wrz 132020
 

Komunistyczna propaganda miała taki walor, że działała pozytywnie na młodych, poszukujących swojej drogi w życiu mężczyzn. Partia i milicja przedstawiały takim chłopakom ofertę i oni się na nią godzili, albowiem był to w wielu przypadkach przymus biologiczny i psychologiczny. Dla człowieka, który dorastał w czasie wojny, a wywodził się z rodziny analfabetów, nie było innej realności niż komunistyczna i człowiek taki zwykle się nie wahał. Propaganda utwierdzała go w wyborach i trzeba było lat całych, zanim zaczął on w ogóle myśleć i odbierać sygnały ze świata na innych falach niż długie. Był taki film – „Chudy i inni” o ekipie budowlanej, pracującej gdzieś przy budowie kombinatu, chyba w Nowej Hucie. Płatne to było bardzo dobrze i wszyscy czekali na pieniądze, tylko jeden miał inne priorytety. Nazywano go partyjny, bo miał czerwoną legitymację, a grał go Marian Kociniak. Kiedy skończyli, Chudy, grany przez Wiesława Gołasa, zaproponował taką zabawę-żart – wszyscy staną na moście, tyłem do rzeki i na trzy cztery wyrzucą portfele z wypłatą do wody. No i tak zrobili, ale naprawdę portfel wyrzucił tylko partyjny. Oni się najpierw zdziwili, a potem wykazując się moralną dojrzałością, daleką od ich wcześniejszych kabotyńskich zachowań, zrzucili się na tę jego wypłatę. Ja zaś oglądając ten film ze trzy razy, zawsze zamykałem oczy w momencie kiedy partyjny wyrzucał pieniądze. I dziwiłem się potem, że nie pobiegli po portfel, choć przecież rzeczka nie była specjalnie szeroka ani głęboka. No, ale byłem wtedy dzieckiem.

Piszę to, ponieważ jutro obydwie książki Michała Radoryskiego znajdą się w hurtowni, a to znaczy, że będą dostępne nie tylko w internecie, ale także w sieciach. Myślałem, że uda mi się zrealizować tę część planu na wiosnę, albo wczesnym latem, ale jak zwykle wszystko się opóźniło. Jest późne lato, zaraz będzie jesień, a my dopiero się z tym uporaliśmy.

Wczorajsze opowiadanie, stanowiące komentarz do ustaw i przepisów, być może także przerodzi się w jakiś bardziej obszerny produkt. Nie wiem tylko kiedy. Nie powiem, zdziwiłem się tym, że jest tak słabo komentowane i zdziwiłem się treścią komentarzy. Niektóre bowiem potwierdziły moje najczarniejsze przypuszczenia, te zaś dotyczyły sytuacji, w której się znajdujemy, a konkretnie tego czy traktujemy twórczość internetową serio czy nie. No i okazało się, że jednak nie. Wielu czytelników uważa bowiem, że istnieje jakiś rynek treści poza ustawkami i wymuszeniami, a my tutaj, możemy – niczym w gaju Akademosa – podkreślać jego walory i podnosić znaczenie tych czy innych konceptów, które się tu tworzą, a całość tego będzie niezrozumiała i niedostępna dla postronnych i profanów. My zaś uczestnicząc w tym projekcie wyróżnimy się in plus na jakimś tle. Pokusa by uczestniczyć w takich projektach jest w wielu sercach nie do zwalczenia. Jest jak wiara w to, że wyrzucenie pieniędzy do rzeki uczni człowieka lepszym moralnie. To niestety nie jest prawda. Wiara w takie projekcje powoduje, że nie zyskujemy wpływu ani na jakość, ani na treść tego co jest sprzedawane na rynku książki popularnej i nie będziemy mieli tego wpływu dopóki nie zakwestionujemy obecnych tam treści propagandowych. Tego zaś nie można zrobić będąc wyłącznie autorem internetowym, kojarzonym z prawicą w dodatku. Jest mi trochę przykro, że muszę tłumaczyć takie rzeczy. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że niektórzy ludzie przychodzą tu wyłącznie po rozrywkę i interesuje ich przede wszystkim zachowanie status quo tego miejsca, a także kiwanie się w rytm tych samych melodii. No, ale mnie interesuje coś zgoła innego, przede wszystkim zaś poszerzenie targetu. Ja nie mogę wyrzucić pieniędzy do rzeki, bo nie jestem partyjny.

Dlatego właśnie na rynek idą książki Michała. Sprzedawanie tam innych książek byłoby trudne, albowiem są one sformatowane „pod internet” i nie mają w sobie nic, co mogłoby zostać zauważone przez ludzi pochłaniających treści kolportowane w wielkich sieciach.

– A czy nie możemy zostać tu gdzie jesteśmy i spierać się o to czy warto pisać takie opowiadania jak wczorajsze, gdzie jest kilka brzydkich wyrazów, zamiast zajmować się pogłębianiem wiedzy, na temat handlu barwnikami w dawnych czasach?

Nie możemy, albowiem ci sami ludzie, którzy do takich zachowań wzywają, pierwsi od nich odstąpią. Ćwiczyłem to wielokrotnie i jestem tego pewien. Dlatego też nie słucham nikogo – żadnych dobrych rad, żadnych sugestii. Musicie zrozumieć, że ten tak zwany rynek nie działa tak, jak się Wam wydaje. Działa inaczej. I nie chodzi nawet o to, że jak książki Michała znajdą się w Empiku, to ktoś zacznie z nimi polemizować. Nikt nie zacznie, bo polemiki są częścią promocji tytułów i nikt, pardon, nie pierdnie, jeśli to nie zostało wcześniej zaplanowane. Chodzi o to tylko, by książki z innymi niż propagandowe treściami znalazły się w sieciach, bo to oznacza złamanie miękkiej cenzury. Im więcej ich tam będzie tym lepiej. Można zapytać – a dlaczego Socjalizmu i śmierci tam nie umieścić? Odpowiadam – bo należy on do obszaru inaczej posegmentowanego. Jeśli okaże się, że książki Michała dobrze się czują na rynku sieciowym, pójdą tam także inne rzeczy. Istotne jest, by to, co tam umieszczamy trafiło do właściwego segmentu, ale żeby miało inny walor niż Bonda i Mróz. Jeśli komuś się wydaje, że można inaczej, ten błądzi. Nie można, no chyba, że się jest człowiekiem wynajętym. No, ale to nas akurat nie dotyczy.

Kwestia najistotniejsza dotyczy rozróżnienia treści produkowanych serio od tych żartobliwych. Inaczej mówiąc – treści skutecznych od nieskutecznych. Wczorajsza reakcje na opowiadanie Michała przekonała mnie, że jest to treść skuteczna, albowiem wiele osób nie wiedziało co powiedzieć. Kilka zaś próbowało ustawić się na tle tej treści, żeby być lepiej widocznym. To jest takich wypadkach zasada żelazna. I ja Wam ją tu opisuję po to, byście więcej w takie pułapki nie wpadali. Jeśli coś jest poważne i skuteczne, rodzi się natychmiastowa pokusa, by to zasłonić. Nie po to, żeby nie było tego widać, ale po to, by lepiej wypaść na tle. I to nie jest zarzut, musimy się dobrze rozumieć, sądziłem, że wszyscy zrozumieją, jaki jest cel tego opowiadania i zastanowią się co by było, gdyby w Empiku znalazł się 500 stronicowy tom takich opowiadań. Byłoby jak mniemam ciekawie, dlatego właśnie uważam tworzenie takich treści za rzecz poważną i mającą sens, a uliczne protesty przeciwko ekologicznym zakazom i szajbom uważam za stratę czasu, która jednak ma pewien walor dla ludzi młodych i poszukujących swojej drogi w życiu, albowiem dla wielu udział w tych przedsięwzięciach, to przymus biologiczny i psychologiczny, tak jak wstąpienie do milicji w latach pięćdziesiątych. No, ale my musimy zrozumieć, że to fikcja, nie możemy wyrzucić pieniędzy do rzeki i nie możemy zwalczać wroga niewidzialnego. Musimy znaleźć się tam, gdzie on rzeczywiście jest. I tym miejscem nie jest ani internet, ani ulica.

Dziękuję za uwagę, jeśli ktoś się poczuł dotknięty, trudno. To są za poważne sprawy, żebym się jeszcze musiał z nich tłumaczyć.

  31 komentarzy do “O pewnej żelaznej zasadzie”

  1. En masse oddajemy niewidzialnemu wrogowi (a są to konkretne osoby i nazwiska) 80% swoich dochodów, to znaczy na trzy cztery wyrzucamy portfele do rzeki i liczymy na to, że jak będziemy mieli jakieś potrzeby to będzie można z nich skorzystać, bo jest to lokata pewna jak w banku (co akurat jest prawdą, że w banku).

    Skoro bank sobie nie życzy, żebyśmy jedli mięso i odziewali się w skóry (potrzeby ludzkie od czasów jaskiń nie zmieniły się), to dlaczego mielibyśmy się sprzeciwiać?

    Moim zdaniem powinniśmy protestować najpierw przeciw podatkom.

    Jeżeli spierałem się z kimś publicznie o kwestie ideowe to przede wszystkim żądałem zakręcenia kurka z pieniędzmi i wtedy natychmiast spór robił się konstruktywny.

    Na przykład spór z LGBT czy z ekologami powinien się zacząć od publicznego, szczegółowego wyjaśnienia spraw finansowych. Jak dotąd tylko kwestia obowiązkowych szczepień była omawiana pod tym kątem i dziwię się, że takie kanalie, jak dr Szumowski chodzą na wolności, bo skoro podczas epidemii szukał pomocy”nawet u diabła”, to niech teraz idzie do diabła.

    Nie ma możliwości prowadzenia dyskusji światopoglądowej bez wyjaśnienia kwestii finansowych.

    Możemy wszyscy np. chodzić na rękach, ale trzeba zapytać: ile to będzie kosztowało?

    Rozumiem, że KJ chce uzbierać jak najwięcej pieniędzy, żeby skuteczniej walczyć z systemem finansowym.

  2. Kanalią to ty sam, pseudo-charakternik,  jesteś. I jeszcze dewastujesz to miejsce – bydlak lub funkcjonariusz.

  3. >trzeba było lat całych, zanim zaczął on w ogóle myśleć i odbierać sygnały ze świata na innych falach niż długie…

    Przełomowy rok 1948 nie skończył się nigdy.

  4. Ta naiwność i propaganda wskazująca po wojnie nowe koleiny życia młodym chłopakom była czymś naturalnym i powszechnym. Spotkałem kiedyś gościa, który zaciągnął się do UB w wieku 18 lat i odsłużył w nim rok. W chwili, gdy z nim rozmawiałem, był świadomym zwolennikiem Jana Olszewskiego i ROP(?)-u, z niesmakiem wypowiadał się o agenturalności Bolesława Bełkotliwego, a swój epizod określał jako kompletną, młodzieńczą nieświadomość. Nie pamiętam z jakich powodów odszedł z tego UB, czy coś do niego dotarło, czy kolejny przypadek.

    Co do sprzedaży na rynku – jak fajnie powiedział kiedyś znajomy fabrykant – gdy jest dużo zamówień, wszyscy lepiej zarabiają, chętniej pracują i mają uśmiech na twarzy. Sprzedaż to taka marihuana życia – to już moje. Bo – jak również on powiedział – dopłacać to można do przyjemności.

    Mimo zaburzeń rynku przez różne czynniki, można przyjąć za obowiązujące założenie, że jak coś jest dobre i potrzebne, będzie sprzedane. Wiele inicjatyw nie jest w stanie przełamać pierwszych progów, i mimo niezłej jakości produktu – pada. Przyczyną zawsze jest niespełnienie niektórych warunków brzegowych, zła cena, zła promocja, brak kapitału, brak popytu na ten dobry towar. Pamiętam jak sporo lat temu ukazał się pierwszy numer gazety geograficzno-podróżniczej Archipelag. Mam go gdzieś do dzisiaj – pięknie wydany, na matowym papierze, w środku ciekawy materiał. Był pierwszy i ostatni. Bo jak nie ma lekkiego budżetu – dotacji, kapitału inwestora – to trzeba przez tą spienioną zatokę przepłynąć na tratwie rozpaczliwie wiosłując, zanim znajdziemy się na względnie spokojnym morzu…

  5. Lokata w rzece jest dobra jak w banku, a nawet lepsza, bo bez żadnych potrąceń 🙂

  6. To jest lokata na rachunku bieżącym 🙂 a najzabawniejsze są informacje z ZUS, ile to kasy już uzbieraliśmy na starość.

    Nabrałem ochoty na książki autorstwa Michała Radoryskiego zwłaszcza, gdyby były w stylu wczorajszego opowiadania. Można już zacząć robić zakupy na gwiazdkę, a gdyby ktoś z rodziny przeczytał coś takiego, to mogłyby być niezłe jaja…

  7. Książki trzeba teraz kupować, żeby zdążyć je przeczytać, a potem ładnie zapakować i sprezentować „od Mikołaja”.

    Po co trzymać, po co chować? – jak śpiewał Rosiewicz. Tylko jak są promocje, to kupuję więcej egzemplarzy.

  8. Jeżeli książka jest w sztywnej okładce dobrze sklejona czy zszyta to spokojnie można ją puścić dalej, zwłaszcza do Polaków żyjących za granicą.

  9. GUS podaje, że na kulturę i edukację w rodzinie zaprowiantowanej przez 500+, wydano w 2018 roku – stosownie 7.7% (kultura) i 2,7 % (edukacja) z dochodu rodziny.

    Jak się to przekłada na zakup książek nie wiem,  zapewne te 10,4 %  zawiera w sobie wydatki na książki.

    Przy czym, księgarnia Matrax na Nowym Świecie od tej wiosny  już nie istnieje a Dedalus przy tej samej ulicy , owszem funkcjonuje zawsze w księgarni jest kilka osób.

    Ceny książek wyjaśniają wszystko. Te ok. 10% wydatków na kulturę i edukację (wynika ze wzmocnienia przez 500 +) może byłby ten współczynnik dużo niższy.

    Nie sięgam do danych GUS lat wcześniejszych bo chcę mieć miłą niedzielę.

  10. są entuzjaści  takiej antycypacji przyszłości, jaką zawierało opowiadanie Radoryskiego zwłaszcza, że mimo upływu 70 lat od wojny, wiele osób wie, kojarzy, a nawet pamięta  bezceremonialne wprowadzania zasad ZSRR na ziemiach polskich, czyli jak wtłaczana była  idea z gruntu idiotyczna –  tylko terrorem.

    Dziwowali się wszyscy Orwellowi a teraz co obserwujemy ?

    W Dedalusie za 10 zł.

  11. Pan, który siedzi w księgarence, a właściwie w salonie fotograficznym w galerii na Stokłosach mógłby sobie sprawić czapkę jak Tewje mleczarz, chałat i przyjechać na ten festiwal żydowski do Grodziska z wózkiem na kółkach, z książkami o tej tematyce. Absolutnie bez poważnych pozycji, jak „Historia handlu żydowskiego”, ale z „Pająkami” i innymi tego typu.

    „Historię…” mógłby mieć za pazuchą na wszelki wypadek w razie kontroli  koszerności sprzedawanych towarów.

  12. Jak wygląda Michał Radoryski.

  13. Marketingowo rzecz biorąc:

    przebrany ze Tewjego z Anatewki  i sprzedający książki o tematyce narodowościowej i  sprzedaż książek by podskoczyła ?

    Powinna

  14. i powinien wołać: maść na szczury!

  15. robienie performansu wśród gapiów wokół kolumny Zygmunta, nie zwiększa dochodów, nieraz sztukmistrze pokazują przechodniom świetne sztuczki prestigitatorskie są brawa i słowa uznania,  potem wędruje  kapelusz, czeka na chociaż moniaki a kapelusz wraca prawie pusty ….bowiem natychmiast po performansie, gapie łapią swoje dzieci i odchodzą,

    oni są „zarobieni”, ich dzieci były kwadrans cicho, w portfelu nie ubyło, będą w pracy atrakcyjni towarzysko będzie co opowiadać kolegom,

    a prestidigitator …  niech się cieszy że gapie przystanęli

  16. Performance nie jest najważniejszy, ale sądzę, że ludzie mogą być zainteresowani lżejszymi książkami o tej kulturze na pograniczu kryminału i tematyki obyczajowej. Jesteśmy w końcu państwem rozwiniętym i dorobionym, jak obwieścił Morawiecki, więc taka książka to niewielki wydatek.

    Tradycyjne księgarnie wszędzie wymierają, jak świerki po suszy.

  17. Tewjego można zsieciować przez opatentowanie chałatu i drewnianego wózka. A potem opalać franczyzę, najlepiej Ukraińcom, którzy szybko obstawią bazarki i skwerki. Drukarnie nie nadążą z produkcją żydowskich kryminałków, skandalizujących nowelek obyczajowych i opylanych spod pazuchy koszernych pornoli.

  18. Pisząc post o 20.15 nie widziałem twojego postu z 20.08 🙂

  19. Dokładnie o tym samym pomyślałem, to znaczy na wózku „Pająki” i Urke Nachalnie, a w kapocie  „Historia” dla inteligentów albo pornografia dla szukających sensacji. W Tel-Avivie można (było) kupić komiksy BDSM z SS-mankami z pejczami. Sprzedawca jest dobrym psychologiem i rozpoznaje potrzeby klienta „jak pan chcesz, to ja mam to, co pan wisz”.

    To tak tytułem żartu, natomiast na poważnie, to z pewnością ludzie chętnie by coś kupili do czytania.

    Przy okazji są dwa dalsze tematy (zjawiska): walka o młodzież prowadzona przez Kaczyńskiego (piątka dla zwierząt) i przez Trzaskowskiego (epizod na dyskotece nad Wisłą).

    Tymczasem wśród młodzieży coraz więcej jest zombie. Dla mnie przykładem zombie jest Margaret, Szpak, te młode gwiazdki z Eurowizji, bo te dzieciaki robią to na poważnie, podczas gdy taki Popek udaje dla pieniędzy.

    To jest oczywiście przerażające, dlatego ta zgrywa z Żydem to jest taka odtrutka, ale mogłoby chwycić, kto wie?…

  20. Anna Lewandowska też jest już zombie, bo chciała się sądzić twierdząc, że nie wygląda tak, jak na nie obrobionej fotografii i Dorota Masłowska, która chciała się sądzić z jakimś magazynem katolickim.

    Janina Ochojska jest klasycznym zombie już od bardzo dawna.

  21. Czapki a’la Tewje mleczarz są popularne w modzie damskiej jako inspiracja dawnymi stylami klasycznymi

    https://images.app.goo.gl/dUA4sSwTa3r7UuKh6

     

    https://images.app.goo.gl/mdNnjWtznhFkCqm2A

     

    https://images.app.goo.gl/y116jmMxJtLSw8Ey8

     

    https://images.app.goo.gl/3W8WgXJgrPnV68jg7

     

    https://images.app.goo.gl/1gWFCzVb7raTkPJp9

     

    Dla mężczyzn programowo nie ma żadnej oferty. My jesteśmy skazani na wymarcie.

  22. >Ja nie mogę wyrzucić pieniędzy do rzeki, bo nie jestem partyjny…

    W 1948 wrzucasz portfel, wraca fortuna

    A przy okazji fortuny, to mała anegdota z londyńskiego procesu, który generał Anders wytoczył opluwającym go dziennikarzom. Proces toczył się przed przysięgłymi angielskimi, którzy nie znali polskiego, a niechlubnymi świadkami dziennikarzy byli Mikołajczyk i Kot. Obrońca jednego z dziennikarzy zapytał Andersa, czy był on najemnikiem/awanturnikiem (soldier of fortune). Na to Anders odpowiedział, że był szczęściarzem (man of fortune), bo został ośmiokrotnie ranny i pozostał przy życiu.

  23. Prototyp Tewjego był już widywany pod synagogą w Tykocinie. Osobnik pięknie ucharakteryzowany, z obfitym czarnym włosem i brodą, produkował na miejscu drewniane figurki Charliego Chaplina, tfu, Wiecznego Tułacza, zdawało się, że skutecznie, bo przez jakiś czas wrósł w krajobraz.

    Co się z nim dalej stało nie wiadomo, czy objął go naturalny cykl biologiczny, czy ściągnęło go studio Metro do charakteryzatorni, a może zaopiekowała się zagubioną duszą jakaś izraelska wycieczka. Trzeba to wyjaśnić przed napisaniem biznesplanu.

  24. eee tam, zaraz na wymarcie, jesteście skazani na noszenie chustek wiązanych pod szyją , ale na poważnie mężczyźni noszą te czapki które kupi im żona albo mama

  25. Ale jak wygląda Michał Radoryski?

  26. Jak Stanisław Mikulski tylko trochę wyższy.

  27. Toż siedział tego roku w drugiej połowie lipca 🙂 Naocznie widziałam:)

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.