cze 162022
 

Jeszcze raz przypomnę co mnie w mojej pracy i relacjach zawodowych z ludźmi irytuje najbardziej. Otóż taka oto sytuacja – panie, a po co to wydawać na te okładki i papier? Można to zrobić taniej. Można kupić zdjęcie z agencji i dać na broszurową oprawę, a ludzie i tak kupią.

Byli tacy co mnie namawiali na wydanie Żywotów Świętych w miękkiej oprawie na podłym papierze. Komentowałem to nie raz, bo zapadł mi ten fakt w pamięć, jest bowiem dość demaskatorski.

Z wielkim żalem, po pandemii i kilku słabszych latach musiałem zacząć wydawać książki w miękkich oprawach, ale wtedy wymyśliłem nowy rodzaj produktu, czyli lekką beletrystykę. Mamy na razie dwa tytuły, ale będzie tego więcej. Okładki są miękkie, ale za to bardzo ładne i wyróżniają się bardzo na tle ogólnego badziewia.

No, ale do rzeczy. Kiedy rozmawiałem z Piotrkiem Tryjanowskim w Wąsowie w głowie mej zaświeciła taka oto myśl, wszelkie fascynacje, nawet te najgłębsze i pozornie nie związane z odczuwaniem piękna, biorą się z zachwytu nad urodą rzeczy. Tak jest zawsze. Nawet jeśli ktoś fascynuje się matematyką i rozwiązuje dziennie 100 całek, myśli przede wszystkim o ich elegancji. Wiem to na pewno, bo rozmawiałem z ludźmi, którzy tak robią. Nawet jeśli ktoś się fascynuje larwami chrząszczy wygrzebywanymi z przegniłych pni, myśli przede wszystkim o ich pięknie. To także wiem na pewno, bo znam ludzi, którzy takie ekstrawaganckie dyscypliny uprawiają. A co dopiero mówić o tych, którzy fascynują się ptakami, szczególnie ptakami drapieżnymi. Każdy, kto zajmuje się ptakami drapieżnymi potwierdzi, że oddziałuje nań przede wszystkim piękno tych stworzeń. Większa część ludzi rozpoczęła swoją przygodę z drapieżnikami i ptakami w ogóle od tego, że ktoś pokazał im wydaną w PRL serię znaczków z sokołami. Było to chyba pięć znaczków, gdzie wyobrażono sokoła wędrownego, kobuza, pustułkę, drzemlika i kobczyka. Mogę się mylić co do drzemlika, być może była to pustułeczka. No, ale wiadomo o co chodzi. Każdy kto raz zobaczył te znaczki, przynajmniej przez jakiś czas rozglądał się po niebie szukając na nim tych gatunków, a jeśli nie, na pewno ukłuła go w serce, choć przez moment, dziwna jakaś tęsknota. I tak jest ze wszystkim, nawet jeśli pamięć o tej pierwszej chwili zachwytu mija i zaciera się później, od niej wszystko się zaczyna. I nie ma – powtarzam – znaczenia, czy chodzi o wielkie maszyny, brzydkie robaki, czy malarstwo niderlandzkie.

Jeśli więc ktoś mi próbuje tłumaczyć, że powinienem dążyć do dziadostwa z całym impetem, albowiem wtedy uda mi się naciąć kilku klientów na 20 zyli i moje – jakże nędzne – koszty zwrócą się szybko, niech się może zastanowi nad sobą. I nad tym czy powinien wydawać książki. Jeśli twierdzi, że powinien, pozostawiam go samemu sobie, razem z jego planami.

Przed nami, coraz bliżej już, pierwsza edycja Targów Książki i Sztuki w Grodzisku Mazowieckim. Zorganizowana właśnie po to, by oderwać się od badziewia, oszustwa i kantów, które zdominowały rynek książki, strojąc się w różne pozorne walory. Sprawa jest bowiem bardzo prosta – jeśli ktoś inwestuje w rzeczy ładne, cieszące oko, trudno się psujące i pozostające przez lata całe niezmiennie takie same, ten na pewno nie kłamie. To jest, mam nadzieję, dla każdego jasne. Jeśli ktoś ima się chwytów mających zasugerować tak zwane inne walory, o których tu już wiele razy mówiliśmy, czyli pokazanie jakiejś ukrytej prawdy, wydrukowanej na papierze toaletowym, albo zasugerowanie, że źle poskładana okładka, skrywająca treści napisane bez wiary i zapału, z myślą o szybkiej sprzedaży jedynie, uwiedzie czytelnika, ten kłamie na pewno i ma złe zamiary. Poza tym ktoś taki kreuje oszustów. Oni się z kolei multiplikują i tworzą grupę, która stale towarzyszy takiemu wydawcy, z wiarą, że razem łatwiej przyjdzie im oszukać publiczność. Jeśli sama obecność nie wystarcza, imają się oni prowokacji, te zaś prowadzą do nieuniknionych kontrowersji, które powodują, że czytelnicy się od tego zestawu odsuwają. Im mniej czytelników z kolei, tym więcej pomysłów na przyciągnięcie nowych. Jakich pomysłów? No takich: tańszy papier, gorsze okładki, więcej prowokacji, więcej demaskacji, więcej emocji, więcej żywych ludzi, gotowych łgać w żywe oczy, dla osiągnięcia bardzo problematycznego i krótkotrwale działającego celu.

Mówię to wprost – usuwamy takie zjawiska z naszych targów. Nie chcemy ich i nie będą one tam obecne. Z takich samych powodów, wzbogacamy naszą imprezę o elementy na innych targach książki niedostępne – malarstwo i grafikę. To z kolei powoduje, że targi te nie będą nigdy imprezą masową, albowiem masowość grozi zniszczeniem obrazów i grafik. Nie przewiduję więc, by kiedykolwiek było tam więcej niż kilkunastu wystawców. Oczywiście zaproszonych i wskazanych przeze mnie.

Teraz ważna konstatacja. Jaka jest różnica pomiędzy zachwytem, a fałszem? Moim zdaniem prosta – tego pierwszego nie można zdefiniować, albowiem jest zjawiskiem zbyt intymnym. Zamienia się go więc, żeby nawiązać kontakt z innymi ludźmi i znaleźć jakąś płaszczyznę porozumienia, na inne jakości, wymierne bądź nie. Na pewno bardziej racjonalne, zrozumiałe i łatwiej dające się definiować. To nie znaczy, że zachwytu nie ma. On jest, ale nie sposób go wyrazić. Fałsz za to sam się definiuje, a mało tego można nawet wynająć ludzi, którzy za pieniądze będą go definiować z takim przekonaniem, że wszyscy się zdziwimy. Przykłady można mnożyć. Tyle, że konsekwencją wiary w fałszywe jakości jest zjazd po równi pochyłej. Co mam nadzieję każdy rozumie. Podam przykład. Był taki autor – Krzysztof Karoń, którym ekscytowały się masy. Napisał jedną książkę i wielu ludzi mi ją proponowało, jako przykład sukcesu i głębi. Odpowiadałem zawsze niezmiennie – poczekajcie, aż Karoń napisze drugą książkę. Minęły lata, żadnej drugiej książki nie ma. Ta pierwsza odniosła oczywiście sprzedażowy sukces, ale zapytajcie Karonia co dziś robi i czy jest zadowolony z tego sukcesu. A także ile realnie na tym przekręcie zyskał. No i co planuje? Odpowiedzi jednak zachowajcie dla siebie, bo ja nie jestem ich wcale ciekawy.

O ile zachwyt jest zjawiskiem intymnym, silnie zindywidualizowanym i w zasadzie nie przekazywalnym, albowiem każda próba przekazu natychmiast go trywializuje, o tyle fałszom towarzyszą różne widowiskowe siostrzyce. Najważniejszą z nich jest troska. Troska o jakość oczywiście, o prawdę, o Polskę, o właściwy odbiór treści, o edukację patriotyczną młodzieży i inne brednie, które służą temu, by oszukiwać duże grupy ludzi i na tych oszustwach zarabiać. Można śmiało rzec, że jeśli widzimy zatroskanego jakiegoś osobnika, który waży w swym umyśle sprawy poważne i kluczowe dla całej społeczności, a do tego opowiada o tym głosem pełnym namaszczenia i powagi, to mamy naprzeciwko bardzo sprytnego kanciarza. I tylko czekać musimy momentu, kiedy wyciągnie on z kieszeni trzy karty i zaproponuje nam niezobowiązującą partyjkę.

Żeby zrozumieć o kogo chodzi, musicie co jakiś czas zrobić przegląd okładek poczytnych tygodników. Tam zjawisko to widoczne jest najwyraźniej.

Odsuwamy się od tego. Będziemy się zajmować wyłącznie prezentowaniem przedmiotów wysokiej jakości, które budzą zachwyt, w najgorszym razie żywe zainteresowanie. Dyskusji na ich temat nie przewiduję, albowiem ta zubaża relacje pomiędzy odbiorcą, a przedmiotem. Te zaś są zwykle żywe, co było do okazania, mam nadzieję.

https://www.facebook.com/TargiKiS

  9 komentarzy do “O kluczowym znaczeniu walorów estetycznych”

  1. Ekranizacje lektur szkolnych, nastawienie na to że szkoły pójdą. Nie robią działa, które ma zachwycić tylko masuwe a potem biadolą.

    Film Misja miał być pstryczkiem w nos, ale był piękny i nikt kto się zachwycił nie szukał już pstryczka ..

  2. no właśnie dla mnie zachwytem  jest muzyka Ennio Morricone

    A co do ptaków to kiedyś w delegacji do Wałbrzycha , wysiadam a nad peronem dość  wysoko na niebie kołuje  ptak, pięknie rozpięte skrzydła, pytam się zawiadowcy co to jest bo widziałam po raz pierwszy w życiu , odpowiedział że sokół, spodziewałam się że tak pięknie może wyglądać tylko orzeł. Właściwie było mi obojętne, który to z ptaków, bo to kołowanie to było piękno samo w sobie, Widok był zachwycający /dla mieszczucha, który jedyne co obserwuje to numery autobusów i tramwajów/

  3. Bieliki, bo tylko te orły, a w zasadzie orłany, można obejrzeć w Polsce, są naprawdę ogromne. Wygląda to jak lecący indyk, nie sposób pomylić z innym gatunkiem

  4. Jeżeli na YouTube wpiszemy bielik online bory tucholskie to wyskoczą dwa pisklaki, które za jakiś czas odfruną z gniazda.

    Były 3 pisklęta, ale najstarszy wyrzucił z gniazda najmłodszego, a później katował tego drugiego jak tylko ten zrobił cokolwiek innego niż udawanie martwego.

    Teraz żyją w pokoju.

  5. a ten silniejszy pisklak, co próbował wyrzucić słabszego ,  to kląska po niemiecku czy po rosyjsku??,

    bo tak jakoś mi się skojarzyło , że jeśli gniazdem się nie umiał podzielić to on nietutejszy

  6. Nie wiem, ale zszokowalo mnie to trochę. Dziewczynki są większe od chłopców i aby rodzice wychowali trójkę piskląt to pierwsze musi być chłopcem, a ostatnie kobietą. Wtedy ten pierwszy nie da przeważnie rady wyrzucić najmłodszego z gniazda.

  7. Jak się instaluje i potem zasila taką kamerę, żeby nie spłoszyć ptaków?

  8. Nie mam pojęcia. Kamera wisi może nawet na innym drzewie. Oni jakimś cudem te ptaki zaobrączkowali.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.