Na początek trochę samokrytyki. Ponieważ ilość odbieranych przeze mnie ostatnimi czasy maili i telefonów przekroczyła masę krytyczną i ja zwyczajnie tego nie wytrzymuję, chciałem tu na samym początku, przeprosić wszystkich tych, którzy usiłują nawiązać ze mną kontakt, a ja na przykład nie odbieram telefonu, albo odpowiadam jednym zdaniem na długą i wymagającą wyjaśnień wiadomość. Naprawdę przepraszam, ale nie wiem co z tym zrobić. Być może to już tak zostanie, a być może będę musiał wydłużyć dystans jaki dzieli mnie od czytelnika. To ostatnie chyba jednak nie wchodzi w grę, bo jestem trochę przeczulony i tak naprawdę jedyną asystentką odpowiedzialną za te sprawy mogłaby zostać tylko moja córka, która jest jeszcze małą dziewczynką.
Spędzamy ze sobą sporo czasu, głównie przy książkach i ja, o czym czasem wspominam, myślę o tym, jak wzbogacić ofertę naszego wydawnictwa o książki dla dzieci. Jak wiecie segment dziecięcy jest jednym z najbardziej wymagających segmentów na rynku. Napisanie książki dla dzieci to jest wyczyn. Opracowanie graficzne takiej książki to jest drugi wyczyn. I z takich właśnie wyczynów powinna składać się ciekawa książka dla dzieci. Przy czym nigdy nie ma się gwarancji, że to co wydajemy spełni oczekiwania najmłodszych. Moja córka, na przykład, czyta sobie książki Holly Webb o zwierzętach. To znaczy o małych dziewczynkach, które ratują zwierzęta. To są same emocje i ja nie mogę zupełnie tych książek znieść, bo nawet najprostsze manipulowanie emocjami rozwala mi zupełnie dzień. A tam są same nieszczęścia, szantaże podprogowe i wielkie, kocie oczy, patrzące na człowieka tak, że ma ochotę uciekać na biegun północny. Wszystko kończy się dobrze, ale jakie to ma znaczenie…każdy kto kiedykolwiek się wzruszał poważnie wie, że żadnego. Z dziecięcego serca nie da się usunąć takich śladów.
No więc ona czyta sobie Holly Webb, a razem czytamy Pana Samochodzika. Ja już dostaję drgawek od tego Samochodzika, ale czytam twardo, bo ona go uwielbia. Najbardziej niestety lubi te książki, które mnie wprawiają w osłupienie ze względu na charakter zawartych tam treści. „Pan Samochodzik i Winnetou” czytamy już chyba czwarty raz i znoszę to niestety coraz gorzej. O wiele rzadziej czytaliśmy moją ulubioną „Tajemnicę tajemnic”. Na szczęście oboje zgadzamy się, że „Niesamowity dwór” jest bardzo dobry i wracamy do niego równie często jak do „Winnetou”. No i jeszcze „Księga strachów”, którą ona uwielbia ze względu na demoniczną ciotkę Zenobię, funkcjonariuszkę kontrwywiadu wojskowego PRL. No ale to wszystko są książki, które były już napisane kiedy ja przyszedłem na świat. Podobnie jak książki o przygodach Tomka Wilmowskiego, które także wielu z nas tutaj obecnych czytało w dzieciństwie. Wciągamy w te treści nasze małe dzieci z jednego powodu – nie ma nic lepszego. I to jest naprawdę straszne. A nie dość, że nie ma nic lepszego, to jeszcze nie ma sprecyzowanej misji jaką miałby spełniać książki dla dzieci. Ta cała Holly Webb ma po prostu wzruszać i od wzruszeń uzależniać małe dziewczynki. Samochodzik miał nakłaniać chłopców do tego, by zostawali ormowcami i współpracowali z tajną, komunistyczną, policją. Tomek Wilmowski i jego przyjaciele, byli jak mniemam, agentami wywiadu cesarskich Niemiec i Wielkiej Brytanii. Jeśli zaś idzie o bardziej współczesne produkcje dla dzieci, to w zasadzie zostają tylko książki okultystyczne, importowane z krajów anglosaskich i nic więcej. Nie będę o tym pisał, bo wszyscy wiemy o co chodzi i wielokrotnie kwestie te tutaj omawialiśmy. Chodzi mi to, jaki charakter powinny mieć polskie książki dla dzieci. O czym powinny traktować i jakie postawy miałby kształtować w małych obywatelach Rzeczpospolitej. Celowo używam takich podniosłych słów, albowiem co roku mamy to narodowe czytanie z udziałem prezydenta i ono, jak mniemam służy właśnie temu, by kształtować postawy i dawać przykład młodym ludziom. No, ale co czyta prezydent? Tak zwaną klasykę. Ta zaś już niebawem zostanie podzielona na książki potrzebne i ważne – Gombrowicz, Żeromski – i książki nieważne i przestarzałe – Prus, Sienkiewicz. Te ostatnie jako wrogie nowemu społeczeństwu zostaną usunięte z kanonu. Być może prezydent czyta także jakieś książki dla dzieci, ale ja nic o tym nie wiem. Bo i niby jakie miałby czytać? Przecież nie Samochodzika, który był poza oficjalnym, szkolnym obiegiem, choć wszyscy się w nim zaczytywali. Za dużo tam milicji.
Nie ma żadnej oferty dla dzieci. Żadnej, która nie zalatywałaby piekłem, albo jakimiś ciężkimi szajbami. Ktoś powie – no jak to? A niedźwiedź Wojtek i treści patriotyczne zawarte w różnych „Historiach Polski dla dzieci”, „ Historiach Polski dla Piotrka” i innych temu podobnych produkcjach. Ja niedźwiedzia Wojtka nienawidzę tak szczerze, że nawet sobie tego nie potraficie wyobrazić. A jeszcze bardziej niż jego nie trawię bezmyślności wydawców, którzy jednego roku potrafili zasypać całe targi książkami o Wojtku, zaopatrzonymi w tak straszliwe ilustracje, że strach było brać to do ręki. Nie można bowiem wydać książki dla dzieci bez ilustracji. Jeśli zaś idzie o grafików pracujących w branży dziecięcej, to dzielą się oni na dwie grupy. Jedni rysują kotki z wielkimi oczami, a drudzy coś, czego w żaden sposób nie można pokazywać dzieciom, z obawy żeby nie uciekły z krzykiem. Nie jest lekko.
Moja córka, co jakiś czas pyta mnie, kiedy napiszę książkę dla dzieci. Nie wiem co odpowiedzieć, bo ja nie potrafię napisać takiej książki. Mam jednak głęboko wrośniętą w serce pewność, że potrzebne są nowe, całkiem inne niż to co było do tej pory książki dla dzieci. Tylko skąd wziąć autorów, którzy nie będą pisać książek o sobie i swoich dziecięcych traumach, ale napiszą coś, co ma naprawdę trafić do najmłodszych i jeszcze coś im przekazać. Można oczywiście powiedzieć, że z tą misją książek dla dzieci to przesada, że w ogóle nie należy się tym przejmować, bo przede wszystkim same dzieci mają to w nosie. No i tu dochodzimy do sedna – na ile książki dla dzieci, powinny być książkami dla dorosłych. Weźmy takiego Mikołajka. Każdy wie, że jest to książka dla dorosłych, bo dzieci w wieku bohaterów tam występujących, w ogóle nie czują tego humoru. Jak mają dziewięć, dziesięć lat zaczynają się z tego śmiać, ale Mikołaj, Alcest i reszta są przecież dużo młodsi. Na ile więc książki dla dzieci powinny satysfakcjonować dorosłych? Tego nie wie nikt i dlatego każda książka dla maluchów jest wyzwaniem, ryzykiem i niespodzianką dla wszystkich, od autora począwszy, przez wydawcę, na czytelniku i jego rodzicach kończąc. Myśmy także podjęli to wyzwanie. Ja się długo wahałem czy wydać książkę naszej koleżanki Hani, ale w końcu się zdecydowałem, bo jak tu ostatnio napisał Pan Marek, albo będzie progres, albo będzie piękna katastrofa. A jak Wam już wielokrotnie mówiłem koncepcja tego, co się tu u nas dzieje, nie polega na tym, by promować moją osobę. Ona jest zupełnie inna. Chodzi o to, by środowisko i jego publikacje było tak mocne i tak głębokie, że nawet jak pewnego dnia zniknę, nie rozsypało się ono i nie unieważniło. Stąd właśnie potrzeba nowych autorów, którzy będą czynni w różnych rynkowych segmentach. Oczywiście, to wszystko wiąże się z wielkim ryzykiem, bo jak wiecie, mamy ograniczoną publiczność. Dużą, ale ograniczoną, a towar, który oferujemy jest niestety luksusowy i inny być nie może. To ryzyko muszę podejmować ja, bo sam to wszystko wymyśliłem. I musicie mi niestety wybaczyć, że czynię to ostrożnie. Nie chodzi bowiem o to, by spowodować piękną katastrofę i rozejść się do domów w stanie emocjonalnego wzmożenia, ale o to, by powoli i systematycznie rozwijać rynek. Niebawem na tym rynku pojawi się książka Hanny, która nosi tytuł „Zielone rękawiczki”. Ilustracje do niej miał robić Tomek, ale on jest już tak zajęty, że nie ma na nic czasu. Nie mieliśmy grafika i książka przeleżała przez rok. No, ale szczęście nam sprzyjało i nagle, nie wiadomo właściwie skąd, pojawił się Rafał. On właśnie, nocami i wieczorami, bo także jest zajęty, ilustrował książkę Hani, a następnie zrobił trailer, który ją zapowiada. Ja pokażę Wam dzisiaj ten trailer nie komentując go ani jednym słowem. Książka zaś będzie u nas dopiero po targach bytomskich. Do tego czasu będzie się można zastanawiać nad tym, o czym opowiada i dyskutować o tym, czy pełni jakąś misję, a także czy bardziej spodoba się dzieciom czy może dorosłym. Oto jej zapowiedź.
https://www.youtube.com/watch?v=uTLqWlUPtms&feature=youtu.be
Teraz ogłoszenia. Mamy już nowy sklep https://basnjakniedzwiedz.pl/ wszystkie nowe książki będą wrzucane tylko tam, ale sklep na coryllus.pl będzie jeszcze przez jakiś czas czynny, żeby wszyscy mieli czas się przyzwyczaić.
Nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46, wejście od ul. Jaracza
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
>Nie chodzi bowiem o to, by spowodować piękną katastrofę i rozejść się do domów w stanie emocjonalnego wzmożenia
Tak
>pojawi się książka Hanny, która nosi tytuł „Zielone rękawiczki”
Piękne ilustracje z detalem
>Na ile więc książki dla dzieci powinny satysfakcjonować dorosłych? Tego nie wie nikt
To jest problem.
Polecam „Momo” Michaela Ende! Dla Córki i dla Pana. Pozdrawiam! Anna
,,Siódme wtajemniczenie” Niziurski Edmund
,,Podróż za jeden uśmiech” Bahdaj Adam
Doczekałem się nareszcie tematu książek dla dzieci. Mam dwie dziewczynki w wieku 4 i 8 lat i mogę powiedzieć, że poszukiwanie czegoś wartościowego do czytania dla nich na naszym rynku to ciężka harówa. Uważam, że rynek książki dla dzieci jest do wzięcia nieomal w całości. To co na nim króluje to jakieś atrapy z kupą w środku, streszczenio-spłaszczenia znanych autorów, propagandowe przemyty, grafomaństwo i LGBTPZN formatowanie.
W wyniku już kilkuletnich doświadczeń mogę powiedzieć że dorobiłem się dość sprecyzowanych kryteriów jakie stosuję przesiewając rynek książki dla dzieci w celu wytypowania odp pozycji do zakupu. Muszę tu nadmienić, że jak już coś wytropię to od razu kupuję więcej sztuk żeby mieć zapas na prezenty dla innych dzieci w rodzinie.
Podstawowym kryterium jest pomocniczość książki w wypraktykowanej w naszej rodzinie edukacji domowej. Nasza metoda polega na rozwijaniu u dzieci pamięci, wyobraźni i słownictwa od najmłodszych lat (właściwie to miesięcy nawet) poprzez pamięciówki – czyli uczenie na pamięć dużych ilości rymowanek, rymowanych zagadek, wierszyków i piosenek. Czyli nic nowego – robimy dokładnie to co dawniej należało do obowiązków babci i dziadka. Zaczynając oczywiście od najprostszych rymowanek przystosowanych do wieku, aż do bardziej rozbudowanych i skomplikowanych. Ważne jest żeby wybór wierszy był przystosowany do celów edukacyjnych tzn żeby były to wiersze rymowane (bo łatwiej je zapamiętać zapamiętując strukturę rytmiczną) i żeby ilustracje były przemyślane pod względem kotwiczenia treści w pamięci. Dobra ilustracja skraca czas nauki wiersza nawet o 60%. Oczywiście wiesze muszą być piękne i zilustrowane pięknie bo każda chwila w życiu zasługuje żeby przynajmniej starać się ją oprawiać w piękno najwyższej próby.
Kamiuszek!!
On ma w sobie to coś. I koniecznie Smoki.
Może da się przekonać..
1 egzemplarz sprzedany. To jest temat, który tu dojrzewa od lat. Gratulacje dla Kliniki, Hani i autora ilustracji, którego nazwiska nie ma w trailerze przez jakieś chyba niedopatrzenie tylko.
odkad mamy „msze sw. dla dzieci” wyobraznia milusinskich zostala sprowadzona faktycznie do wzruszen.
Uważam, że dobra książka dla dzieci powinna kształcić również rodziców. Mówię to na podstawie znajomości wielu rodziców. Innymi słowy powinna mieć wbudowaną instrukcję jak się nią posługiwać w kształceniu domowym. W ogóle uważam że wydawnictwo „Klinika Języka” mogłoby się specjalizować w wydawaniu książek „specjalnie wyselekcjonowanych” pod względem przydatności w kształceniu domowym dzieci. Coraz więcej ludzi dochodzi do wniosku, że współczesna szkoła to w coraz mniejszym stopniu przyjaciel i pomocnik rodziny, tylko wróg który konkuruje z rodzicami o świadomość i emocje dzieci. Co więc im pozostaje? Poddać się oczywiście lub próbować coś robić samemu dla rozwoju dzieci…
Potrzebny jest więc coś w rodzaju „imprimatur” dającego gwarancję, że kupowane w tym kanale dystrybucji treści nie są zakażone genderyzmem, nichilizmem, satanizmem itd itp. To będzie wielka pomoc dla takich rodziców.
Jeśli książki dla dzieci nie satysfakcjonują dorosłych, to jest dobry powód, żeby ci napisali nowe. Myślę, że to jest sens dzisiejszego wpisu, który mi osobiście uświadomił, jak palący i nie cierpiący zwłoki jest to problem.
historie z ulicy czereśniowej są tylko rysowane a czytając wnuczce muszę za każdym razem kreować wątki, opowieść główną i poboczne, etc;- kondycji momentami brakuje; a i tak pada nieśmiertelne: ona miała czerwona czapeczke i ją zgubiła, ..
Ooo, bardzo smakowicie zapowiada sie ta ksiazka:)
Ilustacje przepiekne (no, wlasnie poprosimy o nazwisko autora) ! Ciekawa jestem niezmiernie tresci:)
segment jest monstrualny: pamiętam jak moja córka mając 4 lata [teraz to już 30-tka] przychodziła rano do swego dziadka [moj ojciec] i krotkie pytanie: dziadek zjadłeś śniadanie? potakniecie – no to czytaj mi bajki i kładła na stole książki a sama siadała dziadkowi na kolanach; no i się zaczynało o lisie witalisie ……..,
Książki dla dzieci muszą podobać się dorosłym, bo to oni decydują o kupnie. Natomiast dzieci czytają właściwie wszystko co zawiera emocje i mnóstwo przygód.
> I koniecznie Smoki.
Dlaczego?
W Piśmie Świętym smok jest symbolem złego. Teraz widziałem że smoki są postaciami dobrymi w bajkach, a w innych złymi, ale to ma być cool i tak jest odbierane przez niedojrzałych.
>Książki dla dzieci muszą podobać się dorosłym, bo to oni decydują o kupnie.
wyprzedził mnie pan.
>powinna kształcić również rodziców
za dużo jak na jeden produkt
>jak moja córka mając 4 lata [teraz to już 30-tka]
🙂
Właśnie, musi być w bajce walka dobra i zła, jak w życiu.
>współczesna szkoła to w coraz mniejszym stopniu przyjaciel i pomocnik rodziny, tylko wróg
tak
Moje dzieci potrafią nauczyć się kilku wielozwrotkowych wierszy tygodniowo. Jest to związane ściśle z wdrożonym w naszej rodzinie systemem wychowawczym. Dzieci mają prawo odpracowywać kary poprzez nauczenie się wiersza, zorganizowanie przedstawienia lub ćwiczenia fizyczne (pompki, jumping) Zwykle wybierają wiersze… Wymaga to oczywiście poświęcania ich edukacji sporo czasu bo przecież samo dziecko wiersza się nie nauczy, a to czego się uczy musi rozumieć. Dziewczynki pochłaniają więc mnóstwo literatury tego gatunku. Znają na pamięć w dużej części wiersze Konopnickiej, Tuwima, Brzechwy, Leśmiana, Mickiewicza, Kozioł, Fredry… Czyli wszystko co ma jakąś wartość edukacyjną i jednocześnie jest dostępne na rynku.
Spokojnie jest tu więc dużo miejsca dla współczesnych poetów
Nieporozumienie – dobre i złe postacie – dla dzieci wyraziste – ale smok jako zła postać i to zła po prostu, a nie zły, ale cool
Mam wrazenie, ze Pan oczekuje zbyt czytelnych wytycznych.
Dobra ksiazka dla dzieci musi byc po prostu doskonale napisana, i tylko nieliczni to potrafia. Nie kazdy swietny pisarz dla doroslych potrafi napisac ksiazke dla dzieci, tu trzeba miec prawdziwa iskre boza. Ksiazka dla dzieci musi zawierac prawdy uniwersalne, a jednoczesnie byc osadzona w konkretnych realiach. Ksiazka „dziejaca sie”wspolczesnie nie moze byc nasladowaniem, malpowaniem wszystkich aktualnych zjawisk (takie ksiazki ida szybciutko w niepamiec), zas ksiazka osadzona w innym czasie musi rowniez przemawiac do dzisiejszego czytelnika.
Tzw.”smrodek dydaktyczny” w ksiazce dla dzieci byc musi, bo jak swiat swiatem ksiazka dla dzieci miala byc skuteczna pomoca rodzicom w wychowaniu dziecka. Natomiast ten dydaktyzm ma byc zgrabnie, nienachalnie pokazany.
Prawdę tę znają sprzedawcy dlatego całkiem już olewają potrzeby dzieci i produkują kolorowy chłam, adresowany do najprymitywniejszych gustów i stereotypów tkwiących w głowach rodziców i dziadków.
Nie za dużo. To warunek konieczny bo jak już parę osób wyżej napisało To rodzic decyduje o zakupie. Dziecko potem się już tylko męczy z „g” i to najczęściej samotnie… 🙁
Trzeba tych rodziców jakoś uwieść. A żeby to zrobić trzeba wyprodukować i rozpropagować odpowiedniego mema (ikonę pop) spełniającego rolę znaku towarowego i imprimatur 🙂
>powinna kształcić również rodziców
>Trzeba tych rodziców jakoś uwieść
Uwieść i edukować – za dużo
Uczenie sie wierszy za kare? Albo cos zle zrozumialam…
Dobra książka dla Kochanych Dzieci edukuje także rodziców. Tak jak pisze Jestnadzieja – ma „prawdy uniwersalne”.
Madrzy rodzice omijaja chlam ksiagarniany z daleka i wiedza jak znalezc dobra ksiazke dla dziecka. Zanim sie ksiazke kupi i da dziecku, samemu trzeba ja dokladnie przejrzec, a najlepiej przeczytac. Pan nie wierzy w madra intuicje rodzicow? Przepraszam, ale reklamowe „uwodzenie” jest dla glupkow.
Czy literatura dla dzieci nie powinna wynikac z tego samego zrodla co literatura dla doroslych? Co cala kultura ? Czyli z doktryny. Jesli wiemy, lub choc czujemy, po co zyjemy, jaki jest sens, cel istnienia naszego spoleczenstwa i panstwa, to mozemy definiowac literature (kulture) na roznych poziomach. W tym na poziomie dziecinnym. To nie jest latwe, bo juz z podstawa, czyli doktryna mamy trudnosc. A jak zrozumienia (porozumienia) nie ma, to wychodzi ten opisany tutaj chaos.
Ja tam lubię wychowanie z przedstawianiem zbliżającego się wyzwania jako „krew, pot i łzy”. Pamięciówka (ćwicząca zdolności) za karę – dlaczego nie?
Trailer bardzo ładny i zachęcający. Aczkolwiek dla dorosłych. Rozumiem, że tak bardziej ogólnie masz na myśli książki dla dzieci małych? W sensie późne przedszkole/wczesna podstawówka?
Oczekuję podporządkowania przedsięwzięcia jednej jasnej i przejrzystej doktrynie i jednocześnie, żeby nie być gołosłownym sprzedaję zarys metody, którą sam się posługuję. Celem moim jest wgranie do pamięci dziecka, jak najmniejszym wysiłkiem z jak największą satysfakcją dziecka, jak największego zasobu użytecznych słów i znaczeń. Potrzebuje do tego pomocy w postaci odpowiedniego formatu książek. takich książek na Polskim rynku nie ma. Nie wiem jak jest na innych rynkach bo nie sprawdzałem 🙂
Moze….:) Po sobie jednak wiem, ze taka metoda do czytania wierszy jednak by mnie zniechecila, a do tego lepiej byc zacheconym:) Chociaz, jesli robi sie to jakos „na wesolo”…
Kiedy dziecko coś przeskrobie dostaje karę. Np zakaz oglądania filmów, zakaz czytania książek (tak, to jest u nas kara 🙂 zakaz spożywania sacharozy itd. Dziecko może tę kare biernie przetrwać do końcowego terminu, albo może wynegocjować wykup z niewoli kary. Płaci organizacją przedstawienia opartego na zasobach wierszy i piosenek, które już ma w pamięci, albo może się nauczyć czegoś nowego. Może też zrobić pompki, jumping lub zaproponować jakąś inną kombinację. Jesteśmy z żoną otwarci na negocjacje każdego pomysłu 🙂
Napisal Pan o wieku corek. Z czystym sumieniem wiec moge polecic ksiazke „Srebrny dzwoneczek” Emilii Kieres. Reszta jej ksiazek – rowniez goraco polecam! sprawdzone na mojej corce – polecane juz dla 8+
http://www.kieres.net/dzwoneczek/
>„na wesolo”…
jasne – na krawędzi powagi i „na wesoło”
>wgranie do pamięci dziecka
albo wyrażenie niefortunne (bo mówi o tresurze „zwierzaczka”) albo niedojrzałe – i do tego w „zabawie z mózgiem” – tutaj nic nie można zostawiać „mechanicznego”
Prawie nie ma na rynku dobrych książek. Jak już znajdę dobry wybór wierszy, to zawsze jest między nimi przemycany jakiś grafoman, albo typ spod ciemnej gwiazdy – czynny homoseksualista, zoofil lub pedofil. Do tego ilustracje świadczą o tym że ich twórcy nie rozumieją że ilustracja ma sens tylko wówczas kiedy jest piękna i służy sprawniejszemu kojarzeniu i zapamiętywaniu treści.
„Kolorowy chłam” ma się podobać tylko urzędnikom wcielającym wartości unijne i rozdzielającym granty. Nie jest robiony na sprzedaż, bo pieniądze już zarobione wcześniej.
Używam w dyskusjach roboczych czasem aparatu pojęciowego dość technicznego, zaczerpniętego w tym przypadku akurat z języka informatyków 🙂 Za dużo górnolotnych określeń rozmyłoby precyzję przekazu na której mi teraz zależy. Tak dziecko (człowiek) ma pamięć i nową wiedzę się do tej pamięci dosłownie wgrywa. Można uczyć dziecko wiersza na pamięć przez tydzień, a można 5 minut poświęcać na zwrotkę z takim samym rezultatem. Dobrą książkę która mi w tym pomoże kupię za każdą cenę.
Drugi też 🙂 Ten klimat jest wyczuwalny tutaj w Anglii. A przecież prawie nikt w Polsce nie wie, że w Polsce było właśnie tak też.
z karaniem dzieci i z sankcjami trzeba b. ale to bardzo ostrożnie;- to nie są zabawy – po każdym konflikcie zostaje trauma a i reakcje nawet po latach bywają nieprzewidywalne; przykład: 4 letnia Zosia [moja wnuczka] lubi pytać co jej misie porabiają i czy są grzeczne – jak np. Burasek jest niegrzeczny to proponuję aby coś ma zadać na opamiętanie to Zosia jako antidotum na zachowanie Buraska proponuje dzień bez przyjemności, podnoszę poprzeczkę na trzy dni to pada riposta, że to zbyt surowa kara
aparat pieniędzy nie zarabia;- on je pobiera lub drukuje
Wychowałem się głównie na baśniach: klechdy domowe, u złotego źródła, żywa woda. Potem z istotnych pamietam Akademia pana Kleksa, Dzieci z Bulerbyn, Pinokio. Dalej były już Tomki i sf. Też Tytusy odegrały swoją rolę. Aha, Kalif bocian. No i wiele wiele innych, jak szanowny gospodarz poszukuje czegoś nowego jestem w stanie napisać y ziulustrować 🙂
idzie o wytrenowanie zachowań lub automatyzmu w reakcjach [słownictwo wynika z posiadanej edukacji i/lub wykonywanej pracy]; między sobą takich zwrotów możemy używać ale już do dzieci to zupełnie inny świat słów..
No takie „cóś” niech sobie będzie. Tego nie możemy nazywać jednak rynkiem książki. Rynek książki to są pozycje, które ludzie realnie kupują za własne pieniądze, w celu zaspokojenia jakichś tam potrzeb. Problem jest taki, że większość rodziców (babć) reaguje jak psy Pawłowa na określone wyuczone bodźce, czytelne mody i pop-ikony. Właściwie większość obecnych klientów księgarń dla dzieci zjawia się tam przed jakąś uroczystością lub jej rocznicą gdy konwencją czują się zobligowani do kupienia prezentu dzieciom.
zakres wchłanianego słownictwa przez dziecko przede wszystkim pochodzi z rozmów które odbywają się w jego otoczeniu; przykład: Zosia [4 latka] do Frania [mniej niz 1.5 roku] -fifi ty musisz się nauczyć żyć odpowiedzialnie [to po tym jak fifi na stolik się wdrapywał] – dorośli zastygli ; trafność i serdeczność i troska a jak prosto wyrażone
tego nie zmienimy tj. okazjonalności w kupowaniu lektur/prezentów
Zobaczyłam właśnie zapowiedź Rękawiczek. Rzeczywiście, dopiero dzieci ocenią, natomiast czarno-białe rysunki natychmiast do mnie gadały, i to kolorowo. W takich obrazkach jest twórcza tajemnica, coś takiego jak w pudełku radia, nie w telewizorze. Pan Rafał rysuje i maluje pięknie.
… Moja córka co jakiś czas pyta mnie...
Kiedyś moja wnuczka leżała w łóżeczku i powiedziała: babciu, opowiedz mi bajkę, bo przecież babcie są po to, by opowiadały bajki. Więc posłusznie zaczęłam opowiadać, a ponieważ ze zmyślaniem szło mi ciężko, przy tym trochę straszyłam, więc wnuczka oczka zamknęła i zasnęła.
… Innego dnia mówię do dziewczynek: siadajcie, przeczytam wam bajkę. /Otóż zrobiłam wysiłek, bajkę dla nich napisałam/. Opowieść była długa, miała początek, dzieci słuchały, słuchały, aż same – wykrzyknęły zakończenie.
wrócę do ulicy czereśniowej;- dziadek opowiadaj jak oni rozmawiają – i to wymusza spektakl z dramaturgią, pointami, etc
Nie za karę! Nikt nie zmusza dzieci do nauki czegokolwiek na pamięć. Jest to jednak dla naszych dzieci dość atrakcyjna forma spędzania czasu z dorosłymi więc chętnie ją wybierają. Zwłaszcza, że w ten sposób mogą się pozbyć balastu kar i zyskać komplementy 🙂
ja opowiadam życiowe przygody np. jak dziadziuś poznał babcię, był ślub, etc
>między sobą takich zwrotów możemy używać
no tak
Przypomniało mi się i podzielę się apropo tresury „zwierzaczka” w kontekście ludzi wybitnych, którzy jednak niedojrzale podchodzą do Dzieci jak do „zwierzaczków” i nie pamiętają miłości jaką otrzymywali z różnych stron(która ich ukształtowała i pozwoliła wzrosnąć ich zdolnościom) mimo trudnego dzieciństwa:
chyba wczoraj spotkałem miłą panią, która była szefem stołówki w dobrym liceum na reja? rejtana? (warszawiacy będą wiedzieli) i tam wytworzyły się takie więzi, że jeszcze chyba nie dawno któryś z byłych uczni sprzątał tej pani mieszkanie (która ma prawnuków)(i pomagała też ściągać i załatwiać oceny). Opowiadała mi o znanych ludziach z tego liceum – miedzy innymi o „tym co to chciał być prezydentem” – „no … Mikke” – „dobrze się uczył – to był luj, łaził po drzewach i płotach, wszędzie nie sposób Go było upilnować – ale zdolna „bestia” – to był luj – wszedł mi do kuchni i chochlą pił zupę.”
czyli wykonanie pracy zamiast doznania kary, b.dobre
:):)
Moja starsza łyka ok 500-800 stron tygodniowo. Nie nadążam z zapełnianiem półki odpowiednimi pozycjami. To jest naprawdę straszna harówa! Zwłaszcza że szkoła serwuje lektury po których niezbędne są odtruwające pogadanki jak nie egzorcyzmy. Przydałoby się wydawnictwo które by zdobyło moje jako rodzica zaufanie i pomogło w tej ciężkiej pracy.
Poza tym: mezczyzni maja inna wizje wychowywania niz kobiety:) Obydwie wizje („krew, pot i lzy” oraz „lagodne zachecanie”) – jesli sie uzupelniaja, sa w porzadku.
Jak tak lapczywie lyka, to od razu mozna jej cala serie Ani wcisnac, czy opowiesci z Narni. Uszczerbku na wyobrazni nie poniesie:)
Tak, Mikke to był huncwot i ladaco, a na starość został urwipołciem.
pięcioksiąg Coopera w młodości wystopował moje zapędy do maksymalizacji ilości lektur
Kary są niezbędne w wychowaniu dziecka. System kar musi być sensowny, proporcjonalny, prosty i zrozumiały dla dziecka. Skonstruowany na zasadzie Jeżeli A=>B i konsekwentny. Konsekwencja to podstawa. Może kiedyś temat wychowania dzieci rozwinę na podstawie naszych doświadczeń w jakimś większym artykule.
efektem lektur, słuchania, oglądania bajek jest zjawisko, ze dzieci rozumują takimi schematami jakie zaaprobowały w kontakcie z bajką, nawet wiele sformułowań podczas dziecięcych wynurzeń/reakcji/narracji/.. jest wręcz cytatami lub trawestacją zapamietanych zwrotów/motywów/etc i smoki sa b.wdzięcznym przykładem; ale po bajce o smoku wawelskim moja starsza córka jak miała ponad 8 lat bała się iść blisko smoka koło wawelu, za rączkę tak i od drugiej strony
też jestem informatykiem i aż tak z algorytmizowaniem [kryteria, kryteria] do życia dzieci nie podchodzę;- logika rozmyta ma swoją wartość, bo to samo zdarzenie może być pozytywne lub negatywne i ocenianie kontekstów jest ważne w wychowywaniu, kary zbyt prosto stosowane mogą zaburzyć rozwój dziecka, życie to nie jest pasmo kar i braku kar
Są kraje gdzie już to zmieniono. Na jeszcze gorsze… Tzn są kraje gdzie zlikwidowano już prawie wszystkie okazje czyli święta. Np w GB większość obchodzi już tylko „bank holiday’s” Z okazji takich świąt nie dostaje się prezentów. A jeszcze pokolenie wcześniej książka to był bardzo starannie przemyślany prezent. Wystarczy przypomnieć sobie dedykacje tkwiące w tych bezcennych „starociach”. Macie jeszcze takie prezenty, prawda?
Niezbyt lubię bajki i opowiadania prozą. Owszem czasem przydają się… Tego jednak na rynku nie brakuje. A jak brakuje to łatwiej czymś ten brak skompensować. Choćby czytaniem Ewangelii 🙂 Brakuje natomiast zbiorów najwyższej jakości poezji. Tej rymowanej oczywiście i dobranej do potrzeb dziecka.
Zgadzam się z tobą. Tyle że ja napisałem tylko iż kar nie da się zupełnie wyeliminować z procesu wychowawczego i nic ponadto. Dywagacje czy jest ich w konkretnym przypadku za dużo czy za mało, lub sugestie że życie niektórych to jest tylko pasmo kar i braku kar, uznaję za ustawianie sobie „przeciwnika” do bicia 🙂
Aha, i jeszcze dwa cytaty w kwestii „czy ksiazka dla dziecka ma sie podobac doroslym”.
„A children’s story that can only be enjoyed by children is not a good children’s story in the slightest”- C.S.Lewis
„Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.”
J.R.R. Tolkien
Moze komus tez pomoga niektore polecanki tutaj (na pewno cos mozna wybrac, wiekszosc sama w dziecinstwie przeczytalam), w dyskusji pod notka rowniez ciekawe sugestie.
http://www.edukacja-klasyczna.pl/lista-ksiazek-dla-dzieci-i-mlodziezy
źle mnie rozumiesz, niczego nie ustawiam i korzystam z okazji do wymiany opinii i poglądów, i nie nastraszaj się, bo niektóre pointy nie są kierowane ad personam, ot wynikają z rozważań i tylko tyle
to jest chyba czystka kulturowa i trening społeczeństwa, aż do absurdu jak zauważyłeś
Świetny trailer do „Zielonych rękawiczek”! Gratulacje dla ilustratora. Zdradzisz nazwisko?
Ewangelia wywołuje skojarzenia niesamowite np. zróbmy sobie haloween – a co będziesz robić – będę rysować Matkę Boską; jazda przez most Poniatowskiego wywołuje iż jest to most św. Józefa – no bo jak Józef to musi święty
trailer jest wręcz wybijający się, z rozdziawioną buzią obejrzałem
Ilustrowana opowieść dla małych dzieci z morałem.
Mama Mumbo i tata Jumbo kupili małemu Sambo luksusowe rzeczy: kurteczkę, majteczki, buty i parasol. W dżungli napadały go kolejne tygrysy a on wykupywał się oddając po jednej rzeczy. Tak wzbogacone tygrysy pokłóciły się o to, który jest najważniejszy.
Morał jest na ostatnim obrazku, gdy Mumbo, Jumbo i Sambo jedzą naleśniki sporządzone na tygrysim tłuszczu.
>Używam w dyskusjach roboczych czasem aparatu pojęciowego dość technicznego
Jasne.
Tez czekam:)
I to jest to :). Szkolenie od dziecięctwa.
Stomma(?) twierdzi, że wychowywanie dzieci jako 'dzieci’ a nie jako 'małych dorosłych’ to pomysł II poł. XIX wieku. Co i widać, słychać i czuć :)^:)
>Zosia [4 latka] do Frania [mniej niz 1.5 roku] -fifi ty musisz się nauczyć żyć odpowiedzialnie [to po tym jak fifi na stolik się wdrapywał] – dorośli zastygli ; trafność i serdeczność i troska a jak prosto wyrażone
>trafność i serdeczność i troska a jak prosto wyrażone
Dobrze że taki Świat w Polsce jeszcze istnieje.
i tutaj też mamy troche tego dobrze, że istnieje; pzdr
>Morał … jedzą naleśniki sporządzone na tygrysim tłuszczu.
🙂
W symbolach to jest Piękne. Chodziarz gdyby myśleć, aby odegrać tę scenę w bajce nie w konwencji „cartoon”, to jest to grube kłamstwo: Dzieci uczące się jeszcze płynnego, szybkiego i skutecznego poruszania versus duży kot z dziką zwinnością i wielką siłą się poruszający to nie przeciwnicy.
W ZOO widziałem jak niby zwierzę klatkowe – lwica – ale dobrze odżywiona i w dobrej kondycji (ułożone ślniące futro i zarys mięśni spod luźnej skóry) niby za ogromną dziurą, ale w rzeczywistości z obniżonym do skradania torsem, napiętymi mocno mięśniami i z całkowitą uwagą skupiona na białej główce Synka w słońcu – była gotowa w każdej mikrosekundzie wystartować jakby cokolwiek w otoczeniu zmieniło by się na jej korzyść. Polowało to silne zwierzę w otoczeniu śmiechów dzieci i dorosłych i byłoby tak szybkie, że trudno byłoby tam dobiec z wyprzedzeniem przed nim.
qwerty:
Dzieci najczęściej prosiły o 'bajki prawdziwe’, i te czytały. To, co im opowiadałam, było związane ze mną, z nimi.
dodam – pozostawało spokojnie i szybko oddalić się od tego miejsca – jednocześnie ufając konstruktorom i wykonawcom tego wybiegu.
Bardzo wartosciowa rozmowa z panem Dariuszem Zalewskim, autorem strony: edukacja klasyczna.
https://parezja.pl/pedagogice-klasycznej-wywiad-dariuszem-zalewskim/
A tu jego strona, naprawde godna polecenia wszystkim pedagogom i rodzicom.
http://www.edukacja-klasyczna.pl/krotki-przewodnik-po-edukacji-klasycznej
Tak dzięki Panu Bogu jest to miejsce.
ale myślę że dałem zły cytat wyżej. Powinien zwrócić uwagę na człon „dorośli zastygli”. Bo „niezwykłość” tego zdarzenia jest nie w odpowiednim słownictwie z jakim to Dziecko się spotyka, nie mądrość Zosi odpowiednio okładająca frazę, ale w reakcji dorosłych – którzy z uśmiechami i śmiechem nie gratulują sobie pociechy szybko po czym zajmują się swoimi sprawami – ale zatrzymują się i analizują co się właśnie stało. Piękne.
Dziękuję.
Bardzo polecam dla dzieci, zwłaszcza lubiących opowiadania o zwierzętach Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. „Wacek i jego pies”, „Przygody małpki”, „Czao-Ra”, „Mali zwycięzcy”. Przedwojenna pedagogika, właściwy stosunek do zwierząt, broni itd. taki trochę Sienkiewicz dla młodszych dzieci, dla których „W pustyni i w puszczy” jeszcze zbyt skomplikowane.
„Samochodzik miał nakłaniać chłopców do tego, by zostawali ormowcami i współpracowali z tajną, komunistyczną, policją. Tomek Wilmowski i jego przyjaciele, byli jak mniemam, agentami wywiadu cesarskich Niemiec i Wielkiej Brytanii.”
To prawda. Moze teraz jakis Szczepan Twardoch czy inny pisarz w jego stylu napisze „kontynuacje” serii Szklarskiego. Na przyklad „Przygody Tomka w Partii Socjalistycznej”. Tomek wraca do odrodzonej Polski i sciga z przyjaciolmi wrogow rewolucji i postepu.
Kupuję! I fajny rysunek!
Jaki ładny ten trailer! Miła niespodzianka, dzięki, Panie Rafale, dzięki, Gabrielu.
Dzięki też PT Kolegom za dobre słowo /na zawierzenie:) /
Smrodek dydaktyczny będzie, nihilizm będzie i wiele innych rzeczy i spraw. Dorastanie do książki zapewne też. Mam nadzieję, że chętne dorastanie. Dorośli dla siebie również tam coś znajdą. W końcu to przecież dorośli objaśniają świat dzieciom i to jest dobre.
Piszę „zbiorczo”, bo wzięłam kocurrę do veta – w torbie i w koszu na rowerze. Po wizycie vet powiedział, żeby nie zamykać do końca zamka torby. No to nie zamknęłam /tak na 5 cm. był otwór/… Wracając, sięgałam ręką do tyłu – wszystko było OK, znaczy – torba była. Zajechałam szczęśliwa /kocurra była leczona i czuła się lepiej po interwencji veta/ do domu, sięgam po torbę, a tam… tylko torba. Pusta. Więc już któryś raz siadam na rower i pokonuję poranną trasę do veta, nawołując „Mimi, Mimi”. Ludziska się gapio, wychodzę na głupka, kocurry ni ma /na ulicy też nie leży…/, a mnie nie jest najweselej. Druga kocurra łazi za mną po domu i pyta, co zrobiłam z jej siostrzycą. Uff… To jadę znowu.
A wszystkiemu przygląda się z dobrotliwym uśmiechem Stefek, ze swojego apartmą w na zamku królewskim…
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mieszkanie_Stefana_%C5%BBeromskiego_na_Zamku_Kr%C3%B3lewskim_w_Warszawie#Mieszkanie_pisarza_obecnie
No to następny krok tzn. „pełna paranoja pełnią świadomości”; czas Start :)^:)
Nie wiem jak to wyjasnic, ale strasznie sie ucieszylam, ze wreszcie Pan Gabriel wyda cos dla dzieci… no a jak sie dowiedzialam, ze to Pani bedzie autorka tej ksiazki… i jeszcze pod kapitalnym tytulem „zielone rekawiczki” – to juz calkiem – cala jestem „hepi”… i w ogole w skowronkach.
Bardzo mocno kibicowalam i czekalam na „basn o socjalizmie”… juz ta basn jest na polskim rynku i wiem, ze jest fantastyczna, bo czytelnicy nie kryja sie ze swoim zachwytem nad nia… ale oczekiwanie na te Pani „zielone rekawiczki”… przebija wszystko !!!
Da Bozia, ze juz w lipcu stane sie szczesliwa posiadaczka obydwu tych ksiazek… a trailer doskonaly… widac, ze Pan Rafal to bardzo zdolny Gosc, a rysunki sa prze-piek-ne !!!
Książki dla dzieci, dla młodzieży, dla dorosłych, dla kobiet… Gdzieś na którejś ze stron judaizmu przeczytałem, że „to słowa stwarzają świat”. W liceum odczuwałem jakś instyktowną niechęć do czytania szkolnych lektur, choć czytałem w tamtym czasie ogromne ilości książek – wszystko tylko nie lektury. W omawianiu jednak okresu „romantyzmu” i wcześniejszego dziwiło mnie, skąd takie nierealistyczne oczekiwania względem tzw. „prawdziwej miłości” u dziewcząt z tamtego okresu, jakieś oczekiwanie cudów na kiju, „krokodyla daj mi luby” i co gorsza, chęć spełniania tych zachcianek przez chłopców wychowanych z kolei na jakichś cierpieniach Wertera itp. Pamiętam jakiś wierszyk czy opowieść o młodym dziedzicu, który stracił majątek i dorobek pokoleń na kaprysy panienki której oczekiwania musiały wziąść się zapewne z któregoś z ówczesnych Harlequinnów sprzedawanych przez tych sympatycznych, łagodnie uśmiechniętych żydów w chałatach.
Dzięki, Paris. Myślę, że pan Rafał też się ucieszy. Letem szukać kocurry…
Piękna i słodka zajawka.
Hucpa nad hucpy !!!
Dzisiaj tez sie zawinal „wuc”… „sfiatowej slawy politolok i stratek”… big-zbig Brzezinski…
… no strata „nie powetowana”… az dziw bierze, ze jeszcze Sakiewicz „rzaloby narodowej” nie oglosil na swoim portalu… taaaaaaki „wieeeeelki” byl !!!
Zbig był globalistą, funkcjonariuszem międzynarodowych korporacji i tej okoliczności podporządkował swój stosunek do Polski.
Zycze jak najszybszego znalezienia kocurry! Co za stres..
Fajnie, ze to wszystko tam bedzie w Twojej ksiazce:) Ale, ale wciaz nie chcecie nam zdradzic danych ilustratora..
Co by o nim nie mowic, Panie Krzysztofie, to fakt pozostaje faktem… ze byl… i juz go NIE MA… jednego „zatroskanego” o Polakow i Polske mniej !!!
Zbig stanął przed Panem Bogiem.
Bardzo wszystkim Państwu dziękuję za pozytywny odbiór mojej pracy, szczególnie dziękuję Autorce za cierpliwość i wyrozumiałość oraz Gabrielowi za zaufanie. Nazwisko nic Państwu nie powie (będzie w książce), nie licząc kilku epizodów sprzed parudziesięciu lat, jest to mój debiut w roli ilustratora. Mam nadzieję, że sprawa się rozwinie (to zależy również od Państwa zainteresowania 🙂 Ukłony dla wszystkich.
W kazdym razie, debiut bardzo udany. Piekne rysunki:-)
Też mam nadzieję, że się rozwinie
> Na ile więc książki dla dzieci powinny satysfakcjonować dorosłych? Tego nie wie nikt
Patrząc na filmy animowane, które są niby dla dzieci, a tak naprawdę dla dorosłych, to nie powinny satysfakcjonować. Ogólnie uważam – choć się przy tym nie upieram – że dobrą książkę dla dzieci wyróżnia to, że dorosłego, jeżeli już nie nudzi, to przynajmniej mało ciekawi.
Książeczka dla dzieci jakich nie widzieliście, polecam.
Bajka która nie owija w bawełnę. 🙂
Peter Rabbit Tank Killer
https://www.youtube.com/watch?v=A6-YPiqOh_w
> O wiele rzadziej czytaliśmy moją ulubioną „Tajemnicę tajemnic”. Na szczęście
> oboje zgadzamy się, że „Niesamowity dwór” jest bardzo dobry.
Niesamowity dwór jest bardzo dobry, ale warto też wspomnieć Złotą Rękawicę. No i nie rozumiem, co masz do Winnetou… 🙂
Piękne obrazki, stosowne dla dzieci. Ja kupię dwie… co najmniej. Aż się nie mogę tej książki doczekać.
Kotka się pewnie obraziła, a ponieważ nabrała sił, uciekła. Może jednak wystarczy jej upokorzenie i zmartwienie właścicielki i wróci na swoich prawach.
Ale co tez Pan opowiada:)
Z filmami animowanymi to przeciez inna sprawa jest- wielka produkcja i propaganda roznych dziwnych tresci, a nie o tym dzisiaj tu mowa)
Z wielka przyjemnoscia wracam do ksiazek dziecinstwa i wczesnej mlodosci. Im jestem starsza, tym bardziej je doceniam i znajduje kolejne „smaczki”, przez ktore w mlodosci, z racji sledzenia jedynie fabuly, przelatywalam. Niedawno zasmiewalam sie z „Wio, Leokadio” Kulmowej. A ksiazki M.Musierowicz, ktore zaczelam z zapalem czytac w wieku 12 lat, do tej pory mi sie nie znudzily, moge w kolko powtarzac.
Dobra literatura przekona i dziecko, i doroslego.
a teraz wybieraj (proszę), nauka wiersza czy… lanie?!
hmmmm…?0
Nie cierpię Winnetou i Złotej rękawicy
> Z wielka przyjemnoscia wracam do ksiazek dziecinstwa i wczesnej mlodosci.
Ja również. Uważam jednak, że nowa, nieznana mi wcześniej książka dla dzieci, ponieważ nie wywołuje sentymentu, powinna mnie nudzić. Nie jestem po prostu jej grupą docelową 🙂
> Nie cierpię Winnetou i Złotej rękawicy
A ja, choć za grosz nie emocjonuję się łódkami, lubię. Zwłaszcza Złotą Rękawicę. Bardzo dydaktyczna opowieść.
Ta książka bardzo mi spodobała. Parę lat temu wysłałam siostrzeńcowi paczkę niespodzianke. Głównie książki, a ta zrobiła wrażenie na rodzinie, ze względu na walory estetyczne, smrodek wychowczy w zabawnej formie, nieduże miasto w jakim, ta moja rodzina mieszka, podobnie jak ciotka Dorotka, główna dorosła bohaterka książki. Polecam, fajne.
http://ksiazki.wp.pl/bid,50031,tytul,Tajemnice-klubu-Dobre-maniery,ksiazka.html?ticaid=119390
Winnetou, moja pierwsza miłość.
brawo!
Myślę, że to może być hit wydawnictwa. Cały czas twierdzę, że rola wydawcy jest nie mniej istotna niż autora w przypadku naszego Gospodarza. Kto wie czy nie istotniejsza?
Ja wychowałem się na Broszkiewiczu. Co prawda był pieszczochem poprzedniej władzy ale w jego fantastyce naukowej dla dzieci ideologii nie odczuwałem. No niestety ale ma biogram w Wikipedii:
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Broszkiewicz
To do pana Rafała 🙂
Aaaa, to rola Gabriela.
Kocurry dalej ni ma 🙁
🙂
Trochę „pedagogiczny” ten trailer, chodzi mi o końcówkę – „opowieść o czasach które wciąż wiele nas mogą nauczyć” ale książka dla dzieci ma prawo „być pedagogiczna”. Bardzo jestem ciekaw tego wydawnictwa. Kiedy premiera?
Pozdrawiam
Mam taką nadzieję. No ale uczęszczana jezdnia jest między vetem a mną. No i ktoś mógł kocurrę zabrać do domu.
Zaraz znowu tam jadę.