kw. 012019
 

Najbardziej niestosownym momentem na całym świecie jest, moim zdaniem, fałszujący organista. To jest coś absolutnie najgorszego i nie ma dla tego rodzaju zachowania żadnych usprawiedliwień. Ja wiem, że księża nie mają wielkiego wyboru, organistów nie ma, więc bierze się co jest. Tak jednak można ze wszystkim. Tego nie ma, tamtego nie ma, w związku z tym robimy co możemy. To jest właśnie niestosowność. Piszę to pod wpływem wczorajszego kazania naszego proboszcza, czego nie ukrywam. Nie pod wpływem gry i śpiewu naszego organisty bynajmniej, które są bez zarzutu. Są pewne kanony wypracowane przez stulecia i jest obyczaj, one muszą być zachowane, żeby w ogóle można było mówić o komunikacji. Jeśli ktoś systemowo i programowo pozbawia nas możliwości funkcjonowania w tradycyjnym ładzie, a nie mówię tu tylko o ładzie katolickim, ale także o takim zwyczajnym, świeckim, albo nawet ateistycznym, rozumianym jako względny porządek, to musimy się temu przeciwstawić. Nie zaś mówić, że czegoś nie ma. Co to znaczy – przeciwstawić się? To znaczy, że musimy mieć jakąś swoją propozycję na miejsce tego zniszczonego porządku, a nie znaczy to, że w ramach nowego, narzuconego systemu wykrzykujemy jakieś buntownicze hasła, albo cichutko bardzo i tylko w określonych momentach przeciwstawiamy się temu systemowi. To nie ma sensu z istoty. Jeśli z kościołów zostały wyrzucone obrazy i cała narracja dotycząca świętych, a została tam tylko muzyka i tak zwane żywe słowo, to jasne jest, że za chwilę nie będzie tam też muzyki, bo okaże się, że „nie ma organistów”. Jeśli zaś idzie o „żywe słowo” to załatwią je sami księża, próbując dorównać najbardziej wymownym gwiazdom telewizyjnym w omawianiu problemów współczesnego świata. To zawsze wychodzi śmiesznie i niestosownie, albowiem ksiądz nie jest od publicystyki, tylko od grzmienia z ambony. Grzmot zaś musi wybrzmieć, jeśli nie wybrzmi, to nie jest grzmotem. Jest ciągłym, bezsensownym przynudzaniem. Jasne jest, że żaden ksiądz nie będzie dziś grzmiał z ambony, ale wielu zechce grzmoty zamarkować, na zasadzie – może ktoś się nie zorientuje i weźmie sobie to do serca. Nie weźmie, system, który zdewastował normalny porządek i dewastuje go dalej, właśnie na to liczy. Na to, że księża zamiast tworzyć wokół siebie nowy porządek, oparty na innych, jawnie wrogich systemowi zasadach, zaczną udawać dawnych kapłanów, takich co grzmieli z ambon i staną się przez to ich karykaturą. To jest smutna, ale prawdziwa konstatacja, z czego księża sprawy sobie nie zdają, bo wydaje im się, że forma w jakiej głoszona jest nauka ma znaczenie drugorzędne, albo nie ma go wcale. Jest dokładnie na odwrót. Można nie zabierać głosu w żadnej ważnej sprawie, spośród tych, które podsuwa system, a jednocześnie być przeciwko niemu i tworzyć skuteczną tamę dla różnych idiotyzmów. Można co drugi dzień opowiadać o swoim sprzeciwie wobec obyczajowych nowinek i razem z tym sprzeciwem, przyczyniać się do ich trwałego sukcesu. Najgorsze jest to, że tego się nie da zrozumieć tak po prostu, trzeba dostać w łeb raz i drugi, żeby to pojąć. Ponieważ jednak system nie zaplanował destrukcji Kościoła zaraz, a jedynie jego degrengoladę i autokompromitację prowadzącą wprost do samolikwidacji, wobec bezspornych faktów jakimi będą brak organistów potrafiących śpiewać, a także brak księży potrafiących ciekawie mówić o Ewangelii, nie stawia póki co tam poczynaniom kokieteryjnych proboszczów, którzy chcą powiedzieć wiernym coś, co jest na czasie. Nie mówcie mi więc, że nie ma organistów. Jeśli ich nie ma musicie coś wymyślić na ich miejsce. To jest oczywiste. Ja nie wiem co, ale też i nie jestem kapłanem, tylko wydawcą. Jeśli mi czegoś brakuje, to wymyślam coś nowego na to miejsce. To proste. Jak człowiek raz spróbuje to potem już idzie z górki.

Trochę za długi zrobił się ten wstęp, ale też i kazanie było wczoraj wyjątkowo długie. Tematem zaś dzisiejszej notki jest niestosowność. Od wielu lat mamy do czynienia ze zjawiskiem niestosowności systemowej, to znaczy, z próbami narzucenia ludziom zachowań niestosownych, mających zastąpić normy, które pozwalają im w miarę spokojnie funkcjonować. Każda grupa wytwarza takie normy, one nie są doskonałe, ale i tak są lepsze niż brak norm, powodujący chaos i destrukcję. Czym są chaos i destrukcja dobrze pamiętają wszyscy ci, co odbyli zasadniczą służbę wojskową w PRL. Tam bowiem sprawy rozpoczynały się właśnie od likwidacji wrośniętego w serce starego ładu i narzucenia ludziom nowego, którego istnienia oni nawet nie podejrzewali. Niestosowność systemowa znajduje swój wyraz w lansowaniu tak zwanych trendów, te zaś wiążą się z nowymi produktami na rynku, a więc nie można tak po prostu niestosowności lekceważyć. Trzeba na nią reagować. Ja do końca nie wiem jak i nie będę zajmował się teraz niestosownością w modzie, ale niestosownością na rynku książki. Ta zaś ma oblicze podwójne. W fakcie tym kryje się pewna nadzieja. Oto niestosowne książki produkowane są systemowo. Jest to przemysł. Nie chodzi mi tylko o te książki, które mogą kogoś zgorszyć, ale także o inne, podsuwające ludziom dziwaczne i skandaliczne w istocie sposoby rozwiązywania sprawy życiowych. Ponieważ jednak produkcja takich treści ma charakter masowy, ale z istoty masowa nie jest, bo nie ma czegoś takiego jak masowa produkcja autorów, system ma kłopot. Z wychowaniem i stworzeniem autora jest tak, jak z wyszkoleniem dobrego, konnego łucznika. Tego się nie da zrobić w rok, a na pewno nie w chwili kiedy autor przekroczył pewien wiek. Tego nie da się zrobić w chwili, kiedy kandydat na autora ma nieszczere intencje, a jego jedynym marzeniem jest manipulowanie ludźmi. A w ten właśnie sposób, jestem pewien, system werbuje kandydatów na autorów treści niestosownych. Czym są treści niestosowne? To są treści degradujące osobę i społeczność. Treści perfidne i w swojej perfidii głupie. Już tłumaczę co dokładnie mam na myśli. Cały nasz świat, jest tak zorganizowany, by pojedynczy człowiek, nie poczuł się za mocny i nie uwierzył czasem w siebie. Ktoś powie, że życie jest już takie, bo starzejemy się, robimy się słabi i umieramy. No tak, ale sytuacji, kiedy normy i zachowania są utrzymane w odpowiednim diapazonie emocji, starość i śmierć są lżejsze. Tu chodzi o to, że my, będąc zdrowi, silni, pomysłowi i dynamiczni, uważamy, że jesteśmy chorzy, słabi, beznadziejni i niezdolni do działania. Z cech tych, negatywnych z istoty, można wykreować całe, kuszące bardzo światy i do tego właśnie potrzebna jest niestosowna literatura i jej autorzy. W czym tkwi kłopot systemu lansującego taką literaturę? No w tym, że wiele rzeczy można zakłamać, ale ktoś może powiedzieć sprawdzam. Jeśli więc Jakub Żulczyk pisze książkę o gangsterach, może się zdarzyć, że jego wydawca nie opłaci wszystkich gangsterów w mieście i jeden z nich może znienacka zadać Żulczykowi kilka pytań. Stąd, z nieumiejętności zdobycia się na autentyczną klasę, bierze się izolacja autorów. Ci ludzie nie mają żadnej styczności z czytelnikiem, bo zakończyłoby się to katastrofą dla nich i dla wydawcy. Mogą jedynie występować w towarzystwie wybrańców lansowanych przez system. Można rzec nawet, że tworzą nową kastę kapłańską. To nie jest żadna kapłańska kasta w istocie, tylko organizacja graczy w trzy karty, bardzo nieumiejętnie te karty przekładająca w drżących rękach. Produkowana przez nich niestosowność ma dziś jedynie moc bezwładu. Brakuje jej dynamiki i atrakcyjności, a więc próbuje się nadać jej te cechy poprzez ekranizację. Stąd książki autorów skierowanych na odcinek produkcji sytuacji niestosownych od razu w zasadzie są filmowane, bo bez tego się po prostu nie obronią. Będą skrajnie niewiarygodne. Aktorzy zaś, dobrzy, wyszkoleni aktorzy, mogą je uratować. Pytanie – po co to robią? Dla forsy, to jasne, a także z wiary w to, że tak właśnie wygląda rynek literacki i nie ma szans na stworzenie nowego. Otóż są szanse, a nasz organista nie dość, że ładnie gra, to jeszcze znakomicie śpiewa.

Teraz pora na przykład. Oto fragment serialu nakręconego według prozy Żulczyka

https://www.youtube.com/watch?v=i2cjX1_2h1k

Żulczykowi się zdaje, a może nie jemu tylko jego zleceniodawcom, że ludzie z półświatka nagabują kelnerki w lokalach wykonując dziwne ruchy językiem. To idiotyzm powie ktoś, gdzie tu niestosowność? No w targecie, bo tym jest gimbaza. Pytanie dlaczego Jan Frycz przyjmuje takie role? Być może powodem jest jego alkoholizm? Sam nie wiem. O co mi chodzi, ale tak naprawdę? O to, że system dokonuje autodemaskacji i w takich oto przedstawienia obnaża swoją słabość. Nie można widząc to klaskać i nie można z tym dyskutować. Tak jak nie można dyskutować z programem Trzaskowskiego. Trzeba mieć własne propozycje. Na początek można zacząć od zorganizowania zbiórki diecezjalnej na śpiewających organistów. Chodzi bowiem o to, by wokół jakiejś nieskomplikowanej, ale praktycznej i dającej satysfakcję idei powstała organizacja. Tylko tyle.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  15 komentarzy do “O niestosowności”

  1. Ależ scena chamstwo, słowna brutalność, no po prostu zlew. Frycz, prymitywny, obcesowy, alkoholik w gościnie. Tylko po co komu takie tematy filmowe, ktoś to ogląda? Finanse takiego filmu to tylko „przewał’ kasy. Kiedyś było śpiewane: ludzie to lubią, ludzie to kupią byle na chama, byle głośno, byle głupio. Może jest taka grupa docelowa, co chodzi na takie filmy, gustuje w takich obrazach ?

    Współczuć można aktorom, że grają takie role, dominujący odruch u widza  to obrzydzenie.

  2. Mocny ten film. Ja takich nie oglądam. Najbardziej rozczarowujące jest to, że trzeba wypłacać tantiemy za każde słowo na k… Fryczowi, temu drugiemu i Żulczykowi.

    Z mojego doświadczenia, a żyję już trochę na tym świecie, wiem, że ludzie równie łatwo dostosowują się do wzorców pokazanych na filmie, jak i do wzorców szlachetnych, a kto i dlaczego promuje ten pierwszy model wyjaśnia pan Karoń tak namiętnie, że aż zachrypł i dostał sklerozy. Żeby nie było tak ponuro, nie zaszkodziłby jakiś wic primaaprilisowy na blogu, że np. odbędzie się debata, niech będzie, że nawet oksfordzka, między Coryllusem, a panem Karoniem. A zatem, dowcipnisie – do dzieła! 🙂

  3. Syna śmieszy Miauczyński i nie chce zrozumieć mojego oporu, twierdząc, że większość jest do niego podobna. Dla mojego pokolenia Bareja, dla młodszego Koterski i Kiepscy, a dla wnuków Żulczyk? Tak wygląda promocja charakterystycznych(?) dla nas wartości.

  4. Bardzo ważny tekst. Wydawać by się mogło iż samoorganizacja społeczna w oparciu o instytucję kościoła powinna pozamiatać wszystkie inne podsuwane przez system. A tak nie jest. Wręcz odwrotnie. Przedstawiciele hierarchii zamykają się w obrębie znanych sobie działań integracyjnych lub zgadzają się na te posuwane przez system, nie dostrzegając rzeczywistych przyczyn zmniejszania się frekwencji czy braku organistów. O podejmowaniu działań mogących odwrócić te trendy szkoda nawet gadać. Próby kopiowania protestanckich ruchów opartych na silnych liderach lub spektakularnych świadectwach nawróceń i wzbudzanych przez nich emocjach chwilowo przyciągają spragnionych . Ale wracają oni do parafii i trafiają w przeważającej większości na mur. Z mojego doświadczenia dużo łatwiej zintegrować ludzi wokół działań teoretycznie bliskich kościołowi (ewangelizacja, studia biblijne, dobroczynność) poza parafią niż w jej ramach. Z przyczyn z którymi każdy z nas się zetknął w kontakcie z proboszczem czy wikarym. Ale ryzyko przejęcia takich samoorganizacji będących poza kościołem, jeśli są one rzeczywiście sprawne, jest niemal pewne.

    Jak skutecznie namówić proboszcza na otwarcie się na tego typu działania nie mam pojęcia. Mnie się nie udało.  Po prostu nie działa w praktyce „kto nie jest przeciwko nam jest z nami”. Raczej widzę zachowania z oblężonej twierdzy.

  5. Miałem wątpliwą przyjemność biesiadować z prawdziwym półświatkiem lata temu – ten film nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Aktor jest od grania jak dupa od srania. I tyle – a przecież nie aktor decyduje w jakim scenariuszu kogo będzie grał… jeśli odrzuci role „postępu” to będzie głodny. Pamiętam jak Zamachowski płakał, ze go do filmu nie biorą. Nie ma nawet sensu negować narracji czy symboli globalnych postępowych sił – należy je zamilczeć zignorować a energie poświecić by propagować swoje – dokładnie tak jak oni. Efekt jest taki, ze ludzie dziś lepiej rozumieją co to Sabat Czarownic niż Rekolekcje…

  6. Zgola odwrotne od Panskich odczuc…

    … byly moje odczucia po mszy swietej w mojej parafii.  I kazanie mszalne i kazanie pasyjne po „gorzkich zalach”  byly wspaniale…  takie wlasnie baaardzo ciekawie opowiadanie Ewangelii… co prawda moj proboszcz jest dopiero od niespelna roku, ale wszystko mi mowi, ze to nie jest ksiadz kokieteryjny.  Pod wzgledem duchowym i religijnym bardzo sie z tego ciesze… organistka tez nie falszuje… zdarzalo sie, ze slyszalam o niebo lepszych organistow np. w paryskiej parafii siostra Ligia z glosem aniola, ale coz – nie narzekam, bo wiem tez, ze moze byc gorzej i zeby tak bylo jak najdluzej.  Organista moj parafialny stworzyl chor, ktory – w razie co – poprowadzi spiew a capella… ale tez i parafianie przez 30 lat istnienia naszej parafii tez juz naumieli sie wiekszosci piesni na pamiec… moze da Pan Bog, ze bedzie lepiej…

    À le z aktywnoscia wokoloparafialna jest kiepsciutko… tylko integracja „za kase” i w kooperacji z gmina blonska… pan burmistrz  organizuje festyny… tydzien temu byl cyrk,  a na wakacje chodza sluchy, ze z koncertem ma byc nawet  SAM  Zenek… i w nowooddanym do uzytku domu kultury juz  sa  zatrudnione  3  biurwy  !!!

    Slabe to jest,  ale coz wiecej mozna wymagac skoro byly burmistrz po wielkim skandalu  obyczajowym – tuz przed wyborami – ponownie zostal wybrany na nastepna kadencje… ale sama slyszalam na wlasne uszy jak jedna starsza mieszkanka Blonia chwalila pana burmistrza, bo tak duzo „zrobil” dla Blonia… sciezki rowerowe, park cwiczen, chyba z 5 duzych, obcych marketow likwidujacych drobny handel… no a teraz basen ponoc buduje  !!!

    Wiec optymistycznie piszac – czarno to widze.

  7. Los organisty

    Póki stary Mielnicki żył, nie było o czem myśleć. Palce staremu sztywniały, i licho grał, ale kanonik nie byłby go za nic odprawił, bo przeżyli ze sobą dwadzieścia lat.

    Biedny jak mysz kościelna Kleń, który wcześniej włóczył się z cygańskimi muzykantami z karczmy do karczmy, z wesela na wesele, z jarmarku na jarmark, z odpustu na odpust, szukając zarobku albo na oboju albo na organach wreszcie, po śmierci starego organisty miał osiąść w Ponikle. Dom, ogród, sto pięćdziesiąt rubli rocznie, inne przy okazyi zarobki, powaga osoby, jakby na wpół duchownej. Po podpisaniu kontraktu z kanonikiem poszedł w te pędy do strycharza z Zagrabia, który przestał mieć obiekcje do wydania córki za tego powsinogę, który jednak został największą osobą w Ponikle po kanoniku. Gdy po kilku arakach wracał pijany szczęściem w złotej i czerwonej wstędze zachodzącego słońca na przełaj łąkami i śnieżnymi zaspami, po drodze przypominał sobie, to co grał u strycharza:

    „Wyrównaj, Boże, góry z dołami,

    „Niech będzie równiusieńko!

    „Przyprowadź Boże, moje kochanie,

    „Przyprowadź raniusieńko!”

    — Siądę. Byłem nie usnął, to i nie zmarznę,

    a żeby nie usnąć, to sobie jeszcze zagram: „Mój zielony dzban.“

    „Mój zielony dzban,

    „Stłukł ci mi go pan!”

    „Cicho, panno, nie płacz -że,

    „Ja ci za dzban zapłacę!”

    A nazajutrz brzask oświecił jego siedzącą postać z obojem przy długich nogach i jego zsiniałą twarz, jakby zdziwioną i zarazem jakby zasłuchaną w ostatnią nutę piosnki: „Mój zielony dzban..”

    Zdjęcie chóru z organami zrobiłem w kościele w Supraślu, który jest oddalony o 24 km od wsi Ponikła, która to wieś podlaska raczej nigdy nie miała kościoła. Jakie miasteczko i jaki kościół miał na myśli Sienkiewicz, to pozostawiam doktorantom polonistyki do studiowania zanim zostaną biednymi nauczycielami.

  8. Pomimo tego…

    … ze w Ponikle kosciola nie bylo – to opis gry organisty i przezywanych uniesien duchowych – naprawde piekny…

    … i nomen-omen – nasza parafialna organistka jest z zawodu nauczycielka, ale ani ona ani pozostali nauczyciele z mojej dawnej szkoly podstawowej nie biora udzialu w tym odgrywanym cyrku.

  9. jeszcze przed Bareją z „Rejsu” były powtarzane zdania o „tezie i antytezie”, o  zdefiniowaniu „piosenki która się podoba” o zadyskutowaniu się o kulturze aż do utonięcia dyskutantów, o tym co napisano w toalecie itp.

  10. Ten serial to „Ślepnąc od świateł”, ogólnie słaby ale akurat sceny Frycza i Więckiewicza bardzo dobre. Frycz to stary diaboliczny mafiozo/gangster, i ta scena dobrze oddaje bezsilność jego znajomych w sytuacji, kiedy facet jest na krawędzi. Wulgarny? Bardzo. Obleśny? Niesamowicie. Ale niezwykle groźny mimo formy menela. Ciężko oceniać tu aktorów z powodu odegrania scenki, obleśnej ale dającej się wyobrazić.

  11. Do tego prowadzi prawicowa obsesja niskich kosztów pracy. Nikt dobry nie będzie pracował za grosze więc bierze się pierwszego lepszego grajka. A dobrzy organiści grają w krajach lewackich gdzie płacą im w euro.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.