Co jakiś czas wracamy tu do starych i niby dobrze znanych tematów, okazuje się jednak, że trzeba o nich ciągle przypominać, bo wielu osobom rzeczy ważne wietrzeją w głowach i gdzieś znikają. Czynię to więc dziś po raz kolejny, bez lęku zupełnie, że padną zarzuty o to iż się powtarzam, albowiem są tacy co na powtarzaniu dwóch zdań w kółko budują swoją karierę publicystyczną i zbierają za to oklaski. Zupełnie jak generał Cambronne, który przeżył Waterloo, a potem brylował na salonach i rwał dziewczyny wypowiadając jeden tylko wyraz – merde. My, jak to wdzięcznie wyraził tu Tomek Gwinciński, nie modlimy się o takie kwoty i o takie sukcesy. Zostawiamy to ludziom w garniakach. Nasze cele są inne. Może nie tak skondensowane, ale mam głębokie przekonanie, że bardziej treściwe.
Najpierw napiszę o potędze pozorów. Zdumiewające jest to, jak uporczywie powtarzana brednia, może stać się podstawą wiary w tego czy innego człowieka. Zdumiewające jest to, jak wiele kłamstw założycielskich, banalnych bardzo i łatwych do zdemaskowania, stanowi podwalinę polskiego życia publicystycznego. Ja się tu posłużę cytatami z ostatnich tekstów publikowanych w naszym portalu. Pantera opisuje jakąś Mirecką-Ploss, jawną oszustkę, która komuś tam była do czegoś potrzebna i stanowiła w tym konglomeracie kanciarzy wycierających sobie gęby Polską jakiś stały element. Pani ta przypisuje sobie zasługi, które nie były jej udziałem. Sugeruje, że jest spadkobierczynią Jana Karskiego. Co to znaczy spadkobierczyni w języku tych ludzi? To znaczy, że ona mówi – wlazłam do łóżka Karskiemu, jak mu żona umarła. Każdemu wolno kochać, jak mówią słowa piosenki, ale nie oznacza to jednak od razu nabycia praw do dziedziczenia, ani nieruchomości, ani ruchomości, ani spuścizny intelektualnej. Pani Mirecka Ploss wypowiadała się ostatnio brzydko o Ewie Kurek, powołując się rzekomo na te swoje prawa do dziedziczenia. I teraz popatrzcie, Ewa Kurek, oskarżana jest o antysemityzm, mimo tego, że jej prace są udokumentowane, że posiadają wszelkie cechy zawodowstwa, że wypowiadają się w nich żywi ludzie, a do jednej z nich Jan Karski napisał wstęp. To wszystko nie ma znaczenia. Bo ważniejsze dla doraźnych celów jest to, co mówi jakaś Mirecka Ploss córka folksdojcza. Oskarżenia o antysemityzm można puścić mimo uszu, antysemityzm znaczy dziś tyle samo co doktorat, czyli nic. Każdy dureń może się dziś lansować na antysemityzmie i zbierać oklaski, a także gromadzić wokół siebie publiczność. Antysemityzm medialny to jest gra w trzy karty. Istotne jest, w jaki sposób nasz przeciwnik, podporządkowuje wszystkie siły osiąganiu celów doraźnych i z wielu punktów widzenia błahych. Bo cóż to jest niby ta nagroda Karskiego? To nawet nie jest gadżet. A tu wojna na całego i nie ma znaczenia, że bierze w niej udział córka folksdojcza najniższej kategorii, ważne, żeby obsmarować kogoś, kto kwestionuje aktualnie ważną mądrość etapu. Czy z tym można walczyć? Oczywiście, że można, ale nie narzędziami proponowanymi przez przeciwnika. A sytuacja jest taka, że w zasadzie wszystkie narzędzia są proponowane przez przeciwnika. Tak zwani zaś polscy patrioci chwytają je ochoczo i wymachują tym bez obaw, że mogą rozbić łeb niewinnemu przechodniowi. Tak było z Chazarami, wymyślonymi na uniwersytecie w Tel Avivie i puszczonymi w obieg w Polsce. Nie było kretyna, który by się nie chciał polansować mówiąc do kamery o Chazarach. Tak jest również z innymi memami. Ważne jest to, że one są czynne i ważne w naszym tylko akwarium i one nas kształtują i budują nasz wizerunek. A nic poza budowaniem wizerunku nie jest tutaj ważne. Najmniej zaś ważne jest to czym wszyscy się najbardziej ekscytują – zmiana świadomości publiczności masowej. To są rzeczy, po pierwsze poza zasięgiem naszej czeredki medialno-publicystycznej, po drugie są to rzeczy w przeważającej części niezrozumiałe. Jak je wyjaśnić? Prosto. Najpierw musimy przyjąć za pewnik, że nie żyjemy w zamkniętym akwarium. To złudzenie, podtrzymywane przez różnych macherów tłumaczących prostym ludziom jak wygląda prawdziwy świat. Potem, że lans na żydach, antysemityzmie, ziemiańskim pochodzeniu, sygnetach, przodkach, styropianie, opozycji, zasługach w krzewieniu wolności jest gówno wart, lub – jeśli wolicie – jest merde. To są gadżety podsunięte przez wrogów, paciorki i koce zainfekowane gruźlicą. Na koniec zaś zostanie Wam krzepiąca świadomość, że należy samemu zająć się wytwarzaniem narzędzi polemiki z przeciwnikiem i inna, równie ważna, że narzędzia te służą w istocie do pozyskiwania publiczności, wiernej i nie dającej się zwieść pozorom. Jeśli zaś idzie o przeciwnika ich działanie polega na tym, że on – wytrawny propagandysta – nie ma na nie sposobu, albowiem ich nie rozumie. Nie pochodzą one bowiem z kreowanego przezeń świata. To jest skrócony opis działań długofalowych i bezwzględnie skutecznych. Żeby zwyciężyć trzeba porozumiewać się własnym językiem, zrozumiałym w trzy sekundy przez podobnie myślących i całkowicie niezrozumiałym przez tamtych. Jeśli więc zaczynacie gawędę o Chazarach, antysemityzmie i jeszcze łykacie wszystkie fejki jakie Wam podsuwają opisywane tu przez Toyaha sołszal midia, to jesteście w przysłowiowej dupie u przysłowiowego Murzyna. Niestety. Obojętnie jak mocno by Wam przy tym nie biły serca i obojętnie jak dobrze byście się nie bawili wykrzykując w grupie wyraz „Chazarowie, Chazarowie….”.
Mechanika konfliktu polsko żydowskiego jest następująca – dobrzy Polacy kochają Żydów, a źli Polacy ich nienawidzą. Wszyscy zaś są od nich uzależnieni. Ci pierwsi emocjonalnie, ci drudzy finansowo. Nie można bowiem zarządzać skutecznie dużą zbiorowością, bez kreowania i kontroli własnych wrogów. Teraz istota sprawy – zawsze jest ktoś trzeci. Ten ktoś przedstawia ofertę, raz Polakom, raz Żydom. Oferta ta jest za każdym razem oszukana, ale jest też za każdym razem przyjmowana z dużym zainteresowaniem. Bo może teraz jednak to już będzie naprawdę. Oferta dla Polaków jest ofertą malarską, ciekawą, ale nie jest umową w rozumieniu prawa. Oferta składana Żydom jest taką umową, ale postawione w niej warunki zwykle są bardzo ciężkie i wymagają kontrowersyjnych decyzji. Żydom można przedstawić taką ofertę albowiem są lepiej zorganizowani, mają twardą hierarchię i wiadomo kto decyduje. Kartą przetargową w tych targach jest zwykle majątek lub życie jednej albo drugiej społeczności. Oczywiście Żydzi mają tu zawsze przewagę, albowiem Polska nie jest dla nich niczym szczególnym i oferta kierowana do nich dotyczy spraw globalnych, a nie lokalnych, jak oferta kierowana do Polaków. Polacy, każdorazowo, po sprawdzeniu oferty, która zawsze okazuje się oszustwem, dostają na pocieszenie jakiś pakiet gadżetów. A to socjalizm realny, a to demokrację, a to plan Balcerowicza albo jeszcze coś innego. O tym co tracą nikt nie mówi poza nimi samymi. Z resztek tych rzeczy utraconych, nic bowiem nie może się zmarnować, szyje się koszulki dla oszustów, którzy po każdorazowym „sprawdzam” zakończonym zgarnięciem puli ze stołu przez oferenta, udają, że nic się nie stało, że wszystko jest jak przed wojną, tylko trochę inaczej. Nie ma pieniędzy, ziemi, nie ma nic w zasadzie, ale duch pozostał i tradycja, którą teraz, w koszulkach patriotycznych dla odmiany, będziemy kontynuować. Nie będziemy, bo do stracenia jest coraz mniej. I nie możemy tak czynić. Musimy wybrać się w góry na poszukiwanie nowych żył złota. To nie jest proste i nie będzie łatwo, na pewno jednak jest wdzięczniejsze to mija wdzięczniejsza, niż pozostawanie na miejscu i przyjmowanie głupawych póz przed kamerą. Ktoś powie – a dlaczego my sobie tego z Żydami nie wyjaśnimy? Nie możemy, bo oni dostają poważniejsze oferty, a ich komunikaty kierowane do nas są komunikatami, mającymi utrzymać w naszej społeczności pewną określoną temperaturę bliską wrzenia. Nic więcej ich nie interesuje. Nie możemy więc nawet patrzeć w tamtą stronę. Możemy za to korzystać po swojemu z nakręcanych przez nich propagandowych koniunktur. Możemy wyśmiać Grossa i innych mędrców. Możemy kreować rynek książki, póki jeszcze czas, bo zawsze tak nie będzie. Musimy przy tym jednak unikać pułapek. I nie dać się nabierać na kategorie malarskie sprzedawane jako narzędzia polityczne. Nie możemy wierzyć w to, że ten i ów to wielki Polak, po powiedział akurat coś co nam pasuje. Sprawy bowiem ważne nie decydują się w sferze komunikatów medialnych. Ktoś powie, że na te ważne nie mamy wpływu. Mamy, zawsze możemy powiedzieć – merde i odwrócić się plecami. To ważny gest, albowiem im chodzi o nas. Nie o kogoś innego. O zwrócenie naszej uwagi i wciągnięcie nas do kosmosu swoich pojęć i gier.
Na stronie Pana Marka ukazał się właśnie indeks do naszej nowej, nie wydanej jeszcze książki „Tysiąc lat naszej wspólnoty”. http://natusiewicz.pl/coryllus/wojciech-zaleski-tysiac-lat-naszej-wspolnoty/
Na stronie księgarni zaś mamy już biografię Jakuba Fuggera
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/najwiekszy-bogacz-wszech-czasow-jakub-fugger-i-jego-epoka/
Witam.
Myśli Pan, że Żydzi są takim monolitem, że oferta skierowana do nich zawsze natrafi na konkretną i jednolitą odpowiedź? Ciekawe lecz kontrowersyjne. Od zarania dziejów Żydzi musieli żyć poza Ziemią Obiecaną. Do dyspozycji był cały dostępny świat. Wszędzie gdzie się pojawili odnosili sukces ale wszędzie też tam ów sukces sprowadzał problemy. Wszędzie poza Polską. Stąd Polska jest jednak, poza Ziemią Obiecaną, dla Żydów ofertą wyjątkową. A to już jest konkret. Konkretny kawałek ziemi który można opisać w kategoriach geograficznych. Może dlatego Polska jest w tej chwili tak ważna dla USA (a czy nie była ważna w 1985 roku kiedy Jaruzelski pojechał do Nowego Jorku do Davida Rockefellera?). To przez Polskę żydzi z dawnego ZSRR mogli bezpiecznie powrócić do Ziemii Obiecanej jakby samoloty nie mogły latać krótszą, prostszą drogą.
Polska jest dla Żydów miejscem do życia na Ziemii wyjątkowym, nie gorszym wcale niż Ziemia Obiecana i tu tkwi pewien paradoks Polski. Z bardzo ciekawej książki prof. Grzegorza Kucharczyka „Hohenzollernowie” (ciekawej ze względu na przystępność, lekkość używanego języka i jasność prowadzonej narracji) już na początku można się dowiedzieć jak wiele zrobili polscy władcy dla przetrwania kiełkującej i dzielącej Hohenzollernów na dwie części herezji. Czy to nie fascynujące jak, w katolickim ponoć kraju, herezja trafiła na podatny politycznie grunt. A skoro herezja mogła to czy nie mogły wśród tak sprzyjających okoliczności egzystować inne narody i religie? No mogły i może dlatego Polska jest jednak dla Żydów ofertą wyjątkowo atrakcyjną, a nie zwykłym odpustowym paciorkiem.
Pozdrawiam
I ps.: notka Pantery zawiera niezwykły ładunek treści politycznej. Dotyka zabójstwa szefa policji w Polsce. Zabójstwa, dodajmy, do tej pory niewyjaśnionego. Mocna, bardzo mocna notka.
Mirecka-Ploss: życiorys jak u Grassa czy Ranickiego.
http://culture.pl/pl/dzielo/kaya-mirecka-ploss-jan-karski-czlowiek-ktoremu-powiedzialam-prawde
Jeśli rozmawiamy o oszustach, ciekawostka: http://www.wykop.pl/artykul/4276281/ile-naprawde-kopiowal-sumlinski/
Oj, jest ta nasza Polska dla Moskow ZIEMIA OBIECANA…
… tego sie nie da ukryc !!! A dzis do tych Moskow za Wielka Woda pojechal Mosiek Macron z ta sFoja RZono… oj sie dzieje… i ta Polska taka wazna dla tego zlodziejstwa moskowatego…
… ps.
Zabojstwo Papaly niewyjasnione… tak samo jak zamach smolenski niewyjasniony… i NIGDY nie bedzie wyjasnione ani zabojstwo ani zamach !!!
>nie dać się nabierać na kategorie malarskie sprzedawane jako narzędzia polityczne…
Pojenie konia w Renie
5 komentarzy do niemalże flagowego tekstu. Jak widać bez żydów, Dmowskiego i Smoleńska pewnie już się nie da. W tym kontekście GM pośmiertnie uhonorowany w centrum Yad Vashem to frapująca perspektywa…
Może po prostu w tym temacie nie ma potrzeby cokolwiek dodawać…
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.