Dziś z rana pomyślałem, że oto mamy ten dzień kiedy muszę przełamać słabość i wymyślić temat notki, zamiast – jak zwykle – po prostu usiąść do komputera i przepisać z głowy to, co się tam urodziło w ciągu wczorajszego dnia. Okazało się jednak, że pomyliłem się, a z pomocą przyszedł mi nieoceniony onyx, który zamieścił na SN swoją prasówkę.
Chcę jeszcze raz wrócić do dyskusji o metodzie i wyraźnie podkreślić, że bez dobrych i uszczegółowionych wzorów nie dorobimy się skutecznej metody. Koniec kropka. Grzegorz Kucharczyk opowiadał mi taką oto historię – jego kolega znalazł w jednym z niemieckich archiwów listę agentów wielkiego elektora, dokument z XVII wieku. Nie przepisał jej, ale ucieszył się ze znaleziska. Potem poszedł tam jeszcze raz, żeby ją obejrzeć dokładniej, ale okazało się, że listy nie ma, albowiem została zniszczona w czasie działań wojennych. Jeden nasz kolega, który przygotowuje do druku bardzo ciekawą książkę, przeglądał ostatnio gazety wileńskie wychodzące w roku 1911. Okazuje się, że wszystkie numery Kuriera z opisem procesu Mirosława Siczyńskiego są zniszczone. Nie istnieją fizycznie po prostu. Być może istnieją w jakiejś innej bibliotece, ale zbadanie tego zajmie trochę czasu. W jednym z ocalałych artykułów napisane jest, że znając surowość austriackiego prawa nikt nie miał wątpliwości, że Siczyński dostanie wyrok śmierci. To jest niezwykłe – znana surowość austriackiego prawa i Siczyński, który zabił namiestnika Galicji. A co powiedzieć o Principie, który kropnął arcyksięcia, następcę tronu i dostał 20 lat tylko? Nie rozumiem dlaczego nie ma w kraju żadnej specjalnej komisji ze specjalnymi prerogatywami, która zajmowała by się porządkowaniem i ochroną archiwów w kluczowych dla państwa obszarach. Oto – link u onyksa – Sławomir Cenckiewicz odkrył, że w latach dziewięćdziesiątych palono w Polsce dokumenty z czasów wojny bolszewickiej. Tymczasem, jak mówi Cenckiewicz, każdy taki dokument powinien być traktowany jak świętość. To wszystko jest bardzo ciekawe i niezwykłe i na odległość zalatuje metodą. W ogólnym i hipotetycznym zarysie wygląda ona tak – najpierw niszczy się dokumenty z epoki dotyczące spraw, które mają na zawsze pozostać ukryte lub zmanipulowane. Potem kieruje się uwagę badaczy na inne obszary – na przykład na ewolucję rymów w poezji renesansowej. Na koniec zaś rozwija się publicystykę sformatowaną, która w określonym świetle ma przedstawić ważne wypadki i niejako zadekretować ich wygląd na lata całe, jeśli nie na wieczność. Wczoraj znowu zadzwonił ktoś, żeby kupić ode mnie 11 numer Szkoły nawigatorów. Nie ma już tego numeru i musicie go Państwo szukać na allegro. Bardzo mi przykro, nie ma praktyki wznawiania periodyków i ja tego robił nie będę.
Mamy metodę, która doskonalona jest wprost na polskich zasobach archiwalnych, mamy też budżety przeznaczane na badania, których wyniki publikowane są wyłącznie w językach obcych. To jest poważna i wiele mówiąca degradacja zarówno grupy mówiącej językiem polskim jak i samego języka. Niestety nikomu tego wytłumaczyć się nie da, albowiem w Polsce nie dzieje się nic ważnego, inaczej niż w XVIII wiecznych Prusach, a każdy polski badacz wie, że aby zyskać na znaczeniu musi publikować w językach obcych. Wie także, że całkowicie nieistotne jest czy jego książki są dostępne studentom w Polsce, ważne żeby znalazły się w ośrodkach zagranicznych. To jest kolejny stopień degradacji. Jaką odpowiedź dają na to nasi? Prostą. Streszcza się ona w trzech cyfrach – 303. Jeśli dodamy do tego słowo „dywizjon”, będziemy mieli tytuł nowego patriotycznego gniota, w którym dziewczyny w przedwojennych stylówach pokazywać będą podwiązki. Fajnie. Kiedyś mnie takie rzeczy interesowały, ale powoli mi przechodzi. Onyx pokazał u siebie zajawkę nowego, fantastycznego filmu, do którego dialogi pisał chyba ten sam facet, co obstawił „Katyń” Andrzeja Wajdy. Słowo „beznadziejne” absolutnie nie oddaje tego szlamu, który się wylewa z ust aktorów. W roli głównej występuje – co za niespodzianka – papież Adamczyk, który używa słów wulgarnych w taki sposób, w jaki robili to zawsze najgrzeczniejsi chłopcy, żeby zaimponować swoim kolegom łobuzom. Do tego mamy jeszcze tego gościa, o którym mówili, że jest polskim Bradem Pittem i całą resztę ferajny….Generalnie chodzi o to co zwykle, opięty koronką tyłek ma zasłonić przewalenie budżetu. Ja się tu, nie daj Bóg nie oburzam, ja się nudzę. I z tej nudy już wytrzymać nie mogę. Cóż mogę rzec o przeciwmetodzie? Musi być komisja, a mało tego powinna mieć ona też za plecami kompanię dragonów, szef tej kompani zaś musi mieć w sakwach zawsze dwa gotowe stryczki. Taki początek proponuję. I jeszcze raz podkreślam – bez dobrych wzorów niczego nie zdziałamy. Mam to przećwiczone na gruncie literackim. Dobry wzór można modyfikować, zmieniać, ulepszać, łagodzić jeśli zajdzie taka potrzeba, ale jest on niezbędny, bo – jak powiedział wredny Anglik z zajawce tego strasznego filmu – kupuje nam czas. Czasu zaś nie mamy, o czym przekonuje nas Sławomir Cenckiewicz. Nie wiadomo bowiem gdzie jeszcze siedzą krety, gotowe przyłożyć zapałkę do ważnych dla państwa i jego historii dokumentów. Wiemy natomiast, że nikt nie wyda pieniędzy na taką komisję, dlatego ja mogę o niej tu bezpiecznie pisać. I tak jej nie stworzą, nie zrobią tego, bo od komisji stokroć ważniejsze jest „budzenie ducha” i utrzymywanie młodzieńców w stałej gotowości do akcji. Tego zaś bez patriotycznych filmów, z podwiązkami i koronkami w roli głównej zrobić się nie da. Znamy tę metodę od czasów wczesnego Łysiaka i stoją za nią ci sami ludzie, którzy kazali spalić te papiery, co je opłakuje Cenckiewicz. Ciekawe tylko kiedy wyłożą grant na pracę naukową „Rola tyłka w budzeniu uczuć patriotycznych wśród młodzieży męskiej schyłkowego PRL i pierwszych lat prawdziwej wolności”. Myślę, że niebawem. Sakiewicz z kolegami temu przyklaśnie. Ja zaś mogę tylko jeszcze raz powtórzyć – korzystajmy z dobrych i sprawdzonych wzorów, bo nasi wrogowie z nich korzystają. I jeszcze próbuję nam je wciskać za bardzo wysoką cenę, a przy tych transakcjach zawsze najważniejsze jest to, by podnieść panie dziejaszku tę no, dumę narodową w młodzieży….Mi się już nie chce o tym pisać, naprawdę, a robię to z tego jedynie względu, że te nachalne i zuchwałe kur…y nie wahają się ani sekundy i stale ten swój kit wciskają. Bez przerwy. I nie ma nikogo, kto by to w sposób sensowny zakwestionował Co najwyżej gazownia może napisać, że dość już tych patriotycznych kocopołów, czas z tym skończyć i powiedzieć jak to było naprawdę, jak naprawdę ci Polacy mordowali Żydów i brali udział w holocauście. I tak to leci – od ściany do ściany.
Przepraszam za zaniżenie poziomu, ale mam dziś dzień pełen obowiązków. Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
11 lipca rocznica rzezi wołyńskiej, a w Mzeum Niepodległości jest tego dnia konferencja o samorządzie Mazowsza. No ale rocznica wołyńska jest poniekąd obchodzona w IPN, tyle że tydzień wcześniej bo jutro, będzie to konferencja co ma tytuł taki mniej więcej: o relacjach Polski i Ukrainy w II WŚ.
degradacja grupy polskiego języka jest zaawansowana, myślę że to z małymi przerwami trwa od dawna. Wystarczy lekturę zacząć od S. Salmonowicza „Fryderyk II” . Istota jego działań jest od strony 86 tj. od rozdziału pt Fryderyk II wobec spraw polskich. Szczególnie ciekawe jest bezprawne zagarnianie ziem polskich (okręg nadnotecki s. 112 – a komu właśnie teraz tam odrestaurowano pałace ?, no nie są to dwory polskie). Dopuszczenie do pewnego poziomu degradacji tej ziemi oraz ościennych terenów w ostatnim czasie, miało swój cel. Polska nie jawi się tam jako dająca pracę i bezpieczeństwo społeczne. Zaraz się biorę za książkę prof. Kucharczyka i będę czytać powoli żeby mnie zawał nie zabił.
Musi być Pani ostrożna, choć Kucharczyk potrafi być ironiczny
Rola tyłka w budzeniu uczuć patriotycznych wśród młodzieży:
Każdy chłopaczek chce być ranny
Sanitariuszki — morowe panny,
I gdy cię kula trafi jaka,
Poprosisz pannę — da ci buziaka, hej!
Na razie mamy jak na dłoni widoczną metodę brytyjską, a być może brytyjsko-francuską: jak zrobić, by ktoś przelewał swą krew w naszym interesie. Proste: 1) zawrzeć pakt z naiwnym sojusznikiem, 2) pozorować własne działania, próbując tak długo, jak się da, nie dać się wplątać w wojenkę („Why Day for Danzig”) , 3) a gdy się już dłużej nie da, wmówić pozostawionemu na pastwę wroga sojusznikowi, że jego najpilniejszym interesem jest przelewanie krwi dla obrony Zjednoczonego Królestwa (D303), oczywiście potrącając wyposażenie armii z przeszmuglowanego złota (to akurat Francja, o ile pamiętam), 4) gdy już wojna się ku końcowi zbliża, wymigać się ze wszelkich zobowiązań militarno-polityczno-moralnych twierdzeniem, iż doszło do zmiany rządu i dym z cygaro, wypuszczany przez Churchilla, nie ma w sobie już tej mocy sprawczej, o jaką go posądzano. Miłość Polaków do UK jest ślepa, narcystyczna i bezkrytyczna, jak miłość niechcianego dziecka do pijanej matki. Nawet 60-70 lat później tysiące rąk do pracy jedzie tam, na przysłowiowy zmywak, budować siłę Imperium i uczyć się gadania z kluskami w gębie. Miał rację ktoś, mówiąc, że słowo ciałem się stanie („mąż tam w świecie za funtem odkładał funt”). Film o D303 może i nakręcili, ale coś czuję, że aktualnie potrzeba sojuszu polityczno-gospodarczego z UK wygasła, albo właśnie gaśnie. Zresztą Ukraińcy bardziej zmotywowani, mniej roszczeniowi i tańsi będą. A efekt geopolityczny po 75 latach od końca wojny? My w UE, z Niemcami u boku, a UK właśnie ją opuszcza, uciekając niczym jak szczur z tonącego okrętu. W ciekawych czasach żyjemy…
3 lipca napisałeś:
„Co zapewniło sukces protestantyzmowi? Ano racjonalne podejście do doczesności i szacunek dla z trudem wypracowanych dóbr – wśród protestantów szafowanie nimi uważane jest za wykroczenie przeciwko poprzednim pokoleniom”
tmasz chłopie problemy z logiką bądź wiedzą. Ten sukces był taki sam jak pisu – polegał na grabieży własności.
celowo nie piszę o filmie brauna bo dla ciebie pewnie „nie jest źródłem”
A co do zawsze uniwersalnej strategii kupowania czasu – od wczoraj mamy całkiem sprawnych lokalnych naśladowców: M. Gersdorf i dwa miesiące urlopu, czyli jak choćby raz w życiu zaszaleć like a Richard Petru. Nawet Cimoszewicz się oburzył, że to już wykracza poza jego rozumienie przyzwoitości.
Poważnymi archiwaliami, zajmują się państwa poważne (zresztą najczęściej archiwa nie płoną). Ktokolwiek publikuje w obcym języku, pracuje dla obcych (być może za niezły jurgielt, ale jednak).
no poczytam, zobaczę co z ironią autora „Hohenzollernów”, w każdym bądź razie wg cytatów apologetów Fryderykowych (cytuję za Salmonowiczem), to omawiany Fryderyk, umiał zrealizować świetną przyszłość państwa, tak jak się podjął tak doprowadził do sukcesu. Tak się zastanawiam nad tym niemieckim sukcesem…
Prześledzę jak ten „sukces” prezentuje prof. Kucharczyk.
I tak się zastanawiam, że politykę rabowania zawsze nazywa się sukcesem.
Chłopie a co ci PiS ukradł, no co? Dzieciom rozdał, co miał do rozdania, ukraińców wpuścił, dał im pracę, wydawania paszportów Szabadom nie wstrzymał , no co ci ukradł?
Szabad – być może tak. Nie wiem. Piszę tu tylko o oddolnej kulturze umiaru, ascezy (purytanie, baptyści, amisze), o całej tej kulturze wytrwałego oszczędzania i racjonalnego gospodarowania środkami i inwestowania nadwyżek, o mozolnie uprawianym handlu, o całym tym masowym ruchu mrówczego gromadzenia dóbr ziemskich i budowania dobrobytu dla przyszłych pokoleń, jaki rozwinął się po schizmie zachodniej i doprowadził do tego, że obszary protestanckie (od Łaby aż po Kalifornię, z RPA i Australią włącznie) kwitną infrastrukturą, w przeciwieństwie do podupadających płotów na terytorium Prawosławia, także tych w EU (Grecja). Z katolicyzmem zadziwionym pośrodku. Nie wiemy dziś i nie jesteśmy w stanie na 100% stwierdzić, co było genezą i przyczyną tak różnych dróg rozwoju, czyli kto co komu zabrał, bo nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić, jakkolwiek chcę wierzyć Braunowi, że było tak, jak mówi. 500 lat skutecznie oddziela nas od praźródeł wszechrzeczy i chylę głowa przed wykonaną przezeń pracą. Fakty widoczne dziś dla laika są jednak nieubłagalnie jednoznaczne: my tam jeździmy pracować jako niewykwalifikowani tani wyrobnicy, a oni, jeśli już, są u nas menedżerami. Osoba mająca lat -naście i wkraczająca w życie, dokonująca wyborów zawodowych, osobistych itd. podświadomie kieruje się kryterium „poziomu życia”. Dlatego pęd owczy przeciwny do kierunku panujących u nas wiatrów, jeszcze długo będzie się utrzymywał…
„Ktokolwiek publikuje w obcym języku, pracuje dla obcych (być może za niezły jurgielt, ale jednak)”.
do: michu
Czyżby Kopernik także był na rzymskim jurgielcie, a polską racją stanu był geocentryzm?
Czyżby Józef Konrad Korzeniowski zdradził, bo chciał w ten sposób poszerzyć swój krąg czytelniczy? A Chopin, kreśląc od pewnego czasu nuty wg konwencji paryskiej, by wydawcom było łatwiej? Też zdrajca?
Nie zgadzam się. Jeśli cd. wspomnień x. Tokarzewskiego zostanie odnaleziony w obcych językach, pierwszy je przetłumaczę. Z kolei napisane po polsku rozprawy historyków ze szkoły moskiewskiej nie mają z polskością nic wspólnego.
Owszem, język to bariera. Czasem jest wtedy trudniej. Ale to nie ma nic wspólnego ze zdradą…. bądźmy rozsądni.
Puknij się w głowę. Musimy o pracach powstałych na bazie trudno dostępnych źródeł a dotyczących ważnych momentów w historii. Nie wyjeżdżaj z szopenem
Co do relacji z procesu Siczynskiego, to lepiej ich szukać w prasie lwowskiej polskiej, np. „Kurier Lwowski” czy „Nowa Reforma” i ruskojęzycznej, np. „Diło” czy radykalny , czyli bliski poglądom zabójcy „Hromadski Hołos”. Ostrzegam uczulonych na szkalowanie Polski i polskości, bowiem w czasopismach ruskojęzycznych, drukowanych w Galicji, Polski (szlachty, duchowieństwa) nigdy nie oszczędzano
Tia, protestancka zaradność, tylko szkoda że mityczna. W II Rzeszy najbardziej rozwinięte gospodarczo prowincje to te „zadziwione” katolickie jak Zagłębie Ruhry czy Górny Śląsk. Te najbardziej protestanckie kraje, jak Prusy (Mazury) to najczęściej mało wydajne rolnictwo i nic więcej. Etos pracy jest katolicki (ora et labora), protestancki jest etos handełesu i szabru.
Odnośnie zależności siły gospodarki od wyznania (religia). Pamiętajmy że najbogatszym landem niemieckim była i jest katolicka Bawaria. Także Argentyna do lat 40-tych ubiegłego wieku należała do najbogatszych. Przerwał passę eksperyment socjalistyczny.
Powinieneś zrobić wersją pdf do pobrania za opłatą.
A propos wczorajszych narracji: https://web.facebook.com/nosaczepl/
Stały się mega modne te obrazki. Ktoś nam podsuwa to pod nos, a my, działając oczywiście z powodu wyższych aspiracji, jak zwykle zresztą, wbijamy sobie piłkę do własnej bramki z uśmiechem na ustach, myśląc, że wygrywamy 5:0.
W czasach Kopernika wszystkie rozprawy naukowe były po łacinie. Można pisać dla obcych, ale nie poszerza się przez to oddziaływania ojczystego języka, tłumaczenie z obcych języków na polski to rzeczywiście działalność patriotyczna (oprócz zysków z wynagrodzenia ;)).
Tygodnik Life z 24 marca 1941 poświęca wiele stron powietrznej walce o Wielką Brytanię i umieszcza kilkanaście zdjęć bohaterskich pilotów RAF-u. Nie ma tam ani słowa o Polakach. Ale w innej części tygodnika jest o polskich kawalerzystach, którzy w dniu rozpoczęcia wojny mieli usłyszeć wezwanie do walki, w którym padło stwierdzenie, że niemieckie czołgi są z papier-mâché.
Na przekór temu archiwalnemu numerowi Life zamieszczam kilka zdjęć z archiwum polskiego bohatera RAF-u.
Nic tam się nie pokazuje.
Wobec tego podaję bezpośrednie linki do serwera, na którym umieściłem zdjęcia:
Archiwum pilota
Tygodnik Life
Parę lat temu na onecie pisali, ze te polskie dywizjony żyły z przemytu, a ich dowódcy po wojnie najęli się amerykanom do mordowania murzyńskich wiosek w Afryce.
Cudowne!
Jan Zumbach w autobiografii pisał o tem
a nie pisali na Onecie, że niemieckie Luftwaffe żyły z bombardowania terenów na wschód od Odry, że zabijali bezbronną ludność i bezbronne miasta. Nie pisali bo nie skumali inteligenci z Luftwaffe, że Warszawa to nie twierdza i nie wolno bombardować . Niemiaszki niekumate, a my potem mamy krzywe kluski. Jeszcze naszym bohaterom „przyprawią gębę”.
Trzeba to sprawdzić, bo rzeczywiście paru dowódcom dorobiono niechwalebne powojenne losy. Nawet cytaty z ich wspomnień leciały. O tym jak kosili te wioski. Nie mniej to od paru lat ucichło. Brak przyzwolenia, zmiana celu?
Licze, ze narod polski da sobie spokoj z ta deta dumo narodowo i patriotyzmem…
… akurat teraz kiedy od KORYTA PANSTWOWEGO nie mozna odspawac ryjow roznych zlodziejskich gersdorfowych czy walcowych… i wyleczy sie z choroby „na Polske”. Mysle, ze kazdy rozumny Polak wie, ze patriotyzm to najblizsza rodzina… a nie ta banda oszustow i hipokrytow – jak m.in. Cenckiewicz – przy zlobie !!!…
… przypadkowo slyszalam jak ronil krokodyle lzy w kurwizorze juz ze 2 tygodnie temu… myslalam, ze mu ojca harmonia zabili… taki byl zbul-wer-so-wa-ny ten lobuz !!!
…o ile ktoś jest gotów płacić za tłumaczenie czegoś konkretnego z obcego na nasze i nie są to instrukcje obsługi miksera tudzież chłam quasi-literacki w stylu Jo Hesbo.
Handel to podstawa rozwoju miast. A te u nas zawsze skarlałe jakieś były….no i podstawa gospodarki. A ta u nas różnie się miała.
Ja im tego Festung Warschau nie daruję, niewiele mogę w tym zakresie, ale jak mi rodzina opowiadała o nalocie dywanowym Luftwaffe na stolicę (bo to podobno twierdza była) pod koniec września 1939, kiedy straciliśmy w stolicy chyba co czwarty budynek, to oni są ludzie ?
To ta Fryderykowa wielkość tak była budowana wg jego zasady, że niby „wielcy ludzie potrafią przezwyciężać wady społeczeństw i prowadzić je do nieosiągalnej normalnie wielkości” (s. 87 S. Salmonowicz), a rzeczywistość to między innymi etap palenia ludzi w krematoriach i zamiana stolicy sąsiedniego państwa (plan Pabsta) w ruiny. Producenci ruin i cmentarzy.
To, że w Kolumbii zabijają za niestrzelenie karnego, nie oznacza, że nie mamy uczyć się od nich waleczności. Zabijanie piłkarzy nam nie grozi. U nas (i w całej Europie) co najwyżej wygwizdają i zhejtują w necie tego, co nie strzela w kluczowym momencie.
Od Prus uczyć się trzeba sprawności, konsekwencji w budowaniu zrębów państwowości. Moralne aspekty hitleryzmu Polsce, póki co, nie zagrożają. Jako organizm państwowy Polska nigdy nie była żądnym krwi mordercą, jadącym po bandzie dla doraźnych korzyści.
Inny przykład: jeśli rolnik widzi, że na poletku u sąsiada (ta sama gleba) słonecznik wyrasta na 2,5 m w górę i ma kapelusze szersze niż włoska pizza grande, a nam ledwie wystaje poza metrowy płot i co druga pestka pusta, to znaczy, że trzeba podpatrzyć, co on takiego z tym słonecznikiem wyrabia, że ma urodzaj.
A że jednocześnie pozwala krowie iść w szkodę? To zupełnie inna sprawa….
Fakt, że jest dobrym specem od słonecznika i tu trzeba go naśladować, nie oznacza, że musimy, tak jak on, puszczać krowy na łąki innych…
We wrześniu 1939 roku mój ojciec jako pięcioletni chłopiec uciekał na wschód z Warszawy z matką i rok starszą siostrą. Dziadek ojca przyjechał po nich ze wsi furmanką. W czasie ucieczki zatrzymali się gdzieś w polu, usiedli pod jakąś starą szopą. Nadleciał niemiecki samolot i posłał serię w kierunku siedzących. Matka ojca odruchowo przytuliła dzieci do siebie. Jak samolot odleciał w szopie zostły dziury po pociskach dokładnie w miejsu, gdzie przedtem była głowa mojego ojca.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.