lip 262021
 

O Bhagwanie Radźnisie zwanym Osho przeczytałem po raz pierwszy dawno temu w sławnej książce Paula Wiliama Robertsa zatytułowanej Imperium Duszy. Książka ta, napisana z wielkim bardzo talentem, jest w całości właściwie kłamliwa, a sam tytuł – Indie nie są bowiem żadnym imperium duszy – ma w tym przełożeniu najmniejsze znaczenie.

Jak to ustaliliśmy wczoraj, Indie przez stulecia całe były zapleczem produkcyjnym i wzorem organizacji pracy dla całego świata, a to znaczy, patrząc na rzecz z naszej perspektywy dla całej Eurazji. Dziś jednak nie będzie o produkcji, ale o mistyce, która stanowi parawan dla spraw poważniejszych, czyli dla władzy absolutnej i dystrybucji. Bhagwan Radźnis zwany Osho, hinduski guru zamieszany w niejasne interesy z rodziną Nehru firmował swoją osobą aśramę w mieście Poona. Zjeżdżało tam mnóstwo Europejczyków i Amerykanów w poszukiwaniu tak zwanego duchowego oświecenia. Nikt nie wiedział dokładnie co to znaczy, a sam guru nie ułatwiał zrozumienia tego pojęcia. Kiedy jednak prowadził wykłady wplatał do nich informacje dotyczące nie tylko duszy, ale także pieniędzy i seksu. Mówił, że ani jedno, ani drugie nie jest złe. Guru wyglądał jak starzec, który wyszedł po setkach lat medytacji z jakiejś groty w Himalajach, choć w rzeczywistości miał nieco ponad pięćdziesiąt lat. To znaczy miał tyle, kiedy zaczęła się jego wielka przygoda w świecie zachodnim. Świat ten znał przed nim wielu innych „oświeconych” Azjatów, ale najwyraźniej musiał co jakiś czas implantować u siebie nową postać z tamtego kręgu kulturowego, albowiem była mu ona do czegoś potrzebna. Piszę o tym wszystkim, albowiem Netflix wyprodukował właśnie serial na temat Bhagwana i jego otoczenia, a w przygotowaniu jest film fabularny opowiadający o życiu i losach drugiej po Bhagwanie osoby w całym tym zamieszaniu – jego osobistej sekretarki imieniem Sheela. Używała ona imienia Ma Anand Sheela i była wykształconą w USA Hinduską. Największa zaś zagadka w tej niesamowitej historii dotyczy, w mojej ocenie, jej rodziców. Nie wiadomo kim byli i nikt, póki co, nie zdradził tej tajemnicy. Sama Sheela mówi w filmie, że jej ojciec przyprowadził ją do Bhagwana i powiedział, że musi zostać jego towarzyszką. No i Sheela została. Był przy niej jej mąż, bogaty Amerykanin, o usposobieniu hipisowskim, Marc Silvermann, który wkrótce zmarł na ziarnicę. Sheela jest, bo nadal żyje, osobą o charakterze tak intensywnym, że trudno się wręcz ogląda ten serial kiedy ona tam występuje. Ktoś usiłuje wyjaśniać fenomen Sheelii tym, że ona jest pozbawiona empatii. Powiem tak – empatii, to mógł być pozbawiony Himmler. Sheela to jest znacznie cięższy kaliber. Mimo wszystko patrząc na nią nie sposób być całkowicie przeciw. Ludzie bowiem, którzy rzucają wyzwanie światu, choćby byli nie wiem jak źli, mogą wzbudzić sympatię. Czy jednak Sheela rzuciła wyzwanie światu? Tego nie stwierdzimy z całą pewnością dopóki nie dowiemy się kim był jej ojciec.

Streszczę pokrótce całą historię. Duchowa wspólnota z Poony, musiała wyjechać na początku lat osiemdziesiątych z Indii, albowiem jej statutowe cele splotły się w niekorzystny sposób z planami rodziny Gandhi i Nehru. Szczegółów sprawy nikt nie zna, ale tak to zostało przedstawione w filmie. Już wtedy jednak Poona miała przedstawicielstwa na całym świecie, jeśli nie liczyć bloku wschodniego. I wszędzie byli jej naganiacze. Bhagwan wysłał swoich ludzi na poszukiwanie dogodnego miejsca do osiedlenia się. Najlepsze znalazła Sheela. Była to licząca 32 tysiące hektarów farma nieopodal miasteczka Antelope w stanie Oregon, przy granicy ze stanem Washington. Cała społeczność podporządkowana Bhagwanowi i wpatrzona w niego, znalazła się więc w Oregonie i rozpoczęła budowę nowego, lepszego świata. I teraz uwaga – w ciągu trzech lat zbudowano osiedle dla wielu tysięcy mieszkańców, tamę na rzece i sztuczne jezioro oraz lotnisko i zaplecze logistyczne, w tym magazyny i garaże. W filmie nie pokazują wszystkiego, ale sprawa wydaje się być bardzo nieprawdopodobna, nawet jeśli brać pod uwagę demoniczne moce jakimi dysponowała Sheela. Wszyscy pracowali w najlepszej zgodzie, pod duchową opieką Bhagwana, i zarządem Sheelii oraz kilku prawników amerykańskich, którzy uznali, że miejsce to jest ich ostatecznym przystankiem w ziemskiej wędrówce.

Bhagwan znany był z tego, że posiadał kolekcję Rolce-Royce’ów, która pod koniec jego życia liczyła chyba 90 modeli. Miał także dwa odrzutowce i niezliczoną ilość różnych gadżetów ze złota i drogich kamieni.

Miejscowym nie podobało się oczywiście to, co działo się na farmie i próbowali protestować. Sheela załatwiła ich w prosty sposób – korzystając z tego, że prawo pozwalało każdemu kto mieszkał w Oregonie dłużej niż 20 dni brać udział w wyborach przejęła miasto Antelope, gdzie mieszkało 90 osób i zamierzała przejąć całe hrabstwo. W tym celu zwiozła na farmę tysiące bezdomnych z całych Stanów i zapewniła im przyzwoite życie. Były to lata osiemdziesiąte, początek epoki Reagana, kiedy na ulicach było jeszcze pełno weteranów z wojny wietnamskiej, żebrzących o parę dolarów i chwilę uwagi. Sheela dała im szansę i jeszcze do tego pokazała ich w mediach mówiąc, że państwo ma tych ludzi w nosie, a Bhagwan i jego wspólnota nie. Miała dziewczyna rozmach, nie ma co gadać. Niestety już wcześniej wpadła w zastawioną na nią pułapkę, czego chyba nie zauważyła, albowiem była pozbawiona empatii. Oto po przejęciu miasteczka Antelope, ktoś podpalił hotel wspólnoty w Portland. Zrobili to tak zwani nieznani sprawcy. Sheela odpowiedziała zgodnie ze swoim temperamentem. Uzbroiła ludzi i rozpoczęła masowe szkolenia z użyciem broni palnej. Było tej broni na farmie nieprzebrane mnóstwo i w zasadzie zanosiło się na wojnę. Sheela jednak nie chciała wojny, chciała władzy. Okazało się, że numer z bezdomnymi głosującymi na ludzie Bhagwana kandydującymi do władz hrabstwa Wasco nie wyszedł. Za pomocą jakichś kruczków prawnych wykluczono ich z grona wyborców. Dla Sheelii był to nie lada kłopot. Musiała ich jakoś usunąć. Zrobiła to bezpośrednio – kazała się wszystkim wynosić. Zapakowała ich do autokarów i wywiozła do Portland. Ktoś zapyta – a co robił w tym czasie guru? Nic. Pokazywał się raz dziennie na kilka minut, przewracał oczami i milczał. Postanowił bowiem, kilka lat wcześniej, że już nigdy nie przemówi. Sama jego obecność wystarczyła jednak do tego, by grupa licząca kilkanaście tysięcy osób była lojalna i działała zgodnie z planami. Sheela zaś miała wielkie plany. Kiedy nie pozwolono jej wygrać wyborów, postanowiła wytruć salmonellą wyborców hrabstwa Wasco, a do tego jeszcze zastrzelić prokuratora okręgowego, który był zaufanym człowiekiem prezydenta Reagana. Zadania tego podjęła się pewna Australijka, której imienia nie pamiętam, a która występuje w tym filmie i kłamie z miną uroczej, niewinnej staruszeczki.

Niestety, a może na szczęście, w dniu zamachu, prokurator nie wyszedł ze swojego biura tymi drzwiami, którymi zwykle wychodził.

W czasie kiedy Sheela rozpoczynała podbój świata, Bhagwan przetrzeźwiał nieco i zorientował się, że dzieją się wokół rzeczy dziwne. Przy jego boku zaś pojawili się nowi ludzie: producentka filmu Ojciec chrzestny i jej partner, który był lekarzem. Ludzie ci uzyskali wpływ na Bhagwana w sposób niezwykle prosty – dali mu rolexa wysadzanego diamentami. On zaś tak się tym wzruszył, że nosił go już od tej chwili zawsze. W odpowiedzi Sheela, która w filmie ze sześć razy powtarza, że ojciec jej powiedział iż musi stworzyć z Bhagwanem jedność duchową, zainstalowała mu podsłuch w sypialni i nagrywała wszystkie rozmowy na kasetach. Potem były one archiwizowane, a ich treść odsłuchiwali specjalnie do tego wydelegowani ludzie. Kiedy rancho było likwidowane kaset tych było kilkanaście tysięcy. Z jednej z tych nagranych rozmów Sheela dowiedziała się, że Bhagwan poprosił swoich nowych przyjaciół z Hollywood, by przywieźli na rancho truciznę. Kiedy to zrobili kazał ją zakopać w ogródku pod swoim oknem, w tajemnicy przed wszystkimi, a przede wszystkim przed Sheelą. Kiedy ta się o tym dowiedziała, zabrała najwierniejszych ludzi i nie czekając na dalszy rozwój wypadków uciekła z Ameryki. Zatrzymała się aż w Niemczech. Bhagwan zaś w tym czasie nawiązał kontakt z FBI i wyznał, że Sheela oraz jej grupa mieli złe zamiary wobec społeczeństwa amerykańskiego. Na farmie zjawili się agenci i przeszukali wszystko odnajdując laboratorium z salmonellą, kasety, skład broni, miliony sztuk amunicji i różne precjoza, a także gotówkę. No i kolekcję Rolsów. Agenci byli bardzo zdziwieni, ale nie powiedzieli Bhagwanowi, że to on jest celem operacji, a nie Sheela. USA bowiem postanowiły się go pozbyć, używając do tego pretekstu, jakim były rzekome przestępstwa imigracyjne i udzielanie fikcyjnych ślubów. W tym miejscu się zatrzymajmy. W całym tym filmie, raz jeden pana słowo związane z narkotykami. Kiedy Sheela opowiada o śmierci Bhagwana, który – jak to poetycznie ujęli jego asystenci – opuścił swoje ciało, mówi wprost, że ta nowa banda zmusiła go do przedawkowania, bo już przestał być potrzebny. Przez cały film, kiedy mówi się o budowie farmy, zaplecza, lotniska, laboratorium, ani razu nie pada słowo narkotyki. Choć przecież jasne jest, że wybudowanie i utrzymanie takiego kompleksu musiało kosztować. Wspólnota zaś musiała z czego żyć. Nie pada też zwrot piramida finansowa, choć wspólnota miała swój bank i dokonywała wielomilionowych przelewów. Te kwestie traktowane są w tym filmie bardzo pobieżnie. Podkreślony jest za to konflikt między idealistami wierzącymi Osho i materialistami pragnącymi go wykorzystać.

Nie przedłużając – Bhagwan został aresztowany podczas próby ucieczki ze Stanów. Uciekał zaś w sposób dość specyficzny. Wyleciał swoimi dwoma odrzutowcami z Portland i skierował się wprost do stanu Colorado gdzie zatankowano. Potem zaś poleciał do miasta Charlotte, które położone jest w Karolinie i tam właśnie go aresztowano. Z Portland mógł polecieć do Kanady, albo do Meksyku, tam zatankować, a następnie udać się do jednego z krajów Ameryki Południowej, choćby do Surinamu. Nie zrobił tego. Po kilku tygodniach poszedł na ugodę, albowiem rząd USA zamierzał go złamać szykanami, między innymi przewożeniem z miejsca na miejsce. Co przy jego stanie zdrowia było dość uciążliwe.

Nie było wobec niego żadnych poważnych zarzutów. Co innego Sheela. Aresztowano ją w Niemczech, razem z całą ekipą. Zasądzono jej trzy razy po 20 lat, a następnie wypuszczono po 39 miesiącach więzienia za dobre sprawowanie. A przypomnę, że planowała wytrucie wyborców w hrabstwie Wasco i zamach na prokuratora okręgowego. Przypomnę też, że facet nazwiskiem Henry Lee Lucas, którzy przyznawał się do wszystkich chyba morderstw w Stanach, był trzymany w celi, bez żadnych dowodów do końca życia. Shella miała wiele tysięcy sztuk broni, w tym mnóstwo broni nierejestrowanej. Zakładała nielegalne podsłuchy. Po 39 miesiącach była wolna. Jej australijska koleżanka dostała 10 lat za próbę zamachu na prokuratora. Z filmu nie wynika czy i gdzie siedziała. Kwestia ta jest dyskretnie pominięta. Do USA miała polecieć sama na wieść, że jej syn umiera na raka mózgu. Zgłosiła się dobrowolnie do sądu, a ten ją uniewinnił ze względu na szczególne okoliczności. Bhagwan zaś, jak już powiedziałem, opuścił swoje ciało. Miał wówczas 59 lat, a wyglądał jak stuletni starzec.

Rancho w pobliżu miasteczka Antelope zostało sprzedane jakiemuś miliarderowi w kapeluszu, a ten przekazał je chrześcijańskiej, protestanckiej wspólnocie, która propaguje surowe i pobożne życie wśród młodzieży i organizuje tam różne obozy.

Byłbym zapomniał o najważniejszym – wśród wypowiadających się w filmie mieszkańców miasteczka Antelope, którego populacja liczyła 90 osób, jest facet, którego ojciec założył firmę Nike. On także pochodził z tego miasteczka.

Pora na pointę. Ludzie pochodzący z Indii, mają w sobie dziwną moc. Jest ona wykorzystywana na różne sposoby i w różnych celach. Najważniejszy jest chyba ten, by za pomocą tradycyjnych metod medytacji i organizacji wspólnot wokół charyzmatycznych przywódców zakwestionować rolę rodziny i jej funkcję społeczną. Mieszkańcom Antelope, którzy w końcu przegnali wyznawców Bhagwana wydawało się, ze zwyciężyli. Ja nie byłbym tego taki pewien. Nie byłbym też pewien, czy posłanki Wielgus, Jachira i podobne im istoty, a także intensywnie eksploatujący swoją charyzmę w mediach posłowie Konfederacji, nie idą czasem tą samą drogą, którą ku świetlistym kręgom kroczył Bhagwan Radźnis zwany Osho. On jednak był na tyle przytomny, że w pewnym momencie sam z siebie się zamknął i już tylko przewracał oczami. Mówić zaczął dopiero wtedy, kiedy dowiedział się, że Sheela zamierza wytruć pół hrabstwa. Nic mu to jednak nie pomogło, albowiem nie zrozumiał na czym polega istota jego misji. Czy wymienieni wyżej rozumieją istotę swojej? To się okaże wkrótce.

Udało się wysłać do drukarni obydwa tomy Kredytu i wojny. Ukażą się w nowych zupełnie okładkach. Będą też miały wyższą cenę, o czym już dziś informuję. Niestety wszystko drożeje. Kulka lodów na prowincji kosztuje już 4,50, więc trudno, by nie drożały książki, których napisanie angażuje taką ilość ludzi i kosztuje tyle czasu. Jak wszyscy pamiętają zacząłem pisać tom II Kredytu i wojny jakoś w marcu. Mamy połowę lipca i rzecz poszła do druku. Uważam, że za późno o miesiąc. No, ale po drodze mieliśmy różne przygody, zaczęły się wakacje i wielu współpracowników gdzieś wyjechało. Wakacje trwają i trudno mi ocenić kiedy przyjedzie tu nakład, bo zapewne w drukarni także są urlopy. Obiecano mi dołożyć wszelkich starań, by stało się to jak najszybciej.

Niestety tak się składa, że sprzedaż nie jest zbyt rewelacyjna, a pośrednicy, który oddaję swoje książki, ociągają się z zapłatą. Nie pozostaje mi nic innego jak rozpoczęcie nowej dwutygodniowej promocji. Bardzo mi przykro, że tak czynię, ale trudno mi prowadzić bloga, angażować się w książki, a leżą jeszcze dwie rozgrzebane i prowadzić promocję tytułów starszych. Jestem po prostu już trochę znużony. O wiele łatwiej jest ogłosić promocję. Nie lubię tego, albowiem można to nazwać psuciem cen. No, ale muszę mieć jakieś zyski, nie mogę, w oczekiwaniu na realizację faktur, żyć powietrzem, ani powiedzieć dzieciom, że nigdzie w tym roku nie wyjadą. Za chwilę będzie półmetek wakacji. Trzeba coś wymyślić, zaplanować, ale pewnie jakoś na krótko, bo jest mnóstwo roboty.

Tak więc od dziś do 31 lipca obniżam ceny na następujące tytuły:

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pieniadz-i-przewrot-cen-w-xvi-i-xvii-wieku-w-polsce/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czy-krolobojstwo-krytyczne-studium-o-smierci-krola-stefana-wielkiego-batorego/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zydowscy-fechmistrze/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/feliks-mlynarski-biografia/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gimnazjum-i-liceum-wolynskie-w-krzemiencu-w-systemie-oswiaty-wilenskiego-okregu-naukowego-w-latach-1805-1833/

  14 komentarzy do “O relacjach żydowsko-hinduskich II”

  1. do tych wymienionych posłów, dodałabym jeszcze jedno nazwisko na G.,

  2. Ja się przerazilem. Kolejny Konfederata po wywiadzie z Urbanem, Idzi do Jaruzelskiej

  3. ale powinien pan napisać kto idzie do saloniku Kamali Harris, na omówienie spraw,  bo jakby o tym jest notka

  4. To był chyba jeden z tych większych projektów KGB, o których wspominał Bezmienow.

    Na marginesie: kupując smartfon Xiaomi nabywca otrzymuje  firmowy dostęp do serwisów informacyjnych. To nic nadzwyczajengo, chyba wszyscy producenci smartfonów to oferują. Interesujące jest jednak to, że dla tego chińskiego potentata, ustawicznie depczącego z niezłym skutkiem po piętach Apple’owi, źródłem informacji polityczno-społecznych jest serwis Najwyższy Czas i okolice, tudzież źródła Konfederacji.

  5. A czemu się dziwi? Była „Pobudka”? Była. Była Konfederacja? Była.

    Wszystko to już było. Tylko globalnego kibucu jeszcze nie było i teraz właśnie będzie.

  6. Szanwny Czytelniku to jest podgotowka żebyśmy się przy urnie wyborczej nie zdziwili, że Konfa dołącza do lewej strony

    vide wybory prezydenckie, Bosak dołączył do Trzaska

    Byłoby wszystko dla nas zrozumiałe, gdybyśmy wiedzieli kto to byli dziadkowie  członków Konfy, ale wiki milczy w temacie ICH dziadków.

    wiki milczy a nas zaskakują ich decyzje polityczne

  7. tego co to jest 'swój’ , ale w poważnych momentach zawsze ma przygotowany kij do włożenia w szprychy roweru na którym jadą swoi, czyli np  rząd /dobra zmiana/ mateusz/,

    ten Kolo,  zawsze zatrzyma sprawę, zrobi kipisz , taki dyżurny zamętu, albo prób zamętu

  8. Najwyraźniej przysnęła gdzieś w kącie u p. Brauna…

  9. A no. O ile Braunowi było niemożnością ukrycie tożsamości przodków (socjaliści z samego „sztabu” zabezpieczenia propagandy specjalnej), o tyle pozostali nie są już tak historycznie przejrzyści.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.