Było kiedyś coś takiego, jak powieść psychologiczna. I wydawało się, że gatunek przetrwa, zwłaszcza, że równolegle rozwijała się psychologia, a wszelakie terapie kozetkowe święciły wielkie triumfy.
Psychologia nadal się rozwija, a po powieści psychologicznej nie ma śladu. Co się stało? Unieważniono psychikę czy też może szerzej – psyche. Prosperity psychologów i autorów powieści psychologicznych zaczęło zależeć od masowego dostępu do terapii i treści. To zaś oznaczało, że każdy dureń, dysfunkcyjny łobuz, świnia, albo gamoń nie odróżniający dupy od głowy, stał się obiektem adoracji ludzi, którzy robili karierę w psychologii i mnożyli skróty poprzedzające ich nazwisko rodowe. To samo, jak powiadam czynili autorzy powieści psychologicznych i przez to dziś na rynku już tego gatunku nie ma. Są za to inne książki, których obecność jest naturalną konsekwencją opisanego wyżej trendu. Jakie to książki? O takie: „Wielka księga cipek”, „Wielka księga siusiaków”, „Skąd się bierze kupa” i podobne. Do takich kwestii sprowadzona została psychologia i powieść psychologiczna. Czy da się ten stan określić jakimiś innymi, pochodzącymi spoza zakresu fizjologii i wulgaryzmów wyrazami. A i owszem. To jest odczłowieczanie. Psychologia zajmuje się dziś odczłowieczaniem istot, które chcą być ludźmi i uczłowieczaniem istot, które na to nie zasługują, albowiem należą do rzędu ssaków niższych.
Czasem oglądamy tu Netflixa i tam pokazują taki serial „Morderstwo po amerykańsku”. Ja nie mogę oglądać już nic poza filmami dokumentalnymi, bo tam widzę przynajmniej ludzi, a w fabułach są same freaki, nieprawdopodobieństwa, cenzura i zaprzeczanie elementarnej logice. No i wszystko jest ułożone tak, by dewastować emocje, poprzez nagromadzenie nieprawdopodobnych zależności i układów między ludźmi. To jest nie do wytrzymania dla kogoś takiego jak ja. No więc pozostają mi te dokumenty. I tam pokazują różnych morderców, którzy wydają się być całkiem normalni. Kim są ci ludzie? To dobrze ułożeni, przystojni, ładnie mówiący, wrażliwi, mieszkańcy amerykańskich przedmieść. W pewnym jednak momencie stwierdzają oni, że ich żony i partnerki są zbyt irytujące, silnie absorbują ich uwagę, podczas, gdy oni chcieliby coś porobić w spokoju, no i je duszą. Ja na razie obejrzałem dwie serie i byli w nich dusiciele. Być może są też inni zwyrodnialcy, w innych cyklach, ale tego jeszcze nie wiem. Z duszeniem – jak wyjaśniła jakaś pani psycholog z doktoratem, a zajmująca się badaniami zdeprawowanych ze szczętem bandytów – jest tak, że decydują się na nie ci, co nie chcą się babrać. To zupełnie inaczej jest z tymi bandziorami niż z psychologami, bo oni w zasadzie wyłącznie się babrzą.
Każda taka śmierć wywołuje w lokalnej społeczności cały zespół przewidywalnych zachowań. To jest niezwykłe. Ludzie gromadzą się pod domem ofiary, albo mordercy, palą znicze, kładą kwiaty i wieńce, pikietują. Pojawiają się media. Morderca idzie w zaparte, lekceważy detektywów i psychologów. Udaje głupiego wreszcie do samego końca, choć wszystkie fakty świadczą przeciwko niemu. On ma jednak w nosie fakty, bo zajmuje się wyłącznie demonstrowaniem złożoności swojej psychiki i swojej wrażliwości. Czy to rzeczywiście psychika i wrażliwość? Nie, ale detektywi i psychologowie wydają się tego nie dostrzegać. To jest przebiegłość, w krańcowej i doskonałej postaci, która ma za nic wszystko poza wrażeniem jakie sama czyni. I do wywołania tego wrażenia wykorzystuje wszystkie obecne i łatwo dostępne w przestrzeni komunikacyjnej narzędzia i pojęcia z zakresu psychologii. To znaczy płacze kiedy należy płakać, reaguje w sposób podręcznikowy na emocje, czyni z siebie ofiarę. Taka, postawa, oprócz książek o cipkach, siusiakach i kupach, jest finalnym efektem lansowania psychologii masowej, to znaczy takiej, w której nie ma miejsca na psyche. I widzimy tu, jak z ponaddźwiękową prędkością cofamy się do głębokiej starożytności, kiedy nie było mowy o żadnej psychologii, a świat wypełniony był skomplikowanymi rytuałami, które należało umieć wykonywać, żeby zyskać wiarygodność i wpływy. I wierzcie mi, że nie chodzi tu o teatralizację, bo ta jest tylko elementem rytuału. Chodzi o kult śmierci i pogańską hierarchię. W dodatku pochodzący gdzieś z głębi Azji, z czasów kiedy masowo składano krwawe ofiary.
Jak inaczej bowiem oceniać pana, który robił jak najlepsze wrażenie, był wrażliwy, dowcipny, uśmiechał się i zawsze był uprzedzająco grzeczny, a także potrafił tak szurnąć pięknie nogą przy całowaniu teściowej w rękę, następnie zaś zabił swoją ciężarną żonę i wyrzucił ją do morza na środku Zatoki San Francisco? To jest człowiek świadomy potęgi instynktu i rytuału. Żona go irytowała, więc ją zadusił. I to mimo tego, że była w ciąży. Potem zaś uznał, że jeśli odprawi skomplikowany rytuał, wszystko ujdzie mu na sucho. I co myślicie, że poszedł na krzesło elektryczne? Nie, dostał dożywocie bez prawa zwolnienia warunkowego. A to znaczy, że kiedyś wyjdzie, bo prawo zmieni się na tyle, że będzie mógł więzienie opuścić, bo już się zmieniło na tyle, że nie posadzili go na krześle elektrycznym, choć właśnie taki wyrok mu zasądzono. Ilość zaś ludzi wierzących w jego niewinność jest całkiem spora.
Można powiedzieć, że obserwowany proces to zabijanie nadziei, albowiem zestaw narzędzi, które pomyślane i wynalezione zostały do tego, by ratować ludzi, zamieniony został w bardzo nieskuteczne zaklęcia. Dla kogo nieskuteczne to się zaraz okaże. Dla morderców i spryciarzy te zaklęcia są jak najbardziej skuteczne, bo nie dość, że przechodzą oni przez rytuał wtajemniczenia dający im ostateczną satysfakcję, to jeszcze potem nie ponoszą żadnej kary, a mają okazję, przez dłuższy czas koncentrować na sobie uwagę tłumów. I jeszcze różne wariatki piszą do nich listy miłosne.
Wczoraj był dzień walki z depresją czy coś takiego, przepraszam jeśli się pomyliłem. W każdym razie na twitterze ujawniło się kilka osób, twierdzących, że do wielu lat zmagają się z depresją. Na twittera zaś przychodzą udawać kogoś innego niż są w rzeczywistości. Przyznam, że mnie to zaskoczyło. Tyle dekad rozwoju psychologii, a my dopiero od jakichś dwudziestu lat mówimy o depresji jako o chorobie, a głównym efektem tego gadania są nowe linie psychicznych kosmetyków wygładzających emocje, które co kilka lat wchodzą na rynek. Wpuszczane tam przez znienawidzone koncerny farmaceutyczne. Czy to ratuje ludzi przed depresją? Najwyraźniej nie. Ja oczywiście nie mogę się wiążąco wypowiadać na temat takich kwestii jak depresja. Uderzyło mnie jednak wczoraj to, że ktoś tam napisał, iż udaje kogoś innego, żeby się lepiej poczuć. Dlaczego po prostu nie stanie się kimś innym? Zapewne nie ma na to pozwolenia, to znaczy otoczenie osadza tę osobę w dotychczasowych ramach tak silnie, że mowy nie ma o wydostaniu się. Ten przywilej przysługuje tylko mordercom. Płacą oni zań wysoką cenę, ale w końcu skoro zdecydowali się na krok najbardziej drastyczny, czyli przestali być ludźmi, a stali się kapłanami zakazanych dzisiaj kultów, mogą tę cenę zlekceważyć. Tym bardziej, że duża grupa ludzi mówi o nich i pisze, a często oni sami piszą książki i żyją z tego całkiem nieźle.
I tak doszliśmy do kresu naszych dzisiejszych rozważań. Czy książki zabójców i degeneratów to współczesna literatura psychologiczna? Wygląda na to, że tak. Wydaje się też, że cel powołania do życia psychologii jako takiej był inny niż deklarowano. To znaczy chodziło raczej o unieważnienie rytuałów chrześcijańskich, zbyt, prawda, płytkich i powierzchownych dla nowoczesnego człowieka. No i wprowadzenie – w perspektywie dłuższej niż życie jednego czy dwóch pokoleń – do powszechnego obiegu innych rytuałów znacznie bardziej poważniejszych, dynamicznych i przede wszystkim znacznie bardziej autentycznych. A co z tymi, którzy leżą w barłogach i logują się na twitterze, żeby powiedzieć o tym swoim pragnieniu bycia kimś innym? To są niezbędne w takich wypadkach ofiary, które należy złożyć, by rytuał zyskał właściwą dynamikę i sens.
My tutaj pozostaniemy przy starych formach wskazujących na to, że bezinteresowna miłość bliźniego jest najważniejszą cechą odróżniającą nas od czcicieli szatana.
Jeśli więc możecie wspomóżcie Anię i Saszę.
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Na szczęście mamy czy też mieliśmy takiego myśliciela który wszystkie te mistyfikacje rozłożył i pokazał co jest w środku. A tam była czarna dziura czy coś w tym rodzaju co pochłania bezpowrotnie i powiedział wszystkim tyle :bez Chrystusa człowiek siebie nie zrozumie,nie może sie zrozumieć. No i do dziś tych słów nie idzie podważyć,choć latają w powietrzu różne zaklęcia to nikt nam nie wmówi że „jesteś dzikiem”,my wiemy z doświadczenia że prawda jest inna,i ludzkość zawsze o tym wiedziała. Nawet jak lewica hiszpańska rozważała by po udanym eksperymencie „rodzic A i rodzic B” pójść za ciosem i dać prawa ludzkie małpom. Po co? Żeby było zamieszanie a oni okradną społeczeństwo na fundusz przystosowania małpiszonów do życia w mieście,no ale dobrze że są jakieś granice szaleństwa w krajach chrześcijańskich. W każdym razie JPII dał rady wszystkim ideologiom choć w Kosciele nikt prawie nie czytał tego bo za mądre było ale jest do czego wracać że gościu dał rady i niepokonany zszedł z tego świata. Wielce radzi z tego być powinniśmy.
Trochę nie o tym jest tekst, ale okay, niech pani sobie pisze
Dzień dobry. Dużo słusznych spostrzeżeń, choć ja z nich wyprowadzam konkluzję inną zgoła. Szatan i jego sługi zawsze bowiem z czymś się zdradzą i nie inaczej jest z tymi robionymi dla paru groszy filmami. Mojej nadziei one raczej nie zabiją, przeciwnie, pokazują publiczności żyjącej po rządami opresyjnego prawa jakąś drogę wyjścia. Zagraj swoją rolę, a nawet zabicie żony ujdzie ci na sucho. To oczywiście przerysowanie, licentia poetica, jak dawniej mówiono. Powszechne przestępstwa są raczej bliskie rąbnięciu puszki groszku w sklepie. Ot jakieś machlojki podatkowe, itp, itd. Chodzi bowiem naprawdę o ostateczne zniszczenie prawa. Minęło dwa i pół tysiąca lat a my ciągle nosimy w sobie obraz senatorów siadujących na Kapitolu i stanowiących prawo. Nie jest tak od dawna, a my o tym wciąż pamiętamy. Może jest dla nas jednak jakaś nadzieja… ?
Siedzieli na tym Kapitolu i tworzyli prawo dla siebie, a wokół tłumy niewolników, których można było bezkarnie zabijać i nawet jeśli kogoś utłukli, nie musieli nawet odgrywać komedii o swojej wrażliwości.
– no. Było ciężko. Osiemnaście filmów o tym widziałem
Ja chyba jeden, ale go nawet nie pamiętam. Nie czerpię wiedzy z filmów… Patrzymy na Rzym przez pryzmat chrześcijaństwa, stąd nasz sentyment, nawet słuszny.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.