wrz 102018
 

Dzień zaczął się od wizyty w warsztacie samochodowym, ale już wszystko dobrze. W sobotę stałem w kolejce po wodę, w sklepie Żabka, przede mną stał jakiś facet nie wyglądający bynajmniej na milionera. Raczej na odwrót. Poprosił o dwie paczki cienkich, mentolowych papierosów. Nigdy nie zgadniecie ile za nie zapłacił. Byłem naprawdę zdziwiony – 31 złotych. Kurczę, myślę sobie, 31 złotych za dwie paczki cienkich mentoli? A ja się muszę tłumaczyć, że sprzedaję drogie książki, muszę to czynić poprzez maile i na targach, kiedy proponuję ludziom nowy tytuł, a oni dowiadując się jaka jest cena łapią się za głowę. No, ale może ci akurat nie palą mentolowych, może w ogóle nie palą i dlatego dziwi ich cena książek. Jeszcze gorzej jest z komiksami. Opowiadał mi Pan Waldemar, który był tu ostatnio, że ludzie nie rozumieją komiksów, mam na myśli nasze komiksy, a jeśli ktoś usłyszy, że przy przeglądaniu i czytaniu komiksu trzeba jeszcze się zastanowić, ucieka gdzie pieprz rośnie. To jest zupełnie fantastyczne spostrzeżenie, które skłania mnie do jeszcze jednej refleksji nad zagospodarowywaniem rynku literackiego. Jakby tego było mało, usłyszałem w radio fragment wywiadu z Markiem Krajewskim. To jest, nie wiem czy pamiętacie, człowiek niesłychanie wykształcony. Powiedział on, że porzuca kryminał i chciałby napisać wielką batalistyczną powieść o legionach rzymskich. Nie mam zdrowia do takich idiotów. Jak działa rynek literacki? Mechanizm jest prosty, za pomocą promocji tego czy innego autora wzbudza się koniunkturę, która aktywuje innych autorów, chcących dorównać temu pierwszemu. Czytelnicy reagują na to jak psy Pawłowa i chcą nowych książek, które będą napisane tak jak te wcześniejsze, tylko inaczej. Autor, którym tworzy się koniunkturę, przeznaczony jest do dystrybucji treści propagandowych, ale czytelnicy myślą, że do czego innego, do odkrywania prawdy o nich samych. To jest brednia, służąca manipulacji tłumem i niczemu więcej. Temu samemu służą nagrody i wyróżnienia literackie, a pomniejsi autorzy są usprawiedliwieniem i tłem dla tego jednego lub kilku, którzy wbijają w te zakute, czytelnicze łby, potrzebne twórcom propagandy schematy. Żeby sprawy miały się jak najbardziej wiarygodnie, potrzebna jest przestrzeń otwartego dialogu. Przestrzeń ta, to w istocie zagroda, do której zapędza się przeznaczone na rzeź barany. I one tam prowadza ze sobą dialog – beeee, meeee, beeee, meeee. Każdy kto był na wsi słyszał takie dialogi i wie jak to się kończy. Wydojeniem w najlepszym razie, strzyżeniem w tym trochę gorszym, a rzezią w najgorszym. Jeśli do tego dodamy akademię z jej katedrami literatury, obraz będzie kompletny – beee, meee, beee, meee i doktorat gotowy. Uczestnicy tego dialogu i uczestnicy gry rynkowej w życiu nie przyznają się w czym biorą udział, albowiem to ich całkowicie unieważni. Mogą za to próbować unieważniać innych. No, ale mogą to czynić tylko wtedy kiedy ktoś inny będzie na tyle nierozsądny, by wkroczyć w przestrzeń dialogu otwartego. Jeśli tego nie zrobimy, oni mogą nam, przepraszam za wyrażenie, skoczyć na warstat obiema nogami. Nie ma bowiem takiej siły, poza cenzurą totalną i policją polityczną, która mogłaby zakazać tworzenia przestrzeni zamkniętych, gdzie odbywa się rzeczywisty dialog na tematy istotne. Dialog, którego nie przerwie prowokator idiota domagający się dyskusji o uboju rytualnym, albo czymś podobnym. Dialog, który nie zjedzie po równi pochyłej na poziom rozważania problemu kto był lepszy – Piłsudski czy Dmowski.

Tworzenie takich przestrzeni, to w naszym przypadku konieczność, bo wtedy unikamy kontaktu z książkami Marka Krajewskiego i nie nabijamy kabzy organizatorom imprez, na których on bryluje wraz z innymi dystrybutorami twardej propagandy. Ja oczywiście, jak to już mówiłem, nie zejdę z targów, ale też nie pozostanę przy nich jedynie, bo nie lubię jak się ze mnie robi durnia. Jeżdżę tam już tyle lat i wszyscy dobrze wiedzą kim jestem, ale nikt póki co nie zaproponował mi ani wieczoru autorskiego, ani żadnego indywidualnego występu. Ja sam się o to prosił nie będę, albowiem przyciągam na targi wystarczająco dużo gości, żeby organizatorzy to zauważyli. Wiem, że zauważyli, bo czytam maile, które mi przysyłają. Nie mogę w nieskończoność bulić i patrzeć jak za te pieniądze lansuje się jakichś lamusów. W tym roku dla odmiany pojadę na targi do Łodzi. Mogę to ogłosić już dziś. One będę tydzień przed targami warszawskimi. Będę tam pierwszy raz, wiem, że targi mają raczej charakter lewicowy, ale co mnie to obchodzi. W Łodzi nie byłem dawno, a wiem, że mam tam czytelników, zresztą nie tylko tam, pod Łodzią także. Termin targów we Wrocławiu pokrywa się w tym roku z terminem targów w Warszawie. Tak więc Wrocław musi poczekać. Być może w przyszłym roku pojadę do Katowic, ale ze względu na fatalną promocję tej imprezy może się okazać, że nie warto.

Nie możemy liczyć na to, że pośrednik pobierający horrendalną prowizję za swoją usługę, czyli organizator targów, zapewni nam zadowalający kontakt z czytelnikiem. On tego nie zrobi, bo – po pierwsze – nie wie jak. Po drugie, nawet jeśliby wiedział, nie widziałby takiej potrzeby. Skoncentrowałby się na promocji propagandystów obecnych w mediach, bo tak jest wygodniej. Nie możemy wkraczać do tej „przestrzeni dialogu otwartego” jaką mają być targi w nic nie uzbrojeni, bo za chwilę, ku własnemu zdziwieniu, usłyszymy, że z naszych gardeł wydobywa się głos znany tu już wszystkim – beeee, meeee, beeee, meeee. Dlatego też wkroczymy tam, ze świadomością iż potrafimy sami zorganizować sprzedaż na innych zasadach. Pomogą nam w tym życzliwi ludzie i różne narzędzia. Julek z Jarkiem już robią nowy numer gazety i katalog, a Szymon czyta i sprawdza tłumaczenie książki hrabiego Emanuela Małyńskiego „Nowa Polska”. Będą też inne niespodzianki, o których teraz nie powiem ani słowa.

Ponieważ dwie paczki cienkich mentoli kosztują 31 zł, wstęp na spotkanie z autorem książki „Jak nakręcić bombę” Szymonem Modzelewskim oraz Rafałem Czerniakiem, redaktorem tej książki i autorem ilustracji, a także okładki, musi być trochę droższy. Nie wiem jeszcze dokładnie ile, bo właśnie jadę załatwiać salę i uzgadniać termin. I nie mówcie mi, że trochę więcej to jest drogo, a my powinniśmy występować za darmo, a książki sprzedawać jak cyganka wróżby – daj, panie, daj, powróżyć. Nie pozwolę sprowadzić się do tego poziomu, już prędzej wszystkich stąd przepędzę.

Podaję wszystkim mail, pod który kierować należy pytania dotyczące konferencji LUL

 

konferencja.lul@gmail.com

Jeśli ktoś chce dostać fakturę musi przesłać nam dane do niej teraz, nie w grudniu. Wszystkie informacje dotyczące pierwszej konferencji LUL – Latającego Uniwersytetu Leszczynowego są dostępne w specjalnej zakładce w panelu SN i po prawej stronie na portalu www.prawygordnyrog.pl

  19 komentarzy do “O przestrzeniach zamkniętych raz jeszcze”

  1. … nie znaleziono adresu. Czy on jest już aktualny?

  2. Niedawno , przede mną facet kupował trzy cebule i bułkę,na wadze było cztery cebule,ale o jedna za dużo i ekspedientka ją odłożyła.Myślę,biedak to można mu zafundować masło.Ale dodatkowo coś zamówił,nie zrozumiałem bo nie palę.Ekspedientka podała papierosy i podliczyła 3 zł kosztowała cebula i bułka a 18 zł papierosy.

    Rzeczywistość nie jest taka jak nam się wydaje.

  3. mamy 7 mln palaczy, to jeśli schodzi paczka papierosów dziennie, to:

    345 dni x 15 zł za paczkę x 7 mln palaczy, to przemysł tytoniowy zarabia = 36.225.000.000,-

    W czyich rekach jest ten biznes tytoniowy?

    ale ja wolę książki, stoją spokojnie na półce i czekają  na swój czas.

    A cena biletów na wykład powinna być wzorowana na cenie biletów do kina, gdzie  dla emerytów w środy chyba 12 zł a tak dla dorosłych wieczorem 20 zł, więcej nikt nie zapłaci za wysłuchanie wykładu.

    Uzależnienie od tytoniu nie jest równoznaczne z uzależnieniem od spotkań z wykładowcami.

    Kiedyś  Wiluś Clinton przyjechał z wykładem do Warszawy,  panowie celebryci biznesu zapłacili za udział 5000 zł ale to był Wiluś, trzeba się było  przy nim pokazać, nie wiem czy były potem przekąski czy kieliszek wina. (Hotel Hayatt).

  4. Nie może być 20 zł, bo to nie wykład, a dyskusja i do tego jeszcze trzeba wynająć salę.

  5. Swojego czasu ( z 10+ lat temu) była w radio audycja o palaczach, nałogu, akcyzie i leczeniu.

    I wyszło, że na akcyzie i podatku od papierosów minus leczeniu palaczy budżet wychodzi na plus.

    To dziś wychodzi na plus chyba jeszcze bardziej.

  6. Ukoronowanie talentu w przestrzeni otwartej

    Der Kneipe mit Taback

  7. Orzeł i Mossakowski zbierają kasę na końcu wykładu, że niby co łaska, wtedy prelegent musi się zadowolić tym co szczodrzy słuchacze wrzucili do puszki.  – też jakiś sposób

  8. Oczywiscie, ze nie 20 zl…

    … to bedzie jednak exkluzywne, dosc elitarne i wyjatkowe spotkanie… bylabym za jakims godziwym honorarium dla prelegenta, plus koszta za wynajecie sali… dla mnie moze byc bez „menu”.

  9. Na  tę nałogową rzeczywistość jest  taki suplement  diety . Proponuje  poznać materiał .

     

    https://www.youtube.com/watch?v=fESCxbImOF4

  10. intelektualne zaplecze Leszka Millera

  11. pewnie, że musi kosztować – pięć dych co najmnej. I  nie chodzi żeby było „po kosztach” . Tanie mięso psy jedzą a np. w USA w ogóle nie ma darmowych spotkań.

  12. Trzeba wziąć pod uwagę różne koszty.

    Samochód na dojazd – ca 1-1,5 zł/km, czyli dojazd z Warszawy na odległość np 80 km to przebieg ca 180 – 200 km (trzeba dodać jakieś kilometry na kręcenie itp) – czyli koszt 200 – 300 zł

    Na takim wypadzie wypada coś zjeść, więc na skromnie dla 2-3 osób stówka leci.

    Czyli i tak opłata za imprezę na poziomie 50-100 zł/osobę jest mniejszościowym składnikiem wydatku.

    A policzmy ile wydaje się w kinie na bilety i jakże często dokupywane popcorny i napoje ? !

    Po prostu każdy ruch jest drogi.

    Faktem jest, że sporo ludzi w Polsce nie ma żadnych nadwyżek i na nic poza codziennymi kosztami sobie nie pozwolą.

    Ale pojawia się spora grupa średniaków i po prostu ciężko pracujących ludzi, którzy pieniądze mają i cieszą się ich wydawaniem. I ta grupa może zasilić takie ekskluzywne wydarzenia jak niszowe spotkania autorskie.

  13. czyli koszty wjazdu i koszty towarzyszące, a tak w ogóle to wiemy że samo życie kosztuje.

  14. Kiedyś obserwowałem działania małego wydawnictwa muzycznego. Wydawali archiwalia pewnego rodzaju muzyki, niewielka grupa fanów czekała z utęsknieniem i kupowała.

    Płyty były pięknie wydane, z książeczkami, wspomnieniami, zdjęciami itp. I kosztowały ca 34 złote. Ta cena była przez niektórych, zwłaszcza studentów, oprotestowywana.

    Natomiast prawda jest taka, że w stosunku do wielkonakładowych wydawnictw międzynarodowych, których płyty do dzisiaj kosztują ca 60 zł, to małe wydawnictwo powinno uzyskiwać ceny co najmniej 100 zł. Ich robota tyle była warta. Czy rynek by te płyty wchłonął? Myślę, że tak, tym bardziej, że to były nakłady ca 500 sztuk i po jakimś czasie to one stały się rzadkimi i poszukiwanymi wydawnictwami…

    A wydawnictwo? Zwinęło interes, ale ostatecznie przekazało prawa do wznowienia tych płyt jakimś korporacjom.

    Inny temat, że prawa do muzyki były nie do końca określone, ludzie ludziom wyrywali nagrania, które krążyły też równolegle na rynkach tzw. bootlegów, czyli niezły chaos.

  15. Mein Kampf określa jednoznacznie zasady wstępu. Wstęp jest płatny. Nie co łaska. Dopóki ci, którzy organizują spotkania tego nie zrozumieją – nie ma szans na stworzenie organizacji a nie zbieraniny intelektualistów, którzy czytają i czytają i czytają.

    I nie ma zadnego znaczenia, ze to był terrorysta, despota, morderca, kat i fanatyk. To byl człowiek praktyczny. Osiagnal sukces. Miał zła ideę,  ale przygotowanie perfekcyjne. Trzeba tylko zmienić ideę a wziąć dobry przykład organizatorski i wypali.

    Wychodzi na to, że taki jeszcze się nie narodził, który by to rozumiał. Jak zwykle ktoś powie, że tylko narzekam i sam tego nie zrobię. No i ma rację.

    Jestem typowym krytykantem, który wszystko zrobi aby nie zrobić niczego.

    Ale coś mi się zdaje, że za Hitlera było łatwiej. Było więcej wolności.  No bo jakby nie było to by go w wyborach demokratycznych nie wybrano.

  16. Nie wszyscy pala legalne fajki, większość palaczy pali przemytowe fajki tansze o polowe.

  17. Britisch i American Tobaco.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.