lip 102017
 

Mam bardzo ciężkie doświadczenia jeśli idzie o komunikację z bliźnimi. W zasadzie jest tak, że nikt nic nie rozumie, a próby spokojnego, pełnego dobrej woli i łagodności tłumaczenia ludziom o co chodzi, zwykle nie zdają się na nic. Im łagodniej przemawiamy z tym większa agresją i pewnością siebie reaguje interlokutor. Słowo, które winno być podstawowym momentem jeśli idzie o wszelkie porozumienia okazuje się zwykle zawadą, czymś co przeszkadza przez swoją niedoskonałość. Bieda polega na tym, że ja się w swoim życiu posługuję głównie słowami i na słowach zależy mi bardzo. Cała przestrzeń, którą wokół siebie stworzyłem składa się ze słów i dzięki słowom, dzięki całym ich sekwencjom ludzie przychodzą tu chętnie i czytają ten blog, książki, a także wpadają na targi, żeby pogadać. Atmosfera, która tam panuje nie jest przypadkiem, to się samo nie robi, jak myśli wiele osób. Jest tak, bo ja tak chcę i podejmuję ten wysiłek codziennie od wielu lat z wielką premedytacją i zaciętością. Wielu osobom zdaje się, że przebywając w tej, stworzonej przeze mnie przestrzeni, znajdują się w przestrzeni publicznej. To nie jest kochani prawda. Wszyscy są doproszeni do mojego życia, a ja dobrowolnie skracam dystans pomiędzy sobą a widownią. Czynię tak z wyrachowania, co oczywiste, ale nie widzę innego wyjścia, bo nie można dziś, będąc autorem udawać czegokolwiek. Nie można, albowiem demaskacja lub gorsze od niej znudzenie zabije takiego ancymona od razu. A tu jak wiecie wszystko jest prawdziwe, a gra toczy się w czasie rzeczywistym.

Tak więc wszyscy, chcecie czy nie, znajdujecie się w przestrzeni prywatnej, w której panują zasady ustalone przeze mnie. Wyjaśnienie tych zasad i ich funkcjonowania dokonuje się codziennie na oczach wszystkich i każdy mniej więcej rozumie co wolno, a czego nie. Ponieważ jednak człowiek jest tylko człowiekiem zdarzają się głupie upory, narowy, a nawet próby wypchnięcia mnie z mojej własnej przestrzeni, co zwykle czynione jest z naiwną nadzieją, że skoro jest tak fajnie, to po pozbyciu się mnie będzie jeszcze fajniej, byle tylko zostać w tym miejscu. To się nie uda po pierwsze. Po drugie – nie byłoby fajnie. Dlaczego ja to piszę? Albowiem wszyscy poza mną mogą stąd wyjść. Nie ma żadnego przymusu, nikt nie musi znosić mojego towarzystwa. Muszę to robić jedynie ja sam. Każdy może wyjść, bo każdy ma swoje życie, a tu wszyscy przychodzą się jedynie rozerwać. Ponieważ jednak jest to przestrzeń prywatna, z której nie ma dla mnie ucieczki, każdy musi się liczyć z różnymi konsekwencjami swoich niestosownych zachowań.

Obszar, który zagospodarowałem jest niewielki, ale kluczowy, ja zaś czuję się na nim pewnie, albowiem nie chodzę na poważne kompromisy, a skoro nie chodzę, to podnoszę tym samym atrakcyjność tego miejsca może nie na niebotyczne jakieś wyżyny, ale znacznie powyżej tego do czego przywykł konsument treści pospolitych. To jest wielka pokusa, dla ludzi, którzy chcieliby dysponować podobną mocą, chciałbym im jednak zwrócić uwagę, jak to już uczyniłem ostatnio na jarmarku, że siła tego bloga pochodzi z rynku, który wokół niego stworzyłem, a także z wydawnictwa. Jej źródłem nie są pogadanki, które tu codziennie zamieszczam. Sieć jest pełna podobnych gawędziarzy i nikt się nimi nie przejmuje, każdy z nich ma swoją publiczność i usiłuje ją jakoś tam utrzymać, z mniejszym lub większym powodzeniem. Nie o to chodzi. Chodzi o rozwiązywanie problemów, nie handlowych bynajmniej, ale komunikacyjnych. I teraz najważniejsze, żeby rozwiązywać poważne problemy komunikacyjne, to znaczy budować mosty pomiędzy środowiskami, a tylko to ma w mojej ocenie teraz sens, nie wystarczą słowa. Komunikacja musi odbywać się przy pomocy demonstracji. Ja jestem słaby w demonstrowaniu, jak wiecie. O demonstrowaniu siły w ogóle nie ma mowy, a epatowanie pewnością siebie mnie krępuje. Wszelkie demonstracje traktuję jako ostateczność i kosztują mnie one zawsze potwornie dużo. Tak się jednak składa, że czasem wyczerpie nam się zasób słów i nadchodzi potrzeba urządzenia pokazówki. Ja na razie nie mam zamiaru niczego urządzać. Chcę tylko zwrócić wszystkim uwagę, że wobec faktu podstawowego, to znaczy owej prywatnej przestrzeni, w której się znajdujemy, dobrze jest zachować się w sposób stosowny. To znaczy nie mylić przestrzeni prywatnej z publiczną. Ja bardzo chętnie podłączę tę swoją przestrzeń do innych podobnych inicjatyw, bardzo chętnie zgodzę się na różne doraźne kompromisy, ale zrobię to z wyrachowania, to znaczy muszę coś za to otrzymać. Jeśli ktoś ma dla mnie jakąś ofertę i ona nie polega na świśnięciu treści z mojego bloga i chwaleniu się potem tą zdobyczą w sieci, chętnie z kimś takim porozmawiam, a nawet mogę się zgodzić na wpuszczenie go na swój teren. Nie może być jednak tak, że ja otwieram swoją prywatną przestrzeń w dobrej wierze, a ludzie zaczynają z niej wynosić jakieś rzeczy, bo im się zdaje, że właśnie po to drzwi zostały uchylone.

Nie lubię komunikacji za pomocą pokazówek, lubię komunikację za pomocą słów, ale wiem, jak bardzo jest nieskuteczna. Nie łudzę się więc, że cokolwiek komukolwiek wytłumaczę.

Jak wszyscy wiecie naszym celem jest stworzenie rynku treści, na którym odbywać się będzie skuteczna sprzedaż. Czy taki rynek może powstać bez udziału instytucji państwowych? Moim zdaniem nie. Nie może także powstać bez dużych wydawnictw katolickich. Dlatego też, musimy, powolutku, żeby nikogo nie spłoszyć budować współpracę z lokalnymi oddziałami IPN i wydawnictwami katolickimi, nawet z tymi, z którymi nam, ze względu na różnice polityczne czy jakieś inne, nie jest po drodze. To nic, że oni wydają książki za dotacje, a my nie. Nie ma to znaczenia, chodzi o to, by znaleźć się w szerokim spektrum firm zajmujących się dystrybuowaniem treści i mieć taką ofertę, która będzie się wyróżniać wśród innych ofert. W żadnym wypadku nie można, przepraszam, że jeszcze raz użyję tej niesmacznej metafory, zamykać się w kiblu i ogłaszać tam niepodległości. To jest zła droga. Jeśli bowiem twierdzimy, że mamy misję, musimy z tą misją do kogoś wyjść. Do kogoś, kto ma inne całkiem spojrzenie na różne sprawy niż my.

Jak wiecie wielokrotnie używałem i nadal używam metafor wojskowych. To się niektórym podoba, niektórym nie, o jednym musimy pamiętać – nie jesteśmy żołnierzami i nie będziemy nikogo likwidować. Jesteśmy ludźmi od słów i musimy się porozumiewać. Jeśli nie uda się to za pomocą języka polskiego, potrzebna będzie demonstracja. Może nawet kilka. Brzuch mnie boli kiesdy o tym myślę, ale innego kierunku marszu nie widzę.

Wrócę jeszcze do pojęcia przestrzeni prywatnej i stosowności. Atmosfera, która panuje na targach, w czasie spotkań autorskich i wszędzie gdzie widzimy się w większym gronie, jest przeważnie bardzo dobra, tak dobra, że niektórym myli się wieczór autorski z wieczorkiem tanecznym. Podkreślę więc raz jeszcze – ta atmosfera to moja zasługa, a także zasługa tych, którzy zachowują się w sposób stosowny. I niech tak zostanie, albowiem nie przewiduję zmian w tym zakresie. Jeśli ktoś nie rozumie o czym piszę, niech nie dzieli się ze mną swoimi niepokojami, ale spokojnie poczeka na pokazówkę. Mam jednak nadzieję, że wszyscy zrozumieli…

Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl

  134 komentarze do “O komunikacji”

  1. Jeśli ktoś nie rozumie o czym piszę, niech nie dzieli się ze mną swoimi niepokojami, ale spokojnie poczeka na pokazówkę.

    W takim razie czekam.

    BTW Przeczytałem uważnie cały dzisiejszy wpis i … muszę poczekać 😉

  2. „Nie ma żadnego przymusu, nikt nie musi znosić mojego towarzystwa. Muszę to robić jedynie ja sam.”

    Kocham Pana, panie Coryllus:))) 

  3. Głową muru nie przebijesz
    albo
    Co zrobić, by wilk był syty i owca cała
    takie mi się nasunęły myśli, gdy przeczytałem notke

    Dla mnie to bywanie w Twoim towarzystwie, ze wszystkim, co tworzysz i o czym mówisz, to właśnie jest to. To taka energia, ze nie pozwala na siedzenie w miejscu i patrzeniu w sufit i rozmyślaniu, jakby to było pięknie, gdyby było tak i tak … I oto chyba chodzi właśnie. 

  4. Już jestem spokojna.  Urlop zaczyna działać. Coryllusowi odrastają pazury.

  5. Dzisiaj to prawdziwa baśń jak niedźwiedź…

  6. Taki podstawowy kłopot to przechodzenie bez refleksji nad 10 Przykazaniem.

    Bogu polecam  Coryllusie w intencjach Twoją prywatność, która jest własnością. Język użyty przez Ciebie do komunikacji jest właściwy zarówno w formie jak i treści. To oczywiste.

    A skoro o komunikacji, w nawiązaniu do wczoraj…Język użyty do sformułowania skowytu i lamentacji dzieci pożeranych przez rewolucję, albo, do wyboru, dzieci kontrewolucji aspirujących do bycia służbą tajną i jednopłciową: tzw. recenzja z przeniesienia Dnia świra na deski teatru Kamienica, autorstwa niejakiego naszego Zaremby. Nie wklejam, bo grzech, kto chce, ten znajdzie.

  7. Super!

    Dobitny i wyczerpujący komunikat.

    Bywały dobitne, ale niewyczerpujące.

  8. Komunikacja za pomocą książek, za pomocą wydawnictwa, za pomocą „Szkoły Nawigatorów”, za pomocą jarmarków WNET i targów książki gdzie najważniejsze są te w Bytomiu no i gazety Rozetta.

    No i korzysta z tego gromada ludzka, która każdego dnia,  skoro świt biegnie do internetu, po wlączeniu którego biegiem do kuchni po kawę i już ….  radość komunikacji z nietuzinkowym autorem.

    Ja jestem zapracowana, mam kłopoty z logiką, ale czytam ze zrozumieniem i korzystam z dorobku Coryllusowego. Rozsiadłam się w Coryllusowej bryczce z tyłu, w tym miejscu gdzie się walizki przytraczało i nie rzucając się w oczy się cieszę się jego sukcesami i szczególnie na okoliczność powstania/wydania każdej nowej książki.

    A  „komunikuję się ” także i z innymi wydawnictwami, żeby mieć problemowo kilka książek w danym temacie. Ostatnio swoją bibliotekę wzbogaciłam wspomnieniami z Kazachstanu (Klinika Języka), która stoi obok książki o błogosławionym Księdzu Bukowińskim, oraz ostatnio wydaną przez Editions spotkania książce „Kapelan armii Andersa”  (bohater tylko 15 lat przymusowo przebywał na terenie ZSRR.   Bo tak sobie myślę, że obok segmentu ” księża spółdzielcy” (na razie tylko jedna), jest też segment „Polacy i polscy księża w ZSRR” i szereg innych opisujących te zjawiska polityczne czy ekonomiczne o których nigdy byśmy się bez Coryllusa nie dowiedzieli.

    Uważam że Coryllus ma na kierunku „komunikacja”  ogromne zasługi.

  9. No właśnie lepiej znaleźć niż zgubić i to jest dobre podsumowanie roli Coryllusa na kierunku „Komunikacja”

  10. Nauka dlatego wymyśliła formę komunikacji pisemnej (sformalizowanej jako publikacje naukowe a wynaturzonej w miedzyczasie do absurdalnej nowomowy), że jest to forma umożliwiająca precyzyjną dyskusję z pominięciem emocji (które grają rolę głównie w przekazie bezpośrednim) i figur retorycznych (stosowanych z powodzeniem również w formach pisanych).

  11. P.S. bo mi Android urwał komentarz. Rynek tresci rozumiem jako odtworzenie sposobu/tradycji komunikacji precyzyjnej na piśmie.

  12. Nic dodac – nic ujac…

    … doskonaly wpis !!!

  13. Znaleźć z Coryllusem, to jest to.

  14. eh,
    tak wyglądają kompromisy z tymi, z którymi w kompromisy się nie wchodzi

    ale wracając do Coryllusa, to ja ”wynegocjowałem”, że urwało mi część mózgu, tę związaną z błogostanem

  15. Pomiędzy przestrzenią publiczna a prywatną musi istnieć obiektywnie wyraźna granica zbudowana z barier fizycznych, barier formalnych i tabu, ponadto musi być ona dostrzegana przez wszystkich i bezwarunkowo akceptowana. W innym wypadku pomiędzy tymi przestrzeniami toczyć się będzie wyniszczająca wszystkich wojna, zasilana przez różnice w interpretacjach poszczególnych uczestników. Różnice te nie muszą być wynikiem złej woli czy konfliktu interesów. Wystarczą różnice w aparatach pojęciowych jakimi posługują się poszczególne jednostki w swoich indywidualnych racjonalizacjach obserwowanego subiektywnie obrazu świata.

  16. Lepiej z Coryllusem zgubić niż z Twardochem znaleźć…

  17. Na następny kiermasz przyjdę z szablą, zobaczysz jakie fajne bariery fizyczne potrafię budować

  18. 1. Rząd tymczasowy broni komunikacji przed bolszewikami
    2. Bolszewicy bronią komunikacji
    3. Komunikacja przez Demonstrację

  19. Ad poprzednie problem jest tym że my wiemy iż to nieprawdy i żaden TS nie nam do tego potrzebny  A ten blog to rzadki przykład normalności i rozmówcy ok

  20. Ta wojna się toczy i dużo bardziej bezwzględnie

  21. Na następny kiermasz przyjdę z szablą

    Koniecznie w kontuszu 😉

  22. wiem i jestem wdzieczna, ze mam gdzie „poszalec”

    np 🙂 :

    http://niewolnik.salon24.pl/561126,nr-0337-kuszenie-pierworodne

  23. To prawda, ze Gospodarz, Ty, rozmowcy czy ja wiemy, ze saczona merdialna narracja to nieprawdopodobna  INSCENIZACJA  i  HUCPA…

    … komunikacja z ta  BANDA  opozycyjno-naszystowska – jest  NIEMOZLIWA !!!   Zadnej „aktywizacji”  dla idiotow nie bedzie ani kompromisow  z masonska mafia !!!

  24. Ani się waż! Najpierw musisz wychować „następcę tronu”. Pierwszeństwo przecież zawsze dajesz obowiązkom, przyjemności zostawiając sobie na zaś. Cóż my biedni poczynilibyśmy gdybyś bohatersko padł z tą szablą paradną pod przeważającymi liczebnie siłami wroga?

  25. I tak kiedyś padnę, więc może zacznij się przyzwyczajać do tej myśli.

  26. Dlatego należy zrobić wiele by nie dopuścić by te granice dzieliły nasz obóz. Najtaniej robi się to cierpliwością i edukacją (ewangelizacją) czyli właściwym formowaniem aparatu pojęciowego.

  27. Wszystko w rękach Pana. Ale są rzeczy których nikt za Ciebie nie zrobi np: Takie uporządkowanie praw własności intelektualnej by nie dało się przekierować ich na jakiego Michnika, lub fujzbok…

  28. „Ale są rzeczy” …

    zeby zdazyc z ostatnim stolem

    http://adamwycichowski.se/prints.html

  29. cierpliwość, cierpliwość,… – jaki najdłużej zaplanowany realizowałeś projekt? 10 lat?, a jak wygląda wykonanie w czasie? -20, 30, ..lat? ;- życie jest zbiorem projektów [planowanych, realizowanych, zakończonych lub nie zakończonych, etc], ech bo skończymy na poniedziałkowym filozofowaniu i …

  30. Najprawdopodobniej w ocenie osób należących do tzw. polskiej inteligencji lub uważających się za jej część jesteś (tylko) prywaciarzem. Twoja przestrzeń zajmuje bardzo niską pozycję w hierarchii wyznaczonej przez tę warstwę, jak wszystko co prywatne. Na dodatek nie jesteś ani podpięty, ani objęty patronatem – namaszczony przez nikogo uznanego przez warstwę za autorytet lub mającego uznany przez nią certyfikat.

  31. Take jest. Nie bierze udziału w oficjalnym kontredansie, czyli jest nikim.

  32. a ową 'inteligencją’ jest tak, że jak przychodzi do weryfikacji wiedzy to okazuje się, że to zwykle tłumoki w większości, a już jest przezabawnie jak okazuje się, że inni tez mają cenzusy i dorobek naukowy/publicystyczny/inny;- no i kto tu jest ta k… inteligencją?; przypomnę anegdotę: jak utytułowany sędzia RP w todze z wyrzutem do mnie na sali sądowej: a bo Pan to logikę stosuje – i o czym mamy prawić? o zwykłych niedouczonych chamach, co logikę jako wiedzę za niedostępna dla własnych intelektów uważają? bo na ch… ta logika i wiedza w ogólności – oni są i będą a my to do piachu

  33. > Grzeralts

    Musi się ujawnić przemożna chęć pokierowania prywaciarzem – wytknięcia mu błędów, douczenia go itd., gdyż „świętą misją” tzw. polskiego inteligenta w jego mniemaniu  jest edukacja ludu prostego. Wszystko bowiem rozgrywa się na płaszczyźnie, na której inteligent uważa się się za wybrańca, specjalistę i eksperta.

  34. No rozumiem. Wieczorek autorski, wieczorek taneczny. Jest różnica. Ale ja tu w realu żyję pod taką presją, że trudno się czasem opanować, żeby nie odreagować. Dzisiaj na przykład byłem na dywaniku u dyra. Myślał że mnie nastraszy. „Wicie, rozumicie panie kulego. Uj nie dobrze, nie dobrze …” Tak mu palnąłem, że mu w pięty poszło. Pewnie przesadzam, pewnie raczej spłynęło jak po gęsi. Ale zobaczył przynajmniej, że jestem mocny w gębie. Mi to też jak po kaczce. Znaczy się ta rozmowa. Bo problem zduraczenia nie. To oścień diabelski, wąpierz, którego nie umiem oderwać od mojej aorty.

    Wszędzie wokół szmaciarska rewolucja i ciemnota. To jest bardzo ciekawe, że po to żeby zrobić rewolucję i jumę na szeroką skalę trzeba zrobić wielkie zduraczenie. Srery gendery, Znp, reforma oświaty, te sprawy.

    Oprócz domu i parafii, wszędzie ciemnota i zakręcenie, okradanie niewolników i wzajemne okradanie się żebraków. Za nędzne wszawe pieniądze, za nędzne wszawe pieniądze!

    I tylko tu na tym blogu można pogadać normalnie. Dlatego nie dziw się i wybacz, że przemawiam czasem jak małoletnia pytia, metaforami.

    Mityguję się, owszem mityguję się. Ok. Tu są ważne sprawy. Jedyne takie miejsce. I to nie jest tylko moja opinia. Weterani potwierdzają.

  35. Niewolnik jest wielki! Szok! Nie wiedziałem, że on robił takie fotografie. Mało że genialne, to jest doskonałe.

    Mój nieskromny acz daleki od doskonałości wyraz szacunku dla sztuki pani męża:

    http://mmmagazynier.blogspot.com/2017/04/gaweda-w-obrazku-powrot-j-e-m-wilka-na.html

    http://mmmagazynier.blogspot.com/2017/05/gawedka-w-obrazku-nadchodzi-nieuchronne.html

  36. Ten poprzedni mój wpis bez adresata to oczywiście odpowiedź na pani komentarz z tym linkiem do zdjęcia.

  37. Kolega też z branży akademickiej?

  38. Nie zliczę tych chwil, kiedy mi — dobrze mi życzący — Rozmówcy polecali, bym koniecznie „był ostrożny i nic nie mówił, bo ten Coryllus, to może być…” i tak dalej, w polskim stylu. W tym stylu, który każe się wszędzie dopatrywać agenta. W stylu pani Bochwic, itd.

    To nie wszystko.

    Wiele lat temu, historie dawno zakończone, więc mogę wspomnieć tutaj o nich, bez nazwisk, że „chodziłem” z dziewczęciem ze Śląska. Ona w pewnym momencie do mnie: wiesz, nie mogę już być z Tobą, mama mi nie pozwala, mówi że jesteś agentem. Osłupiały (nie jestem żadnym „agentem” i nigdy nie byłem) pytam młodą „skąd to…?”, ona „bo jesteś ZBYTNIO MĄDRY, a takich (to moja Mama mi mówiła) BIORĄ NA AGENTA.”

     

    Żeby tylko raz! Dwa razy mi się to, piękne Ślązaczki jedna i druga, przydarzyło.

     

    W tym drugim przypadku to Tato wsiadł na ową dziewczynę i zamordował jej uczucie swoją wściekłością na „tego mądrego – na pewno agenta!”

     

    Domyślacie się, co dalej było. Jedna wyszła za agenta niemieckiego, słabowaty dureń, niziuteńka ranga, ale Mamie się spodobał, więc żadnych przeszkód swej córze nie robiła. Druga za — trzymajcie się stołu — wyszła za „robiącego wrażenie” agenta żydowskiego, z USA. Obydwie Ślązaczki, zresztą ciężkie przypadki, obie zza Brynicy, tzn. z Zagłębia, ale niech będzie, obydwie ku rozpaczy Rodziców latami przepędzały chłopaków z sąsiedztwa, bo „oni głupi są, a poza tym robią błędy ortograficzne, czego żadna szanująca się, itd.”, obie nos w chmurach, praktyczności domowej niewiele, za to kłótnie z Rodzicami i pretensje do całego świata, z ilorazem na prominentnym…

     

    Taka to historia, trochę moja, trochę Coryllusa tycząca. Słuchać ani doradców, którzy dopatrują się w Gabrielu „szpiega, bo on mądry”, ani takich które to we mnie dopatrują się „szpiega, bo taki mądry” nie będę nigdy. To jest mój kraj, język, życie i swoboda wyboru. Tylko, że. Uwaga, będą istotne spostrzeżenia.

     

    Tylko że nawet, gdy się z obydwu dziewczyn, wszędzie widzących „szpiega” pośmiejemy wesoło, zwłaszcza że obydwie waleczne w sprawie „powstań, polszczyzny, patriotyzmu” niewiasty poszły za szpiegów obcych państw (Niemcy to nie mocarstwo, to państwo; zżydziałczałe USA,  gdzie na tzw. uniwersytetach kotłuje się od służb, głównie izraelskich, to dla mnie również państwo, nie „mocarstwo”) nie możemy się tu oszukiwać. Polacy, a zwłaszcza niektóre dziewczyny, w sposób wręcz nieznośny — bo skrajnie niesamodzielny — domagają się zatwierdzenia każdej nowej znajomości przez kogoś, komu one ufają, przez Rodziców na pewno, a przez czort wie jaki Urząd do tego też, np. przez uniwersytet, któremu jakoś też ufają, komu jakoś wolno oceniać, kto jest „w porządku” a kto „jest podejrzany” albo komu wprost „nie wolno”. Popatrzmy jeszcze raz na ten ostatni przypadek.

     

    Niziutkiej rangi kapuś, pracujący dla wywiadu, o czym opowiedzieli mi jego koledzy, nie robiący sobie z tego jego raportowania nic a nic (są normalni Amerykanie, z którymi się z automatu nawiązuje nić porozumienia, a potem sobie poopowiadaliśmy różności) dostał posadę nadzorcy studentów na University of […] – co wystarczyło jej Rodzicom, a nawet Jej samej, żeby uznać pieczęć zatwierdzającą. Nieomal jak kropkę kastową, hinduską, na czole. „Bo on pracuje na uniwersytecie” a gdzie i przy czym, to nieważne. Zwalniający taką z myślenia placet, zezwolenie dla dzielnej i ach jak patriotycznej Polki — bums, jest. Droga szeroko otwarta. Rodzice też „tego chcą”. Chociaż powinni wrzeszczeć, gdy dowiedzieli się, że nadzoruje w dziwny sposób studentów, poza zajęciami takie jak wykłady, seminaria etc. Zrozummy to od razu teraz, nie po latach: w twardy sposób uniwersytet nadzoruje już najdalsze zakątki polskiego życia; rozpanoszył się on w Polsce z nieznanych mi przyczyn o wiele dalej, niż analogiczna instytucja tutaj, czy w USA. Oszukiwanie młodych kobiet, podejmujących na podstawie „zatwierdzania” przez sympatycznego – ale niezbyt mądrego – pana z wydziału*) życiowe decyzje musi nam dać do myślenia – bo jeśli dziewczyny życiowe decyzje na podstawie fałszywych placetów dokonują, to o ileż częściej zaangażują się one po stronie „szpiega, którego zatwierdził uniwersetytet” gdy chodzi o książkę poznawczą albo przygodową, albo historyczną?

     

    Nie daję tych przykładów tylko po to, byśmy się wspólnie pośmiali – to też, wpadki takiej „ja nie chcę agenta”, patriotycznej Polki wychodzącej potem gładko za żyda, który pisze raporty „dla organizacji” jest zarazem śmieszne i żałosnie tragiczne, jak też każda wielka pomyłka, wynikająca z zadufania (własnego) i z braku zaufania (okazanego we właściwym momencie tym zorientowanym). Nie, coś jeszcze jest tutaj istotne.

     

    Wielka machina wydająca świadectwa dojrzałości. Komu wyda, ten jest czysty, choćby był agentem, pracującym nad rozwałką Polski/Śląska. Piszący opowiadania, rzeczywiście uczciwe, Coryllus jest „podejrzany”. Opowiadający zawsze prawdziwe historie A-Tem jest „agentem” a w ogóle „za mądry” przez co „podejrzany”. To znaczy dla nas – na przykład – że całkowicie interesownie powinniśmy się postarać o dowolną fuchę uniwersytecką: wykładzik, zajątka, seminarium. Przykrywkowe, jak ci agenci, za których wyszły już niezliczoną ilość lat temu moje dziewczyny, albo może uczciwe seminarium. Byle było dowolne, fuchowate zatrudnienie na uniwerze. Od razy będą leżeć plackiem przed nami Rodzice i Czytelnicy: ojej, on posadę ma, on wykłada, NA UNIWERSYTECIE…

     

    *)

    Z wydziału śledczego, oczywiście. Taki prowadzi tylko przykrywkowe zajęcia, punkt centralny „działalności” nie jest naukowy, tylko spółdzielczy, rzecz jasna w spółdzielni o umownej nazwie „długie ucho”.

  39. I wara od wybraństwa! A kto się podśmiechujkowuje ze świętych rytuałów inteligenckich ten cham i wróg podwójny.

  40. Zgadza się. Widać, słychać i czuć. Nieprawdaż? Zapewne zdradziła mnie ta cienka aluzja do tych „nędznych wszawych pieniędzy”?

  41. To na obrazku to czyste szaleństwo w którym „ostatni stół” jest kompletnie bez znaczenia.

    To nawet nie jest jak „zdobyć Berlin i zginąć”.

  42. Oj, Gabriel… 🙂

    Czekamy zatem spokojnie na pokazówkę – czy krew się poleje?

    Skądinąd poranek /o której tam kto ma ten poranek/ bez kawy, papieroska i spokojnego czytania Coryllusa się nie liczy. I tyla.

    Zauważ, że gdy jesteś wyjechany, to przecież i tak się tu złazimy i gadamy. Nałóg. No i dobre towarzystwo. O które gdzie indziej – jak napisał Magazynier – trudno.

  43. mam w domu skarbiec

    rysunki, obrazki, tabelki, schematy, projekty, filmy …

    duzo tego sie tego uzbieralo

    nie wiem czy starczy zycia, zeby wszystko zebrac do kupy

    ale staram sie

    obejrzalam twoje rysunki – fajnie, ze rysujesz 🙂

  44. skuteczna komunikacja wspiera się na kolbie od karabinu.

  45. Nie to. Raczej nietrwałość posady. Mam czas do października na poprawę punktów za publikacje.. Jeśli wydawnictwo nie zdąży wydrukować, to będę do emerytury popychał wózki w biedronce. Pracowite lato.

  46. Mam tak jak Cygan, który dla dobrego towarzystwa dał się powiesić (tutaj tylko takie jest).

    Ciągle jestem pod wrażeniem, jak Szanowny Gospodarz potrafi szybko ogarnąć tych, którzy nie stosują się do reguł i są wywalani.

  47. absolutnie nie masz racji

    ostatni stol jest najwazniejszy! 🙂

  48. Ciemności zapadły nad … uniwersytetem.

    Kojarzy się to od razu z tą grafiką Goyi „Gdy rozum śpi”. Gdy rozum śpi  budzą się … agenci. Tajna policja genderowa. Wsiedli na mnie teraz, bo zakwestionowałem do spółki z kolegami wprowadzanie gender poprzez … fashion studies. I nie tylko genderu. Również i porno. Dosłownie porno. Facio miał na swojej stronie takie zdjęcie: obnażona dolna część pleców z papuzim piórkiem pomiędzy. I powiedz sam. Śmiać się czy płakać? Najlepiej ani jedno ani drugie.

    Najlepiej tworzyć fizyczne granice o których sobie powyżej dyskutował Gospodarz z Godnym Ojcem.

    Strach myśleć czym się będzie teraz zajmować tajna policja uniwersytecka. Piórkami pomiędzy.

    Z resztą jacy tam agenci? Kapusie, szmaciarscy kapusie.

    Ps. Nie zapomniane były twoje teksty o sztuce wykuwania broni białej.

  49. W takim razie trzymam kciuki i przerzucam paciorki w tej intencji. Mnie już dali spokój. Przynajmniej do kolejnej oceny pracownika, która mam nadzieję nie nastąpi nigdy z racji szczerego liberalizmu naszego ulubionego ministra.

  50. Dzięki. Tylko nie mam dobrego sprzętu. Nie umiem zamieścić w sieci tych rysunków w pdfie.

  51. Pudło.  Żona niewolnika ma rację i wcale nie dlatego że jest blisko źródła.

  52. I to są właśnie spleśniałe owoce ciemności nad uniwersytetetm … i w nim.

  53. Bo to młode dziołchy były…

  54. Nie mam siły na te młode dziołchy, ich mamuśki i tatuśki.

    Atemie drogi, to się nie mieści w głowie po prostu. Ale teraz to chyba już nie jest możliwe? Że mamuśki i tatuśki polecą teraz na dziennikarza z irokezem na czaszce, to mi się mieści. Ale na doktorka z irokezem z dotacją izraelską to chyba już nie.

  55. Chyba nic się nie zmienia. Chłop ma być niepijący i robotny, albo na budżetowej posadzie, albo węch do pośrednictwa mający. Trudno się dziwić teściom.

  56. To chyba zależy od aspiracji mamusiek i tatusiek.

    Poza tym – „żydowskość” jest modna, „się nosi”. Znajoma, zawsze bardzo patriotyczna, pracownik wyższych uczelni w USiech, Polka, zrobiła sobie badania genetyczne i z zachwytem nam opowiadała, ile to ma genów aszkenazyjskich. No, dla nas tu nie było to żadną sensacją, bowiem wszyscyśmy doskonale znali /tu/ jej tatusia. Ale nikt /tu/ tego nigdy nie podnosił przecież. Jej całkiem odbiło: zbiera judaika, mówi z taka nienawiścią o KK i księżach, czy o modlitwie „Ojcze nasz”, że to zwala z nóg. Jej matka, przeciepła kobieta, katoliczka głęboko wierząca, zapewne przewraca się w grobie. Namolnie mnie namawiała do tych badań genetycznych, bo rzekomo wszyscy jesteśmy „pomieszani” i mamy geny aszkenazyjskie, no ale zakończyłam rozmowę twierdząc, żem zimna, nordycka sucz czystej krwi 🙂 i żadnych bliskowschodnich genów u mnie nie ma. Była ogromnie rozczarowana. Następnego dnia zadzwoniła i mnie przeprosiła, no ale… Więc żydowskość w pewnych kręgach jest modna.

  57. Cyt.: „Wszędzie wokół szmaciarska rewolucja i ciemnota. To jest bardzo ciekawe, że po to żeby zrobić rewolucję i jumę na szeroką skalę trzeba zrobić wielkie zduraczenie. Srery gendery, Znp, reforma oświaty, te sprawy.”.

    Podkreślam powyższe, bo to sedno neomarksistowskiej destrukcji – kult nieuctwa plus ogłupianie mas ludowych miast i wsi.

  58. Gospodarz już nie musi nic ogarniać bo tak zorganizował przestrzeń komunikacji, że każdy artysta-malarz wchodzący tu z głupimi zamiarami natychmiast wygląda jak ten biedny Stach bez gaci na weselu. Pozostaje czynność techniczna którą może zrobić tylko on bo jest adminem strony. Już były takie wejścia, że ktoś wpadł coś głupiego napisał i zderzył się ze ścianą. Nikt nawet nie drgnął, Gospodarz wrócił, zobaczył Stacha z progu i pogonił psami oraz dwururką. I znów nawet powietrze wokoło nie drgnęło. I o to chodzi. Gdyby ktoś z często tu piszących nagle zaczął pisać inaczej niż zwykle też by było widać i pozostałoby ustalić czy alkohol czy ktoś inny się podszywa.

  59. Masz rację, być może dlatego kiedy spotkania mają miejsce na żywo górę biorą emocje i ciągnie to w stronę biesiady u cioci na imieninach. Ludzkie w sumie odruchy. W sieci trochę jak eremici skupieni nad słowem, to później w realu wychodzi potrzeba odreagowania i cała gama innych pozawerbalnych potrzeb. A Coryllus musi w tym jak Wołodyjowski ciachać szablą i wycinać potrzebne kształty by sprawa szła wciąż do przodu. To nie farma ani nie korpo choć jakieś zasady i hierarchie są.

  60. „Następnego dnia zadzwoniła i mnie przeprosiła, no ale… Więc żydowskość w pewnych kręgach jest modna.”

    Szczerze mówiąc myślałem, że ona wiecznie żywa tylko w gazowni i w kręgach. I że te kręgi w zasadzie już jest wymierają. Kilku emerytów, podstarzałych hunwejbinów (trudna pisownia, łatwo można się przejęzyczyć), bojówkarzy. Ta pani raczej należy do kręgów. Ale że są jeszcze mamuśki i tatuśki na to reagujące, to …

    Ale swoją drogą, jak to jest, że ta zimna nordycka krew tak dziwnie skutecznie oddziaływa na aszkenazyjskie geny. Ciekawe jaka byłaby reakcja gdyby pani wybrała opcję czystości słowiańskiej? Wielka Lechia, Zadruga te sprawy. A może lepiej nie wyobrażać.

  61. „Chłop ma być niepijący i robotny, albo na budżetowej posadzie,”

    Spoko. Jak na budżetowej to może chlać i się obijać.

  62. Ja agentem zostałem dopiero na starość, wcześniej nie byłem mądry i miałem bardzo zdrowe zainteresowania – pupa, piersi itp…Nikt więc nie mógł mnie o nic podejrzewać, a ponieważ nie byłem wyrachowany i nie szukałem koleżanek z posagiem, miałem jeszcze do tego opinię idioty. I tak proszę koleżeństwa dożyłem do dnia dzisiejszego.

  63. „kult nieuctwa plus ogłupianie mas ludowych miast i wsi.”

    Tak. Tylko że ten kult nieuctwa trzeba odziać w szatki akademickie i nadać mu tytuły. Halucynacje muszą być …

  64. Miałeś już z górki, ale nie pociągnąłeś tematu. A może one chciały przeżyć jedyny w swym rodzaju romans z agentem – jak kobieta Bonda. Taaaaaakie emocje! 😉

  65. Może to jest dążenie, aby być zawsze blisko silniejszych i się nachapać, jeśli jest okazja, bez refleksji jak się to skończy. Po akumulacji kapitału następuje zmiana własności i redystrybucja.

  66. Zadzwoniła i przeprosiła?. To myślę, że co do tych genów, to dominowały nie te, którymi się obnosiła.

  67. Przyczyna podana i przyczyna prawdziwa. Za mądry i zbyt przystojny. Nie można powiedzieć, Twój chłopak do nas nie pasuje,  będziemy się przy nim źle czuli. Lepiej z zalety zrobić wadę – Wezmą go na agenta, poza tym córeczko i tak by cię zdradzał. I pozamiatane.

    A-temie chciałbyś mieć ich teraz za teściów? Widocznie nie było pisane.

  68. myśl zasadnicza – przekonywanie przekonanych większego sensu nie ma … to taka „Telewizja Trwam” … bez szans na wzrost i rozwój … przekonywanie nie-przekonanych to jest myśl rozwojowa …

  69. A jednak dzisiaj to już coś innego.

  70. Oczywiście, że co innego, mam 48 lat

  71. żartobliwie,.. ale może coś w tym jest;

    ,,Facet powiedział do krakowianki -,,odpier… się”. Więc się obraziła, kiedy powiedział to samo do ślązaczki, to…  wystroiła się!  jakby miała iść na huczne wesele”.

  72. Inkulturacja. Wymyślił ją św. Patryk, apostoł bandyckich Irów. Co ciekawe on działał za pomocą pokazówek, ale takich na najwyższym poziomie, liturgia, sztuka, wspólnota monastyczna/rodzinna.

  73. Żeby tylko tę czterdziechę z tą ósemką. Masz znacznie więcej, Gospodarzu miły. Co? Gospodarstwo. Ale takie, że trzeba do niego mocnych nerwów. Szkoda gadać. Lepiej robić.

  74. I co ciekawe, kiedy Patryk używał słów, to brał je z tych irowskich bajek i szamańskich zaklęć. I podmieniał znaczenia. Nie musiał fałszować tych znaczeń, bo były one zapożyczone z opisu natury, wystarczyło że oczyścił je z szamańskiego moczu.

    Niestety obawiam się, że propaganda rewolucyjna jest karykaturą ewangelii i misyjności katolskiej, jest takim przekroczeniem magicznej bariery, poza którą jest już czysta pycha, niemożność komunikacji, semantyczna czarna dziura. Irowie nie byli hunwejbinami z gazowni.  Byli bandytami ale o znacznie prostszej mentalności. Owszem chcieli zaciukać Patryka, ale nie wszyscy. Byli tacy, których wzięło na Ewangelię po gaelicku i katolską kulturę.

    Mamy szansę ze zwykłymi bandziorkami, ale nie z hunwejbinami. Nie wiem jak z mamuśkami i tatuśkami.

  75. Podręcznik jest potrzebny

    Taka książka do historii

    Nie wiem jak, nie wiem kto, ale przecież ci młodzi ludzie, ci starzy też, nie mają nic

    nie poznają historii z najciekawszych nawet fragmentów, wspomnień, bo po to nie sięgną.

    Taka baśń jak pierwszy tom, inna, ale taka właśnie.

    Ciekawa, napisana lekkim piórem, czasem zabawna

    No bo co mają myśleć ludzie stale bombardowani fałszywym przekazem gdy spotkają się z książkami Twoimi albo wydawanymi przez klinikę języka?

    ściana, kompletne niezrozumienie, no jak to, z Piłsudzkiego zrezygnować i z Dmowskiego też?

    I z Kościuszki?

  76. Gdybyś się, Magazynieru, przejęzyczył, to i tak byłoby dobrze i w sedno.

    Lepiej brzmi „zimna nordycka sucz czystej krwi”. „Zimna słowiańska sucz ” jakoś się nie komponuje 😉

    Skądinąd – zazwyczaj jednak zwracaliśmy uwagę na komponenty kulturowe, a te u mojej znajomej były przez lata bez zarzutu, mimo żydowskiego tatuśka /w typie Kosińskiego/. Matka była Polką. Zacną, a nawet przezacną. No i moja znajoma, w wieku balzakowskim, nabrała skłonności do poszukiwań tych aszkenazyjskich genów. Co to przecież  – tutaj – wszyscy o tym wiedzieli. Zapewne predylekcja do poszukiwań /już znalezionych genów/ przejdzie na jej dzieci. Nic więc nie wymiera. Być może to się opłaca w amerykańskich kręgach naukowych – tak sobie brzydko myślę.

  77. Buuu…. :)))

    Nasz kolega z wydziału prawa o ksywie Misiun /taką miał ksywę, bowiem był w podobie: niewysoki, uroczy, blondyn z szopą kręconych włosów, wiecznie uśmiechnięty oraz krotochwilny/, już na drugim roku studiów wytyczył sobie jasną przyszłość: ożeni się z córką sadownika spod Warszawy i zostanie notariuszem. Czy -jak pomyślał tak zrobił –  nie wiem. Prawo bowiem trwało 4 lata, a moja historia 5.

  78. Ona była 50/50 % co do genów. Już Magazynierowi opisałam tę sytuację, wyżej.

  79. W kwestii przekonywania nie-przekonanych, ośmielam się jednak nie zgodzić z moim przedmówcą. Gospodarz i tłuszcza blogerska to nie Patryki. Chyba nie chodzi o przekonywanie ani przekonanych ani nieprzekonanych.

    Chodzi o to, żeby z jednej strony powstała alternatywa dla akademii która już nie jest akademią, żeby ci poczciwi Polacy katole mieli swoje źródło informacji, i dzięki niemu uniknęli przeróbki na mydło. Czyli z jednej strony „przekonywanie przekonanych”.

    A z drugiej strony, żeby się zrobiła moda na Klinikę języka, i żeby gazownia z trwamem łącznie zaczęła cmokać nad walorami tych książek, że jakie ładne okładki i poligrafia, a elokwencja autora to już w ogóle, i żeby się zrobił snobizm nacoryllusowy, taki, żeby każdy podstarzały żydofil wstydził się że jeszcze nie kupił Śmierci socjalizmu i Kredytu i wojny i żeby kupił. Zaś katol narodowy zarywał nocki czytając je i rozmyślając jak tu nawrócić Coryllusa na endecję.

    Nieprzekonany żydofil jest beznadziejny, bo on wierzy w różowe okulary. Jak mu je zabiorą i tak nic nie będzie widział. Dlatego nie musi czytać. Przeczytają jego dzieci, kiedy wejdą w okres burzy i naporu i tak mu dadzą popalić, że mu się odechce żydofilstwa. Rzecz jasna, marzę sobie, ale tylko w kwestii tego dawania popalić.

  80. Tak mnie jakoś naszło bo ostatnio pokłóciłem się z własną żoną, o Coryllusa w dodatku. Czterdzieści lat małżeństwa, czworo dzieci i pięcioro wnuków,  rzadko się możemy spotkać a tu takie coś… No strasznie się zdenerwowałem. A Ona powiedziała że przecież musimy mieć jakichś wspólnych, polskich bohaterów bo inaczej to się wszystko zawali. Jak mi już przeszło to się zastanowiłem. Czy można mieć fałszywych bohaterów zbiorowej wyobraźni czy lepiej nie? Czy to ma być spoiwo czy raczej klej z mąki i wody?

  81. Taki Ir /Ira?/ jeden z drugim i jego jednego z drugim szamanizm to nic wobec zupełnie współczesnego akcjonizmu wiedeńskiego:

    https://www.google.pl/search?q=akcjonizm+wiede%C5%84ski&rlz=1C1GGRV_enPL751PL751&source=lnms&tbm=isch&sa=X&sqi=2&ved=0ahUKEwiTs-rO5P_UAhXlIJoKHbRhAxEQ_AUIBigB&biw=1366&bih=662

    A nam /kiedyś/ zdawało się, że tzw. Zachód to kultura jest i w ogóle.

    Jak pamiętam, to zaraz po 1989 roku, gdy zaistniała „wolność i swoboda”, przyjechał jeden z tych zboków i zrobiono mu wernisaż w jakiejś galerii w Warszawie. Facet rzucał się w rozcięte, krwawe truchła dużych zwierząt i tarzał się w nich. Wszystko w anturażu ołtarza i ofiary /Mszy św./. No ale jakoś nie chwyciło w Polszcze… Inne świństwa – i owszem, chwyciły.

    Te tam Zadrugi to pierdoły w istocie. A tu mamy do czynienia z nagłaśnianymi i opłacanymi przez państwo /nasze podatki na kulturę…/ „artystami”. Cały aparat urzędniczy i instytucjonalny za tym stoi. Święty Patryk pewnie nie miałby szans. Minister kultury obciąłby mu głowę.

  82. „przejdzie na jej dzieci. Nic więc nie wymiera. Być może to się opłaca w amerykańskich kręgach naukowych – tak sobie brzydko myślę.”

    Brzydko pani myśli acz realistycznie. Biedne dzieci.

    Ciekawe że ja znam przypadek wykształciuchów już prawie na emeryturze, o mieszanym pochodzeniu koszerno-germańsko-naszym, ale chyba protestanckim, gdzie bardzo sympatyczny starszy pan nigdy nie krył się ze swoją estetyczną odrazą do Żydów i arabów. Mówił że to właściwie to samo. Jedna niedomyta śmierdząca hołota. Odrzuca go jak na widok szynki, bo w niej widzi po prostu tę brudną śmierdzącą świnię która jeszcze wczoraj była tą szynką. Robił to z dużym wdziękiem, bo w ogóle miał w sobie takie coś, jakąś sympatyczność połączoną z nieśmiałością. I zawsze mu to uchodziło na sucho. Nawet w obecności socjalistów z ludzką twarzą.

    Na „geny aszkenzyjskie” zaś jego syna wzięło. Zaczął coś tam pisać o literaturze żydowskiej i nagle odkrył że ma korzenie koszerne. Jedna spraw że środowisko akademickie. A druga sprawa dla odmiany że środowiska akademickie.

  83. Zgadza się. A potem zamknąłby go w psychiatryku.

    Akcjonizm wiedeński … . Nie wiem czy pani zna taką prostą potrawę z jajek na miękko rozbełtanych z majonezem. Moja mama utrzymywała, że to się nazywa jajka po wiedeńsku. to był jej błąd. Chyba już w życiu tego nie tknę.

  84. Klej z wody i mąki nazywa się klajster. I w użyciu potocznym to wyraz mało szlachetny. Vide: zaklajstrować coś. Czyli pozornie i nędznie zakamuflować jakiś szajs. Zazwyczaj na chwilę, bo potem wszystko odpada z powodu tego klajstru.

    Chyba jednak trzeba brać na klatę te demaskacje Coryllusa co do różnych naszych bohaterów masowej wyobraźni. Bo to nie o nich w istocie chodzi, a o zwodnicze ścieżki, po których maszeruje naród za swoimi bohaterami. Prostowanie tych ścieżek, pokazanie innej drogi stoi – na mój nos – za coryllusowymi baśniami. A nie wredny charakter Coryllusa /co mu zarzucają – że kopie wielkości/.

  85. Nie, nie, jajka po wiedeńsku to jajka na miękko z masłem, solą i pieprzem. Można posypać odrobiną szczypiorku. Ja jednak gotuję jajka /na po wiedeńsku/ na półtwardo. Flegaminek nienawidzę! /Flegaminka – ksywa domowa na jajka na miękko./

    Jest jeszcze sznycel po wiedeńsku. I pyszny tort Sachera.

    Nie dajmy się zwariować 🙂

  86. No ale przecież jest jeszcze ks. Wyrwicz współczesny Kościuszce, kard. Albertrandy, Jezuici z 18 w., trochę może zbyt ulegli wobec kasaty i jumy, ale bardzo przyzwoici rojaliści, jest św. Rafał Kalinowski i Albert Chmielowski obaj powstańcy, sługa Boży Edward Woyniłłowicz, bohater kresowy, Jałowiecki inny kresowianin, Ks. Tokarzewski kapelan Piłsudskiego, Wyszyński, ten jego doradca profesor ekonomista, doradca Wyszyńskiego, który z miejsca wyczuł Bolka, Hlond, Ks. Skorupka, Popiełuszko, Ks. Zych i tych kilku zamordowanych w 89. W zasadzie cały zastęp bohaterów wiary i faktycznej walki o niepodległą.

    Z resztą to nie chodzi o rezygnację z Marszałka ani drogiego pana Romana, ale o ukazanie ich w proporcjach realnych. Jest w końcu o czym pisać. Historycy dalej mogą czesać kasę na nowych studiach piłsudczykowskich ala Coryllus.

    Ludziom prostym można tłumaczyć że prostota nie wystarczy, trzeba wiedzy. Wiedza też jest dla prostych.

  87. Nie dajmy się ale sam już nie wiem. Taki akcjonizm potrafi zatruć najszlachetniejsze gusta. Ale im odbija.

  88. Ale tak to jest – irscy szamani to nic w porównaniu z szamanami wiedeńskimi.

  89. Było/jest na to przyzwolenie. „Elity” artystyczne i inne takie. Zrujnowanie człowieka pod pozorem „sztuki”.

  90. Tak, ale ulice mają inne nieco nazwy. Aleja KEN, Kołłątaja, Kościuszki, zresztą cóż o tym mówić, to jest wryte w pamięć i emocje. A ulicy ks Tokarzewskiego ani Woyniłłowicza nie ma. Ale jest ulica Żiżki, no cudowna sprawa. Albo patriotyczna pieśń „Wiwat maj, trzeci maj, wiwat Hugo Kołłątaj”

    To jest jak wejście na zaorane pole późną jesienią po deszczach. Filcaki wciąga, trudno krok uczynić aby je wyciągnąć, a ciągle leje. A potrzebna jest jakaś w miarę sucha droga z której na to pole można spojrzeć

  91. Są to ludzie, którzy doskonale wiedzą czego chcą i mają świadomość epokowego znaczenia celu, który sobie wyznaczyli i do którego konsekwentnie dążą. Tym celem nie jest zatruwanie, przeszkadzanie, polemika, tworzenie czy naprawa istniejącego stanu według jakichś nowych zasad, lecz programowe całkowite zniszczenie dotychczasowej kultury warunkującej istnienie/rozwój obecnej cywilizacji. Są więc obłąkani, ale jak najbardziej sprawni i wydajni pod względem intelektualnym. Dlatego tak skuteczne są metody i środki oddziaływania jakie stosują.

  92. „zaorane pole późną jesienią po deszczach.”

    Opis adekwatny. Tym nie mniej jest co robić. I może da się na tym trochę zarobić. Trzeba znaleźć rynek zbytu na to błocko.

  93. Rzekłbym że nawet zmasakrowanie człowieka. Przykro to mówić, ale to jest Markiz de Sade w sztuce.

  94. Dodałbym jeszcze „, ale potencjalnie otwartych na samodzielne myślenie”. To jest konieczne. Przy takiej wojnie „ideologicznej” jaką mamy teraz u nas i poziomie emocjonalnym (odpowiednio wysokim) oraz logicznym (odpowiednio niskim),  na których Polakom jest na codzień wpajane to czy owo przekonanie przez odpowiednie środki masowego oddziaływania, próba odwrócenia stanu umysłów jest niezwykle trudna jeśli w ogóle możliwa bez woli samego zainteresowanego, żeby „cokolwiek zmienić”. Bez chęci szukania informacji oraz zastanowienia się i ewentualne rewidowania swoich poglądów (czyli po prostu uczenia się).

    Czyli mówią krótko „nie przekonanych jeszcze”, ale potencjalnie zdolnych do tego by chcieć zrozumieć.

  95. Fałszywi bohaterowie zbiorowej wyobraźni są najlepsi. Bez nich ani rusz. A jakich to bohaterów ma Twoja szanowna małżonka? Aha, w Uniejowie główna ulica nosi nazwę błogosławionego Bogumiła. Co prawda do Warty prowadzi ul. Stanisława Supłatowicza, ale nie można mieć przecież wszystkiego.

  96. Współczuję. Zapewne żono używa wciąż jeszcze telewizora? Ja oddałem abonament już za nastaniem Kwacha. Przestałem oglądać. Potem oddałem sprzęt teściowej, żeby mogła sobie oglądać Trwam. My oglądamy w internecie. Z trzeźwym odniesieniem wziętym z Baśni.

  97. Ja się czuję szczęśliwy, ciekawe co z nim

  98. Transmisje w trwamie są ekstra. Jędraszewski, Głódź te sprawy. Niestety wpuścili kilku urzędasów z min. oświaty, to im trochę spadł poziom Rozmów niedokończonych. Antropologia rodem z Znp. Ale audycje dla małżonków i rodziców są nadal hitem.

  99. I to jest bardzo fajne.

    Od niedawna jestem na blogu, ale gdy taki artysta-malarz się pojawia zaraz sobie myślę: „Gość zaraz wyleci”. Zakładam się z tylko kiedy.

  100. Przejdziem Wisłę, przejedziem Wartę, jak Stanisław Supłatowicz,

    dał na przykład polski Aztek jak skalpować mamy.

  101. Aztekowie to chyba serca wyrywali….

  102. Zgadza się i lepiej pasuje do propagandy rewolucyjnej-ojczyźnianej:

    Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, jak Stanisław Supłatowicz,

    Dał nam przykład polski Aztek jak rwać z młodej piersi serca mamy.

  103. Względnie wersja nieoficjalna ale z lepszym rymem:

    Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, jak Stan Supłatowicz

    Dał nam przykład polski Aztek jak rodaków za nos wodzić

  104. Ano właśnie. TV Trwam i Radio Maryja to przede wszystkim posługa duszpasterska. I utrzymanie wartości katolickich w rodzinach i społeczeństwie. Tam nie musi być koniecznie ciągle wysoki poziom debat politycznych, to jednak nie jest ich główne zadanie.

    Teraz np. puścili powtórnie kazanie z pielgrzymi na Jasną Górę. Niesamowite słowa biskupa. Serce rośnie. Polecam: https://www.youtube.com/watch?v=unSsLrTBvTM

    A tu coś o jednym z naszych Świętych: http://www.radiomaryja.pl/kosciol/swieto-swietego-benedykta-nursji-opata-patrona-europy/ Też warto poczytać.

  105. Jednak dobrze, żeby był. Mam na myśli wysoki poziom debat politycznych. To jednak jest ich obowiązek. Ponieważ Kościół winien mieć pierwsze miejsce w życiu publicznym. Taki jest m.in. sens Intronizacji. Ks. Guz za rzadko tam występuje.

    Homilia Bp Napierały jest ekstra. Nadto bardzo ważne są te audycje dla małżonków i rodziców. Tak samo jak debaty polityczne. Pan Grzegorz Polak, teraz już wdowiec, jest niezastąpiony. Jego małżonka też była świetna.

  106. Jako cel absolutny, czy jak na zdjęciu gdy czas się zatrzyma?

  107. a jedynym językiem jaki rozumią rewolucjonisty jest język spustowy…

  108. na zdjeciu robota jeszcze nie skonczona

    czyli cel (absolutny czy nie) nie osiagniety

    dodam jeszcze rysunek i mam nadzieje, ze wystarczy

    http://niewolnik.salon24.pl/373116,nr-0241-kronikarze-iii-rp

  109. Nie no jasne. Chodzi mi o to, żeby przez to, że nie wszystko jest takie jakbyśmy chcieli nie generalizować w ocenach negatywnych. Ja się w sumie miałem pierwotnie odnieść do komentarza Greka Zorby „o taka „Telewizja Trwam” … bez szans na wzrost i rozwój” ale potem Pan napisał też o tym, więc tu odpisałem.

  110. no i jeszcze sztuka syntezy w wypowiedzi … jeśli potrafisz tę samą treść przekazać w trzech słowach, to jesteś mistrzem, kreatorem i twórcą … jeśli potrzebujesz do tego 800 stron jesteś pewnie dobrym rzemieślnikiem … ale nigdy artystą …

  111. Trzymaj się.

     

    We wszystkich sporach: zanim zacznę, zbieram ekipę. Spór powinien być wygrany, zanim taki się zacznie. To jest, przekonałem się, nieczęsto spotykane podejście.

     

    Wielu walczy samotnie. Nie tędy droga. Walczy ekipa, wtedy walka jest zwycięska. A nawet przyjemna, czego mi powiedzieć zasadniczo nie było wolno…

  112. W kwestii technicznej: myślę, że chodzi o rysunek Niewolnika Własnych Genów. Tak?

    To poproszę o linkowanie rysunku, czyli o podanie linku jak niżej:

    http://2.bp.blogspot.com/-diLPDVCYFaM/TufsYznpA2I/AAAAAAAAAfU/FVCZSCjBBoI/s1600/0241niewolnik490.gif

    A nie otoczki.

     

    Faktycznie komentarz 11 lipca godz 11:02 zawiera link do otoczki a nie do rysunku. Otoczką, gdzie rysunek jest ledwie cząstką, jest reklama salonudwacztery.

    Nachalna reklama. Po co ją zamieszczać, gdy można skierować Czytelnika wprost do sedna, czyli do tego, co istotne: do rysunku Niewolnika. Robi się to tak. Klika Pani tzw prawą myszą (prawym klawiszem myszy) rysunek. Pokazują się opcje, m.in. „skopiuj adres” ewentualnie jakoś podobnie (po szwedzku).

    Klikamy opcję „kopiuj adres„.

    Wklejamy ten adres.

    Voila! Jest!

     

    To właśnie zrobiłem, rezultat jest powyżej. Kieruje wprost do sedna. Jeżeli nie o to chodzi…

  113. Nie. Coryllus dobrze to robi, co robi. Zasadą numer jeden walki jest zebranie zespołu. Nazwałem to w komentarzu 12:47 ’ekipą’, chodzi o zespół, grupę.

     

    W szczególności, grupa może być uzbrojona. To jest jednak detal, a nie ogólna reguła. Ogólna reguła – tu: przestroga – brzmi „nigdy samemu nie zaczynaj”. Wpierw pozyskaj sprzymierzeńców. Potem… weryfikacja szczerości jest błyskawiczna.

     

    Weryfikacja? Tak, bo mnóstwo jest gadaczy, dobrze poinstruowanych, a zatem „zbierających słuchaczy”. Gadaczem ściągającym słuchaczy jest furażerkowiec Jabłonowski-Olszański. Pajac, ale otrzymał właściwe instrukcje. Nie wolno być gorszym od takiego, więc psmiętaj, że wymachiwanie bronią w pojedynkę stanowi najgorszy sposób na skuteczność.

     

    W rzadkich przypadkach coś wywalczysz. Ale to jest ciężki wyjątek, nigdy reguła. Wpierw więc zbiera się zespół, a potem dopiero dochodzi dogadana reszta.

  114. Dobrze napisałaś. Nie mogłem tego podać, bo to despekt przecież. Tak jest, taka była przyczyna, że odstąpiłem od wygrywania-pozornie wygranej-sprawy.

     

    Nie da się wejść już od drzwi kłócąc się  — i to z kim, z ludźmi, których chce się cenić jak najwyżej. Ciąg dalszy wydarzeń tylko potwierdził decyzję.

  115. Przepraszam, że się wcinam, ale wczoraj miałam pogrzeb i nie czytałam. Bardzo ciekawa uwaga Małżonki i ona ma prawo do takiej uwagi. Że „przecież musimy mieć jakichś wspólnych polskich bohaterów”. Tyle, że dopiero siedząc tutaj na tym blogu i czytając książki z serii Baśnie jak Niedźwiedź czy ostatnio pamiętniki Księży i Ziemian uświadamiamy sobie, że – nie mamy ŻADNYCH bohaterów, bowiem chodzimy dzisiaj po tylu latach komunistycznej a wcześniej socjalistyczno-masońskiej masakry – po takiej „historycznej Łączce” (z zachowaniem proporcji). Nasi prawdziwi bohaterowie są zakopani głęboko i pokryci grubym betonem czyli – milczeniem. Świadomym. Minęło 27 lat a w spisie lektur tylko Żeromski i Dąbrowska a jakoś wśród Bohaterów nie ma Królów i Hetmanów oraz Senatorów tylko „Piłsudski i Piłsudski”. Dojrzały Naród musi znać absolutnie wszystkie dobre i złe strony każdego kreatora polityki polskiej. Piłsudski ma swoje zasługi ale dlaczego w takim razie trzeba go „wspomagać” zamilczaniem całego patriotycznego ziemiaństwa, które poradziłoby sobie bez Piłsudskiego i JAKĄŚ wolną Polskę – stworzyłoby. A co mógłby zrobić Piłsudski BEZ wcześniejszej pracy organicznej i funduszy ziemian, którzy finansowali polską sztukę, polską Akademię Umiejętności, polskie szkoły i polską literaturę oraz badania. A także polską dyplomację w ramach zaborów, o której wielkie milczenie. Książka „Socjalizm i śmierć” otwiera szeroko oczy na tę manipulację. Co do zasady Małżonka ma rację: Polacy zasługują na „polskich bohaterów”, tylko że do dzisiaj podaje się im „ofertę” więcej niż okrojoną. Państwo, aby było – poważne a nie marionetkowe musi mieć racjonalny stosunek do swojej przeszłości a przede wszystkim – pełną wiedzę o tej przeszłości a nie zbiór legend, promujących jedną opcję, w dodatku „opcję” zainstalowaną przez cudze budżety.

  116. jezeli bede cos umieszczac na twoim blogu to zastosuje sie do zyczen

    narazie jestem u Coryllusa

  117. Dziękuję ogromnie! Dokładnie o to, o samo sedno, o sam rysunek mi chodziło w poprzedniej propozycji.

    A propos.

     

    Niektóre z myśli Niewolnika są tak dobrze ukryte, że aż chwilę trzeba się zastanowić. Ostatnio zdarzyło się, rozmawialiśmy w towarzystwie (zaangażowanym w odbudowę fragmentu normalności w Polsce) o rysunkach Niewolnika. Dopiero wspólnie pozbierane doświadczenie życiowe obecnych pozwoliło nam odkryć głębię Jego myśli.

     

    Mam nadzieję, że odkryliśmy ją w sensie Autora …

  118. Kiedy właśnie chodzi o „opcję zainstalowaną przez cudze bagnety” a obecnie o „opcję zainstalowaną przez cudze budżety”.

    Od emisji pieniądza, przez wybranych nam — nie przez nas, lecz nam — przewodniczących „partii”, kończąc na przebranych „posłach”.

    Każdy ze zworników państwowych jest obcy. Praca nad przekazaniem Polakom polskich — nie obcych — bohaterów jest skazana na przegraną. Nieomal jest skazana. Coryllus działa. Czegoś brakuje: sposobu zasprzęglenia działalności Klinki Języka z państwem.

    Kiedyś to trzeba zrobić: pozmieniać programy szkolne czy uzyskać dofinansowanie, im większe tym lepsze, na książki, multimedia, transport tego do głów.

    Na Targach Valsera Coryllus odmówił myślenia o zasprzęgleniu przez dotacje, mimo że pokazałem przykład prawie „rodzinny” jak dalece agentury państwowe decydują o naszym życiu i działaniu.

    To w takim razie gdzie jest alternatywne zesprzęglenie produkcji treści z ich transportem do głów Rodaków?

     

    Wszystko własnymi siłami? Wiecznie? Nie w tym ustroju, który rabuje na ZUS, odbiera daniny, akcyzy, podatki, opłaty i generalnie zabiera 90% tego, co się da w tym złodziejskim ustroju zarobić! Pomyłka. Gdyby to co wypracowane, zostawało w kieszeni, to organiczny wzrost byłby możliwy. A w warunkach „polskich”?

    Dotacja to odbiór części zrabowanej Coryllusowi pracy Jego i pognębionej podatkami przyszłości Jego Rodziny. To nie chodzi o to, że jakoś jeszcze da się żyć i dojechać na kolejne Targi. To chodzi o odebrane Mu 90% pracy i o zasprzęglenie poznania z masowym odbiorcą. Nie z wyjątkowymi – jak nas kiedyś Gabriel nazwał – ludźmi lecz z masową masówką, z popularnym populizmem.

    To nadal pozostaje do rozwiązania.

     

    PS

    Ulatniam się, bo za dużo gadam. Idę coś zrobić.

  119. <i>”…Polacy zasługują na „polskich bohaterów”, tylko że do dzisiaj podaje się im „ofertę” więcej niż okrojoną.”</i>

    „Oferta” więcej niż okrojona – wyrób bohateropodobny, jak te czekoladopodobne. Niby smakuje prawie jak czekolada i można udawać, że nią jest, ale to NIE jest czekolada, tylko coś zastępczego „żeby się motłoch nie burzył”.

  120. „…wczoraj miałam pogrzeb”       – jakoś nie halo to zabrzmiało… 🙂

  121. Matka mojej śp. Koleżanki szkolnej. Wspomnienie z dzieciństwa.

  122. oczywiście, że bohaterowie są konieczni jako spoiwo społecznej narracji ideolo.

    Wszystko zależy jaka to narracja. A jeśli już  jest narracja, wówczas znajdują się  adekwatni dla  niej bohaterowie. Oczywiście, w pewnym momencie wytwarza się sprzężenie zwrotne i nauczyciele wykształceni na tym ideolo kształcą z tej  „historii” kolejne pokolenia. I nadchodzi taki moment, gdy  braknie   tych, co mogą nauczyć innej historii. I dlatego nie ma ulic imienia Woyniłłowicza czy ks. Tokarzewskiego, a wszędzie kłują w oczy ulice imienia Kołłątaja.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.