maj 132021
 

Czasem zdarza nam się pisać tu o anachronizmach. Do nich zaliczamy całe w zasadzie XIX wieczne pojmowanie historii i wszystkie wymyślone w tamtym czasie narracje i koncepcje. Dołączyć do tego należy także wiek XX, który był tylko nieudanym dzieckiem poprzedzającego go stulecia i jego koncepcji filozoficzno-ekonomicznych. To się nie liczy. – Pobite gary – jak się wołało dawnymi laty, podczas zespołowych gier dziecięcych.

Współczesne czasy, których najważniejszą cechą jest powszechny dostęp do technologii i informacji powinny oduczyć nas anachronicznego myślenia. Niestety tak się nie dzieje, albowiem brak stosownych opisów okoliczności, w których przyszło nam żyć. To zaś oznacza, że w tych opisach cały czas posługujemy się anachronizmami. Piszemy o polityce i wskazując region Europa środkowa – myślimy o Polsce. Cóż to jest Europa Środkowa? W rozumieniu geograficznym, to wschodnia część Niemiec, Polska, Czechy, Słowacja, Węgry i kawałek Ukrainy. No i Pribałtyka jeszcze do tego. Czy to wskazanie pokrywać się będzie z pojęciem Europy środkowej rozumianej jako centrum, w którym ogniskuje się polityka? Oczywiście, że nie. Mapę polityczną bowiem pojmujemy w sposób anachroniczny, to znaczy widzimy tak pokolorowane kawałki, oznaczające różne kraje i na tej podstawie próbujemy wyrobić sobie opinię na temat polityki poszczególnych regionów i całego kontynentu.

To jest anachronizm właśnie. Przez całe stulecia, w politycznym, istotnym rozumieniu spraw, Europą środkową, była po prostu Italia. Tam bowiem ogniskowały się wszystkie konflikty, od ideologicznych i doktrynalnych poczynając na gospodarczych i mafijnych kończąc. Italią próbowali zawładnąć cesarze pochodzący z Niemiec, próbowali nią zawładnąć Francuzi i Turcy, a także Hiszpanie. Italia była najważniejszym elementem polityki Europejskiej, była jej środkiem, w rozumieniu politycznym. Reszta kontynentu, była jedynie odbiciem i echem konfliktów toczących się w Italii. Nie na darmo papież Leon X dofinansował budowę zamku w Kamieńcu Podolskim. Uczynił to dlatego, by Polska – kraj peryferyjny i bezpieczny od wielu lat – mogła dźwignąć część ciężaru, jaki spoczywał na barkach krajów katolickich politycznej środkowej Europy i odciążyć te kraje w walce z Turkami.

W zasadzie należałoby narysować jakąś nową mapę polityczną, gdzie widać by było dokładnie, co jest środkiem, a gdzie zaczynają się politycznego kontynentu, tak współczesną jak i historyczną. Moglibyśmy wtedy zobaczyć, że w miarę, jak zainteresowania ekonomiczne potęg finansowych kierują się ku wschodowi, przesuwa się też środek kontynentu. Można nawet powiedzieć, że ów środek jest jak wahadło, pracujące w pewnym cyklu, które nigdy nie wysunie się poza pewne ekstrema. Dobrze by było je wyznaczyć dzisiaj. Nie wiemy gdzie one są. Niektórzy twierdzą, że wschodnie jest nad Dnieprem, ale może się okazać, że wcale nie, a wschodnie ekstremum wahadła wyznaczającego środek Europy jest gdzieś nad Amu Darią. Wiemy za to gdzie jest zachodnie – w Maroku.

Nie inaczej jest z propagandowymi koncepcjami państw frontowych. Najbardziej znana u nas to nieszczęsne „przedmurze”. Napisałem kiedyś tekst pod tytułem „Przedmurze czy zadupie”, trochę o czymś innym. Istotna kwestia polega bowiem na zrozumieniu, że państwo, aspirujące do bycia centrum politycznym, w którym ogniskują się wszystkie interesy globalne, bierze na siebie duże ryzyko. Ono jest związane z tym po prostu, że takie państwo może stać się państwem frontowym. W powszechnym mniemaniu, nie przekonujcie mnie, że tak nie jest, państwa frontowe to państwa peryferyjne. Myślimy bowiem anachroniczne i uważamy, że zagrożenie przychodzi gdzieś z zewnątrz i można mu się oprzeć za pomocą urządzeń tak archaicznych jak łańcuch twierdz, albo potężna armia. To jest złudzenie, które było już nieaktualne w XIII wieku. Sądzę, że wojna polega na tym, by ukryć przez elitą jakiegoś kraju, iż stanie są on państwem frontowym. To zaś odbywa się zawsze za pomocą bajania o wzmocnieniu bezpieczeństwa. W tym mniej więcej obszarze koncentrują się rzeczywiste polityczne wybory – czy stać się Europą środkową i wziąć na siebie ryzyko otwarcia wewnętrznego frontu, czy czekać aż wrobią nas w to inni?

Dziś najważniejszym państwem frontowym jest Izrael. On też jest Europą środkową. Izrael jednak wziął na siebie dobrowolnie ten ciężar, albowiem politycy tego kraju byli świadomi, że przy tak intensywnym zainteresowaniu wszystkich możliwych sił obszarem, którym przyszło im zawiadywać, nie mają innego wyjścia. I albo oni sami przygotują się do odegrania roli państwa frontowego, albo ktoś ich w to wrobi. Mieli też świadomość, że taka może być cena istnienia Izraela. Bez podjęcia tego wyzwania, ktoś mógłby pewnego dnia uznać, że ten interes jest nadzwyczaj ryzykowny i zawinąć wszystko do wora. Wśród żydowskich elit znalazłoby się zapewne dość osób, które poparłby likwidację Izraela i nowe jakieś porządki na bliskim wschodzie.

O tym, że Izrael jest państwem frontowym i politycznym środkiem kontynentu, nie trzeba nikogo przekonywać. Dowiodły tego ostatnie bombardowania, które należy chyba rozumieć jako odpowiedź na Traktat Abrahama. Ktoś próbuje licytować i czyni to w jedynym sensownym miejscu, czyli tam, gdzie ogniskują się wszystkie interesy polityczne. Co takiego będą czynić Izraelczycy? Normalnie – będą się starali przerzucić ciężar odpowiedzialności za polityczny środek Europy na dzisiejsze peryferia, pozostając jednocześnie przy kontroli większościowego pakietu akcji politycznych. To się może nie udać, albo może się udać w ograniczonym zakresie. Czas pokaże. Ryzyko jest, a więc próby podejmowane w celu przeniesienia środka Europy z Izraela gdzie indziej, próby rozbujania wahadła, będą na pewno bardzo subtelne, dobrze zakamuflowane i obwarowane gwarancjami bezpieczeństwa dla wielu bardzo krajów. – Będzie się działo – jak mówi młodzież.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy powyższe hipotezy są prawdziwe, nie wróci do lekcji historii klasycznej i przypomni sobie, gdzie były otwarte fronty, na których walczyła o życie republika rzymska. Otóż były to fronty italskie. Ani Pyrrus, ani Hannibal nie mieli żadnego problemu z ładowaniem kontyngentów na okręty i wysadzeniem desantu w Italii. To Rzymianie mieli kłopot, jak wynieść wojnę poza Italię. I w końcu im się to udało. Był to początek imperium. Czy wyniesienie wojny poza Izrael też będzie początkiem imperium? Nie mam zamiaru o tym orzekać, albowiem uprawiamy tu jedynie publicystykę rozrywkową i można wskazywać inne przykłady z historii, kiedy wojna wyniesiona poza granice nie przyniosła oczekiwanego efektu. Najjaskrawszy przykład to wojny Franciszka I w Italii. Niepowodzenie Francuzów przesądzone zostało przez siłę i wyższość taktyki przeciwnika.

Tak więc wszystko może się zdarzyć. To o czym mówiłem wczoraj, otwarcie nowego frontu na Saharze Zachodniej, zaniepokojenie polityką marokańską w Madrycie, jest częścią planu opiewającego na odciążenie Izraela i przeniesienie ciężaru środka politycznego kontynentu gdzie indziej. A najlepiej na wyznaczenie kilku państw frontowych, które zapewnią metropolii spokój i kilka dekad prosperity. Bo w to, że istnieje pokój wieczny, nikt chyba w Izraelu nie wierzy.

Wczoraj też doszła do mnie informacja, że rząd polski rozpocznie inwestycję kluczową, o wadze strategicznej – budowę kanału śląskiego. To jest projekt, który za żadne skarby nie mógł powstać za komuny, kiedy Polska była krajem systemowo niedrożnym – przedmurzem, skazanym na zagładę w pierwszej fazie wojny nuklearnej, do której przygotowywali się sowieci. Nikt im jednak nie powiedział, że wojen nie prowadzi się na mapach z atlasu szkolnego, nawet bardzo szczegółowych, a także, że państwa frontowe to te, w których koncentrują się interesy globalne. Pomyślany jako rozległe peryferie bez politycznego znaczenia, jako zaplecze surowcowe dla dynamicznie rozwijającego się świata, ZSRR, przyjął fałszywą optykę i został z tymi czołgami i bombami, jak Himilsbach z angielskim. Teraz Polska, którą wszyscy uważają za państwo peryferyjne udrażnia swoją sieć dróg wodnych. To jest rzeczywiście najważniejsza od lat inwestycja, być może ważniejsza niż Mierzeja, choć trudno to w ogóle porównywać. Będzie to oczywiście część sieci dróg wodnych Europy, którą w atlasie szkolnym określa się jako środkową. Czy sprawi, że Polska i sąsiednie kraje staną się polityczną Europą środkową? Czas pokaże. Ja jestem za budową kanału. Uważam, że jeśli już czekają nas jakieś wyzwania trzeba je podjąć świadomie i z pełną odpowiedzialnością, bo być może taka jest cena istnienia. A zawsze jest jakaś cena…warto o tym pamiętać, pokój wieczny zaś nie istnieje.

  6 komentarzy do “O państwach frontowych i Europie Środkowej”

  1. Dzień dobry. Ja też jestem za budową kanału, choć pewnie nam przypadnie w udziale zaszczyt sfinansowania tej inwestycji naszymi podatkami, a dla ludzi o mocnych nerwach i specyficznym guście – będą w telewizji państwowotwórcze reportaże i wywiady. Zarobi zaś kto inny. To akurat nie nowość, bo my już zarabialiśmy, dawno temu i komuś to bardzo przeszkadzało. Dziś zatem możemy patrzeć ze spokojem na wyścig inwestorów, którzy już penie liczą spodziewane zyski. No i możemy trochę zadbać o tak zwaną integralność terytorialną, bo Śląsk to prawdziwe centrum świata i wcale nie każdemu z wielkich podoba się nasz zarząd nad tą ziemią. Dobrze jest więc tworzyć tzw. fakty prasowe, żeby potem nie musieć milczeć, kiedy się inni zgłoszą ze swoimi tytułami własności, nie tak bardzo przedawnionymi…

  2. Właśnie, my już zarabialiśmy i to się szalenie nie podobało „we świecie”

  3. Miesiąc temu pokłóciłem się porządnie o kanał śląski ze szwagrem. Mówił, że to jakaś bajka, że o tym nigdy nie słyszał. A ja skoro nie mówiono o tym w programie Top Gear lub podczas meczu snookera to nie znaczy, że tego nie ma. Najlepiej nie pić alkoholu lub nie dyskutować przy nim o kanale śląskim i innych ważnych projektach o których przeciętnego Kowalskiego media głównego ścieku oczywiście nie poinformują. Najwyżej powiedzą jak już projekt będzie zniszczony z ich pomocą.

  4. Czy w związku ze spodziewanym rychłym ujęciem Mateusza M. i osłabieniem jego reżimu zostanie odwołane moratorium i nastąpi poluzowanie i odmrożenie w zakresie organizowania konferencji?

  5. Najspokojniejsze miejsce w Rzymie to szczyt parku krajobrazowego Monte Mario, gdzie mieści się wojskowy cmentarz francuski z blisko dwoma tysiącami grobów, z których ok. 2/3 to nagrobki z półksiężycem. Próżno szukać fotografii na wiki włoskiej, a Francuzi także nie są chyba dumni ze swego braterstwa broni. Kilkadziesiąt tysięcy kobiet, chłopców i księży zgwałconych, a także nadzianych na pale, to ponure dziedzictwo aliantów.

    W lipcu 1945 roku amerykański generał Jacob L. Dever oznajmił, że zna raporty o tym, że w tunelu w Stuttgarcie zgwałcono 2500 kobiet, ale on uważa, że było ich 300, a na dodatek to nie były gwałty masowe ale indywidualne. Co więcej w tamtym rejonie było tylko czterech czarnych Senegalczyków, a reszta wojsk kolonialnych tu Marokańczycy, Algierczycy i Goumowie.

    Załączam dodatkowe ilustracje, które pokazują, że kiedyś tym góralom z Atlasu wystarczały owieczki, a w każdym razie nimi żydzi marokańscy opłacali swe życie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.