Przedwczoraj zamieściłem na blogu valsera zajawkę nowego filmu Grzegorza Brauna, tego o Lutrze. Widać tam profesora Grzegorza Kucharczyka z Poznania, który opowiada o tym, że w Niemczech już w XIX wieku nazywano Lutra furerem, a pierwsze palenie katolickich książek odbyło się w tym kraju w roku 1817. Rzecz miała miejsce na zamku w Wartburgu, gdzie 300 lat wcześniej Luter się ukrywał przed ludźmi cesarza. Posłuchałem tego krótkiego wystąpienia profesora Kucharczyka, człowieka sympatycznego, dynamicznego i wiarygodnego i nie uwierzyłem w to co widzę i co słyszą moje uszy. Ja wiem, co się tu zaraz rozpęta – piekiełko, którego ośrodkiem będą zarzuty, jakie stawiam filmowi Grzegorza Brauna. No, ale kochani, jeśli ten film ma mieć jakąś oglądalność, musi być dyskusja. Ta promocja, którą oni tam zaplanowali na stronie braunmovies.pl to jest dziecinada obliczona na wzmożonych emerytów. Target wierny, ale łatwo zapominający co oglądał wczoraj wieczorem i w jakim towarzystwie. Ja dziś nie rozpocznę tu dyskusji o filmie Grzegorza Brauna, dziś napiszę tu tylko coś o profesorach uniwersytetu, którzy – moim zdaniem – nie powinni robić pewnych rzeczy, bo one ich degradują. I zapewniam Was, że na Kucharczyku się nie skończy.
Zacznę jednak od siebie. Nie mam nawet połowy tych zdolności i zacięcia jakie mają niektórzy koledzy aktywni na stronie Szkoła nawigatorów, mam mnóstwo ograniczeń i blokad, które uniemożliwiają mi pewne działania i strącają mnie w przepaść idiotycznych nieraz uporów. Posiadam jednak coś, co sprawia, że nie mająć żadnego w zasadzie wsparcia organizacyjnego, zwyciężam. Otóż jakoś tak się dzieje, że umiem natchnąć ludzi do działania. To się odbywa zwykle bez mojej świadomości, ale jest faktem. Ludzie Ci w dodatku, nie wiem skąd to się bierze, odznaczają się niezwykłymi zupełnie zdolnościami, które chętnie wykorzytują w zakresach przeze mnie zaproponowanych. Słysząc więc wprost z ust profesora Grzegorza Kucharczyka, że Luter to taki wcześniejszy Hitler, nie uwierzyłem w to i uznałem, że profesor się kompromituje. Następnie zaś poprosiłem naszego nieocenionego Stalagmita, by sprawdził kto rzeczywiście palił książki na zamku w Wartburgu, czy były to książki katolickie, jak twierdzi Grzegorz Kucharczyk, a także czy w pobliżu tego ogniska nie stał czasem jakiś brytyjski oficer z notatnikiem, który zapisywał nazwiska uczestników eventu. I teraz właśnie zapoznam Was po krótce z odkryciami Stalagmita. Otóż impreza na zamku w Warburgu odbyła się rzeczywiście, ale prócz rocznicy reformacji świętowano tam jeszcze 4 rocznicę Bitwy Narodów. Zgromadzeni Niemcy byli prostestantami, ale daleko im było jeszcze do palenia książek katolickich. Ich nienawiść do katolików nie była nienawiścią, która daje się porównać do nienawiści nazistów skierwanej przeciwko Żydom. Kontekst historyczny tego wydarzenia jest inny. To była impreza wymierzona w Święte Przymierze, konkretnie zaś w Metternicha, który w obawie przez zjednoczeniem protestanckich, północnych Niemiec i marginalizacją Austrii ukrócił wszelkie takie zapędy. Ci co zebrali się na zamku w Warburgu, to byli wolnomyśliciele niemieccy nienawidzący o wiele bardziej Wiednia niż Francuzów i marzący o tym, by Niemcy się zjednoczyły wokół wiary prostestanckiej. Ta piękna idea nie miała żadnych szans na realizację w roku 1817. Na zamku w Wartburgu zebrało się około 500 studentów, którzy mieli za sobą udział w kampanii antynapoleońskiej, kilku profesorów uniwsersytetu w Eisenach oraz oficerowie pruscy, w charakterze maskotek i dobrych wujków pamiętających dawne, bohaterskie czasy. Wartburg leżał wtedy na terenie Wielkiego Księstwa Saksonii, Weimaru i Eisenach, tradycyjnie powiązanego słabo widzialnymi niciami z koroną brytyjską. Oto w roku 1817 władał nim Karl August. Jego syn – Karl Bernard brał udział w bitwie pod Waterloo, przeciwko Francuzom, a potem dowodził holenderskim korpusem ekspedycyjnym w Indiach Wschodnich. Wnuk zaś Karla Augusta, który łaskawie zezwolił na palenie książek na zamku w Wartburgu, odsłonił się już całkiem i po prostu został marszałkiem polnym w armii jej królewskiej mości królowej Wiktorii i brał udział w wojnie krymskiej. Teraz pora wymienić profesorów, którzy firmowali swoimi nazwiskami tę hucpę. Oto oni:
Dietrich Georg von Kieser, profesor medycyny, właściciel prywatnej kliniki okulistycznej,
Lorenz Oken, filozof, przyrodnik, członek British Association for the Advancement of Science,
Heinrich Luden, historyk, biograf sir Williama Temple, angielskiego dyplomaty, słynnego z udanego zawarcia sojuszu Anglii, Szwecji i Holandii przeciw Francji w 1668 roku,
Jakob Friedrich Fries, filozof, organizator Burschenschaftów, rzecznik wykluczenia Żydów z życia publicznego Niemiec, jeden z jego wychowanków (student Karl Sand) uczestniczył w zamachu na Augusta von Kotzebue, konsula Weimaru w Rosji i adwokata rosyjskiej polityki w Niemczech.
Na uroczystość nie przybyli studenci z Austrii, bo Metternich zabronił kolportować na terenie cesarstwa informacje o tym wydarzeniu. Za to znalazł się tam pewien słowacki myśliciel i pastor, rzecznik zlania się w jedno narodów słowiańskich – Jan Kollar. Pan ten był również słowackim nacjonalistą. Kochani, to jest naprawdę duża rzecz. Mamy rok 1817, piękny zamek w Wartburgu, parę lat wcześniej bóg wojny pytał „czy Polacy mogą się wybić na niepodległość?”, a tu zjawia się nagle rzecznik usamodzielnienia się narodu słowackiego i jeszcze do tego zlania się tego narodu w jedno z innymi narodami słowiańskimi!!!! Na którym uniwersytecie to wymyślono!
Wyjaśnijmy teraz co spłonęło i dlaczego. Otoż pan Kollar razem z prekursorem niemieckiego ruchu gimnastycznego – Friedriechem Ludwigiem Jahnem – postanowili spalić parę książek na pamiątkę spalenia przez Lutra bulli papieskiej. Jak uradzili, tak zrobili. Co społonęło? Oto lista:
Jean Pierre Frédéric Ancillon, “Uber Souverainitaet” (“O suwerenności”)
F. v. Cölln, „Vertraute Briefe” („Listy prywatne“)
Ludwig Theobul Kosegarten, „Rede gesprochen am Napoleonstage 1800“ („Mowa na dzień Napoleona w 1800 roku“)
W. Reinhard, „Die Bundesacte über Ob, Wann und Wie? deutscher Landstände“ („Akty Konfederacji. Kiedy i jak? Państwo niemieckiego narodu“)
Saul Ascher, „Germanomanie“ („Germanomania“)
K. v. Wangenheim, „Die Idee der Staatsverfassung“ („Idea narodowej konstytucji“)
Justus Friedrich Wilhelm Zachariae, „Über den Code Napoleon“ („O kodeksie Napoleona“)
Poza tym spalono: Kodeks Napoleona, Statut szlachecki, heską perukę żołnierską z warkoczem, pruski gorset ułański i austriacki kij kapralski.
Nie społonęła żadna katolicka książka. Spalono za to jedną książkę żydowską, ową „Germanomanie”. Nikt nie nazywał Lutra furerem, albowiem Luter był na tej imprezie jedynie pretekstem do tego, by zademonstrować sprzeciw przeciwko polityce Wiednia i księstw niemieckich realizujących swoje interesy w cieniu polityki Paryża. Jak przypuszczam – to jest moja prywatna sugestia – nad całością wydarzenia, jak i później nad całym ruchem panhermańskim rozłożony był dyskretnie parasol Londynu. Furerem Lutra zaczęto nazywać dopiero w roku 1933, ale to już zupełnie inna historia. Proszę Państwa, sprawa nie jest śmieszna wbrew pozorom, bo chodzi o pewną dość szczególną demaskację. O taką mianowicie, która dotyczy wyrywanych z kontekstu zdarzeń, które ustawia się następnie w dowolnych sekwencjach, mających coś uwiarygodnić. Żeby cała rzecz wypadła lepiej czyni się to przy zaangażowaniu autorytetów naukowych. Ja jestem trochę wystrasznony tą metodą, ale nie wystraszył mnie bynajmniej profesor Kucharczyk. On mnie tylko utwierdził w słuszności moich mniemań. Profesorowie uniwersytetu podpiszą każdą bzdurę, byle tylko zachować swoją pozycję istot uprzywilejowanych w szczególny sposób. Nie przez zarobki, nie przez władzę, ale przez wiedzę. I ja tu nie stawiam zarzutu Grzegorzowi Braunowi, albowiem wiem, że jego film to efekt dobrych, szczerych chęci, wielkiego zapału i nieokiełznanego temperamentu. Ja tylko chcę powiedzieć, że Grzegorz Braun, obym się mylił, wpisał się w dominującą do stuleci, a na pewno od tego nieszczęsnego zjazdu w Wartburgu, tendencję. Czy coś na tym wygra? Oby wygrał. Ja będę ten film promował inicjujący dyskusję na jego temat. Prawdziwą dysksuję, a nie jakieś ekscytacje wariatek gotowych klaskać w tych momentach kiedy Kucharczyk nazywa Lutra furerem. No, ale to będzie później.
Teraz słów kilka o skuteczności propagandy. Bo owe wyrwane z kontekstu wydarzenia, ustawione następnie w innych kontekstach, czy to metafizycznych, jak czyni to ksiądz profesor Guz, czy też antyniemieckich, jak czyni to profesor Kucharczyk, to po prostu propaganda. Otóż propaganda jest skuteczna wtedy kiedy kontrolujemy kanały jej dystrybucji. Czy kontrolujemy? Rzecz jasna nie. Nie znaczy to jednak, że nikt ich nie kontroluje. I to na dziś tyle w temacie Lutra, furera i filmu Grzegorza Brauna.
Idźmy dalej. Jeśli pozycja i rola autorytetów naukowych jest taka właśnie, jak tu nakreśliłem, to my jesteśmy na pozycji gorzej niż mydło zrobione z Żydów w Oświęcimiu. Powiedzmy to sobie wprost, bo trzeba stanąć w prawdzie. Jeśli swoboda uniwerystetu jest fikcją, to ludzie wpatrzeni w ten uniwersytet są w najelpszym razie durniami. W najgorszym zaś owym mydłem.
Lubię sobie czasem powspominać dawne czasy. Ostnio wpisałem w wyszukiwarkę nazwisko profesor Marii Poprzęckiej, osoby wprost wybitnej jeśli idzie o jej specjalizację, osoby, której się trochę bałem, kiedy byłem studentem, osoby z którą nie miałem żadnego kontaktu, ale którą zawsze podziwiałem. Pani profesor jest oczywiście po tamtej stronie, była w komitecie poparcia Bronisława Komorowskiego, a pewnie też chodzi na marsze KOD-u. Nie ma to jednak znaczenia, dla mnie Maria Poprzęcka pozostanie osobą wybitną i piękną, wzorem do naśladowania dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć czym jest prawdziwa dydaktyka. Idźcie na wykład Poprzęckiej o XIX wiecznym malarstwie i tam się wszystkiego dowiecie. To było i pewnie jest nadal absolutne mistrzostwo świata. Zacząłem słuchać tego wywiadu i wyłączyłem go po dwóch może minutach. Pani profesor mówi o swojej książce, którą z uśmiechem reklamuje jako rzecz „nie o sztuce”. Żartuje sobie z tej metody i jest jak zwykle pogodna. Jej książka zaś to po prostu felietony, zebrane w całość, publikowane wcześniej po gazetach, okraszone jakimiś tekstami-usprawiedliwieniami. Ona oczywiście wie, że tak nie wolno, że to jest żenada i zaniżanie poziomu, którego ona – Maria Poprzęcka nie zaniżyła nigdy – uśmiecha się jednak i mówi nam oczami – no, ale taki jest ten świat. Wyznaje też, niejako mimochodem, że to pisanie – nie o sztuce – pisanie na wyraźne polecenie kogoś, to wykupione ciężką pracą dydaktyczą wejście na rynek publicystyki popularnej, jest zwieńczeniem jej kariery. Płakać mi się chce. Nie dość, że cała ta historia sztuku to szwindel i trzeba być naprawdę wielką osobowością, żeby to uwiarygodnić, to jeszcze na koniec okazuje się, że nagrodą za lata użerania się ze studentami-durniami, jest to co każdy funkcyjny bałwan ma za darmo – możliwość publikowania dla tak zwanego zwykłego czytelnika. Oczywiście, ludzie którzy asekurują panią profesor dali jej zapewne gwarancje dotyczące nakładów, honorariów, promocji i temu podobnych spraw. No, ale my wiemy, że to jest oszustwo, badziewie i szfindel. Nie tak zdobywa się czytelnika. Nie korzysta się w tym celu z usług dziwnych pośredników. Nie o pieniądze, nakłady i promocję chodzi, a o obecność żywych ludzi.
Nie może być też tak, że uniwersyteckie autorytety poprzebują czyjegoś pozwolenia na to, by publikować popularne teksty. Na dokładkę jeszcze w sieci można także znaleźć filmy zatytułowane – Seniuk czyta Poprzęcką…ludzie…opamietajcie się, nie oszukujcie tej biednej kobiety.
Połączyłem dziś w jedno osoby i sprawy ideologicznie bardzo odległe, bo nie przypuszczam, by Grzegoch Kucharczyk, nie mówiąc o Grzegorzu Braunie mógł porozumieć się na jakiejkolwiek pałszczyźnie z Marią Poprzęcką. Nie chodzi jednak o to, by dyskutować o rudymentach upozorowanych, ale o rzeczywistych. Profesorowie nie mogą zachowywać się w ten sposób. No chyba, że są członkami brytyjskich stowarzyszeń naukowych. Wtedy ich rola i misja nie wymaga dodatkowych komentarzy i my, mieszkańcy Polski i ludzie analizujący jej historię i tradycję, nie możemy się nawet odwracać w ich stronę.
Pytanie, czy swoboda uniwersytetu jest w ogóle potrzebna. Skoro jest to tylko kolejne narzędzie przewalania budżetu? (przepraszam, generowania PKB).
„Profesorowie uniwersytetu podpiszą każdą bzdurę, byle tylko zachować swoją pozycję istot uprzywilejowanych w szczególny sposób”
dlatego powtarzam od lat. autorytet szczególny – OK autorytet ogólny – ZŁO
Zapomniałem dopisać, że w roku 1817 nie było takiego państwa jak Niemcy
przez większość historii nowożytnej nie było takiego państwa
Krewni rodziny Sachsen Weimar Eisenach z linii Sachsen Coburg Gotha (linia ernestyńska Wettynów) siedzi na stolcu w Londynie. W Coburgu też się chronił junkier Jörg.
Co ciekawe, to była unia personalna
Wielkiej Brytanii z Hanowerem 1714-1837; Kawał czasu.
Bartyzel jest jednym z tych, co promują ten film. Ta zajawka to tani chwyt- furer, palenie ksiazek katolickich, co przy okazji okazało się kłamstwem. Może nie chodzi o Lutra a o konflikt, takie mam wrażenie. Jeszcze jak x Guz dał wkręcić tym farmazonom, to już zupełnie będzie niefajnie.
Apropos wojny krymskiej- nie uwierzysz, kto woził tam broń- Józef Korzeniowski. Podróż trwała kilka miesięcy i podczas niej z nudów zaczął się po raz pierwszy uczyć angielskiego, z kaset chyba.
A nie było pośród tych niedogrzanych Niemców jakiegoś poety? Zawsze jest, nawet musi być Jakiś wiersz może?
No, ale w tej zajawce prof. Kucharczyk nie mówi o paleniu „książek katolickich”, lecz o paleniu książek: „autorów, którzy odwołują się do przeszłości katolickiej, albo też autorów syntez prawa rzymskiego”.
Pełna lista książek:
https://en.wikipedia.org/wiki/Wartburg_Festival
To jeszcze lepiej- chyba bardziej już tego nie można naciągnąć? Chociaż nie, można: palenie książek autorów których babcie czytały książki napisane przez córki wielkich myślicieli którzy czerpali z myśli katolickiej.
Czuję się wezwany do tablicy więc odpowiadam. Określenie „autorzy, którzy odwołują się do przeszłości katolickiej, czy autorzy syntez prawa rzymskiego” jest bardzo szerokie i może się odnosić do wszystkiego. Większa część spalonych książek to prace z dziedziny prawa państwowego i teorii politycznej. Być może wzmianka o książkach katolickich wynika z obecności wśród spalonych tomów dramatu Zachariasa Wernera „Martin Luther oder die Weihe der Kraft”. Werner rzeczywiście nawrócił się na katolicyzm, ale dopiero w 1811 roku, a ten dramat pochodzi z 1806 roku i jest romantycznym opisem romansu Lutra z Katarzyną von Bora, z odstępstwem od katolicyzmu w tle. Sam Werner został później księdzem katolickim i kaznodzieją, ale dość dziwnym, bo usiłował połączyć idee masońskie (sam należał do wolnomularstwa). W każdym razie trudno nazwać dramat „Martin Luther oder die Weihe der Kraft” książką katolicką (jak i wszystkie pozostałe spalone w 1817 pod zamkiem Wartburg).
Tak wygląda tytułowa strona wspomnianego dramatu, żeby nie było wątpliwości:
http://www.luthermania.de/files/fullsize/6b88c7275c46c10209df74e7dbae186e.jpg
Twierdzisz: „Określenie „autorzy, którzy odwołują się do przeszłości katolickiej, czy autorzy syntez prawa rzymskiego” jest bardzo szerokie”, ale zaraz po tym je zawężasz, tak jak Ci pasuje – czyli nadinterpretujesz.
Z wypowiedzi w zajawce wynika, że bardziej chodziło o autorów – określone osoby, uznane przez palaczy za postacie „reakcyjne”, a nie o ich książki o konkretnych tytułach, na konkretny temat.
Przepraszam, być może moja wypowiedź nie była zbyt ścisła. Uszczegółowię zatem, podając nazwiska autorów spalonych dzieł (bo przecież książki konkretnych autorów zostały spalone):
– Jean Pierre Frédéric Ancillon, filozof i historyk związany z dworem pruskim, zwolennik absolutystycznego państwa pruskiego, wyznania kalwińskiego,
– Friedrich von Coelln, prawnik i ekonomista,
– August Friedrich Wilhelm Crome, ekonomista i statystyk, luteranin i syn luterańskiego superintendenta,
-Christoph Christian von Dabelow, prawnik i wykładowca akademicki, wolnomularz,
– Karl Ludwig von Haller, prawnik, wyznania kalwińskiego, nawrócony na katolicyzm, ale dopiero w 1821 roku,
– Johann Paul Harl, prawnik, kameralista, pionier wiedzy o policji i finansach publicznych, katolik, ale jego książka „Die gemeinschädl. Folgen der Vernachlässigung einer den Zeitbedürfnissen angemessenen Policey in Universitätsorten überhaupt und in Ansehung der Studierenden ins Besondere” nie miała nic wspólnego z religią,
– Johann Ernst Theodor Janke, teolog protestancki,
cdn.
Dyskutujesz ze swoją własną tezą, a nie z tezą postawioną przez Kucharczyka, bo on nie mówi o paleniu książek katolickich. Sam przyznałeś, że określenie jest bardzo szerokie, więc powinno się wziąć pod uwagę taką możłiwość, że palaczom z jakichś względów (różnic politycznych) nie podobały się konkretne osoby należące do tego samego – ogólnie protestanckiego, kręgu religijnego.
Właśnie o tym pomyslalem też ☺
Gdy przyjechałem tutaj na tę moją emigrację, bo tak zaplanowałem mój wyjazd z Polski w 2005, wyjeżdżam na stałe i juz, to to, co mnie zaskoczylo na początku, a bylo to w Manchesterze, że tutaj taki spokój jest. Po latah w PRL-u i po tym, co z niego wyroslo i tym bez przerwy sączącym sie jazgodzie w mediach i patrzeniu bykiem jeden na drugiego w życiu prywatnym, to miejsce objawiło mi sie, jak jakiś paradise. Normalnie. Chodziłem do pracy, w piątek wyplata i …, no nikt mi nie gadal z tv, radia, czy koledzy z pracy, co mam robic, kim byc, albo dlaczego jestem taki, a nie inny. I tak tutaj jest.
Tylko teraz juz wiem, dlaczego. Bo to jest kolonia, po prostu. I nawet flegma angielska i humor, to śmiem stwierdzić, przepraszam za dosadnosc ale to coś podobnego do życia kulturalnego w obozach pracy, czy koncentracyjnych. Nic tutaj nie ma poza pracą, kupowaniem i za przeproszeniem dup…niem.
A na kontynencie, tak tutaj określa się Europę, macki tego systemu robią, co widać. I to od stuleci. Teraz to juz bedzie jazda bez trzymanki, bo z sąsiedniego pokoju, Europa, czyli, kontynent, może nawet zapłonac, ich to dotyczyc nie bedzie już. Brex It.
No tak, latach panie, latach, a nie jaka napisalem powyzej ☺
-Ludwig Gotthard Kosegarten, pastor protestancki, poeta,
– Karl Albert von Kamptz, prawnik i pruski minister sprawiedliwości, protestant,
-Theodor Schmalz, prawnik i teolog, wolnomularz,
– Saul Ascher, wyznania mojżeszowego, żydowski wolnomyśliciel i liberał,
– Karl Christian Ernst von Bentzel-Sternau, początkowo katolik, w 1827 roku nawrócił się na protesstantyzm, zwolennik emancypacji Żydów,
– Karl August von Wangenheim, jeden z swóch niewątpliwych katolików w tym gronie, jego książka spalona w 1817 roku odnosiła się jednak do systemu rządów, a nie do religii,
– Justus Friedrich Wilhelm Zachariae, pisarz, tłumacz i kompozytor, katolik, zostało spalone jego dzieło o kodeksie Napoleona,
– Karl Immermann, pisarz, dramaturg, protestant,
-Franz Daniel Friedrich Wadzeck, teolog protestancki, wolnomularz,
– Joachim Gottfried Wilhelm Scheerer, pisarz, protestant.
Większość autorów spalonych książek była protestantami, a kilku jeszcze do tego wolnomularzami. Motywacja tej ceremonii była czysto polityczna.
Ale był naród.
Ja myślę że tam chodziło o to by promować coś na kształt kościoła narodowego (jak np anglikanizm). Katolicyzm w tym musiał przeszkadzać, jak też wszystko co mogło przypominać o niemieckich porażkach. Ciekawa jest informacja jak Metternichowi udało się zablokować informacje o tym wydarzeniu.
Też miałem takie spostrzeżenie. Mój kumpel z Essex miał 5 samochodów. Taki fun. Ale żalił się, że skończył grammar school, więc jego wiedza i doświadczenie nie przebiją się przez dach absolwentów publics, których uważał za matołów. Także samochody to był jego pomysł na ego.
Katolicyzm ale też protestanci którzy do tego nie pasowali
A może chłopaki normalnie chcieli się ogrzać?
W zamku jest raczej dość chłodno i mogło im być wszystko jedno co palą…
Poznał pan tytuły palonych książek w źródłach z epoki, czy tylko we współczesnych opisach typu wiki?
Strona z numeru czasopisma Isis z 1817 roku z autorami i tytułami spalonych pozycji:
http://c7.alamy.com/comp/HX6Y99/number-195-of-the-german-journal-isis-with-a-list-of-the-burnt-things-HX6Y99.jpg
Chyba też narodu nie było, a jedynie ludzie mówiący po niemiecku. Co łączy Szwajcarów (niektórych) z Austriakami i np. Akosem Engelmayerem poza językiem ? Yaka Bawaria od zawsze aspirowała, by być nie-Niemcami. Nawet mówią inaczej…
Coś się pochrzaniło: to odpowiedź dla michu → 4 listopada 2017 o 14:47
Ja myślę że niemickosc wyraża się nieco inaczej niż np polskość. Z tego co wiem (mogę się mylić ) to języka bawarskiego austryjackiego szwajcarskiego oficjalnie nie ma, natomiast np śląski czy kaszubski są promowane; )
A jakieś inne? Wydawcą był zdaje się uczestnik, o ten:
Lorenz Oken, filozof, przyrodnik, członek British Association for the Advancement of Science,
Nie bardzo, gdyż ponoć nie palono książek jako takich tylko wrzucano w ogień wyrwane ze słowników i powieści symboliczne kartki – przewodniczący zgromadzenia wyczytywał książkę właściwą z tzw. „listy kłamstw” a pozostali uczestnicy wyrażali aprobatę.
Generalnie, chodziło o autorów przeciwnych zjednoczeniu Niemiec i etnicznych Niemców lub wyrażających w tym zakresie inne koncepcje i pomysły niż zgromadzeni. Na przykład wymienionego wyżej Aschera spalono za to, że uważał Żydów za takich samych Niemców jak ci etniczni.
A możesz się uspokoić?
Ty też się raczej wycisz
Czy z tego wynika, że Luter to Hitler? Nie wydaje mi się, a zajawki takie właśnie wnioski można wyciągnąć.
Zgadza się. Ten spis z Isis to najstarsze źródło. Został przedrukowany (wraz z obrazkami) w książce “Die burschenschaftlichen Wartburgfeste von 1817 und 1867″ Roberta i Richarda Keilów wydanej w Jenie w 1868 roku.
https://books.google.pl/books?id=e2S9RExSawgC&printsec=frontcover&hl=pl#v=onepage&q&f=false
Dla Lorenza Onkena, członka British Association for the Advancement of Science była to chyba jakaś ekspedycja:
„Jena: Expedition der Isis, 1817-1819”
https://www.biodiversitylibrary.org/bibliography/13276
Tu jest rocznik Isis – od nr 1 do 197 – jedyny, którego tu brakuje to 195, wygląda na jakiś gorący numer, a z niego pochodzi spis spalonych książek autorstwa Onkena.
https://www.biodiversitylibrary.org/item/47608#page/251/mode/1up
Ale momyłśmy chwilę o profesorach, tych dawniejszych i wspólczesnych, takich dzisiejszych i niedzisiejszych … czasami ręce opadają
ale pomyślmy …
Tekst Kucharczyka z zajawki:
„W kulturze niemieckiej już w dziewiętnastym wieku mamy określenie w odniesieniu do Lutra – firer, przywódca. Pierwszy firer w dziejach Niemiec to jest Marcin Luter. Wielkie obchody kolejnych rocznic Reformacji. W 1817 oku. na wiecu w Wartburgu, pierwsze wielkie palenie książek w Niemczech. Autorów, którzy odwołują się do przeszłości katolickiej, albo też autorów syntez historii prawa rzymskiego w Niemczech. Wszyscy oni lądują na stosie. Pierwszy wielki stos, pierwsze wielkie palenie książek w Niemczech, z okazji trzechsetlecia Reformacji. Nic dziwnego, że pisma pierwszego firera, w tym tak zwane Judenschriften, były bardzo popularne w czasach drugiego firera, czyli kiedy Niemcami rządzili z woli wyborców, niestety przede wszystkim protestanckich, narodowi socjaliści.”.
Z tego tekstu coś będzie. Tak celna uwaga to już jest rewolucja, jest albo raczej będzie, bo tutaj poruszyłeś umysły tych, którzy bez wątpiena samodzielnie myślą.
To nie był wielki stos. To nie były wielkie obchody, a całość miała wymiar wyłącznie polityczny. W dodatku lokalny.
Np. w Bawarii dzień 1 listopada jest dniem świątecznym ,a innych landach nie..
Mnie cały czas jednak nurtuje, co było przed Lutrem, krotko i długo. On był rezultatem, I to jest moim zdaniem i chyba nie tylko moim, poza wszelka dyskusja. Znalazł go ktoś wtedy, gdy miał ten swój problem pojedynkowy i złożył propozycje nie do odrzucenia. To w skrócie ówczesny taki Macron (choć ten ostatni był hodowany, jak Tusk, a kto wie, Luter mógł tez tak). A ze świat kręcił się jeszcze wtedy tylko wokół Kościoła Powszechnego, tam tez musiało nastąpić uderzenie. I nastąpiło.
Pytanie właśnie, kto nad tym myślał i to zaplanował? Nie mam niestety takiej wiedzy historycznej, by ułożyć sobie na papierze kolumny w jednej daty i wydarzenia w Anglii, w drugiej Francji, w trzeciej Hiszpanii, czwartej Cesarstwa, piątej Rzeczpospolitej, szóstej Rosji, siódmej Turcji itd itd. Ja jestem przekonany, ze z takiej układanki wyjdzie, skąd i kto trzymał te lejce historii najnowszej.
A jako początek tego całego gówna obecnego znowu przychodzi mi na myśl rok 1066 i wygrana bitwa i podbój Anglii przez Normanów, byłych Wikingów. Nic na to nie poradzę. Na razie tak podpowiada mi intuicja, siedząc tutaj tych trochę lat jednak, bo niestety nie mam tej wiedzy, no i czasu, by to zacząć udowadniać. Ale to taka moja hipoteza robocza (copyright G.Braun) i zupełnie mi z nią dobrze jest.
Teoria Gospodarza o herezji dużo wyjaśnia…no i jego Baśnie.
do trzech razy sztuka
Naród niemiecki ma wiele państw jako jeden z nielicznych realizuje urzędowe zjednoczenia. Np Bawaria wchodzi w skład republiki federalnej a Austria nie. Lichtensztajn jest monarchią a Meklemburgia nie.
Bo Bawaria jest katolicka (t.j.była monarchią katolicką), a inne nie.
Dyskutowaliśmy tu już kiedyś o narodach. To w sumie nowożytny wymysł. Naród niemiecki został w tym sensie utworzony w 1871.
Niemcy czyli Bundesrepublik Deutschland istnieją obecnie jako państwo tylko de facto ale nie de jure. Na przykład BRD nie posiada Konstytucji a Bundeswehra nie ma sztabu generalnego a tylko Führungsstab der Streitkräfte im Bundesministerium der Verteidigung (Fü-S). Dowodzenie na poziomie Sztabu Generalnego podlega bezpośrednio pod NATO. Kiedyś nie istnieli i dzisiaj według prawa międzynarodowego nie istnieją a szarogęsią sie w Europie i na świecie ale nikt się temu nie dziwi. Jak to jest możliwe ?
no to może był ten poeta Neander, romantyczny i szukający natchnienia w dolinie, którą później nazwano od jego imienia (może coś przekręcam, ale pożyczyłam komuś książkę i nie mogę zajrzeć do źródeł)
Istnieją istnieją :). De facto wystarczy; ).
Faktycznie, nazwali dolinę od jego nazwiska, z tym że on się zasadniczo nazywał Neumann.
Dokładniej to w 2012 Fü-S przemianowano na Kommando Heer, Kommando Luftwaffe und Marinekommando. Staus pozostał niezmieniony ale „Kommando” brzmi natürlich znacznie lepiej.
Gorzej jak coś istnieje tylko de iura :). He he jak to mówią teoretycznie.
De iure miało być. He he
Jak zwał tak zwał, kasa i wyposażenie się liczy ;). He he.
Żartowałam.
Stos choć o niedużych wymiarach miał wielkie znaczenie w sensie symbolicznym i realnym – ostatecznego materialnego unicestwienia – likwidacji fizycznej – panoszącego się zła. W stosowaniu stosów protestanci mieli niezłą praktyką, więc byłoby co najmniej dziwne, gdyby odmówili sobie przy takiej okazji.
Oficjalne obchody 1817 r. w Niemczech protestanckich były na wielką skalę, a w Prusach pod panowaniem Fryderyka III miały mieć charakter, który można określić jako „narodowo-religijno-ekumeniczny” (przede wszystkim w sensie jednoczenia – likwidacji rozłamów protestanckich). Ten Wartburgfest choć nieoficjalny, to wpisał się w całość, a jego zasadnicze znaczenie polega właśnie na przesunięciu protestantyzmu ze sfery religijnej do prawie czysto politycznej. Luter został uznany za kogoś w rodzaju ojca narodu niemieckiego w drodze do jego zjednoczenia w jednym państwie, stał się patronem i symbolem „wolności”, „postępu” i „tolerancji” – tzn. tzw. swobód liberalnych – w walce z siłami konserwatywnej reakcji panującymi w książęcych państewkach niemieckich, które stały się następcami pokonanej już „tyranii Kościoła Katolickiego”. Patriotyczni studenci z Wartburga byli po prostu prekursorami nadchodzących wielkimi krokami rewolucyjnych bojowników o wolność i demokrację, czy jak kto woli – o wyzwolenie narodowe i społeczne:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/76/DDR-Briefmarke_Wartburgfest.jpg
Niekoniecznie
Sądzę, że tu Amerykanie, pomni na złe doświadczenia polskie, nie zamierzają dopuścić do kolejnego takiego błędu, jaki popełnili królowie Rzeczpospolitej.
Pierwszym było uznanie Prus Wschodnich, które wtedy się wprawdzie tak nie nazywały, ale wiemy, o co chodzi: Albrecht von Hohenzollern.
Drugim było upaństwowienie Prus Zachodnich, które wtedy…itd, ze stolicą w Berlinie.
USA są, choć zachowują na ten temat milczenie, świetnie poinformowane o historii i polityce RON. Najwyraźniej zaplanowały nie powtarzanie żadnego błędnego działania Rzeczpospolitej. Stąd, żadne kolejne upaństwowienie „Prus” czy dziś „Niemiec jednopaństwowych” nie wchodzi w rachubę. To jest fakt, z którym Niemcy radzą sobie tak, że próbują bez poganiania prowadzić modelowo pokojową politykę wewnętrzną i zagraniczną zasadniczo bez awantur, zamierzając najwyraźniej tą drogą upaństwowić same siebie. Wewnętrzny porządek pokazują na zewnątrz jako argument za podniesieniem rangi – vide ostatnia próba doszlusowania do ONZ-towskiej piątki, wprawdzie nieudana, ale otwarcie i energicznie podjęta. I odwrotnie: zewnętrzną politykę prezentuje się tutaj jako argument wewnętrzny, mający przekonać ludność, że „tu jest dobrze, bo tak się dobrze układamy z każdym międzynarodowo; macie dzięki temu szanse eksportowe i urlopy gdziekolwiek zechcecie”.
Nie mogę powiedzieć, że jestem niezadowolony z tego stanu rzeczy: najmiejszych problemów z dyskryminacją tutaj nie ma.
Zasadniczo, mogłaby być to dla Polski wskazówka, że może i powinna się zachowywać wobec innych nacji co najmniej tak samo ujmująco i wspierająco, jak to czynią eksportujące wszędzie wszystko Niemcy. Co ważniejsze, już to przez naśladownicwo, powinna Polska co najmniej tak samo energicznie wspierać rodzime przedsiębiorstwa, jak czynią to Niemcy, regularnie finansujące eksport gwarancjami rządowymi, sięgającymi 100% wartości transakcji, a mianowicie po to, aby firmy bez ryzyka mogły wysyłać towar/knowhow w świat.
Mam osobliwe wrażenie, że ani jedno, ani drugie, choć jest bezinteligentnym naśladownictwem znanych wzorców, możliwym do mechanicznego powielania wręcz bez żadnego wykształcenia, nie działa. To zaś oznacza, że wykształcenie polskich tzw. kadr urzędów centralnych używane jest do uniemożliwiania rozwoju rodzimych przedsiębiorstw i do odrzucania państw sąsiednich od wspólnych przedsięwzięć.
Tyź prawda. Ale częściej stosuje się właśnie tak 😉
Pewnie że Polska powinna itd., ale tym się właśnie różni państwo de iure (albo więcej iura ;)) od państwa de facto 🙂
Wystąpienie Lutra 1517- polityczne wydarzenie.
Jubileusz 100-lecia reformacji w Wittenberdze, Luter drugim Mojżeszem 1617- polityczne wydarzenie.
1717- wiadomo, polityczne wydarzenie.
Palenie książek 1817- polityczne wydarzenie.
Rewolucja tzw. październikowa 1917- polityczne wydarzenie.
2017? Jeszcze dwa miesiące do końca roku. Kto będzie Polskim Metternichem?
Zdaje się Metternich nie był politykiem państwa teoretycznego ;).
No, i nie robił łaski Stanom.
ale gorąco, za późno by dołączyć, ale chociaż poczytam
Niemcy zawsze były pogańskie. Chrzest im się nie przyjął po prostu. W ogóle germanie, bo Frankowie na przykład w XI wieku w Paryżu urządzali fety na cześć smoka.
I tak im zostało.
Frankowie szybko ulegli romanizacji i to ich uratowało. A o tym smoku to ciekawe. Byli za czy przeciw? Może nie czcili ale to była taka ich np. Marzanna 😉
No cóż musiał cesarzowi, ale przynajmniej obaj byli happy.
Większość autorów, którzy w książkach poświęcają kilka akapitów wydarzeniu Wartburgfest, pisze o niewielkiej skali wydarzenia, choć niektórzy próbują rangę powiększyć wspominając nawet 1500 studentów z 11 uniwersytetów (zamiast 468, w znacznej większości z Jeny). Książki o ruchach rewolucyjnych podnoszą tematykę buntu, a książki o antysemityźmie znajdują wątki antyżydowskie. Nie spotkałem akcentów antykatolickich. Michael Burleigh w książce Earthly Powers pisze wprost, że studentów z bractw katolickich nie zaproszono na to wydarzenie, by nie wzbudzać emocji, a jednak 4% uczestników to byli katolicy. Był też ksiądz katolicki.
Nie palono książek lecz makulaturę w okładkach, na których odręcznie napisano tytuły. Ponadto spalono: laskę kaprala. perukę ze świńskim ogonkiem, skórzany gorset kawalerzysty i inne reakcyjne drobiazgi. A przede wszystkim śpiewano.
Praktycznie wszyscy autorzy przyjmują retorykę rewolucyjną obficie stosując inwektywę „reakcjonista” wobec tych, którzy w ówczesnym czasie nie byli liberałami.
Wartburg jest dla Niemców ważny także dlatego, że ci studenci przyszli z propozycją flagi dla zjednoczonych Niemiec. Miała te same barwy co późniejsza i obecna, tyle, że ustawione były odwrotnie: czarny na dole, żółty u góry, czerwony między nimi.
Jak widać aby BRD stała się państwem w sensie prawa międzynarodowego muszą Niemcy pokonać wiele przeszkód wewnętrznych oraz zewnętrznych. Te drugie są chyba niemożliwe do pokonania. Przynajmniej w bliskiej perspektywie nie ma na to szans. Pomimo takiego stanu BRD jest politycznie i gospodarczo dominującym krajem w UE. UE natomiast coraz berdziej staje sie państwem i to de jure ( dla purystów i znawców łaciny de iure :-). EU zarezerwowała nawet już pomieszczenia na coś w rodzaju sztabu generalnego armii, której rzecz jasna jeszcze nie posiada ale o to zabiega. Jeżeli ten projekt wypali to państwa członkowskie UE bedą musiały swoją państwowość mocno zredukować a może całkiem z niej zrezygnować. W ten sposób BRD pozbędzie się kłopotu z tą całą schedą po II WŚ. Anglicy poczuli pismo nosem i dali drapaka. Imperium nie ma w zwyczaju się podporządkowywać komukolwiek a szczególnie City.
No tak studenci przyszli sami z siebie, zorganizowali wszystko logistycznie, nie było problemów co palimy a co nie. Bo mieli takiego pomysła 🙂
Dobrze powiedziane „będą musiały”. To świadczy kto jest zwycięzcą a kto nie.
Protestantyzm zawsze był wyłącznie w sferze politycznej. Dlatego właśnie nie zgadzam się z Guzem i z Braunem. Byli prekursorami czego? Bismarcka, tak? A ten brytyjski marszałek polny czego i kogo był prekursorem? Wiesz co Mietek, dawniej w historii karierę robiło słowo zarody, a teraz prekursorzy. Niektórzy też lubią pisać o fazach różnych procesów. To są wszystko brednie
Czyli, że jednak Luter to Hitler. A może Lucyfer, co? Weź się na coś zdecyduj
Chciałem poinformować, że jutro, tak jak w każdą pierwszą niedzielę miesiąca, w Brzezinach,
w Parafii NMP Częstochowskiej o godzinie 12.15 zostanie odprawiona msza święta w intencji Gabriela, jego Żony i dzieci oraz w intencji Was wszystkich, którzy tu na blogu i w Szkole Nawigatorów piszecie i komentujecie.
Szczególną modlitwę otoczymy panią Paris, która w tych dniach zjechała do Ojczyzny.
Musi pan profesor dobre ma historyczne firery książkowe skoro tak precyzyjnie wrzuca o Lutrze jako pierwszym przywódcy, przepraszam, jako firerze w rozumieniu przywódcy ludzi.
O Lutrze jako 'firerze narodu’ w wykładzie z 7.11.1883 roku nadawał historyk Heinrich v. Treitschke. I to jest chyba wszystko co w XIX wiek w temacie wypluwa sieć. Wykluwa się podejrzenie, że ten propagandowy cep [firer] jednak za dużo plew wzniósł a nam oczka ciągle zaprósza dźwięk frr…
[…da stand er vor Kaiser und Reich als der Führer der Nation, heldenhaft wie ihr Volksheiliger, der streitbare Michael…]
Taaa, to wszystko jest bardzo interesujące.
Na początek wystarczyłoby, aby – jak Pan to ujął – Polska nie wspierała nierodzimych przedsiębiorstw. Ale to tylko taki polityczny miraż.
„No chyba, że są członkami brytyjskich stowarzyszeń naukowych.” Tak.
Widziałem to na własne oczy, na konferencji tzw. naukowej.
Inaczej bym chyba nie uwierzył.
Nie dodałem, że śpiewom towarzyszyła msza na wolnym powierzu i picie piwa. Gdyby nie msza, to byłoby to lokalne „cygańskie wesele”. Ale mamy do czynienia z uniwersytetami. A w tej sieci nie ma rzeczy lokalnych (nie licząc lokalnych kłótni o stanowiska). Jeden słaby na umyśle profesor-filozof może łatwo otumanić prowincjonalnych studentów, którzy odkrywają nowy liberalny świat wartości. Wartburgfest ma kilka nazwisk, o których tu teraz nie wspomnę. Profesor, którego załatwił na stanowisku Hegel, lider studentów, który przez całą zimę 1817/1818 czytał „spalone” książki, by nie wyjść na głupka, morderca wielkiego niemieckiego dramaturga „reakcjonisty” w 1819, który nie mógł spać z nienawiści.
Mimo generalnej słuszności: veto! To nie tak działa. Londyn podał w EU tyły, bynajmniej nie dlatego, że jakaś „państwowość”. Tego argumentu użyto li tylko retorycznie, dla celów propagandy, że ten, mospanie, „Britannia rule the waves!”, etc, pp. Wyjście GB z UE nastąpiło po tym, jak Niemcy, oraz główny przestępca, pozostające nieustannie w ukryciu WŁOCHY, odmówił wspólnej z Londynem rekapitalizacji włoskich banków. To są tzw. wiadomości z kręgów, uznanych za zazwyczaj doskonale poinformowane. Podaję to tu dlatego, bo wiem, że choć 99,99% nic z tych zdań nie zrozumie, to tutaj Czytelnicy zrozumieją, o co chodzi.
GB nie chce znaleźć się w jednej organizacji razem z plajtującymi Włochami. Rozpad (ekonomiczny, niekoniecznie polityczny) Włoch jest nieunikniony. Jedyne pytanie, to „kiedy?”. Rozpad Włoch będzie niewyobrażalnie wielkim przewrotem w finansach Świata – już nie tylko EU – na którym niewielu zyska, a dziesiątki milionów stracą wkłady bankowe i wszelką dotychczasową ochronę ubezpieczeniową, która więcej waży, niż czyste wkłady.
Brytania zamierzała doprowadzić do kontrolowanej plajty. Włochy wolą niekontrolowaną karuzelę. To się Brytyjczycy wymiksowali z tak puszczonej na żywioł gry. Czy słusznie, to się okaże. Zarobić mogli dużo. Rozkurzyć i nieodwracalnie stracić — więcej.
Ile udziałów i gdzie, ile polskich banków mają Włosi? Od uczciwej odpowiedzi na to pytanie zależy sens natychmiastowego POLEXIT- u. Nie mogę tego wykluczyć, że ma sens, a za niewiele lat (?) będą za niewykonanie takiego rozliczać polityków, którzy nic w sprawie plajty „szeregowej” nie zrobili. Wystarczy, że 10 milionów Polaków obudzi się, nie mając w tzw „swoim banku” nic na koncie, mimo jakichś ładnych wydruków sprzed paru dni. Wydruki będą, tylko już banku nie będzie. Proszę pomyśleć o tym TERAZ i choć procent swoich wkładów umieścić blisko, pod ręką. Choćby w papierowych wydrukach z królami. Wszystko, nawet ten papier, jest lepsze, niż wirtualność. Będą zmiany, i to poważne.
Niemcy, przeciwnie do Anglików, uważają że plajtę Włoch przeżyją, lub że zyskają na niej. Nie wiem czy słusznie; to jest ruletka, a nie planowanie. Nie istnieją powtarzalne algorytmy finansowego rozwiązywania państw. Zwłaszcza tak ubankowionych państw, jak powiązane z połową świata Włochy.
No cóż… żabia perspektywa od morza do morza.
Imperium uprawia swą Ziemię jak chce i jak mu się podoba, a słońce nad nim ani na chwilę nawet nie przygasa, więc co tam kontynent, co tam wyspy, Imperium to … wszechświat
Czyli królestwo mgławic. Realm of the Nebulae. Stuletnia broda. 🙂
Lutuje, ze nie trafiamy w temat, calkowicie..
Moze z innej strony podchodzic nalezy
https://www.valeursactuelles.com/monde/beata-szydlo-nouvelle-icone-des-conservateurs-francais-90240
to proszę jeszcze dodać 1417 – czas dwóch papieży a potem decyzje papieża Marcina V
Czy to znaczy, że w ślad za rozpadem Włoch może posypać się federacja Niemiecka? Taka konsekwencja się nasuwa.
Niemcy mają dobre doświadczenia z Grecji. Ale na Włochach pewnie się przejadą.
Ma Szanowna Pani rację. Nie zagłębiałem się aż tak.
Bóg zapłać!
Pozdrowienia dla Pani Paris.
Myślę, że w zasadzie nasz pogląd na brexit, jego przyczyny i skutki, pokrywa się. Pisząc o państwowości miałem na myśli, jako jej pochodną, pełną możliwość zabezpieczania interesów danego kraju. Anglicy prawdopodobnie z wielu powodów uznali, że ich obecność w EU jest sprzeczna z ich interesami. Ja poruszyłem w moim poście kuriozalny status Niemiec jako państwa i jako wiodącego członka EU aby pozostając w temacie, który przedstawił nam Gospodarz, ukazać pewną zmowę milczenia na ten temat ze strony autorytetów, profesorów, polityków i pozostałych wylansowanych, wszystkowiedzących znawców od zagadnień globalnych i lokalnych. Chyba jest to niemożliwe aby chociaż jakaś część z nich tej sytuacji nie rozpoznała. Pozostałą część stanowią zapewne umysły niezdolne do samodzielnego myślenia ale często bardzo sprawne w powielaniu oraz wykonywaniu poleceń.
Ludożercy nie czytają listów….. –
„Mnie martwią wszystkie Msze Święte w intencji Gabriela i komentujących, bo pogłębiają tylko dystans między naszym światem tutaj, w domu, który z taką radością budowaliśmy, a światem na blogu. Bardzo proszę wszystkich, którzy muszą się przyjaźnić, żeby się ograniczali, jeśli już muszą, tylko do bloga.”
Niemcom tzw Silna Ręka (silna, acz niewidzialna, do jednego razu zgadujemy, kto to jest) podarowała, z ostatnimi tzw. wyborami, dalsze trwanie w jednym państwie. Poznać to po tym, że po czterech kolejnych tutejszych pokoleniach, po prawie stuleciu trwania Niemiec w politycznej fikcji, dopuszcza się obecnie powstanie pierwszej autentycznej partii politycznej, założonej oddolnie, a nie np. przez siedmiu (czy iluś) wytypowanych agentów, sprawdzonych uprzednio przez komisje okupacyjne, liczne a tajne, czy ci kandydaci są właściwie — jak na potrzeby mianującego — zahakowani. Gdy okazywało się że są, wtedy żałośnie skamlący agent dostawał nominację: a to na założyciela partii, a to na rednacza, a to na innego agenta wpływu.
Ludność udawała, że nie wie i w ogóle niczego nie widzi, a poza tym „wojna się skończyła, więc zamknij twarz i dawaj, odgruzujemy pozostawione przez socjalizm ruiny, bo inaczej tu się utrwalą„.
Ruiny znikły extrapędem i w te biegi, a partie? Jak było na początku, tak i dalej prowadzili tutaj redakcje, partie, przedsiębiorstwa: agenci, zdolni agenci, a w porywach nędzne agenciny. Tak to właśnie wyglądało w partiach politycznych: tu szczególnie celebrowano najpierw obcmokiwanie klamki, a potem Silnej Ręki wydającej psu kiełbasę, czyli stanowiska partyjne, państwowe oraz propagandowe. Skrócę tę historię. Teraz wykonamy skok do 2017 roku. W roku owym, już minionym, bo się przez te ostatnie parę dni nic się nowego nie wydarzy, dopuszczono pierwszą prawdziwą, naturalnym trybem wyłonioną reprezentację Niemców — do wzięcia udziału w wyborach parlamentarnych. Po 2017-1933=84 latach ustawek jak centrum państwa długie i szerokie, wstaje świt, to znaczy, tfu, NIEZAUWAŻONA przez ogół wstaje pierwsza i jedyna dotąd autentyczna partia polityczna, mówiąca głosem Niemców, mieszkańców wszystkich krain państwa. Jest to partia, która łączy. Uwaga!
Jest to pierwsza ogólnoniemiecka partia. Franfurtczyk jest szefem, co dobrze wróży na przyszłość, bo jest to miasto umów, gdzie ludzie dogadują się, a nie dzielą, nie walczą i nie oszukują siebie ani innych. Frakfurt to jest autentyczna stolica Niemiec, tutaj decyduje się i decydować się będzie głos i los państwa.
Wagę faktu dopuszczenia do głosu partii autentycznej zrozumiemy dopiero wtedy, gdy dostrzeżemy, że cały System Zliczania Głosów wyborczych, już rozgrzany, wyrzucono do kosza na niecały tydzień przed głosowaniem. Nie mówiono o tym w Polsce… Aha! A tutaj „wef ełropie” zliczono głosy na kartkach papieru, a rezultaty wysłano listownie – NIE ELEKTRONICZNIE. Proces wyborów fotografowano i filmowano, jak Niemcy długie i szerokie. Co to oznacza?
Ponieważ nie wierzę w nagły napad uczciwości wśród tzw. Władz Centralnych, to pozostaje hipoteza, iż Silna Ręka zatrzymała przygotowane już i dograne w każdym szczególe, elektroniczne wykręcenie rezultatów na „pożądany kierunek”. Ręka odmachnęła się rozgranym komitetom zliczającym głosy tak, że ich cały personel wymieniono, a metodę zliczania, tak na wszelki wypadek, również wymieniono. Tego nie było tutaj od 84 lat. Odbyły się tutaj uczciwe wybory! Patrz, patrz, przykład jeszcze wziąć przyjdzie ze zwolnienia wszystkich zliczaczy na raz i nakazania komisjom wysyłki pidpisanych protokołów, pod kamerami kontrolerów sporządzonych, LISTEM POLECONYM do jednej (!) osoby zliczającej głosy w komisjach, pod kamerami kontrolerów.
Wzięła więc udział w wyborach, zasługujących na to słowo, jednocząca Niemcy, ODDOLNA PARTIĄ ICH SAMYCH — BURGERÓW (OBYWATELI). Partia ta, wystawiwszy kandydatów, wygrała setkę miejsc parlamentarnych! Agentura płacze i konieczności historyczne wmawia naiwnym. A tu już, podskórnie, rozlewa się proces nad dawną granicą, nad podziałami — i spaja państwo. Pierwszy raz jest ów proces może i obserwowany, może i ochraniany, ale nie jest to już żadna farsa, jak dotychczas.
Myślę, że przybliżyłem Ci wagę tego podarunku dla Niemiec. Będzie zatem jedność. Będzie to jedność już nie – jak dawniej (udawana, papierowa, deklaratywna, jedność agentów naznaczonych na tych dobrych Niemców) lecz jedność nowa (oddolna, żywiołowa, nie przejmująca się dawną granicą NRD-RFN, gwiżdżąca na Badenie, Bawarie, te Wesfalie i Turyngie wychylające się z zamierzchłej, stęchłej, niezrozumiałej przeszłości). Będzie to jedność państwowotwórcza, jedność zamierzająca wysiudać, usunąć, upolować Merkel („otwieramy sezon polowań na Merkelową, nieograniczenie trwający!” – deklaruje przewodniczący pierwszej od 1933 roku niemieckiej oddolnej partii politycznej, spajającej kraj). Teraz jeszcze nieudolnie. Ale już biorą rozmach na urządzenie się w rządzie państwa.
Sądzę, że rzeczywiście pokrywa się. Spojrzyj proszę na komentarz — ten bezpośrednio powyżej (długi).
Węgry za pan brat i możemy ruszać. Spójrz może na tę mapę Europy A.D. 1190.
https://en.m.wikipedia.org/wiki/File:Europe_mediterranean_1190.jpg
Czegóż tu brakuje? Chazarzy są już w Polsce — mają pomagać w dziele jednoczenia, lub spływać. Połowców i Humań należy jeszcze przekonać, jeśli dobrze czytam tę mapę. Plus ochrzcić Ruś i poświęcić ją Najśw. Sercu Maryi. Trzy zadania. Są wykonalne. Zacząlbym od usunięcia (przeciągnięcia na stronę Polski tzw. stanowczym życzeniem, któremu się nie odmawia) Chazarów. Bez ich dywersji będzie Trójmorze. Z ich dywersją nie będzie. Oczywisty wniosek nasuwa się sam.
Tak może być.
no wie Pan, nie było nudno, co 100 lat jakiś stupor , a teraz … ?
Proszę się nie ekscytować,wszystko dawno wyjaśnione.Przemiła p.Gabrielowa nie ma zamiaru zabrać nam swego męża,ale ustalić priorytety 🙂
Ale numer. Pytałem się o to, bo się zastanawiałem ciągle nad trójmorzem. No i teraz mam odpowiedź.
Niewidzialna ręka pozwoliła im założyć faktyczną organizacje polityczną. Wnioskuję, że z potrzeby antytezy wobec rozrostu muzułmanów w Europie. Przy okazji będzie kto miał zarządzać trójmorzem.
Jest malutki problemik. Niewidzialna ręka Chazarow z pewnością usuwać nie zamierza. Ergo, nie my rozdajemy tu karty.
Profesorowie psują wizerunek uniwersytetów;
http://www.polishclub.org/2017/11/01/profesorowie-psuja-wizerunek-uniwersytetow/
A.D. 1903 z trzeciego wydania…
Przepraszam, ale mam taką fazę na wojskowe z zakresu 1920-1938. To prawie 100 lat temu. Miało być o profesorach, a tu korsarstwo u nawigatorów.
Za kanclerza Gerharda mowa była o polityce spokojnej ręki.
Ja skłaniam się do wniosków, że Silna Ręka zamierzała spuścić gacie publiczności i zobaczyć jakie cojones odrosły temu kastrowanemu kocurowi. Tak dla ogarnięcia co i gdzie jeszcze do zrobienia. Dane statystyczne nie były przerażające więc pozwolono na ten eksperyment ręcznego sterowania. A wyniki wrześniowych wyborów odzwierciedliły stan faktyczny nastrojów.
Oczekiwałem większego, w procentach, trzęsienia. :(((
Obecnie sprawdzany jest personel polityczny poszczególnych partii ;).
Czy nadal Angela Merkel z domu Kasner czytaj Kazmierczak pokazywać będzie dłonie w znaku dwa i osiem ?
niemiecki ruch gimnastyczny ?!
albo „Trzęsi Ręka” trzy razy 😉
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.