kw. 282023
 

Skuteczni stratedzy przede wszystkim ukrywają cel swoich strategii. Jeśli przyjmiemy takie założenie, łatwo przyjdzie nam rozbroić wszystkie emocjonalne, intelektualne i artystyczne bomby, którymi w nas rzucają. Wszyscy bowiem, którzy podejmują działania w obszarze publicznej komunikacji chcą być skutecznymi strategami. Im któryś jest głupszy, bardziej nieporadny, im łatwiej się demaskuje tym bardziej zależy mu na skuteczności. Skrajni idioci demonstrują swój cynizm i polityczną przebiegłość. Polega to na natychmiastowym wskazaniu celu swoich poczynań. To ich degraduje w oczach wszystkich i naraża na poważne niebezpieczeństwa. Oni jednak tego nie widzą, albowiem prócz wrodzonego idiotyzmu prześladuje ich jeszcze pech i przekonanie o własnej wyższości. Mechanizm demaskacji takich osób możemy obserwować często i za każdym razem jest to przeżycie dewastujące.

Kłopot polega na tym, że w pojedynczych przypadkach łatwo jest wskazać kogoś, kto chce być strategiem, a jest durniem. Najbardziej jaskrawy przykład, to Emil Czeczko. Człowiek ten ma swoich naśladowców, a oni mają swoją publiczność. I ta publiczność gwarantuje im, że nawet wielkie horrenda będące ich udziałem ujdą na sucho. Strateg nie musi więc ukrywać swojej intencji za bardzo, choć powinien to czynić, zrobi to za niego tłum. I ten mechanizm z kolei znany jest od bardzo dawna. Jeśli do zarysowanego wyżej schematu przyłożymy określenie „szkoła filozoficzna”, zrozumiemy wszystko od razu.  To również wyjaśni nam, mam nadzieję, dlaczego uczniów było tylko dwunastu – żeby nikt nie fałszował celu strategii, który od samego początku był jasny.

Dziś powróciliśmy do okoliczności sprzed daty wyznaczającej początek naszej ery, albowiem dla fałszywych proroków liczy się wyłącznie liczba zwolenników. Do czego oni służą? Przecież nie do osiągania sukcesów wyborczych, bo ja nie piszę w tej chwili o politykach. Tłum jest potrzebny do fałszowania intencji i wskazywania, że czarne jest w istocie zielone, albo szare. W każdym razie na pewno nie czarne.

Putinowskiej Rosji udało się jedno – wmówiła światu, że problemy transwestytów, osób niebinarnych i wszelkich dziwolągów, nie są elementem propagandy produkowanej w Moskwie, ale wynikiem kryzysu w świecie zachodu, który porzucił wartości. I nie ma tu doprawdy żadnego znaczenia fakt, że prezydent Biden idzie do kościoła w Polsce, w Środę Popielcową. Moskwa wyznaczyła oś podziału ideologicznego, a resztę zrobił tłum. Ten bowiem organizuje się zawsze wokół znaków, czyli zjawisk tak wyraźnych, jak to tylko możliwe. Ja zaś z doświadczenia rzec mogę, że większość oszustów zaczyna znajomość z  nami od powołania się na znaki.

Tłum jest przekonany, że w Moskwie nie ma zarazy LGBTQ+ albowiem warunki życia w tym kraju są normalne i nie jest on „zepsuty”. To jest ten sam numer, który udaje się zrobić w przypadku islamu – najbardziej zdeprawowane społeczności lansują się na ortodoksji, a europejskie świry przyłączają się do nich, albowiem chcą żyć w czystości i prawdzie. Tak, jakby nie mogły owe świry żyć w czystości i prawdzie u siebie na wsi. Otóż nie mogą, albowiem ich problem nie polega na tym, że dookoła jest brudno i wszyscy kłamią, ale na tym, że mają oni przemożną potrzebę skupiania na sobie uwagi.

Kiedy już postawiliśmy tę ważką kwestię warto uzupełnić ją o pytanie kluczowe, które w takich momentach musi paść zawsze – za ile? Za ile ludzie są gotowi do skupiania na sobie uwagi tłumu? Dawno, dawno temu, globalni stratedzy poszukiwali ludzi, którzy potrafią skupić na sobie uwagę i przez ową umiejętność, wrodzoną, albo nabytą mogą stać się nośnikami i przekaźnikami istotnych komunikatów, wyrażonych słowem lub obrazem. Cel tej strategii był przeważnie ukryty, czasem tylko jawny, a narzędzia do jego realizacji czyli ludzie potrafiący skupić na sobie uwagę, były dość drogie. Pytanie więc – za ile, jest pytaniem kluczowym.

Nie mogę niestety wskazać dokładnie momentu, kiedy globalni stratedzy zorientowali się, że należy koniecznie obniżyć koszt realizowanych strategii, ale sądzę, że było to gdzieś w tym czasie, kiedy Zygmunt Freud wyniósł się na dobre z Wiednia. Wtedy ktoś zorientował się, że można w ogóle nie wynajmować ludzi skupiających na sobie uwagę, ale po prostu ich inspirować. Inspiracja ta była i jest nadal rozumiana w sposób szczególny. Nie jest ona bowiem inspiracją, ale hipnozą. Chodzi o to, by ludziom, którzy niczego nie potrafią, nie mają żadnych planów, ani też myśli, dotkniętych dysfunkcjami, ambicjonerom bez samodyscypliny i zwykłym wariatom, wmówić, że są wyjątkowi. Resztę zrobią oni sami, przyciągając do siebie tłum, który zamaskuje cel ten strategii. Można dyskutować o rodzajach wyjątkowości. Ale wszystkie one muszą być dostępne percepcjom ofiary, która – nie zapominajmy – najbardziej na świecie marzy o sławie, pięknych kobietach, domach z basenami i władzy. Pragnień tych nie sublimuje, albowiem tym się zajmują ludzie, którzy zlecają jej robotę. Wyznaczony do realizacji strategii gamoń, musi jedynie wiedzieć, że został wybrany i może sobie pozwolić na więcej niż inni. Może nawet publicznie demonstrować jakieś polityczne wtajemniczenia i cynizmy. To się zawsze podoba tłumowi. Obniżenie kosztów strategii jest istotne, albowiem nie chodzi tylko o koszty wyrażone w pieniądzu. Chodzi przede wszystkim o koszt emocjonalny i zaangażowanie. Jeśli raz się wmówi komuś, że problemy ekologiczne są najważniejsze na świecie, że należy on do ostatniego pokolenia na Ziemi, człowiek taki nie oprzytomnieje nigdy. To samo jest z wieśniakami, którzy jeszcze wczoraj strugali kije pod wierzbą rosochatą, a dziś zamienili się w aktywistów ruchu gejowskiego. Nie inaczej jest z reformatorami religijnymi, którzy w nie swoim przecież imieniu domagają likwidacji hierarchii Kościoła, przyciągając do siebie tłum, który maskuje cel podejmowanych przez nich działań. Chodzi o to, by jak najwięcej osób uznało, nie swoją strategię za swoją i uczyniło ją częścią swojego życia, albo całym swoim życiem.

Jak myślicie – czy organizacje wobec których stosuje się takie strategie nie są zorientowane w skali i intencji tych działań? Myślę, że są. No więc odpowiedzcie na pytanie – jak mogą się z tym uporać nie ogłaszając powszechnej krucjaty, polowania na czarownice i nie powołując Szymona de Montfort na prezydenta USA? Ruch taki bowiem, z czego wszyscy mam nadzieję zdają sobie sprawę, z wyjątkiem może skrajnych politycznych cyników, którzy mają w domu broń czarnoprochową i są gotowi na wszystko, oznacza ostateczną ich klęskę, a pewnie i eksterminację. Zastanówcie się chwilkę, a potem wspólnie podyskutujmy o strategiach. Możecie być bowiem pewni, że chodzi w tej grze o to, co ekologowie nazywają przyszłością świata. A nie o to, co oni określają jako sprzątanie podwórka. Uzgodnienie wspólnego stanowiska ze szwagrem nie wystarczy.

Linia podziału przebiega przez środek Kościoła i to jest strategiczny majstersztyk, który wobec nas zastosowano, a myśmy nawet nie mrugnęli. Dlaczego? Albowiem wielu ludziom, duchownym i świeckim, wmówiono, że Kościół to ich życie. Od tego stwierdzenia do innego, które różni się ledwie jednym słowem już tylko krok – ludzie ci zaczęli wierzyć, że Kościół to tylko ich życie. W dodatku rozumiane i interpretowane wyłącznie na wskazanych przez nich zasadach. Sprawy zaszły już tak daleko, że bez interwencji Pana Boga się nie obejdzie. Ludzie tacy jak Terlikowski nie zamkną jadaczki. Żaden duchowny im tego nie nakaże, albowiem geniusz tej strategii polega na tym, że duchowni zostali zdegradowani do roli ofiar, które są wyciągane z anonimowego tłumu odzianego w sutanny i habity i piętnowane przez ludzi afirmujących postawy stanowiące podstawę oskarżenia wobec tych duchownych.

Dlaczego wobec tego my milczymy? Albowiem odebrano nam głos. Któż to zrobił?  Dobre pytanie. Ja akurat mam sobie mało do zarzucenia, albowiem odpowiedź na nie brzmi – sami to zrobiliśmy godząc się na warunki, w jakich odbywa się komunikacja. Sami to zrobiliśmy angażując się w spreparowane dyskusje zamiast wskazywać mechanizmy owego preparowania. Sami to zrobiliśmy zastępując wiarę kokieterią i pozwalając się przekonać, że Kościół to jakaś zbiorowa terapia psychologiczna dla dysfunkcyjnych, prowadzona przez siostry Pudełko.

Sami odebraliśmy sobie głos angażując się często bez reszty w preparowane i łatwo rozpoznawalne schematy komunikacyjne. Ich celem jest prowokacja ostateczna – rozwałka naszego życia i triumf hierarchii, których prominentni członkowie rekrutowani są na zasadach opisanych wyżej. Przez swoje milczenie, a także przez obawy, że gdy się odezwiemy powiemy coś niestosownego, coś, czego nie ma w zaplanowanych schematach dyskusji, coś kompromitującego i wykluczającego, zostaniemy wyłączeni, umilkniemy na zawsze i wszyscy o nas zapomną. Już milczymy, już o nas zapomnieli, nie ma się więc co, przepraszam bardzo, opieprzać i aspirować. Trzeba robić swoje.

  17 komentarzy do “O ludziach uzależnionych od publiczności”

  1. Li Hui na czele chińskiej delegacji przyjedzie do Kijowa, żeby negocjować warunki pokoju. Sądzę, że ten Hui kieruje się nie tylko wskazówkami , które otrzymał od Xi, ale przede wszystkim wynikami symulacji przeprowadzonymi przez AI.

    Ludzie nie będą podejmować sami ważnych decyzji tak samo, jak coraz częściej nie można kupić biletu w okienku. Trzeba mieć smartfona i aplikację, a wspomaganie przez AI idealnie nadaje się do kreowania polityki, strategii gospodarczych i wojennych. Ruscy przespali skok technologiczny.

    Człowiek będzie miał więcej czasu na tworzenie swojego wizerunku i PR. Będzie się liczył wygląd i charakter. Resztą zajmą się superkomputery.

    https://wiadomosci.wp.pl/najwazniejszy-cel-akcji-chin-pekin-na-powaznie-zaczyna-gre-w-kijowie-6891916117129792a

  2. Wróżę temu panu szybką karierę z takim nazwiskiem.

    A my, Polacy, jak zwykle – kochamy się w sielankach, chociaż mamy najlepszych matematyków na świecie, ale nie wykorzystujemy tego.

    „Duda stawia na wieś” a jego małżonka wspiera zespoły folklorystyczne, jak ten z Żyżyna. Nie mamy szans na nowoczesność, a jak to wspieranie wsi wychodzi, to teraz widać.

    Tymczasem pisarz i publicysta Tomasz Gryguć udzielił wywiadów w parlamencie białoruskim w Mińsku i był w białoruskiej telewizji. Trzeba działać…

    https://youtu.be/XNyVJ4M6HQk

  3. Dzień dobry. Ano właśnie. Nie można naprawić świata nie zaczynając od naprawienia siebie. Brzmi to dość pompatycznie ale myśl jest jasna. „Stanąć w prawdzie” – jak mówią – na swój własny temat najpierw. A narzędzia są. Ot choćby X przykazań. I Ewangelie. Są rekolekcje, nawet wyjazdowe i zamknięte. Nie opowiadać o tym, nie pisać na fejsie – tylko pojechać i przemyśleć siebie. Pomijając już pożytek dla Ojczyzny naszej udręczonej, jaki przyniosłoby to – gdyby stało się powszechne – to nawet ulepszenie własnego tylko życia w tym niedoskonałym przecież świecie – to już jest dobra skórka za wyprawkę. A wszyscy ci stratedzy z Bożej Łaski musieliby poszukać innego sposobu utrzymania, bo straciliby publiczność. To dopiero byłby piękny świat…

  4. Oni muszą zdewastować tematy, z których żyją, dopiero wtedy oprzytomnieją

  5. Ale dokąd można pojechać?

  6. – niektóre zakony oferują taką „usługę” – trzeba poszukać w katolickich mediach najlepiej.

  7. Podobno warto się też wybrać do sanatorium na Białorusi – no chyba, że jest Pan w doskonałej kondycji. Ja tak sobie.

    https://youtu.be/tBWez_dWoPY

  8. Klasztor nad Wigrami.

  9. Te superkomputery razem ze sztuczną inteligencją to jakiś nowy kult cargo. W sam raz dla tych wszystkich przygłupów i ambicjonerów.

  10. Amen. Zgadzam się

  11. Pan ma moc pisania nie z tej Ziemi. Narzucają się wywody Pana, bo fb tak dyryguje, ale po pierwszych czterech zdaniach padam. Wiedza niesamowita i umiejętność przekazu.

  12. Jeżeli nie wyremontowali eremów, to nawet apartament biskupi ma nieortopedyczne materace 🙂

  13. Ostrożnie, AI słucha !

  14. No tak, klasztory generalnie upadają. Nawiązywałem bardziej do bliskości Białorusi. Z aktualnych atrakcji można polecić Lidzbark Warmiński – Zdrój, Tyniec pod Krakowem, wyprawy krzyżowe na wschód – last minute.

    Wykłady ks. Guza w Atenach Roztocza są traktowane jako punkt zwiedzania na mapie Polski wschodniej.

    https://www.frater.pl/osw,1560,ateny-roztocza-4-dni,25247

  15. Dziękuję, ale proszę nie wpisywać więcej tak emocjonalnych komentarzy, bo zwykle w ten sposób próbują się tu uwiarygodnić trole. I ja zwykle takie komentarze usuwam. W ogóle nie wpuszczam ich na stronę

  16. Na Białorusi ponoć zachowało się, w dobrym stanie, bardzo wiele zabytków po Rzeczypospolitej. Walec masońskiej rewolucji, intryga narodowosocjalistyczna i inne treningi survivalowo-paintballowe wraz z imprezami integracyjnymi w Białowieży przetoczyły się gdzieś nad-pod-obok ?

    Palec Boży przed reaktywacją?

    A teraz czy przypadkiem Mr.Nobody nie szuka tam skarbu Templariuszy?

  17. Na Białorusi to jest tradycja I Rzeczpospolitej serwowana przez kołchoźnika A.Ł., który naszego Prezydenta nazywa per Dudu… Tam to raczej traktory, kartofle i wódeczka, dobre na wszystko. A jak nie ma kasy na drogi, to się dzwoni po Kitajca i się robi, na złość Putinowi. Z tymi elitami białoruskimi, to można co najwyżej pocylować z kałacha w giej Jewrope jak GRyguć, z nimi poloneza się nie zatańczy….. A jak dr Przybyłowi imponuje prawdziwa białoruska wieś, gdzie gęsi biegają po ulicy, to już sam nie wiem…  PGR-owska Pierwsza Rzeczpospolita.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.