Całe ostatnie targi pełne były książek w tanich miękkich okładkach. Większość wydawców bowiem rezygnuje z zatrudniania grafików, uważając, że wystarczy zdjęcie kupione w agencji za dwa złote, na tym tytuł i nazwisko autora. Czytelnika zaś ma zainteresować sama treść. O jej zaś atrakcyjności świadczyć ma z kolei tytuł. O tytułach już sobie co nieco powiedzieliśmy, ale nie zaszkodzi tych przemyśleń i wniosków zrekapitulować. Które tytuły są dobre, a które złe? Najgorszy tytuł, jaki widziałem na targach brzmiał „Aforyzmy Jezusa”. Nie wiem co za bałwan to wymyślił, ale powinien za to siedzieć. „Aforyzmy Jezusa”? A my się potem dziwimy, że islam zwycięża. W kolejce pewnie czekają już „Aforyzmy Judasza” i „Aforyzmy Piłata”, a dla dziewczyn „Aforyzmy Marii Magdaleny”. Ta próbka daje nam pewną wiedzę, orientujemy się w mig, że tytuł nie powinien być kokieteryjny. Prowokacyjny tak, ale nie kokieteryjny. Ja tu nie będę ściemniał i się krygował, powiem wprost – poświęcam masę czasu na wymyślanie tytułów, w zasadzie myślę o tym bez przerwy i większość moich tytułów jest dobra. Czasem zdarza się, że nie uda się wykombinować niczego atrakcyjnego, ale wtedy zawsze można znaleźć jakiś wytrych. Tytuł rozdziału w książce może, ale nie musi korespondować z treścią tekstu. I to pewnie jest zaskoczeniem dla niektórych, ale tak już jest w prawdziwym życiu. Tytuł ma za zadanie przyciągnąć czytelnika i skupić jego uwagę. Treść zaś, która się pod nim kryje ma nie zawieść jego oczekiwań. W przypadku „Aforyzmów Jezusa” nie zachodzi żadna z tych okoliczności.
Dam teraz przykład dobrego tytułu z nowej książki. Jeden z rozdziałów nazwałem tak – „Izraelici u Dzieciątka Jezus”. Niektórzy wiedzą o czym jest ten rozdział, ale ich proszę o dyskrecję. Kto ma ochotę może próbować odgadnąć co się kryje za tym tytułem. Nagród na razie nie będzie, ale jak się komuś uda, będzie miał naprawdę dużą satysfakcję.
Największe zdziwienie wśród wszystkich naszych okładek wywoływała rzecz jasna ta, w którą oprawiona była książka o wołach. Ludzie nie mogli uwierzyć, że tak można. Pytali czy to jest komiks, czy może jakaś powieść, bo im się w głowach nie mogło pomieścić, że atrakcyjna, naukowo opracowana treść, może mieć po prostu dobrą okładkę. Nie tanią, nie brzydką, nie zawstydzającą, ale ładną, trochę drogą i dającą szansę tak treści jak i grafikowi. Wielu ludzi kupiło tę książkę ze względu na okładkę właśnie.
Jak wiecie nienawidzę taniochy. Wielu wydawcom jednak zdaje się, że jak oszczędzą na okładce, na papierze i na honorarium grafika, to więcej zarobią. To są idiotyczne oszczędności. Dlaczego nikt, idąc na imieniny, nie oszczędza na alkoholu dla solenizantki i nie kupuje jej, zamiast jakiegoś dobrego picia, berbeluchy za 13 złotych z wyrysowanym na naklejce kwiatkiem? Bo nie wypada. A wypada umieszczać ważne i potrzebne treści w szmatławych okładkach? Widocznie tak. Żeby to jeszcze miało jakiś wymiar praktyczny, albo przynosiło zysk, tak jak to sobie ci wydawcy planują. Ale gdzie tam….nic takiego nie zachodzi. Książki leżą, sprzedawcy się nudzą, dziewczyny reklamujące to przez mikrofon zdzierają gardła. Nic nie pomaga. Panuje jednak powszechne przekonanie, że klient to idiota i trzeba go oszukać, wtedy się trochę, prawda, zarobi, trochę oszczędzi i wyjdziemy na swoje. Nie wiem jakimi sposobami sprzedawcy wydawnictwa „Aforyzmy Jezusa” wciskali je klientom, ale nie chciałbym być na ich miejscu.
Nie zawsze jest tak, że nasz grafik, taki który potrafi rysować ma czas na zrobienie dla nas okładki. Wtedy można rzeczywiście coś aranżować za pomocą dostępnych materiałów, ale nie musi to być przecież gołe zdjęcie bez żadnego związku z treścią. I teraz uwaga – tytuł rozdziału, nie musi informować o tym co zawiera rozdział, ale tytuł książki i okładka muszą taki warunek spełniać.
I tak na przykład, na okładce naszej nowej książki, czyli wspomnień z Kazachstanu, napisanych przez dziadka Beczki – Stanisława Złotkowskiego, mamy połączenie zdjęć archiwalnych w różnych planach i fotografię lokomotywy kupioną normalnie w agencji. Do tego ramka z tytułem i nazwiskiem autora. Jarek się trochę napracował przy składaniu tych elementów i mamy efekt. Dyskretny i ciekawy efekt, który na pewno nie jest tani. Nie jest też groteskowy, przed czym nie udaje się uciec wielu wydawcom oszczędzającym na okładkach.
Co ze scenariuszami spytacie? Myślę, że tu jest najmniejszy problem. Przeczytajcie fragment wspomnień z zesłania do Kazachstanu napisanych ręką człowieka, który przecież ani myślał o tym, żeby robić karierę autorską. Chciał po prostu opisać swoje przeżycia. Dziś ma ponad 90 lat i ponoć zachował jeszcze tę świeżość spojrzenia oraz – jak to się mawiało na wsi dawnymi laty – dryg do opowiadania. Stanisław Złotkowski mieszka w Augustowie. Jest dziadkiem naszego kolegi Tomka. Oto fragment jego wspomnień:
W Augustowie rządzili już Sowieci. Naszą rodzinną ziemię augustowską nazywali Zachodnią Białorusią. Od razu po naszym przyjeździe z Lubieszowa wujek Romanowski oznajmił nam, że do naszego domu przychodzili enkawudziści i pytali o ojca. Wujek powiedział im, że pojechał po rodzinę na wieś, nie wie, gdzie, ale niedługo powinien przyjechać. Przykazali, żeby po powrocie zgłosił się do tutejszego biura NKWD. Wiadomość ta wszystkich nas bardzo zatrwożyła, gdyż wezwanie do stawienia się w NKWD szefa przedwojennej policji powiatowej mogło oznaczać tylko jedno: więzienie, łagry, katorgę, a nawet śmierć przez rozstrzelanie. Ojciec doskonale o tym wiedział i rozmyślał nad tym, jak ma postąpić, ale właściwie dużego wyboru nie miał. Co życzliwsi sąsiedzi radzili, aby uciekał. Ale dokąd? Cała Polska jest już zajęta przez Niemców albo Sowietów. Najbliżej jest Litwa, ale ona również nie jest przyjazna dla Polski. Bezpiecznego schronienia nigdzie już nie ma. To, co teraz dzieje się w Polsce to tylko początek wielkiej wojny światowej, która obejmie całą Europę, a może nawet i cały świat – tak mówił ojciec. Uważał, że zawarty pakt trójstronny, czyli oś Berlin-Rzym-Tokio nie wróży, aby na Polsce wszystko się zakończyło. Teraz doszedł jeszcze Związek Radziecki. Wszyscy oni pragną panować nad całym światem. Faszyzm z jednej strony, a komunizm z drugiej. Jesteśmy wobec tych wydarzeń bezsilni.
Ojciec bał się też o nas. Mówił: „Moja ucieczka spowoduje tylko znęcanie się nad całą rodziną, a ja nawet nie widzę już dla siebie w miarę bezpiecznego miejsca. Teraz liczy się dla mnie każda godzina, każdy dzień spędzony z rodziną i dlatego sam dobrowolnie nigdzie nie pójdę. Będę oczekiwał na wydarzenia, jakie gotuje nam los, zdając się całkowicie na wolę Pana Boga. Przeżyłem pierwsza wojnę światową, byłem już w niewoli niemieckiej, a później rosyjskiej i jeżeli Bóg tego zechce, to przeżyję i sowiecką”.
Ojciec prosił mnie, abym jako najstarszy obecnie syn, na wypadek jego aresztowania, dzielnie opiekował się rodziną. Powiedział mi też: „Gdyby losy wojny i wam zgotowały wygnanie, a szczęśliwym zrządzeniem losu, po zakończeniu tej strasznej zawieruchy, kiedyś powrócisz, nawet na zgliszcza naszego domu, pamiętaj: domu może nie być, ale fundament zostanie, a w miejscu, które ci pokazałem, zamurowane są dokumenty, które potwierdzają naszą własność. Dokumentów tych pilnuje maleńka figurka św. Antoniego oraz relikwiarz św. Andrzeja Boboli”.
Mnie obawa przed aresztowaniem, a może i utratą ojca w tak młodym wieku i konieczność przejęcia obowiązków utrzymania rodziny w okupowanej przez Sowietów ojczyźnie, wydawały się bardzo trudne, a może i za trudne do udźwignięcia. Chorowita matula z jednoroczną Krysią, siedmioletnim Jasiem i niezbyt zaradną Wandzią na opiece niespełna trzynastoletniego chłopca – to wydawało mi się niemożliwe do wykonania.
O moim starszym bracie, Marianie, który jeszcze przed wojną wstąpił do klasztoru w Niepokalanowie nic mi nie było wówczas wiadomo. Jakie koleje losu przechodził on sam i cały zakon? Teraz na pewno byli już tam Niemcy. Cała Polska okupowana była już przez dwóch zaborców: Niemców i bolszewików. Nadziei na zmianę w tym krótkim czasie nie było żadnej. W takim napięciu i w oczekiwaniu na coś strasznego upłynęło kilka październikowych dni.
Pewnej nocy, gdy wszyscy już spaliśmy, obudziło nas silne kołatanie do drzwi. Po ich otwarciu weszło dwóch enkawudzistów, którym towarzyszył cywil z czerwoną opaską i kazali ojcu oddać broń. Gdy tatuś oznajmił, że żadnej broni nie posiada, gdyż zostawił ją w komendzie, a po przyjeździe przecież tam dostępu już nie miał, przystąpili do szczegółowej rewizji. Przewrócili cały dom do góry nogami i znaleźli tylko paradną szabelkę. Wtedy zażądali, żeby tatuś poszedł z nimi do biura NKWD, ponieważ tam zostanie sporządzony protokół. Mamusia chciała, aby przed wyjściem tatuś coś przejadł, ale enkawudziści nie zgodzili się. Powiedzieli, że ponieważ ojciec mówił prawdę, a broni żadnej nie znaleźli, to po podpisaniu przez ojca protokołu natychmiast zostanie zwolniony do domu. Niestety, ani rano, ani następnego dnia tatuś nie wrócił.
A więc stało się to, czego ojciec i my najbardziej się obawialiśmy. Tatuś został aresztowany. Tamtej nocy oraz w następnych dniach rozpoczęła się obława na wszystkich przebywających w Augustowie policjantów i nie tylko na nich. Aresztowano całą inteligencję Augustowa oraz wszystkich, którzy mieli zadbane, niespracowane dłonie. W mniemaniu bolszewików byli to polscy „pany”. Trzymano ich wszystkich przez parę dni w magistrackim areszcie, a później wywieziono do Grodna, a stamtąd, jak się później dowiedziałem, do Mińska. Ten sam los spotkał również naszego wujka Romanowskiego. Mamusia nosiła paczki żywnościowe do aresztu w Augustowie oraz jeździła parę razy do Grodna. Tam jednak przestano szybko przyjmować te paczki, co oznaczało, że ich już tam nie było.
Zostaliśmy sami bez tatusia i trzeba było jakoś sobie radzić. Nasze złotówki zmieniono na ruble, bez możliwości wymiany. Początkowo udało się mi trochę złotówek wymienić u pobliskiego sklepikarza, ale po bardzo niskiej stawce, gdyż tylko on mógł je jeszcze wymieniać, handlując nielegalnie z handlarzami z zaboru niemieckiego. Życie stawało się coraz trudniejsze, bo nawet mając pieniądze, trudno było coś kupić. Żeby kupić chleb, trzeba było wstawać o trzeciej rano, by ustawić się w kolejkę i, jak szczęście dopisało, kupić trochę chleba. Tak samo było i z innymi, artykułami spożywczymi. Żeby zdobyć parę rubli na chleb, kilka razy woziłem jabłka z naszego sadu do koszar, gdzie żołnierze radzieccy chętnie je kupowali.
Tymczasem przyjechał do nas syn policjanta Suchwałki, który był mniej więcej w moim wieku. Przedostał się on nielegalnie przez granicę, spod okupacji niemieckiej. Zaproponował mi pracę w gospodarstwie, u znajomego rolnika w Trzyrzeczkach. Zgodziłem się i po paru dniach pojechaliśmy pociągiem, oczywiście na gapę, do tej miejscowości. Bałem się bardzo, aby konduktor nas nie złapał, ale przeskakując do wagonu, w którym nie było konduktora, jakoś szczęśliwie dojechaliśmy na miejsce. Jeszcze trzy kilometry drogi pieszo i byliśmy już u tych gospodarzy. Była to białoruska rodzina, która gospodarowała na niewielkim gospodarstwie. Przyjęli nas chłodno, ale zaprosili na obiad z kartofli w mundurach i mleko do zapicia. Następnie wskazali nam pracę, którą mieliśmy wykonać. Trzeba było zaprzęgnąć konia do pługa i zaorać rżysko. Nie miałem pojęcia, jak zaprzęga się konia i co mam w ogóle robić, ale kolega trochę wiedział i wspólnie konia jakoś zaprzęgliśmy i zaczęliśmy orkę. On za pługiem, ja prowadziłem konia bruzdą. Początkowo nie bardzo to mi wychodziło, gdyż koń nie zawsze chciał iść bruzdą, ale z czasem nauczyłem się, jak go prowadzić, aby z bruzdy nie wychodził. I tak rozpocząłem pracę na wsi. Liczyłem, że po jakimś czasie dostanę parę rubli i będę mógł pomóc mamusi. Czas jednak mijał, a za pracę otrzymywałem tylko byle jakie wyżywienie. Denerwowała mnie również rozmowa tych gospodarzy, wyłącznie po białorusku, którego to języka prawie nie rozumiałem. Kiedy więc, gdzieś po dwóch tygodniach, kazano nam wraz z gospodynią pojechać na targ do Augustowa, aby sprzedać żyto, zostałem w mieście i więcej już tam nie wróciłem.
W tym czasie do naszego domu zaczęto przymusowo zakwaterowywać sowieckich żołnierzy. Najpierw do mieszkania na górce, później w zachodniej części domu, aż wreszcie i do naszego pokoju. Pozostawiono nam z całego domu tylko jeden pokój i kuchnię. W końcu i tutaj dokwaterowano jednego żołnierza, który miał mieszkać razem z nami. Na szczęście żołnierz, który zajmował pokój przy ulicy, przyjął go po paru dniach do siebie. Ci, co mieszkali na górze i po drugiej stronie sprowadzili z Rosji swoje rodziny. Z tego wynikało, że zamierzali tutaj mieszkać na stałe. Nie byli to prości żołnierze, lecz oficerowie radzieccy. Cały nasz dom zradiofonizowali, zakładając tak zwane toczki (głośniki), które odbierały tylko zaprogramowane centralnie, dla całego miasta, audycje.
Z nami obchodzili się oni przyjaźnie. Często nawet przynosili porcje chleba, środki czyszczące, jak mydło, proszki, których w sklepach nie można było kupić. Pomału uczyłem się od nich języka rosyjskiego, prowadząc z nimi polityczne dyskusje. Krytykowałem ich ustrój komunistyczny, biedę w Rosji oraz słabość ich armii. Jakbym przewidział przyszłe wydarzenia, ostrzegałem ich, że popełniają wielki błąd, wierząc Niemcom, a nawet im pomagając. Mówiłem im: „Rozebraliście wspólnie Polskę, pomagacie teraz wyżywić się Niemcom, wysyłając im zboże, a przecież i tak niedługo Hitler zechce zająć całą Rosję, tak, jak to zrobił z nami”. Oni zaprzeczali, twierdząc, że Stalin to mądry wódz, który najlepiej wie, co robi. Wyszukałem wtedy „Przewodnik katolicki”, w którym na pierwszej stronie narysowany był żołnierz sowiecki z zawiązanymi chusteczką oczami i mówiłem im, że są oślepieni propagandą komunistyczną i że powinni tę chusteczkę zdjąć i patrzeć realnie na świat. Ponieważ oni niby to protestowali, ale lubili ze mną dyskutować, spytałem, dlaczego nie słuchają prawdy nadawanej ze świata przez radio, tylko przez głośniki sterowane i manipulowane przez ich rząd. Byli ciekawi, czy mamy radio, bo chętnie by posłuchali. Ponieważ mieliśmy trudności z pieniędzmi na życie, w uzgodnieniu z mamusią, postanowiłem wydostać nasze ukryte radio i im je sprzedać. Bardzo się cieszyli, mogąc je kupić. Oczywiście musiałem pokazać, jak się odbiera i na jakich falach trzeba słuchać. Służyłem im nieraz wyjaśnieniami, jeżeli mówiono z zagranicy po polsku. Widziałem jednak, że obawiają się osób postronnych i w ich obecności słuchają tylko sowieckich głośników. Nie widząc z ich strony żadnego niebezpieczeństwa, prosiłem, aby dowiedzieli się o losach tatusia. Obiecali, że jeżeli czegoś się dowiedzą, to mi powiedzą, chociaż oni są żołnierzami Czerwonej Armii, a tymi sprawami zajmuje się tylko NKWD.
I tak mijał czas, aż wreszcie nastała zima. W opał na zimę byliśmy zabezpieczeni przez tatusia. Mieliśmy również sporo kartofli i warzyw z naszego ogrodu. O aresztowanym ojcu niestety nic nie wiedzieliśmy.
Pewnego dnia przyszedł do nas polski komunista, z czerwoną opaską i kazał opuścić nam nasz dom, ponieważ miał być przeznaczony wyłącznie dla wojska. Dał nam dwa tygodnie czasu na znalezienie sobie kwatery. Po upływie tego terminu przyszedł znowu i powiedział, że ma dla nas kwaterę zastępczą. Polecił mi, żebym z nim poszedł, to mi ją wskaże. Zaprowadził mnie na obecny plac Zygmunta Augusta, do kamienicy przy poczcie, gdzie po stromych schodach doszliśmy na poddasze. To, co ujrzałem przewyższyło wszystko, co mogłem sobie wyobrazić o stanie mieszkania. Powiedziałem mojemu przewodnikowi, że mogą robić z nami, co chcą, ale nigdy się tutaj nie przeprowadzimy. On polecił mi być trochę pokorniejszym i niespodziewanie zaczął prawić mi dziwną opowieść: „Widzisz chłopcze, kiedy twój ojciec pracował w komendzie, ja byłem zwykłym robotnikiem, i to nie zawsze, bo jeszcze częściej byłem bezrobotnym. Wraz z polskimi komunistami walczyliśmy o lepszy ustrój. Twój ojciec za to sadzał mnie do aresztu. Teraz już wiem, że to ja miałem rację, a twój ojciec przegrał. Tobie chłopcze również radzę nie sprzeciwiać się komunistycznej władzy, bo też przegrasz, jak twój ojciec”. Przeszył mnie dreszcz, bo uświadomiłem sobie, z kim mam do czynienia. Kiedy miałem 6 lat, mieszkaliśmy na kwaterze u państwa Maksimowskich, na ulicy Sienkiewicza. Przeżyliśmy tam z całą rodziną straszliwą, tragiczną noc. Tatuś po przyjściu z pracy poinformował nas, że z aresztu uciekł groźny więzień, pozostawiając kartkę z napisem, że jeszcze tej nocy nasz ojciec zostanie zastrzelony. Pomimo, że cała policja została postawiona na nogi, a nasz dom i wszystkie rogatki, prowadzące do nas obstawiono, całą noc wraz z tatusiem nie kładliśmy się spać. I nagle, w środku nocy, usłyszeliśmy strzelaninę, po czym wpadł do domu jeden z policjantów i zameldował, że zbiegły więzień zamierzał spełnić obietnicę, ale został schwytany na rogatce ulicy Sienkiewicza i Hożej. Dopiero wtedy odetchnęliśmy z ulgą.
A teraz ten człowiek jest u władzy i mści się na naszej rodzinie, zmuszając do opuszczenia własnego domu. Mimo to postanowiłem, że z domu rodzinnego nie wyjdziemy. Starałem się szukać pomocy u naszych lokatorów, sowieckich żołnierzy. Dałem nawet w prezencie zegarek, budzik z piękną melodyjką. Oni go chętnie przyjęli i obiecali, że załatwią, aby nas stąd nie wyrzucili. Nie wiem, jak to zrobili, ale na razie dano nam spokój. Pozostawili, bo widocznie już wiedzieli, że eksmitują nas nie tylko z mieszkania, ale nawet z Augustowa.
Na razie to tyle. Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów
Okładka musi spełniać taki warunek…
Uczestniczyłam kiedyś w badaniach fokusowych, same propozycje okładek, bez tytułu.
I pytanie : z czym się kojarzy. W druku pojawiła się Książka z okładką która, sama bez napisów, kojarzyła się prawidłowo
.
Zdecydowanie pan Złotkowski ma dryg do pisania. Swietnie się czyta. Skoro mieszka w Augustowie, to znaczy, ze udalo mu sie – mam nadzieje – do tego samego domu wrocic. Trzeba bedzie przeczytac, zeby sie dowiedziec. Fragment:
„Ojciec prosił mnie, abym jako najstarszy obecnie syn, na wypadek jego aresztowania, dzielnie opiekował się rodziną. Powiedział mi też: „Gdyby losy wojny i wam zgotowały wygnanie, a szczęśliwym zrządzeniem losu, po zakończeniu tej strasznej zawieruchy, kiedyś powrócisz, nawet na zgliszcza naszego domu, pamiętaj: domu może nie być, ale fundament zostanie, a w miejscu, które ci pokazałem, zamurowane są dokumenty, które potwierdzają naszą własność. Dokumentów tych pilnuje maleńka figurka św. Antoniego oraz relikwiarz św. Andrzeja Boboli”.
W zamieszczonym w notce fragmencie wspomnien jest wzmianka o starszym bratu Marianie, ktory wstapil do Franciszkanow w Niepokalanowie. Pieknie przezyl swoje zakonne zycie:
http://www.zyciezakonne.pl/wiadomosci/kraj/franciszkanie-pogrzeb-sp-brata-zacheusza-mariana-zlotkowskiego-19222/
Dzięki za link
Książka zapowiada się świetnie, cena bardzo przystępna 🙂 teraz tylko czekam na przesyłkę.
Jutro wyjdzie
Coś pięknego, dziękuję
Pobawię się w „rozkminianie” tytułu. Obstawiam, że rodział jest o starych socjalistach co to do młodych komunistów dotarli a ichniesze dzieciątko nie obdarzyło ich miłością. A czymś innym, łagrem, więzieniem może nawet utratą życia.
piękne świadectwo życia
Dobra teoria.
Miałam wujka, który był komendantem policji pewnego powiatu kresowego, on przetrwał II WŚ na Litwie, ale to jak się ucharakteryzował oraz jak sobie poradził z nieznajomością języka litewskiego niech pozostanie tajemnicą rodziną, bo może …. się przyda.
Świetny tytuł „Jeszcze się spotkamy”, bo budzi nadzieję. Wspomnienia z zesłania mniejszym drukiem. Bardzo ładna okładka.
Coraz więcej pokus.
Przepraszam za karygodny blad, „o starszym bracie” – rzecz jasna.
Ponoć 50% osób wchodząc do sklepu nie wie co chce tak naprawdę kupić, tak brzmiało krótkie stwierdzenie czy przesłanie na jednym z przeszkoleń w domu towarowym, gdzie mi przyszło swego czasu pracować. Są to tak zwani klijenci kupujący spontanicznie (Spontankäufer).
Więc przemawiająca do wyobraźni okładka to połowa sukcesu, potrafi podejść i przemówić do tych co chcą ale nie wiedzą co…
A to podejście to jest sztuka niebywała… po zakupie można stwierdzić: widziały gały co brały…
Ar Gut – tak mi się skojarzyło (zupełnie niesłusznie) z odznaką „dzieciątko Lenin”, które kiedyś na moim podwórku były wymieniane na gumę do żucia z Pewexu.
Ale konotacje tytułu zadanego przez Coryllusa idą w kierunku: około komunistycznym
Nie, to zły trop
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Karmelitanki_Dzieciątka_Jezus
.
Też nie to
Okładka jest ważna. Kiedyś w pośpiechu kupiłem na dworcu twarze Greya kierujac się poważną okładką.
A tak ładnie mi się Żydzi z Sosnowcem kojarzyli ….
Tzn nieładnie. Utrata majątku rodzinnego.
.
Patrzcie jak logicznie wszystko się wiąże w wydawanych tu książkach.
Polscy inżynierowie budujący kolej transsyberyjską, jest artykuł w SN….I Polacy wywozeni …
Trudno komentować
.
Może gospodarzowi chodzi o mit początków Chrześcijaństwa? I takie dywagacje jak: „Wyzbycie się wszelkiej własności stanowiło nieuchronny obowiązek wyznawców pierwotnego chrześcijaństwa”teolog Lohmeyer
No przepraszam, ale to jest jakaś zaraza, 100mln zlotych …
http://www.bankier.pl/wiadomosc/100-mln-zl-dla-tworcow-gier-wideo-w-konkursie-GameINN-3674440.html
Gdzieś nam zaginęły wspomnienia /albo dziennik?/ Karola Świackiego /tego wspomnianego w „Szczenięcych latach” Wańkowicza, właściciela Bielicy, z jego podróży po Syberii, po skupiskach polskich zesłańców z Powstania Styczniowego. Wiózł dla nich zapasy żywności i pieniądze. To był rękopis. Nie mogę odżałować…
Polskie majątki w taki właśnie sposób pomagały zesłańcom.
Dobrze rzeczy nigdy nie biorą się z dotacji.
Nie
I jeszcze do tego ze dwa niewidzialne kolegia i jesteśmy potęgą
Jak to zaginęły? W przyrodzie nic nie ginie, bierz się do szukania
„Izraelici u Dzieciątka Jezus”? Będę strzelać: syjoniści zakładają Izrael.
PS. Strasznie mało takich wspomnień ze zsyłek sowieckich. W PRL -wiadomo, zakazane. W III RP – niemile widziane. To „tylko” Polacy byli zsyłani. O ile wcześniej nie zostali zakatowani w miejscowych więzieniach.Cudem uratowany chłopczyk. Setki tysięcy polskich Dzieci – zmarły już w drodze na zsyłkę a kolejne setki tysięcy – z głodu i zimna na miejscu. I nie ma żadnego „programu rządowego” aby relacje uratowanych – zostały spisane i wydane drukiem.
I pomyśleć, że w tym czasie, kiedy Rodzina w Białymstoku towarzyszka Walentyna Najdus Smolar wydawała gadzinówkę sowiecką „Wolna Praca” a jej ukochany Hersz Smolar wydawał „Białystokier Stern”. A w grudniu 1940 r. urodził się mały Alik Smolar, przyszły II sekretarz Komitetu PZPR na wydziale Ekonomii Politycznej UW w Warszawie (1963-1968) – 23 lata i już „sekretarz partii” i prezes Fundacji im. Stefana Batorego.
O tak. Mam w domu kilka książek wydanych przez Klinikę Języka. Leżą sobie na półce i jak czasami przychodzą znajomi i tak się rozglądają po biblioteczce, dziwnym trafem sięgają właśnie po te książki, choć do wyboru mają wiele innych o mądrych tytułach bądź pięknie wydanych.
Sama też bardzo lubię je czytać. Poza wszystkim, przyjemnie trzymać je w ręku.
Tajna Rada, jeszcze nikomu nie zaszkodziła 😉
W pewnym sklepie postawiono na tak zwane „frontem do klienta”, czyli delikwent wchodził do sklepu i sprzedawca w sposób usłużny pytał czego klient szuka i proponował mu coś z oferty. Po pewnym czasie okazało się, że obroty spadły i klientów jakby było mniej, więc następna burza mózgów sklepowych i powstała kolejna instrukcja obsługi klienta, któremu darowano kilka minut bez asysty, aby mógł rozejrzeć się spokojnie po sklepie i dopiero wtedy z pomocą podchodził sprzedawca. Taki prosty zabieg spowodował, że sprzedaż skoczyła.
Czarna postać na okładce „Handlu wołami w Polsce” pięknie i syntetycznie pokazuje tzw clou zagadnienia.
Dom dla sierot w Warszawie?
.
Nie, nie zakładają Izraela
Nie, nie dom sierot
Jak handlowałem nielegalnym obówiem na bazarze, koło mnie przedwojenny Pan sprzedawał książki. Mieszkał blisko dzielnicy żydowskiej i obserwując ich wiele się nauczył.
Jak ktoś przychodził pytał grzecznie „czego!”, jak ktoś brał książkę to mówił „bierz te łapy i spie…”, muszę powiedzieć, że handlowałem koło niego przez wiele miesięcy i zawsze mnie dziwiło, że mu tak dobrze idzie mimo takiego frontem do klijenta.
Aforyzmy Jezusa. Następne będą „Kwiatki Jezusa”, ewentualnie kwiatki apostołów.
No masz ci los. To idę x psem, dotlenić się
.
Lityński i spółka głoduje w kościele. Niestety był to kościół św. Marcina, a nie pod wezwaniem Dzieciątka Jezus.
Tsm jest szpital Dzieciątka Jezus,
Idę :))
.
Chodzi o bojówkarzy pps odwożonych do szpitala im. Dzieciątka Jezus
Piszesz o ojcu warszawskiej transplantologii?
Mnie się wydaiii… że to chodzi o to, że Izraelici świetnie zarabiają u żłóbka Jezusa i potrafili całkowicie zdeformowac Święta Bożego Narodzenia wykorzystując Hollywood i przemysł rozrywkowy.
https://youtu.be/fGFNmEOntFA ok 4 min Piosejka o Merry… Christmas.
Świetny gość, popieram takie metody
Prawie. Nie PPS
No to ciekawie się zapowiada…
Trochę OT ale ciekawie się dzieje:
http://niezalezna.pl/96512-zarzucaja-polsce-falszowanie-historii-bo-ipn-ujawnil-katow-z-auschwitz
Na marginesie Twojego komentarza:
To co leży tuż przed kasami to tzw. Impulsartikeln – artykuły impulsowe, kupowane pod wpływem impulsu.
A przemeblowanie w sklepach robi się, żeby dotychczasowi klienci dostali w starych alejkach przed oczy nowy towar, że może sie skuszą, i zwiększa obroty.
A chleb jest na końcu sklepu, bo ludzie kupując chleb, muszą przejść przez wiele półek, i a nóż coś włożą do koszyka, czego nie planowali.
Luterskich sposobów manipulacji dla osiągnięcia efektu jest sporo.
PS. Widze, że kolega miał do czynienia z niemieckimi kupcami… 🙂
w tesco pieczywo jest na początku
Socjalistom już nawet nie chce się strzelać aby zabijać. Powstrzymam się od komentarzy, bo bym bluzgala. Trochę nie na temat, ale oni potem chowają te artykuły i trudno je znaleźć.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/partia-razem-grozna-epidemia-antyszczepionkowej-glupoty/4p3d9en
Bo zapach chleba na wejście przychylnie usposabia i też zachęca do zakupów. Dlatego w wielu hipermarketach pachnie chlebem, klientom się zdaje, że piekarnia jest na miejscu, ale to nieprawda, gotowe pieczywo jest tylko odświeżane w piecu. Nic dziwnego, że potem strasznie szybko się zsycha.
Jak nie PPS, to SDKPiL albo Bund.
Czytam zakupione niedawno „Wspomnienia rewolucjonisty” Stanisława Pestkowskiego.
To takie rewolucyjne „Allo allo”. Dawno się tak nie uśmiałem. Nieprawdopodobna lektura z pieczęcią biblioteki komitetu Powiatowego PZPR w Wołominie.
O finansowaniu partii, o robocie agitacyjnej i o zamiłowaniu Dzierżyńskiego do kontrolowania partyjnych rachunków.
Ciekawe, jaką okładką opatrzy Teologia Polityczna „ważną książkę o Rosji!” p. Piotra Skwiecińskiego:
http://www.teologiapolityczna.pl/piotr-skwiecinski-kompleks-rosji
Po alarmującym apelu prof. Antoniego Dudka
https://www.facebook.com/antoni.dudek.5 od niedzieli do dziś przybyło 5 punktów procentowych potrzebnej sumy – całych 7 tys. PLN. Wpłaciło 47 osób.
Post p. profesora – pod zakłopotanym obliczem p. Skwiecińskiego wezwanie „Kup Pan Cegłę!”
Sam autor w komentarzu uczciwie poinformował, że książka to zbiór jego publicystyki.
W innych komentarzach przewijają się magiczne słowa „rynek książki”.
Już widzę oczyma mej duszy na najbliższych targach baner: „Handel wołami. Kup pan cegłę”.
Rozalio!
Oraz wnuku Kazimierza,
Zajrzyjcie na poprzedni artykuł Coryllusa o „smarczuku i reklamie”, na sam dół, gdzie komentarze. Zostawiłem tam wiadomości dla Czytelników Coryllusa, a szczególnie dla Was. Dziękuję za zajrzenie tam. Tematem jednego jest tzw dobra zmiana, a drugiego studenci amerykańscy i wpływy […] na uczelniach tam, w Polsce i na Węgrzech.
Nie wiem, czemu mi tak na czerwono wyszło. Nieumyślnie.
Już zaglądam.
W którym? ;-)))) Znam kilka i w każdym jest na końcu!
Gdzie to można kupić?
Tak, ciekawie. Zaraz się okaże, że Pilecki był strażnikiem w Oświęcimiu. I co na to RDI?
Dziękuję, świetna rzecz. Myślę, że Tajnych służb w rurach i Rur pod specjalnym nadzorem Witolda Michałowskiego nie muszę Ci rekomendować.
Mnie chodzi o coś jeszcze. Żeby nieobliczalny Maowiecki zostawił w spokoju własność Polaków. Żeby nie suflował JK planów katastralnych. A inna rzecz to zmniejszenie opodatkowania pracy, która w naszej nieszczęśliwej ojczyźnie jest dobrem luksusowym – jeśli chodzi o obciążenia. Zniesienie belkowego i obniżenie ucisku fiskalnego już podkreślałem. Inaczej, to jest z Polakami jak na rysunku: nauczycielka stoi przy tablicy, napisane tamże Lekcja przedsiębiorczości i mówi do dzieci, że dziś nauczą się pisać podanie o zapomogę. Bo czymże staje się w perspektywie długofalowej 500+?
Widziałeś „ekspertów”?
Czerń, ręka lewa, kciuk do góry a cztery palce razem oraz ta pokornie schylona głowa z bacznie patrzącymi oczami na Sarmatę. Cymes.
No to masz jeszcze newsa:
http://fakty.interia.pl/raporty/raport-unia-europejska/polska-w-ue/news-the-times-polska-i-wegry-otrzymaja-ultimatum-w-sprawie-uchod,nId,2377559
„Reszta Unii Europejskiej planuje jeszcze tej jesieni, u szczytu negocjacji w sprawie Brexitu, wymusić jedność na tych dwóch eurosceptycznych krajach rządzonych przez populistyczne i nacjonalistyczne rządy” – napisał korespondent gazety w Brukseli, Bruno Waterfield.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/raporty/raport-unia-europejska/polska-w-ue/news-the-times-polska-i-wegry-otrzymaja-ultimatum-w-sprawie-uchod,nId,2377559#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
„Reszta Unii Europejskiej planuje jeszcze tej jesieni, u szczytu negocjacji w sprawie Brexitu, wymusić jedność na tych dwóch eurosceptycznych krajach rządzonych przez populistyczne i nacjonalistyczne rządy” – napisał korespondent gazety w Brukseli, Bruno Waterfield.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/raporty/raport-unia-europejska/polska-w-ue/news-the-times-polska-i-wegry-otrzymaja-ultimatum-w-sprawie-uchod,nId,2377559#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
„Reszta Unii Europejskiej planuje jeszcze tej jesieni, u szczytu negocjacji w sprawie Brexitu, wymusić jedność na tych dwóch eurosceptycznych krajach rządzonych przez populistyczne i nacjonalistyczne rządy” – napisał korespondent gazety w Brukseli, Bruno Waterfield.
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/raporty/raport-unia-europejska/polska-w-ue/news-the-times-polska-i-wegry-otrzymaja-ultimatum-w-sprawie-uchod,nId,2377559#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
O matko, wywal te duplikaty
no tu się z Kolegą nie zgadzam. Te tęgie głowy od manipulacji to innej sroce spod ogona wypadły.
No ale Lutry to jak niezłomni z D wywodzą są produktem z tej samej sroczej kuźni kadr…
Chciałem przypomnieć piękny myk za poprzednich rządów Kaczyńskiego, kiedy można było lokatorskie mieszkanie spółdzielcze wykupić za około 1000 – 1500 zł. Ludziska brali i cieszyli się. Później wliczono im śmieszne roczne podatki od własności i od minidziałeczki przynależącej pod budynkiem do danego lokatora. Teraz jako właściciel lokum zapłaci kataster, a kiedyś nie mogliby go ucapić. Ciekawe ile takich potencjalnych owieczek na katastralną rzeź dostarczył tym aktem JK?
Kupiłem na allegro.Wydanie z 1962. Zaliczyło 4 biblioteki.
Gość ma niesamowity życiorys, bo podróżował sobie od Polski do Belgii. Zbiegł jednak wraz z grupą Belgów do Holandii, a stamtąd w listopadzie 1914 do Londynu. Studiował w London School of Economics and Political Sciences (studia ukończył w r. 1917).
W trakcie wydarzeń rewolucyjnych był w Piotrogradzie, gdzie przez 10 dni pełnił funkcję komisarza Głównego Urzędu Telegraficznego. Nie bardzo mu to leżało, więc szukał sobie lepszego zajęcia. Pochwalił się Leninowi studiami w Londynie i od tego samego dnia kierował Bankiem Państwowym.
Od razu zorientował się, że to będzie bardzo gorące krzesło:
„…zacząłem prosić Mienżynskiego o cofnięcie decyzji. On jednak pozostał niewzruszony, a następnie wyjaśnił mi sytuację. Rzecz w tym, że na gwałt potrzebne są nam pieniądze, choćby kilka milionów. Bank Państwowy i skarbowość strajkują i w „legalny” sposób nie można pieniędzy otrzymać. A sprawy finansowe to zagadnienie delikatne i dlatego należy przestrzegać formalności. Jedyny sposób, jaki pozostaje, to zmienić kierownictwo banku i następnie wziąć pieniądze”.
No niestety nasz bohater po wizycie w banku wymiękł i nie został bankierem rewolucji. Po dwóch dniach zakończył finansową karierę i znowu zaczął myśleć, gdzie by się „zahaczyć”.
Tym razem wybór padł na Stalina, któremu nasz bohater zorganizował Komisariat do Spraw Narodowościowych. Było to biurko, dwa krzesła i kartka z napisem „Komisariat Ludowy do Spraw Narodowościowych.
– Towarzyszu Stalin – powiedziałem – chodźcie obejrzeć wasz komisariat…
PS. Gdybyś miał problemy ze zdobyciem tego wydawnictwa daj znać.
Jest i o rzucaniu bomb w 1905. Też ciekawa historia, bo gość, o którym wspomina nasz bohater, chyba nie zaliczył kursu…
Niósł sztandar i bombę. Rzucił bombę, ona nie wybuchła. Żołnierze strzelali do niego ślepakami. Niestety policjanci i rewolucjoniści strzelali ostrą amunicją. No i nasz bombowy sztandarowiec zginął od kuli rewolwerowej, ale autor nie wspomina od czyjej.
Naprawdę polecam.
Cymes. Szeroko rozłożone ręce w geście – „nie mam nic do ukrycia, panie” lub w powiązaniu z taksacją twarzy Sarmaty „cóż ja bidny Żyd zrobię; i tak daję cenę z własną stratą”.
Wpisując w wyszukiwarkę twój trop GUGIEL wskazał =>
Terroryzm na usługach ugrupowań lewicowych i anarchistycznych w Królestwie … Waldemar Potkański
No i może skuteczność była jak z „Allo allo” ale bomby i trupy jak były były prawdziwe.
Wcale nie jest taki mały ten podateczek od minidziałeczki. Ale lokatorskie to też lipa była bo mogli Ci zabrać je w każdej chwili. Np. za niepłacenie czynszu lub po śmierci dzieci dostawały guzik z pętelką.
Beeeee!!!! 🙁
Wczoraj była sztuka w tvp pt. „Stygmatyczka”. Tam trochę mogliśmy zobaczyć jak wyglądała sytuacja polskich sióstr i duchownych na Litwie – w latach 1945-1956. To powstało na podstawie spisanych wspomnień przez s. Martę Boniszewską. Poruszające.
Podatek za wieczyste użytkowanie + podatek od nieruchomości. Teraz doliczyli podatek od powierzchni wspólnej, jeszcze nie wiem ile.
Wydaje mi się, że wielkim orędownikiem podatku katastralnego jest prof. W. Modzelewski. Coś sobie przypominam, że w latach układania ordynacji podatkowej w Polsce – kojarzono go właśnie z tym podatkiem. To jest w takim razie niebezpieczny człowiek.
Jest (chyba jeszcze) wykładowcą, a równocześnie prowadzi firmę doradztwa podatkowego. No i ma wpływ na takie układanie podatków, aby były jak najbardziej skomplikowane i wymagały doświadczonego doradztwa, zarówno dla firm jak i dla nas – zwykłych szaraków. Oglądałam w różnych telewizjach wywiady z Modzelewskim – ale nikt go nie spytał jednoznacznie o tenże właśnie podatek i o możliwości jego uchwalenia.
Zgadzam się! Dodam smaczki, jakie wyczytuję.
Czerń pochłania, lewa zabiera, cztery palce wskazując ściągają a kciuk w eter kieruje kupieckie 'niechaj tak się stanie’. No i ta stała „taksacja twarzy”! Nic dziwnego, że na targach było żywe poruszenie wśród publiczności.
Wystarczyło zobaczyć go na targach jesienią. Jak mówił, jak się poruszał…on chyba jakieś pogańskie kulty teraz uprawia
Prawdziwych trupów jest dużo i w tych wspomnieniach.
Tylko konspiracja wygląda wręcz nieprawdopodobnie. Kilkudziesięciu płatników robotniczych składek drepczących dzień w dzień do jednego mieszkania. trzymiesięczne wyroki do odsiadki za znalezienie w mieszkaniu kilkunastu rewolwerów, czy choćby zjazd partii w Zakopanem:
” Zjazd odbył się w Zakopanem między 18 a 26 czerwca 1906 r. Technicznie był on zorganizowany bardzo prymitywnie i niekonspiracyjnie. Wynajęto willę „Murray”, w której mieszkali prawie wszyscy delegaci. (…) Wszystko to pozorowano „wycieczką”.
W czasie jednego z (…) obiadów zaszedł następujący incydent. Kelner niosąc tacę ze szklankami, upuścił ją i rozbił parę szklanek. Właściciel restauracji uderzył go w twarz. Delegaci nasi urządzili taka awanturę, iż można się było łatwo domyślić, że to nie żadna wycieczka, lecz coś w rodzaju zjazdu rewolucyjnego.”
Witold Modzelewski to „nasz” profesor, doradca podatkowy pis, ekspert Radia Maryja i tv TRWAM Stworzył ustawę o VAT i doradzał jak nie płacić podatków tzn optymalizować podatki.
Taka to walka z układem a’la Orwell 1984
Pożyczy mi Pan tę książkę, bo nie mogę znaleźć
„Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.”
Jak mawia Michalkiewicz, kopiemy się po kostkach, ale nie wyżej.
W prezencie Pan ją dostanie. Dla mnie będzie prezentem, jak jakiś jej okruch w socjalistycznych baśniach się znajdzie.
Gotowanie żaby.
Teraz to mogą rozpętać w przekaziorach kampanię pt. Precz z właścicielami, żerując na łatwości otumanienia beneficjariuszy socjalu i wrodzonej w tej części świata serdecznej zawiści. Dopiero potem miejski proletariat (nazwa robocza) dowie się, że tez będzie płacił podatek. Od tych mieszkań <za złotówkę>.
Ale pomysł katastru raczej wywoła katapultowania tak pomysłowego rządu w niebyt. Oby.
Ale… jaka mowa tronowa…
… i jeszcze ze… 2 kluby jagiellonskie… teologie polityczne… instytuty wolnosci… Sobieskiego… politechnika rzeszowska…
… i zlodziej zlodzieja zlodziejem pogania !!!
Właśnie skończyłem czytać Straż przednią x. M. Tokarzewskiego. Okładka, wspomnienia i prognozy księdza Marjana rzeczywiście przednie. Bóg zapłać!
GRATULACJE !!!
Panie Gabrielu – okladka zna-ko-mi-ta !!!
Gratulacje dla autora okladki i Pana jako wydawcy wspomnien… juz tylko ten zalaczony fragment czytalo sie z ciekawoscia.
Jeszcze trochę o tym Pestkowskim.
W latach 1924-1926 przebywał w Meksyku. Tam powstały jego „cenne prace” o dziejach meksykańskiego ruchu rewolucyjnego i problemie agrarnym w Meksyku.
Potem po powrocie do Związku Radzieckiego był członkiem południowo-amerykańskiej sekcji Kominternu i pełnił funkcję zastępcy przewodniczącego Komitetu Centralnego międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom.
a dalej wstęp do jego wspomnień traktuje tak:
Gdy w związku radzieckim nastały ciężkie lata trzydzieste, Pestkowski znalazł się wśród tych rewolucjonistów, którzy nie uniknęli niesłusznych podejrzeń i zarzutów natury politycznej (…) W dniu 31 maja 1937 roku został aresztowany. Zrehabilitowany pośmiertnie, zajmuje dziś zaszczytne miejsce wśród wybitnych postaci polskiego i rosyjskiego ruchu rewolucyjnego.
mnie od dłuższego już czasu intryguje opresja sowiecka w stosunku do budynków i przedmiotów kultu chrześcijańskiego oraz duchowieństwa. Dotycząca zarówno rzymskich katolików, grekokatolików i prawosławnych. Sporo osób
wie o tym, że tzw. Sowieci burzyła i wysadzała kościoły i cerkwie lub zamieniała przeznaczenie takich obiektów na świeckie i najczęściej antyreligijne.
Ale czy ktoś może wie, ile podobnych przypadków odnosiło się w Sowietii do obiektów
w rodzaju synagogi i bożnice oraz do rabinów?
Nieźle. Muszę to mieć
http://prawy.pl/11232-znana-publicystka-bylo-powiedziane-mordowac-polakow-niszczyc-koscioly-ale-zostawiac-synagogi-wideo/
No nie wiem czy duch rewolucyjny ludu naprawdę istnieje. Kiedy PO jednym ruchem podwyższyła wiek emerytalny i obniżyła przyszłe (czyli już obecne) wysokości emerytur, to ani jednej opony, choćby od roweru nie spalono w proteście. Gdyby jednak wówczas zajął się tym „Soros”, to siwy dym by został po rządzie. Samo się nic nie robi, trzeba zapłacić i zorganizować.
He he: W dniu 31 maja 1937 roku został aresztowany. Zrehabilitowany pośmiertnie,
Jakie lapidarne zdanie 😛
Aresztowany, zrehabilitowany pośmiertnie. Pomiędzy czas zniknął 😛
Systemowi zawiadywacze czasem. Też mnie to ruszyło.
Biografia na PSB
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/stanislaw-pestkowski?print
Pierwsi którzy zakrzywili czasoprzestrzeń. Brawo im 😉
Tu też się zakrzywiła:
„Aresztowany bezzasadnie 31 V 1937, zginął – wg ostatnich radzieckich publikacji – 15 XI t. r. Został pośmiertnie zrehabilitowany w r. 1956.”
Nic nowego tam nie ma ;P
No ok od maja do września robili mu z d…. jesień średniowiecza – ale to już trzeba wielce domyślnym być 😛
Smarzowski będzie kręcił serial o Piastach…
https://www.wprost.pl/10049363
Siekierezada na wysoki połysk plus gołe baby na dokładkę.
Tez o tym pomyslalam jak tylko zobaczylam te naprawde przyciagajaca okladke, ze ych wspomnien z roznych zsylek sowieckich jest strasznie malo… i wiem komu zawdzieczam ten smutny fakt…
… i pomyslec, Pani Pantero, ze w ’41 w Warszawie tez przyszedl na swiat „slyyynny” opozycjonista senior Morawiecki, ktory tak walczyl o te wolnosc dla Polski… i tak byl „pszesladowany i neeekany” przez te SB… ze jego synus… JUZ TYLKO… zagraniczne „stypedia” zaliczal… dzis „nadpremier” junior Morawiecki !!!
Normalnie jak komunista – poseł Łańcucki, tak pięknie sportretowany przez Kawalerowicza w Śmierci prezydenta:
Ciekawym, czy dostanie dofinansowanie z odzyskanego PISF…
Hehe. Doszedłem do ~80-tej strony „Twarzy…” i śmignąłem tym śmieciem do kosza. Nie dość, że zmyślone, to jeszcze komplet głównych bohaterów to procesja parafiliaków. Jeśli już czegoś nie znoszę to parafilii. I generalnie wszelkich „sposobików”, wszelkich protez umysłowych. Te angielsie bajdurki o pejczykach i innych „przedłużaczach” to jedna wielka proteza… czy umysłowa? — Tak, też.
Okładkę, mówisz, strzelili „dziełu temu i owemu” poważną – nawet tu posłużyli się protezą, brr. Czytajmy lepiejReeda „Kontrowersję Syjonu”, a przynajmniej zrozumiemy Biblię, otrzymując do tego niejeden ukłon szacunku od dyskutującego z nami biblijnego, wierzącego, przestrzegającego 10 przykazań Żyda. Oto opis historii biblijnej:
http://controversyofzion.info/Controversybook_Polish/index.htm
PDF (do czytania na tablecie, telefonie) jest zaś tu:
http://controversyofzion.info/Controversybook_Polish/Controversybook_pol/Kontrowersja_syjonu.pdf
Chapeau!
Dokładnie tak. Wołanie, sorosem wspomagane: 'uwolnij nam Barabasza!”. 2000 lat minęło, a nic się nie zmieniło w sprawie mechanizmów społecznych. Prawda to za mało, lud za samą prawdą i tylko prawdą — nie pójdzie. Jeszcze zakrzyknie tak, jak wtedy.
Kult pieniądza czyli mamony i nie od dziś, a chyba zawsze…
Jesteś niesamowity. Targi w Bydgoszczu mają być we wrześniu, jak sie ludzi nazbiera…dzwonili dziś do mnie w tej sprawie. Jak będą to przyjadę
Właśnie, szczególnie przykro mi się zrobiło jak występował w Rozmowach Niedokończonych. Pilnie słuchałam, nawet próbowałam się dodzwonić ale nie dało rady. Ani mrugnięcia okiem na temat tego podatku. Od zakonnika prowadzącego też. Zawiodłam się.
I trzeba bedzie „szczurowi biurowemu” rzucic pare groszy, zeby SB mogl sie „sprawa zajac”… a potem oblakany Sakiewicz bedzie ja papowal” na swoim oblakanym poralu… a potem jeszcze redaktur Rachon sie do niej odniesie… a moze nawet i pan Janek Popieszalski w „warto rozmawiac” w kurwipublice zagada…
… ho, hooo… merdia maja te „morzliwosci” !
Przejrzę dostępne materiały (np. Życie Krzemienieckie czy podobne) i wtedy się zorientuję jak to było i jest.
Jestem wstrząśnięta.
Jest powieść Kraszewskiego, ,Lubonie,, .
Rozumiem że Pan Reżyser nie skorzysta? ?
.
Pojawi się więc telewizyjne przedłużenie wydawniczej hańby o pogańskiej Wielkiej Lechii. Ani to jeszcze nie powstało, a już cuchnie siarką jak stąd do Meksyku.
i należy pamietać iż to byl expert palikota, w tym samym czasie co pisu i za taka sama stawke 300tys. zł
A jeszcze fragmencik wspomnień:
Pierwszym krokiem komitetu było założenie nielegalnej drukarni. Środki na to uzyskaliśmy z urządzenia wielkiego koncertu, na który ściągnęliśmy znakomitego śpiewaka włoskiego Anzelmiego (zdarł z nas ścierwo, 800 rubli za występ). Organizacją koncertu zajmował się tow.B. Szwarc. Mieliśmy około 300 rubli czystego dochodu.
Taka to była konspiracja…
Koniec. Zapakowałem w kopertę. Wysyłam.
Stanisław Pestkowski wspomina może coś o tem?
„Prace komisji granicznej na Wschodzie
(zerwanie bolszewików)
(…)
W każdym razie bolszewicy woleli zaczekać. W tym czasie odbywała się wymiana not między rządami Rzeczypospolitej a R.S.F.S.R. w sprawie prac komisji granicznej. Jednocześnie zaś zaszły zmiany w składzie osobowym samej delegacji. Dotychczasowy prezes jej, renegat polski Stanisław Pestkowski został odwołany z tego stanowiska a jak się później dowiedziano, objął inne, bardziej widać dla niego zaszczytne, a mianowicie wystąpił jako oskarżyciel ze strony władz sowieckich, przeciwko księżom polskim w procesie mińskim za usiłowanie ich stawienia oporu przy grabieży kościołów.
Proces ten prowadzono w języku polskim – oskarżali Pestkowski i Leszczyński. W rezultacie skazano jednego z księży na śmierć, dwóch zaś na więzienie. Potem dopiero zamieniono karę śmierci na pięcioletnią katorgę. Widzimy więc, że pomimo oświadczenia komisariatu ludowego do spraw zagranicznych, iż Pestkowski zostaje odwołany z powodu swej choroby, pełni on w dalszym ciągu zaszczytną służbę dla państwa sowieckiego, występując już zupełnie czynnie przeciwko polskości. (…)” 6.07.1922 r.
Tak ten okres wygląda w oficjalnym współczesnym biogramie:
„Po traktacie ryskim został (do kwietnia 1922) przewodniczącym delegacji delimitacyjnej strony rosyjsko-ukraińskiej dla ustalenia granicy polsko-radzieckiej. Jednocześnie przewodniczył komisji propagandy Biura Polskiego KC RKP(b). W r. 1922 powołano go przejściowo na kierownika Wychowania ideologicznego KC Związku Młodzieży Komunistycznej Rosji (Komsomołu).”
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/stanislaw-pestkowski?print
Luka czasowo pamięciowa bohatera. Zero wspomnień.
W 2007 roku skorzystalam z takiego myku i przeksztalcilam lokatorskie prawo na wlasnosciowe do mojego mieszkania… zaplacilam tylko niecale 600 ZL za akt notarialny i 1500 zl oplaty czlonkowskiej w mojej SM…
… we Francji Franki placa tzw. katastrat takze za mieszkania socjalne, ale uzaleznione to jest od dochodu… a ze polowa mieszkancow jest na socjalu wiec katastratu nie placa… nawet czesto ci co maja wlasnosc – mieszkanie, dom – jesli nie maja tzw. minimum socjalnego tez zadnego podatku nie placa.
„Nasze” polskie panstwo jest obecnie wyjakowo bandyckie, zlodziejskie i opresyjne… i jego urzednicy mysla TYLKO jak… wydymac obywatela… i nie tylko z jego wlasnosci… jego krwiopijczy urzednicy juz kombinuja jak nawet „wymienic” obywatela polskiego na… ukrainskiego… a nawet na jakiegos z Bangladeszu czy innego Pakistanu –
vide: „wicemonister” Marczuk… czy „nadpremier” junior !
Wiec tu narod musi sie bardzo mocno zastanowic nad utrzymywaniem takich BANDYTOW w „bialych kolnierzykach”… jak m.in. wyzej wymienieni… podatki musza byc jak najbardziej proste, a ich wielkosc absolutnie zredukowana… na dzien dzisiejszy nie ma mowy o… jakimkolwiek… podatku katastralnym… i to wszystko.
Dzisiaj najwazniejsza dla nas sprawa jest „sprzatanie” naszej Ojczyzny od zlodziejstwa wszelkiego… darmozjadow i pasozytow zyjacych z dotacji panstwowych.
ale, ale zwolnienie od pcc warte było rządow pisu
Tak podejrzewałem.
Pan jesteś patałach.
Tak żeś pan nawychwalał okładkę, jak ona och, ach cudna i pasująca.
Ja się pana pytam co tam robi rosyjski parowóz zbudowany długo po wojnie i na dodatek w trzech egzemplarzach. Co ten parowóz ma wspólnego ze wspomnieniami autora?
Ano nic. Równie dobrze można było wstawić zdjęcie kibla (EN57) lub tego naszego pendolino i też by było dobrze. Wystarczyło zapytać się na dowolnym forum kolejowym co za lokomotywa by tam pasowała. Dobrzy ludzie by podpowiedzieli i byłoby po problemie. A tak kiszka i popelina wyszła.
Ja nie sądzę żeby pan powyższe opublikował. Sugerują jednak następnym razem zapytać się kogoś kto się zna, żeby obciachu nie było.
Pozdrawiam.
To prawda.
Trzeźwość spojrzenia w stwierdzeniu: „Wszyscy oni pragną panować nad całym światem. Faszyzm z jednej strony, a komunizm z drugiej. Jesteśmy wobec tych wydarzeń bezsilni.”
Tak jakby dalej aktualne, a mimo to Nadzieja.
Przepraszam za OT, ale…:
To po tej lekturze ta „sprośna wyobraźnia”? 🙂
Chyba nie. Tak dawno czytałem że nic nie pamiętam.
To dobrze.
Nie można wykupić, źle. Można wykupić, jeszcze gorzej. Opamiętajcie się ludzie.