Zacznę od dwóch osób, które za życia chwalone były tak, że komplementami z jednego roku można by obdzielić wszystkich nas tutaj na całe życie. Pierwsza z tych osób to zmarła wczoraj Julia Hartwig, a druga to Kazimierz Deyna. Jak tu połączyć Julię Hartwig z Deyną? – myśli niejeden. To bardzo proste, zaraz zobaczycie.
Julia Hartwig była osobą rozpoznawalną i cenioną, a także przez wielu uważaną za wybitną poetkę. Mnie jej twórczość nigdy nie interesowała, ale pamiętam, w czasach studenckich, kiedy chciałem prowadzić życie kulturalne, a nie takie jak teraz, nie było periodyku ani programu telewizyjnego na temat literatury, w którym nie pokazano by Julii Hartwig.
Kiedy myślę o tamtych, odległych czasach dziś, ustawiam ś.p Julię w długim szeregu osób, które miały możliwość wyjeżdżania za granicę w czasie najczerwieńszej komuny, następnie zaś opowiadały czytelnikom o swoich przeżyciach we Włoszech, Francji czy USA, poprzez słabe i bardzo pretensjonalne wiersze, których jedynym celem było wzbudzanie aspiracji wśród studentów. Każdy wie, że prawdziwego poety nikt nie rozumie, a wiersze Julii Hartwig, były i są nadal boleśnie zrozumiałe dla wszystkich. Poza tym sami zobaczcie co o nieboszczce piszą w jej biografiach:
W Paryżu była na koncercie młodego Jehudy Menuhina, oglądała przedstawienia w Comédie Française, zwiedzała zadymione knajpki Dzielnicy Łacińskiej, w których można było natknąć się na Jeana Paula Sartre’a czy Tristana Tzarę. Wraz z Czesławem Miłoszem, Nelą Micińską i Jerzym Putramentem, który od czerwca 1947 roku pełnił funkcję ambasadora Polski Ludowej w Paryżu, była na wieczorze w klubie egzystencjalistów ze wschodzącą gwiazdą Juliette Greco.
To jest kwintesencja. I nie chodzi mi wcale o tego Putramenta, który namaszczał poetów i poetki, chodzi mi o te zadymione knajpki i Dzielnicę Łacińską, o tę całą fikcję, którą Julia Hartwig brała za rzeczywistość. Taka Czajka Stachowicz, opisując Paryż, nie ma przy tym przynajmniej złudzeń, a do tego zna naprawdę jakichś autentycznych ludzi. Na przykład zna czarną kochankę Wieniawy, która łazi po tej Dzielnicy Łacińskiej, będąc już starszą panią, z dwoma wielkimi psami na smyczy. W opisie pobytu Julii Hartwig w Paryżu mamy samą pretensję. Ktoś powie – zamknij się i nie pisz tak o ludziach, którzy przeżyli wojnę i okupację – mogliby ci wiele nauczyć. Zapewne, ale ja od czasu ukończenia szkoły średniej stronię od nauki. I wygląda na to, że nawyk ten zostanie ze mną do końca.
Julia Hartwig miała wielu naśladowców, nie będę ich teraz wymieniał z nazwiska, ale oni się ustawiają w długi szereg ludzi, którzy nie rozumiejąc ani świata, ani sztuki, ani osób mówiących w innych językach, choć znają te języki, usiłują znajomością tego wszystkiego imponować tym, którzy z Polski nie mogli wyjechać lub po prostu nie chcieli tego robić. Tak najkrócej można scharakteryzować środowisko postępowej, polskiej inteligencji, stworzonej po wojnie przez Putramenta i jego ekipę. Mnie Julia Hartwig zaciekawiła z jednego powodu, oto w latach 2008- 2009 była przewodniczącą jury w pewnym konkursie. Nosił ten konkurs nazwę Nagroda Mediów Publicznych Cogito. Odbył się raz jedynie i został odwołany ze względu na złą kondycję finansową mediów publicznych, tak podaje wiki. W 2009 roku nie było mowy o złej kondycji finansowej mediów publicznych. Myślę więc, że chodziło o coś innego, nie będę zgadywał, ale jednorazowo rozdawano w tym konkursie, w dwóch kategoriach aż 400 tysięcy złotych. To całkiem sporo nawet jak na dzisiejsze czasy. W dziedzinie literatury dostała to całe Cogito Małgorzata Szejnert. Potem imprezę zamknięto.
Przechodzimy teraz do Deyny. Już o tym pisałem, ale jeszcze powtórzę. Deyna to był absolutny geniusz, który ze swojej genialności zdawał sobie oczywiście sprawę, ale do pewnego tylko stopnia. Z szeregu anegdot na temat pana Kazimierza lubię najbardziej taką – pytają Deynę, najbardziej bramkostrzelnego zawodnika w historii polskiej piłki, jaka jest jego ulubiona pozycja na boisku. Na co on mówi, że prawa obrona. Tak właśnie, prawa obrona, bo stamtąd on, człowiek, który intuicyjnie rozumie piłkę i sytuację na boisku widzi najwięcej i wychodząc z tej pozycji ma największe szanse na trafienie do bramki przeciwnika. Julia Hartwig powiedziałaby pewnie, że środkowy atak, wprost z klubu egzystencjalistów na bramkę przeciwnika. No, ale nie mówmy źle o zmarłych.
Ja na prawej obronie stoję całe właściwie życie, a od ośmiu lat jak wiecie nie ruszam się z tego miejsca na krok. Wiem, że nikt tej pozycji nie docenia, bo wszyscy idą ławą do ataku, żeby nastrzelać jak najwięcej goli i biec potem po boisku z rękami wzniesionymi ku górze. Wiem też jednak, że wielu ludzi znajduje się w ogóle poza murawą, choć wcale na to nie zasłużyli. Myślę o nich często, bo widzę, że wielu z tych, którzy tłoczą się w środkowym napadzie nie powinno tam być, nie powinno ich być nawet w tym klubie egzystencjalistów. A jednak są i usiłują przykuć uwagę widzów, a także przekonać ich, że od urodzenia nie robili niczego poza strzelaniem goli z najbardziej wymyślnych pozycji.
Przez całe życie bardzo źle reagowałem na komplementy. Byłem i nadal jestem podejrzliwy i źle traktuję ludzi, którzy uniesieni tym co tu się mówi i pisze, chcą powiedzieć mi coś miłego. Ponieważ jednak starzeję się, jakoś łatwiej mi się tych komplementów słucha i nie jestem już taki opryskliwy i niemiły jak kiedyś. No, ale takie a nie inne reakcje wyuczone były efektem ciągłego stawiania mnie na tej samej, nieciekawej w opinii wielu pozycji – na prawej obronie. Ponieważ jednak człowiek nie może żyć bez pochwał, musiałem jakoś sam siebie przekonać, że mam rację. Kiedy pracowałem w redakcjach, szczególnie tych z przewagą dziewczyn, było to łatwe. Jak wszystkie rzucały się na mój tekst, żeby go poprawiać, zmieniać i dopisywać doń coś, co w ich opinii musiało się tam znaleźć, wiedziałem, że jest okay. Wszystko musiało być dobrze, bo przecież od słabego tekstu koleżanki zwiewały zawsze gdzie pieprz rośnie i nie chciały mieć z nim nic wspólnego. Była to także przyczyna, dla której tyle beznadziejnych tekstów szło do druku. Nikt nie był zainteresowany ich poprawianiem, bo nie dawało to żadnej satysfakcji. Jeśli zaś idzie o ocenę pracy przez mężczyzn, to sprawa jest jasna, wyznacznikiem jakości jest wściekłość naszych przeciwników. Nic innego się nie liczy. Ponadto mężczyźni są nieszczerzy z natury. Jeśli więc jakiś facet mówił mi, że napisałem coś fajnego, od razu sprawdzałem co tam jest kompromitującego i natychmiast to poprawiałem. I tak, stosując te płciowe kryteria oceny materiałów pisanych dociągnąłem do dnia dzisiejszego. No, ale jeszcze słów kilka o komplementach. Jak, któraś ze współpracowniczek wpadała do redakcji i już od progu wołała do naczelnej – Joasiu! Jaka ty śliczna! – od razu było wiadomo, że będzie kłótnia o pieniądze. Ludzie są boleśnie przewidywalni, szczególnie zaś ci, którzy nie rozumieją, jak doskonałą pozycją jest prawa obrona.
Moje doświadczenia nie mogą być jednak udziałem wszystkich, to znaczy ci wszyscy, którzy tu przychodzą powinni się czuć dobrze i powinni być docenieni. Szczególnie zaś dotyczy to tych osób, które tu odpoczywają, albo szukają satysfakcji, jakich nie daje im środowisko, w którym zmuszeni są przebywać na co dzień. Wszyscy muszą być docenieni, taka powinna być podstawowa zasada obowiązująca w naszym środowisku. Mam na myśli oczywiście docenienie pracy i wkładu w sukces naszej misji. Tak samo docenić należy tych wszystkich, którzy są tu stale i poświęcają swój czas na komentowanie, choć pewnie mają do wyboru sto lepszych zajęć. Dziękuję Wam wszystkim. Tym, którzy tworzą i tym, którzy twórczość doceniają i głośno o tym mówią. Bez tego byśmy nie przetrwali. Nie jesteśmy bowiem klubem egzystencjalistów i nie gramy w środkowym ataku. Stoimy na prawej obronie. Wiem, że wśród komentujących i piszących są różne sympatie i antypatie, jak to zwykle wśród ludzi. Co jakiś czas, ktoś sugeruje mi, że powinienem kogoś wyrzucić z bloga, bo jego obecność to jest kompromitacja, albo może coś jeszcze gorszego i bardziej podejrzanego. Nie będę słuchał żadnych takich sugestii. I w sprawach tego bloga oraz osób tu przebywających zawsze będę decydował sam. Wiem bowiem coś, czego nikt z Was nie wie. Wiem, że można być przez wiele lat podporą tego bloga, można się zaprzyjaźnić ze mną, można się nawet spotykać i rozmawiać w atmosferze tego niezwykłego entuzjazmu, który towarzyszy nam czasem na targach i nagle, bez wyraźnej przyczyny, przestać się odzywać. Tak po prostu, można udawać, że się mnie nie zna. To jest zachowanie z mojego punktu widzenia dość niezwykłe, bo ja przyznaję się do wszystkich, których znałem. Nie wyrzekłem się nigdy żadnego z kolegów, choćby nie wiem jakie kompromitacje mieli za uszami, nie uciekam także od tych, którzy mogą mieć do mnie słuszne pretensje. Chcę powiedzieć tylko, że nigdy nie wiemy jakie rzeczywiście motywacje kierują ludźmi, którzy przychodzą tutaj, by powiedzieć nam jacy jesteśmy świetni. Dlatego właśnie, nikt z Was nie powinien doszukiwać się w okazywanej tu sympatii i entuzjazmie niczego, ponadto co widzi i słyszy. Te sprawy zostawcie mnie, bo z prawej obrony widać naprawdę dużo. Musimy się wszyscy traktować dobrze i poważnie. Od tego zależy sukces. I nie mówcie, że ktoś jest podejrzany, a ktoś inny nas kompromituje, bo nie wiecie kim są ci, którzy uważają się za podporę tego bloga. Ja też tego nie wiem do końca, ale stoję na dobrej pozycji i nic mi tu nie grozi. Nawet jeśli ktoś postanowi nagle ujawnić swoje intencje.
Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał idzie na urlop, więc FOTO MAG będzie na razie zamknięty. Zapraszam jednak do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.
Tak sobie myślę banalnie, że chyba w większości Polacy stoją po prostu „w obronie”. Nie odkrywcza, ale jednak myśl.
wieszcz ujął to inaczej
Nasz naród jak lawa
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi,
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi
>od ośmiu lat jak wiecie nie ruszam się z tego miejsca na krok. Wiem, że nikt tej pozycji nie docenia, bo wszyscy idą ławą do ataku, żeby nastrzelać jak najwięcej goli i biec potem po boisku z rękami wzniesionymi ku górze.
🙂
Kolejna nie odkrywcza myśl z filmu o przyrodzie: młody, silny jeleń tym różni się od dojrzałego silnego, że biegnie za zwyciężonym przeciwnikiem kilka kilometrów zostawiając łanie na rykowisku.
Oczywiście to nie są żadne sugestie 🙂 i nie mam nic do biegania z rękami w górze po zwycięstwie.
OT
A tymczasem na lewym ataku:
„Operator postrzelony na planie chce zadośćuczynienia”
„Film reżyserował Patryk Vega, a do produkcji zaangażowano szkockiego aktora Ewana McGregora, którego tego dnia nie było na planie. Za produkcję odpowiadała firma Opus Film, producent filmów pełnometrażowych (m.in. „Idy”), telewizyjnych i reklam.”
http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2017-07-13/teraz-wiem-co-czuja-bohaterowie-mojego-filmu-operator-postrzelony-na-planie-chce-zadoscuczynienia/
Więcej o „projekcie”:
http://vodnews.pl/czerwony-punkt-czyli-tajemniczy-film-showmax-zwiastun/
https://www.showmax.com/pol/czerwonypunkt?utm_source=LP_CP&utm_campaign=launch&utm_medium=referral#collapseTwo
Chcę tylko przypomnieć, że dzisiaj o godzinie 12.00 w kościele cystersów w Wąchocku zostanie odprawiona msza św. w intencji Coryllusa, jego rodziny, przedsięwzięć, które prowadzi oraz całego środowiska. Intencję ofiarowała jedna osoba z dalekiej północy. Prosiła o anonimowość.
Dziękuję osobie z dalekiej północy
między innymi dlatego trzeba doceniać i chwalić tych, którzy na to zasłużyli…a że na razie są poza murawą, nie ma dla chwalenia największego znaczenia
najmniejszego znaczenia, oczywiście…największe to ma niewypita jeszcze kawa 😉
Trzeba ich wpuścić na murawę i spędzić z niej tych, co się pałętają pod nogami bez żadnego planu gry.
Amen.
Na tę Hartwig nigdy się nie natknąłem. Musiała być trzymana w zoo, gdzie swojak ze swojakiem, z sąsiedniej klatki…
Quartier Latin to już wtedy – lata 1940-te – były poważne restauracje, a nie żadne „zadymione knajpki”. Co za demaskacja nieobycia, pisania wyobraźniowego, vulgo: okłamywania danego Czytelnika. Bezczelniści wiedzieli, że (prawie) żadnemu Czytelnikowi Dzielnica Łacińska nie była znana, a już z wewnątrz, a już tak, aby móc sumarycznie coś powiedzieć, to w ogóle.
Ta Hartwig nie była w ani jednej z restauracji, gdzie izolowali się (mieli separatki, to jednak trzeba wiedzieć) egzystencjaliści, ci wymienieni. Sartre’a można było czasem spotkać na śniadaniu, w Les Deux Magots, bardziej nieciekawej braserii nie ma — wręcz te dworcowe są lepsze, no ale! Sartre tam mieszkał, tam chadzał, blisko było i nie truli – to wszystko.
Kiedy mieszkałem na wybrzeżu Sekwany, inauguracyjnie wystartowałen z Deux Magots, następnego dnia poszukałem już czegoś lepszego.
„Zadymione knajpki”, a niech ich. Nie ma tam takich.
Dym z tych knajpek służy do zaczadzania mózgów nad Wisłą. Na Julię Hartwig się nie natknąłeś? Nie gadaj, na legendę Tygodnika Powszechnego?
Jakie to piękne. Szczęść Boże.
Tak od razu bym jej kłamstwa nie zarzucała.
„W latach 1947–1950 przebywała we Francji, gdzie była stypendystką rządu francuskiego i urzędniczką w dziale kulturalnym Ambasady Polskiej w Paryżu, w tym okresie związana była z Ksawerym Pruszyńskim i Zygmuntem Kałużyńskim.”
To może jeszcze w tej epoce te knajpki były i były zadymione. Jako pracownik ambasady zapewne miała wejściówki i na spotkania z Sartre’m i z kim tam popadnie.
Natomiast jako poetka marniutka, co racja, to racja.
Takie zanurzenie a`la Julia Hartwig, przeżywał bohater filmu ” O północy w Paryżu” (chyba?), współczesny bohater, Amerykanin, zwiedzając Paryż, przypadkowo znalazł się w magicznym miejscu, w którym to, kiedy wybiła na wieży północ, pojawia się samochód z sławnymi postaciami XX lecia międzywojennego i oni zapraszają bohatera filmu do swojego towarzystwa. No trzeba mieć nerwy ze stali, żeby wytrzymać taką scenę, Zelda Fitzgerald wychyla się z auta i zaprasza na drinka. No dla bohatera filmu sytuacja nieziemska.
No więc coś podobnego chyba przeżyła Julia Hartwig, podobnież znana jako poetka.
„w zoo, gdzie swojak ze swojakiem” narkotyzowali się elitarnym klimatem Paryża…..
może brak mi elitarnej wrażliwości, ale odwiedzając to miasto nie czułam żadnego klimatu, który mógłby chociaż stać obok czegoś autentycznego
na dodatek wszystko przykryte niezrozumiałą pychą….to jest pokłosie wyrwania serca i zdeprawowania duszy przez rewolucję, to jest właśnie taki klimat czarnej dziury fantazyjnie ociekającej krwią i strasznego smrodu przykrytego mocnymi perfumami
(nawet jeśli narażę się tymi słowami frankofilom)
Zanotowalam sobie w kalendarzu i caly czas pamietalam, ze dzis w poludnie, w Wachocku wielu ludzi bedzie sie za nas tu wszyskich modlic…
… Bog zaplac Mniszysku, tej anonimowej osobie i wszyskim modlacym sie… to naprawde cudowna swiadomosc, ze KTOS sie za nas modli.
Bóg zapłać, będę razem w modlitwie.
Bóg zapłać.
bartosiak znowu chrzani:
http://wolnosc24.pl/2017/07/16/dr-jacek-bartosiak-o-nowym-porzadku-swiata-co-oznaczaja-wspolne-manewry-chin-i-rosji-jaka-bedzie-przyszlosc-rzeczpospolitej-audio/#comment-81799
dzięki coryllus za demaskacje tego faceta
ja doceniam
Wizjoner
Nie on jeden.
A z trybun generalnie widać dużo więcej niż z boiska. Zwłaszcza ze środkowego ataku.
Dla mnie już od małego, Hartwig to przede wszystkim nazwa jakiejś tajemniczej firmy która miała wszędzie na mieście jakieś budynki, a nigdy nie znałem nikogo kto by tam pracował. Za wczesnej komuny adresy i telefony tej firmy zajmowały ze dwie strony książki telefonicznej.
Bardzo ciekawe….
A najśmieszniej jest jak drużyna rezerw wygrywa z tą pierwszą.
Bóg zapłać!
Zmyślonym dymem zaczadza się najwygodniej. A co do JH to poważnie tak było. Mój promotor miał stale na biurku „Tygodnik Powszechny”, ale po paru spotkaniach wrzucał go już do szuflady biurka. Rozrywany prof, wychodził gdzieś wywołany, roztargniony, namawiał mnie, abym ” tę chwilę zaczekał” i pokazywał na swoje biurko, zarzucone fachowymi miesięcznikami IEEE, ile to można czytać. Więc „Żydownik Powszechny”. Potem wymiana słów, zdumiony: „no ale powiedz, co jeszcze się nadaje do czytania…?”. Nie rozwiązałem tej zagadki, wyjechał on, a chwilę później ja. Poza tymi, mniej niż dziesięć, biurkowymi egzemplarzami, nigdy nie wziąłem TP do ręki. To już cała historia, odpowiedź „jak to możliwe, że nie natknąłem się na Julię Hartwig”. Nigdy w życiu, mimo połykania prasy i druków zwartych w ilościach wystarczających dla pułku wojska. NB wtedy polowało się po kioskach na „FORUM”, a ja dobierałem wydania oficyny HEISE (poległa niedawno przy próbie wejścia na polski rynek, wygryziona bezwzględnie) i paru nowojorskich, Simon & Schuster, etc.
Obecnie tempo wydawnicze Kliniku Języka wciąż mnie wyprzedza i nie zwalnia.
Wiesz, coś jeszcze muszę dodać. Ojciec robił maturę w tej samej klasie, razem z późniejszym znanym i cenionym za rozmaite usługi (że tak to delikatnie powiem) historykiem krakowskim Terleckim, ojcem tego dziś znanego, Olgierdem. Kiedyś stanął w domu temat TP i nie tylko tego krakowskiego przedsięwzięcia – Tato powiedział krótko 'nie’. Indagowany, dlaczego tak, dopowiedział powoli 'ja ich znam’. Dopiero mnóstwo lat później opowiedział, jak Go u siebie przyjmował Biskup Krakowski. Ale do końca nie opowiedział mi wszystkiego, o czym rozmawiali. Z podjętych przez Tatę decyzji wynika, Jego życiowych decyzji, Jego dogłębna znajomość tego sfingowanego pseudo-katolickiego środowistewka. Coś tam się obecnie poprawia, prostuje, abp. Jędrzejewski, rozbudzone szanse na odrodzenie Krakowa. Nareszcie…
W takim razie zadymione były „salki spotkań, gdzie obowiązywały wejściówki”.
Najusilniej proszę o wyrozumiałość, ale „musze bo sie udusze”. Otóż nasi „znani” herbowi, z panem Albinem Siwakiem herbu Siwak już nie są „bractwem św. Stanisława” http://www.sstanislaus.pl . Teraz są już Bractwem Liderów http://bractwolider.org/pl/index.php?id=2 . Szefem nadal jest pan gen. Ryszard Murat https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryszard_Murat były funkcjonariusz SB, który sobie wymyślił nie tylko herb ale i styl walki. Trzon organizacji stanowią wojskowi i to chyba od podporucznika w górę http://bractwolider.org/pl/index.php?id=5 Wnosząc zaś po zdjęciach http://bractwolider.org/img/U21022015BSS20.JPG ich siedziba jest jednocześnie salą ćwiczeń.
Może i dałbym sobie spokój, bo co mi tam przeszkadza, że ktoś sam sobie i kolegom herby nadaje, ale… Wydaje mi się, że warto zwrócić uwagę na pewną sprawę, mianowicie fakt, że byli wojskowi, a więc ludzie którzy jak się zbierają to zawsze coś z tego wynika, tworzą Bractwo LIDERÓW. Właśnie ta zmiana nazwy skojarzyła mi się z poruszanym tu kiedyś w dyskusjach zagadnieniem „szkoły LIDERÓW” https://coryllus.pl/arystokracja-rozumu/ . Owe namnożenie się owych szkół liderów zastanawiało mnie, bo pośród wielu śmiesznych projektów, było kilka poważnych z finansowaniem także od obcych rządów http://www.szkola-liderow.pl/fundacja/ . Innymi słowy można się śmiać, ale ktoś tu nam naprawdę szkoli kadry http://szkola-liderow.eu/fundacja-aplica/ i kto wie czy nie wciągnął w swoją orbitę byłych wojskowych, a takie połączenie rzadko bywa obojętne. Oczywiście nie upieram się, że tak jest ale czasy mamy raczej ciekawe…
Czy oficerowie zawsze muszą być idiotami?
Inna wersja o jeleniach ( w kwestii doświadczenia), z góry przepraszam wszystkie panie.
Młody jeleń kręci się i podskakuje wokół starego jelenia.
– Tato, tato, zobacz tam na łące pasą się takie piękne łanie! Chodź podbiegniemy tam szybko, zlapiemy jedna i ją wybzykamy!
– Nie synu, – odpowiada stary jeleń- podejdziemy tam powoli i wybzykamy wszystkie.
Miałem w takim razie niewiarygodne szczęście, bo dotąd nie natknąlem się na takie klimaty. Pogodny pilot AirFrance i jego żona, uprzejmy wynalazca, pracownik EDF, przemiły dyplomata ze starej, powinienem napisać prastarej rodziny francuskiej, pracujący jako inżynier. Gdzieś tam pracuje 50000 Francuzów robiąc pociski u Citroena, czy kolejne 80000 spawa czołgi u Renaulta, gdzieś lądują helikoptery na tych małych lotniskach zaraz obok Peripherique, przywożące grube ryby i generałów tajnej policji, administratorów prowincji, wszystko to tam jest o wyciągnięcie ręki. Zgadza się. Jakoś tam ominęło mnie to, co „tajne-państwowe” albo „robotniczo-socjalistyczno-komunistyczne”.
Trzykrotnie już wezwałem do tego, by się wszyscy zachowywali stosownie i poważnie, jest niedziela, ojciec mniszysko na pokładzie, msza święta w Wąchocku zamówiona…Co się z Wami dzieje?
Przepraszam. Obiecuję poprawę….
Tu chyba raczej nie chodzi o to, czy „knajpki były zadymione”, tylko na próbę podtrzymania „legendy poetyckiej” w sytuacji, kiedy stypendystka rządu francuskiego i protegowana tow. Putramenta – nie mogła udać się z pielgrzymką do „księcia Giedroycia”, jak na ten przykład kilka lat później – pani Agnieszka Osiecka, autorka tekstów piosenek lżejszych. Mamy tym sposobem dwa „nurty poezji polskiej”: tych, co się pławili w blaskach mocy księcia Giedroycia i tych, co się zanurzali w dymie knajpek, do których miał chadzać Sartre i inni egzystencjaliści:))) A my mamy podziwiać i czuć respekt.
Pamietam jak do naszej firmy gdzies tak w 1990 przyjechala pani i zamawiala towar, tyle lat temu a zapamietalem ,ze bardzo sie oburzyla wrecz wykrzykiwala jak poprosilem o powtorzenie nazwiska ,Hartwig, ze cala Warszawa zna ,wie, i nie ma Warszawiaka ktory by o nich nie slyszal. Splynelo to po mnie ale sie tak pieklila ,ze do dzis pamietam.
Nie podziwiam i nie czuję…
Nagroda Mediów Publicznych w drugiej edycji doszła do etapu wyłonienia dwóch grup finalistów (COGITO i OPUS) ale w dniu 24 lipca 2009 r. „zarząd Polskiego Radia i Telewizji Polskiej podjął decyzję o nieprzyznawaniu w tym roku Nagród Mediów Publicznych OPUS i COGITO…”. W tym okresie w zarządzie Telewizji Polskiej była taka ciekawa sytuacja, że 3 lipca 2009 r. rada nadzorcza TVP powołała niejakiego pana Sławomira Siwka. Ale trzeba było uchwałę rady nadzorczej – zarejestrować w KRS !!! A KRS I i II instancji w dniu 13 lipca 2009 – odmówił rejestracji tej uchwały. Tymczasem do 3 lipca na stołku prezesa TVP siedział p.o. prezesa niejaki Piotr Farfał. No i Rada Nadzorcza podjęła uchwałę w dniu 13 września 2009 r. o odwołaniu pana Farfała, a KRS – zarejestrował tę uchwałę 30 września 2009 r.
Była władza i jej nie było w tej TVP. Tam się musiały wręcz jakieś bijatyki odbywać. Farfał siedział jako p.o. prezesa zgodnie z uchwałą RN od grudnia 2008 a w zarządzie TVP od 2006 r. a atakowała go gazownia. To może się zemścił albo co.
Polskiego Radia i Telewizji Polskiej podjął decyzję o nieprzyznawaniu w tym roku Nagród Mediów Publicznych OPUS i COGITO.
http://www.polmic.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=321%3A7-z-25-nominacje-do-ii-edycji-nagrody-mediow-publicznych-opus&Itemid=50&lang=pl
Żeby oni jeszcze przy tym wszystkim mieli na coś wpływ….taki realny…
Duza firma transportowa w Katowicach tak sie nazywala, opisane tiry itp
No tak. Facet, który przez szereg lat chwalił się, że jest bezbożnikiem, który kilkanaście lat żył bez ślubu kościelnego i nie zależało mu nawet, żeby ochrzcić swoje dzieci, którego dziecko jako jedyne nie chodziło w szkole na religię (i wszystko to publicznie rozgłaszał na blogu!) – teraz się za niego odprawia Msze Święte. Cóż za cudowne, z całą pewnością nie koniunkturalne, nawrócenie.
Oczywiście, że koniunkturalne biedny gamoniu, dostaję za to pieniądze i dzięki temu księża mogą mówić o swojej podwyższonej skuteczności w nawracaniu. A teraz won…!
…inaczej by to wszystko nie działało 🙂
Pewnie tak
Hartwig
ROK ZAŁOŻENIA 1858
50 lat temu widywałem w Warszawie ciężarówki z tym napisem, po transformacji też mają się nieźle.
Bóg Zapłać Ojcu
Różnica ideologiczna to że zadymione knajpki tam są a w socjaliźmie ich nie ma, a kapitalista to ten od zadymisnia knajpek, to taka nisza narracji o krajach gdzie jeszcze socjaliści nie przejęli władzy ale jak przejmą to 'artyści’ niczym Menuhin do Sal w których dymu nie nada
To była firma spedycyjna obsługująca wszystkie centrale handlu zagranicznego. W PRL nie miała konkurencji.
Ja to wiem i zobacz co wpisala marianna, chodzi o bute arogancje i poczucie wyzszosci i lepszosci tej calej pani Hartwig ,tak to wygladalo w konfrontacji z nia
Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że Św. Paweł i św. Augustyn też z „tych nawróconych”:)))
Dzięki. Trochę (hmm…) za młody jestem, aby cokolwiek powiedzieć o latach, o jakie tu chodzi.
Paryż lat 40-tych, wyjątkowo, te dwa takty, które napisałem, znam o tyle, o ile opowiedzieli Francuzi. Wielokrotnie, spójnie, szczegóły się zazębiały, więc mogę to napisać z pewnością. Zwłaszcza, że dzięki zaproszeniom (przecież to nie jest moje miasto, gdzieżbym sam się tam potrafił obracać) doskonale obeznanych z historią Paryżan, czyli trafiając od razu w epitomiczne dla miasta miejsca, w tym niejedną restaurację na tym „właściwym” czyli lewym brzegu Sekwany, gdzie nie da się wejść (!) nie posiadając zaproszenia od miejscowego obeznanego Paryżanina, gdzie turyści stoją w stuosobowych ogonkach, aby na szybko połknąć galaretkę przy kontuarze (po 2 godzinach stania, ale za to się potem nazywa, że „tam” byli… adresów nie podaję, one są znane) w Piątym i w Szóstym Arrondissement, poznałem te miejsca od wewnątrz.
Gdy się ma za przewodnika kogoś tak bliskiego budowniczym Paryża, że ów pokazuje dzielnicę La Defense i mówi: „te osobliwe wieżowce ojciec kolegi projektował” to przecież nie można słuchać żadnych Hartwigów z poważną miną. Nie da się. Wracając do Giedroycia i do tego, jak go rozmaici obudowywali, to niestety mało mogę powiedzieć. W czarnym okresie obdarowano mnie kilogramami mikroksiążek, bibuły, malutkich wydań dla młodych oczu (mikroskopijny druk) przeznaczonych do łatwego transportu. Przewiozłem do Polski, rozdałem kolegom i koleżankom. Tak, jak się w Księgarni Polskiej umówiłem. Giedroyć był tam zdaje się na pięterku, bo gdzieś z góry zszedł. Nie ma o czym opowiadać, żadnej martyrologii. Inteligentnie zapakowałem i to tyle. Dwie granice DDR-owskie i jedną PRL-owską dalej wyciągnąłem Herlinga i zacząłem czytać, tak że już w pociągu trochę tych mikroksiążeczek poszło. I dobrze, mniej do noszenia, wreszcie trochę lżej.
” Deyna to był absolutny geniusz, który ze swojej genialności zdawał sobie oczywiście sprawę, ale do pewnego tylko stopnia. Z szeregu anegdot na temat pana Kazimierza lubię najbardziej taką – pytają Deynę, najbardziej bramkostrzelnego zawodnika w historii polskiej piłki, jaka jest jego ulubiona pozycja na boisku. Na co on mówi, że prawa obrona.”
Odnosnie Deyny. Byl genialny naprawde. Dorownywal mu moze tylko Lubanski, ktory, w przeciwienstwie do pana Kazimierza, umie mowic. Natomiast na boisku Kazimierz Deyna panowal niepodzielnie. Tak sie gosc umial ustawic i kropnac ze nikt inny by tego nie zrobil.
I taka jeszcze uwaga. Widzialem nie tak dawno gdzies w intenetowej telewizji rozmowe dziennikarzy i oni powiedzieli o tym jak wdowa po Deynie, pani Mariola przyjechala do Warszawy i chciala odebrac jakies stroj pilkarski czy buty Kazimierza Deyny z jego macierzystego klubu Legia. I tam ci „dzialacze” wzruszali ramionami i drapali sie podobno po glowach: „Jakis Deyna? Co to za pani? Czego ona zwraca glowe?”
Nie wiem czy to prawda ale jesli tak to jest to smutne i porazajace.
Mlyny Boze wolno miela ale skutecznie.
OMC zapomniałbym podziękować:
CUDOWNY ARTYKUŁ O CHIŃCZYKACH!
Kto jeszcze nie widział, nie czytał, lub nie wie o tym, jak wnikliwie Pani Panther pisze o Chińczykach, ten pędzi pod następujący link:
http://pink-panther.szkolanawigatorow.pl/niemcy-gania-kaczynskiego-i-pana-xi-czyli-misje-europy-na-wschodzie
Daj spokój, co będziesz gadać z trolem. Wysłałem ci maila
Spedycja międzynarodowa przedwojenna, później znacjonalizowana…
Jedna z tych dziwnych firm które po wojnie istniały tak jakby nic się nie stało. Państwowe z prywatnym szyldem albo prywatne udające państwowe. Żerowiska dla towarzyszy z górnej półki.
Msza św. została odprawiona. Było aż siedem osób (wliczając w to członków rodziny) którzy przyjechali na tę mszę św. Przybyli z daleka. Jeśli zechcą sami się przyznają. Spotkaliśmy się w realu. Pogadaliśmy. Dobry klasztorny obiad zjedliśmy i kawę wypiliśmy. Myślę, że wszyscy rozstaliśmy się wdzięczni Bożej Opatrzności za możliwość spotkania się. Ja zaś osobiście mam nadzieję, że jeszcze taka okazja się powtórzy.
Stopnie to chyba sami sobie nadają. Wyższy stopień odbicia szajby. „Nadto, członkowie tego stowarzyszenia mają możliwość uzyskania wojskowych stopni oficerskich (od podporucznika BBS do generała BBS), które statutowo są tam zwane jako „stopnie organizacyjne Bractwa”.”.
Bogiem, prawdą, to innych nie ma.
i Coryllus
Kasy na Nagrody Mediów Publicznych w 2009 brakło, bo sobie TVP nowy gmach zafundowała:
http://sztuka-architektury.pl/article/3566/zawrot-glowy
Ale może warto napisać jednak jakoś wyraźnie o różnicach dla wszystkich których „boli”:
„Boli” Ciebie, że „bawio sie” za kradzione – nie masz racji bo to radość/szczęście oszukane.
„Boli” Ciebie, że są Msze Święte za grzeszników – nie masz racji bo tylko w Panu Bogu nadzieja.
„Boli” Ciebie, że inni uznają Pana Maciejewskiego za autorytet w określonych sprawach – nie masz racji, bo nie kłamie, nie występuje przeciwko Kościołowi, korzysta z „intuicji”. Jak do tej pory nie występuje jako „autorytet moralny” bez wcześniejszej swojej ofiary Święceń Kapłańskich, które są znakiem i świadectwem. W przeciwieństwie do innych „tekielich”, którzy wcześniej obrażając Pana Boga za pieniądze, teraz bez Widzenia, Oświecenia przez Pana Jezusa, bez z sercem długiego studiowania Pisma Świętego w Kościele, bez własnej ofiary, tylko wychodząc z swego bagna – samozwańczo nauczają „o moralności”/”co uważa”/”co powinien uważać” Kościół Święty – nie wspominając o rozgłaszaniu nie potwierdzonych informacji. Takie „wybryki” ludzi nie dojrzałych są akceptowalne, gdy tak robi Duchowny. Wszyscy w Kościele nie Duchowni mają dawać świadectwo swoim cichym życiem, nie grzeszyć, cytować Prawdy wiary, upominać grzeszących wpierw na osobności, nigdy nie wyrzekać się Pana Jezusa nawet będąc terroryzowanym. A jeśli ktoś pracuje jako szołmen, to po pracy powinien prowadzić ciche życie i dawać świadectwo tym swym życiem po pierwsze. Nawrócenie Kogoś po samych słowach jest nieprawdziwe bez własnej ofiary/świadectwa za którym stoi Pan Bóg. Sama postawa zgarbiona, przyduszony głos i to, że wyszło się z bagna to jeszcze nie ofiara. Albo to, że ktoś inny ma uśmiech do twarzy „szczęśliwego człowieka”, pisze artykuł o tytule „szatański zysk” i tego uśmiechu mu brak, gdy nie dajesz mu zarobić.
http://wolnosc24.pl/2017/07/16/youtube-pod-kontrola-rzadu-szkodzi-cywilizacyjnemu-dorobkowi-polski/
Czy socjalizm nie jest piękny? Z 40 na 190 – państwo musi kosztować i „my” ten koszt poniesiemy, towarzysze! Bohaterstwo i heroizm, odwaga i nieugiętość.
I niemal 500% normy;-). Wydatków!
Nie przesadzajmy, ja w żadnym bagnie nie byłem. Prowadziłem normalne życie z przygodami niespecjalnie ciekawymi nawet. Nie zajmuję się moralnością, nie zajmuję się życiem duchowym bliźnich, nie zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi i nie jestem autorytetem. Piszę książki i chce je sprzedawać to wszystko.
bo pińcet na dziecko rozdajo! A jak ktoś zaproponuje likwidacje zusu to pisuary z kodziarzami staną jednym murem, jak to było po proteście Brauna w pkw
Zastrzeżyński?! To jakiś fejk nie ma takich nazwisk (chyba)
raczej balon próbny jakie ciągle puszczają pisowskie media – nikt się własnym pod tym nie podpisze. Na frondzie też podpisywano je fikcyjnymi nazwami własnymi (chyba ciągle to robią ale nie wchodzę na tą jaczejkę)
waść tak na poważnie? jakaś edukacja była w życiu?
Są jeszcze dziwniejsze. Facet co skupuje pojazdy nazywa się Prochiński, choć kupuje też europejskie.
איר זענט קוועלעם
dołączam do podziękowań, arcyważny artykuł; jedyne co czytałem o Chinach to Ogień nad Chinami
Natan Spira: a paszoł won
idź do sławojki za potrzebą a nie bajdurz o jaczejkach
https://twitter.com/p_zastrzezynski
nigdy na frondzie nie byłeś
sądząc po słownictwie, byłeś tam, gdzie porządny człowiek się nie zbliża
e lui!!!!!!!
Pełny tekst „listu otwartego” pana Zastrzeżyńskiego.
Pińcet na dziecko się waści nie podoba, ale reklama żebraków jakoś gładko przechodzi:
http://wolnosc24.pl/wsparcie/
Ten obok Sommera, to Acan?
Już przeczytałem. To jest groza…
Mógłby pan napisać jutrzejszy tekst o tym?
Kurcze i ludzie do mnie mówią, żebym zrobił tak samo. Czy wszyscy oszaleli? Czy ja mam tu napisane gdzieś „Wolność i swoboda?” albo coś podobnego? Czy ja kokietuję kogoś w tak straszliwy sposób? Nie. I nie chcę tego robić, choć dzięki betonowaniu rynku przez „naszych” idzie mi coraz ciężej. I potem przychodzą takie przygłupy jak ten Jerzy i piszą, że się koniunkturalnie nawróciłem. A ja się w ogóle nie musiałem nawracać…
Tak, nawet już tytuł wymyśliłem.
To sobie jeszcze poczytaj o tym Zastrzeżyńskim:
Notka biograficzna pod tym tekstem: https://limanowa.in/felietony;folksdojcze-nie-dziennikarze-felieton-pawla-zastrzezynskiego,35619.html
Albo wariat, albo prowokator…
Janek Bodakowski recenzję napisał…O matko i córko…jutro jakiś wykład muszę dać, bo tak nie może być przecież. Gdzie oni tę młodzież męską zaprowadzą, ci wszyscy obrońcy moralności. Parasol nie czytaj tego…
http://wolnosc24.pl/2017/07/16/poznaj-plugawe-sekrety-polskojezycznych-socjalistow-z-xix-wieku/
Daj Boze Mniszysku…
… i nam tu wszystkim aby taka okazja powtorzyla sie jeszcze nie raz… i Bog zaplac za modlitwe tej wdziecznej siodemce osob…
… szczesliwa boza siodemka… plus zjednoczeni duchowo – to jednak troche nas bylo… prosze Mniszyska, 😉
Jaki tam wariat prowokator, normalna przywra. Będzie eksploatował Półtawską za życia i po śmierci, ona jest już słaba i nie może się bronić. Jak odniosę prawdziwy sukces, kupię sobie na starość rewolwer, albo dwa i jak przyjdzie do mnie młody reżyser, żeby nakręcić film to już nie wyjdzie. Ja zaś będę miał darmowy wikt i opierunek do końca życia.
a jakież kryteria owej porządności: 20 lat w pzpr czy wujek w ppr a może cos z mitologii służb;- od ub do wsi?
i wszystko jasne: http://nczas.com/redakcja/
Nie chodziło mi o Półtawską (film o Niej), tylko ten apel o rządową kontrolę nad YouTubem. Pana reżysera, co w swojej twórczości nie idzie na żaden kompromis…
Ale już nic nic nie mówię, bo znów się okaże, że atakuję jakieś chodzące świętości, a one nawet recenzje najnowszych książek Coryllusa zamieszczają… Jak na Wolność24 przystało;-). I jakiś człek rykoszetem za niewinność obrywa…
To się łączy jedno z drugim.
to tylko walka o kasę od frajerów:
http://wolnosc24.pl/wsparcie/
to jest szukanie postaci/tematow/…, które mają dać preteksty do wyciągania kasy; epatowanie: słownictwem, wizjami, 'my jedyni …’ ..; po prostu poszukiwacze frajerów znad Wisly
tylko colt czyni ludzi równymi
Dokladnie…
… klasyczny Ssssakiewiczowy pasozyt !!! Bedzie eksploatowal Poltawska w dogorywajacej tv republika…
… ale zlodziejswo „narodowe” kombinuje… w glowie sie nie miesci !!!
http://www.krs-online.com.pl/5s-media-sp-z-o-o-krs-7147589.html
to tylko biznes i szukanie płacących za brednie wyznawców
To juz drugi od „naszych”…
… pierwszy to byl Zybertowicz… ten co za inernetem nie nadaza, a teraz „rerzyser”… obydwa mocno lansowane w „mediach pisowskich” Sakiewicza !!!
właściciel portalu wolność24 ;- toż to niczym neon24 – te same intelektu cysorze
Nasladuja Sakiewicza…
… on tez bez przerwy zebral na „wolne i nie zalerzne media”… i przesladowanych „dziennikazy”… co najpierw prowokuja, a potem obrywaja !!!
oni wszyscy działaja wg schematu: jest oznaczona grupa społeczna odbiorców treści wg dyrektyw i obsluguja te niszowe rynki, a to o ruskich/kgb/.., a to o wolności gospodarczej/innej/.. a to o dostępie do super tajnych danych, …. – kasa i tylko kasa a nie żadne ideologie czy skuteczne dzialania
Magnum czyni równiejszymi.
http://www.ironmans.fora.pl/bron-palna,128/granat-reczny-charakterystyka-i-opis,242.html
i można wtedy zarządzać zasobami rozproszonymi
Dokladnie… toto jest to samo zlodziejstwo…
… ale we Francy jeszcze na dobre nie zaczely sie wakacje, a juz mowi sie o ograniczeniach na rynku kulturalno-medialnym… juz dzis przyjaciel mi powiedzial, ze zniknie wiele kanalow telewizyjnych, a od wrzesnia kilka popularnych programow telewizyjnych juz nie bedzie emitowanych…
… a do tego w piatek kraje Zatoki Perskiej bedace w „glebokim kryzysie dyplomatycznym” wystapily do FIFA’y o odebranie organizacji mundialu Qatar’owi !!!
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/33235/ogien-nad-chinami
koncentracja kapitału i dystrybucji przez zakazy/nakazy/cenzurę/eliminowanie z rynku/licencje/… …; modelowany rynek tylko dla towarzyszy reszta do piachu
>Ponieważ jednak starzeję się, jakoś łatwiej mi się tych komplementów słucha…
Komplementy i starzenie
to jest najzwyklejszy bandytyzm o czerwonej prowieniencji
świetne
Nie można brać poważnie ludzi którzy się tak cudacznie ubierali.
No tak…
No tak. I jeszcze można podkręcić atmosferę jako katolski oszołom – medalista, dając „przeciwnikom” okazję do świętego oburzenia, z użyciem obszernych cytatów. Potem się tylko ich źródła zmieniają: od wp, przez tvrepublika po wolność 24.
Medalista, durny Androidzie!
Do trzech razy sztuka: moralista.
Jutro napiszę o tym tekst. Kolejny…to jest nie do wytrzymania. Najpierw ten dureń Tarczyński, a teraz ten…Obrońcy polskości…
Zdziwił mnie ten medalista, ale myślę – pewnie wiesz co piszesz…
Piszę z telefonu i Android próbuje mną rządzić, czasem jak widać skutecznie.
Właściwie to android czasami potrafi niezłe określenia wymyślić. „Oszołom-medalista” to nie głupie. Bo czasami można odnieść wrażenie, że oni ścigają się w tym kto wyjdzie na większego „oszołoma”.
Coś jest na rzeczy , zwłaszcza jeśli założymy, że oszołomstwo niektórych jest służbowe (różne Azefy -Turowskie). Siedzą potem z „trenerami” i omawiają poziomy oszołomstwa i skuteczność oddziaływania
.
No właśnie, ja bym raz chciał zobaczyć takie zebranie…