Oglądam teraz norweski serial o potentatach na rynku łososia. Wy tego nie róbcie. Wszystko Wam opowiem. Chodzi o to, że są dwie rodziny, jedna ściubi i oszczędza na segregatorach, a druga działa z rozmachem. Część udziałów tej pierwszej rodziny przepada, albowiem udziałowiec umiera, a aktywa dziedziczy popieprzona ciotka. Szefowa organizacji działającej z rozmachem odkupuje je i zamierza zniszczyć konkurencję. No, ale łatwo nie będzie, bo każda jej decyzja strategiczna uderza w ambicje jej najbliższych współpracowników, w tym rodziny. Nie zawsze przecież da się wszystko pogodzić. Do tego dochodzą osobiste problemy poszczególnych postaci dramatu i akcja się komplikuje. Tłem są fiordy, woda, majątki, stroje ludowe Norwegów. Powiem tak, dałoby się to nawet oglądać, gdyby ci ludzie nie byli tak okropni. No i cały czas pada deszcz. Straszne. Nie wiem, jak tam można żyć.
W każdym razie, istotne jest to, że z tego serialu wynika jasno iż wszyscy doskonale zdają sobie sprawę jaką fikcją jest zielony ład, zrównoważony rozwój i te wszystkie idiotyzmy, którymi usiłują nas karmić. Tam jest to wyszydzone otwarcie i na zimno. Jeśli więc ktoś w Polsce traktuje to serio, to chyba musiał wziąć solidną łapówkę, bo nie widzę innego wyjścia. Sądzę też, że dokonuje się, jak zwykle poprzez szyderstwo i podważanie założeń ideowych, zmiana obowiązującej w Europie narracji. Dobrze by było zauważyć to wcześniej, przed innymi, ale chyba do tego nie dojdzie. Wiara bowiem w demokratyczne państwo prawa doprowadziła nas do tego, że czołowy polityk gabinetowy odrodzonej Polski, prezes Jarosław Kaczyński, będzie dziś demonstrował swoje niezadowolenie na ulicy, przed ministerstwem sprawiedliwości. Wszystko zaś dlatego, że nie zachował w zanadrzu żadnego narzędzia, którym mógłby – gabinetowo – wpływać na politykę obecnego rządu. To znaczy nie wykreowano żadnej branży, żadnego obszaru znaczeń, gdzie można by wywołać – celowo – jakieś ruchy, które zmieniłby postępowanie tamtych. Nie ma nawet komu zaproponować udziału w czymkolwiek, bo niczego się nie kontroluje. W tym norweskim serialu zaś, z brzydkimi ludźmi i źle poprowadzoną narracją, pokazują nam, że zielone łady, owszem, mogą istnieć, podobnie jak zrównoważone rozwoje, ale w istocie wszystko wygląda tak, jak w XV wieczne Florencji i lepiej się z tym faktem oswoić.
Słabsi imają się podstępów i przecinają sieci w morskiej hodowli ryb, przez co 180 tysięcy łososia ucieka do fiordu. Za odłowienie jednej sztuki firma zwraca 300 koron. To jest mniej więcej 108 zł. Za jedną rybę, a mówimy o 180 tysiącach. Widzimy więc jaka jest skala tego biznesu. Słabsi próbują udać się po pomoc do państwa, ale państwo mówi, że muszą radzić sobie sami. Mocniejsi zaś wchodzą w dziwny układ z inwestorem zagranicznym, czyli z Emiratami Arabskimi. Tamtejszy biznesmen bowiem chce hodować łososia na pustyni. Film ma bowiem pewne akcenty humorystyczne i obnaża różne patologie.
W Polsce tego rodzaju figury są wyłącznie hipotetyczne i służą do karmienia gawiedzi różnymi wizjami. Nie ma bowiem żadnej – poza urzędniczymi – mafii rodzinnej, która działałaby na taką skalę. Nie ma nawet takiej branży, albowiem powstanie takich sektorów jest natychmiast blokowane, ponieważ mogłyby one zagrozić dominacji państwa. No, ale jakiego państwa? Państwo Tuska właśnie się ponoć demontuje, jak krzyczą wszyscy PiS-owcy. Państwo PiS wyskoczyło z piątką dla zwierząt, albowiem ktoś tam uwierzył w zielony ład i zrównoważony rozwój. W norweskim serialu, w norweskim, podkreślam, gdzie wszyscy mają szajbę na punkcie ekologii, kwestie te są otwarcie wyszydzone. W Polsce zaś toczyły się długie i idiotyczne dyskusje w mediach o dobrostanie lisów w hodowlach. Ktoś powie, że to tylko serial. Oczywiście, że tak, w prawdziwym życiu urzędniczka ministerstwa nigdy by nie odeszła od stolika negocjacyjnego z drugą co do wielkości, w skali globu, firmą produkującą łososia. Nasz problem polega na tym, że nie mamy takich firm. One występują tylko w filmach. Próby zaś zakładania podobnych przedsiębiorstw i kreowania nowych rynków są niszczone przez państwo, w imię solidarności z tymże państwem, albo przez tych, którzy niszczą państwo, w imię solidarności z innym państwem. To powoduje, że każdy obszar generujący miliardowe zyski jest kontrolowany w dużej części przez jeden albo drugi rodzaj państwa. Kiedy propaństwowi urzędnicy są u władzy, wszystko jakoś działa, ale demokratyczne reguły powodują, że stan ten trwa krótko i, w imię legalizmu, po przegranych wyborach Orlen trzeba przekazać tamtym, żeby go zniszczyli.
W polskich, propaństwowych narracjach nie pojawiają się nigdy kwestie takie, jak obecność dynastii gwarantującej stabilność władzy, albo obecność oligarchii, która pełni tę samą rolę. Jest tylko demokracja, ale ta ma gębę fałszywą. Polskie tradycje demokratyczne są dobre i przy ich zachowaniu mielibyśmy szansę. Kapitał byłby może trochę rozproszony, ale ludzie by czuli jedność kastową. Demokracja, którą mamy to demokracja urzędnicza, składająca się z coraz bardziej zdeprawowanych jednostek, z których każda chce zakładać organizację w skali mikro wpływającą na władzę. Kłopot w tym, że ludzie ci nie mają żadnego rozpoznania i nie wiedzą z kim, poza szczeblem lokalnym, podjąć rozmowy.
Narracja PiS zasadza się na kilku wykluczających się założeniach. Po pierwsze – rządzą Niemcy i oni stanowią trzon UE. Po drugie – nie możemy wyjść z UE, jak to przyznał na konferencji w maju poseł Saryusz-Wolski. Nie możemy, a jednak musimy coś zrobić. Niemcy nie zaakceptują PiS-u u władzy, a to oni rządzą UE, jak twierdzą ludzie PiS. Czy ktoś w UE akceptuje PiS i chce, by partia ta utrzymała władzę w Polsce? Nie wiem czy ktokolwiek się nad takimi kwestiami zastanawia, ale przed serią przegranych wyborów, wszyscy ekscytowali się zdjęciami premiera Morawieckiego z panią Meloni. I co? Morawieckiego nie ma już u władzy, a Meloni jest i gada z Niemcami. Norwegowie nie są w Unii, a oni – patrząc po tym serialu – wydają się dość przytomni. Można by było szukać z nimi jakiegoś porozumienia. To samo Szwedzi.
To są oczywiście żarty. PiS może prowadzić jedynie dialog wewnętrzny. Ewentualnie przemawiać nieszczerze do wyborców, licząc na odzyskanie władzy. No i czekać co powiedzą Amerykanie, ale oni mogą nic nie powiedzieć, bo sojusznik nie posiadający żadnych atutów, więcej – dobrowolnie się ich pozbawiający i tratujący serio wszelkie deklaracje – nie musi im być potrzebny. Nadzieje więc mogą okazać się złudne.
Pytanie istotne brzmi – skoro nie możemy wyjść z UE, a dominują tam Niemcy, którzy zrobią wszystko, by PiS nie wrócił do władzy, kto jest sojusznikiem PiS w Unii? Ja nie widzę takiego kraju, ani takiej organizacji, albowiem w PiS nie ma chyba nikogo, kto potrafiłby nawiązać z taką organizacją kontakt na poziomie jaki pokazuje ten serial norweski o hodowli łososia.
Mateusz Morawiecki puszcza na twitterze jakieś kreacje sztucznej inteligencji, z orłami i husarzami, to samo Patryk Jaki. Prezes wzywa do wyjścia na ulicę, gdzie szaleje babcia Kasia, całkiem bezkarna. Wszyscy wyrażają oburzenie i z coraz większym przerażeniem patrzą na swoje puste i do niczego się nie nadające ręce. Media PiS zaś składają się z samych Katonów młodszych i prowincjonalnych mełamedów, którzy chcą na tej zdychającej koniunkturze coś ugrać. Minister Czarnek zaś zapowiedział na koniec września kongres partii. Przypomnę, że kongres ten odbyć miał się w listopadzie zeszłego roku, potem w styczniu, potem w lutym, a potem w maju. Nie odbył się. Myślę, że nie odbędzie się również we wrześniu.
Co z naszą konferencją zaplanowaną na 5 października? Bo pewnie kilka osób to interesuje. Odbędzie się. Będzie trochę bardziej kameralna. Mam nadzieję też, że znikąd nie będzie dobiegać ogłuszająca muzyka i uda nam się porozmawiać w spokoju o nowych narracjach. Takich, o których w PiS nikomu się nawet nie śni. Konferencję zaplanowałem na 80 osób. Oczywiście nie zgłosiło się tylu chętnych, ale to nic. Wystarczy to co jest. Przedłużę jednak termin zapisów do 25 września, czyli mamy jeszcze dziesięć dni. Może jeszcze ktoś dołączy.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-x-konferencji-latajacego-uniwersytetu-leszczynowego/
W świecie postępu nie ma miejsca nawet na umiarkowanych konserwatystów, trwa stygmatyzacja i nagonka, być może przed zapędzaniem na wydzielone łąki …
Dwadzieścia lat temu znajomy powiedział krótko – wiem, że przegraliśmy, ale nie mamy przecież dokąd się cofnąć ….
https://youtu.be/sPxs52hqbp4?feature=shared
Osobiście nie uważam, że przegraliśmy, chociaż wokół bunkra słychać wściekłe wrzaski różowych ….
Napoleon jak chciał wygrywać w warcaby to zmienił szachownicę na większą.
Prezes niestety umie grać jedynie w brydża 😉
Idea zrównoważonego rozwoju jest słuszna i takim flagowym projektem jest zagospodarowanie Zakopanego w taki sposób, żeby miasto mogło przyjąć miliony turystów bez zagrożenia dla parku narodowego. Innym pomysłem wynikającym z idei zrównoważonego rozwoju jest nie wydawanie pozwoleń na budowę domów na terenach zalewowych. W skali indywidualnej zielony ład się przyjął, bo większość Polaków ma panele słoneczne albo przynajmniej segreguje śmieci, jak nie może zamontować paneli. Prawdziwe problemy są gdzie indziej i o nich się nie mówi, na przykład, że aby ograniczyć przyjazdy turystów do niektórych miejscowości, to wystarczy podnieść ceny usług. Wspomniane Zakopane stało się w ten sposób uzdrowiskiem najpierw dla Rosjan, a teraz dla bogatych Arabów i tak powinno być.
Tzw. „ludzie” nie chcieli Pitonia u władzy, bo jest zbyt liberalny w stosunku do prywatnych przedsiębiorców i zamordystyczny wobec inwestorów z zewnątrz, chciałby likwidacji TPN i nie rozumiał, że w czasie pandemii centra turystyczne o zasięgu międzynarodowym należało zamknąć z oczywistych powodów.
Pitoń może tylko brylować w świecie Smerfów 🙂
Pitoń ma pecha, bo powinien dogadywać się z Arabami, a nie z Chinami. W Karpaczu pokazano Chińczykom, że są niemile widziani w Polsce jako sojusznicy Putina.
Podał pan sens zielonego ładu, ŚWIAT DLA BOGATYCH i tyle.
Gdyby Tusk i Kaczyński potrafili choć w 1/4 tak rozgrywać zagranicę jak rozgrywają Polskę to było w Polsce pięknie, ale prawda jest taka że za nimi nikt i nic stoi.
Otokiel był w Chinach i mówi, że Chiny to syf, natomiast my, Polacy, w porównaniu z nimi mamy bardzo dużo zalet jako ludzie i dużo zasobów, dlatego uważam, że w najbliższym czasie nastąpi atak na nas i nasze wartości, a jednocześnie jest serwowana przez cały czas narracja, że wszędzie jest lepiej, niż w Polsce. Otóż smutna wiadomość jest taka, że w Polsce jest bardzo dobrze i będzie dobrze o tyle, o ile będziemy o to dbać. Tusk i Kaczyński to jest jakiś matrix, który z realiami nie ma wiele wspólnego. Poza tym nie mamy żadnej liczącej się reprezentacji politycznej, co oznacza, że nikt nie ujmie się za nami, gdy będziemy eksterminowani – używając popularnego określenia z czasów powstania w Wandei. Takie refleksje mam po wysłuchaniu Otoki-Frąckiewicza.
Norwegia chroni swój rynek, w sklepach lokalne firmy, oferta średnia, skromniejsza niż w Polsce, właśnie poza rybami, tu na bogato.
Doktryna socjaldemokratyczna w wersji egalitaryzmu ukształtowanego przez wieki walki z surową przyrodą. Tam trzeba sobie pomagać.
Ze zdrajcami się nie certolili. Tylko brać przykład.
My się wijemy z narracjami, a przecież jesteśmy pod transparentną okupacją wchodzącą w fazę przecinki.
Fajna wypowiedź gen. Andrzejczaka, który mówi, że fit for 55, czyli nasz zielony ład został wprowadzony po to, żeby sprowokować Rosję do wojny.
https://youtube.com/shorts/2lFzVtUL2TM?si=c5k45yVaD8cN0-7N
Każdy, kto ma fotowoltaikę na dachu, jest częściowo odpowiedzialny za to, co się stało.
Impasuje zamiast wziąć na widły.
To jest słabe nawiązanie do gier kulturalnych.
Po fotowoltaice ich poznacie?
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.