W niesłusznie zapomnianym filmie pod tytułem „Czarna suknia”, opowiadającym o misjach jezuickich w Kanadzie, jest taka scena: główni bohaterowie, Indianie z plemienia Algonkin i kilku Francuzów, wysiadają z łodzi na kamienistym brzegu jeziora Huron. Jest późna jesień, lasy na wzgórzach wokół jeziora wprost się złocą, uroda krajobrazu zniewala, oni jednak o tym nie myślą. Stanęli na tym brzegu ponieważ postanowili wrócić po misjonarza, który zdecydował się wędrować na północ, w kierunku osiedli Huronów, których miał nawrócić. Z chwilą kiedy bohaterowie postawili stopę na kamienistej plaży od razu wiedzieli, że źle zrobili wracając. Dookoła wspaniała, kanadyjska jesień, gładkie lustro wody, a oni przygotowując się do walki, choć nic, żaden szczegół nie zdradza obecności Mohawków na wzgórzach. Sami Mohawkowie także nie mają pojęcia, że ktoś wylądował na plaży. Penetrują, jak zwykle tereny pomiędzy jeziorem, a osiedlami Huronów, swoich największych wrogów, licząc na to, że uda im się kogoś porwać albo zabić. Nawet nie podeszli do miejsca, z którego widać jezioro, jednak tamci, na brzegu już wiedzą, że trzeba się bać. Mohawkowie są bowiem najgorsi, a swoją dominację nad Wielkimi Jeziorami podkreślają zawsze w ten samo sposób – mordując w okrutny sposób jeńców. Przewyższali w tym okrucieństwie wszystkich i wszystko co żyło wokół nich. Grupka ludzi znajdujących się na kamienistej plaży ma się czego bać, a ponieważ ich instynkt jeszcze się nie stępił i wyczuwają niebezpieczeństwo z daleka, mają wybór. Mogą wsiąść do łodzi i odpłynąć. Francuzi jednak upierają się, żeby iść w górę i odnaleźć misjonarza. Indianie, z niechęcią, w potwornym strachu, idą za nimi. Wynajęli się jako przewodnicy i wzięli zapłatę z góry. Podobnie jak biali uważają więc, że mają zobowiązania, które są ważniejsze niż lęk przed śmiercią. Stali się przez to częścią cywilizacji i kultury białego człowieka. Skończy się to dla nich tragicznie.
I teraz uwaga, zatrzymajmy na chwilę kadr, popatrzmy na łódź i stojących na kamieniach ludzi, niech lont przy muszkiecie trzymanym w rękach francuskiego żołnierza, nie spłonie do końca. Popatrzmy też na wzgórza, które wyglądają tak jakby wylano na nie płynne złoto. Wszystko co przez tysiąclecia narosło pomiędzy bezbronnymi prawie ofiarami stojącymi na plaży, a ukrytymi w jesiennych lasach Mohawkami, nazywamy kulturą. Można też mówić cywilizacja, bo nie ma to znaczenia. Nie interesują nas spory o definicje, ale istota. Kultura jest zawsze tworem silniejszych. Kultura nad wielkimi jeziorami była tworzona przez plemiona osiadłe takie jak lud Mohawk, a celem jej było wywołanie przerażenia i respektu w słabszych i mniej twórczych ludach. Potem przybyli biali, którzy mieli jeszcze lepsze i ciekawsze sposoby na stępianie instynktu Indian. Bo o to w istocie chodziło zawsze – by odwrócić uwagę słabszych, ale mimo to groźnych ludów od kwestii najistotniejszej – walki o przetrwanie. Kultura pozwalała, z czego zdali sobie sprawę nawet Mohawkowie, oszczędzać ludzi i krew, a także podbijać sąsiednie ludy poprzez samą tylko demonstrację siły. Obszar, który nazywamy kulturą ma u samego spodu zawsze ten sam mechanizm. Dlatego najgłupiej postępują ci, którzy oznajmiają głośno, że fascynuje ich kultura innych ludów, a potem usiłują ją naśladować bez zrozumienia czym ona jest w rzeczywistości, jak małpy zupełnie.
Pewnie ciekawi Was jak ja to połączę z filmem „Twój Vincent”, który oglądałem w poniedziałek. Zrobię to, jak zwykle z wdziękiem prestidigitatora. Wszyscy święcie wierzą, że tragedia Vincenta van Gogh, podobnie jak niewesołe losy innych malarzy żyjących na przełomie XIX i XX wieku wynika wprost z ich psychologicznych i emocjonalnych deficytów. Artyści, dążąc do wolności twórczej, nie mogli się pogodzić z zasadami rządzącymi mieszczańskim społeczeństwem. To są głupoty. Na świecie bowiem nie ma czegoś takiego jak mieszczańska mentalność, to jest twór literacki, który ma odwrócić uwagę czytelnika, od spraw istotnych, ma ukryć sens i cel istnienia grupy nazywanej mieszczaństwem. A ten wyrażał się w obsłudze pewnej części rynku produktów luksusowych i w konsumpcji. Artysta zaś funkcjonujący w takim otoczeniu nie był ani samotny, ani odrzucony, no chyba że – jak Vincent – miał zbyt wiele balastu na karku, balastu włożonego mu na grzbiet, przez własną, upiorną rodzinę. Artysta w Holandii, to jest człowiek poważny, ktoś, kto należy do dobrej organizacji, za którą stoją tradycje. Nie można być biednym artystą w Holandii, no chyba, że ktoś ma jakieś uwikłania. Jakie uwikłania były udziałem Vincenta już sobie wyjaśniliśmy. Trzeba jednak rzecz pogłębić. Oto Vincent pracuje jako subiekt w firmie Goupil, zajmującej się handlem sztuką. Nie wiem czy w najnowszej biografii wyjaśniono na czym polegała działalność tej firmy, ale jest to napisane w wiki. Otóż przedsiębiorstwo wykupywało prawa do reprodukcji najlepszych i najgłośniejszych współczesnych obrazów, a następnie reprodukowało te dzieła masowymi, tanimi technikami i rozprowadzało, po domach bogatych i biedniejszych mieszczan. Miało swoje agendy w całym świecie, także w Londynie i Paryżu. Można więc powiedzieć, że Goupil zajmował się dystrybucją informacji i dystrybucją stylu, tak jak dziś robi to telewizja. Mamy koniec XIX wieku, boom przemysłowy, rośnie liczba mieszkańców osiedli robotniczych, ludzie ci są biedni, ale jednak coś zarabiają i mają jakieś grosze. Pomiędzy nimi zjawia się pewnego dnia młody Vincent i zaczyna swoją działalność misyjną, cały czas szkicując jakieś obrazki. W tym czasie dostaje też bardzo ciekawe zlecenie – ma namalować kilka dużych map Palestyny. Zlecenie to przychodzi od ojca, który jest pastorem i może po prostu oznaczać tyle, że ojciec potrzebuję pomocy w pracy misyjnej. No, ale może też oznaczać coś innego. Opis pracy Vincenta w osiedlach górniczych znamy w zasadzie tylko od niego. On zaś, człowiek pozbawiony ironii i przeczulony jeśli idzie o kontakty z bliźnimi, buduje pewną wizję, która wcale nie musi być prawdziwa. Pamiętajmy, że Vincent wychował się w domu dość zamożnym. To co było ubóstwem w tamtych czasach, dziś pewnie uchodziłoby za całkiem przyzwoity standard. Nie możemy więc do końca wierzyć jego opisom, tworzonym przy prawdziwych eksplozjach współczucia.
Powtórzę jeszcze raz, życie i twórczość Vincenta van Gogh to pewna wizja tworzona przez kolejnych biografów na podstawie jego i wyłącznie jego relacji. Nie wiem dlaczego, tak jak wczoraj czytelnicy tego bloga, nikt nie zauważa, że Theo napisał do brata tylko 40 listów przez osiem lat. Vincent zaś napisał tych listów aż 600. Nie wiem dlaczego nikt nie zwrócił uwagi, że Theo i jego żona nie odpowiadają na zaproszenia słane przez Vincenta z Auvres. Przyjeżdżają dopiero wtedy kiedy zaproszenie wysyła im doktor Paul Gachet. Kto to jest? Otóż jest to artysta niespełniony. Trzeba by teraz wyjaśnić dokładnie co to znaczy. To jest ktoś, kto pogrzebał szansę na wielkie pieniądze i sławę, bo te były zbyt ryzykowne. To jest ktoś, kto zrezygnowałby z wędrówki ku zalesionym wzgórzom wokół jeziora Huron, ten ktoś wsiadłby do łodzi i odpłynął na bezpieczną odległość, tak by nie spotkać Mohawków. On co prawda zna wszystkich ważnych artystów jacy zrobili karierę pomiędzy rokiem 1867 a 1890, sam maluje, ale zachował tyle instynktu samozachowawczego, by nie wierzyć w to co opowiadają malarze. Vincent zaś nie ma tego instynktu wcale. Jemu się wydaje, że sztuka to poszukiwania artystyczne, kolor, i temu podobne głupstwa, że to poszukiwanie głębi i epatowanie nią, a także wrażliwość, że sztuka to wrażliwość. Theo zaś i Gachet doskonale wiedzą, jak jest. Sztuka to nakręcanie koniunktur handlowych, sztuka to wyciskanie z malarzy ostatnich potów, po to by magazyny marszandów wypełniły się płótnami czekającymi na swoja kolej wejścia na rynek. Vincent być może coś z tego rozumie, ale nad całością czuwa Theo. On pierwszy zaczął organizować w witrynach firmy wystawy monograficzne zamiast chaotycznego bazaru, na który składały się dzieła różnych malarzy. On sam wysłał brata na południe, gdzie jest lepsze światło, gdzie jest taniej i gdzie mógł go utrzymywać, po to, by Vincent, traktujący to wszystko bardzo serio, mógł bez przerwy pracować.
Nie wiem jakie ceny osiągały w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku obrazy impresjonistów, ale jest to do sprawdzenia. Nie sądzę, by były to sumy małe. Wszyscy te obrazy sprzedawali i wystawiali. Był na to rynek i była koniunktura. Na rynku sztuki, jak sądzę, bo nie mam o tym pojęcia przecież, rządzą jakieś zasady. Nie ma tam miejsca na krótkoterminowe plany i zyski liczone w skali jednego roku. Rynek sztuki to mozolne przygotowywanie się do sukcesu poprzez działania propagandowe, poprzez publikacje, poprzez wystawy, skandale wreszcie. Cała ta machina zaś puszczona jest w ruch w celu osłabienia instynktu samozachowawczego słabszych, ale jednak posiadających pieniądze ludów. Czy Vincent zdawał sobie z tego sprawę? Nie wiem, trzeba by przeczytać wszystkie jego listy w oryginale. Na pewno sprawy te ukryte są przed nami, bo cała propaganda dotycząca sztuki XIX i XX wieku służy temu, by ani przez moment nie osłabić koniunktury, by ludzie cały czas wierzyli w zwariowanego malarza Vincenta, który marzył o twórczej wolności.
Van Gogh namalował przez osiem lat aż 800 obrazów. Wychodzi, po sto obrazów na rok. Myślę, że Gachet i Theo doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jaki potencjał tkwi w tych płótnach. Nie można więc spokojnie czytać wynurzeń różnych mędrców, którzy piszą, że obrazów Vincenta nikt nie chciał kupować. To są idiotyzmy. One po prostu nie były do sprzedania. Theo płacił mu pensję po to, by Vincent malował, po to, by wtoczenie na rynek tej olbrzymiej machiny, jaką obaj stworzyli przyniosło im maksymalne zyski. Jeszcze raz powtórzę – rynki rządzą się prawami, o których nie mamy pojęcia, a szczególnie intensywnie brak tego pojęcia widać u historyków sztuki. Oni bowiem wierzą, że kultura, czyli to wszystko co powstało przez wieki pomiędzy ukrytymi w lesie Mohawkami a stojącymi na plaży Algonkinami zainicjowane zostało w dobrej wierze.
Pora na sugestię dlaczego obaj przegrali. Oczywiście, trochę winien był Vincent, któremu ani Theo, ani Gachet nie mówili prawdy. Ciekawe jest, że ten ostatni, lekarz pułkowy w końcu, który nie jedno musiał widzieć, nie wyciągnął Vincentowi kuli z brzucha. Być może on także nie mówił braciom całej prawdy. W filmie pojawia się wprost oskarżenie o to, że Vincent został zamordowany. Przez kogo? Przez dwóch przebywających w Auvres nastolatków, którzy łazili za nim wszędzie, stawiali mu drinki i drwili zeń ile się dało, bo sprawiało im to frajdę. Strzelał ponoć Rene a Gaston tylko patrzył. Vincent zaś, z raną w brzuchu wrócił do gospody i opowiedział o próbie samobójczej, żeby chronić obydwu wyrostków. Ci, którzy obejrzeli film do końca, zauważyli zapewne informację pojawiającą się w napisach stanowiących aneks do filmu. Oto Rene Secretan, domniemany zabójca Vincenta van Gogh został bankierem i do końca życia opowiadał o tym, jak to zwariowany malarz odebrał mu pistolet i strzelił do siebie z bliskiej odległości. Nie mogłem uwierzyć w to co przeczytałem. Zrobili film, w którym sugerują, że Vincenta zabiła jakaś zdeprawowana łachudra, a na koniec piszą, że owa łachudra została bankierem. Nie można tak po prostu zostać bankierem, to jest niemożliwe. Nikt, kto nie pochodzi z rodziny bankierów bankierem nie zostanie. Poprosiłem wczoraj Georgiusa, by znalazł coś o braciach Secretan. Niestety nie udało się, nie wiemy, ponadto co wiadomo z filmu, nic bliższego o pochodzeniu tych ludzi. Żeby nie przedłużać umieszczę tu in extenso to, co nasz nieoceniony Georgius odnalazł.
Nazwisko Secrétan spotyka się (bez imienia) w powiązaniu z tzw. kolekcją Sekretana i transakcjami na obrazach. Na przykład Milleta l’Angelus za 160 tys. franków [mam ilustrację] czy Memlinga za 80 tys. franków.
To może być ten biznesmen z książki o Rotszyldach:
Hyacinth Secretan był dyrektorem Société Industrielle et Commercielle des Métaux, wielkiej francuskiej grupy przemysłowej założonej w 1881 roku przez połączenie Leveisseire et fils i Secretan’s Société Métallurgique du Cuivre. 11 fabryk brązu.
Pod koniec lat 80-tych Secrétan miał monopol miedziowy. Miał biznes z Rotszyldami (Alphonse Rothschild) związany z Rio Tinto.
Rio Tinto 1887 obniżyło produkcję i sprzedało mu 80% trzyletniej produkcji miedzi. Denfert-Rochereau dyrektor drugiego banku Francji Comptoir d’Escompte wsparł ten projekt finansowo. Jednocześnie Secretan kupował akcje w kompaniach miedziowych. Brał w tym udział francuski syndykat miedziowy. Spekulacja na miedzi dawała wielkie zyski. Gazeta Clemeceau oskarżała Secretana, że spekulacje zagrażają przemysłowi wojennemu.
W 1889 nastąpił kryzys. Na londyńskiej giełdzie metali miedź przestała się sprzedawać. 5 marca Denfert-Rochereau popełnił samobójstwo (gdy Rosja zażądała zwrotu swych kapitałów). Bank of France próbował ratować Comptoir d’Escompte, ale w ciągu trzech dni wycofano 115 milionów franków i bank ten przestał istnieć ze stratą 78 milionów franków.
Myślę, że to wystarczy do zainspirowania poszukiwaczy dalszych szczegółów. Jeśli bracia Secretan byli bez przerwy przy Vincencie, to dlatego, że dostali takie polecenie. Jeśli zaś rzeczywiście go zabili, to nie przez przypadek, ale celowo, dlatego, żeby unieważnić plan Holendrów, którzy chcieli wprowadzić swoje obrazy na francuski rynek. Ten zaś, jak każdy rynek, z całą pewnością był kontrolowany. Nie wiemy tylko przez kogo. Myślę, że Gachet wystawił Vincenta i Theo miejscowym gangsterom. Vincent van Gogh nie był biednym, nieszczęśliwym idiotą, który nie rozumiał co się wokół niego dzieje. On co prawda wierzył w sztukę i przez to właśnie wyruszył w las, nie biorąc pod uwagę tego, że kryją się w nim Mohawkowie, ale z całą pewnością wiedział ile są warte jego obrazy. Był kurą znoszącą złote, a być może diamentowe nawet jajka, jeśli wziąć pod uwagę losy jego dzieł i historię innych koniunktur na rynku sztuki. Jeśli sugestia amerykańskich biografów i twórców filmu jest prawdziwa, to znaczy, że zamordowano go na zlecenie. Wykorzystując przy tym jego wiarę w człowieka, kulturę, sztukę i piękno.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.
Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,
ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki
PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024
PKOPPLPWXXX
Podaję też konto na pay palu:
Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.
Zapraszam też do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do Tarabuka, do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu GUFUŚ w Bielsku Białej i do sklepu HYDRO GAZ w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.
No tak, a ten film „Czarna suknia” oglądałam, no dość dawno, mnie utkwiło w głowie, jak kinematografia francuska ośmieszała młodego księdza, scena płynięcia łodzią i takie tam sprawy ….
No logiki Panu trzeba po raz kolejny pogratulować. W biznesie nie ma wybacz…
Dwie sprawy:
1. Dysproporcja w ilości zachowanych listów braci van Gogh nie musi świadczyć o braku uczuć młodszego do starszego. Trzeba pamiętać, że wszystko, co pozostało po Vincencie we Francji likwidował sam Theo. A listy do druku przygotowała na pocz. XX w. wdowa po nim, siostra marszanda, Johanna, podkręcając koniunkturę na dzieła szwagra. To ona (i stojący za nią ludzie) ostatecznie decydowali co i w jakiej kolejności/formie/języku opublikować, żeby wizja szalonego Vincenta była przekonująca.
2. Theo też został wycofany zaraz po Vincencie (początek był nawet za życia Vincenta, bo nagle po ślubie i szczęśliwym ojcostwie Theo zaczyna zdradzać objawy choroby psychicznej!). Poza drem Gachetem niemal cała spuścizna po Vincencie znalazła się w rekach jego holenderskiej rodziny (praktycznie: bratowej i bratanka). Wcale nie musieli się w to włączać Francuzi, bo akurat w tym przypadku nic nie zyskali. Zagraniczni marszandzi nadal manipulowali ich bogatym rynkiem „przeklętych artystów” z całego świata. Których ktoś do tego Paryża ściągał, jak bydełko na ogrodzone pastwisko. Ciekawe kto stał np. za Zborowskim, co sponsorował Modiglianiego?
No, ale Zborowski i Modigliani to jest 20 lat później. Już nie mordują, tylko czekają aż się zapije na śmierć jeden z drugim. Francuzi zyskali tyle, że usunęli z rynku konkurencję, która wessałaby sporą ilość gotówki. Pośmiertna kariera Vincenta przesunęła się w czasie. Ktoś na pewno na tym zyskał, podobnie ja na spadku akcji Rio Tinto
wcale nie uwazam, ze „obaj przegrali”
i wygral!
wygral nawet z biznesem, kt
Jak to kto zyskał? Kultura! W biogramie Gauguina z Wiki jest wzmianka, że przestał być urzędnikiem giełdowym, a został malarzem, po spadkach na rynkach finansowych. A tak go żona Dunka pilnowała, żeby się hobby w sposób na życie nie zamieniło;-)
Potem krach na giełdzie, żona do Danii, Pawełek na Polinezję i mamy nowe arcydzieła na rynku sztuki… Jeszcze tylko pewien młody Vollard z 13 – letnią metyską i szansa na sukces murowana.
Najgorsze biografie napisane przez Henri Perruchot to Van Gogh i Gauguin, same kłamstwa i emocje. Z tym Gauguinem to jest niezły numer, gość porzuca giełdę, by zająć się malarstwem, a wszyscy udają, że czyni to „z romantycznego zrywu”. Nienawidzę historyków sztuki, mam nadzieję, że żadnego już nigdy nie spotkam. Każdy z nich był obstawiony i każdy miał tysiączne zlecenia do wykonania, a ten jeszcze dziwki nastoletnie pośrednikom dostarczał.
oj przepraszam, ale dzieci mi przeszkadzaja
chcialam tylko napisac, ze biznes ma krotkie nogi a sztuka jest wieczna
van Gogh zyje, jest slawny, podziwiany i to jest jego zwyciestwo
napisac czyjas biografie to jest wrecz niemozliwe wyzwanie
zwlaszcza artystow malarzy takich jak van Gogh
I jak teraz wygląda historia z brzytwą, którą van Gogh groził Gauguinowi? Może dawał do zrozumienia, że mu się przyjaźń współlokatora z nastolatkami nie podobała? Obcięty koniuszek ucha miał wysłać prostytutce. Może nastoletniej? Taki dowód obrony czci niewieściej? Bo Vincent miał zasady.
Te relacje z kobietami to osobna sprawa, nie sądzę też, by oni kłócili się o sztukę. Gauguin to był kuty na cztery nogi cwaniak w porównaniu z Vincentem, więc możesz mieć rację co do tych dziewczyn
Czytam to wszystko z wypiekami na twarzy. Fascynujące. Naturalnie cały urok jesiennego lasu dyabli wzięli.
Postaram się krótko, może wyjdzie.
Muzeum: Kröller-Müller Museum
Jest to drugie po muzeum van Gogha, pod względem ilości posiadanych jego płócien – 86 prac. Kolekcję założyła córka twórcy firmy Wm H. Müller & Co’s Stuwadoors Maatschappij N.V., która to firma upadła ostatecznie w 2015 r.
Była to w początku XX w., na owe czasy największa, po rodzinnej kolekcja dzieł van Gogha.
W latach 1905-1920 pani Helene Emma Laura Juliane Kröller-Müller namiętnie kolekcjonowała dzieła sztuki, a zaczęła od pójścia z córką na kurs wyceny, u pana Henka Bremmera. Ten, jak ją złapał, to nie puścił, dopóki nie nabyła ponad 10.000 różnych dzieł (malarstwo, rzeźba). Pani Helene wraz z mężem Anthony George (Anton) Kröller tak ukochali sztukę, że kupili w parku narodowym De Hoge Veluwe jakieś astronomiczne ilości hektarów, gdzie miało powstać muzeum. Ostatecznie w latach 20/30 kryzys doprowadził do pogorszenia sytuacji firmy – a dzieła sztuki przekazano państwu, pod warunkiem, że to muzeum wybuduje – i tak się też stało.
Wokół pani Heleny kręcił się też znany architekt i malarz, Henry Clément van de Velde
który namówił panią Helenę na najdroższy zakup – było to ponoć dzieło malarza:
Georges-Pierre Seurat – pod linkiem jest dzieło określane przez krytyków sztuki, jako jedno z najważniejszych w malarstwie XIX w – każdy może je ocenić sam, niczego nie sugeruję – poza pytaniem, czy postawilibyście na nie swój byt ekonomiczny z ryzykiem wylądowania w rynsztoku.
Firma, która za tym stała, już nie istnieje, a w Wiki ma wpis tylko po niderlandzku:
Wm H. Müller & Co’s Stuwadoors Maatschappij N.V.
Firmy nie ma, a muzeum, jakie po niej zostało, po rozbudowie w latach 70 jest podobno jednym z największych w Europie.
>…nazywamy kulturą. Można też mówić cywilizacja, bo nie ma to znaczenia. Nie interesują nas spory o definicje, ale istota. Kultura jest zawsze tworem silniejszych.
Przy okazji Twojej niedawnej notki o Wartburgfest pogłębiłem nieco swoją wiedzę o burszenszaftach i uderzyło mnie to, że niemiecka młodzież ostro przeciwstawiała kulturę (niemiecką) cywilizacji (kosmopolitycznej).
z oryginalu francuskiego tlumaczyla Joanna Guze
no i takie sa te biografie, niestety
Na stronie basnjakniedzwiedz.pl umieściłem już nowy numer kwartalnika i dwie książki z wydawnictwa Franciszkanów w Niepokalanowie. Do tego jeszcze powróciły Dzieci peerelu, bo okazało się, że są jeszcze trzy paczki w magazynie
Niemcy chyba byli odcięci od głównego interesu w handlu sztuką. Studenci malarstwa kończyli Monachium ale i tak uciekali do Francji lub USA. Nadal nie widać niemieckich nazwisk autorów przy wielomilionowych przewałach aukcyjnych.
Sorry, ale nie mogłem się powstrzymać. To też jest o kulturze: https://www.youtube.com/watch?v=LiGnYsCn-m8&feature=youtu.be
Terlkowski od 11:30 min.
Re VVG jak i inni biedni z profesji artystycznych
Żył, tworzył, miał wydatki, ale kto go / to finansował? Od brata dostawał grosze. Na kirmaszach francuskiej prowincji chyba nie mógł znaleźć kupców na swoje obrazy. Czy jego listy wyjaśniają cokolwiek?
co?
Bardzo ciekawy tekst. Kiedyś czytałam o van Goghu, nie wydawał mi się wariatem. Van Gogh i Gauguin, kiedyś moi wielcy, i jeszcze Cezanne. A ja uwierzyłam w ten romantyczny zryw Gauguina i potraktowałam bardzo serio jako inspirację w życiu. A potem, no cóż, człowiek zostaje z palcem w nocniku… I zaczyna zwracać się do Boga, bo inaczej nie da rady.
Angelus i sceptyczne miny doktora
„…to dla dobra wszystkich” to musi dotyczyć najczęściej wystarczająco dobrego segmentu rynku.
cytat:
…”Jemu się wydaje, że sztuka to poszukiwania artystyczne, kolor, i temu podobne głupstwa, że to poszukiwanie głębi i epatowanie nią, a także wrażliwość, że sztuka to wrażliwość. Theo zaś i Gachet doskonale wiedzą, jak jest. Sztuka to nakręcanie koniunktur handlowych”…
Gospodarz miesza tu dwa pojęcia – sztuka i handel sztuką. Nie mają one ze sobą nic wspólnego. Dzieło sztuki bowiem to twór określonej jakości. Tworzenie dzieła sztuki to dażenie do tej jakości. Poszukiwania kolorystyczne Vincenta z powyższego to nie żadne głupstwa. To normalna część warsztatu artysty, który dąży do mistrzostwa. Mistrzostwo zaś zaklada min. pewną podwyższoną wrażliwość. Nie każdy np. jest tak wrazliwy na dźwięk jak Chopin, czy na kolor tak jak Vincent. Niektórzy nazywają to talentem (wrażliwość jako jedna ze składowych talentu). Theo i Gachet mogli znac się na koniunkturach i handlu natomiast nie byli w stanie namalować jednego takiego obrazu jak Vincent. [Sztuką bowiem zajmuje sie artysta i tylko on wie jak osiagnąć okresloną jakość]
Zgoda natomiast, że z chwila pojawienia sie pop artu – Andy Warhol, który zlecał ludziom robienie odbitek na płotnie i wciągnięcia przez krytyke tego typu działalności do panteonu sztuki możemy mówić o skasowaniu etosu artysty jako osoby tworzacej okresloną jakość. W tym momencie nawet handlarz może zlecic komuś wydruki i faktycznie będzie mógł osiągnąć na końcu status artysty.
Tak, tylko , że w pewnych kręgach wiadomo, że pop art to g. Juz teraz mówi się oficjalnie, że cały ten cyrk Warhola to byla mafijna pralnia pieniedzy.
Niedawno uczestniczylem w panelu na temat najwiekszych postaci wspólczesnej sztuki (PCA) gdzie padly nazwiska – Basquiat, Koons, Abramović i wiekszość dyskutantów uznała, że to szwindel. Niektórzy wręcz zaczęli się nabijać z szacownego grona otwierajacego panel. Jeden kolega wstal powiedzial, że jak nie ma wsród proponowanych kandydatur Hockneya to niech oni sobie ten panel włożą do d.
Także jest opór dużej części srodowiska artystycznego przed wciskaniem kitu – etos artysty dążącego do mistrzostwa wiecznie żywy.
Dwa, rozróżnienie cywilizacja a kultura to dosyć istotna kwestia. Bo istniały/istnieją cywilizacje bez kultury albo o kulturze szczątkowej/prymitywnej. Z kolei siła tych cywilizacji może mieć głównie charakter militarny. Wojsko zaś to nie dział kultury. To raczej wychowanie fizyczne połączone z myślą techniczną. Innymi słowy powstawanie dzieł sztuki na danym terenie niekoniecznie musi być związane z potencjałem obronno-zaczepnym tego terenu, że tak to ujmę.
Niezaprzeczalnym jest jednak napewno, że im silniejsze poczucie tożsamości w danej cywilizacji (głownie dzieki religii i kulturze) tym silniejsza jest potęga militarna tej cywilizacji.
W sumie banały, spisuje je jednak poniewaz nie wiem skąd, ale mam ciągle wrażenie, że gospodarz uważa wszystkich artystow za idiotow, a w najlepszym razie za cwaniakow.
„…to dla dobra wszystkich” jest tak samo prawdziwe jak i nieprawdziwe albo wyssane z palca
mozna poprawic na:
Sztuką jest nakręcanie koniunktur handlowych 🙂
Nie rozumie pan konwencji po prostu.
Sztuka widzenia, sztuka słuchania, sztuka pisania, sztuka przekazu,oraz inne liczne sztuki
ta, też te na ulicy
Niedzielne popoludnie na wyspie Grande (chyba o to chodzi)
bardzo mi sie podoba co nie znaczy, ze zaraz wydalabym za niego majatek
bardzo podoba mi sie impresjonizm w ogole – swiatlo, przestrzen, kolory …
i sztuka liczenia:
https://www.salon24.pl/u/niewolnik/586493,nr-0349-sztuka-liczenia
Zgadza się. John Quinn, amerykański prawnik korporacyjny, i rezydent MI6, wg Richarda Spence’a (autora książki o Crowleyu „Agent 666”), kilka dekad po śmierci van Gogha, nakręcał koniunkturę ogólnie na francuskich impresjonistów w tym jednego holenderskiego w Stanach, na Picassa itd.. Wydębił od kongresu zniżkę ceł na import nowego europejskiego malarstwa.
W międzyczasie wypromował William Butlera Yeatsa, protestanckiego arystokratę, celtyckiego romantyka a potem niepodległościowego ezoteryka, a potem genialnego menela Ezrę Pounda, skierowanego następnie na odcinek włoskiego faszyzmu, i Jamesa Joyce’a, który potrzebował dużej kasy na … whiskey. Czyli zadziałał jak graf Jeleński promotor Gombrowicza, który miał zlecenie zagłuszenie Kossakowej, czyli literatury o profilu historycznym, zakorzenionej w modelu klasycznym, nastawionym na prawdę w historii (model obywatelski, ziemiański). W UK takiej już nie było, oprócz Chestertona, którego też podejrzewam o pracę na zleceniu. Były próby takiej literatury i poezji w Irlandii w 19 w., który znam mniej i na początku 20, Daniel Corkery świetny eseista, historyk literatury, poeci Thomas McGreevy, Denis Devlin, Brian Coffey, i trzeba było temu ukręcić łeb. Joyce zaczął od wykładów triestańskich w których wyeksponował ignorancję i antykatolickie uprzedzenia Yeatsa. Musiało to zrobić wrażenie w środowisku i Quinn załatwił mu stałą dotację na bimber z funduszy … feministycznych. A następnie młodzi zbuntowani katole irlandzcy (wyżej wymienieni) zostali wciągnięci pod skrzydła Joyce’a. Z tej paczki został wypromowany … heretyk erotoman Beckett (Czekając na Godota).
Naklikałem się tyle w tę klawiaturę, żeby postawić tezę o wypromowaniu nowego malarstwa w celu zlikwidowania koniunktury na historyczną szkołę malarstwa francuskiego, nie wiem czy sakralnego, czy było wtedy takie, jeśli tak to i jego. W celu stworzenia nowego rynku nowej propagandy, która dałaby więcej wolnej ręki globalnym grandziarzom, bo nikt już by nie dochodził prawdy w historii i polityce. Normalny wykształciuch zatapiałby się przeważnie w dylematach semantycznoegzystnencjonalistycznych, w odmiennych stanach świadomości, w marzeniach erotycznych i, wg recepty Becketta, w swojej, wcześniej już przygotowanej … trumnie. To tak jakby Witkaco-Gombrowicz zamiast Matejki, Wyspiańskiego, Kossaków i Kossakowej. Nowa literatura i nowa sztuka, nowy wspaniały świat nieskrępowanej wolności dla … grandziarzy.
kultura fizyczna i sztuka magiczna
Żeby przeżyć i jeszcze zarobić w świecie zdominowanym przez handlarzy żywym towarem aktywnych i szukających dziury w portfelu przez 24 h, trzeba być cwaniakiem najlepiej przez 24 h. Dla człowieka zaangażowanego w swoje rzemiosło po uszy to jest bardzo trudne. To co on przeważnie robi to rzemiosło, ciesiółką. Sztuką staje się to przez promocję i propagandę. Albo dzieło ma w sobie treści propagandowe, niekoniecznie złe, albo podłączy się je pod określony klimat/program np. flowerpower.
Ja się jednak zgadzam z Gospodarzem, kultura to technologia militarna, broń która razi przez przyciąganie albo odstraszanie albo jedno i drugie równocześnie. Przyciąganie wykorzystał św. Patryk w Irlandii, pokierował nowych irlandzkich wyznawców Chrystusa by zainwestowali w budowanie kultury bytu codziennego, rodzinnego i zakonnego („ale u nich fajnie w tym Kościele…”), w architekturę, w liturgię czyli też w muzykę, w sztukę wizualną, w poezję, w tekściarstwo łacińskie i irlandzkie. Stworzył Kościół w Irlandii jako imperium misyjne.
Coś podobnego robił św. Józef Hoffbauer, apostoł Warszawy, redemptorysta. Dzisiaj O. Rydzyk z ekipą, choć brakuje mu wiedzy na temat tego, co faktycznie działo się w Polsce 100 lat temu. Ale robi: „Zerwany kłos”. Jeszcze tego nie widziałem, pracuję nad tym.
Sztuka jest to robienie rzeczy wymagających niezwykłych umiejętności, np brzuchomówstwo, albo znakomite narysowanie konia.
sam van Gogh tak pisze do brata:
Hasło Secretan Collection przynosi wiele wiadomości o sztuce i finansach, zwłaszcza w związku ze sprzedażą tej kolekcji po krachu miedziowym w marcu 1889. Właścicielem był Pierre-Eugène Secrétan. Okazuje się, że L’Angelus Milleta osiągnął sumę 553 tys. franków, a Antonin Proust, który licytował dla Louvre, po całym dniu prób uratowania dzieła dla Francji, dogadał się z American Art Association i dzieło poszło do Ameryki za 552 tys. franków. Wiele innych dzieł sztuki poszło wówczas do Ameryki.
Ten Pierre-Eugène Secrétan to przemysłowiec miedziowy, którego niektóre źródła podają jako machera od Rio Tinto raz pod imieniem Pierre, raz pod imieniem Eugene, a często pod inicjałem M., nie zdając sobie sprawy, że ta literka M. to jest po prostu Monsieur. To on w latach 70-tych podarował 60 ton miedzi na Statuę Wolności. Nie badam czy to jest jeszcze jedno imię Hyacintha czy też związek rodzinny.
To z 2014 r.: „Spółka Artnews, następca Domu Aukcyjnego Abbey House, wyceniła na nowo posiadane obrazy. Okazało się, że są tańsze o ponad 80 procent! Już dwa lata temu pisaliśmy, że ceny dzieł młodych artystów, które wystawiał DAAH, były przeszacowane. (…)
Przykłady? Obrazy Anny Szprynger na aukcjach organizowanych w Abbey House można było kupić w cenach od 20 do 35 tys. zł, choć wcześniej na innych licytacjach sprzedała dwa obrazy za 400 zł i 1,4 tys. zł. Prace Stanisława Młodożeńca do niedawna można było kupić za sumy od 600 zł do 4 tys. zł. W Abbey House wyceniono je nawet na 46,4 tys. zł. (…) Pikanterii sprawie dodawał fakt, że samo Abbey House podpisywało z artystami umowy na kilka tysięcy złotych miesięcznie, w ramach których zobowiązani byli dostarczać kilka, a nawet kilkanaście dzieł miesięcznie. (…)” 2014 r. /dziennikpolski24/
Natknąłem się przy okazji Podkańskiego – tego od Axela Springera w Polsce i prezesa „izby wydawców prasy”, ostatnio coś antyrządowego z Holland wymyślał, on pojawił się na którymś etapie w radzie czy zarządzie jednej z tych spółek od sztuki.
a obniżkę o ponad 80% „ktoś z branży” skomentował: „Dziwi mnie, że jest to obniżka o ponad 80 proc. To znaczy – żeby było jasne – że jest to tylko te ponad 80 proc.”
Ciekawe ile by kosztowały te wszystkie słynne obrazy gdyby je sprzedawano ludności na jarmarkach. Gdyby ci wszyscy impresjoniści ustawiali swoje dzieła pod murem na rynku i zachęcali przechodniów.
Millet zmarł w 1875, a w 14 lat później jeden obraz chodził po pół miliona. To był super mechanizm, każdy z nich wiedział, że będzie żył dostatnio, a po śmierci zarobią jeszcze spadkobiercy.
no wlasnie, co to jest sztuka?
czy sztuka jest tym, co swiat sztuki uwaza za sztuke?
a swiat sztuki to nie artysci, ktorzy tworza sztuke
tylko to handlowcy, krytycy, instytucje itp ?
zrzycia wyrrzniente
(…)..ja to byłbym pewnie zazdrosny gdybyś mi opowiadała o przygodach ale Jess się pojawiła w momencie idealnym, niesamowita sprawa.
Oczywiście w dupie mam tą narkomankę i alkoholiczkę, tyle że mieszka niedaleko u babci bo nikt normalny się nie zbliża. Ja potrzebowałem tylko się wyrwać, cokolwiek to znaczy..(…)
a i też sztuka cyrkowa, nie zapomnijmy
Jest to do sprawdzenia Krakowie, tuż obok bramy Floriańskiej, i nie tylko.
dzis wszystko moze byc sztuka
nie ma kryteriow estetycznych ani jakosciowych
byle umiec wmowic, ze to sztuka i dobrze sprzedac
Marcel Duchamp juz 100 lat temu ustawil pisuar jako rzezbe w galerii sztuki
i tak sie zaczelo
tak w nawiązaniu do rozważań o biznesie, to ja wtrącę jedno zdanie dot farb.
Szanowny Magazynierze, kiedyś w radio z powodu jakiejś rocznicy dotyczącej impresjonizmu, redaktor prowadzący powiedział z pięć zdań o nowych farbach malarskich jakie się wtedy pojawiły na rynku sztuki. rewelacyjne w tamtym czasie i że te farby przyczyniły się do powstania impresjonizmu. Nie wysychała paleta (w plenerze), bo farby się wyciskało z tuby? czy może z czegoś podobnego (nie pamiętam) i coś tam jeszcze umożliwiało wyjście malarzy w plener. Może możliwość dozowania farb?
Trzeba by poszukać info na temat tej technologii produkcji farb dla malarzy w tamtych czasach. Czyli kto ? gdzie ? co? technicznie przyczynił się do genezy impresjonizmu.
Tak, w Kołobrzegu również. Do paru stów za sztukę.
to byl przede wszystkim postep w optyce, fotografii
poza tym jak piszesz, inne farby (zwlaszcza kolor niebieski nie byl juz drogi) , inne pedzle, sztalugi – prawdziwa rewolucja 🙂
Nie jestem zachwycony tym, że Coryllus wspomina mnie przy okazji Secretana, którym zająłem się między trzecią i czwartą nad ranem (wolałbym pozostać w cieniu, ale biorę odpowiedzialność). Nawet nie zajrzałem do wówczas do internetu. Dlatego zasugerowałem, by tak fantastyczny temat pozostawić komentatorom.
Dziś miałem w samochodzie godzinę, by zajrzeć do Secretana i Rio Tinto na internecie. Setki informacji, ale po pierwsze to przepisywanie jedni od drugich, a po drugie ograniczony dostęp mimo, że prawa autorskie już dawno wygasły. A przecież afera Rio Tinto powinna być nauczana na pierwszym roku metalurgii i historii sztuki. W powiązaniu z Rotszyldami (też kolekcjonerami) i angielską własnością andaluzyjskiego Rio Tinto. To przecież początki globalizmu. Potem były kolejne afery. Szefowie KGHM mogliby się z tego czegoś nauczyć.
Niektóre rzeźby bywały nawet śmieszne, gdy brali się za to ludzie pomysłowi. Mi się podobały filiżanki do kawy obite wewnątrz futrem, ale to nie było Duchampa.
Szefowie KGHM ? 🙂 cytat z pierwszego strzału: ” W procesie pozyskania finansowania i negocjacji z konsorcjum banków KGHM Polska Miedź S.A. wspierali niezależny doradca finansowy Rothschild oraz kancelaria prawna Gide.” z https://www.bankier.pl/wiadomosc/KGHM-POLSKA-MIEDZ-SA-Zawarcie-umowy-kredytu-konsorcjalnego-3163345.html
@Valser
Komedia. To jakaś komedia… z tymi znaczkami. Ja już tak myśle, że chodzi chyba o wywiad bardziej
fajne :)!
odwdzieczam sie wystawa w muzeum demokracji:
http://archiwum-niewolnika.blogspot.se/2010/11/obrazki-salonowe-41.html
Twierdzi pan, ze Pounda nadajacego na lichwiarzy i Sciemniacza Churchila do Mussoliniego wyslalo MI6?
Przepraszam, że nie na temat, ale to co poniżej dzieje się naprawdę:
http://www.rm.com.pl/product-pol-1186-Marszalek-Jozef-Pilsudski.html
Fakt dzieje sie. Podobno Ml6 wyslalo Mussoliniego do lichwiarzy. Tych od czerczila
Wbrew temu co piszesz, uważam, że gospodarz jest wrażliwy na Sztukę, Poezję i generalnie Cywilizację i Kulturę, a van Gogh jest mu bliski. Próbuje nam przekazać różnicę między Pięknem i Fałszem.
Co do kolorów, o których wspomniałeś, i które pojawiły się jeszcze w kilku komentarzach, to z radością podyskutowałbym o tym, gdyby kiedyś Coryllus wrzucił taki temat. Chwilowo pozwolę sobie tylko skomentować kolory filmów w TV. Piszę o odbiornikach LCD sprzed kilku lat, no bo jak często zmieniamy te urządzenia. Jedyne filmy, które robią wrażenie, to te wyprodukowane przez Technicolor. Inne trupie kolory wyłączam po pierwszej minucie, a jeśli ciągnę dalej, to i tak w mrocznych scenach polegam jedynie na słuchu lub napisach, bo przecież nic nie widać.
O fotograficznych reprodukcjach obrazów, które nie mają kolorystycznie nic wspólnego z oryginałami wiem sporo, ale to na kiedyś. Zupełnie nie rozumiem muzeów, które strzegą swych zbiorów przed powszechnym dostępem internetowym, zamiast napisać: Fotografia, którą zamieszczamy, nie ma nic wspólnego z oryginałem. Zapraszamy do porównania.
Chyba nie zorientował się Pan w konwencji notki. Mnie ta konwencja nie dotknęła, a jestem malarzem.
Warhol sikał /wraz z boyfrendem/ na płyty graficzne „trawiąc” je w taki zmyślny sposób. I amerykańscy durnie to kupowali. Gdy w Warszawie była wystawa Warhola – tutejsi „historycy sztuki, marszandzi i inne swołocze” oraz media pozostawali w nadzwyczajnym wzmożeniu emocjonalnym. Prawdziwi artyści wzruszali ramionami. To jednak historia głupoty.
A teraz historia łajdactwa: ogromna, gotycka kaplica w pałacu papieskim w Awinionie. Naturalnie – bez sacrum, ale za to z galerią sztuki. No dobra, trudno. Widzę, że wiszą obrazy, dużo współczesnych obrazów, a więc cieszę się, że będę mogła zobaczyć, co się aktualnie „nosi” w tej Francyji wedle malarstwa. I… było jak obuchem w głowę, bo te wszystkie obrazy, sporych rozmiarów, były fotografiami /obrazów/ na jakimś plastiku. Takie banery w zasadzie, w skali 1:1. Dla kompletu: był to czas znanego festiwalu teatrów w Awinionie. A więc ta wystawa nie mogła być przypadkiem, wypadkiem. Było tam sporo zupełnie dobrych /fotografii/ obrazów, skądinąd. No niech mi to ktoś wytłumaczy… To jest ani nie do wytłumaczenia, ani nie do obrony.
O, Georgiusie, było zobaczyć tę wystawę w Awinionie 2011 r./, o której wyżej napisałam. Kolory fotografii były zapewne dobre, no ale co z tego…
Tak sobie myślę, że ten hucpiarski trend chyba jednak się nie przyjął.
Pan Hyacinthe Secretan oraz pan Pierre alias Eugene Secretant to jedna i ta sama osoba.
Amerykanskie zrodla dot. historii wielkich krachow i fortun przemyslowych podaja wylacznie Hyacinta natomiast wszystkie zrodla francuskie mowia o Piotrze zwanym Eugeniuszem (Pierre, dit Eugène). Francuska Wiki podaje ze Pierre-Eugène Secrétan urodzil sie jako syn robotnika drogowego w Saulx, w regionie Franche-Compté przy granicy ze Szwajcaria, w 1836 r. A zmarl w Paryzu, w 16-tej dzielnicy, w 1899.
Samouk, rozpoczal prace jako technik robotnik i stal sie specjalista od metali niezelaznych oraz kolekcjonerem sztuki. Otrzymal Legie Honorowa za Statue Wolnosci ktorej byl sponsorem (dostarczyl 64 tony badz tez 200 ton miedzi) ofiarowana Amerkanom przez Francuzow. Stworzyl pierwszy i wowczas najwiekszy na swiecie konglomerat metalurgiczny zlozony z producentow angielskcih, amerykanskich, szwedzkich i hiszpanskich, ktorzy zapewniali mu rownowartosc calej podazy swiatowej czyli 540 000 ton. Zorganizowal rowniez syndykat bankow (André, Girod et Cie, Banque de Paris et des Pays-Bas, Comptoir d’escompte, Crédit industriel et commercial, Hentsch Frères et Cie, Société générale, Lecruyer et Cie, Lehideux et Cie, Mirabaud, Paccard, Puérari et Cie, Thelier et Henrotte i Alphonse de Rothschild z Banque de France) ktore przyznaly mu astronomiczne kredyty. Poprzez spekulacje doprowadzil do krachu, oglosil plajte w 1889 i zostal skazany na 3 miesiace wiezienia za niezgodne z prawem bankructwo.
Zeby sie odkuc finansowo zorganizowal aukcje swojej kolekcji (192 obrazy) w tym samym roku ale sprytnie poczekal az do otwarcia Wystawy Swiatowej w Paryzu i zgral z tym wydarzeniem swoja wyprzedaz.
Ostatnia fabryke wybudowal w 1890 roku w Dives-sur-Mer, w Normandii.
A bracia René (16 lat) i Gaston (19 lat) Secrétan to dwaj bananowi chlopcy, synowie aptekarza Augusta Claude’a Secrétan, ktorego apteka znajdowala sie przy ulicy de la Pompe, w 16-tej dzielnicy Paryza, wowczas najdrozszej i najszykowniejszej. Obaj byli uczniami liceum Condorcet, prestizowej szkoly dla chlopcow z zamoznych rodzin mieszczanskich i postepowych, uwazanej za przychowek przyszlych slaw Francji.
René byl zwyczajnym nieukiem a starszy Gaston uwazal sie za malarza rzezbiarza i muzyka. Ich ojciec posiadal wille w Granville, w Normandii, ok. 140 km od fabryki Hyacinthe’a alias Pierre’a alias Eugène’a. Jak juz wiemy René zostal potem bankierem a Gaston szansonista slawnym w kabaretach Montmartru oraz autorem piosenek i aktorem. Latem 1890 roku przyjechali na wakacje do Auvers, gdzie poznali Vincenta. Przybyli w towarzystwie „przyjaciolek” pracujacych w kabarecie Moulin Rouge, ktore umilaly im pobyt a zostaly wypozyczone przez dyrektora tegoz kabaretu, z ktorego synem obaj bracia sie podobno przyjaznili. Kiedy ich potem pytano czy byli na pogrzebie Vincenta odpowiadali ze nie gdyz dwa tygodnie wczesniej wyjechali do rodzinnej willi w Normandii, ok. 340 km od Auvers. W Paryzu René trzymal fason zgodny z jego edukacja i aspiracjami ale na wsi, w Augers zachowywal sie podobno jak bydle. Zwlaszcza wobec Vincenta, z ktorym przyjaznil sie w szczegolny sposob, placil mu zawsze kolejki w kawiarni, nasylal na niego swoje przyjaciolki by go gorszyly i podrywaly, dzielil sie z nim swoja kolekcja obrazkow pornograficznych, ponizal go i ogolnie dreczyl. Pozniej, juz jako bankier, zostal rowniez swietnym mysliwym i strzelcem.
Natomiast Pierre-Eugène Secrétan mial trzy corki, w tym samym prawie wieku co wyzej opisani a matka tych corek byla pani, ktorej ojciec byl artysta i autorem wodewilow.
Rodzina aptekarza Augusta Secrétana to podobno bardzo stara rodzina pochodzenia szwajcarskiego, z Lauzanny, ktorej czlonkowie powoli sie wzbogacali i przeszli na protezstantyzm a po Rewolucji 1789 – w stan mieszczanski. Maja w swoim drzewie genealogicznym 54 politykow, 41 sedziow, 47 pastorow, 35 notariuszy, 15 adwokatow, 32 inzynierow i 17 profesorow.
W zasobach internetu nie widac ich zwiazkow blizszych lub dalszych z kolekjonerem sztuki. Nigdzie nie sa wspolnie wymieniani.
PS.
Polecam sie pamieci, to ja jestem ostatnim nabywca ksiazek na targach w Bytomiu tego roku
Kolory fotografii mogą być dobre, ale to nie ma nic wspólnego z oryginałami.
Z inne beczki: czy Gospodarz mówił cokolwiek o ewentualnym dodruku SN? Brytyjskiej zwłaszcza?
.. ” z całą pewnością wiedział ile warte są jego obrazy”- ale też, czy nie większą rolę w kulturze i sztuce, mają znawcy, ktorzy je zauwazyli. Są bowiem „ciche talenty”, ktore przepadły, nigdy nie będąc odkryte.
Gide to po włosku Żyd.
Świetny tekst!
Gratuluję wyczerpującego wkładu do wiedzy o tamtym czasie.
Niezłe. Pogrzebię.
Na czuja zaryzykuję że Du Pont.
Milo mi. Bardzo lubie przeprowadzac sledztwa.
Mamy tutaj nawet ulice Charles Secrétan (teologa, pisarza i filozofa)
Wyszla pare lat temu w Lozannie wielka kniga (droga jak byk, jak widze, i tylko dla scisle zainteresowanych) o rodzie Secretan. Tytul brzmi „Secretan : histoire d’une famille lausannoise de 1400 à nos jours”. Musza byc jakies odlegle zwiazki tejze rodziny z braciszkami Secretan, ktorzy przebywali w Auvers pamietnego lata 1890, bo wspomina sie jako ciekawostke o nich w streszczeniu. Co ciekawe, w ksiazce tej pisza tak:
„Page 188: Deux mois à peine après leur première rencontre, les frères Secrétan, qui passent leurs vacances dans la villa familiale de Granville, apprennent la mort du peintre (Van Gogh), qui survient le 29 juillet 1890, des suites d’une tentative de suicide perpétrée deux jours auparavant. Ce que peu de gens savent, c’est que Van Gogh s’est servi du pistolet de Ravoux trouvé dans le fourbi de pêche de René Secrétan: une vieille pétoire tirant le calibre 380 qui partait quand elle avait le temps mais qui a trop bien fonctionné le jour où Van Gogh a voulu s’en servir.”
http://www.secretan.info/info/resume.html
Czyli autor ksiazki (wyd.2003) mowi, albo cytuje za kims (najwyrazniej za samym Rene, ktory w 1956r udzieli wywiadu niskonakladowemu periodykowi medycznemu), ze bracia Sécretan tego feralnego 27 lipca wcale nie byli w Auvers, tylko w jakiejs rodzinnej willi w Granville, tamze sie dowiedzieli o smierci malarza. Dalej pisze tak: „Niewielu jednak wie, ze Van Gogh posluzyl sie pistoletem Ravoux, znalezionym w rupieciarni nalezacej do René Secretan: stara pukawka kaliber 380, ktora dzialala „kiedy jej sie chcialo”, a zadzialala zbyt dobrze w dniu, w ktorym Van Gogh zechcial sie nia posluzyc..”
a tu artykul o tej biografii amerykanskiej:
https://www.tygodnikprzeglad.pl/nastolatek-zastrzelil-van-gogha/
Tak bo to się tak sprzedaje. Sorry ale i te ostatnie samospalenia też sie podpisuje że to niby „dla dobra wszystkich”.
Zgadza sie, wlasnie na podstawie zalinkowanej przez Pania strony nasunela mi sie pewnosc, ze bracia Secrétan pochodzili z tej lauzanskiej rodziny i jednoczesnie watpliwosci co do ich pokrewienstwa z przemyslowcem, ktory urodzil sie po stronie francuskiej ale przy szwajcarskiej granicy. To samo nazwisko i bliskie miejsce pochodzenia moga oznaczac jakies bardzo dalekie pokrewienstwo jednak przypuszczam, ze autor génealogii rodu wspomnialby o tym z chluba…Bardzo trudno jest dotrzec do genealogii obu braci, wspomniane jest tylko, ze ojciec ici byl aptekarzem w Paryzu. Trzeba bylo sie dokopac do spisu lekarzy medycyny, poloznych, dentystow i aptekarzy z roku 1896 zeby potwierdzic iz istnial taki, w 16 dzielnicy i mial na imie August-Claude. Czyli z calym prawdopodobienstwem ich ojciec. Tu, na stronie 227po
http://gallica.bnf.fr/ark:/12148/bpt6k940203j/f227.image
Jesli chodzi o pukawke to nalezala ona do pana Ravoux, wlasciciela oberzy w ktorej mieszkal Vincent. René bawil sie nia tego lata bo akurat mial taka fanaberie zeby sie przebierac za Buffalo Billa. Jakis spectacle go zainspirowal.
Autorzy amerykanskiej biografii, n’a ktorej opiera sie film dotarli do opowiesci osoby, ktorej dziadek mowil, iz slyszal strzal z broni owego feralnego dnia ale nie w polu za wsia, tylko we wsi, na ulicy Boucher. Prowadzila ta ulica do willi rodziny Secrétan…i na tej podstwie, miedzy innymi, opieraja swoje wnioski o zabojstwie jak rowniez na analizie opisu rany dokonanej przez amerykanskiego eksperta medycyny sadowej Vincenta di Maio.
Mnie ciekawi ta zbieznosc nazwisk i pochodzenia przemyslowca Secrétan oraz aptekarza Secretan i jego synow….Trzeba by poszperac w aktach urodzenia. Wydaje mi sie jednak, ze Ci dwaj amerkanscy historycy rowniez pomysleliby o tym, w koncu grzebali w archiwach przez blisko 10 lat.
Ciekawe jest to, ze Amerykanom bardzo zalezy na tezie o zabojstwie Vincenta, za to Francuzom i Holendrom wrecz przeciwnie…
Na czuja zaryzykuję że Du Pont.
Winsor & Newton , rok założenia 1835
Poruszaj sobie strzałkami na lewo i prawo (Królowa Victoria):
By commissioning the Series 7 brush and granting Winsor & Newton the first Royal Warrant, Queen Victoria’s reign was significant for Winsor & Newton. [1840]
Holenderski Talens też jest obecnie Royal, ale założony dopiero w 1899, przez… bankiera 🙂
Obie firmy znajdziesz i dzisiaj w sklepie: Farby olejne
Szeroki temat – ale coś dorzucam.
pewnie masz racje 🙂
cala ta akcja z van Goghem (film, dyskusje itp) to nic innego jak dobrze zorganizowany biznes,
wycisniecie ile jeszcze sie da bo zdaje sie, ze to juz ostatni dzwonek.
Dzisiaj obrazy olejne zwlaszcza realistyczne (nawet van Gogha) nie sa uznawane za sztuke.
Tylko starsze pokolenie potrafi sie nimi zachwycac.
Juz chyba od ponad 25 lat w szkolach artystycznych uczy sie studentow, ze liczy sie przede wszystkim idea a nie jakosc dziela, ze wazniejszy jest sposob i proces jego powstawania.
liczy sie przede wszystkim idea a nie jakosc dziela, ze wazniejszy jest sposob i proces jego powstawania.
To dokładnie, jak w wymiarze sprawiedliwości – prymat prawa procesowego nad materialnym, W prawie wynika to z wielości norm lub wręcz ich zaniku, względności – czyli atrofii – ważne czy postępuje się zgodnie z procedurą, a co się uzna za słuszne – decyduje ideolog mający wolną rękę.
To jak odległymi kuzynami miedziowego potentata byli Rene i Gaston to sprawa mniej istotna od tego, co myślał o tym pokrewieństwie Vincent, któremu z pewnością nazwisko wielkiego kolekcjonera obrazów nie było obce. Na dodatek mamy ten rok 1889. Światowe wystawy w Paryżu zawsze były nadzieją dla tutejszych malarzy. A tymczasem na rynek trafiają 192 obrazy kolekcji Secretana, a on bankrutuje i idzie do więzienia, więc nieprędko będzie kupował kolejne. Ponure perspektywy dla malarzy i marszandów.
Proszę pisać częściej. Bardzo dobry komentarz.
Musze przyznac,ze dla mnie, sztuka jest wdzieczniejszym tematem
Z wymiarem sprawiedliwosci malo mialam do czynienia.
Przez pol roku jezdzilam na widzenia do niewolnika, jak byl internowany, i wlasciwie to wszystko.
Ale czasem zadaje sobie pytanie:
co jest sprawiedliwe a co nie jest, jezeli sprawiedliwosci to na tym swiecie nie ma? 🙂
No i super. Dzięki. Wyręczyłeś mnie przynajmniej w pierwszych krokach.
Widziała pani ten wpis Wolframa? To jest to.
i @nebraska
O to się rozchodzi. Tylko brać i klikać: (http://www.winsornewton.com/row/discover/about-us/timeline)
1832 – Winsor and Newton zakładają firmę,
1835 – Puszczają na rynek pierwsze akwerele w puszkach, co zmienia praktykę malarstwa plenerowego (wolne przyspieszone tłumaczenie oryginalnego tekstu)
1837 – Królowa Wiktoria wstępuje na tron
1840 – Wiktoria nadaje im królewski patent
1842 – Wprowadzają nakrętki do tubek blaszanych do farb, co zmienia cały charakter malarstwa plenerowego
1844 – Turner wystawia swoje obrazy z pleneru namalowane dzięki tubkom Winsor & Newton
1854 – Winsor & Newton przejmują recepty George’a Fielda, sławnego kolorysty, tworzącego kolory farb, po śmierci (produkują Rose Madder z tzw. Rubia tinctorum – nie umiem tego przetłumaczyć – ale za to mam skojarzenie bezwarunkowe: czerw polski – inne źródło pozyskiwania amarantu, karmazynu)
1866 – tworzą zestaw 7 pędzli dla królowej Wiktorii
1874 – pierwsza wystawa Moneta (dyskretnie nie podają czy malował on ich farbami. A może nie ich farbami? A może ich? … Kocha, lubi, szanuje, nie dba, pogardza, żartuje … Encepence, w której ręce …)
1881 – akcje W&N wchodzą na giełdę, czyli stają się Ltd Company, flotacja firmy.
1888 – Vincent maluje Słoneczniki (Może chyba nie ich farbami? A może chyba jednak na pewno ich? … Encepence, w której ręce …)
Dalej jest rzecz jasna Picasso.
W angielskiej wiki Henry Newton, malarz, wspólnik Williama Winsora, nie ma rodziców ani żadnych przodków. Wobec niezwykłej dokładności angielskiej wiki, może to oznaczać tylko, że pochodzi w prostej linii od niesławnej sławy Izaaka, … względnie jest jego klonem w prostej linii.
William Winsor chemik w ogóle nie istnieje wg angielskiej wiki, co może oznaczać że spadkobiercy W&N tworzą zamknięty krąg siedmio-ośmio-cyfrowych kont.
@1854: dziś w telewizji było o wystawie w mieście Meksyk poświęconej czerwonemu barwnikowi. Z przekazu wynika, że czerwiec polski przegrał z meksykańskim czerwcem kaktusowym oczywiście na koszty pozyskania.
Czy W&N wymyśliła tubkę z nakrętką ?
A kto inny miałby doradzać !
Czy W&N wymyśliła tubkę z nakrętką ?
Trochę się plączą w zeznaniach – bo raz piszą o zgniatanej (wyciskanej) tubie z nakrętką, a raz o nakrętce – ale coś opatentowali w 1842, a w 1840 sprzedawali jeszcze w szklanych strzykawkach, by zastąpić „pęcherze” (bladders). Na grafikach jest zakręcana tubka z farbą.
Nie wiem, ale na pewno zaczął jej masową produkcję.
Raczej badam tą sprawę. Przede wszystkim „któś” posłużył się Johnem Quinnem, bo on sam by na to nie wpadł, w celu promocji nowego malarstwa i redefinicji powieści i poezji, ostatecznego odcięcia ich od historii i filozofii klasycznej/scholastycznej. Promocja Becketta, Camus i Sartre’a, nie koniecznie z ręki Quinna, była odpowiedzią na odrodzenie tomistyczne we Francji, które mogło też mieć złe skutki dla Republiki (odtworzenie źródeł uniwersytetu, nadto historia: Wandea i św. Ludwik Grignon de Monfort). Choć Quinn być może nie był w tych późniejszych promocjach aktywny, promocja z jego strony Yeatsa i Joyce’a ułatwiła dalszy proces tworzenia propagandy modernistycznej, podkładu pod cybernetykę społeczną wobec wykształciuchów, przedeklowanie umysłów akademickich, politycznych i urzędniczych. Najlepsza propaganda to taka której nie da się rozpoznać jako propagandę. Modernizm literacki i egzystencjalizm deklarują nienawiść do propagandy politycznej i do spraw publicznych. Skutki to kolejne erupcje propagandy subiektywizmu, prywatności, erotyki: flower power, sajuz nieruszymyj szołbiznesu i neomarksizmu, feminizm, gender, transhumanizm, KOD – protezy (antytezy) postawy obywatelskiej i kultury (cives – obywatel).
phhy.
A jakże nie zaczął o przejął/ no dobrze podjął
o TO a
Nie ma to jak refractory.
Dzięki.
Dziekuje.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.