maj 062022
 

Będę dziś po raz kolejny pisał o kwestiach, które doprowadzą nas w końcu do klęski ostatecznej albo do kompletnego uzależnienia od jednej z potęg światowych, bez możliwości wydobycia się z tego stanu. Mam nadzieję, że tą potęgą będą Stany Zjednoczone, a nie Rosja czy Chiny.

Chodzi oczywiście o komunikację, która ma budowę warstwową, a do tego każda jej warstwa jest tak samo istotna dla całego procesu komunikacji. Nie ma rzeczy nieważnych lub głupich i nic nie może być pominięte podczas analizy samego procesu komunikacji, ani też w czasie jej uprawiania. Jest to bowiem obszar gdzie zastawia się pułapki na naiwnych.

Zacznę od tego, dlaczego nasze środowisko jest marginalizowane i mało popularne. Otóż dlatego, że dopracowaliśmy się własnej metody komunikacji i porozumiewamy się skrótami nie zawsze zrozumiałymi dla innych. W dodatku nasza metoda opisuje rzeczywistość w sposób spójny i klarowny. Tego nie mogą pojąć ludzie żyjący wśród memów  i włączający co rano twittera, żeby podyskutować o czymś poważniej lub dla tak zwanych jaj. Jaja bowiem są istotną częścią memicznych sposobów komunikowania się. One są szalenie ważne i poważne, podobnie jak cała rozrywka generująca przecież olbrzymie zyski. Komunikacyjne jaja bowiem absorbują uwagę ludzi, i uniemożliwiają im wyjście poza obszar komunikacji memicznej. Teraz przykłady. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ludzie z pozoru przytomni wymieniają się filmami z Marianną Schreiber i uwagami na jej temat. Pani ta jest kolejnym niemiecko-ruskim wynalazkiem służącym do rozwalania sceny politycznej w Polsce i jedyne co można zrobić, to ją zamilczeć. Tego jednak nikt nie czyni, albowiem uważa, że pokazując wyczyny tej osoby skompromituje ją ostatecznie. Jak to zostało po wielokroć udowodnione kompromitacja nie istnieje, a zachowania ekscentryczne służą absorbowaniu uwagi i darmowej reklamie. To jest proste jak włos Mongoła.

Komunikacja memiczna kostnieje kiedy do dyskusji poważnej włącza się ludzi produkujących komunikaty ekscentryczne i prowokacyjne oparte na jawnych przeinaczeniach. Czynią to wszystkie prawie duże media prawicy, uważając, że w ten sposób walczą ze swoimi przeciwnikami. Nie, w ten sposób robią im klakę i napędzają klientów. Do rzeczy puszcza na swoich łamach wywiad z Marcinem Rolą, inspirując tym samym dyskusję o rzekomej cenzurze jaka panuje w Polsce. Nobilituje tym samym Rolę, który staje się równorzędnym partnerem w dyskusji i ma darmową promocję dla swoich treści, jawnie przecież promoskiewskich i antypolskich. Argumenty, których używa ten człowiek są niepoważne, sposób jaki się wysławia wygląda jak parodia dziennikarstwa z lat sześćdziesiątych, ale treść jest zrozumiała dla wszystkich. Powoduje to u przytomnej części publiczności łatwe złudzenie, że Rola jest promowany, bo jeden idiota rozumie tylko drugiego idiotę. To nie jest prawda. Oni robią to celowo. Mało jest bowiem przypadków w obszarze komunikacji publicznej.

Problem tkwi w tym, że nikt w świecie mediów nie rozumie, jak szkodliwe jest nobilitowanie tego rodzaju postaw. A tylko one są promowane. Trudno więc dziwić się potem bezczelności ludzi takich jak Rola i jego koledzy.

Problem ma kontekst szerszy i teraz właśnie dochodzimy do zaklinania węży i eksploracji. Otóż każda komunikacja, literacka też zmierza do tego, by zamienić się w zaklinanie węży. To znaczy, by stworzony został zestaw memów i pojęć opisujących w miarę spójnie zjawiska, który następnie jest powtarzany wciąż od nowa. Pakiet ten ma ułatwić porozumiewanie się osób o odmiennych poglądach. Skąd w ogóle biorą się te poglądy? No z tego samego pakietu. Nie z myśli przecież, bo jeden rzut oka na Marcina Rolę rozwiązuje dylematy dotyczące procesów zachodzących w głowie tego człowieka. Kiedy bowiem zaczynamy myśleć naprawdę, a nie według schematu – wyłącz telewizor, włącz myślenie, pierwszą konstatacją jaka nad uderza, że dramatyczna wprost niespójność i nędza pochodzącej z pakietów komunikacji memicznej. Kolega, który był kiedyś zaprzysięgłym korwinistą powiedział mi wczoraj, że Korwin nauczył go niezależnego myślenia. I on, kiedy już posiadł tę sztukę, natychmiast porzucił szeregi korwinowców. I to jest właściwy efekt. Jeśli więc ktoś mówi, że włączył myślenie, a dalej wierzy w Korwina, musi się dobrze przyjrzeć swojemu odbiciu w lustrze.

Problem, o którym mówię dotyczy nie tylko zjawisk marginalnych, które już wkrótce staną się jednym z głównych tematów dyskusji publicznej. Chodzi nie tylko o Rolę i jego niby telewizję. Oto wczoraj w państwowej telewizji wystąpił prof. Witold Modzelewski. Nie wiadomo co właściwie powiedzieć. Człowiek, który w historii polskiej gospodarki zapisał się jak najgorzej, a do tego opublikował szereg prorosyjskich książek na temat konieczności zresetowania stosunków z Putinem, jest wpuszczany do studia Wiadomości. Dlaczego? Pan ten związany jest ponadto ze środowiskiem tygodnika Przegląd, z którym wystawiał swoje promoskiewskie publikacje na ostatnich targach książki historycznej. Nikomu to nie daje do myślenia? Najwyraźniej nie. Komunikacja z papier mache i gumy arabskiej ściąga tłumy wielbicieli, bo – jak powiedział pewien kierownik skupu makulatury w sztuce Vaclava Havla – mogą być jajca. I są. Tyle, że poza nimi niewiele zostaje.

Niewiele też zostaje z możliwości stworzenia systemu pojęć i metod, pozwalających na opis rzeczywistości bardziej przekonujący i bardziej atrakcyjny niż to, pardon, gówno, które się zewsząd wylewa. Próbowałem wyjaśnić wczoraj pewnemu panu, że nie istniało nigdy coś takiego jak kościół narodowy. Szczególnie zaś nie istniało to zjawisko w Anglii. Nie osiągnąłem żadnego efektu, albowiem żeby takowy nastąpił musiały tę rewelację potwierdzić jakiś autorytet. Kim są tacy ludzie? No, dla jednych jest to Korwin, dla innych Rola, a dla jeszcze innych Witold Modzelewski. Oni zaś takimi głupstwami się nie zajmują, albowiem zburzyłoby im to możliwość komunikowania się z maluczkimi spijającymi mądrości z ich ust. Próbowałem też wejść w jakieś interakcje z jawnym ruskimi trollami, z których część kupowała ode mnie książki. Jeśli ktoś liczy, że istoty te mogą w ogóle dopuścić do mózgu jakaś możliwość wymiany poglądów, ten jest biednym idiotą niestety. Oni oczekują jedynie potwierdzenia tego, co głoszą i niczego więcej. Ich zadanie zaś polega na zastawianiu pułapek na frajerów, którzy chcą im coś wyjaśniać i sprowadzać na dobrą drogę. Nic takiego nie nastąpi, a każdy ludzki odruch wobec nic tylko wzmacnia ich pozycję, ego i powoduje, że przypadkowi przechodnie zastanawiaj się czy czasem nie traktować ich serio.

Pisanie – jakiekolwiek – książek, bloga, na twitterze – nie może być zaklinaniem węży i powtarzaniem ciągle tych samych nieadekwatnych formuł. Pisanie to eksploracja. O czym wielu zapomniało, a wielu w ogóle nie wie. Wczoraj Juliusz zacytował tu Szustaka, który powiedział ponoć, że dominikanie zostali powołani do zwalczania albigensów, a Jezuici do zwalczania protestantów. No i albigensów nie ma, a protestanci są. Pisanie eksploracyjne polega właśnie na niszczeniu takich zabawnych memów. Jak to zauważył Juliusz, dominikanin Szustak nie przemawia do niewierzących, ale do wiernych. Czego on od nich chce? Chce ich na coś nawrócić? No, ale na co, skoro oni już są wierni, ochrzczeni i chodzą do spowiedzi? Na kataryzm to jasne. Herezja bowiem nie umarła, panoszy się w najlepsze wszędzie. Informacja ta jednak wywołuje tylko uśmiech politowania na twarzach łowców zabawnych memów i na mędrcach wierzących w kościoły narodowe.

  6 komentarzy do “O przewadze eksploracji nad zaklinaniem węży”

  1. Dzień dobry. Otóż to – nie ma przypadków, szczególnie w sprawach tak ważnych jak komunikacja – w naszym nienajweselszym baraku w obozie – że polecę klasyką memów. Ja tylko tak zacząłem się zastanawiać, znowu parafrazując klasyków – co jest pierwotne, a co wtórne. Chodzi mi o to, czy mając taki a nie inny skład tego baraku należy pracować nad komunikacją obejmującą całość, czy odwrotnie – uprawiać komunikację pochodzącą wprost z własnej duszy nieśmiertelnej zostawiając Duchowi resztę, czyli procent objęcia tą komunikacją załogi baraku. Pachnie to trochę wybraństwem, ale przecież dar pięknego śpiewania też nie każdy otrzymuje. Będą więc i tacy do których nasza komunikacja nie trafi. Potrzebne będą zatem zwykłe środki ostrożności.

  2. no część tekstów nie trafia, polecam osobom ten blog i SN, ale te osoby kiedy mnie spotkają zaraz zaczynają recenzować, nadymać się, wskazywać inne portale, że to niby coś tam … itd

    nie wiem skąd u nich się  to bierze,  ta potrzeba recenzowania …,co ich upoważnia…. wszyscy mają wykształcenie wyższe… no i co z tego … a mędrkują,  sami nie przekraczają dwu zdaniowych wpisów na tych swoich społecznościowych skupiskach

  3. – ludzie są tak nasiąknięci narracjami mainstreamowymi, że na cokolwiek odmiennego reagują wstrząsem. Ja niedawno podarowałem znajomemu „Socjalizm i śmierć” – bo obaj interesujemy się takimi sprawami i rozmawiamy czasem – to mi powiedział, że był w szoku, jak przeczytał. No ale jak się czyta tylko jakieś kopry…

  4. Jak to powiedział kiedyś Sławomir Sierakowski „na szczęście mi płacą fundacje niemieckie” dlatego PO, PSL, SLD głosowała za wstrzymaniem dotacji z KPO dla Polski część się wstrzymała od głosu, skandal niebywały, ci ludzie powinni być nie wpuszczeni do Polski. Blokowanie pieniędzy z funduszu unijnego w tak trudnym czasie to już jawna wojna niemiecko francuska wobec PL…

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.