gru 102021
 

Jeśli człowiek interesuje się czymś naprawdę i próbuje dociec jak sprawy się miały w tak zwanym realu, nie ma najmniejszych szans na to, co nazywane jest monetyzacją popularności. Wiem, że wielu czytelników czuło i być może nadal się czuje zawiedzionych tym, że sukces Kliniki Języka, Szkoły Nawigatorów i mój osobisty, nie jest tak wielki i tak widowiskowy, jak sukces innych autorów. Nie wiem co rzec w takiej sytuacji, albowiem jasne jest, że sukcesy literackie w Polsce są dęte. Nie ma tam nic autentycznego i jasne jest także, że gdybym ja, startując z tego miejsca, które zostało mi dane, zacząłbym pisać jak Mróz, Twardoch czy Czornyj, zostałbym wyszydzony i odstawiony na boczny tor. Trzymamy się właśnie dlatego, że nasz przekaz nie pokrywa się w prawie żadnym punkcie z przekazem innych autorów czy tak zwanych popularyzatorów historii. Inaczej też wygląda mechanika naszej misji. Wczoraj padło tu nazwisko niejakiego Bobrka, który rozpoczął karierę popularyzatora historii na YT. To jest kolejny projekt, który zaowocuje serią nędznych, szmatławych książek, podobnych do tych, które pisze taki łysy z wytrzeszczem, też swego czasu zaczynający na YT. Nazywa się to chyba historia bez cenzury i jest przykładem skrajnego wręcz infantylizmu.

Oczywiście moduły te gwarantują klikalność, lajki i inne rzeczy, które są obiektem pożądania streamerów. Niestety nadeszła pora kiedy trzeba zrobić własny program, w miarę profesjonalnie, który będzie napędzał koniunktury obecne w książkach, kwartalnikach i w dyskusjach na SN. Nie wiem, jak to wyjdzie. I nie wiem kiedy się stanie. Powiem Wam, że zacząłem szukać tak zwanych profesjonalnych reżyserów, którzy zająć się obsługą tego projektu. Zadzwoniłem i napisałem do dwóch, ale jeden nie odpowiedział, a drugi obiecał, że oddzwoni, ale nie oddzwonił. Okay, nie ma się co martwić, spuszczamy po tym wodę. Nie wierzę, bym kiedykolwiek zrobił jakąś internetową karierę zbliżoną choćby rozmiarem do ludzi, których się tu ostatnio wymienia, czy tych, o których ja sam piszę. Wynika to wprost z faktu, że tak zwana popularyzacja jest w istocie dewastacją i nie może być niczym innym, albowiem wtedy Bobrek i Stanowski nie zarobili by ani grosza. W ich interesie jest emitowanie tekstów, które ekscytują ludożerkę, w naszym zaś takich, których oni nie zrozumieją lub je zlekceważą. Jeśli bowiem zaczęliby cokolwiek kumać z tego o czym się tu gada, natychmiast by to ukradli i przerobili na ciastko z dziurką, przez którą mrugaliby do publiczności.

Jak wczoraj słusznie zauważył Marcin K, popularność najbardziej rozpoznawalnych postaci w sieci, bierze się stąd, że mają oni za sobą karierę w niszach generujących duży ruch, na przykład w sporcie. Wszystko to, cały ten szajs, o czym pisałem już wczoraj, to osobnicy z mediów, którzy spędzili w tych mediach dekady całe, wrastając w strukturę, odrywając się od niej, robiąc wiele rzeczy, które były rozpoznawalne na poziomie najprostszych emocji. Moje wydawnictwo i ja sam powstało z niczego. Warto o tym pamiętać, kiedy człowiek poddaje tę działalność ocenom. Ja wiem, że to nie jest przemowa do zaglądających tu troli, ale mam nadzieję, że Wojtek uruchomi wkrótce mechanizm blokujący ich już na wejściu. Chodzi o to, że wszyscy ci ludzie, świetnie się znają i traktują się nawzajem jak grypsera. Cała reszta to frajerzy, którym można podprowadzić temat, albo przepisać ich książkę i uznać, że nic się nie stało. Nie ma więc mowy o żadnym z nimi dialogu, można ich tylko niszczyć, albo lekceważyć. To jedyna droga, choć przykro to stwierdzić. Nie ma szans, bym próbował zaistnieć w sieci opowiadając o wąsie Hitlera, albowiem to się komuś kojarzy z odbiorcą masowym. Wszystko bowiem zmierza ku temu, by tacy jak ja nie mieli szans zaistnieć w ogóle. Powtórzę się, ale czasem trzeba – wskazuje na to całkowita degradacja Igora Janke. Era blogerów minęła. Nie minęła jednak era autorów, ta bowiem nie mija nigdy, choć pewnie wielu ludziom wydaje się, że to nieprawda.

Nie wiem co będzie, albowiem pierwszy raz widzę coś takiego, by rynek pod koniec roku nie reagował w ogóle. Chodzi mi o to, że sprzedaży w zasadzie nie ma. Pośrednicy zaś nie płacą, a więc to, co widzę, nie jest tylko moim złudzeniem. Czy chodzi o to, że weszło w życie nowe pokolenie, którego już nie potrafimy przekonać do niczego samym słowem pisanym? Pewnie tak. Dzieje się jednak coś jeszcze. Wielu dojrzałych czytelników jest – jak wspomniałem – zawiedzionych tym, że nie odnieśliśmy sukcesu na jakąś większą miarę. Proszę Państwa – przypominam raz jeszcze – ten projekt powstał z niczego. Jego wrogowie zaś mają takie zaplecze i takie możliwości, że gdybym ja miał takie przez miesiąc, nikt by z tego internetu nie wyszedł żywy. Paradygmaty zaś zmieniłyby się trwale i nieodwołalnie.

Wielu naszych czytelników stale jest czynnych na twitterze czy w innych miejscach, albowiem tam dostają znacznie więcej emocji i mogą wchodzić w interakcję z ludźmi, którzy są rozpoznawalni. Z ludźmi mediów po prostu. I to załatwia sprawę. Tak są ustawione priorytety i to się nie zmieni, ja zaś nikomu nie będę tłumaczył, że to źle, bo każdy ma prawo do tego, by szukać rozrywki w ulubionych dla siebie formach.

Ja sam czasem zaglądam na twitter i czytam komentarze pod wpisami najbardziej rozpoznawalnych popularyzatorów. Jestem więcej niż zdumiony. Masa krytyczna treści istotnych nie zostanie przekroczona nigdy. Wszystko to zaś, co tam widzimy, to jeden wielki dzień świstaka. Nie ma takiego trzydziestolatka, który by w pewnym momencie nie zapragnął zanurzyć się w niezwykłą atmosferę dawnych kresów, co umożliwi mu największy w tej dziedzinie specjalista czyli Zychowicz. Nie ma takiego gamonia, który by nie chciał posłuchać jak to było z tym wąsem Hitlera i co z tego wynikło. Czekamy już tylko aż dojrzeje kolejne pokolenie, które będzie się ekscytować opowieściami o gwałtach zbiorowych. I nic ponadto się nie przebije. Takie historie bowiem szarpią nerwy lepiej niż wszystkie dęte powieści kryminalne. Budują one też pewną hierarchię wrażliwości i uniemożliwiają ludziom zainteresowanie się czymś naprawdę. Co to znaczy? Otóż chodzi o to, by dewastować emocje i nie wywoływać odruchu ich redagowania. Każdy człowiek normalny, zaatakowany jakimiś dramatami, stara się – ja tak przynajmniej robię – nieco je zweryfikować i poddać jakiejś krytyce, zwykle pisanej, choć nie zawsze. Rodzą się z tego polemiki, dyskusje, a na koniec może nawet jakieś plansze, okładki czy rysunki. Człowiek zdewastowany chłonie to i nie przerabia. Zalega to w nim jak folia w rurze odpływowej odprowadzającej nadmiar wody z szerokich nadniemeńskich łąk. I mowy nie ma by to odetkać, bo w każdym pokoleniu rodzą się kolejni foliarze, którym ktoś wręcz certyfikaty proroków.

Obiecuję, że jutro będzie już normalny tekst.

  9 komentarzy do “O monetyzacji popularności”

  1. Dzień dobry, tekst jak najbardziej „normalny” i wcale się nie dziwię, że takie tematy angażują Pańską uwagę. Myślę, że nie tylko Pańską, a zachowania czytelników, o których Pan pisze dają się przenieść na różne inne obszary, przez co temat staje się dość uniwersalny. Oczywiście – czytelnikowi, klientowi czy jak go tam nazwać nie zawsze można wytykać jakieś jego wady, może się bowiem okazać nadwrażliwy i najwyżej sobie pójść miast zweryfikować swoją postawę. Człowiek jest słaby, to wiemy, przeto najchętniej skłania ucha do treści poprawiających mu samopoczucie, zapominając, że zwykle są to podszepty szatana. Ja lubię takie stare chińskie powiedzenie; „pierwsze przykazanie dekalogu nieudacznika brzmi – nie przyjmuj do wiadomości negatywnych wiadomości o sobie, bo takie może rozsiewać tylko twój wróg”. No i mamy tych nieudaczników – indywidualnie i na pęczki, a zły tyko łapy zaciera i robi wszystko, żeby takich postaw przybywało. Nie jest łatwo z tym walczyć, ale nikt nie mówił, że będzie…

  2. Sprzedaż nie idzie ale w markecie handel karpiem też nie idzie. Dzisiaj w hipermarkecie tylko dwie osoby stały w kolejce do kasy. Jak nigdy. Państwo dało samorządom promesy na inwestycje i na pytania potencjalnych wykonawców: kiedy będzie kasa odpowiada, że zapewne w przyszłości ale gwarancji nikomu nie da. Rozumie się, że wykonawcy mają zrealizować te budowy za swoje, a jak nie będzie z czego zapłacić to trudno. Jak to mówi Naczelnik: warunki są jakie są, kto tak nie potrafi biznesu prowadzić to znaczy, że się nie nadaje 🙂 Rząd podejrzał konta bankowe przedsiębiorców i zauważył na nich całą górę „niezagospodarowanych” pieniędzy. Trzeba je wykorzystać dla „dobra wspólnego”, a że jest ich i tak za mało i firma bez kredytu nie funkcjonuje to szczegół. Dbajmy o innych. My czyli Wy, ci którzy zgrzeszyli brakiem roztropności i pozakładali własne biznesy. Na pewno polepszy Panu humor informacja, że prezydent mojego miasta i wszyscy radni dostali sowite podwyżki więc i w Pana miejscowości jest tak samo. Władza musi być w godnych rękach, a „godne” nie musi oznaczać „biedne”. Ok. Kończę te złośliwości ale syty głodnego nie zrozumie. Człowiekowi na etacie z trudem przychodzi zrozumienie „prywaciarza”. Dzisiaj jesteśmy w punkcie, w którym nie mamy ruchu innego poza narzekaniem.

  3. Trollujesz notkę – bo one nie o tym co ty bredzisz. Ale w takim razie do rzeczy.

    Kuzyn ma firmę remontowo-budowlaną. Zleceń ma tyle, że wybiera te na które ma ochotę. I oczywiście można się obecnie umówić już tylko kwiecień przyszłego roku – terminy zajęte.

    Brat teściowej ma spory warsztat samochodowy w N. Targu.  (zatrudnia 7 pracowników + dwóch synów). Na placu stoi zawsze ok. 15 samochodów. Terminy – co najmniej  „na za tydzień”. Buduje już trzeci dom.

    Więc jak widzisz biznes się kręci aż huczy. Ale trzeba umieć coś co jest komuś potrzebne.

    Co do tych promes dla samorządów to jest rewelacyjny pomysł. Nie będzie marnowania kasy na niepotrzebne projekty. Musi być coś naprawdę potrzebnego, musi być dobre planowanie i oszczędne (racjonalne) finansowanie. Wtedy jak będzie realizacja (słowo które bardzo lubi Gospodarz), to pieniądze zostaną zwrócone. To jest prawdziwa (pozytywne) bomba. Jak samorządowcy mają z tym problem, to niech zajmą się realnym biznesem:  budowlanka, remonty, naprawy, transport, przetwórnie, hodowla, uprawy, kopaliny, …).

  4. Sprzedaż nie idzie ale w markecie handel karpiem też nie idzie.

    To są przecież dwa tygodnie przed Świętami. Co ty z konia spadłeś, że już teraz oczekujesz gorączki? To dzieje zawsze na 3-4 dni przed Wigilią. Poza tym karpie już nie są tak popularne jak kiedyś. Wtedy stanowiły praktycznie 100% ryb wigilijnych. Teraz jest to ok. 50%. To co widziałeś jest jakąś nieudaną próbą marketingową, aby zacząć sprzedawać ten towar z dużym wyprzedzeniem, i uprzedzić konkurencję. Jak widać „pathetic failure

  5. 1.Nie przypominam sobie abyśmy przechodzili na „ty”. 2.Agresja w Pana wpisie jest zbyteczna. Jesteśmy „na salonie” więc zachowujmy się. 3.Nie jestem pisarzem ani wydawcą dlatego nie piszę o rynku, o którym nie mam pojęcia. 4.Od trzydziestu lat prowadzę biznes budowlany i znam ten rynek lepiej od Pana. Nie każdy jest „Zenkiem” , który w każdej chwili może inwestorowi powiedzieć: szefuniu podrożało trzeba dołożyć albo umawiać się na robotę z półrocznym wyprzedzeniem. Przedsiębiorcy budowlani muszą wygrywać przetargi, dotrzymywać cen, terminów i zanim skończą inwestycję to mogą „obudzić się” w odmienionej rzeczywistości. 5.Związek między promesami , a racjonalnością inwestycji jest żaden. Problem polega na tym, że inwestorzy samorządowi nie mają do końca pewności czy na pewno dostaną środki na inwestycje, czy czasem nie będą musieli wykładać własnych zasobów, których im brakuje. Ludzie w samorządach są gospodarni więc woleliby przesunąć w czasie inwestycje niż pchać się w coś na co ich aktualnie nie stać. Przedsiębiorcy też nie chcą pchać się w inwestycję, która nie ma zapewnionego finansowania gdyż brak zapłaty lub jej opóźnienie dla bardzo wielu firm oznaczałoby upadek. To nie są „domeczki” czy „remonciki”, tu chodzi o poważną kasę. 6.Sprawa karpia nie dotyczy karpia tylko jest przykładem mizerii na jakimś segmencie rynku. Powody są tu nieistotne. 7.Istotą mojego wpisu jest to, że przedsiębiorca rozumie dylematy innego przedsiębiorcy (Gospodarza) choć funkcjonują na całkiem odmiennym rynku. 8.”Trollowanie (ang. trolling) – antyspołeczne zachowanie charakterystyczne dla internetowych forów dyskusyjnych i mediów społecznościowych. Polega ono na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników w celu ich ośmieszenia lub obrażenia poprzez wysyłanie kontrowersyjnych, napastliwych, często nieprawdziwych przekazów.” 9.Nie znajduję w swoim wpisie niczego co byłoby antyspołeczne, kontrowersyjne czy obrażające, natomiast Pana wpis postrzegam jako napastliwy.

  6. Dorobiliśmy się czasów, gdzie jak ktoś nie umie nic idzie do polityki, na Youtuba czy inny Instagram, potem produkuje wywiad rzeka (polityk), książkę jak dorobiłem się na youtube, ci z instagrama to reklamują wszystko. Przykład chorego na cukrzyce reklamującego maszynkę do pieczenia chleba, zamiast powiedzieć , że cukrzyk powinien unikać tych produktów.

    Ci co coś potrafią nadal walczą, ale mam wrażenie  ,że jest ich coraz mniej, a zapomniałem jeszcze o pracownikach korpo, gdzie można pływać jak rybka w wodzie od posady do posady

  7. Do tej grupki „popularyzatorów” historii, a raczej siebie, możnaby dodać jeszcze niezawodnego Franca Zalewskiego. Ten to jest dopiero ancymon.

    Ja się już łapałem na tym, że zastanawiałem się sam nad sposobami zwiększenia Pana zasięgów, ale ma Pan oczywiście rację. Jakość zazwyczaj nie idzie w parze z ilością. Ale sukcesu życzę, a wzmiankę o nowym programie odnotowuję z ciekawością.

    Pozdrawiam.

  8. Nie ma w kodzie sklepu żadnych narzędzi analizujących ruch, więc właściciel prawdopodobnie nie wie skąd ludzie na tam przychodzą, kiedy, w jakiej liczbie, jak się zachowują, kim są i w jakie punkty uderzać aby to zwielokrotnić. Albo kwestie marketingu na stronie. Może wchodzą, ale nie kupują. Dlaczego? Albo żeby strony pojawiały się wyżej w wynikach na odpowiednie wyszukania. Takie fundamenty e-handlu.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.