Jak wszyscy wiemy nie ma w Polsce literatury, która opisywałaby nas takimi, jakimi rzeczywiście jesteśmy. Czyli nie ma tego sławnego zwierciadła, które chodzi po gościńcach. Są jakieś krzywe lusterka, a ich istnienie wskazuje, że produkcja literatury, której są symbolem, wiąże się z władzą, dezinformacją, degradacją i wyniesieniem.
Jak wiecie napisałem dwie książki, które od biedy mogą być zapisem czasów, czyli tego co przeżywaliśmy wszyscy wspólnie w latach osiemdziesiątych i pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Los tych książek jest niewesoły, bo choć są ciekawe, raczej nie mają szans na to, by trafić do szerszego czytelnika, choć recenzje, które wystawiali im ci, którzy zdecydowali się na zakup były zawsze dobre. Na rynku jest za to sporo tytułów, które opisują świat całkowicie nieautentyczny, ale za to pełen wymyślonej ekspresji. Opisy te są drażniące, nikt się z nimi przeważnie nie utożsamia, ale są one kolportowane. Ich twórcami są przeważnie autorzy wykreowani przez Gazetę Wyborczą i środowiska z nią związane jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Celem zaś tej kreacji była degradacja Polaków i sprowadzenie ich – poprzez hierarchie literackie, trafiające do serc wrażliwych – do roli kundli bez domu i przyszłości. Tak to widzę i wiem, że wielu podziela mój pogląd.
Prócz działalności autorów opisujących rzekomą prawdę na temat życia w Polsce, mamy też autorów nazywanych umownie prawicowymi, którzy realizują dziwaczne aspiracje swojego najbliższego otoczenia. To znaczy wskazują taki kierunek, w którym nikt nie powinien podążać. I nikt nie podąża, ale pułapka jest zastawiona. Może ktoś się skusi. Od takiej aspiracyjnej pułapki zaczęła się kariera Szczepana Twardocha.
Wielokrotnie przekonywałem kolegów, którzy zabierali się za pisanie, żeby porzucili przede wszystkim myśl o sławie, potem, żeby przestali korzystać z dostępnych i nachalnie promowanych formatów i wreszcie by nie opisywali własnych obsesji. Te moje głupkowate porady za każdym razem trafiały w próżnię. Dlatego, że cyrograf, który podsuwa aspirującym literatom szatan jest znacznie lepiej skonstruowany niż to, co w swojej cienkiej i pretensjonalnej bajce opisał Twardoch. Przede wszystkim jest w nim klauzula zapewniająca autora, że kiedy napisze coś według wskazówek zawartych w przedstawionym dokumencie, to przejdzie przez magiczny portal do innego świata. Znajdzie się wśród ludzi, którzy rozumieją więcej i czują intensywniej. To jest gówno prawa i wierzcie mi, że ogłaszanie tego tutaj nie przysporzy mi ani zwolenników ani nie zwiększy sprzedaży. Przeciwnie, odebrane zostanie jako atak na najświętsze i najdelikatniejsze obszary duszy człowieczej, w których rodzi się piękno. Oczywiście duchowe, niemożliwe do zrozumienia przez wszystkich.
W istocie chodzi o naśladownictwo bardzo prymitywnych formatów i ich kolportaż przez ludzi nie rozumiejących po co się takie rzeczy organizuje. A czynione to jest, by kształtować postawy indywidualne i wychowywać całe narody do przeznaczeń raczej upadlających. Wyjaśnienie tego komukolwiek jest w zasadzie niemożliwe, albowiem ludzie zwykle deklaracje biorą za fakty. A im szlachetniejsze są te deklaracje i im brudniejsze tło, na którym się je prezentuje, tym iluzja ta jest silniejsza.
U nas jest właściwie jeszcze gorzej, albowiem powszechnie i przymusowo kolportowane formaty muszą być przejmowane przez starą, postsowiecką, okupacyjną tradycję i jej krzewicieli. Po to, by w kolejnym pokoleniu ludzie ci mogli sami siebie przekonywać, że są aniołami zesłanymi na tę nieszczęsną ziemię, żeby zaszczepiać tu piękno, dobro i prawdę. I to jest ciśnięte tak nachalnie, że w zasadzie nie mamy się jak przed tym bronić.
Prócz tego nowe gatunki deprawatorów także muszą się na czymś uwiarygodnić, to zaś oznacza, że wszystko co ma jakiś pozór autentyczności z miejsca jest traktowane jako rzecz przypisana do określonego propagandysty, w celu jego uwiarygodnienia. I tak, na przykład, red. Terlikowski napisał swego czasu książkę o swoich dzieciach. Jakie są zabawne i inteligentne jednocześnie. Kolportowano to jako polską wersję przygód Mikołajka. Na szczęście pomysł ten okazał się tak głupi i chybiony, że zdechł bez niczyjej pomocy, a Terlikowski powrócił do swoich starych formatów, czyli prób wywoływania oburzenia poprzez kolportaż kokieteryjnych banałów i rzekomych sensacji. Dziś zaś lansuje biografię Judasza i mruga okiem porozumiewawczo, że to niby on jest tym Judaszem, ale przecież niesłusznie oskarżanym.
Można rzec, że czytelnik masowy właśnie takich rzeczy oczekuje. I to będzie prawda, ale prawdą jest też to, że czytelnik masowy jest przywiązany do masowych narzędzi dystrybucji. To znaczy, że ciągle chodzi w te same miejsca i szuka tam tych samych ekscytacji.
Jeśli więc autor nie dysponuje takowymi, niech się nie zabiera za właściwą dla ich charakteru treść. Bo jej po prostu nie sprzeda. Jeśli zaś chce być producentem historii, które ekscytują młodzież, starszych i tych w średnim wieku, bo poruszają najtkliwsze jakieś emocje, albo wywołują strachy, niech nie oczekuje, że zostanie zrozumiany przez konsumentów treści, które kolportujemy my tutaj.
Prócz tych, którym podsuwa się cyrografy są jeszcze autorzy, pragnący zaistnieć sami z siebie. Oni muszą naśladować kolportowane szeroko po całym globie formaty, albowiem nie rozumieją niczego poza nimi. Wynika to z wychowania w izolacji. Bo kolportaż omawianych tu treści daje przede wszystkim efekt izolacji i alienacji jednostek, które nie wierzą w nic poza tym, co im do wierzenia podano. No i w pewnym momencie niektóre z tych jednostek nachodzi myśl, że tak głupio to i oni potrafią. Potem zaś zaczynają swoją przygodę z pisaniem. Często odnoszą lokalne sukcesy, ludzie bowiem na prowincji domagają się od innych ludzi, by zachowywali się jak w wielkim świecie. Pragnienie to jest podstawą kolportażu wielu dóbr i emocji, a także źródłem wielu satysfakcji pielęgnowanych przez długie lata. Chłopak z Pcimia, który założył zespół podobny trochę do Led Zeppelin, bo włosy mieli tak samo długie, ale trochę brudniejsze, będzie pamiętany w tym Pcimiu przez dekady. Nie inaczej jest z literaturą. Musi być jak w Ameryce, inaczej się nie liczy.
Kłopot w tym, że w Ameryce też mają kłopoty z kolportażem treści i szukają nowych rynków, a w związku z tym jakieś lokalne wykwity, po początkowym sukcesie polegającym na ułatwianiu dystrybucji, zaczynają przeszkadzać. Nie ma dla nich miejsca po prostu. Bo i po co komu naśladowca, jak jest oryginał? I tu otwiera się przestrzeń dla produkcji naprawdę ciekawych. No i rodzi się jakaś nadzieja dla takich jak my. Nie jest ona zbyt wyrazista, ale dobrze, że w ogóle jest. Mogłoby przecież jej w ogóle nie być a przepaść między tym, co człowiek widzi, a tym co jest w opisie pogłębiałaby się stale.
Zanim przejdę do konkluzji chciałbym podzielić się z Wami tym, co wczoraj usłyszałem. Oto jest na rynku bardzo popularna seria książek, która nosi tytuł „Rodzina Monet”. Jest to zestaw deprawujących nastolatki bredni, które młodzież wychowana w środowisku mało dysfunkcyjnym raczej odrzuca i z nich szydzi. Kolportaż masowy jednak powoduje, że statystyki sprzedaży i czytelnictwa rosną. No i stają się pokusą, ale także zagrożeniem. Okazuje się, że wątki z tej całej rodziny Monet wplata w swoją twórczość Remigiusz Mróz. Nie wiemy czy na czyjeś polecenie czy z przyrodzonej głupoty, w każdym razie rachuby są takie, żeby podłączyć się do koniunktury i wzmocnić własną. To się skończy tak, jak zawsze – zużyciem i degradacją, a potem zniknięciem autora. No, ale przecież ja nie mogę udzielać dobrych rad Mrozowi, który jest mistrzem kryminału i suspensu. Pozostawiam go więc własnemu losowi.
Na tym przykładzie widać jednak dobrze czym jest pokusa zaistnienia na rynku literackim, wśród emocji wykreowanych przez deprawatorów zawodowych.
Na koniec słowo o komunie. Jak wszyscy pamiętamy, literatura trafiająca do serca, literatura opisująca prawdziwych ludzi, była szeroko w PRL kolportowana, a podstawą tego kolportażu, były formaty stworzone przez obłąkanych społeczników z przełomu XIX i XX wieku. Czemu one służyły? Przekonaniu czytelnika, że ten i ów autor, to człowiek głęboki i wrażliwy, a jego obecność w świecie przyczynia się do wychowania kolejnych pokoleń młodzieży. Komuna kreowała w ten sposób pasterzy, którzy tresowali trzodę. Może nie owce, bo owcy chyba wytresować się nie da, ale świnkę już można. Szczególnie taką, która ma wrodzone predylekcje do wykonywania różnych sztuczek. I nie miało żadnego znaczenia, że taki autor w istocie był przeważnie gnojkiem i kreaturą. Nie będę tu wymieniał nazwisk, ale wszyscy pamiętamy takiego pisarza, co się kazał pochować w mundurze górniczym.
Z takiej tradycji wyrastamy, a naszym pierwszym obowiązkiem jest się jej przeciwstawić. To się nie uda bez praktycznych ćwiczeń w pisaniu. Do czego zachęcam, jak zawsze. Praktycznych czyli takich, które autor odbywać musi sam w nieprzyjaznym świecie, a poprzez te ćwiczenia nabywa wewnętrznej pewności, że czyni dobrze i nie potrzebuje żadnych dodatkowych pochwał i inspiracji. Taka postawa wiąże się z odrzuceniem masowych narzędzi dystrybucji treści. O czym przypominam nieustająco, zachęcając do kupna naszych wydawnictw.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/
Przypominam, że w ten piątek, o 18 spotykamy się na zamku w Łęczycy. Odbywa się tam noc muzeów – do 22.00, a my od 18.00 z kapitanem Tomaszem Badowskim rozmawiać będziemy o różnych aspektach wojny, głównie o tym, czy mamy już szykować plecaki ewakuacyjne, czy jednak nie.
„Tak to widzę i wiem, że wielu podziela mój pogląd.”
Podzielam 😉
To teraz spokojnie mogę nie na temat! Od miesiąca aby wejść na coryllus.pl muszę w przeglądarce (Firefox’ie) wyłączyć ciasteczka! Tak mam tylko z tą jedną witryną!! Popytaj swoich fachmanów co zbroili? W nagrodę zwiększy się ilość wejść 😉
Pulkownik SB Piotr Wronski obruszyl sie, kiedy skrytykowalem jego fascynacje kultura hebrajska. Powiedzialem, ze wszyscy pracownicy sluzb tak maja, ze jak nie kabala, to okultyzm itp. Napisal bardzo nieprzyjazna ludziom ksiazke „Metatron”, ale czytelnicy sa zadowoleni.
Czlowiek jest pokretny, a kobiety podwojnie. Im gorsze rzeczy sie serwuje, tym wieksze jest zainteresowanie i nie ma to nic wspolnego z prawda, ktora rzekomo jest ciekawa.
Podzielam w 100% poglady Wronskiego na temat katastrofy smolenskiej. Nawet Jan Pinski byl niezbyt zadowolony, ze Wronski jest zbyt obiektywny w tej sprawie, chociaz sam stara sie uchodzic za rzetelnego i obiektywnego dziennikarza i publicyste historycznego.
Nigdy nie wiadomo, co sie ludziom / czytelnikom spodoba i trudno ustalic jakies kryteria.
Podam przyklad: ktos ze starszego pokolenia wprost powiedzial, ze jego marzenia zostaly uksztaltowane przez amerykanskie filmy, w tym, jak mniemam, przez westerny. Jak sie przyjrzec na spokojnie westernom, to jest tam, za przeproszeniem, kupa g*wna, bo na jakichs pustkowiach ludzie sie morduja, okradaja i uprawiaja nierzad. Oczywiscie kazdy ogladajacy western zaklada, ze to on bedzie zabijal, gwalcil i rabowal a nie inni jego. Dlatego po 1989 zdecydowalismy sie sprzedac wlasne matki, dzieci i majatek ojcow za to, zeby zagrac w kasynie zycia, zamiast normalnie sie dorobic. Malo tego – western to jest nasz ideal wolnosci i szczescia. Inne ulubione gatunki, chociaz mniej kultowe, to filmy wojenne, fantastyka i komedie z czasow PRL. To samo dotyczy literatury – lubimy „syf”, bo taka jest natura czlowieka!
Dzień dobry. Cóż niewątpliwie z takiej tradycji wyrastamy… Oczywiście nijak się to ma do naszego tradycyjnego wywodzenia się od Mendoga, ale właśnie na takie rzeczy powinniśmy być wyczuleni. To znaczy – jeśli chcemy się uleczyć z tego, co przez kilka dekad jeśli nie wieków wbijała nam do głów komuna, działająca pod różnymi kryptonimami. Ja sam jestem w tym neofitą, dobrze bowiem pamiętam jaką ofiarą propagandy byłem niegdyś. Ale odkąd to i owo do mnie dotarło, zacząłem się pewnym rzeczom przyglądać niejako od nowa. I to, myślę, jest klucz do wszystkiego; zadać sobie samemu słynne pytanie „Miśka” (Rewiński); „a może ja się mylę?!” Jego intencja, jak i autorki tych banałów była inna oczywiście, ale prawda może się wymsknąć nawet najzagorzalszym sługom szatana. Tego pytania opisywani przez Pana autorzy na pewno sobie nie zadają. Nic to, ważne, żeby zadawali je sobie Pańscy czytelnicy.
„Specjalisci od spiewu i mas” udowodnili wielokrotnie, ze moga wyslac w eter dowolna (absurdalna) informacje i ciemny lud to kupi, np. cokolwiek, ze Ziemia nie jest plaska itp.
…ze istnieje UFO albo, ze Jaroslaw kazal Lechowi ladowac.
Wroński tworzył system PESEL i jest z tego dumny, chociaż system zapisu ujawnia wrażliwe, szczególnie dla kobiet, dane, czyli datę urodzenia.
Firma IBM, która stworzyła dla narodowych socjalistów pierwszy taki system na świecie, też jest dumna, ale nie jestem pewny, że z tego, jak ułatwił policzyć i wyłapać Żydów i więźniów koncentraków.
I narodowi socjaliści , i IBM, i Wroński mają gen totalniacki, skłonność do odzierania ludzi z prywatności, do ściągania im ubrań przed wprowadzeniem do miejsca , powiedzmy, obróbki.
Strzeżmy się totalniaków, bo na płaskiej ziemi naprawdę trzeba mieć kondychę na długi sprint, a i tak szanse ucieczki są niewielkie.
„To się nie uda bez praktycznych ćwiczeń w pisaniu. Do czego zachęcam, jak zawsze. Praktycznych czyli takich, które autor odbywać musi sam w nieprzyjaznym świecie, a poprzez te ćwiczenia nabywa wewnętrznej pewności, że czyni dobrze i nie potrzebuje żadnych dodatkowych pochwał i inspiracji.”
Jestem czynnym chirurgiem – i z tego miejsca mogę potwierdzić to co wyżej powiedziane.
„To się nie uda bez praktycznych ćwiczeń w pisaniu. Do czego zachęcam, jak zawsze. Praktycznych czyli takich, które autor odbywać musi sam w nieprzyjaznym świecie, a poprzez te ćwiczenia nabywa wewnętrznej pewności, że czyni dobrze i nie potrzebuje żadnych dodatkowych pochwał i inspiracji.”
Już niedługo czeka nas czas, gdy 95% populacji będzie miało okazję nie zauważyć własnego wkładu do tego, iż na pólkach sklepowych będzie wyłącznie ocet.
I dotyczy to – jeżeli dobrze rozpoznaję kwestię – każdej, możliwej do wyobrażenia dziedziny.
„a poprzez te ćwiczenia nabywa wewnętrznej pewności, że czyni dobrze”
Forma modlitwy.
Coryllus jest reprezentantem nurtu usmiechnietej Polski w literaturze – full ocet happy Poland power.
Zmarły wielki chirurg prof. D. powiedział kiedyś, będąc już na emeryturze, że szkoda ludziom cokolwiek tlumaczyć – i tak nie zrozumieją.
Jestem przekonany, że Coryllus należy do tego 1%, który zrozumiałby to, co prof. D. miałby mu do powiedzenia.
Zapytam Przemka
Prawda wymyka im się stale, ale my jakoś tego nie zauważamy
Dziękuję
Oby nie, ale ryzyko istnieje
Jeszcze raz dziękuję
sugeruje firefox add „I don’t care about cookies” :
https://addons.mozilla.org/en-US/firefox/addon/i-dont-care-about-cookies/
Ja pana rozumiem, a nawet dużo więcej, bo oglądam filmy na YT Krzysztofa Atora Woźniaka w rozrywkowej serii z zieloną poświatą poświęconej teoriom spiskowym i najbliższej przyszłości opisywanej przez „jednego z NICH”.
Z Polski wyjdzie iskra i wtedy pokażemy światu, a Zachód będzie nam zazdrościł, a szczególnie ci, którzy wyjechali do Hiszpanii i kupili albo budują tam domy, jak ta para na filmie ledwo umieją sklecić zdanie do kamery, rezydencja z basenem chyba 1000 mkw, ale fatalnie zaprojektowane, brzydkie, bez gustu – niech ich szlag trafi! Z bliska hiszpańska jakość do niczego, jak to mówią budowlańcy – od samego patrzenia rzygać się chce, ale tak się buduje w Hiszpanii, byle szybko, byle jak tylko, żeby pieniądze wziąć.
Ja nie wiem, co ci Polacy będą robić z takim dużym domem, chociaż z innych filmów wiem, że mają służbę.
Ja bym nigdy czegoś takiego nie chciał, a w życiu!
https://youtu.be/qlL9tmWHCQA?si=QoQrULTSs3IPLaC-
Krzysiek Ator nie traci nadziei!
https://youtu.be/mLemp9jJWig?si=BDuQN0Q9otoa6YJJ
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.