kw. 192023
 

Nie wiem czy wiecie, ale bardzo trudno jest znaleźć choć jedno zdjęcie generała Enrique Gorostiety, który dowodził oddziałami Cristeros w wojnie z Callesem. Tak naprawdę ciągle reprodukuje się to samo zdjęcie, niewyraźny portret z profilu, na którym bardzo trudno jest rozpoznać twarz. Gdyby nie film, nienajlepszy przyznajmy, o tej wojnie, w którym rolę generała zagrał Andy Garcia, nie mielibyśmy pojęcia, że ktoś taki istniał i nie wiedzielibyśmy jak wiele tragizmu było w tej postaci. Gorostieta służył za pieniądze, ale jego emocje były prawdziwe i został zabity naprawdę, a następnie naprawdę skazany na zapomnienie. Na tak głębokie zapomnienie, że przez całe dziesiątki lat nikt nie przejmował się jego losem, tak jak nikt nie próbował nawet nadać jakiegoś kształtu literackiego czy filmowego epopei Cristeros. Kiedy zaś wreszcie to zrobiono, ktoś bardzo się postarał, by historia ta, choć tragiczna, nie wybrzmiała należycie i nie ukazała najważniejszego problemu – zapomnienia. Nie przegrana w walce bowiem jest klęską prawdziwą, ale zapomnienie. I o pamięć, a także jej kultywowanie toczy się prawdziwa walka. W użyciu zaś są wszystkie najbardziej perfidne metody, które być może nie kojarzą się źle, mogą być nawet postrzegane jako coś niezwykle atrakcyjnego, ale ich celem jest zatarcie pamięci. Efektem zaś sytuacja, w której bohaterowie odkopani po latach wydają się nieautentyczni, często słabi, burzą poukładany porządek dziejów i choć pokazują prawdziwy klucz do tajemnic, my wolimy posługiwać się znanymi i utrwalonymi w tradycji wytrychami.  Włożono bowiem naprawdę dużo wysiłku w to, byśmy uwierzyli w kłamstwa. Zobaczcie – musimy co niedziela chodzić do kościoła, żeby nie zapomnieć o męce i zmartwychwstaniu Chrystusa. Zobaczcie ile wysiłku wkłada się w to, żeby dokonać zmiany interpretacji wydarzeń zapisanych w Ewangelii. Czyni się to właściwie bez przerwy z nadzieją, że w końcu się uda. Ile wysiłku wkłada się w to, by umniejszyć rolę poszczególnych kapłanów, którzy poświęcili swoje życie Bogu i jak wiele zabiegów poczyniono, byśmy zamiast kapłanom wierzyli dziennikarzom, którzy nie wiedzieć czemu zaczęli nam nagle tłumaczyć Pismo. Celem tego wszystkiego jest zapomnienie, a także podmiana. Czego na co? Autentycznych wzruszeń na fałszywe emocje. Jeśli ktoś nie potrafi tego do końca zrozumieć, łatwo jest wyjaśnić ten mechanizm na przykładzie sportu. Często mówi o tym valser – wobec permanentnych oszustw i polityki obecnej w sporcie, trudno autentycznie ekscytować się rozgrywkami. Nawet jeśli występują w nich gwiazdy. Są one bowiem tam zatrudnione nie po to, byśmy je podziwiali, ale po to, by zamaskować nadużycia. No i pozwolić na żerowanie ludziom, którzy uchodzą za znawców, a których celem jest dewastacja naszych emocji. Mało kto bowiem nie kocha sportu, i mało kto ma tyle siły, by całkiem się od niego odwrócić.

Podobnie jest z książkami. Mało kto nie kocha książek, ale w chwili kiedy systemowo dewastuje się ich rynek i podmienia autentycznych autorów na ludzi udających ich jedynie, nawet największemu miłośnikowi literatury zadrży ręka. Szczególnie jeśli wyczuje, że próbują go na chama okantować. Napisał do mnie wczoraj Toyah, który obejrzał jakiś program z pisarzem Mrozem w roli głównej. I w tym programie gwiazda literatury kryminalnej wyznała iż o mało nie doprowadziła się do szaleństwa studiami nad psychiką najsławniejszych morderców w historii ludzkości. Dosłownie – tak powiedział. Do kogo jest adresowany ten komunikat? Do ludzi z zerowym życiowym doświadczeniem, albowiem tylko ich Mróz może jeszcze namówić na czytanie swoich książek. Myślę, że jest bardzo źle i podmiana fałszywych gwiazd literatury kryminalnej, na jeszcze bardziej fałszywe gwiazdy innego jakiegoś firmamentu, zbliża się wielkimi krokami. Nie jest to bynajmniej powód do radości, albowiem oznacza to jeszcze większą pogardę dla czytelników i jeszcze większą dewastację rynku. Ludzie bowiem, którzy stoją za promocją fałszywych i nieudolnych autorów wierzą przede wszystkim w siebie. Im bardziej nie potrafią napisać jednego zdania w języku polskim, tym ich wiara jest mocniejsza i trwalsza. Wierzą też, że nadane im moce są ważniejsze, są silniejsze niż wrażliwość czytelnika. I może się okazać, że mają rację. Wiarę swoją opierają oni na przekonaniu iż zmęczenie odczuwane przez odbiorców literatury popularnej jest tak głębokie, że nie poczują oni podmiany śmieci, na jeszcze gorsze śmieci. O tym zaś by zainteresowali się inną jakąś ofertą, w chwili kiedy trwa wojna i politycy dwoją się i troją, by zwrócić na siebie uwagę przed wyborami, nie może być nawet mowy. Czy takim trendom można się w ogóle przeciwstawić? Tu, na naszym odcinku? Myślę, że tak, ale może nie za pomocą takich tekstów jak ten. Potrzebne są inne formy, które nie pozostawią czytelnikowi możliwości polemiki ze mną jako autorem. To znaczy będą na tyle interesujące i dobre, że nikt nie będzie się zastanawiał, czy proponowane przeze mnie książki są warte czytania. I ja takie teksty napiszę. Dziś jednak chciałem pozostać przy problemie zapomnienia. Oto wydaliśmy „Zaginionego króla Anglii”, drugą książkę Gabriela Ronaya, który jest autorem trzech zaledwie pozycji, a każda z nich jest owocem gigantycznej pracy. Od razu może powiem, że kupiliśmy już prawa do trzeciej książki tego autora, która nosi tytuł „Mit Draculi”. Wydano ją w Anglii z okładką zdradzającą całkowity brak zrozumienia treści. Dokonano podmiany, po to, by zainteresować czytelnika. To jest niezwykłe – niszczy się autora, treść, wykręca się znaczenia, psuje wszystko, a to dlatego, żeby zainteresować rzekomego czytelnika, którego wydawca wyobraża sobie jako niedorozwiniętego wielbiciela rąbanki i cycków. Być może chodzi o to, by czytelnicy zapomnieli tego autora, albowiem na jego miejsce czeka już kilku innych, którzy chcą się wylansować na treściach przezeń wskazanych i przywołanych z mroków przeszłości. Tak może być. No, ale Gabriel Ronay ciągle żyje i nie daje o sobie zapomnieć, a my tutaj także próbujemy zrobić coś, by jego książki zostały zapamiętane. Dlaczego to czynimy? Może odpowiem za siebie – albowiem zdaję sobie sprawę z tego ilu ludzi chciałby się wypromować na treściach, które tu eksploatujemy. Ponieważ jednak czynimy to jako środowisko osobne, ale jednak rozpoznawalne, wykorzystanie naszych ulubionych motywów nie jest możliwe. Przez sam fakt naszego istnienia. Widzimy też, na przykładzie Mroza, jak fatalnie wygląda efekt zmasowanej i całkowicie zafałszowanej promocji – żałośnie. I nie będzie inaczej. Na listach bestsellerów w Empiku są już bowiem panowie  Szczerba i Joński, a do wyborów zjedziemy pewnie jeszcze niżej.

Dlatego zapomnienie i mechanizmy, które doń prowadzą powinny znaleźć się dziś w centrum naszych zainteresowań. Zanim powiem słowo o zaginionym królu Anglii, wspomnę jeszcze tylko o tym, że ostatnio jakiś konkurs wygrała bardzo znana blogierka z tygodnika „Niedziela”. Tak napisali – blogierka. Czym ona się zajmuje? Utwierdza chyba swoich czytelników w wierze w Boga w Trójcy jedynego, czy coś…nie pamiętam dokładnie.

O czym jest książka „Zaginiony król Anglii”? O zapomnieniu. Jest to bardzo precyzyjny i przekonujący wykład o tym, jak działa mechanizm zapomnienia i jak się go konserwuje. Wszyscy, którzy kiedykolwiek interesowali się średniowieczem, przeżywali – niczym jakiś mecz w Lidze Mistrzów – historię zmagań pomiędzy Wilhelmem Zdobywcą, a Haroldem synem Godwina. Pomiędzy Anglią normańską, a Anglią saksońską. I wszyscy, albo prawie wszyscy uwiedzeni mitami literatury romantycznej wzruszali się losem Harolda i współczuli bohaterom spod Hastings, którzy położyli tam głowy. Wszyscy też oburzali się, jak dzieci zupełnie, czytając o polityce Wilhelma w Anglii, po podboju. Emocje te były stymulowane przez obrazy, filmy i książki. Wizja ta zaś, tak jak wizje ukazujące wikingów, jest tworem XIX wieku. I wyprodukowano ją, a raczej powtórzono, po to, by zapomnieć o najważniejszym – obydwaj główni bohaterowie tego dramatu byli uzurpatorami. Z tym, że Wilhelm miał gwarancje i obietnicę objęcia tronu, którą złożył mu ostatni anglosaksoński władca Anglii – Edward Wyznawca. Harold poza uzurpacją i własnymi chęciami nie miał nic. Prawo i tradycja były po stronie kogoś zupełnie innego. Nowożytna i nowoczesna polityka dynastii angielskich zrobiła naprawdę wiele, by o tym pierwszym zaniechaniu i pierwszym fałszu, skazującym na zapomnienie legalnych dziedziców korony nie pamiętał nikt. Ich przygody i życie inspirowały Szekspira, ale zrobił on wszystko, by zmienić ich wymowę. To ostatnie zaś znacznie skrócił, a sam ten fakt posłużył mu do wysuwania fałszywych oskarżeń przeciwko przeciwnikom Tudorów. Żartów bowiem nie było – jeśli ktoś skazuje na zapomnienie legalnego króla, nie można go potem ot tak sobie przypomnieć ludziom, w jakiejś wzruszającej historii, to powiem podważa legalność władzy. Można to zrobić po tysiącu z górą lat, a i tak nikt nie podejmie tego tematu. Poza jakimiś nikomu nieznanymi wydawcami i autorami z Europy wschodniej. Być może to Europa Wschodnia jest także jedną z przyczyn owego zapomnienia. Historia bowiem opisana przez Ronaya odbiera jej przedmiotowy, w stosunku do Zachodu, charakter. I to czyni tę książkę ważną także dziś, sięga ona bowiem do czasów kiedy Europa Wschodnia była tym obszarem, który kształtował politykę na Zachodzie, jej władcy zaś potrafili ingerować w sprawy królestw tak odległych jak Anglia. I być może dziś stoimy u progu podobnych wyzwań, tylko jeszcze nie do końca zdajemy sobie z tego sprawy. Strażnicy zaś zbiorowej wyobraźni i różni „blogierzy” i blagierzy pilnują, byśmy nie podnieśli swojego wzroku znad nowej powieści Remigiusza Mroza, który o mało nie zwariował studiując psychikę Kuby Rozpruwacza.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/

 

W piątek, przy Ołbińskiej 1 we Wrocławiu, o godzinie 18.45, po mszy, będę opowiadał o swoich przygodach z filozofią starożytną. Uprzedzam, że spotkanie nie będzie rejestrowane i niech nikt tego nawet nie próbuje czynić. Jeśli ktoś zamierza też dyskutować ze mną na temat bieżących wypadków, wojny na Ukrainie itp. i wchodzić w jakieś polemiki, niech lepiej nie przychodzi.

Ach, jeszcze jedno – właśnie sobie przypomniałem, że owa „blogierka” została nagrodzona przez Stowarzyszenie Wydawców Katolickich, organizatora corocznych Targów Wydawców Katolickich pod Zamkiem Królewskim w Warszawie. Te zaś zaczynają się już jutro. Nie będzie mnie tam, co oczywiste, albowiem nie mogę dopłacać czterech tysięcy do tego, by o mnie zapominano. Wszystkich jednak szczerze zachęcam do zapoznania się z prezentowaną tam ofertą.

 

  13 komentarzy do “O ludziach skazanych na zapomnienie”

  1. Dzień dobry. Mówi, ze jednak nie zwariował? Ha, miałbym pewne wątpliwości, ale nie spędza mi to snu z powiek. Niech podąża ku swemu przeznaczeniu. Ja mam mieszane uczucia, muszę przyznać. Z jednej strony, jako niemłody już człowiek mam wrażenie, że opisana przez Pana sytuacja systematycznie się pogarsza, w czym utwierdza mnie znana księga Św. Jana, z drugiej zaś, na przykładzie historii Anglii chociażby widzimy, że epoka kłamstwa nie zaczęła się bynajmniej wczoraj. Jako ludzie doświadczeni historycznie powinniśmy zatem mieć już wytworzone mechanizmy obronne zabezpieczające nas przed zatruciem jadem paraliżującym i rzuceniem Molochowi. Taki jest bowiem cel sił zła. Dlatego tak cenię Pańskie wysiłki, bowiem tak jak chodzimy do Kościoła by przypomnieć sobie i przeżywać wydarzenia opisane w Ewangeliach, tak wpadamy tu do Pana, by pielęgnować naszą pamięć o ludziach, których słudzy szatana chcą nam odebrać. Pielęgnować stworzone przez Pana Uniwersum postaci składających się na naszą pamięć społeczną, personifikujących wartości, które nas określają i standardy, które uważamy za swoje i ważne. Przepraszam za nieco pompatyczny ton, ale tak właśnie uważam, a ponadto – nikt poza Panem tego nie robi. Króluje „dobro ludu” a odpowiedzialny diablik w czapce frygijskiej z czerwoną gwiazdą chichocze złośliwie w głębi piekieł…

  2. No właśnie, wszyscy zaś uważają, że obroną przed nim jest udawanie, że on nie istnieje

  3. Mozna sie przejsc na targi, zeby zobaczyc, jakie maja w tym roku katolickie wydawnictwa z Ukrainy i Bialorusi. U progu wyzwan stoi Zelenski, ktory dostal nagrode Karola Wielkiego, natomiast Maly Feniks jest fajny, ale malo grozny, jak Feniks z opowiadania polskiego kpiarza, Rolanda Topora. Czekamy na duzego.

  4. Opowiadanie ludziom przez Mroza, ze prawie zwariowal budzi we mnie tylko mdlosci. To jest plytkie i pretensjonalne, blagierskie. Prawdziwi artysci potrafia realistycznie zagrac wariata, kiedy sytuacja tego wymaga.

    Jak Roland Topor, zyd z Polski, w filmie u Herzoga:

    https://youtu.be/EmmxGluheZw

    Jako „niedorozwinięty wielbiciel rąbanki i cycków” interesuje mnie tworczosc Topora, ale jego opowiadania pod tytulem „La plus belle paire de seins du monde” nie czytalem.

    Czy Ronay jest autorem powaznym, skoro bierze na warsztat takie tematy, jak mit Drakuli?

    https://youtu.be/rbgE7Tbvff0

    (Adjani ma moim zdaniem w tej scenie filmowej wypchany biust dla przyzwoitosci)

  5. Właściwie to zacząłem się zastanawiać, czy Topor był normalny. Grał też u Polańskiego i był autorem plakatu do filmu „Blaszany bębenek”.

    Czy możemy świadomie przekroczyć barierę normalności, czy w ogóle da się nad tym panować? Pozer Mróz chyba nie wie, o czym mówi. Zresztą surrealizm przestał być modny, odkąd wszyscy żyjemy w nienormalnym świecie od 2020 roku, czyli od czasu pandemii.

    https://youtu.be/SR4bZWkjtQ0

  6. Errata: u Topora to byl Sfinks a nie Feniks w opowiadaniu „Bez kompleksow”. Edward Dyp odpowiedzial na jego pytania, a Sfinks zarzucil mu, ze oszukuje albo zdobyl odpowiedzi od innego sfinksa i chce go upokorzyc.

    https://youtu.be/3W2PFs_MsCU

    https://youtu.be/shDe-8CkHaM

    https://youtu.be/b2osIpgQZFI

  7. Kinsky jest trochę podobny do Korwina-Mikke.

  8. Jeżeli lewica ma sny, to Korwin-Mikke wygląda DOKŁADNIE TAK w ich snach.

  9. mam wrażenie, że ludzie, którzy mają zawodowo opisywać naszą historię, odkrywać to co nie zostało do tej pory odkryte, po prostu biorą najgorsze tematy, niemiłe dla naszej polskiej duszy i uczuć i piszą tak naprawdę laurki bandytom antypolskim. Ta Pani jest doktorem IPNu

    Oskar Dirlewanger. Krwawy kat Hitlera – Soraya Kuklińska i Piotr Zychowicz – YouTube

    Dodam jeszcze, że ten współczesny „duch pisarski” Mroza jest im bardzo bliski, i historię opisują poprzez jakieś zawiłe procesy myślowe psychopatów jak Dirlewanger i później na pewno wydaje im się, że są kimś w rodzaju detektywa, eksperta od motywów zbrodniarza….. podczas gdy po prostu ich emocje są już wykolejone przez współczesne produkcje, które gloryfikują patologie społeczne.

  10. no, ale to wiadomo jak mówi Zychowicz, bo to przecież była zawierucha wojenna i trzeba opisywać losy „psów wojny”

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.