sty 082023
 

Wszyscy rozumiemy, że podział wskazany w tytule, to pewna umowność. Posługujemy się nim jednak, żeby było nam wygodniej. Na pomysł tego tekstu wpadłem wczoraj po rozmowie z córką, która pytała mnie o różnych, czynnych dziś w Polsce pisarzy. Odczytywała ich nazwiska z listy bestsellerów Empiku, a ja miałem coś o tych ludziach powiedzieć. Wtedy zacząłem się zastanawiać czym autorzy kojarzeni z lewicą różnią się od tych konserwatywnych. No i doszedłem do wniosku, że różnice są pozorne. Autorzy lewicowi mają bowiem stać w miejscu i twardo prezentować swój maoizm, wrogość do Kościoła, a także powinni namawiać wszystkich do destrukcji własnej osobowości poprzez różne towarzyskie eksperymenty. Ci drudzy zaś mają za zadanie wyprawiać się na pełne niebezpieczeństw dziewicze tereny, gdzie nikt nie szanuje istot mówiących o sobie „osobopostacie”, gdzie odbywają się jakieś zapomniane rytuały i śpiewa się maryjne pieśni. Tam zaś mają prowadzić pełną niebezpieczeństw grę agitacyjną, której efektem ma być przeciągnięcie ludzi względnie poukładanych i bezpiecznych na tą drugą stronę. Innych celów autorzy zwani prawicowymi nie mają. Ten zaś, który opisałem zdradza ich ostentacja. Nie potrafią się jej pozbyć i nie mogą, bo wtedy stracą szansę na jakikolwiek sukces. Przypomnę raz jeszcze tylekroć wspominany przykład, czyli książkę Twardocha, pod tytułem Epifania wikarego Trzaski. Dzieło w wymowie satanistyczne, które jednak uwiodło wielu, bo w tytule był wyraz epifania. Podobnie jest z innym, czyli z Hołownią, Terlikowskim, Lisickim i kilkoma jeszcze autorami. Ludzie rozumiejący, że pisanie to nie jest składanie deklaracji dotyczących kluczowych dla człowieka kwestii, szczególnie zaś kiedy jest się obarczonym licznymi zobowiązaniami, nie słuchają tych istot. Pisanie bowiem jest to coś całkiem innego. Z grubsza można powiedzieć, że to jest próba uporządkowania i wyjaśnienia zjawisk, które napotykamy jeśli nie codziennie, to z pewnością często. Uporządkowanie to nie wiąże się w żaden sposób z jakimiś funkcjami kapłańskimi czy quasi kapłańskimi, jak się wydaje wielu autorom. Jest raczej podobne do przebierania truskawek i wyrzucania tych zgniłych, żeby w łubiance były same zdrowe i czerwone, co zawsze dobrze wygląda na koniec. Daje też zarówno przebierającemu, jak i obserwującemu sporo satysfakcji.

W Polsce dzisiaj, nie ma w zasadzie autorów rozumiejących sprawy te w opisany wyżej sposób. Bo też i nie chodzi o żadne porządkowanie, ale o możliwie szybkie przeciągnięcie ludzi mających względny porządek w głowie na stronę chaosu. Czynią to zawsze, od początku świata, fałszywi prorocy. Nie wiem czy już do Was dotarła wieść, że kolejny obsmarowany przez Sekielskiego ksiądz został uniewinniony. Sekielski jednak nie przeprosił. Pozostaje nam czekać, aż zacznie pisać książki inne niż dotychczas, takie z głębokim przesłaniem i pełne wiary. Na tym tle jasno widać, że autorzy jawnie zdeprawowani, którzy próbowali uwodzić czytelników obsceną prezentują się znacznie lepiej niż ci, którzy drapowali się w jakieś szaty, czy to rzymskich senatorów, czy też pierwszych chrześcijan zgromadzonych w katakumbach.  Koniec zawsze był taki sam, bardzo dobrze widoczny – łubianka zgniłych truskawek. Problem polega na tym, że prawicowi autorzy i kreowani przez nich bohaterowie, udają, że nie widzą tych zgniłków, choć widzą je wszyscy. Więcej – oni namawiają każdego, by spróbował i sam się przekonał jakie to smaczne. Takim widowiskiem była, omawiana tu kilka razy, wystawa obrazów przedstawiających nową redakcję motywu Miłosierdzia Bożego. I tak jest ze wszystkim.

Nazwijmy rzeczy wprost. O co chodzi w tym całym pisaniu, prócz uporządkowania zjawisk, z którymi stykamy się codziennie? O to, żeby było ładnie i żeby nie trzeba było się wstydzić stojąc obok kogoś lub czegoś. Ten postulat wiąże się z kolei z poszukiwaniem prawdy, a to nieodmiennie związane jest z dociekliwością. Dociekliwość nie ma jednak dobrej prasy na prawicy, albowiem została wykoślawiona w pewien szczególnie podstępny sposób. Krytycy dociekliwości, próbują odwrócić jej wektor od siebie samych i swoich poronionych produkcji i skierować ku objawieniom, Ewangelii i historii świętych. Bo skoro ich można żgać w tyłek dociekliwością, to Pana Jezusa także. Hola, hola, a co ludkowie ci mają wspólnego ze Zbawicielem? Poza tym, że samozwańczo występują w jego imieniu, dla dodania sobie powagi nakładając na łeb uniwersytecki biret? No raczej nic. Bohaterowie lewicy w ogóle mają w nosie dociekliwość, bo ona ich nie dotyczy. Wychodzą z fałszywych założeń i nikt nie oczekuje od nich, że gdzieś dotrą w wyniku swojej aktywności. Mają robić wiele szumu i zwracać na siebie uwagę, a jak się zestarzeją i przestaną jakoś tam wyglądać, to się ich odsunie, a na ich miejsce wprowadzi nowych.

Prawica bawi się dociekliwością i demaskacją, ale tylko w tym zakresie, który pomaga im w destrukcji i wyniesieniu siebie na stanowiska kapłańskie lub to takich podobne. Co widzimy przed oczami każdego niemal dnia. Bez tych dwóch aspektów – dociekliwości jako narzędzia propagandy i nadania autorowi i jego bohaterom religijnego sznytu, nie sposób sobie dziś wyobrazić publicystyki prawicowej w Polsce. Żeby nie pozostać gołosłownym przypomnijmy redaktora Górnego i jego wyprawę po Świętego Graala. Górny nie dość, że pojechał go szukać, to jeszcze znalazł. Gdyby chodziło o inny przedmiot można by go było wyszydzić, ale ponieważ w tle mamy Kościół i jeden z bardziej wyrazistych mitów z wiarą związanych, jesteśmy raczej oszczędni jeśli chodzi o krytykę. No, ale ten wyczyn niczym się nie różni od wyczynów dziennikarzy gazowni cywilizujących polskich antysemitów. Jest tak samo autentyczny i tak samo uzasadniony. No i świadczy o braku dociekliwości przede wszystkim, a także o całkowitym odklejeniu autora od rzeczywistości.

Zastanówmy się teraz po co w ogóle sięgamy do książek? Lub też po co sięgaliśmy do nich kiedyś i czym to się różniło od współczesnych naszych fascynacji. Jeśli takowe oczywiście są. Ja czytałem książki, albowiem szukałem tam jakiegoś porządku, niech będzie, że w formułach uproszczonych, ale na pewno klarowniejszych niż to co było poza książkami. Okoliczności, w których żyłem postrzegałem jako chaos i zagrożenie, albowiem nic nie było mi tłumaczone jak należy i nikt nie przejmował się kwestią tak, dla życia człowieka kluczową, jak bezpieczeństwo emocjonalne. Tej poszukiwałem w książkach, niech będzie, że głupich. Bohaterowie jednak zawsze reprezentowali jakiś porządek. Taka zaś, na przykład, ukochana szkoła podstawowa, kojarzyła mi się zawsze z kosmicznym chaosem. Program nauczania był jednym koszmarem, który nie przystawał do żadnego kawałka pozaszkolnej rzeczywistości.

Dlaczego piszę i czytam książki dzisiaj? Żeby przekonać siebie, że poza systemowy oszustwem i fałszywymi prorokami można w nich umieścić coś jeszcze. Dociekliwość mianowicie, która może być nie tylko narzędziem, ale także towarem. Obejrzałem sobie wczoraj film na podstawie prozy Geogresa Simenona o przygodach komisarza Maigret. Polecam wszystkim. Komisarza gra Rowan Atkinson. Poczułem się jak za dawnych czasów, kiedy wydobywałem się ze szkolnego chaosu, szedłem do biblioteki, potem do domu z jakąś książką i mogłem, już spokojnie, z perspektywą weekendu przed sobą, zająć się lekturą, która uspokajała mnie jak nic na świecie. Film ten, jak wiele osób pewnie się orientuje, nie jest szczególnie popularny. Myślę, że przyczyna jest oczywista. Prawdziwi producenci, to znaczy myślący o jakimś, nie szałowym, ale przyzwoitym zysku, zrobili za pomocą prawdziwego reżysera, który umie ustawić plan i zadbać o szczegół, a także jednego wybitnego aktora i kilku dobrych ale nie znanych, widowisko, które nie zabija odbiorcy i nie masakruje jego emocji. Takie rzeczy nie mogą być darowane. Bo to jest jak ten koszyk truskawek, w którym nie ma ani jednego zgniłka. I do takich efektów powinniśmy dążyć wszyscy. To nie znaczy, że mamy oddalać się od tematów religijnych. Chodzi o to, byśmy ich nie traktowali instrumentalnie. I tylko tyle.

  Jedna odpowiedź do “O prawicowych i lewicowych bohaterach”

  1. To dla mnie było wstrząsające, że Atkinson, znany światu przede wszystkim z ról notoryczych idiotów, zagrał tak mistrzowsko rolę, gdzie nie ma nic do śmiechu. Udokumentował w ten sposób swoją aktorską klasę. W internecie polskim są chyba trzy jego filmy jako komisarza Maigreta.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.