wrz 252022
 

Mam wrażenie, że już kiedyś umieściłem tu taki tytuł. Jeśli tak, proszę o wybaczenie, albowiem dzisiejsza powtórka wynika z przemęczenia. Dość oczywiste jest to, że celem propagandy jest zmiana przeszłości, a nie przyszłości, czy wręcz teraźniejszości. Mam wrażenie, że tylko w Polsce dominuje złudzenie, że propaganda państwowa służy do bieżących porachunków, a jej istnienie warunkowane jest istnieniem „młodych i zdolnych”, wywodzących się z określonych środowisk, którzy muszą zaistnieć i „zostawić swój ślad”. Tak to było wyjaśniane kiedyś, gdy telewizja komunistyczna pokazywała różnych „niezależnych twórców”. Oni swoje istnienie tłumaczyli tym śladem właśnie. Od czasów kiedy faraon Ramzes II kazał wykonać relief przedstawiający jego zwycięstwo pod Kadesz, jasne jest, do czego służy sztuka i propaganda. Jeśli ktoś nie wierzy, niech pokaże mi jakąś hetycką wersję bitwy pod Kadesz wykonaną w kamieniu, czy choćby opisaną. Nie ma jej, a fakt ten potwierdza jedynie, że Egipcjanie byli ludźmi poważnymi, podczas gdy ich przeciwnikom zdawało się, że utrwalanie czegokolwiek w materii, która przetrwa wieki to niepotrzebny wydatek i rozrzutność. No, a poza tym pewnie nie mieli odpowiednio wykształconych rzeźbiarzy, a cały ich system polityczny opierał się na paradygmatach wykluczających jakąkolwiek aktywność w takich zakresach. Ktoś więc postanowił z nimi skończyć, świadom nie tylko ich wewnętrznej słabości, ale także tego, że mienie ruchome i ziemię Hetytów łatwo będzie można przejąć, albowiem żaden materialny ślad nie zaświadczy o tym, że kiedyś tam istnieli. Poczytajcie sobie teraz o odkryciach związanych z ich istnieniem i kulturą. Jakieś rzeźby i inne materialne ślady poznajdowano, ale to było i jest nadal nic w porównaniu z kulturą Egiptu. Ktoś bystry i lubiący analogie zauważyłby, że państwo Hetytów, tak jak je zrekonstruowano na mapie, sięga Morza Egejskiego tylko wąskim pasem ziemi, prawie dokładnie tak samo, jak Rzeczpospolita sięgała Bałtyku tylko poprzez Prusy Królewskie i Gdańsk. Ktoś powie, że analogia odległa i nieważna? No i co z tego. A doraźne konstrukcje propagandowe to niby są ważne?

Powtórzmy więc – poważna propaganda służy zmianie historii i na to jest zawsze obliczona. Jakakolwiek polemika z nią, jest bez sensu, albowiem ona stawia przed organizacją, w którą została wymierzona wyzwania poważne. Tworzy się ją za po to, by dewastować poważne struktury i odejmować im prawo do istnienia. I niby wszyscy to rozumieją, ale jakoś żaden urzędnik nie pilnuje tego, by cokolwiek polskiego zostało utrwalone na innych rynkach. A gdzie tam rynkach…każdy ochoczo otwiera serce, duszę i umysł, przez najgorszym, wymierzonym w polską historię badziewiem, byle tylko mu wyjaśnić, że jest ono nie groźne i to taka rozrywka przecież, albo że oto nasz kraj odwiedził wybitny twórca. Polscy zaś propagandyści, czyli ludzie kultury uprawiają jeden tylko w zasadzie sport – zajmują się naśladowaniem „wybitnych twórców” i to głównie w życiu, a nie twórczości. Wynika to zaś wprost z tego, że nic nie umieją. Pozostaje im więc tylko demonstrowanie szajb i ekstrawagancji, dość już przyznajmy nużących. Piszemy tu o tym ciągle, ale niemożliwe jest zaprzestanie tego. Takiemu Kurskiemu, dla przykładu, wydawało się i wydaje nadal, że jak się dogadał z Simonem, którego dziadek handlował drzewem w Polsce w latach dwudziestych, tym wiecie z amerykańskiego programu dla utalentowanych, to będzie promocja Polski. Żeby to w ogóle wyszło, musieli wyszkolić czarnoskórą śpiewaczkę, dziecko utalentowane, ale w żaden wyraźny sposób nieodbiegające swoimi popisami od tysięcy innych utalentowanych, kolorowych dzieci. I w ten sposób mieliśmy jakiś tam, rzekomy sukces. Nie pomógł on nawet Kurskiemu, którego odstawiono na boczny tor, a teraz trzeba czekać, aż za rok, półtora odstawią Matyszkowicza, który był jego prawą ręką. To co reprezentują ci ludzie, można by nazwać sztuką Hetytów. Tyle, że nic po ich działalności nie zostanie, żaden relief, ani figurka faceta w wysokiej czapce.

Od wielu już lat w sposób urągający wszystkim zasadom i systemowo nieskuteczny, Polska polemizuje z formułą „polskich obozów koncentracyjnych”. I widać dokładnie dlaczego to się nie udaje, bo wszyscy deklarujący troskę o przeszłość i właściwe jej rozumienie, mają tę przeszłość w nosie. Ich pozorowane działania wynikają także, jak sądzę, z przekonania, że nic się nie da zrobić, bo przeciwnik handlujący spreparowaną przez siebie wizją historii jest zbyt potężny, ale coś przecież robić trzeba. No i na to „coś, są jakieś budżety, które nie mogą zostać puszczone samopas. Oczywiście, wszyscy oddelegowani na odcinek propagandowy liczą, że sytuacja nasza zmieni się na lepsze niejako bez naszego udziału. Nie przypuszczam, by tak się stało, a ilość prywatnych inicjatyw próbujących zmienić przeszłość Polski jest co najmniej zastanawiająca. Ilość osób wierzących w Wielką Lechię i produkowane na poczekaniu brednie, lansowane przez takiego Pińskiego, jest także dość zaskakująca. Jedyną odpowiedzią na nie jest słowna polemika, która je utrwala zamiast unieważniać. Dzieła zaś, które lansuje telewizja państwowa, sztuki mające wywołać wstrząs u widza to realizowane przez teatr telewizji teksty Wildsteina. To są wszystko aberracje, na nasze nieszczęście dobrze płatne, albo gwarantujące zainteresowanie.

Zmarnowaliśmy mnóstwo czasu na tym blogu, próbując wyjaśnić ten mechanizm. Przywoływaliśmy komunistyczne produkcje, takie jak „Potop” czy „Faraon”, które miałby być wizytówką polskiej kinematografii, były nominowane do Oscara, ale jakoś zawsze tak się działo, że odpadały w przedbiegach. Bo okazywało się, że państwo komunistyczne nie było na tyle poważne, by załatwić im sukces. W sporcie szło lepiej, bo dwa razy udało się zdobyć trzecie miejsce na Mundialu. No, ale z filmami było całkiem inaczej. Podobnie jak dziś z tą dziewczyną, co ładnie śpiewa, jest czarna i potrafi się zaprezentować, ale kiedy przychodzi do głównego konkursu, to niestety odpada.

Pisaliśmy tu także wielokrotnie o tym, że najcenniejszym towarem w całym obszarze soft power jest autentyczność. I albo ma się autentycznych twórców, żyjących swoją misją, takich jak wspominani czasem przeze mnie malarze, całkowicie opętani przecież, albo się tę autentyczność potrafi produkować. W Polsce nie zachodzi żaden z tych przypadków. A jakby tego było mało, wszelka autentyczna twórczość jest zwalczana i marginalizowana, wszystko po to, żeby światła skierowane były na najbardziej zasłużonych, takich jak pan Wildstein, któremu życzę dużo zdrowia, ale nie jestem w stanie pojąć dlaczego usiłuje się on z nami komunikować w sposób tak trywialny.

Na koniec chciałbym przypomnieć jeszcze jeden przykład propagandy negującej realia przeszłości, dla wielu będzie on mało poważny, ale jest na tyle widowiskowy, że sądzę iż warto o nim wspomnieć.

Pojawił się tu swego czasu tekst o hiszpańskiej szkole szermierki, która miała swoje wielkie dni, swoją legendę, teorię i wyczyny praktyczne opisane w dziełach, jak mniemam nie tylko dotyczących fechtunku, ale także literackich. Nic o niej dziś nie wiemy i nie przypuszczam, żeby wiele widzieli o niej sami Hiszpanie. Wszyscy bowiem, ci przynajmniej starsi, którzy przeżywali różne literacko-filmowe wzmożenia w latach osiemdziesiątych, że najlepszymi szermierzami na świecie byli Atos, Portos i Aramis. Oczywiście, można się roześmiać, że to przecież rozrywka, zabawa, książki popularne, nie mające żadnego znaczenia. Jasne, a kopanie nadmuchanego balona obciągniętego skórą to niby co? Też tylko zabawa, a porównajcie swoje zarobki z zarobkami piłkarzy drugiej ligi.

  5 komentarzy do “O propagandzie zmieniającej przeszłość”

  1. Ludzi odciąga się od przeszłości wczytywaniem kalki, że przeszłość jest zbędna i niemodna, wiedząc, że jest całkiem odwrotnie. A dla tych, którzy nie dają się na to nabrać, kreuje się przeszłość całkowicie zmodyfikowaną, zhakowaną wręcz.

  2. A na straży tego procederu stoi akademia ze swoimi metodami

  3. Jednocześnie budując mit nieomylności, powagi i atmosfery szacunku dla akademii.

  4. Nie umiejąc przy tym wyjaśnić niczego

  5. Dokładnie tak, propaganda ma zmieniać przeszłość, i pod tym kątem należy patrzeć na kroniki, pewnie też tych wszystkich Herodotów, Tukidydesów… to nie żadna historia, tylko propaganda. Historię możemy sobie dopiero odtworzyć, kiedy zdajemy sobie z tego sprawę i tak to wszystko czytamy. I tak zawsze zostaną białe plamy.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.