoracji komunistycznych to był tylko etap. Nikt nie wie na co opiewa kolejny, nawet ci najbardziej tajni tajniacy tego nie wiedzą. Może się jednak okazać, że ta wiedza jest dostępna wszystkim i leży po prostu na ulicy. Może się okazać, tak jak zasugerowaliśmy to wczoraj, że chodzi o nowy podział Europy, z którego największe korzyści odniesie Wielka Brytania opierając swoją politykę na kilku półprotektoratach uwolnionych od nieznośnego patronatu Francji, Niemiec i Polski. Zupełnie tak samo, jak próbowała to zrobić w XVII wieku. No, ale żeby taką rzecz zauważyć trzeba o tym rozmawiać jawnie. Podkreślam – jawnie. Póki co bowiem widzę jeden istotny sens publicznego wskazywania na tę czy inną osobę jako współpracownika służb – utrzymanie dwoistości dyskursu i podkreślenie, że ten ukryty jest ważniejszy. Nie jest i być nie może. Tylko kretyni w to wierzą. Ja wiem, że oni są dobrze opłacani, mają lepsze rowery, lepsze kebaby, lepsze czapki i smaczniejsze papierosy. To jednak o czym gadają nie jest ważniejsze od tego o czym gadamy my. I być nie może. To jednak akurat skrzętnie się przed nimi ukrywa. A nawet jak się ujawni, to oni i tak w ten moment nie uwierzą.

Teraz konkluzja – przez ten cały rok, będę próbował wejść na rynek wydawniczy z nową ofertą. Okaże się, czy to jest w ogóle możliwe w Polszcze naszej. A wymyśliłem towar pierwsza klasa, choć nie powstanie on od razu i nie będzie żadnego huku. Nie mówię o huku medialnym, bo tam nas nikt nie wpuści. Nie mówię o skandalu, hucpie czy czymś podobnym, mówię o normalnych, ciekawych i inspirujących książkach w ładnych okładkach. Sprawdzimy czy można w ogóle z czymś takim zawalczyć na rynku. Czy może po pierwszej edycji pierwszego tomu pojawi się od razu jakiś produkt „w podobie” lansowany z miejsca w mediach, którego autorem będzie zasłużony jakiś pan, co postanowił, sam z siebie rzecz jasna, wykorzystać pewien pomysł, który mu przyszedł niespodziewanie do głowy.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  12 komentarzy do “O kanałach dystrybucji i produktach luksusowych”

  1. Kebaba w budzie nie należy kupować z wielu względów. Nie należy się źle odrzywiać i nie należy dawać zarobku właścicielom kebaba.

    Jeśli chodzi o służby, to w Polsce nie ma chyba żadnych służb, które by działały w polskim interesie.

  2. Kupujesz kebaba – osiedlasz Araba.

    A z tymi służbami to może być prawda. Byle jaki kontrakt na dostawy broni i członkowie rodziny lub krewni negocjatorów „wypadają” przez okno. I kontrakt podpisany z uśmiechem. Kiedy polskie firmy wygrały taki kontrakt?

  3. No bo mamy kapitalizm kompradorski, obecnie funkcjonujące kompradorskie trepy to chyba kiszczakowski nabór, ale gdyby posłużyć się przykładem „holenderskiego flash mobu”, opisanego przez M. Budzisza,  gdzie ruskie służby ośmieszyły się po całości, to może też taki będzie koniec tych wyselekcjonowanych kiejkuckich ważniaków … ośmieszą się i u nas .

    Nic nie trwa wiecznie, oni też … no może taka nadzieja

  4. Nie ma przede wszystkim polskiego interesu

  5. Bardzo mnie Pan uspokoił tym zdaniem: „Nie mówię o skandalu, hucpie czy czymś podobnym, mówię o normalnych, ciekawych i inspirujących książkach w ładnych okładkach.” Trzymam kciuki w takim razie! A tekst wyśmienity. Dokładnie. To gadanie o służbach jest już nie do wytrzymania. Mnie szczególnie drażni właśnie ta klasyfikacja – Mosad najlepszy wywiad na świecie. Co my tak naprawdę wiemy o zwykłym dniu roboczym takiego pracownika? Może nie ma się w ogóle czym ekscytować. Podobno „Człowiek który był Czwartkiem” Chestertona dużo lepiej oddaje atmosferę w służbach niż wszystkie te filmy akcji.

  6. Na służby i loże nie zwracajmy uwagi, na służby wpływu nie mamy a loże służą do rekrutacji średnich kadr zarządzających światem i są dla zainteresowanych. Szukajmy prawdy w sprawach najmniejszych i najbliżej. Gospodarzowi kibicuję w  planach a wszystkim polecam walkę pana Adama Kownackiego z Łomży z bogiem wojny w Ameryce. Kompleksy i dmuchane autorytety precz.

    https://www.youtube.com/watch?v=wQE8JesRYNU

  7. Dokladnie tak…

    … to jakim syfem i szambem sa te cale dete „sluzby specjalne” i ten caly  „mosad” to juz od jakiegos czasu opowiada mecenas Modzelewska… no i jeszcze „charyzmatyczny”  Macierewicz ze swoim rzecznikiem  Misiewiczem, dzis aresztowanym  !!!

    Jezeli juz mamy sie ekscytowac to tylko tym jaki to byl i jest potworny  PRZEKRET  panstwowych pieniedzy  !!!… i jak potwornie jest to  grzane przez  merdialnie, czyli  4 waadze  !!!

  8. No i masz rację,  Adam Kownacki dodaje otuchy, złomotał tego opalonego jak chciał.

    Dzięki za link

  9. Łomot to jedno , chciałem zwrócić uwagę na to , że przeciwnik może być niewiadomo jak Straszny i Piękny i z Ameryki, wszyscy na kolanach i przychodzi uśmiechnięty grubasek i…….

    Taka bajeczka jak niedżwiadek

  10. Tajne czyli jawne albo Globalna inwigilacja (za chwilę rozwinięcie)

  11. Dziś zajrzałem do ilustracji na moim dysku pod hasłem Secret. Pierwsza, to inicjacja członka tajnego stowarzyszenia w plemieniu Ibibio. Druga to bloszewiccy żołnierze, którzy prowadzą w Piotrogradzie tajnego agenta, który być może był wzorem postaci Jaws w filmach o Bondzie. Trzecia ilustracja, z kopiejką, ma ukrytego agenta. A jest nim autor opowiadania Stepniak.

    A dlaczego globalna inwigilacja? Oczywiście Stepniak, znany przez wszystkie policje anarchista, nihilista, socjalista i wszystko co najgorsze był inwigilowany, ale był przydatny jak wszyscy mafiozi, więc ukrywał się rzadko. Jego inwigilacja kosztowała wielkie pieniądze.

  12. Mnie zastanawia, kiedy ekolodzy stwierdza, że książek papierowych trzeba zakazać bo to ludobójstwo drzew które czują.wtedy tylko czekać na takie regulacje. Wydawcy zejdą do podziemia. Czytelnikom zostaną tylko e-booki

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.