sty 232020
 

Po raz nie wiem który muszę się przyznać do porażki swojej polityki wydawniczej. Zacznę jednak od czegoś innego. Oto w linku pod wczorajszym tekstem kolega onyx przypomniał starą dyskusję, jaką prowadził jeden z obecnych tu kiedyś czytelników z samym Lechem Stępniewskim, którego wiele osób uważa za Ebenezera Rojta, co moim zdaniem słuszne nie jest. W dyskusji ten, kolega który mnie broni używa takiego oto argumentu – coryllus pisze nierówno, ma dobre fragmenty przeplatane słabymi. Ja się bardzo cieszę, że ktoś bierze mnie w ogóle w obronę, ale używanie takiego argumentu wywołuje we mnie – łagodnie rzecz ujmując – konsternację. To znaczy, co? Wszyscy inni piszą równo i nie można wskazać w ich tekstach słabszych momentów? Czy może te moje lepsze momenty są tak dobre, że jak zdarzy mi się napisać coś zwyczajnego, to razi to czytelnika? Ja nie wiem, nie mam jednak zamiaru ani się nad tym zastanawiać, ani niczego w moim pisaniu zmieniać.

Najlepszy jest postulat pana Stępniewskiego, który radzi mi, bym się nie obrażał, ale z pokorą przyjął słowa krytyki. To jest objaw bardzo poważnego schorzenia moim zdaniem, którym powinien zająć się prof. Święcicki. Chciałem być popularnym autorem i gdzieś około czterdziestki zorientowałem się, że nie zostanę nim na pewno, jeśli będę słuchał kogokolwiek. A już z całą pewnością nie wolno mi słuchać krytyków, ludzi pozbawionych talentu, wyobraźni, chęci i pracowitości, a przy tym nienawidzących wszystkiego i wszystkich. I tak powstał ten blog, a także książki, którym można zarzucić wiele, ale nie to, że nie mają charakteru. Zamieszczam link do tej dyskusji, bo ona pokazuje pewien trend w myśleniu i pewien rodzaj pretensji, które nie mają szans na spełnienie.

http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,9578.msg66998.html#msg66998

Jak wiecie, w zasadzie od tego momentu, kiedy trochę okrzepłem jako wydawca i mogłem sobie pozwolić na różne ekstrawagancje, zacząłem proponować wydawanie książek innym autorom, zachęcałem ich, namawiałem, ogłaszałem konkursy i sądziłem przy tym, że mam tyle mocy, by jakoś ich osadzić na rynku. Czyniłem tak także z tego powodu, by nikt nie zarzucił mi, że lansuję tylko siebie. Ta polityka nie ma najmniejszego sensu. Nikt z równym mi zaangażowaniem nie zacznie promować swoich książek, to jasne. Każdy ma jakieś swoje życie, a książki są doń tylko dodatkiem. Wiele za to osób, i nie mam tu na myśli Maćka Cieleckiego, sądziło i sądzi nadal, że wydanie książki zmieni cokolwiek w ich życiu i staną się oni nie dość, że innymi ludźmi, to jeszcze trochę zarobią. Proszę Państwa, zarabianie na książkach wymaga całkowitego zaangażowania się w pracę nad książkami. Tak, jak ja to uczyniłem. I mowy nie ma, żeby się od tego oderwać. Wydałem wiele tytułów, których nie mogę sprzedać, nawet jeśli autorzy by się całkowicie poświęcili promocji. Nie ma takich możliwości na rynku, który jest formatowany przez media. Nie mamy z tą promocją szans. Przez jakiś czas karmiłem się złudzeniem, że może będzie inaczej, ale nie będzie. To widać. Tak więc polityka promowania innych autorów zostaje zawieszona. Koszta produkcji niektórych książek są zbyt duże i ja – wobec takiej sytuacji jaka jest na rynku – zwyczajnie im nie podołam. Jak wiecie nie chcę brać dotacji i nie chcę żeby – o ile nie ma takiej wyraźnej potrzeby – urządzać zbiórek. Rynek jest sformatowany w taki sposób, żeby widać było na nim tylko dyskusje toczące się pomiędzy Ziemkiewiczem a Żulczykiem. Na to widać jedynie zasłużyliśmy i na nic więcej. Nie pomogą mądre głowy z uniwersytetów, nie pomogą ciekawe książki z serii gospodarczej, ani nasz kochany kwartalnik, który jak mi wyjaśnił na targach kolega z konkurencyjnego wydawnictwa, jest najlepszą rzeczą jaką wymyśliłem. To wszystko nie zostało i nie zostanie ani zauważone, ani tym bardziej docenione. Musi więc zniknąć, bo stanowi już tylko obciążenie.

A co będzie? – zapyta ktoś

Odpowiadam, jak Smoleń w sławnym skeczu – ja będę. I tak na razie pozostanie. Wszystkie zobowiązania jakie podjąłem zostaną wypełnione, choć przyjdzie mi to uczynić z wielkim trudem. Tak więc przez ten rok wydawać będziemy jeszcze ciągle innych autorów, ale kwartalnik zawiesimy. Potem sprawy ulegną zmianie.

Planuję, wraz z dawnymi moimi kolegami wydać kilka książek popularnych, które nieco – mam taką nadzieje – odciążą mnie jeśli idzie o produkcję i spowodują, że nasze produkty wejdą a rynek, na lepszych zasadach niż ja je do tej pory tam umieszczałem. Tego się nie zrobi bez wsparcia i doradztwa fachowego, a takiego nikt spoza tego rynku zapewnić mi nie może. Tak więc będzie też kilka niespodzianek w tym roku.

Nie zamierzam rezygnować z konferencji, co pewnie ucieszy większość osób, które na nich bywają.

Przypominam też, że na tę najbliższą można się zapisywać tylko do końca lutego.

Teraz słów kilka o ocenie autorów. Odbywa się ona wyłącznie za pośrednictwem mediów. Nikt nie podejmie trudu oceny autora samodzielnie, bez porównania go z innym autorem, albo z jakąś formułą, którą kiedyś ktoś włożył mu do głowy. – Pisze nierówno, ma dobre momenty, ale ma też słabsze, albo – za bardzo przypomina Remigiusza Mroza. Lub inna jakaś bzdura. Przypomnę, że w opinii wielu, szczególnie celują w tym wydawcy, naśladownictwo bywa zaletą, bo gwarantuje sprzedaż – podobne do bestsellera też zostanie uznane za bestseller. Jeśli zaś ktoś sili się na oryginalność, albo wymyśla własne formaty, ten musi się liczyć z opiniami Lecha Stępniewskiego i Ebenezera Rojta czyli dostaje sygnał, że powinien szanować hierarchię. Niestety nie dostaje sygnału dlaczego powinien to robić i ile hierarchia gotowa jest zapłacić za ten szacunek?

Przez dziesięć lat mojej działalności przekonałem się o jednym – kontrolowanie rynku jest niemożliwe. I nie chodzi tylko o to, że istnieje internet. Jest nieprawdopodobna ilość możliwości i formuł, w których może zaistnieć autor. Jedno musi być spełnione – powinien mieć dobry warsztat, to znaczy musi pisać codziennie i konfrontować to z czytelnikami. Jeśli czyni to odpowiednio długo, może wlać ciekawą treść w dowolną formułę, w książkę telefoniczną nawet, albo w rozkład jazdy PKP. I to by dopiero był wyczyn. Zastanawiam się czy sam tego nie zrobię. Czy nie napiszę specjalnej książki telefonicznej…

Na dziś to tyle.

Przypominam jeszcze tylko, że odnalazło się sporo całkiem egzemplarzy 6 numeru nawigatora, jak do tej pory najbardziej poszukiwanego.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-6-cudownie-odnaleziona/

  25 komentarzy do “O ocenie autorów czyli zmiana polityki”

  1. BTWSelena zamieściła wczoraj wpis i podała link:
    https://naszeblogi.pl/33054-coryllus-i-inni
    w którym jest między innymi moja pochwała  sprzed 8 lat tego nicponia nad nicponiami ☺

  2. Tylu niegrzecznych chłopców próbowało się wypromować na blogach….

  3. Ale jak to złościło na studiach, ta ciągle  powtarzająca się przegrana, ile trzeba było wysiłku na zrobienie dobrej średniej oceny (w terminie zerowym) żeby zakwalifikować się do wakacyjnego wyjazdu np….. do Bułgari, a i tak w ciągu sesji letniej spadało się na ostatnie miejsce listy rezerwowych. Było 30 miejsc wyjazdowych i okazywało się, że 30 miało lepszą średnią (cuda Panie cuda)   
    Ale „równiejsi” też się między sobą żarli, czasami „zapominali” powiadomić swojego o jakimś elemencie procedury wyjazdowej i wtedy na miejsce „niepowiadomionego”  wskakiwał ten z pierwszego miejsca listy rezerwowej. 
    PRL to był kraj wszystkich obywateli tylko w miejscach lukratywnych były ustawione wąskie bramki, hamujące napływ chętnych.
    Jak jest dzisiaj, też są miejsca lukratywne i też są ustawione bramki…. a może nawet nie bramki ale bariery i ten co ustawił bariery wybiera sobie z tego tłumu co się za barierami kłębi.
    Natomiast ci co chcą staranować bariery talentem aktorskim, muzycznym, pisarstwem , to co mają robić ??? No walczą o to pokonanie barier, bronią swojego wizerunku, czasami jest to jak walka z wiatrakami, czasami jak u Kafki…. ???).

  4. a najbardziej boli kiedy decydent wybiera z kłębiącego za barierami tłumu jakieś beztalencie, albo takie beztalencie zaczyna kreować styl, modę , narrację i….pasują niektóre słowa często używane przez Paryżankę (słowa zawsze adekwatne do opisu)…..   

  5. Ja tak sobie  ciągle  myślę ,że  pana książki to dopiero wstęp do zabawy . Spodziewam się jednak powrotu dzieł fabularnych inspirowanych refleksjami z „Baśni jak niedźwiedź ” ,którekolwiek by to były . To kopalnia  inspiracji . Może  pojawią się ciekawi autorzy .
    Zresztą nie ma zmartwienia ,rynek ,target czy otwarte drzwi do kariery ma  pan i wydawnictwo u swoich czytelników. To grono jest zapewne wierne  . Może i rzeczywiście nie formatuje i nie wpływa masowo na rynek ale może i lepiej być w wąskim gronie ,bo ukształtuje to specyficznego czytelnika ,któremu już nawet batem nie wyjaśni się jak ma być . Wiedzą przecież zanim się pojawiła seria baśniowa ,że  Ziemkiewicza czy Bondy albo nawet  Łysiaka czytać się po prostu nie da .Pana styl jednak przebija  wszystkich tych papadrunków nie umiejących napisać nie dość ,że ciekawego pociągającego tekstu ,który wskazuje na rozmaite nici powiązań i inspiruje do poszukiwań ,to jeszcze przynudzają ospałym stylem . Najgorsze jest  ,że taki Łysiak stwierdza fakty nawet przy jakichś dociekaniach jakby na  rynku z warzywami chciał przed gospodyniami domowymi odkryć meandry polityki światowej . Ekspert ,że ja cie nie mogę .
    Chcą niech przynudzają i tak wylądują w koszykach z wyprzedażami .

  6. BTWSelena zamieściła ten link bez złej myśli.Spodobała mi się pochwała dla Coryllusa,w świetle tego co mnóstwo poczytałam.Ja nie wnikam w zawiłości blogerów i ich ciężkiej walce o utrzymanie się w necie.Jestem zwykłą czytelniczką i nie zamierzam się pławić w blasku autorów,ani szukać promocji .W całej tej papce polsko-języcznych portali SN jest dla mnie najlepszy i nie zamierzam z niego zrezygnować,chyba,że oberwę”parasolem”.Piszę już drugi raz ,bo mam trudności z zalogowaniem.Czy @ Henry ma coś przeciwko temu?

  7. wylądują w koszykach z wyprzedażami …. nadgniłych warzyw

  8. mnie ta „gospodyni domowa”, przypomniała, że kiedyś Julka Pitera objaśniała radnych, że w Austrii, jest taki zwyczaj konsultacyjny, iż  przygotowany do uchwalenia akt prawny jest czytany gospodyni domowej i jeśli ona go zrozumie to wtedy dopiero ten akt prawny jest skierowany do parlamentu. Nie wiem czy Julka sobie z nas dworowała, czy taka była prawda, ale jeśli tak … no to percepcja gospodyni domowej byłaby jakimś niezgorszym wyznacznikiem.    

  9. Akurat…
    … w te „objasnienia”  JP dla radnych – jak najbardziej – jestem sklonna uwierzyc  !!!
     

  10. Takie linki to miód na moje serduszko.
    @BTWSelenę serdecznie pozdrawiam ☺
     
     

  11. W nauce jest podobnie. Ciekawe czy punktoza pomaga młodym czy też niekoniecznie ☺
     

  12. Dziękuję.Uff..a ja to źle zrozumiałam i sądziłam ,że pan Gabriel obraził się na mnie za tego „chłopaka”. Nawet wystosowałam przeprosiny na temacie SN…no to teraz jeszcze raz „prawda,że to zdolny chłopak”? Pozdrawiam

  13. młodym , zakotwiczonym rodzinnie pomaga wszystko

  14. ratowała wizerunek Suchockiej i Balerowicza, uważając że nikt ze słuchających nie pojedzie nocnym pociągiem do Wiednia sprawdzać tego czy ona mówi prawdę.  A ona plotła, że niby obok w państwie, po sąsiedzku konsultuje się teksty prawne z gospodyniami domowymi, to i u nas procesu  tworzenia prawa (była transformacja) nie trzeba krytykować, bo są specjaliści, pracowici, pilnie prawo prlowskie zmieniają, a zawsze jeszcze za przykładem Austrii do konsultacji zaprosi się gospodynie… to ho, ho. 
    JK starała się robić wodę z mózgu wykorzystując określenie „gospodynie domowe” … 

  15. Największym osiągnięciem JP jest dorsz za 8,16 zł. ☺
     

  16. >ma dobre fragmenty przeplatane słabymi…
    Wszystkich czytelników zawsze nie zadowolisz… no stremitsja nada.
    Dziś, 23 stycznia, mija rocznica urodzin Stendahla (1783-1842) więc około północy obejrzałem we włoskiej telewizji wywiad z Alberto Moravią (1907-1990), dla którego największymi francuskimi powieściopisarzami w 19 w. byli Stendhah i Proust z tym, że „Pustelnia Parmeńska” niezbyt mu się podobała bo: główny bohater był postacią fałszywą, co wynikało stąd, ze Stendhal tęsknił za francuskim imperium, a w czasie gdy pisał powieść, we Francji panował pokój, więc wymyślił sobie egzotyczne Włochy z wydumaną Parmą i włoskim mordercą bez skrupułów. Dodam, ze Moravia, poszukując inspiracji do swych powieści zmienił zdanie.
     
     

  17. @SN
    Czytam sobie co tam  o E.R. piszecie i zastanawiam się czy w Gender Theory nie ma czasem trochę(?) racji.

  18. Tak mi się wydaje, że najlepszym Pana posunięciem było uwypuklenie czy też raczej w ogóle ukazanie, jednej z najpotężniejszych i jednocześnie starannie zmilczanej siły rządzącej historią…  Kto by pomyślał, że starczyło wyciągnięcie kilku cegiełek i kliku klinów, aby ten wznoszony od pokoleń mur ciemnoty rozsypał się w wielu miejscach.  Pana Baśnie to była po prostu miażdżąca odpowiedź na hagadę.  Bardzo fajne było także bieżące dyskutowanie wydarzeń z historii, które potem pojawiały się w Baśniach. SN z kolei to była druga połówka do baśni – przypisy i materiały źródłowe.
     

  19. Ludzie w swojej masie są leniwi i uwielbiają jak mają wszystko podane na tacy z prostym i błyskotliwym uzasadnieniem. Nie sądzę, aby powiększył Pan grono odbiorców, zresztą niby w jakim celu? Dla wielu byłoby to strasznie deprymujące, bo oznaczałoby , że znowu dali wpuścić się w maliny. PS. Wczoraj poczytałem sobie o pani Wilhelminie Skulskiej http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=skulska-kruczkowska i jeśli to nie jest materiał na jakieś ciekawy wpis to jestem Uluch Ali 🙂   Pójdźmy dalej pani Krystyna Goldbergowa ze swoją serią Naokoło Świata https://pl.wikipedia.org/wiki/Naoko%C5%82o_%C5%9Bwiata czy sam wielki Tony Halik który 30 lat pracował dla NBC, której siedziba mieści się w Rockefeller Center  https://pl.wikipedia.org/wiki/Rockefeller_Center

  20. Styl ma Pan własny, oryginalny. Po kilku zdaniach wiadomo, że to Pan… Tego nie da się kupić za żadne pieniądze.

  21. Pańska praca jest bezcenna w kształtowaniu opinii. Sam się łapię na tym iż konfrontuję informację szczególnie historyczną z tym co Coryllus na ten temat napisał. I to jest podstawa do poszukiwania dalszych informacji aby wyrobić sobie pogląd.  Wtedy okazuje się zwykle że mamy jakieś „coś” co ustawia narrację w oparciu o manipulację faktami albo ich eliminację.  No ale żyjemy w czasach gdy czytanie książek jest zastąpione przez czytanie leadów. Liczą się narracje kształtujące  emocje  masowe i jedną ze strategii eliminacji niewygodnych narracji jest zamilczanie. Niestety jak często bywa wiele pomysłów nie ma szans na „monetyzację” ale to tak samo jak z każdą usługą lub produktem.  Droga przez mękę bez gwarancji sukcesu.I tu powiem rzecz być może niewygodną. O ile Coryllus jako zjawisko jest elitarny o tyle przykład „masowych” zjawisk takich jak Ziemkiewicz, Łysiak czy Korona królów mają skłonić przynajmniej część odbiorców do szukania głębiej np u Coryllusa.  I to jest bezcenne. 

  22. nie no jeszcze załatwiła sobie także korzyść materialną, ten strych na tzw Starym Mokotowie, którego to strychu nie mogli jej darować koledzy z Kongresu Liberalno – Demokratycznego (kolebka Donka), choć  Unia Wolności potem tych KLDowców wchłonęła i (spór o strych zamienił się w turbulencję rodzinną).
    A ten dorsz był przez PiS idealnie wykazany: miejsce zakupu sieciówka- płacone służbową kartą (nie jakąś przypadkową), akurat okres ochronny dorsza a tu okazuje się, że sieć niemiecka nie przestrzega prawa i ma ofercie towar, który powinien być w Bałtyku itd. Tyle, że przekaziory dostały zamówienie na zrobienie beki .     

  23. A Twoje komentarze to  zawsze –  same perełki.Witaj Peterze ,jak dobrze Ciebie spotkać i poczytać.

  24. Pozdrawiam Seleno –  miło znaleźć starych ( nie wiekiem oczywiście) znajomych szczególnie tutaj, korzystając z uprzejmości Gospodarza.  

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.