Wszyscy pamiętamy opis jaki Mieczysław Jałowiecki dał w swojej książce „Na skraju imperium”, opis dotyczący życia studenckiego w Rydze. Wyraźnie stwierdził kogo reprezentowali korporanci, a kogo reszta, czyli tak zwani wilderzy. Byli to w większości komuniści rosyjscy i Żydzi i reprezentowali państwo, a członkowie korporacji zaś strzegli niezależności uniwersytetu. Ci pierwsi chcieli podporządkować nieliczne mające swobodę uczelnie rosyjskiemu ministerstwu edukacji, a korporanci próbowali zachować niezależność. Do korporacji należeli synowie ziemian polskich i niemieckich, nie tylko, ale przeważnie. Byli to ludzie z własnym budżetem, czego w żaden sposób nie dało się powiedzieć o wilderach. Oni nie mieli budżetu własnego, ale darowany i budżet ten przeznaczany był na działalność rewolucyjną. Jak wiemy korporacje studenckie były w naszych czasach zawsze opisywane jako zło i zwyrodnienie, wszystko przez te pojedynki, picie piwa i takie tam historie. Korporantów nie znosili wszelkiej maści postępowcy, a przyczyna tego była zawsze ta sama, oni nie musieli chodzić do nikogo w tak zwaną łachę i prosić o pieniądze. Ich struktura dawała im różne fory w życiu, właściwie do samej emerytury. Członkowie Arkonii popierali członków Arkonii, ci z Baltiki nie dali skrzywdzić swoich dawnych kolegów. Oczywiście ten altruizm miał swoje granice, a wyznaczała je wojna.
Ja od wczoraj czytam książkę Anny Jędrychowskiej zatytułowaną „Zygzakiem i poprostu”. Jest to opowieść o postępowej młodzieży studenckiej z uniwersytetu w Wilnie. I to jest rzecz wstrząsająca. Korporacje to oczywiście zło, największym bohaterem jest Henryk Dembiński i inni członkowie organizacji „Odrodzenie”. Wszystko opisane jest w kategoriach pensjonarskiego idealizmu, nawet przejęcie przez komunistów Bratniaka, co jest moim zdaniem najważniejszą kwestią do zrozumienia, jak toczył się werbunek młodych ludzi do różnych organizacji wrogich państwu i jak samo państwo próbowało werbować studentów.
Oto Henryk Dembiński, dwudziestoletni student próbuje w imię ideałów sprawiedliwości społecznej przejąć Organizację Bratniej Pomocy, tak zwany Bratniak. To jest kasa zapomogowa, która udziela stypendiów i pożyczek. Jej niezależność gwarantują endecy, którzy trzymają w swoim ręku wszystkie Bratniaki w kraju z wyjątkiem krakowskiego. Ja nie wiem, kto przejął ten krakowski, ale pewnie jacyś znajomi profesora Estreichera. W Wilnie zabierają się za to ludzie Dembińskiego, sami idealiści jeden w drugiego, którzy w dodatku są wychowankami księdza Meysztowicza. Dembiński robi skok na kasę, bo chce, by do Bratniaka przyjąć studentów Żydów. To jest główny powód, ja przynajmniej nie znalazłem żadnego innego w tej książce Jędrychowskiej. Raz się udało obronić Bratniaka przed Dembińskim, bo jeden z profesorów zauważył, że nie jest on pełnoletni i nie może podpisywać dokumentów finansowych. No, ale za drugim razem już poszło. Jędrychowska pisze jak to przez pół roku młody Dembiński, student prawa porządkował po endekach papiery, jak spłacał ich długi i jak w końcu wszystko doprowadził do porządku. Co się stało potem? Otóż Dembiński zbudował nowy akademik. Nigdzie nie znalazłem informacji na temat sposobów pozyskiwania pieniędzy dla Bratniaka, ale rozumiem, że to były jakieś datki. Od kogo? Dembiński, pisze nam Jędrychowska, załatwił gdzieś subwencję, a potem zbudował akademik, nowoczesny, ze szkła betonu i stali. Organizacja udzielająca pożyczek studentom i dająca stypendia nagle buduje nowy akademik? Korzystając przy tym z subwencji? A może to nie była subwencja tylko kredyt? A jeśli tak to gdzie zaciągnięty? Jeśli buduje się nowy akademik, to jak rozumiem po to, by wpuszczać do niego wybranych. Tak było jest i będzie, obojętnie kto kieruje organizacją Bratniej Pomocy. Nie wiemy niestety kto dokładnie zamieszkał w tym nowym akademiku i czym się ci studenci charakteryzowali.
Dembiński idzie od sukcesu do sukcesu i w końcu zostaje zauważony przez ministra Becka. Tak dokładnie, sowiecki agent, zostaje zauważony przez Becka i ten chce mu zaproponować posadę i jeszcze ożenić go z córką jakiegoś wysokiego urzędnika. Jędrychowska nie pisze kogo, ale Miłosz o ile pamiętam pisze, więc sobie tę informację znajdziecie. Dembiński odmawia Beckowi, ponoć powodowany idealizmem. No, ale chyba jednak nie, bo jeśli ktoś ma dwadzieścia dwa lata i pilotuje budowę akademika oraz pilnuje finansów nie małej przecież organizacji to znaczy, że musi mieć jakiegoś pasterza. Do Bratniaka należało w samym Wilnie ponad 2 tysiące studentów. Pieniądze nie chadzają luzem i rzadko bywają pod nadzorem idealistycznie nastawionych młodzieńców. Dembiński odmówił Beckowi, bo był związany z kimś innym. Tak sądzę. Pytanie czy Beck to zrozumiał? Nie przypuszczam….
Nie wiem jak było z innymi Bratniakami, ale sądzę, że sprawa Dembińskiego miała charakter pilotażowy, to znaczy ktoś chciał przejąć studenckie kasy zapomogowe bo nie może być przecież tak, że gdzieś są jakieś niezależne od nikogo poza lokalsami pieniądze.
Z tym akademikiem może być jeszcze tak, że Jędrychowska po prostu kłamie, bo Dembiński był tym szefem Bratniaka ledwie przez rok, akademik mógł być więc w planach dużo wcześniej, a pan Henryk po prostu wstrzelił się ze swoją kandydaturą akurat w ten moment kiedy miało dojść do realizacji. Taka inwestycja to w końcu nie jest byle co, szczególnie w mieście prowincjonalnym takim jak Wilno. Warto byłoby sprawdzić kto projektował ten budynek i ile kosztowała budowa. No i inne szczegóły.
Jak wiecie Dembiński został w końcu twardym komunistą, założył pismo „Poprostu”, nie mylić z „Po prostu”, i wydawał je przez dwa lata. Pismo to, podobnie jak wszystkie natchnione przemówienia Dembińskiego to była propagandowa pulpa obliczona na naiwnych i na dziewczyny. Za swoją działalność został wsadzony do więzienia, ale wyszedł po dwóch latach. W czasie procesu, jak poucza nas docent wiki powiedział coś takiego: jestem tylko nędznym, dwudziestowiecznym odbłyskiem rewolucyjności Tego, którego wizerunek na krzyżu stoi na stole sędziowskim
Taki to poziom reprezentował Henryk Dembiński, prawnik, filozof i literat, który wyszedłszy z organizacji katolickiej trafił wprost do sowieckiej agentury. I jak tu uwierzyć w samodzielność myśli jednostek? Nawet tych uznawanych za wybitne.
Popatrzmy teraz chwilę na te organizacje studenckie. Póki istniały klasy i nie kontrolowane budżety mogła istnieć swoboda na uczelniach, a i to tylko na niektórych. Była ona bez przerwy kwestionowana przez różne struktury posługujące się jakimiś wilderami, komunistami, idealistami i inną hołotą. Były to nie tylko struktury państwowe jak widać na przykładzie Dembińskiego. W międzywojniu gwarantem niezależności uczelni był chyba tylko ten Brataniak, dlatego takie się boje o tę organizację toczyły. O tym co stało się po wojnie w ogóle szkoda gadać. A jeśli ktoś myśli, że tak zwany NZS coś zmienił, niech popatrzy w głębię ócz Grzegorza Schetyny.
Na koniec słówko o niezależności pisarzy, którzy jak wiemy są idealistami z zawodu. Oto nasz ulubieniec Szczepan Twardoch dostał nowego mercedesa w prezencie, został bowiem ambasadorem tej marki. Odbyła się nawet z tego powodu jakaś dyskusja na tweeterze. Coś w sensie: czy pisarz może brać tak drogie prezenty, a jeśli tak to z jakiego powodu. Ja pamiętam, że Berthold Brecht dostał kiedyś samochód od Steyera, bo realizował zlecenia właścicieli tej marki. Twardoch zaś potwierdził po prostu, że jest niemieckim agentem. Ja zaś sobie myślę, że to jest coś niesamowitego ci pisarze, mają to wspomaganie z każdej strony, te ułatwienia, te fory i fora i Bóg jeden wie co jeszcze. I normalnie nie stać tych dziadów na to, żeby sobie kupić samochód? Niepojęte.
Zapraszam na stronęwww.coryllus.plgdzie można już kupić 7 numer Szkoły nawigatorów. Można już także kupić nowy tom Baśni jak niedźwiedź, zatytułowany „Kredyt i wojna”, zapraszam też do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie. Informuję również, że 16 lipca odbędzie się mój wieczór autorski w Bielsku Białej, początek o godzinie 18.00 w lokalu przy ul. Wzgórze 14. Wieczór organizowany jest przez miejscowy Klub Najwyższego Czasu, a tytuł spotkania brzmi „Moja Rzeczpospolita”.
Ambasador euro brzmi skryciej niż marki niemieckiej 😉
Organizacje studenckie są bardzo ważne dla graczy na scenie politycznej. Pamiętam inauguracyjny wykład na 1 roku kiedy nagle przeprowadzono wybory do samorządu. Wszyscy byli zaskoczeni kandydaci nie. W większości to byli luzacy czy czynni towarzysko którzy pomimo ciagłego imprezowania bez problemu radzili sobie na trudnym kierunku i szybko po studiach zdobywali ciekawe posady. Po latach zrozumiałem że to nie mógł być przypadek i że nikt inny nie mógł się zgłosić. A jak patrzę w oczy Schetyny to wiem że nic się nie zmieniło. Każda siła która chce coś w Polsce zmienić in plus powinna nie tworzyć własne młodzieżówki czy korporacje ale bronić niezależności wszelkich korporacji. Każdy minister stara się bowiem osaczyć korporacje poprzez uprawnienia nadzorcze. Jeżeli to są branżowe mafie to OK bo bronią swoich czytelnych interesów a nie ukrytych.
Z opowiadań moich krewnych po kądzieli, to Wilno było dosyć prowincjonalne, Firma Braci Jabłkowskich starała się na tamtym rynku utrzymać swoja filię, i zdaje się że się nie udało. Kapitał obrotowy ziemian którzy mieli być głównym segmentem tej filii, nie dawał oczekiwanego dochodu, a to zdaje się miedzy innymi też z tego względu (opisał to Jałowiecki) że ziemianie byli głównymi płatnikami podatku stanowiącego dochód państwa. Ziemiaństwo pełniło rolę dzisiejszego płatnika podatku od osób fizycznych i od działalności gospodarczej. Mówiąc trywialnie byli „czesani równo”.
A co do „rojstów”, „włóczęgów” i opisanego Bratniaka to wygląda na to, że po manewrze gen. Żeligowskiego, który uratował ten rejon dla Polski, katolicyzmu, na 20 lat – jakiś decydent od razu przypuścił atak na młodzież z tego rejonu, nie czekając na II WŚ.
Wracając do wczorajszego tematu, to Jakub i Marysia byli pewnie konsultantami Kluzikowej w sprawie treści darmowego elementarza w którym w tym roku pojawili się „niby mama” i „niby tata”.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/burza-wokol-elementarza-dla-pierwszoklasistow/wb3941
Tak w nawiązaniu do roli młodzieży w procesie rewolucji – są najważniejsi, wytycza się im zadania i już ….
W jednym z wykładów na YT powołano się na list Lenina. List musiał powstać przed 1924 rokiem i jest tam literalnie napisane, ze Zachód Europy zniszczymy przez ich kolonie, na razie (pisze) nie udaje się propagowanie rewolucji w Afryce północnej, ale tym się nie martwmy….Lenin prezentuje kierunek strategii rewolucyjnej – Azja .Co zostało (jak widać) zrealizowane rękami kolejnych pokoleń, które miały wytyczone zadania .
Gdyby premierzy brytyjscy [LLoyd George – miał mentalność prowincjonalnego zegarmistrza – opinia kolegów] – znali treść korespondencji nie byliby tacy wyrywni w swojej polityce forowania bolszewików.
Byliby, bo realizowali tylko polecenia. Wszak po to wybiera się zegarmistrzów na stanowiska premierów.
Dzien dobry wszystkim,
I znowu mocna i niezwykle wazna notka… ja mysle i mocno licze, ze nowa wladza juz po wakacjach
wezmie sie za te rozne organizacje, fundacje i inne kryminogenne waly do przewalania budzetow!
W zyciu „rien grauit” albo „pas de cadeau” – jak mowia Francuzi – a po mojemu – darmo to
i w morde nie chca lac…
Trza pogonic te holote… nie ma innego wyjscia…
Pozdrawiam i milego dnia,
Lloyd George dokładnie znał i wiedział kto naprawde rządzi oto fragment wywiadu z 1924 roku:
Lloyd George told the New York journal American of June 24th 1924:
“The international bankers dictated the Dawes reparations settlement. The protocol which was signed between the allies and associated powers and Germany is the triumph of the international financier. Agreement would never have been reached without the brusque and brutal intervention of the international bankers. They swept statesman, politicians, and journalists to one side, and issued their orders with the imperiousness of absolute Monarchs, who new there was no appeal from their ruthless decrees. The settlement is the joint ukase of King Dollar and King Sterling. The Dawes report was theirs. They inspired it and fashioned it. The Dawes report was fashioned by the Money Kings. The orders of German financiers [led by the Warburg Bank] to their political representatives were just as peremptory as those of allied bankers to their political representatives.”
uniazuwnapisała:
I po co tak publicznie i zupełnie bezinteresownie obrażać prowincjonalnych zegarmistrzów porównując ich do zdegenerowanego pachołka lichwiarzy? Jeśli aniazuw czuje jakąś niechęć do któregoś z tych użytecznych fachowców, to niech mu to powie. Jak by się aniazuw czuła, gdyby ktoś na forum napisał, że Kopaczowa ma mentalność warszawskiego profesora (adiunkta, asystenta, docenta, wykładowcy – niepotrzebne skreślić)?
Patrze trochę dalej, wzorem jest nasza ukochana stara Anglia, że oto pod płaszczykiem rodziców adopcyjnych wprowadza się termin niby mama, niby tata, które w całej rozciągłości będzie można w sposób uprawniony zastosować dla „rodziców” jednopłciowych lub raczej przygotować grunt pod usunięcie pojęć mama i tata, które są przecież takie stygmatyzujące dla mniejszości seksualnych. Polityka małych kroków juz się zaczęła.
Miało być: ” [LLoyd George – miał mentalność prowincjonalnego zegarmistrza – opinia kolegów]”
do Mullins – no właśnie osobom wychowanym w rzymskim katolicyzmie nie mieści się w głowie że nie są podmiotowo traktowani a przedmiotowo, że dla zwycięstwa, triumfu kapitału ofiary ludzkie się nie liczą, że może to być dowolna ilość ofiar ludzkich, ważna jest kasa : przetransferować i pomnożyć.
Na salonie zastanawiają się nad siłą nabywczą złotówki polskiej przed II WŚ. o ile pamiętam opowiadania rodziny, to 25 zł kosztowała krowa w tamtym rejonie II RP, a 100 zł/mies. zarabiał woźny sądowy, wujek mamy był komendantem pewnej jednostki mundurowej i zarabiał dużo, … no ale to komendant.
A bezrobocie było straszne, a żeby się utrzymać w elicie społecznej dzieci z dworu musiały być wykształcone itd.
Krewna mojej mamy (miała pracę) ale była polecona do prac archiwizacyjnych w pewnym magnackim domu przez bp Łozińskiego, to polecenie miało znaczenie poręczenia, miało sens gwarantowania uczciwości w zachowaniu i wykonywanych pracach archiwizacyjnych.
„…mają to wspomaganie z każdej strony, te ułatwienia, te fory i fora i Bóg jeden wie co jeszcze. I normalnie nie stać tych dziadów na to, żeby sobie kupić samochód?”
Ależ stać, stać. Ale chodzi o sygnał. Ten merol to takie białe giezłeczko „mój Ci, kurwa, on!”. Wszyscy widzą jak jest, a i sam obdarowany już nie bardzo może wybrykać się na niezależność, niechby nawet kolejny „1984” napisał.
To nie jest oznakowanie przez „białe giezłeczko”. To raczej oznakowanie terenu przez oszczanie.
A w Rosji zrobiono najście na te wszystkie „pozarządowe” niemieckie organizacje, które obsikują rosyjski teren dla swoich kultur – tryndów. Rosjanie zapewne uznali, że organizacje te z nazwy ” poza rządowe” – może takie zupełnie pozarządowe nie są, że nic nie dzieje się „poza wiedzą” rządu niemieckiego, który finansuje kierunki ich działania. .
Na YT na Harfor zamieścili wykład takiej pani Magdaleny która opowiada o niemieckich organizacjach. Warto posłuchać
Aniuzuw, i takie samo „najscie” trzeba jak najszybciej zrobic w Polsce… wszyscy won!!!
… i nikt w Europie nie bedzie piskal… uwierz na slowo! Tak bylo z „nagonka” na Orbana…
tylko merdia sie pluly… nawet przecietny Franek… wzial morde w kubel i nic nie piskal, bo
opinia publiczna szanuje Victora Orbana… Viktor w Brukseli to jest KTOS!
… cala Francja czeka naprawde… na powiew swiezosci z Polski…
To walka ideologii na płaszczyżnie teoretycznej…Wszystkie te „izmy” mają wspólną genezę…wspólny mianownik..a mianowicie zastąpienie centralnej postaci „Boga”…niezależnie od „wersji” na człowieka stającego się „Bogiem”…stąd marksizm, noeplatonizm, satanizm, nazizm,itd (wszystkie te opcje są pochodnymi kabalizmu). Więc jako konsekwencja tego procesu osobnicy uznający się za „lepszych” w ten czy inny sposób…mają obowiązek traktować resztę motłochu jak owady..nadajace się tylko do użytku przedmiotowego. Proszę uważnie analizować semantykę współczesnego języka..pełno tu sfornułowań o „elitach”…Stąd też nie możemy analizować czy zastanawiać się na sprzeciwem przeciwko temu złu w konwencji kultury rzymsko katolickiej…tak samo jak nie można wdawać się w kulturalne dyskusje z krokodylem napotkanym w rzece…gdyż my jesteśmy tylko mięsem..a nie partnerem do negocjacji…dobra wola..uczciwośc i inne atrybuty nie mają znaczenia..sa tylko dwie opcje: uciekać albo walczyć na śmierć i życie…
Chyba wkradła się pomyłka w Pani rozważaniach – krowa ok. roku 1935 kosztowała ok. 150 zł, popularny Fiat 508 ok. 5400 zł, chleb ok. 30 gr, obiad w restauracji ok. 1 zł. Rodzina robotnicza (mężczyzna i kobieta – oboje pracujący) zarabiała ok. 150 zł/mies (1 krowa/mies.), inteligencka ok. 450 zł/mies (3 krowy miesięcznie!),
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.