paź 072022
 

Z tygodnia na tydzień, coraz głębiej przekonuje się, że trwa uporczywa i opłacona ciężkimi pieniędzmi kampania wymierzona w Polskę, jako organizację zagospodarowującą teren w Europie wschodniej. Toczy się ona z zastosowaniem starych dobrych metod, czyli propagandy medialnej, filmów, publicystyki oraz tak zwanej szeptanki, którą zajmują się ludzie albo całkiem ogłupiali, albo wynajęci. Media zamiast informować dezinformują, w dodatku na chama. Newsy są konstruowane w sposób, który ma przykuć uwagę, ale we mnie wywołuje już tylko odruch wymiotny. Widzę bowiem, że to akurat nie zmieniło się w sieci i tabloidach od kilku dekad i za każdym razem, kiedy jest stosowane, uchodzi za coś nowatorskiego i świeżego. Dziś z rana przeczytałem, że zagrożenie nuklearne jest największe od roku 1962, a do tego jeszcze, że powiedział to sam prezydent USA. Po minucie news zniknął i zastąpił go inny. Tego rodzaju szczury puszcza się w jednym celu – żeby rozwalić emocje słabym i sprawić, by poszukiwali alternatywnych jakichś źródeł wiedzy o bezpieczeństwie. Innych kanałów informacji, które ich uspokoją i spowodują, że bez drżenia będą jedli poranną jajecznicę. Ja wiem, że wielu z nas ma takie newsy w nosie, ale równie wielu przejmuje się nimi bardzo. Jeśli zaś chodzi o alternatywne źródła wiedzy o bezpieczeństwie, to jest ich wokoło pełno. Oto na przykład, mimo licznych kompromitacji i wizyty u Moniki Jaruzelskiej, ciągle nadaje Rafał Otoka Frąckiewicz. Wczoraj przeczytałem jeden z jego wypełnionych troską twittów, w którym napisał, że ogląda serial „Wielka woda” i to co tam widzi przypomina mu żywo sytuację we współczesnej Polsce, kiedy to zbliża się zagrożenie – wiadomo jakie – eksperci wypowiadają się z troską, a myśląca tylko o własnych sprawach władza nikogo nie słucha. Wiem z całą pewnością, że ten pan ma dużą widownię, albowiem stymuluje najbardziej prymitywne emocje i sieje strach, tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę. Jest jednym z wielu kandydatów na samozwańczych i fałszywych proroków, którzy tylko czekają w blokach, by zacząć wyć i zawodzić, kiedy sytuacja wymknie się spod kontroli. Przede wszystkim zaś, by domagać się zmiany rządu. Nie wiemy, jak rozwinie się sytuacja, najgorsze jednak co może nas spotkać to oddanie swojej duszy w pacht takim jak on i takim, którzy go inspirują.

Wieczorem włączyłem sobie ów serial „Wielka woda”. W zasadzie powinienem umieścić tu serię przekleństw, ale już wielokrotnie zwracano mi uwagę, że takie zabiegi są przeciwskuteczne i nie wywołują dobrego efektu. To jest najwyraźniejszy przykład propagandy działającej wstecz, czyli zmieniającej przeszłość po to, by ukraść nam pokolenie, które tej przeszłości nie pamięta. Ta zaś nie jest bynajmniej odległa, nie chodzi o palenie Żydów w stodołach, czy jakieś inne histerie. Film opowiada o powodzi z roku 1997. Jako człowiek doświadczony, zarówno życiowo, jak i autorsko powiem jedno – to nie jest kręcone, to jest szyte. I to tak, że tylko była gimbaza i ludzie kompletnie oderwani od rzeczywistości łykną umieszczony tam przekaz. Kładłem się spać z myślą, że po swojemu wyszydzę ten szajs, ale postanowiłem napisać coś poważnego, albowiem uważam, że sprawy do tego dojrzały. Sądzę, że trwa kampania, nie wiem czy ona się dopiero zaczęła, czy prowadzą ją już od jakiegoś czasu. Nie widzimy jej, albowiem pochłonięci jesteśmy konsumowaniem głupkowatych wystąpień byłych redaktorów naczelnych i memów szydzących z ruskiego wojska. Obchodzi nas też gdzie zakopią Urbana i co tam Olga Lipińska napisała w nekrologu opublikowanym w gazowni. Obym się mylił, ale pieniądze jakie wydano na ten podły bardzo film, wskazują na coś innego.

Każda propaganda musi zawierać treści, które kojarzą się jednoznacznie dobrze i wywołują w grupie docelowej duże emocje. Targetem tego serialu, nie jest bynajmniej Otoka Frąckiewicz, który uważa się za mądrzejszego od reszty, ale ci, co łażą po ulicach z ośmioma gwiazdkami na koszulkach. No i młodzież, taka przed czterdziestką, siedząca w korpo. Na początku mamy więc prezentację antagonistów. Sztab kryzysowy dla miasta Wrocławia, mimo zagrożenia powodziowego szykuje się do wizyty papieża i zużywa na tę wizytę wszystkie siły i środki, które będą potrzebne w czasie powodzi.

W czasie tego marnotrawstwa pełniący obowiązki wojewody Marczak dostaje fax, od swojej byłej kochanki, która mieszka teraz na Żuławach, w przyczepie wypełnionej sprzętem do badań hydrologicznych. Dziewczyna jest dziarska i energiczna, a prócz niej w tej przyczepie mieszka też jej nowy partner pochodzący z Holandii. Obserwujemy jej zachowania i nie możemy wyjść z podziwu. Łazi ona po podmokłej łące i coś tam sprawdza w wodzie. Nagle widzi łanię z młodym, ale zaraz też słyszy strzał. Biegnie ile siły, żeby ratować łanię, ale jest już za późno. Jelonek gdzieś zniknął, a jego matka, trafiona w szyję wykrwawia się na trawie. I na to przylatuje myśliwy, który ją trafił. Dochodzi do sceny rodem z filmów Chucka Norrisa. Tego myśliwego gra ten gość, co zwykle obsadzany jest w rolach zdegenerowanych komendantów wiejskich posterunków policji, albo prowincjonalnych urzędników. Tremer – tak nazywa się główna bohaterka – przewraca go na ziemię i wymyśla mu od najgorszych. Potem zabiera mu legitymację PZŁ i wraca do swojej przyczepy, gdzie czeka na nią hydrolog-kochanek. Widzimy jak przesyła faksem tę legitymację gdzieś do służb, a potem usiłuje odbyć stosunek płciowy z tym Holendrem. Wszystko, żeby przekonać widza, że jest prawdziwym człowiekiem, a nie bezmyślną maszyną do kopania po jądrach spasionych myśliwych. Z seksu nic nie wychodzi, bo na łące ląduje wojskowy helikopter z Wrocławia. Tam bowiem przejęli się faksem i przysłali po nią specjalną misję, której przewodzi pułkownik Czacki, typowy komunistyczny zupak z krzywym nosem.

We Wrocku, w sztabie kryzysowym, do którego Tremer trafia spocona i brudna, przed chwilą przecież kopała na łące grubasa, a potem już się prawie rozebrała do tego seksu, siedzą oficjele i hydrolodzy z miejscowego uniwersytetu. Wszyscy jak jeden durnie, mimo tytułów naukowych. Tylko ona wie co trzeba robić, albowiem kończyła studia w Utrechcie. Tam się na wodzie znają i byle szmondak z Polski nie będzie ich uczył. Tremer – o czym zapomniałem – jest kobietą doświadczoną życiowo, kiedyś była narkomanką, a i teraz musi popijać metadon, żeby funkcjonować. No, ale wydobyła się z bagna, skończyła studia na prestiżowej uczelni i teraz jest jak rewolwerowiec z mieście bezprawia opanowanym przez podłego papieża, który sobie wybrał termin wizyty akurat przy powodzi.

Tremer ocenia sytuację jednym rzutem oka, niczym oficerowie NKWD w dawnych czasach i dawnych filmach. Przejeżdża gdzieś, coś zobaczy i od razu mamy serię poprawnych i logicznych wniosków. W sztabie jednak proponuje, żeby tamci dostarczyli jej informacji i pokazali mapy, a ona wtedy zbuduje model sytuacji i będzie wiadomo, co robić.

To jest scena z filmu „Kosmos 1999”, który wielu z nas pamięta, ale wobec poważnego traktowania tego serialu, które prezentuje i proponuje nam redaktor Otoka, nie będziemy tu z niej szydzić. Gdzie jest woda? – trzeba zapytać w tym miejscu. Otóż woda jest w Kłodzku. I żaden model, informacje, mapy czy cokolwiek nie są już potrzebne. Każdy, kto pamięta jak rozwijała się sytuacja powodziowa w roku 1997 dobrze to sobie zakarbował. W Kłodzku woda sięgała pierwszego piętra kamienic w rynku. I nie trzeba było żadnych modeli, żeby domyślić się, jak wysoko sięgnie we Wrocławiu. Po co więc jest ten serial? Otóż co jakiś czas powtarzana jest tam fraza – za Niemca. Z wyraźnym rzecz jasna wskazaniem, że – za Niemca – by do tego nie doszło, choć wspomina się tam oczywiście o powodzi z roku 1903. Za Niemca nie przyjeżdżał do Wrocka żaden głupi papież i wszystko było generalnie lepsze.

Tremer szuka informacji w terenie. Trafia do wsi Kęty i tam widzi na posesji zżółkły dąb. Od razu wchodzi na podwórko i zaczepia pracującego przy betoniarce mężczyznę. Ten wyznaje jej, że przyjechał tu tylko na chwilę, pomóc ojcu, bo mieszka poza krajem. My się już domyślamy gdzie i jakie tam przeszedł doskonałe szkolenie, wie co trzeba robić, żeby pomóc ludziom, nie to co ta podła władza w dużym, wojewódzkim mieście. Ten zżółkły dąb świadczy o tym, że woda z rzeki jest już w gruncie i za chwilę może zalać wszystko. Mężczyzna wpuszcza naszą kobietę-rewolwerowca do piwnicy, a tam ściany są już mokre, choć kilka dni temu były suche. Pani Tremer radzi facetowi, żeby się wynosił. On zaś mówi, że ma ojca w szpitalu i nie może.

Cięcie.

Teraz Marczak, który jest p.o. wojewody, bo tamten jest w USA i załatwia jakieś kontrakty dla województwa. Jest to dawny partner Tremer, a być może mąż. Mają córkę, która mieszka z tym Marczakiem i nie wie kto jest jej matką. Jakby tego było mało Marczak opiekuje się jakaś spasioną do niemożliwości kobietą. Chodzi do niej i jej pomaga, wynosi między innymi kaczkę spod łóżka do łazienki, a my domyślamy się, że choć to polski urzędnik i w istocie głąb, to jednak poczciwy zeń człowiek. Ta gruba, która jest cytatem z filmu „Co gryzie Gilberta Grape’a” – polski serial nie może bowiem się obyć bez nachalnych cytatów i nawiązań do „wielkiego kina’ – to ucharakteryzowana Anna Dymna, a ten ojciec w szpitalu to Jerzy Trela. Zachodzi więc podejrzenie, że połowa przynajmniej intencji, jakimi kierował się sponsor, dotyczyła występu tych dwojga. Dla Treli zdaje się ostatniego.

Domyślamy się, że Dymna jest matką Tremer, pozostawioną przez córkę na pastwę, podobnie jak i ta małoletnia córka. To bynajmniej nie powoduje, że korporacyjny widz czuje niechęć do bohaterki, przeciwnie, on wie, że jest ona postacią psychologicznie złożoną. I sympatia do niej zaczyna narastać. Kiedy w podziemiach dworca Tremer spotyka byłego kumpla od strzykawki, owrzodziałego narkomana o ksywie Kalosz, każe mu się, pardon, odpierdolić. I tu znów zalewa widza nagła fala sympatii do niej, bo wiemy przecież, że w duszy walczy z przeszłością i nie wie jak ma sobie z nią poradzić. Stąd ten metadon pity litrami.

Kiedy już się wydaje, że Tremer opanowała sytuację, bo znalazła miejsce, gdzie można wysadzić wały i rzeka się rozleje, a miasto nie ucierpi, okazuje się, że mapy, które jej dali były złe – przestarzałe. Nie było tam naniesionych nowych inwestycji, takich jak mleczarnia. Jak sobie twórcy filmu wyobrażali mleczarnię? To jest miejsce gdzie w oborze stoją krowy. Nie do uwierzenia, ale tak naprawdę to pokazali. I ta rozlana bez sensu Odra te krowy topi i one spływają do Wrocka. Miejscowi eksperci oskarżają Tremer o sabotaż, a ona ich o dostarczenie złych map. Konflikt narasta. Tremer ma w pamięci wizytę w Kętach, gdzie zżółkł dąb i woda weszła w ściany piwnicy. Prosi więc syna Treli, żeby umożliwił jej rozmowę z ojcem. I umierający Trela wyjawia jej na łożu boleści, że tam – za Niemca – był żuraw kolejowy, który pompował wodę do parowozów. Pozostały po tym resztki torów i wiadukt, na którym tylko jest zasięg, to jedyne takie miejsce w całej okolicy. Patrzymy na twarz Tremer i widzimy, że te – po Niemcu – pozostawione urządzenia, mogą uratować miasto. Decyduje ona jednak, że trzeba w tych Kętach wysadzić wały. Wiadomość ta dostaje się do mediów i ludzie wpadają w panikę. Spontanicznie szykują się do protestów, a wystrojeni są przy tym, jak kołchoźnicy z filmu „Wołga, Wołga…”, kostiumolog też bowiem musiał wziąć jakąś gażę. Na tym kończy się drugi odcinek. Są tam jeszcze inne wątki, ale ich Wam już oszczędziłem.

Wielu z nas pamięta powódź roku 1997. Ja przejeżdżałem wtedy rowerem przez most na Odrze w Cigacicach. Żołnierze ochraniali brzegi, woda nie przedarła się przez wały, Wrocław ucierpiał, bo okazało się, że osiedla są zbudowane na terenach zalewowych. Było zapewne wiele zaniedbań, ale to były czasy rządów SLD, czasy Cimoszewicza, który powiedział, jak Zucker w filmie „Ziemia obiecana” – trzeba się było ubezpieczyć. Papież nie miał z tym nic wspólnego, Czesi opróżnili swoje zbiorniki retencyjne, lał deszcz na południu, za granicą. U nas też trochę. Teraz zaś z tych, żywych jeszcze wydarzeń, robi się taką hucpę. A Otoka Frąckiewicz opiera na niej swój propagandowy przekaz dotyczący ataku atomowego. I wielu ludziom to się w głowie łączy w całość spójną i logiczną. Jeśli się temu nie przeciwstawimy, żadne roszady personalne w PiS niczego nie zmienią. Najgorsze jest to, że kłamstwa – łatwe do weryfikacji – będą kolportowane masowo, żeby nikt nie mógł nadążyć z ich dementowaniem. To już trwa i tylko niektórym osobom wydaje się zabawn

  24 komentarze do “O rękach, których brakuje na pokładzie”

  1. Czyli Czerwoni znowu idą na wojnę z Polakami.Znowu.

  2. Co za koszmar, a miałem w planie to zobaczyć. Widzę, że byłaby to strata czasu, dodatkowo przy takiej tępej propagandzie reaguję nerwowo, nadciśnieniem. Oszczędził mi Pan zdrowia. Za zaoszczędzony czas i zdrowie wybiorę się na zakupy do Kliniki Języka. Dzięki.
    I pomyśleć że przez ten serial miałem odłożyć na półkę pamiętniki Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.

  3. Scenariusza nie pisała czasem Gretkowska ?

  4. Nie, kto inny, ale nie pamiętam nazwiska

  5. Są też dobre newsy. Wprowadza się przepisy, które uniemożliwią posłom takim jak Braun, udział w pracach nad bezpieczeństwem Polski.

  6. Gretkowska skopałaby nawet 50 twarzy Greya. Nie ma się czym martwić

  7. Nie znowu, bo oni walczą bez przerw, robią tylko uniki taktyczne, zmieniają metody itd.

  8. Ja się nie martwię .Ale kiedyś przeczytałem książkę tej nimfomanki i tam były podobne skojarzenia .Papież ,Powódż ,Polskie Bydło itd..

  9. powódź 1997 , jak pamiętam to nikt w tamtym czasie nie łączył tego z wizytą Jana Pawła II, w mediach na początku lekceważono to, myślę że Cimoszewicz nie był poinformowany o rozmiarach klęski i wtedy wypalił z tym ubezpieczeniem.
    Do końca nie pamiętam czy w mediach pokazywano Kłodzko, ale Opole i Wrocław już tak.

    Wiem , że w mediach bylo o tym ,że Czesi puścili wszytko, jakieś ploty że rozwalili u nas jakieś wały.

    Za Niemca to ten gościu nie mógł mieszkać bo by zwiał przed Ruskimi albo został wysiedlony po wojnie

    Za Niemca panie ……

    Dodatkowo pamiętam że w 2010 coś popsowali w wałach bo woda sie wylała przed Wa-wą na jakiś polach i gadali że wały nie wytzrymały

  10. Wczoraj wieczorem w PR 24 Gociek z kimś tam długo i kwieciście rozprawiali o genialności, wspaniałości i piękności filmu pt. Wielka woda! Na tzw. marginesie Gociek dodał  jednak, że prymitywni i głupi to ci co  przygotowują się do przyjazdu JP II, a pozostali to mądrzy, szlachetni, inteligentni…. itp, itd! A i jeszcze,że zamiast tego Holendra to może byłby lepszy jakiś Polak i że to troszkę  mu się nie podoba!  Anna

  11. Podobno w czasie Karnawału Solidarności waadza przestawiła wajchę i wszelkie straszne informacje (wypadki, morderstwa, klęski żywiołowe) – wcześniej zamiatane pod dywan – były intensywnie suflowane. Celem oddziaływania na podświadomość ogladaczy – przeżuwaczy oczywiście, żeby budzić lęk, poczucie zagrożenia. Odnoszę wrażenie, że to samo odwalają „wolne media” teraz. Do spólki z ruską agenturą sieją panikę: wyngla ni ma i  nie będzie, zamarzniemy, Putin atom rzuci, itp. itd.

    Jak na razie zaliczyli 1 potężną wpadkę i dziwi mnie, że nikt „nie drąży tematu”: miesiąc temu straszyli, że „już za kilka dni” zabraknie mięsa wędlin, nabiału (i piwa!). I co ? I jajco! To jest lepsze niż Ahmed co 6 dni płynął w lodowatym Bugu.

  12. Cukru też nie było… zapomnieli o soli  i zapałkach.

  13. Rysunek Mleczki: „Dziadek powiedział, że jak dostanie cukierka, to pokaże nam, jak się dzieli zapałkę na czworo.”

  14. Bzdurny watek zwiazku rzekomego miedzy wizyta JPII (zakonczonej 10 czerwca) z powodzia ktora rozpoczely opady na poczatku lipca. To juz predzej mozna bylo wymyslic cos o wizycie prezydenta Billa Clintona ktora wlasnie dokladnie przypadla na apogeum powodzi (chyba nawet w przemowieniu na placu zamkowym wspominal o powodzi) , wystarczy w wikipedii sobie posprawdzac jesli ktos juz nie pamieta lub wtedy go jeszcze na swiecie nie bylo.

  15. Chyba trzeba wymyślić jakąś symboliczną nagrodę za najgłupszy film wyprodukowany w Polsce.

  16. Dlaczego to są dobre newsy?

  17. Dlatego to są dobre newsy, że moskiewską agenturę trzeba rozpracowywać i niszczyć. Jest to potrzebne, aby przetrwało państwo polskie, polski naród i kultura. Polska, czyli nienajgorsza. Braun jest głupcem i zdrajcą.

  18. No niestety nie ona to robiła. Byłby gwarantowany gniot. A tu wzięli jednak kogoś sprytniejszego. Czyli jest się czego obawiać.

  19. Nie wiem o co chodzi ze scenariuszami polskich produkcji, ale to gorzej niż poziom gniota… Ten serial utwierdza w przekonaniu, że nie warto oglądać „polskiej sztuki filmowej”. No, ale oni później oczywiście będą sobie wręczać nagrody i statuetki. Otoka Frąckiewicz to chamisko jednym słowem. Kilka jego wystąpień oglądałem, nawet nie wymazuje swoich przekleństw na wizji. Taki rynsztokowy dziennikarz.

  20. Można prosić o konkretne argumenty np. Jakie są dowody na to że Grzegorz  Braun to moskiewska agentura ?

    Dlaczego jest głupcem i zdrajcą ?

  21. Niemal każde publiczne wystąpienie Brauna jest dowodem. Wystarczy uważnie posłuchać i nie dać się zwieść jego pozornej erudycji obliczonej na zwiedzenie ćwierćinteligentów.

  22. Kwiecista argumentacja, pozorna kontra i kontestacja. Tam nie liczy się merytoryka, a prowokacja obliczona na skarmienie publiczności spragnionej alternatywy.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.