wrz 012021
 

Z dwojga złego – naiwny profesor czy profesor cyniczny – wolę tego drugiego. On albo się nie odzywa, albo gdzieś ucieka, albo wyraża lekceważenie i można w sposób widowiskowy odpłacić mu tym samym, zyskując przy tym poklask i sławę. A czasem też sprzedać kilka książek. Profesor naiwny jest gorszy, albowiem wygłasza różne nieprzemyślane kwestie i do tego jeszcze chce, by inni je realizowali. Nie ma pojęcia o czym mówi, jakie są okoliczności i ograniczenia w postulowanych przezeń działaniach, ale wzywa do czynu. Oto przykład, link do felietonu prof. Ewy Thompson, która mieszka w USA i pisze teksty dla Teologii Politycznej. Firmuje swoją osobą i swoim pisaniem instytucje, w mojej ocenie, całkowicie nieskuteczną, która wyłącznie „przeżera budżety”. No, ale popatrzmy do czego nawołuje prof. Thompson.

https://teologiapolityczna.pl/ewa-thompson-konwersacja-o-polsce-zagranica-felieton?fbclid=IwAR2Ra78Ij6lspCaBIxY1qbE_-t7QYf0goBxGsAup9_lOjI3AHsuqTf_L2Gs

W zasadzie, żałuję, że to ona napisała ten felieton, a nie jakiś mężczyzna, bo wtedy tytuł tego tekstu brzmiałby – O zidiociałych profesorach. No, ale nie mogę przecież odnosić się bez szacunku do starszej pani. Nie wiem ile już lat piszemy tu o kwestiach poruszonych w powyższym felietonie wskazując na niemożliwe do zlikwidowania ograniczenia, a także na systemową nieskuteczność akademii jako instytucji propagandowej. Prof. Thompson zaś uważa, że jak polscy autorzy napiszą prace naukowe i opublikują je za pieniądze państwa lub swoje w wydawnictwach zachodnich, to zmieni się obraz Polski w świecie. W dodatku owa zmiana dotyczyć będzie także przeszłości, również ten najdawniejszej. No, a Teologia Polityczna, instytucja, która teoretycznie władna jest przeprowadzić taką operację, ochoczo ten felieton drukuje, nie zamierzając przecież nic w tym kierunku robić. I ma na to tysiące usprawiedliwień, albowiem ludzie, którzy tę organizację firmują uważają, że jest ona powołana po to, by przede wszystkim zagwarantować im właściwą pozycję towarzyską. A także po to, by mogli – za państwowe pieniądze – wskazywać kierunek działań.

Problemem Polski nie jest taka czy inna redakcja jej dziejów, która uniemożliwia zagranicznym gościom poznanie prawdy o kraju, ale postawa ludzi, którzy uważają, że to oni są Polską, albo – w najgorszym razie – jej kompetentnymi reprezentantami. Ludzie ci, nieważne czy politycy, czy analitycy, czy profesorowie, czy dziennikarze, zachowują się – w godzinie próby – zawsze tak samo – spieprzają szosą na Zaleszczyki. Kiedy to czynią, różne starsze panie i sędziwi panowie wołają za nimi – wracajcie, wracajcie, ojczyzna w potrzebie! Tak właśnie wygląda relacja pomiędzy panią Thompson a redakcją Teologii Politycznej. Tyle, że pani Thompson nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

Jeśli składa ona taki postulat, jak wyżej, proszę bardzo odpowiadam nań w tej sekundzie. Wczoraj dostałem do ręki tłumaczenie tekstu Hansa Dobbertina o Ryksie Śląskiej i jej małżeńskich perypetiach. W połowie września będę miał gotowe tłumaczenia tekstów księdza Davida na temat Ryksy. I już możemy rozpoczynać dyskusję o roli Polski w średniowieczu. Mamy postać, nie byle jaką, bo cesarzową Hiszpanii, hrabinę Prowansji i – jak chcą Francuzi oraz Hiszpanie – także hrabinę Tuluzy, która przybyła na Zachód wprost z Polski. Lecimy. Że co? Że nie o to chodzi?

Oczywiście, że nie o to, albowiem prof. Thompson chciałaby, żeby z owych proponowanych przez nią poczynań wynikły jakieś awanse dla środowiska, które ona uważa za najodpowiedniejsze dla budowania tego, przepraszam za wyrażenie, wizerunku Polski. Nie wiem, jak wy, ale ja już rzygam tym wizerunkiem i jak słyszę kolejnego bałwana, który o nim mówi, mam ochotę wyrwać sztachetę z płotu i pędzić za nim przez niezaorane pole z zamiarem dokonania mordu.

Prof. Thomspon chciałaby także, by z owych poczynań, czysto przecież teoretycznych wyłonił się jakiś obraz Polski, bliski temu o czym pisał Jasienica. Tak to odbieram, choć mogę się mylić. Rzeknę więc słowo o strategii, której założenia pozostają całkowicie poza zasięgiem umysłu prof. Thompson.

Uniwersytety zachodnie to instytucje propagandy imperialnej i nie służą one temu, by tej propagandzie szkodzić dociekając jakichś prawd. One mają opracować strategię narracyjną obowiązującą wszystkich, która następnie zostanie zmultipolikowana w produkcjach pop kultury. Uniwersytety w Polsce, a także w innych, podobnych jej krajach, są po to, by utrwalać tę zachodnią propagandę, a nie ją zmieniać. Być może prof. Thompson o tym wie, a pisze swoje felietony po to, by fakt ów ukryć i zmącić komuś umysł, jakiemuś biednemu magistrowi historii, na przykład. Trudno ocenić.

Jej lamenty nad lekceważeniem Polski i jej roli w zagranicznych publikacjach, wynikają wprost z tego, że nie rozumie ona, a z nią wszyscy inni historycy i dziennikarze, którzy pasjonują się historią, co to takiego jest Polska. Im się wydaje, że Polska to oni. Czasem, że Polska to naród, który usiłują nieudolnie kokietować. Tyle, że naród ten najchętniej wyrzekłby się Polski i zamieniłby ją na coś innego, bezpieczniejszego. Intuicyjnie wyczuwa on bowiem, podobnie jak naród szlachecki w dawnych czasach, że Polska to przede wszystkim ryzyko. Tymczasem piśmienne elity uważają, że Polska to przede wszystkim bezpieczeństwo, ich własne bezpieczeństwo. Kiedy się okazuje, że nie, odruch jest zawsze ten sam – ku szosie na Zaleszczyki. I tu tkwi problem główny. Niech pani profesor Thompson zapyta swoich brytyjskich kolegów o Kompanię Moskiewską i o panów Horseya oraz Jenkinsona, a także o rolę jaką pełnili w Moskwie za czasów cara Iwana IV. To powinno ją nieco otrzeźwić.

Wracajmy jednak do strategii. Uniwersytety są zapleczem pop kultury, ta zaś – jeśli chodzi o historię – produkowana jest dziś w formatach zbliżonych do egipskich reliefów z czasów średniego państwa. I mowy nie ma żeby to zmienić. Wiadomo kto był dobry, kto zły i w jakich formatach przedstawiać wyczyny tego czy innego króla. W zasadzie można nawet rzec, że przestaje być potrzebna i ta wersja historii, albowiem zastępuje ją fantastyka. Prof. Thompson tego nie zrozumie, albowiem żyje ona w przestrzeni fikcyjnej. Lekceważy przy tym albo jest nieświadoma tego, jak wielkie pieniądze przeznacza się na popkulturowy lans.

Budżety na wydawnictwa popularne są bardzo duże. Nie chodzi tylko o książki, ale także o gry. Mają one za zadanie ułatwić utrwalenie pewnych formuł, które nie mogą – ze względów politycznych – ulec zmianie. O czym tu więc w ogóle gadać. Popkultura jest jak desant morski i powietrzny razem wzięte. Ostatnią masową operacją jakiej dokonała była ta o kryptonimie Harry Potter, która jeszcze raz potwierdziła, że narracje brytyjskie są najważniejsze. Być może ważniejsze niż całe Hollywood, ze swoją nędzą i blichtrem, książka bowiem, dobrze promowana, trafia wprost do serca i zostaje tam na zawsze.

Niech się nikomu nie zdaje, że mieszam porządki. Chodzi bowiem o to samo, o pozyskanie, czyli sparaliżowanie i uzależnienie od dostarczanych treści jak największej ilości czytelników. Tego nie można przeprowadzić przy udziale jakichś zidiociałych profesorów czy dziennikarzy – leni i ambicjonerów – pozbawionych talentu.

Żeby zwyciężyć, nie tylko na polu propagandy, trzeba przede wszystkim odrzucić zasady, jakimi kieruje się przeciwnik i narzucić mu własne. Brytyjska kultura dlatego odniosła sukces, że przestała się przejmować kontynentalnymi zasadami. Cały system promowania brytyjskiej pop kultury to machina, która dewastowała na swojej drodze wszystko, przez kilka dekad. Najlepiej było to widoczne oczywiście w muzyce.

Ewa Thompson zaś chce, by państwo polskie, albo indywidualne osoby lub fundacje, korzystając z dobrej woli ludzi, przeciwko którym mają wystąpić, zmieniły za pomocą jakichś „naukowych” publikacji wizerunek Polski. W dodatku zmienić go w głowach tych osób, którym najbardziej zależy na tym, żeby wszystko zostało po staremu. Na koniec zaś, żeby wszyscy pogratulowali dobrej pani profesor pomysłu i sukcesu.

Wróćmy do XVII wieku i roli Polski w polityce światowej. Ona jest niezauważalna przez zachodnich badaczy, albowiem to monarchie zachodnie, których doktrynę do dziś reprezentują historycy, przede wszystkim dążyły do podziału Polski. Czy pani Thompson wydaje się, że oni o tym nie wiedzą? Że to już jest nieważne? Że mapa się zmieniła, albo, że ludzie ci pracują bez zrozumienia doktryny organizacji, która ich zatrudnia? Że zostali wychowani w jakiejś innej tradycji? Pani Thompson nie rozumie przede wszystkim wschodniej polityki mocarstw w XVI, XVII i XVIII wieku, a wraz z nią nie rozumieją jej inni. Przez swoich rzekomych kolegów z Zachodu postrzegani są więc wszyscy razem i każdy z osobna, jako niegroźni wariatuńcie. Z wyjątkiem oczywiście tych, których się opłaca, żeby utrzymywali Polskę w stanie permanentnego ogłupienia. Ci są traktowani serio, ale oni nie zgłaszają takich postulatów jak Ewa Thompson.

Nie wiem co mogę jeszcze dodać. Brytyjczycy, do roli desantu propagandowego przeznaczają ludzi, którzy są poza wszelkimi podejrzeniami i wzbudzają jedynie szczerą sympatię. Choć z czasem potrafią też nieźle wkurzyć czytelników. Zatrudniają takich ludzi, jak autorka Harry Pottera. W Polsce jest to niemożliwe, albowiem nikt tu nie kontroluje dystrybucji treści o takiej mocy. One nie mogą powstać – to jedno, a także nie mogą być nigdzie wyekspediowane z odpowiednią siłą. To jest poza zasięgiem naszych organizacji, a także poza możliwością pojmowania wszystkiego przez ich członków i kierownictwa. Jeśli w Polsce wykonuje się jakieś ruchy w zakresach postulowanych przez prof. Thompson, to są one pozorowane i mają jedynie wymiar towarzysko-złodziejski. Służą podniesieniu znaczenia środowisk, lansujących się przed rodzimą publicznością i zagarnianiu państwowych budżetów.

Chciałbym na koniec zapewnić prof. Ewę Thompson, że ja osobiście świetnie się bawię, wydając jako pierwszy w Polsce, relację Pierre’a de Chevalier o wojnie kozackiej, a także tłumacząc na rodzimy język artykuły księdza Pierre’a Davida. Pani profesor tego nie zrozumie, albowiem ona uważa, że trzeba pisać po angielsku, wtedy wszyscy wszystko zrozumieją, będą nas lubić i pojmą wreszcie jak doniosłą rolę w świecie odkrywa nasz biedny kraj.

Dziś pierwszy września, kolejny pierwszy września. Niebawem 17 września, a my ciągle stoimy na zawalonej samochodami zaleszczyckiej szosie. I ani wte, ani wewte…

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

  39 komentarzy do “O naiwnych profesorach”

  1. Może już szosa na Zaleszczyki nie jest potrzebna. Dzięki Putin-Biden mamy stan prawie taki jak po III rozbiorze Polski. Taki jak Prusy z Rosją uzgodniły po nierozstrzygniętym wojnie przed naszymi rozbiorami, wtedy Wielka Brytania i Francja ustaliły też jak podziela Amerykę. Tak w sprawie 1 i 17 września mnie naszło, wtedy też wrócono do stanu potrzeciorozbiorowego.

  2. „Uniwersytety zachodnie to instytucje propagandy imperialnej i nie służą one temu, by tej propagandzie szkodzić dociekając jakichś prawd. One mają opracować strategię narracyjną obowiązującą wszystkich.” a zatem pisanina pani Thompson to podstępne nawoływanie aby jacyś naiwni polscy pracownicy naukowi wykonali skok na główkę do pustego basenu. 

  3. wojna siedmioletnia, starcie Prusy – Rosja, kto weźmie Rzeczpospolitą ? Rosja na samym początku myślała , że weźmie ją bez wspólników

  4. Analizowanie tej sytuacji nie ma sensu, albowiem jest wskazywaniem kierunku współczesnej propagandzie moskiewskiej

  5. Tak właśnie. Dlaczego ona sama nic nie napisze?

  6. Bo nawet najgłupszy profesor doskonale wie kto mu płaci i czego się od niego wymaga w zamian. Inaczej nie byłby profesorem

  7. Niektórzy rezygnują z tej funkcji, słyszałem o takim jednym. Jakieś światełko w tunelu więc widać

  8. Pani profesor chyba jednak coś rozumie, wszak jest autorką ksiązki: „Trubadurzy imperium. Literatura rosyjska i kolonializm”. 

  9. Naprawdę? Napisała taką książkę? Chyba ją sobie kupię.

  10. A jeśli rozumie, dlaczego zgłasza tak idiotyczne postulaty?

  11. Serwus.Dlaczego w  języku naszym ojczystym  przymiotnik „ polski” piszemy z małej litery ? Wszyscy zewnętrzni najeźdźcy używają capital letter.

  12. Przeczytałem zajawkę tej książki. Ona jednak nie rozumie

  13. bo po polsku przymiotniki pisze się z małej litery

  14. Dzień dobry. Nie wiem gdzie tam w tych Stanach ta pani pracuje, ale myślę, że skoro nie myje podłóg ani nie opiekuje się jakimiś dziećmi, to musi być raczej sprytna. Nie należy więc do kategorii naiwnych, ale cynicznych. I to co tu nam serwuje jest pewnie mniej lub bardziej bezpośrednio inspirowane przez jakieś służby. Dzisiejszy tekst należy do tych najzimniejszych pryszniców, jakie tu dostajemy. Ale tak trzeba. To dobre na krążenie. Cokolwiek chce się osiągnąć, najpierw trzeba do końca otworzyć oczy i zobaczyć rzeczywistość. Siebie przede wszystkim. To czym i kim jesteśmy dziś, czym byliśmy kiedyś i jak to się potem potoczyło i za czyją sprawą. I jakie „my” mamy na myśli, bo to na ogół bywa bardzo upraszczane. A dalej – że od zawsze jesteśmy sami, poza może czasem Węgrami cały świat jest nam w najlepszym razie obojętny, a sporo jest takich, co by się nawet naszymi szmatami chętnie podzielili. Że żyjemy w rzeczywistości zorganizowanej dla nas przez obcych, z myślą o ich interesach a nie naszych. Że nie mamy nic, co by nam pozwalało mieć jakąś nadzieję na zmianę tego stanu. Poza takimi miejscami jak to, poza paroma książkami, paroma modlitwami. Ja wiem, że mało w tym polotu i ironii, ale jakoś tak wewnętrznie mało mam ochoty na żarty.

  15. Oni się zdziwili dopiero podczas akcji Sonderaktion Krakau, bo nie wszyscy uciekli. Rudolf Weigel spokojnie pracował dla Niemców, chociaż był żydem, dopiero Polacy po wojnie go „dopadli”.

    Nie można generalizować.

  16. Książki czyta się od pierwszej do ostatniej karty. Po polsku wyszła ta książka w 2000 r. Wskazała pewien kierunek i nikt nie podjął wyzwania. A można ich wszystkich opisać kwieciście… wszak każdy lubi czytać o sobie. Zachęty umieszczać w zajawce.

    Pomysł, by kształcić za własne pieniądze a nie cudze, nie jest głupi.

  17. No, ale jak tu nie wziąć, kiedy dają?

  18. Pokusa wielka, ale można się oprzeć… Pan jakoś wydaje za swoje, więc widać można. Potrzeba trochę charakteru?

  19. Starszy pan sprzedający pietruszkę na straganie jest mniej naiwny niż pani profesor. Zatem tak jak pisał knecht pani Thompson wykonuje pewnie jakieś polecenie służbowe. Cały artykuł utrzymany w tonie: „co to my nie zrobimy, jak nam się w końcu zechce”. Tak z innej beczki dla ludzi, którzy mają mocne nerwy polecam obejrzeć wywiad prof. Góralczyka z Bartosiakiem. Góralczyk to jest dopiero aparat!!!

  20. Profesor jest wysokim funkcjonariuszem panstwowym i standardowa procedura jest taka, ze na wypadek zaboru / okupacji / zmiany ustroju (niepotrzebne skreslic) natychmiast nalezy zlozyc deklaracje wspolpracy z nowymi wladzami. Sa profesorowie dwojakiego rodzaju: mianowani przez poklepanie w ramie przez prezydenta lub profesorowie „oksfordzcy“ w systemie anglosaskim, ktorzy maja jakas wiedze i sami do niej doszli. Ci pierwsi powinni skladac holdy nowej wladzy natychmiast.

    Gdyby nasza profesura zaakceptowala Hitlera i przezyla wojne, to moze nie doszloby do takich absurdow, ze Uniwersytet Wroclawski przyznaje w latach 1990-tych doktorat honoris causa NAZISCIE profesorowi Gadamerowi albo miasto upamietnia wynalazce cyklonu
    https://forum.gazeta.pl/forum/w,72,104754119,104754119,Kiedy_ulica_Fritza_Habera_.html
    albo Gdansk czci Güntera Grassa z Waffen SS.

    W nowej Polsce nazizm nikogo nie razi, albo razi mniej, niz blask profesorski czy noblowski.

    Nie mamy zywych, uczciwych profesorow ani noblistow, wiec nie mozemy grymasic.

    W zwiazku z pandemia uczciwi lekarze dementuja fakt dobroczynnosci szczepien na koronawirusa i narazaja sie na nieprzyjemnosci.
    A powinni opisac w stylu Super Ekspressu czy tygodnieka „Nie“ TYLKO I WYLACZNIE KWESTIE FINANSOWE LUB SKANDALE SEKSUALNE z udzialem skorumpowanych przez koncerny farmaceutyczne profesorow. To jest ta zmiana regul gry. Wtedy osiagneliby cel i zarobili kupe kasy.

    Gospodarz powinien opisac bez skrupulow losy naszych profesorow, ale wtedy musialby natychmiast zaczac sie pakowac i uciekac „z tego kraju“.

  21. Mimo wszystko przyznaję pani rację. Zdroworozsądkowość i polityka choćby małych kroków jest lepsza, niż paraliż w obliczu prawd globalnych. Bo ten paraliż, prowadzi jeśli nie wprost do determinizmu, to do niemożności działania. Podobno Chiny dokonują teraz reformy edukacji. Kto jak kto, ale oni znają wartość edukacji w życiu narodu najlepiej. Kształcić za własne pieniądze.  I rozmawiać o tym. Nawet z trochę naiwnymi. Bo być może za dwa lata będzie znów wielkie otwarcie systemowe, takie jak po I wojnie św.

  22. A teraz dobra wiadomość. Minister Czarnek podpisał rozporządzenie, które wyrzuca „świętą ewaluację do kosza”, tam gdzie jej miejsce.

  23. Normalna Daviesa Boże Igrzysko lansowano w szkołach prawie jak podręcznik. Brytole widzieli koniunkturę zarobili kasę i narzucili swoją narrację. Davies w początkach lat 90 ych był tym czym Jasienica a 80 ych. Dozwoloną przez Partię opozycją myśli.

  24. Pan niczego nie rozumie. Może Pan zrozumie, jeśli Pan przeczyta recenzje księgarzy pod tą książką. Bełkot absolutny. Przypadek?

  25. Tylko, że ja oceniłem artykuł zalinkowany przez pana Gabriela. Może pani profesor popełniła jakieś ciekawe książki, artykuły, ale ten konkretny był słaby i kropka. A z tymi księgarzami to tak jest, że zawsze będą zachwalać produkt, który mają na składzie.

  26. W tym przypadku nie zachwalają, a wręcz zniechęcają. Cenię Coryllusa, lubię tę jego przekorę, płynięcie pod prąd i odwagę, ale nie mam obowiązku się z nim zgadzać we wszystkim. Nie śledzę wszystkich wypowiedzi Pani Profesor, ale uważam ją za mądrą i rozważną osobę. To co postuluje ma sens.

  27. Oczywiscie, ze ma sens, co najmniej merkantylny. Pani profesor nikomu krzywdy nie zrobi, natomiast lekarz – łajdak juz tak.

  28. To co ona postuluje nie ma sensu, albowiem nie da się wykonać. Niech Pani to wreszcie zrozumie. To są fantazje

  29. Nie da się dać kasy dla studentów? Nie da się przetłumaczyć na angielski książek? A na stalinowską propagandę dawać to się da? Nie tak dawno temu córka ambasadora wygrała konkurs na najlepiej napisane opowiadanie w tym języku. Można tłumaczyć i na chiński jak się zechce. Sam Pan pisał, że wiele bardzo dobrych prac naukowych leży odłogiem. Raz coś wydadzą i tyle było. Uruchomić to wszystko…  Ostatnio mój syn czytał poską książkę wydaną po angielsku i tylko wzdychał nad tym tłumaczeniem… pani profesor nie bez powodu mówił o tych tłumaczach.

  30. Ilustracja Nie oddamy ani guzika

    i ciekawy tekst Pani Profesor Sarmatyzm i postkolonializm (tekst pochodzi internetowego archiwum, więc ściąga się kilkanaście sekund)

  31. felieton pani profesor mi się podoba, oczekiwania p. profesor jak najbardziej właściwe

    tyle że nie mamy takiej kadry która mogłaby napisać tekst o który pani profesor chodzi,

     

    może prof. Matczak /tata rapera Maty/ napisałby kilka rozdziałów o rozwiązaniach  prawnych z tamtej epoki ….

  32. no taka moja naiwna sugestia w końcu mowa o profesorze prawa  ..

  33. Z szacunkiem dla prof. Thompson dołączam dwuznaczny komentarz.

  34. W pewnym sensie Polska przypomina gościa obezwładnionego przez policjantów, przypartego do maski z wykręconymi do tyłu rękami. W takiej pozycji trudno nawet poprosić o siusiu, nie mówiąc o swobodzie ruchów i myśli.

    I gdyby nawet z wirtualnego miniguna wypalić w „parszywieńki Zachód” miliardem Raportów Pileckiego, z krótkim wstępem ukazującym historię Rzeczpospolitej i podstawowe fakty o KL Auschwitz, nasza sytuacja nie ulegnie za bardzo zmianie. Bo policjanci mają wyraźne rozkazy od sponsorów, a sponsorzy dbają o swoje interesy.

  35. Gwoli ścisłości:

     

    „Gadamer was not a member of the NSDAP (National Socialist German Workers Party), he was a member of the NSLB (National Socialist Teachers Union). Founded in 1927, the NSLB was officially classified by the NSDAP as its “connected organization” (angeschlossener Verband). Membership in both the NSDAP and the NSLB was voluntary, and the party leadership of both were quite aware that opportunism was a common reason for application; they commonly turned down petitions on the grounds that a petitioner was not “politically reliable.” (Over the course of the eleven-year history of the Thousand Year Reich, this situation changed, and membership in all party organizations became increasingly difficult.) There is no record of any professor being forced to join either organization, though obviously there was indirect pressure insofar as membership could, and often did, help one’s career, and certainly did nothing to hinder it. Partly because prospective members had to petition to join, membership was understood both officially and publicly as an attempt, at the very least, to accommodate oneself to the regime. On the other hand, some professors had successful careers in the Third Reich without being members of any National Socialist organization. It was possible to leave the NSLB without penalty, which some did; and it was of course also possible to be asked to leave or to be expelled (at least one such philosopher died in a concentration camp). Reasons for expulsion were not limited to direct political opposition (overactive identification with Catholicism was one criterion, for example)”.

     

    Geoff Waite, Salutations. A Response to Zuckert, (w:) Bruce Krajewski (ed.), Gadamer’s Repercussions. Reconsidering Philosophical Hermeneutics, Berkeley-Los Angeles-London: University of California Press 2004: 272-273.

  36. c.d.:

     

    „Gadamer joined the NSLB on August 1, 1933, as did at least two other philosophers who later became famous.38 (In March the first concentration camp had been built at Dachau near Munich, initially for communist and socialist political prisoners, as was reported in the press.) For the philosophical cadre, August 1933 was an early date to join. Gadamer’s teacher and mentor Heidegger waited until December 1, 1933, though, unlike Gadamer, he was additionally to join the NSDAP (publicly on May 1 or 3, 1933, though having committed himself in secret several years earlier). But most philosophers waited until 1934 to join either organization.39 The other two philosophers joining the NSLB on the same date as Gadamer were Hugo Fischer and Arnold Gehlen. Fischer left the NSLB two years later to the day (August 1, 1935) and eventually emigrated over Norway to England; after the war he returned to take a professorship at Munich. Like Heidegger, Gehlen joined the NSDAP, and, like Gadamer and Heidegger, remained very prolific and influential after 1945 (and sometimes embattled). Gadamer, like Gehlen and Heidegger, remained in the NSLB until the Allies disbanded it at the same time as the NSDAP”.

     

    Geoff Waite, Salutations. A Response to Zuckert, (w:) Bruce Krajewski (ed.), Gadamer’s Repercussions. Reconsidering Philosophical Hermeneutics, Berkeley-Los Angeles-London: University of California Press 2004: 273-274.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.