maj 262024
 

Nie chcę myśleć o wczorajszej konferencji jako o rozczarowaniu, ale nie mogę się od tej myśli opędzić. To znaczy mam nadzieję i wyrzuty sumienia jednocześnie, że Piotr Naimski, nie czuł się rozczarowany tym, iż na koniec nikt z naszej bandy nie zadawał pytań panelistom. Mam też nadzieję, że nie liczył on za bardzo na to. W sprawie promocji wydarzenia zrobiłem co mogłem. Przyszło jednak niewiele osób, bo pogoda była znakomita i jak rozumiem ludzie woleli spędzić sobotę inaczej. Całe szczęście inne media były znacznie skuteczniejsze i sala była pełna. Na oko było ze dwieście osób.

Myśmy się stawili we dwójkę i spotkaliśmy jeszcze kilka osób z bloga i kilku czytelników. Piszę najpierw o tych pytaniach, bo zrozumiałem, że każda taka impreza, odbywająca się w Warszawie, ma swoją niezmienną strukturę i przebieg. Zacznę tę relację od końca, choć wyszedłem chwilę przed końcem. Mniej więcej od połowy całej imprezy na sali zaczęli zbierać się ludzie, którzy swoim wyglądem i zachowaniem budzili zainteresowanie i niepokój. Siedzieliśmy blisko drzwi więc mieliśmy pełny przegląd zachowań. Nie mam tu zamiaru nikogo opisywać, bo jeszcze by się porozpoznawali. Wystarczy to co napisałem wyżej. Był w tych ludziach niepokój. Wchodzili, wychodzili, nawet jeśli niektórzy z nich ledwo się poruszali. Szuranie krzesłami, trzaskanie drzwiami, sapanie, międlenie papierów, szepty, zmiana miejsc, z ostatnich rzędów na pierwsze i znów na ostatnie, a potem raz jeszcze na pierwsze. Do tego serdeczne i fałszywe powitania ze starymi znajomymi, z którymi wcale nie chcieli się spotkać. Słowem cały konferencyjny folklor. Większość przyszła na ministra Macierewicza, czemu dawano wyraz „słowem żywem” – Macierewicz już był?, Macierewicz już był? – raz po raz dawało się słyszeć na sali. A brzmiało to tak, jakby ktoś pytał czy ciocia Helenka miała już orgazm. Kiedy minister Macierewicz wreszcie przemówił, kiedy przebrzmiały oklaski, połowa ludzi wyszła z sali uznając, że wskazana wyżej okoliczność zaistniała. Słowa kolejnego prelegenta utonęły w szuraniu, sapaniu, trzaskaniu drzwiami, stukaniu krzesłami i szeleście papierów. Dlatego właśnie moje konferencje są płatne i nie ma na nich Antoniego Macierewicza. Jak każdy wyłoży 380 zł. od razu się robi spokojny i grzecznie słucha. Nie szura i niczego nie spożywa w czasie wykładów. A minister Macierewicz i tak by do nas nie przyszedł.

Kiedy zaczął się panel ludzie o charakterystycznym wyrazie twarzy, demonstrujący mimiką lub dziwnym usztywnieniem postawy jakieś wewnętrzne niepokoje przesunęli się do przodu. Było to wyraźnie widoczne. Myśmy pozostali na swoich miejscach. Jak tylko prowadzący panel wspomniał o zadawaniu pytań, a nikt jeszcze się dobrze w fotelu nie usadowił, posła zaś Saryusza-Wolskiego w ogóle nie było na sali, jakiś pan poderwał się z miejsca i zawołał – to wy nas powinniście słuchać, a nie my was! Nie mogłem mu odmówić słuszności, ale nie pozwolono, by kontynuował swoją wypowiedź. Być może to i lepiej, bo mogłoby się okazać, że chodzi mu o coś całkiem innego niż myślałem. Wręczono za to mikrofon człowiekowi, który zwracał na siebie uwagę przez cały czas trwania konferencji, głównie swoją ruchliwością i częstą zmianą miejsc. Przedstawił się on jako magister nauk politycznych i dziennikarstwa, następnie wymienił „kursa”, w których brał udział i stowarzyszenia, do których należał. Nie wiem o co chciał zapytać, bo zrobił się szum i chyba nikt tego nie zarejestrował. A być może nie było żadnego pytania, bo pan ten – miast oczekiwać odpowiedzi w miejscu gdzie zadał pytanie – przeniósł się znów na tył sali, całkiem blisko miejsca gdzie siedzieliśmy. Potem wstał jakiś staruszek i zadał pytanie Leszkowi Skibie, który wygłaszał wykład o strefie euro. To znaczy zaczął zadawać pytanie, ale potem sam sobie udzielił na nie odpowiedzi i ledwo udało się wyrwać mu mikrofon i przekazać go panu Skibie, by coś powiedział od siebie. W międzyczasie padały jakieś kwestie z tłumu, a prof. Jan Majchrowski, żeby zatrzeć wrażenie jakie cała konferencja wywołała, zaczął cytować pana Zagłobę. Poseł Saryusz-Wolski pojawił się w końcu na sali. Myśmy jednak nie wytrzymali, bo obawialiśmy się, że będzie tylko gorzej. Poza tym, po piątkowym wieczorku w Łęczycy, bardzo wesołym i optymistycznym, konferencja trochę nas zdołowała. Ponoć jednak na koniec dziennikarze zadawali pytania prawdziwe i nie było żadnych amatorskich prezentacji ze wskazaniem, kto powinien być panelistą na kolejnej takiej imprezie. Wracam więc do początku – przy takim zdyscyplinowaniu i determinacji sił ukrywających się wśród publiczności – szans na zadanie sensownego pytania z sali nie było. Nawet gdyby nasza banda stanowiła połowę składu osobowego, nic by to nie dało. Ja poza tym miałem pytanie do prof. Nowaka, w dodatku wymyśliłem je w trakcie wykładu, a nie przyniosłem ze sobą, ale prof. Nowak gdzieś zniknął i nie wziął udziału w panelu.

Zacznijmy więc od niego. Nie ma moim zdaniem znaczenia to, jaki był temat wykładu prof. Nowaka. Zacytował on bowiem słowa korespondujące żywo z naszymi emocjami, które obudziła nowa książka o porwaniu Jana Kazimierza. Zacytował – chyba – bo pamięć jest zawodna, Piotra Kochanowskiego, starostę radomskiego, który domagał się od posła francuskiego w Polsce, by ten załatwił w Paryżu gubernatora dla Polski, albowiem ta jest już francuską kolonią. Całość opisana jest w ostatnim tomie dzieła prof. Nowaka. Byłem zaskoczony tą demaskacją i myślę, że poza mną nikt z obecnych nie zwrócił na to uwagi. Profesor zaś wskazał na okoliczności jawne, tyle że lekceważone. Polska była de facto francuskim protektoratem. No, ale powiedział też, że doszło do tego za czasów Ludwika XIV. Nie, doszło do tego znacznie wcześniej, po porwaniu Jana Kazimierza. Wszystko, co zdarzyło się potem, było konsekwencją tego porwania. Między innymi fakt, że komendant twierdzy Sisteron, gdzie więziono królewicza był doradcą na królewskim dworze w Warszawie. Nazwanie tego skandalem to jest eufemizm. Prof. Nowak wskazał też na jedną szalenie istotną rzecz – to propaganda francuska zdegradowała Polaków do roli aspirujących kmiotów, którzy muszą klękać przed zachodem. Nie zrobili tego ani Niemcy, którzy uważali Wazów za potencjał równorzędny, a w dodatku potrzebny im  w walce z Francuzami, ani tym bardziej Moskwa. Ta okoliczność – owo zdegradowanie położyło się cieniem na całej historii, ale opisywane jest dziś i interpretowane jako coś, co organizować powinno całe nasze życie. To znaczy powinniśmy wiecznie aspirować i doganiać ten cały zachód. Nie potrafimy się od tego uwolnić i nie umiemy w ogóle myśleć w innych kategoriach. No, ale nie było okazji, by o tym pogadać. Może będzie w Krakowie.

Po prof. Nowaku wystąpił poseł Saryusz Wolski, który mówił, że Unia odbierze nam niepodległość, ale nie możemy zrobić nic poza reformowaniem tej Unii. Nie możemy z niej wyjść. Niestety nie wyjaśnił dlaczego. Być może wyszło to w pytaniach dziennikarzy na koniec, których już nie słyszałem. Poseł Saryusz Wolski, powiedział też, że jedyne na co możemy liczyć, to mała grupa zdeterminowanych posłów, blokująca w PE powstanie superpaństwa. Ciekawa perspektywa. Aż chce się zapytać jakimi metodami poseł chciałby utrzymać wewnętrzną lojalność w takiej grupie i jak ochronić ją przed naciskami i przekupstwem? Bo jeśli mamy mniejszość, szczególnie zdeterminowaną, do praktyka uczy, że wkrótce staje się ona narzędziem do uwiarygodniania większości. Dostaje w zamian profity i różne całkiem nieważne, ale robiące wrażenie na publiczności, problemy do rozwiązania.

Później wystąpił redaktor Wildstein. Tradycyjnie opowiadał o chrześcijańskich korzeniach Europy, które poprzez działalność ciemnych sił zostaną unieważnione, oderwane i rzucone w ogień piekielny. Ja sobie od razu pomyślałem o Armandzie de Richelieu, który kazał porwać Jana Kazimierza, oraz o ojcu Le Clerc de Tremblay – szarej eminencji dworu Ludwika XIII, którzy jak najbardziej byli częścią owej, tak ukochanej przez redaktora Wildsteina, chrześcijańskiej, europejskiej tradycji. Niestety całe swoje życie poświęcili powiększaniu mocy francuskiego partykularyzmu. Może więc – pardon – skończmy wreszcie pieprzyć o tych chrześcijańskich korzeniach, które są formułą nieadekwatną, wręcz pułapką na frajerów i ludzi słabych na umyśle, a zacznijmy opisywać sytuację taką jaka była i jest nadal? Wskażmy, że to partykularyzmy rządziły i rządzą Europą. Jedna zaś próba unifikacji – podjęta przez Hiszpanów w XVII wieku – zakończyła się klęską. Dziś całe to, pardon, pieprzenie o jedności, superpaństwie i podobnych rzeczach ma na celu uśpienie naszej czujności i oderwanie ziem zachodnich od Polski. Tę samą funkcję pełnią bajania o wspólnych korzeniach i chrześcijańskiej tradycji. Ta tradycja była widoczna w ludowej pobożności i w kulcie świętych wizerunków, który protestantyzm zanegował w pierwszym rzędzie, a nie w polityce.

Nie wiem o czym dalej mówił Bronisław Wildestein, bo się zdenerwowałem tym jego wstępem.

Potem wystąpił prof. Jan Majchrowski, który opowiedział o tym, jak ważne są instytucje chroniące niepodległość, takie jak Trybunał Konstytucyjny i NBP. Na koniec zaś powiedział, czym jest utrata suwerenności. Mianowicie powieszeniem się. Można podjąć decyzję o powieszeniu się, ale potem, po wykonaniu, cofnąć jej już nie można. Zakończył swoje wystąpienie cytatem, nie pamiętam już z kogo, że powinniśmy raczej umrzeć stojąc niż żyć na kolanach. Powiało optymizmem.

Potem była przerwa kawowa, a następnie wystąpił pan Leszek Skiba i opowiadał o tym, jakie są zalety i wady wstąpienia do strefy euro. Szuranie, trzaskanie i miętoszenie papierów osiągnęło wtedy swój zenit. Nikt, poza tym panem, co potem zadał pytanie, pierwszymi rzędami i nami, biednieńkimi siedzącymi przy drzwiach, nie słuchał tego, co mówi prelegent. Nam też nie udało się niczego usłyszeć, bo byliśmy w samym jądrze szumów i trzasków.

Później minister Szałamacha zastanawiał się nad kryzysami, jakie nas trapiły od lat dziewięćdziesiątych i nie mógł ani sobie, ani nikomu na sali wytłumaczyć, jak to  było możliwe – na przykład – że decyzje rządu, które doprowadziły do kryzysu lat 2003-2005 nie są przedmiotem dociekań akademickich. Podobnie jak emigracja, która nastąpiła za rządów Tuska. Jakby to powiedzieć, jak na ministra, zbyt trywialne były te kwestie. Myślę, że połowa osób na sali, gdyby tylko je poproszono, lekko by ten fenomen wytłumaczyła.

Później wystąpił Antoni Macierewicz, który wspomniał w swoim wystąpieniu o jednej ważnej rzeczy, całkowicie pomijanej w medialnych nawalankach. Ja przynajmniej o niej nie słyszałem. Oto Tusk w Smoleńsku, w 2010 roku, miał wygłosić przemówienie, a w nim zawrzeć słowa, że puste oczodoły czaszek, z dziurą w potylicy patrzą na nas teraz i zastanawiają się czy będziemy umieli pogodzić się z Rosjanami. I nie jest doprawdy ważne o czym jeszcze mówił minister Macierewicz, bo mógłby nawet nic nie mówić, a i tak zebrałby pełną salę. Ten cytat wystarczył za wszystko. Aż dziwne, że nikt nie wypreparował tego z nagrania i nie puszcza w sieci jako oskarżycielskiego mema.

Po występie ministra Antoniego, sala się opróżniła, ale mniej więcej z setka osób została, żeby wysłuchać wykładu prof. Teodora Buchnera, który jest fizykiem. Trzaskanie, szuranie, mlaskanie, komentarze, nawoływania, tupanie, nasiliły się, niewiele więc słyszałem. Powiedział jednak prof. Buchner, że jak stworzyć Polakom okoliczności, to oni sobie znakomicie poradzą. Nie wiem co powiedzieć w takim momencie. Ja, dla przykładu, radzę sobie nawet wtedy kiedy nikt nie stwarza mi żadnych okoliczności. Polityka zaś degradacji, rozpoczęta w Polsce przez dwór francuski w roku 1638 polega właśnie na tym, by pozbawiać Polaków sprzyjających okoliczności i uniemożliwiać im zrobienie czegokolwiek. Konstatacje profesora wydały mi się więc trochę naiwne. Jak są sprzyjające okoliczności, to każdy sobie poradzi. Nasz problem polega na tym, że nigdy ich nie ma. Istotna jest odpowiedź, albo szereg odpowiedzi, na pytanie – dlaczego?

Podpułkownik Grzegorz Kwaśniak – takie odniosłem wrażenie – powinien sobie chyba założyć bloga w Legionie Św. Ekspedyta, albo w Neonie. Opowiadał o tym, że jesteśmy rozbrojeni, nie wychowano nas w kulturze obycia z bronią i w razie zagrożenia legniemy na polu jak białe gęsi porażone gromem z jasnego nieba. Po co on to mówił? Nie wiem. W każdym razie zrobiło się jeszcze weselej niż po wystąpieniu prof. Majchrowskiego.

Wykład pani Błażejowskiej kończący konferencję nie był słyszalny, niestety, z miejsca gdzie siedziałem.

Panel podsumowujący, o którym napisałem na początku rozpoczął się chaosem. Antoni Macierewicz rzekł ni z tego ni z owego, że niepodległość na rzecz Unii utracimy jeszcze w tym roku. Bronisław Wildstein zaczął na niego krzyczeć niemal, że podnosi on kwestię Smoleńska w wyborach, a ludzi to już męczy. No, ale też mu podziękował, że zdarzają się momenty, kiedy tej kwestii nie podnosi. Prof. Majchrowski najwyraźniej zorientował się, że połowa ludzi wyszła, a nastrój jest ponury i taki bardziej do płaczu. No i zaczął cytować facecje pana Zagłoby. Niewiele to pomogło.

Ja mam taką radę dla organizatorów, a szczególnie dla Piotra Naimskiego, który jest przecież człowiekiem zdecydowanym i nie ma wahań. W prowadzeniu takich imprez trzeba brać przykład z posła Brauna. On wprowadza dyscyplinę i właściwy nastrój wśród zadających pytania. Nie ma ryzyka, że ktoś mu przerwie, albo zacznie mówić coś nieprzewidzianego, czy też uprawiać jakiś lans. Braun zabierze mu mikrofon, albo go zakrzyczy. I to jest świetna metoda. Trzeba więc, kolejnym razem, powiedzieć prowadzącemu panel, panu Łukaszowi, by zrezygnował w krytycznych momentach z tego Wersalu, bo ma on – co było do okazania w czasie konferencji i w niniejszej relacji – zupełnie inną symbolikę i wymowę niż nam się zdaje. Dyskusja od razu zyska na dynamice, panelistom poprawi się humor, przestaną oni wieszczyć katastrofy, a atmosfera na widowni zrobi się przyjazna, swojska, wręcz rodzinna. Piszę to serio, albowiem sam podobne rzeczy przećwiczyłem. Życzę organizatorom powodzenia przy realizowaniu kolejnych takich przedsięwzięć. Mogę je nawet promować, jeśli będą mieli takie życzenie.

No i przypominam o naszej najnowszej książce

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/

  23 komentarze do “O rozczarowaniu”

  1. Zasada Petera:
    W organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji.
    – Mam wrażenie, że paneliści z tej konferencji już ten próg mają za sobą 😉

  2. Nie było tak źle, ale na grobowym nastroju i opowieściach o wisielcach daleko nie zajedziemy

  3. Katastrofa smoleńska jest najmniej znaczącym wydarzeniem w historii współczesnej Polski, który obejmuje szkolny przedmiot HIT. Poza osobistą tragedią ofiar, ich rodzin, znajomych i krótkotrwałym szokiem nas wszystkich łącznie z sąsiednimi krajami, to zdarzenie nie zmieniło niczego i na nic nie miało wpływu. Mniej, niż trzepotanie skrzydeł motyla w teorii chaosu.

    Otóż poziom konfliktu między głównymi partiami politycznymi był dokładnie taki sam przed i po katastrofie. Nic się nie zmieniło w ich taktyce. Państwo nie odczuło żadnego wstrząsu, bo i tak jest kierowane z zewnątrz. Nie wiem, czy procedury się zmieniły albo prawo na skutek refleksji po zdarzeniu. Efekt był taki, że nadal główne partie rządziły na zmianę Polską tak, jak ustalono w 1989, czyli żaden.

  4. Pułkownik Piotr Wroński jako odpowiedzialnych za roztrzaskanie samolotu wskazuje funkcjonariuszy lotnictwa wojskowego, za fakt, że samolot znalazł się w powietrzu, choć nie powinien, obwinia PiS, a za inne zaniedbania oskarża kancelarię ówczesnego premiera. Wielu z nich, jak twierdzi, i to ze wszystkich stron, powinno siedzieć.

    Jedyną sensowną reakcją elektoratu powinno być nie głosowanie na żadną z tych partii, które miały coś wspólnego z katastrofą, jeśli nie chcieliśmy kolejnych.

    Jednak stało się inaczej, więc moim zdaniem jedynym celem działań głównych partii było wykorzystać szum wokół tego zdarzenia, żeby nic się nie zmieniło, co dowodzi słuszności mojej tezy o braku wpływu katastrofy na polską politykę, co było na rękę Niemcom, Rosjanom, Amerykanom i którzy skwapliwie nam w tym pomogli, żebyśmy w tym stanie dotrwali do 2024 roku, kiedy stoimy na krawędzi katastrofy znacznie większej.

    Ps. Piński nie zostawia na ludziach PiS suchej nitki, ale on jest chory z nienawiści, natomiast płk Wroński, którego spotkał ostracyzm i banicja jest ze swoim obiektywizmem cholernie niebezpieczny, ale totalnie ignorowany przez fanatyków z obu kłócących się frakcji.

  5. Przed Smoleńskiem był jeszcze Mirosławiec. Ten lot też ktoś zorganizował i jeśli „odeszli najlepsi z najlepszych” to dlaczego organizatorów tego lotu nie rozliczono. Płk Wroński akurat ma tutaj rację i należy jego myśl pociągnąć dalej: dlaczego nikogo z niczego się nie rozlicza. Dlaczego odpowiadać musi ktoś kto sprzedał na bazarze starą kiełbasę natomiast ludzie, którzy  odpowiadają za funkcjonowanie państwa i życie najważniejszych funkcjonariuszy są z zasady zwolnienie z jakiejkolwiek odpowiedzialności i nie podejmuje się żadnych działań by cokolwiek wyjaśnić.

  6. 1. „Podpułkownik Grzegorz Kwaśniak …Opowiadał o tym, że…nie wychowano nas w kulturze obycia z bronią i w razie zagrożenia legniemy na polu jak białe gęsi porażone gromem z jasnego nieba” Pan pułkownik udaje chyba, że nie orientuje się iż nauka obsługi pistoletu Glock i karabinka AK 47 zajmie przeciętnie rozgarniętemu człowiekowi ze dwie godziny. Udaje także iż nie ma wojny na Ukrainie, która pokazuje, że umiejętność obsługi karabinka jest najmniej istotna w takim konflikcie, a o tym czy legniemy jak białe gęsi zdecyduje potencjał państwa i umiejętności polityków.

    2. Antoni Macierewicz rzekł ni z tego ni z owego, że niepodległość na rzecz Unii utracimy jeszcze w tym roku. Wku…ją mnie ci wszyscy wieszcze, którzy potrafią przewidzieć każdą katastrofę ale sami nie potrafią kiwną palcem żeby jej zapobiec.

  7. Przeczytawszy twoją relację, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że podjąłem dobrą decyzję by spędzić sobotę na pracach montażowo-wykończeniowych w domu.

  8. W Hiszpanii w niektórych miejscowościach można dostać chatę za sam fakt, że się podejmie pracę, której nie brakuje.

    https://youtu.be/xpRgR-tZEpk?si=WhisUfV-wQS8VSil

  9. Chociaż ja bym się męczył, bo denerwuje mnie rozstrojona gitara

    https://youtube.com/shorts/q1bruPxhC-U?si=UpprJ1l7EwORwecM

  10. często harmider powstaje jako wyraz nonszalancji słuchaczy, którzy wszystko wiedzą, mówią lepiej niż prelegenci, wszystkich znają, są najciekawszymi rozmówcami warszawskiej kolejki dojazdowej, a wyciszyli się oni podczas wystąpienia p. Antoniego ,, żeby słowa jego  zapamiętać i być -jak dotychczas najlepiej poinformowanym – czyli móc go cytować

  11. Płk. Wroński nikogo nie oskarżał w takim znaczeniu jak Pan twierdzi, a w tym programie na kanale Pińskiego to Piński próbował mu to wmówić, a Wroński się nie dał. To raz, po drugie: swoją koncepcję płk. Wroński przedstawił zupełnie gdzie indziej, wobec czego niech Pan nie wprowadza tutaj przekłamań. Koncepcja płk. Wrońskiego sprowadza się do hipotezy do wyjaśnienia – on zawsze to podkreślał (także w programie Pińskiego, co jest szczególnie widoczne, gdy podręcznikowo omawia wiarygodność dowodu z omawianych tam oświadczeń jakiegoś sędziego zgodnie z 4 zasadami oceny dowodów – tutaj przypomnienie dla prawników, bo dzisiaj uczą tylko o trzech: 1) wiarygodność źródła, 2) wiarygodność treści, 3) wiarygodność w kontekście innych dowodów, 4) wiarygodność procedury – nie mylić tego ostatniego z niedopuszczalnością proceduralną dowodu !!!). A dzieje się tak dlatego, że Wroński był w służbach cywilnych, a tam – w odróżnieniu od „sąsiadów” – za darmo pułkownika nie dawali (a i klinicznych kretynów też do roboty nie przyjmowali).

  12. I oczywiście po takim dwugodzinnym szkoleniu będzie w stanie celnie strzelać z różnych pozycji do celów na różnych wysokościach, nieżadko ruchomych oraz robić to w sytuacjach tzw. stresowych, bo przecież to to samo, co bezmyślne walenie w „dziesiątki” na trzelnicy z prostych rąk na weekendowej strzelnicy pod okiem instruktora, prawda ? Acha i naturalnie, będzie taki człowiek w stanie działać w zespole strzeleckim, w którym każdy „czyści” swoją strefę, pilnuje sektorów, a po następnych dwóch godzinach spokojnie będzie „swapować” między tym Glockiem i AK-74 (bo AK-47 to już chyba tylko u kolekcjonerów…) na multitargeting. Acha przecież Glocka obsługuje się dokłanie tak samo jak Waltery (różne modele) oraz typowe pistolety boczne ewentualnego wroga. Ale co ja tam mogę wiedzieć ? Nie jestem takim specjalistą jak HA oraz inni fachowcy, którzy uważają, że „AK-47 złoży i rozłoży nawet małpa”, bo tego powiedzonka nauczyli ich w LWP. Tylko jak taka głupia osoba jak ja zawsze się wtedy pyta czy ta sama małpa potrafi wyreguluwać w AK-47 prędkość suwadła, wymienić pęknięty język spustowy, ewentualnie jak odblokować zacięty spust z pozycji „wciśniętej to jakoś tego wybitnych znawców w LWP nie uczyli. Acha, no przecież a po tych dwóch godzinach to z tego Glocka ktoś będzie strzelać z tzw. „pół-spustu”, żeby była większa szybkostrzelnść (i oczywiście będzie wiedział co w typowej wersji Glocka „upiłować”, żeby ten „pół-spust” zrobić). Ale to jeszcze nic, bo przecież HA, jak przyjdzie wojna, to sobie obejrzy parę filmików na YouTube i na tokarce u szwagra zmajstruje sobie pewnie co najmniej Stena na pociski 7,62 zdobyte na wrogu plus do tego pewnie tłumik z waty napchanej do butelki po piwie, bo przecież każdy to potrafi, a co tam !

    A teraz poważnie: w swoim występieniu pan płk Kwaśniak przyjął założenie tzw. obrony powszechnej i to jest najważniejszy problem. To, że ludzie w Polsce nie są obyci z bronią to akurat dobrze, gdyż jak cywile biorą się za strzelanie zza węgła do żołnierzy wroga, to szybko umierają. Stąd jedynym wyjściem jest masowa ewakuacja ewentualnie życie pod okupacją jako cywile (i tylko cywile). Problem z wystąpieniem pana płk Kwaśniaka leży gdzie indziej: właśnie w tej koncepcji obrony powszechnej. Przyjęcie takiej koncepcji w obecnej sytuacji społecznej i politycznej Polski to już nie błąd tylko działanie na szkodę państwa i narodu (i to jest bardzo dyplomatyczne określenie). Drugie, co było najgorsze w tym wystąpieniu to (obecnie modne) traktowanie tzw. schronów i ukryć dla ludności jak przedmiotu czci religjnej. Fakty natomiast są takie, że już sam pomysł budowania czegoś takiego w obecnej sytuacji Polski to już coś więcej niż głupota (jak wyżej). To, czego państwo polskie potrzebuje na poważnie, to powszechna, masowa ewakuacja ludności ze wschodniej strony Wisły (a to w skali kraju nie tylko nie jest proste, ale wręcz nie istnieje i wiele wskazuje na to, że jest to celowe działanie władz). Ocena tego ostatniego – jak wyżej.

  13. Zgadza się. Płk Wroński nikogo nie oskarżał. To była moja licentia poetica. Zgadzam się z przedmówcą, jednak chciałbym zauważyć, że ja piszę o czymś innym, a mianowicie o tym, że ludziom chorym psychicznie nie powierza się władzy i oni wszyscy powinni ulecieć w niebyt w następnych wyborach lub do zakładów karnych. Do tego jednak nie doszło, bo cały świat wmówił nam , że Polacy – nic się nie stało oraz wmówiono nam, że to my jesteśmy idiotami, a nie ONI, dlatego na konferencji ci ludzie na widowni zachowywali się nienormalnie. Jeżeli idiota wmówi ci, że to ty jesteś idiotą, to zaczynasz się tak zachowywać.

    Dlatego sformułowałem tezę, że katastrofa smoleńska jest najmniej znaczącym wydarzeniem ostatnich lat, bo faktycznie żadnych zmian nie spowodowała i o to chodziło, żeby Polacy nie obudzili się z matriksa, tańca chocholego.

  14. 1.Żołnierz na wojnie z reguły ma jedną jednostkę broni i jest to karabinek natomiast oficer ma na wyposażeniu pistolet. Nie potrzebuje znać innych rodzajów bo ich nie będzie posiadał dlatego też nie będzie nimi „swapował”. Zakres umiejętności wskazany powyżej właściwy byłby dla komandosa ale dla prostego „szweja” to przerost formy.  2.Działania w zespole uczymy się w zespole w zależności do jakich zadań jest dany zespół wyznaczony. 3.AK-47 to platforma, która ciągle żyje, jest na wyposażeniu Wojska Polskiego tyle, że w kalibrze 5,56 NATO i ma się lepiej niż AK-74. Jest także pożądana przez kolekcjonerów. 4.H.A. nie będzie sobie robił tłumika z waty w butelce po piwie bo dobry tłumik kosztuje 2500zł i stać go na to. 5.Problem z wystąpieniem pana płk Kwaśniaka leży gdzie indziej: właśnie w tej koncepcji obrony powszechnej. Przyjęcie takiej koncepcji w obecnej sytuacji społecznej i politycznej Polski to już nie błąd tylko działanie na szkodę państwa i narodu… No właśnie to jest problem i lepsze obycie z bronią nic tu nie rozwiązuje.

  15. I z innej beczki: Polacy są zdrajcami własnego państwa. Wybrali człowieka, który zgodził się za dwa lata przyjmować kolorowych i olali referendum w tej sprawie.

    Coryllus pozytywnie wyraża się o dyplomacji pruskiej. Niestety, my nie tylko nie mamy dobrej dyplomacji, ale naród jest do d***.  Przykre to, ale tak jest. Niemcy nie mieli okazji wypowiedzieć się w referendum w sprawie uchodźców, poza tym wobec nich użyto pałki poprawności politycznej i winy za II WS.

  16. I za to, że są zdrajcami własnego państwa, oberwą, jak białe gęsi piorunem. Żal?

  17. Rząd zapewni Polakom masowy dostęp do broni – od strony lufy, a tych, którzy przeżyją, załatwi sztuczna inteligencja. Z historii płynie taki wniosek, że nie ma takiej katastrofy, na którą nie zgodziłby się polski rząd.

  18. …za pieniadze Rotszyldów natürlich, bo przeciez nie za darmo.

  19. To bardzo dobrze, że moja prowokacja się udała. Ale po kolei: opisany model szkolenia to nie „komandos” tylko podstawa FBI, tyle że tam swapują pomiędzy strzelbą i pistoletem a nie karabinem szturmowym. Po drugie, mój opis dotyczy szkolenia dla cywili i tylko cywili. To nie jest zatem podstawa do „komandosa”, tylko podstawa (podkreślam: podstawa !) dla tego, co w razie wojny będzie największym niebezpieczeństwem dla sektora cywilnego, czyli zwalczania jednostek typu OSNAZ (nie mylić z dywersją).

    I tu leży właśnie istota problemu: nawet jeżeli HA się nie zgadza z płk. Kwaśniakiem, to jego/jej argumenty sprowadzają się do założenia, że każdy ma być potencjalnym poborowym. Idąc tym tokiem myślenia, starczy w cywilu szkolenie tylko w zakresie przedstawionym przez H.A. a w razie wojny już będzie można tylko doszkolić specjalizacje typowo wojskowe, bo podstawa została nabyta poza wojskiem. Abstrachując w tej chwili od tego, że wojsku taka koncepcja przerzucania czasu i kosztów na sektor cywilny bardzo by odpowiadała, to jest to nic innego jak inna koncepcja obrony powszechnej niż płk. Kwaśniaka.

    Ja natomiast nie zgadzam się nie z taką czy inną koncepcją obrony powszechnej, tylko z obroną powszechną jako taką, bez względu na jej podrodzaj. Nawet jeżeli to sprawdza się w innych krajach to w Polsce należy to po prostu odseparować. Tymczasem sektor cywilny wspiera się często wojskiem i odwrotnie. To jest Januszex i patologia. W Polsce oba te sektory muszą móc działać całkowicie niezależnie od siebie. (to samo dotyczy Policji, która ma za dużo zadań typowych dla opieki spłecznej). Czyli każdy ma własne szpitale, straż pożarną, transport etc. i po prostu wtedy te dwie części państwa działają niezaleznie od siebie. Dzięki temu wojsko może robic swoje spokojne o cywilów na zapleczu, którzy nie pałętają się mu pod nogami.

    Przyczyny takiego stanowiska są następujące: obrona powszechna (jakakolwiek) w sytuacji, w której społeczeństwo ma tyle osób starszych oraz kalek oraz w sytuacji, w której przebywa w kraju około 2 mln cudzoziemców, to założenie że ci, którzy nie zdążą uciec pozostają pod okupacją (zapewne, by poborowi mieli lepszą niż orzełek motywację do walki o teren zajęty przez wroga) oraz, że „koszty ZUS-u” osłabią potencjalnego okupanta. Tymczasem obaj z potencjalnych wrogów pokazali (tak, dalej jest ich co najmniej dwóch !!), że mają dziwną skłonność historyczną do masakrowania cywili, że ho, ho. Tym samym podstawą jakiejkolwiek obrony powinno być założenie, że dokonuje się masowej ewakuacji przez Wisłę w obie strony (bo wrogów jest dwóch !!!) i to równolegle, własnymi środkami niezależnie od działań sił zbrojnych, które w tym nie biorą udziału (wliczając w to własne trasy, własny transport, własne miejsca przebywania ludności po ewakuacji itp.). Nie wspominając o tym, że zdecydowania większość musi być ewakuowana za granicę (czyli trzeba dogadać się z jakimś krajem…). Zarówno z punktu widzenia wojska jak i sektora cywilnego najgorsza jest „samoewakuacja”, bo to są zablokowane drogi oraz ogólny nieporządek. Próbka tego miała miejsce w sierpniu 1939 r. (odwołanie mobilizacji) a potem na Ukrainie po ataku na Kijów, kiedy fala uchodźców zablokowała drogi i rzuciła się na polską granicę. Czyli tak jak w USA: nie ma czasu pokoju, czasu wojny i mobilizacji. Jedno działa niezależnie od drugiego. Oczywiścię zdaję sobie sprawę, że model, który proponuję jest trudny i kosztowny. Uważam jednak, że żołnierzowi znacznie lepiej się walczy w sytuacji, w której wie, że matka, żona, córka siostra i kochanka siedzą daleko od frontu, mają co jeść i gdzie spać, bo wcześniej profesjonalny sektor cywilny zapakował cały ten „harem” na własne (a nie przeznaczone w ramach świadczeń obronnych) ciężarówki i ewakuował, a na miejscu nakarmił, napoił, przyodział, podał leki na nadciśnienie albo cukrzycę zgodnie z zasadą, że im dalej od jednostek typu OSNAZ tym lepiej.

    Oczywiście tutaj temat jest tylko zasygnalizowany, jak Coryllus użyczy mi łamów bloga, to mogę przesłać pełny model.

  20. Z tezą, że katastrofa smoleńska nie miała znaczenia nie można się zgodzić. Miała znaczenie i to ogromne !!! Najważniejsza zmiana jaką spowodowała, to kompletne złamanie morale wojska, urzędników, społeczeństwa. Katastrofa ta unaoczniła pewien fakt, o którym nikt nie mówi i pokazała tego konsekwencje, ale o tym nie napiszę, bo Coryllusowi zamkną bloga, bo to w tym kraju temat tabu. To było dokładnie to samo, co zrobił Mariusz Kamiński na konferencji prasowej z tzw. Agentem Tomkiem, tylko w skali całego państwa i jeżeli ktoś umie słuchać „między wierszami” tego, co mówi płk. Wroński to to usłyszy, bo chociaż mówi to bardzo bardzo naookoło to jednak to mówi. A kto ma wiedzieć ten wie.

  21. I od tego czasu zrobilo kariere wyrazenie „powazne kraje”, do ktorych nie nalezymy?

  22. To niech Pan najpierw przedstawi szczegolowa koncepcje obrony Polski, a potem napisze wprost i bez owijania w bawelne, co chce nam przekazac plk. Wronski.

  23. Czyli co? Czyli aktualnie RP jest państwem nie posiadającym możliwości obrony przy pomocy środków militarnych. Bohaterszczyzna będzie tylko kolejną, tym razem może i ostateczną dewastacją i zniszczeniem. Jest jeszcze dyplomacja, której też nie mamy, a zgraja polityków, przeważnie niskiej próby, ustawia się pod kątem karier w UE, czy tam podobnych. Należy założyć że tzw służby tajne są przejęte skutecznie przez służby obce. W takiej sytuacji jedynym wyjściem, a może i ratunkiem dla mieszkańców dorzecza Wisły jest uniknięcie wojny. A to jest obowiązkiem państwa.  I tego aktualnie uczy też właśnie tragiczny przykład ukrainy. Nie pierwszy raz przecież, bo tu zdaje się lekcja nie została odrobiona.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.