lip 292019
 

Tytuł zapożyczyłem z komentarza Grzeraltsa, a opowiadał będę dziś o specjalistach od wszystkiego. Nigdy nie zapomnę swojego egzaminu na studia. Zapytano mnie wtedy dlaczego ja, mając taki piękny zawód, a wszyscy wiedzą jaką szkołę zawodową kończyłem, chcę zostać historykiem sztuki. Nie pamiętam co odpowiedziałem, bo byłem bardzo zdenerwowany, ale musiałem wypaść przekonująco. Przez całe studia nikt nigdy nie usiłował tej mojej decyzji kwestionować, podważać, czy w jakiś sposób komentować. Może poza Michałem Nowosielskim, który parę razy poczuł się w obowiązku wyjaśnić jakimś ludziom, nieznanym mi zupełnie, że jestem takim oto dziwadłem, co po technikum leśnym poszło na historię sztuki.

Przez całe życie bardzo się pilnowałem, by nie ingerować w kompetencje innych, no chyba, że ktoś wyraźnie i jawnie zdradzał ich brak. Nie lubiłem też przyglądać się cudzej pracy i jej komentować, a to z tego powodu, że kilka lat pracowałem w tak zwanym newsroomie, który niektórzy dziś określają mianem open space. To jest koszmar. Cały czas ktoś zagląda w komputer i o tym, by się jakoś skupić nie ma mowy. Ciśnienie jednak jest i trzeba robić swoje, bez względu na wszystko. Nienawidziłem tego i nienawiść ta została ze mną do dziś. Dlatego lubię pracować sam i swoim współpracownikom daję zawsze dużo swobody, co nie jest do końca słuszne, ale inaczej nie potrafię. Nie przypominam sobie, i uważam, że to była jakość sama w sobie, by ktokolwiek z moich kolegów na studiach, albo ktoś z wykładowców zabierał głos w sprawach odległych od jego zawodowych zainteresowań. Okay, nie widziałem tych ludzi w życiu codziennym, ale nawet politykę komentowano oszczędnie, choć wiadomo było, że wszyscy byli za UW, albo UP i za Mazowieckim. O tym, by ktokolwiek wypowiadał się na temat lasu, nie było mowy. To by dopiero było kuriozum. Więcej – do dobrego towarzyskiego tonu należało wyrażanie zdziwienia, że istnieją takie organizacje jak Polski Związek Wędkarski – tak jakby to było dziwactwo jakieś, samo w sobie. Dzisiaj, kiedy zaglądam na profile kolegów i koleżanek, których pamiętam ze studiów, nie mogę się nadziwić. Wszyscy, albo prawie wszyscy znają się na ekologii, mają wyrobione zdanie na temat szkodników drzewostanów dojrzałych, posiedli całą wiedzę o prowadzeniu wyrębu, a niedługo zaczną pouczać jeden drugiego na okoliczność trzebieży wczesnych i późnych. Czekam aż dojdzie do rozpoznawania pędów bezlistnych i drewna bez kory. A dojdzie na pewno. I co ja mogę wobec tak postawionych kwestii zrobić? Sam nie wiem. Mogę zaapelować, żeby może spróbowali zainteresować publiczność swoją specjalizacją. To są przecież bardzo ciekawe rzeczy. Oni tego jednak nie zrobią. A jakby tego było mało, każdy kto spróbuje wkroczyć na teren, gdzie czują się kompetentni zostanie potraktowany jak wróg. To jest pewne. Na lesie bowiem znają się wszyscy i wszyscy autorytatywnie mogą się w kwestiach gospodarki leśnej wypowiadać. Co innego historia sztuki i inne humanistyczne dziedziny. To jest wąska specjalizacja dostępna umysłom wybitnym i niezwykłym. To nie prawda. Wszyscy o tym dobrze wiemy, a ja poprzez dawne sentymenty, pozostanę tu przy tej formule łagodnego szyderstwa i dalej się nie posunę. Rzecz bowiem ma kontekst szerszy, a imię jego „żebranina o chwilę uwagi”. Oto Jan Hartman ujął się publicznie za Kamilem D, kierowcą, który mając we krwi 2,6 promila wsiadł do samochodu i wjechał na autostradę. Czy Hartman musiał zabierać głos w tej sprawie? Nie musiał, ale jego popularność pikuje w dół, a do końca sierpnia, kiedy to weźmie udział w tym antykościelnym marszu upamiętniającym spalenie na stosie agnostyka, jeszcze daleko. Musi więc coś zrobić, by media o nim pamiętały. No ale Hartman to wykładowca akademicki, ma nawet jakiś dorobek, po co on się angażuje w takie idiotyzmy, czy nie rozumie, że to go degraduje? Jeśli ktoś nie ma tego szczęścia i nie załapał się do dzielenie budżetów, a jest tylko „z dorobkiem”, a do tego jeszcze pokazywał się w mediach, nie może postępować inaczej, bo zginie. Wszyscy o nim zapomną. Popularność to spirala, która się rozkręca i nie ma mowy o tym, by się zatrzymała, szczególnie jeśli ktoś wpadnie na pomysł, że będzie ją „sprytnie” stymulował angażując się we wszystkie medialne hucpy. To jest początek katastrofy. Mnie wcale nie jest żal Jana Hartmana, marzę wręcz o tym, by jak najprędzej się wykoleił, żeby już nie trzeba go było oglądać w internecie i w gazetach. Pozostaje jednak pytanie – dlaczego Jan Hartman nie próbuje nas zainteresować dziedziną, w której się specjalizuje? Otóż dlatego, że wie on doskonale iż jego specjalizacja i kariera to jeden przekręt i hucpa. Rozumie też, że nikt nie będzie traktował poważnie ani przedmiotu jego badań, ani stosowanych przezeń metod. Najmniej zaś serca i zrozumienia znajdzie wśród swoich kolegów z uczelni. Tak to już jest. Nie ma więc pan Janek wyjścia i musi gwiazdorzyć.

Wczoraj w gazowni ukazał się tekst o torturowaniu więźniów w Polsce. Okazało się, że torturowany więzień to ten morderca Kristiny z Dolnego Śląska. A znęcanie się polegało na skuciu mu kajdankami rąk i nóg, a także na podniesieniu go za ramiona do góry. Jest już specjalna organizacja, która się przypadkami takich tortur w polskich więzieniach zajmuje.

Palikot, jak to zostało wskazane w jednym z komentarzy, wzywa do prowokacji, namawia wręcz ludzi do tego by zaczepiali innych i pozwalali się bić. To jest niezwykłe jeśli weźmiemy pod uwagę, że parę lat temu Palikot domagał się wypatroszenia Lecha Kaczyńskiego, pokazano to nawet w Wiadomościach. Nikt z obecnie protestujących przeciwko zezwierzęceniu prawicy nie wypowiedział się w tej sprawie. To jest, moim zdaniem, zadziwiający przykład organizacyjnej dyscypliny. Szczekają tylko na hasło i zawsze bez refleksji.

Wczoraj w Białymstoku, odwojowanym dla sił światła, prawdy, dobra i piękna, odbyła się manifestacja solidarności z LGBT. Nie wiem dlaczego podobna manifestacja nie odbyła się w dwa miesiąca temu w Londynie, gdzie zaczepiono w metrze dwie lesbijki, najpierw je upokorzono, a następnie pobito. I nie było w całym, wielkim pociągu żadnego rycerza, który by się za nimi ujął. Czy to nie dziwne? Na ulice Londynu nie wyszedł marsz solidarności z tymi dziewczynami, a polskie organizacje LGBT nie wydały oświadczenia w tej sprawie. Ja oczywiście rozumiem, dlaczego tego nie zrobiły, ale nie oznacza to, że nie mam prawa wskazywać tej niekonsekwencji. Jacek Dehlen wziął cywilny ślub ze swoim kolegą w tym strasznym mieście, gdzie prześladuje się mniejszości seksualne, a policja nic nie robi, że o mieszkańcach nie wspomnę. Nie wstyd mu teraz? Nie chce oddać tego certyfikatu, tak jak zrzekł się przynależności do Kościoła? To zastanawiające.

Możemy sobie troszkę z nich podrwić, ale wiemy, że sprawa jest poważna, bo chodzi o to, by sprofilować przeciwnika, pozbawić go możliwości obrony, a nawet możliwości argumentowania w swojej sprawie, a na koniec zniszczyć. W jaki sposób, to już się zobaczy. To jest metoda, którą łatwo wskazać. Na pewno tego nie pamiętacie, ale ja pamiętam. Pokazywali kiedyś w telewizji taki program – Latarnia czarnoksięska. Było to podobne do programu „W starym kinie”, ale inny zasłużony funkcjonariusz opowiadał o filmach. Taki bardziej podobny do arystokraty, gdzieś z południa, z Francji, albo Włoch. Pokazywał on w tym programie głównie filmy radzieckie. Ja obejrzałem dwa – jeden o zaprowadzeniu komunizmu w Mongolii, jeszcze niemy, a drugi o wolności jaka zaświtała w ZSRR. W tym drugim wystąpiła wybitna, rosyjska aktorka, Lubow Orłowa. Grała ona kobietę, która musiała uciekać z USA, albowiem miała dziecko z Murzynem. Groziła jej śmierć za przestępstwo rasowe. Całe szczęście, było gdzie uciekać. Finałem jest sprawa sądowa, jak najbardziej publiczna, gdzie amerykański adwokat, o wyglądzie demonicznego fryzjera, tłumaczy zgromadzonym licznie towarzyszom co to jest przestępstwo rasowe. Oni zaś nie mogąc uwierzyć w jego podłość milczą. Potem wstaje jakiś zasłużony radziecki profesor – stary ubek o wyglądzie dobrotliwego pediatry – i mówi, że w ZSRR każdy może mieć dzieci jakie chce: białe, czarne, kolorowe, nawet w kropeczki. I śmieje się przy tym serdecznie. Na koniec pokazują małe, śliczne Murzyniątko.

I popatrzcie sami, czy to nie jest niezwykłe – w ciągu jednego pokolenia ludzie zapominają o tym, jak działa zbrodnicza propaganda i łapią się na te same plewy. I mowy nie ma, żeby trafił do nich jakikolwiek racjonalny argument. Wiara w to, że tym razem nie skończy się wszystko rzezią i łagrami, że teraz będzie już cudownie, jest nie do zwalczenia.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG i do księgarni Przy Agorze

zapraszam też na stronę www.prawygornyrog.pl

  10 komentarzy do “O oświeconych ciemniakach”

  1. Wyższość radzieckiego ustroju prawnego oraz moralności docenił również twórca Unii Europejskiej, Jean Monnet. Uwiódłszy młodą Włoszkę, żonę swojego przyjaciela i współpracownika, poszukiwał możliwości jej poślubienia, która pozwoliłaby ominąć drobną niedogodność w postaci ślubu kościelnego. Zwrócił się wówczas o pomoc do towarzyszów radzieckich. Silvia de Bondini, bo o niej mowa, została najpierw obywatelką Kraju Rad, a następnie w 1934 roku żoną Jeana Monnet’a. Wyczyn ten nazwał „la plus belle opération de a carrière”

  2. Truskolaski herbu Ślepowron ma kłopot, taka ilość luda co tydzień, nic nie kupują, przychodu nie czynią a kosztują. Posprzątać  po nich trzeba, polewaczki uruchomić. Te nowe wersja koktajlu mołotowa wymagają wody. Szpital w pogotowiu czeka bo może akurat, przywiozą sfingowanego pobitego z zielonymi włosami. Same kłopoty panie  Truskolaski.

    Czy taki był Pana program wyborczy : Będę sprzątał po marszach równości. ?

    Ile tych riplejów marszowych budżet miasta wytrzyma, nie obawia się Pan że następna kadencja może Pana ominąć. Ludzi widzą że ich pieniądze idą jedynie na sprzątanie po maniffach.

  3. Z obfitości serca usta mówią, pozwolić aby tylko mówili, sami się pokonają swoimi słowami i czynami.https://www.pch24.pl/prawa-zwierzat–czas-na-przywileje-dla-warzyw-,69797,i.html

  4. Tak, cyrk obwoźny znowu zawitał do Białegostoku. Było tego luda kilka autokarów zwiezionych z całej Polski.

    Mieszkańcy olali widowisko. Grupa studentów ustawiła się z transparentami typu: Stop przemocy wobec dzieci nienarodzonych, Stop przemocy wobec Kościoła.

    Uznano to za prowokację…

  5. >a imię jego „żebranina o chwilę uwagi”…

    Za satyrą z pisma Żagary z listopada 1933:

    „Pisarz doskonały woli chwałę bez książek od książki bez chwały”.

  6. Brawo studenci.

    A co do zwożonych autokarami, to na wybory prezydenckie w stolicy było zatrzęsienie autokarowych turystów, którzy z zaświadczeniem w ręku że nie mogą głosować u siebie bo podróżują,  pojawili się w stołecznych lokalach wyborczych w duuuużej ilości. Plotka głosiła że na Bemowie było więcej oddanych głosów niż mieli na listach mieszkańców-wyborców.  No taki cyrk.

  7. Ja nie wiem…

    … czy Truskolaski ma problem, ale niewatpliwie  MY,  obywatele – a w tym wypadku mieszkancy pieknego miasta Bialystok,  obsluga szpitala,  sluzby czyszczace i tysiace zwyklych mieszkancow miasta  MAJA  PROBLEM  !!!

    Bowiem  Truskolaski produkuje  niepowetowane straty i zwyczajnie prowadzi do  BANKRUCTWA… moze tym razem  KTOS  wezmie „za d**e” pana Truskolaskiego i zamiast „odpowiedzialnosci politycznej” spowoduje pociagniecie tego  SABOTAZYSTY i ewidentnego  SZKODNIKA  do odpowiedzialnosci  KARNO-FINANSOWEJ  !!!

  8. >Popularność to spirala…

    Filozofia wyzwolenia i jej symbol

  9. Zaciekawiły mnie te lesbijki, bo trudno mi uwierzyć, że w metrze ktoś może poważnie oberwać. Byłam, widziałam itd. i powiem wam, że nie raz i nie dwa tam ktoś stanął w mojej obronie gdy krzywda mi się działa. No i z tego co czytam to było tak: dwie dorosłe kobiety dobrze wykształcone, jedna z Urugwaju druga z USA wracają sobie nad ranem z nocnego melanżu autobusem (nie było to jednak metro, bo chyba o tej porze nie jeździ) i włażą na piętro (zamiast siąść blisko kierowcy, co ja bym zrobiła o tej porze dnia) i tam dokonują wstępnych czynności seksualnych. Widząca to grupka młodocianych bandytów, postanawia przed okradzeniem pań z torebek i telefonów trochę się z nich ponabijać i je postraszyć.

    Ofiary ataku nie wspominają ani o zaborze mienia, ani o złamanych nosach, skarżą się tylko na homofobię

    Sąd przytomnie mimo kwiku pań i mediów o homofobii i „obiektywizacji seksualnej” kobiet wydaje wyrok za kradzież i pobicie.

    Marszu solidarności nie było pewnie ze względu na utajnione pochodzenie  etniczne sprawców.

    Czemu one taksówką nie pojechały?

    .

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.