Próbowałem wczoraj skończyć rozdział Baśni, nie wyszło. Może dziś się uda. Muszę nadganiać robotę, bo plany mam wielkie i potrzeby nadchodzących miesięcy także. Nie oznacza to jednak, że nie śledzę dyskusji na blogu. Oświadczam więc, że ja się naprawdę zdenerwowałem tym Kubrickiem i nędzą jego filmów. Ze złości dokończyłem wczoraj oglądanie filmu „Full metal jacket”, a jakby tego było mało, czekając pod kościołem aż moje starsze dziecko wróci z Warszawy, wraz grupą innych dzieci szykujących się do bierzmowania, wysłuchałem jeszcze wywiadu jakiego w radio udzieliła Aleksandra Rybińska, córka świętej pamięci Macieja Rybińskiego, którą co dwa tygodnie widuję w redakcji tygodnika „W sieci”. To nie koniec, parę dni temu, dzięki nieocenionemu Georgiusowi, dowiedziałem się, że istniała polska pisarka nazwiskiem Janina Surynowa-Wyczółkowska, która żyła i tworzyła w Argentynie. Nie ma ona niestety notki biograficznej w wiki. Od razu wszedłem na allegro w poszukiwaniu jej książek i okazało się, że one tam są, po 80 zł za egzemplarz. Tyle kosztuje zbiór opowiadań, zatytułowany „Warszawianki”. Kupiłem od razu, w znanym antykwariacie „Tezeusz’. Kiedy wszedłem tam jeszcze raz po półgodzinie, żadnego egzemplarza „Warszawianek” na allegro już nie było. Nieźle, pomyślałem – wystarczy jeden ruch z naszej strony i książki znikają. Nie wiadomo bowiem co zrobimy i czy czasem cena tego czy innego tytułu nie skoczy nagle jeszcze w górę. No dobrze, pewnie teraz skoczy, po tym co tu napiszę. Książka „Warszawianki” rozczarowała mnie na początku, a to z tego względu, że kreślone w niej portrety kobiet żyjących w stolicy wydawały mi się dość powierzchowne. Potem okazało się, że to taka maniera, dużo lepiej pielęgnowana niż wszystkie maniery Kubricka. Gdzieś w środku książki chciało mi się naprawdę płakać z bezsilności, a pod koniec zamyśliłem się głęboko. Potem zaś, wczoraj po południu, wysłuchałem tego wywiadu z Aleksandrą Rybińską, która mówiła, że kiedy wróciła do Polski w roku 2006, a mieszkała wcześniej w Niemczech i we Francji uderzył ją aspiracyjny charakter kolegów dziennikarzy. Nie dosłyszałem niestety w jakiej instytucji rozpoczęła pracę po powrocie, ale nie jest to może aż tak bardzo istotne. Oto wszyscy oni wstydzili się Polski, ale potem im przeszło i dziś, jak twierdzi pani Aleksandra już jest lepiej. Już tak nie wydziwiają, nie mówią, że w Polsce jest brzydko, a na zachodzie pięknie. Ja oczywiście w to nie wierzę, podobnie jak nie wierzę w zaprezentowane w tym wywiadzie ustawianie priorytetów ludzkich aspiracji. To jest próba przeniesienia do obiegu publicznego jakichś elementów propagandy obecnego rządu, no i w ogóle propagandy PiS. Ja oczywiście popieram i rząd i PiS, drażni mnie natomiast okropnie chciejstwo. Jakbyście przeczytali książkę „Warszawianki” to byście mnie od razu zrozumieli. To jest zbiór opowiadań o tym, że było co prawda źle, a nawet bardzo źle, ale teraz będzie już lepiej. To są gawędy o tym, że może coś tam się w tym życiu pochrzani, ale przecież ogólnie wszystko zmierza ku dobremu. I nie myślcie sobie, że Janina Surynowa-Wyczółkowska była jakąś naiwną gęsią. To była pani, która niejedno widziała i dobrze wiedziała, jakie niebezpieczeństwa mogą czekać na kobiety w świecie, nawet tym najbliższym, pozornie dobrze znanym. Można na przykład wyjść za aferzystę giełdowego, który dobrze się zapowiada, ale potem bankrutuje zostawiając swoją żonę na lodzie, z długami. Zdarzają się też inne przykre rzeczy, ale generalnie idzie ku lepszemu. Wszyscy to wiedzieli na początku lat trzydziestych, kiedy powstała ta książka. Był kryzys, bywało, że ludzie nie dojadali, ale mieliśmy Polskę, której nie trzeba było się wstydzić. Była nadzieja i były plany na przyszłość. I co? I pstro. Ponieważ rząd tej odzyskanej Polski był przez moce zewnętrzne traktowany zgodnie ze swoim wcześniejszym przeznaczeniem, czyli jako była bojówka, byłych socjalistów, która nie posłuchała rozkazów z centrali, wszystko musiało się skończyć źle. W powojennej Polsce zaś nikt nie chadzał już w meloniku, nie było zakładów kosmetycznych w Warszawie i w ogóle nie było niczego. Janina Surynowa-Wyczółkowska wylądowała zaś w Argentynie i tam pisała już inne książki, których ja jeszcze nie przeczytałem.
Czy z dzisiejszymi propagandystami lepszego jutra będzie podobnie i czy z polskim rządem, który – zgaduję w ciemno – nie rozumie większości posunięć swoich wielkich sojuszników, także będzie podobnie? Liczę, że jednak nie, bo sam jestem frajerem, który chciałby żyć sobie spokojnie i pisać codziennie te dyrdymały. Może jednak być różnie.
Okropnie mnie drażni próba przedstawienia ludzi związanych z PiS, szczególnie zaś tych, którzy parę lat przemieszkali za granicą, jako wtajemniczonych w najcięższe arkana, dla których polityka międzynarodowa nie ma tajemnic. Oni bowiem stają się, podobnie jak minister Beck, przed wojną pierwszymi ofiarami tej polityki. Nie wiedzą jeszcze dziś nic o swoim losie, bo mają rzeczywiście głowę nabitą rozmaitymi teoriami i spostrzeżeniami, bardzo powierzchownymi, z których wyciągają wnioski, jak zwykle zbyt daleko idące. Powiedziała nam co prawda w tym wywiadzie pani Rybińska, że dziś już nie jest tak łatwo manipulować ludźmi, bo dostęp do informacji jest prosty i łatwy, nie zrezygnowała jednak przy tym ze swojej roli duchowego przewodnika. Nie chcę się tu jej czepiać, używam tego wywiadu i treści w nim zawartych, jako pewnego tła jedynie. Oczywiście mamy dostęp do informacji, potrafimy kojarzyć i myśleć, ale bez polityków, komentatorów i dziennikarzy, którzy już nie wstydzą się Polski jesteśmy jak dzieci we mgle. Zgubimy się z całą pewnością.
Teraz ważna rzecz – jak ja to wszystko połączę z Kubrickiem? Uczynię to z wdziękiem prestidigitatora. Proszę bardzo – voila! Propaganda wojenna Ameryki i propaganda Ameryki w ogóle tym się różni od propagandy sowieckiej i polskiej, że nikt tam nie usiłuje przekonywać widza iż Ameryka to raj na ziemi. Oczywiście, jest klasa filmów, które zawierają taką treść, ale to są filmy przeznaczone dla widza prymitywnego, każdy o tym wie i nikt z tymi filmami nie dyskutuje. Prawdziwi koneserzy oglądają filmy ambitne, takie jak „Full metal jacket” gdzie bohater ma złożoną osobowość wyrażającą się pacyfką wpiętą w klapę bluzy i napisem na hełmie, który brzmi – urodzony morderca. Nie próbujcie mi tłumaczyć, że to taka ironia, że to nie jest wcale łopatologia, ale taki zabieg artystyczny, bo o zabiegach artystycznych, dialogu z widzem i sposobach wpuszczania publiczności w maliny, wiem dużo. To jest po prostu zwyczajna nędza, podobnie jak wyciągnięte, nie powiem skąd, dialogi i przemyślenia prezentowane w tym filmie. Jakby tego było mało Kubrick demaskuje się w czasie projekcji, jako ten, który nie wie rzeczy podstawowej – żeby robotę wykonać, trzeba ją najpierw podzielić. I ten podział musi być dokonany z wdziękiem. To jest z kolei kategoria wymykająca się opisom, ale obecna cały czas w doświadczeniu, nie tylko artystycznym, ale także codziennym. Albo coś się robi z wdziękiem i wtedy jest dobrze, albo coś się robi bez wdzięku i wtedy jest słabo. Wczoraj z Tomkiem ( i jak ja mam te rozdziały kończyć?) dokonaliśmy kolejnego podziału treści komiksu Sacco di Roma na trzy części. Obawiam się jednak, że zrobiliśmy to bez wdzięku i konieczna będzie kolejna próba. Nie jest lekko. Kubrick zaś podzielił swój film na dwie części, co już jest błędem, bo na dwie części to można przeciąć drewniany okrąglak i on się dzięki temu zabiegowi rozpadnie. Tak właśnie jest z filmem Kubricka, który się rozpada, a reżyser próbuje połączyć te rozpadające się części za pomocą kretyńskich kwestii wypowiadanych przez coraz to innych bohaterów. Kiedy widzi, że to się nie udaje, dokłada to tego jakąś filozofię dla ubogich i usiłuje ratować tę nędzę. Taki Wajda przy filmie „Popioły” miał choć na tyle przyzwoitości, że wezwał prawdziwych fachowców i się w ich obecności rozpłakał, obnażając całą swoją bezsilność i strach wobec tych, którzy mu powierzyli pieniądze na ten film. Fachowcy zaś popatrzyli na niego i powiedzieli – nic się Andrzej nie martw, zrobimy z tego sztukę przez duże SZTU. I zrobili.
Kubrick w ogóle nie ma takich problemów, on żeni widzom ten kit i śmieje się z nich, albowiem funkcja produkowanego przezeń kitu jest nierozpoznana do końca przez nikogo. Jej aspekt propagandowy zaś streszcza się w zdaniu – Ameryka nie jest najszczęśliwszym krajem na Ziemi, ale Amerykanie są świetni i wszyscy się ich boją. I nawet jeśli popełniają głupstwa, albo grzechy, natychmiast zostają z nich oczyszczeni. Kochajcie więc Amerykę, bo wszędzie indziej jest gorzej. I to akurat prawda – jest gorzej. Szczególnie zaś źle jest w Polsce. Sowiecki żołnierz wie, że umrze, wie też, że to co czeka go po powrocie z wojny jest gorsze niż sama wojna, woli więc umrzeć. Amerykański żołnierz wie, że choćby mordował kobiety, dzieci, małe zwierzątka i ptaszki, po powrocie do kraju i tak będzie bohaterem. A będzie nim ponieważ amerykańska propaganda tak rozbudowała rynek znaczeń i opisała postawy wobec wojny w takiej mnogości przykładów, że każdy znajdzie w tych obrazach jakąś niszę dla siebie i każdy rozpozna w działaniach i pomysłach filmowych bohaterów siebie samego. Dzięki temu, dzięki przemysłowi filmowemu i producentom z Hollywood, sumienia Amerykanów są spokojne. Oni wiedzą, że Bóg jest z nimi i nic im się nie stanie, a jak zginą, ojczyzna się o nich upomni. Wiedzą jednak też i to widać w każdej minucie każdego amerykańskiego filmu, że lepiej jednak przeżyć. Wiedzieli o tym nawet ci z kompani „Charlie”.
Jeśli zaś idzie o szczegóły sprawy mają się tak – z najgorszego piekła jest wyjście, na tyłach czekają lekarze, sprzęt medyczny, kroplówki i inne przyrządy służące do ratowania życia. Wystarczy więc okazać tę odrobinę determinacji i się tam przedostać, do tej strefy bezpieczeństwa. To jest najprymitywniejsza część przekazu propagandy amerykańskiej zawartej w filmach wojennych.
A jak jest z polską propagandą? Zacznę od przekazu istotnego czyli podprogowego, takiego o jaki starał się w swoich filmach Kubrick. Podstawowy komunikat polskiej propagandy brzmi – nie ma czegoś takiego jak strefa bezpieczeństwa. Nie ma szpitali, nie ma kroplówek, nie ma chirurgów ucinających poharatane kończyny. Wojna – jeśli przychodzi – od razu jest wszędzie. Bohaterstwo poszczególnych jednostek nie liczy się. Nawet ci, którzy wykazali się krańcową determinacją, są potem wyszydzani, opluwani i niszczeni. Pamięć zaś po nich ma zaginąć. Treść zaś widoczna tej propagandy jest następująca – jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, musimy walczyć z większą determinacją, wtedy nasi sojusznicy przyjdą nam z pomocą i ocalejemy. To nic, że wszystkiego brakuje, a każdy sukces okupiony jest krwią dziesiątek ofiar, nie ma to znaczenia, bo ważne, że Polska żyje. Wszyscy powinni w nią wierzyć, a jeśli mają wątpliwości są zdrajcami. Proszę państwa, musimy z tym skończyć, albowiem musimy uczyć się od najlepszych. Nie mówię, że do razu od Kubricka, ale może od innych. Wada najważniejsza propagandy wojennej lansowanej w naszym kraju jest następująca – to na nas, na każdym pojedynczym obywatelu spoczywa odpowiedzialność za los kraju. Władza zaś jest od tej odpowiedzialności wolna. Zawsze może powiedzieć, że była niedoinformowana, albo, że tragicznie ją oszukali fałszywi sojusznicy, a potem zatrudnić się – już na emigracji – na etatach u tychże sojuszników. Polacy takiego wyboru nie mają, oni muszą dźwigać odpowiedzialność za kraj w wymiarze jednostkowym. Nie ma się więc co ludziom dziwić, że uciekają i nie wytrzymują presji. Nie ma, albowiem nasi sojusznicy, potrzebują emigracji i świeżej krwi. Po to, by było kogo wysyłać na różne wojny i by ludzie ci mogli wreszcie poczuć się tam dobrze, to znaczy mieć świadomość, że ktoś zdejmuje z nich odpowiedzialność w zamian za to, że oni zgodzili się narazić swoje życie. Tego w Polsce nie ma. Tu się naraża życie, po to, by zostać na koniec przygniecionym odpowiedzialnością za klęskę. Odpowiedzialnością, od której ucieka władza, wynajmująca za nie swoje pieniądze propagandystów głoszących hasła – za naszą i waszą. Czas z tym skończyć. Dopóki możemy, to znaczy dopóki jest spokój, powinniśmy przede wszystkim rozbudowywać rynek znaczeń i treści propagandowych, poszerzać go i ciągnąć w górę, pokazywać postawy i mechanizmu inne niż najbardziej prymitywne i oczywiste. Tego jednak nie robimy, albowiem każdy filmowy budżet traktowany jest w Polsce jak żerowisko dla koterii będących aktualnie przy władzy. I to nam już dwa razy potwierdził minister Gliński. Oni wszyscy wiedzą, że kłamią, wiedzą, że Polska przegra, a Polacy to frajerzy, na których trzeba zwalić odpowiedzialność za przegraną, a wcześniej pokazać im serial „Korona królów”. No i oczywiście opowiedzieć o tym, że dobre filmy kręci się kilkanaście lat. Oni to wszystko wiedzą, dlatego właśnie w Polsce nie może wydarzyć się nic dobrego. Przyczyną jest brak wiary elit w sukces. I nie zmienią tego wywiady udzielane przez panią Rybińską w radio.
Na dziś to tyle, wracam do roboty.
A oto najnowsze nagranie „u Michała” w księgarni Foto-Mag, tym razem:
Gabriel Maciejewski o książce – Czas Ziemiaństwa. Antologia wspomnień
https://www.youtube.com/watch?v=0ronBf5oH7k
poprzednie nagrania:
O wydawniczych nowościach i kolejnych tomach baśni „Socjalizm i Śmierć”:
https://www.youtube.com/watch?v=D_pzN2U-hsA
O kwartalniku Szkoła Nawigatorów o protestantyzmie:
https://www.youtube.com/watch?v=mPtOH0VMOq0
O filmie Grzegorza Brauna „Luter i rewolucja protestancka”:
https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI
O książce Hanny Koschenbahr-Łyskowskiej „Zielone rękawiczki”:
https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA
O Bibliotece Historii Gospodarczej Polski:
https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U
zacznijmy od tego, ze w zadnym normalnym kraju nie ma czegos takiego jak „przeglad prasy zagranicznej”.
czyms takim podniecaja sie bantustany.
no bo część krajów lansuje narrację bandyterki. Panoszą się i walą w otoczenie. Jakoś tak mi się skojarzyło z tą sceną z „mechanicznej pomarańczy” kiedy w rytm „deszczowej piosenki” łącznie z figurami tanecznymi bici są dwaj ludzie bez szans na obronę. A główny prowodyr w rytm świetnego układu tanecznego ze wspomnianej deszczowej piosenki, to uderzy, to kopnie, to w nerki to w głowę. Jego nie boli, działa z zaskoczenia, przygotowany do ataku, działa w gromadzie, bezczelnie wyluzowany.
Jak wygrać z bezczelnym, uzbrojonym, atakującym znienacka, nie dającym szans na obronę, czyli z bandytą.? No to nasze elity są logiczne, nie wierzą w wygraną, przecież uwarunkowania naszej bezradności są elicie znane. Obserwujemy zderzenie racji, gdzie po naszej stronie mamy zgodność słów z czynami po drugiej stronie … filmowe zachowanie jak wyżej opisałam.
tak takie pokorne śledzenie co napisano w gazecie dla francuskich czy niemieckich kucharek
Jestem ciekaw jak z metodą odbierania polskiej rzeczywistości przez takie importowane autorytety. Czy nie są one, nawet w niezbyt uświadomiony sposób, naznaczone metodą odbierania i oceniania rzeczywistości wyniesioną z kraju gdzie dorastały?
Wiara elit to obowiązek, ich wiedza to procedury. Obowiązek i procedura to karność. Karność to tylko armia. Niczym więcej nie są (elity?). A trzeba mądrości. A tego i ze świecą u nich nie znajdziesz. A czym jest sukces dla nich, to nie ma o czym mówić.
Nie będę bronił tego obrazu Kubricka, bo dla mnie składa się z trzech scen.
1. Sierżant drze mordę
2. Sierżant ginie
3. Wietnamka ostrzeliwuje się z budynku skutecznie, po czym ginie sama.
Czy w filmie jest przesłanie? Ja nie zauważyłem. Być może jest kierowane do grupy do której nie należę.
A dlaczego nie zauważyłem to zaraz opowiem.
Coryllusie, z ogromnym wdziękiem wskazujesz nośniki propagandy w szeroko pojętej kulturze. Wskazujesz i piętnujesz. Chwała Ci za to. Nie proponujesz nam metod walki z propagandą za wyjątkiem nie przyswajania jej. A skoro nie pokazujesz, być może (mam nadzieję) liczysz na burzę mózgów, na dyskusję i wspólne wynalezienie narzędzi ich zwalczania. W nadziei, że wnioskuję słusznie piszę jak poniżej.
Oczywiście dzieło sztuki bez przesłania jest tylko pustym pudełkiem, ramą, można zachwycać się ramą, ale nikt nas nie zmusza, żebyśmy z tego przesłania korzystali biorąc przykład. Odbiór sztuki jest między innymi możliwością uczenia się na błędach cudzych. Prawdziwych, urojonych, wymyślonych. Można korzystać wprost lub wspak.
Ty uczysz się od dokumentalistów z pamiętników, bo chcesz dotrzeć do źródła czystej wody, ja po prostu stosuję filtry. Uczę się, ale w zależności od klucza, kategoryzuje przesłania płynące ze sztuki na dobre i złe. Złych po prostu nie stosuję, lub uczę się jak je zwalczać. Sztuka o mordercy, nawet jeżeli niesie ze sobą przesłanie, że dobrze jest być mordercą, a jak będziesz sprytny unikniesz kary, nie skłoni mnie do postępowania jak bohater. Wręcz przeciwnie. Nauczę się reagować na wypadek spotkania z takowym.
Jakie to filtry? Filtrów jest kilka. Parę prostych i jeden bardzo wymagający.
Głównym kategoryzującym filtrem dla mnie jako katolika jest KKK. Oczywiście wstępnie nauki Kościoła zostały u mnie przepuszczone przez filtr, ale główne prawdy są niepodważalne.
Ten filtr można stosować po odrzuceniu modernistycznych wybryków praktycznie bezkrytycznie, co zalecam początkującym. Niestety po Soborze Watykańskim Drugim Kościół dał przyzwolenie na traktując pewne zjawiska mniej kategorycznie. Złośliwi twierdzą, że Kościół otworzył szerzej drzwi dla wiernych, a oni wyszli.
Drugim filtrem jest prawdopodobieństwo przy przyjętych założeniach. To jest nieco trudniejsze, bo wymaga nauczenia się elastycznego myślenia. W tym pomaga dobra literatura SF. Podkreślam – dobra. Od kilkunastu lat SF zostało przechwycone przez główny ściek i nasycone wszelkiego rodzaju szajsem. Osobiście, za początek upadku uważam pojawienie się multiplagiatu pt. „Harry Potter”. Czytanie SF uealstycznia, pod warunkiem że pisarz konsekwentnie stosuje fantazję i korzysta z założeń i ograniczeń, które sam sobie postawił. Na przykład „Lód” Dukaja z całą konsekwencją zakłada istnienie temperatur poniżej zera absolutnego, co w konsekwencji zbadanej już nadciekłości i nadprzewodnictwa w niskich temperaturach, może spowodować istnienie ujemnej prędkości światła a w konsekwencji światła „czarnego”. Ot taka gimnastyka. Dzięki takiemu filtrowi można odrzucić fejknewsy.
O główny filtr już zahaczyłem prezentując drugi. Ten ostateczny filtr stanowi wiedza (oczywiście przefiltrowana) To w wieku przekłamań, prowokacji, propagandy i kłamstwa, rzecz najtrudniejsza do zdobycia. Na początek, przy zdobywaniu wiedzy proponuję wam stosować wstępny sceptycyzm. Od razy zakładać, że coś jest nieprawdziwe. Takie działanie (przy założeniu, że chcemy się dowiedzieć prawdy) powinno skutkować poszukiwaniami i weryfikacją szeroko pojętą.
I teraz przedstawię główny błąd jaki popełniają ludzie stosujący tę metodę. Otóż początkujący badacze wstydzą się przyznać do błędu. Wstydzą się przyznać, że po zweryfikowaniu wstępnie zaklasyfikowanej jako kłamstwo informacji, ona okazała się prawdziwa. To błąd niewybaczalny. Nie ma postępu nauki, bez odkrywania własnych błędów. Do pomyłki należy się przyznać i potraktować jako naukę. Nie macie pojęcia, jak przy mojej wiedzy, cieszę się gdy ktoś mnie poprawi i gdy mogę napisać – „Tak, masz rację”. Dyskusja jest po to abyśmy zdobywali wiedzę, a nie dyskusję wygrywali. Gdy jedna strona potwierdzi, mimo wstępnego sceptycyzmu, wersję drugiej – wygrywają wszyscy.
Rynek znaczeń i treści
Gospodarz poświęcił temu zagadnieniu właściwie całą twórczość, ponieważ mamy dziś niedzielę, to spróbujmy z większym luzem (vide Kubrick i treści). Konkurs na scenariusz, bo kino to najważniejsza ze sztuk, jak mawiał pewien agent wywiadów. Od czego zaczniemy? Powinniśmy od Albrechta Hohenzollerna – mam obawy, że budżet nam się nie zamknie, po drugie, znając naszych filmowców wyjdzie „Gniewko, syn Rybaka 2.0”. To może fabuła kostiumowa w stylu Barrego Lyndona (ukłon w stronę GM) Naczelnik Kostiaszko, siedząc w okrutnej niewoli w Petersburgu, komponuje dwa polonezy i walc, wspomina całe swoje życie, w tle mamy przebitkę na czasy współczesne, ponure więzienie PRL Adam Michnik wśród grypsujących, całych pokrytych tatuażami, pisze swoje wiekopomne traktaty moralne, tytuł roboczy: „Losy Wielkich Polaków” w skrócie „LWP” Agora wykłada kasę, mamy Sukces 🙂 Projekt kolejny: Japonia, wnętrze tamtejszego zamtuza, siedzi Roman Dmowski i i przyszły kolejny Naczelnik Piłsudski, walą sake, żrą sushi donoszone przez gejsze, i pieprzą „Co z tą Polską?” w tle mamy retrospekcje jak nasi bohaterowie podpisują różne dziwne kwitki i odbierają Pieniądze, prawdziwe w gotówce. Ponieważ filmy powinny zarabiać (podejmuje się bycia Producentem), Naczelnika zagra Will Smith z wąsem, a Romana D odkrycie reżysera Jonny Daniels, gejsze Doda i Natalia Siwiec – znowu Sukces. Ostatnia kreacja intelektualna: w Londynie Sikorski, w warszawskiej piwnicy Śmigły-Rydz, w tle inżynier Witkowski i Józef Retinger – wszyscy (oprócz Rydza, bo nie ma aktualnie perspektyw na budżet) liczą hajsy, które zarobią w nieodległej przyszłości, w drugim tle oficerowie MI5, MI6, OSS, NKWD, Gestapo, RSHA i Abwehry, którzy liczą już wydaną kasę i kombinują czy się zwróci z należnym zyskiem. Tytuł roboczy „Banki i Bojówki, czyli jak rozpętałem II wojnę światową” produkcja UE obsada międzynarodowa.
Jak macie lepsze pomysły, to jestem otwarty, na siebie biorę rolę człowieka, który pójdzie do Jacka Kurskiego i wyłudzi pieniądze
Pierwszy raz ośmielam się zabrać głos na tym Forum, bo pomysł mnie urzekł. Może jeszcze jakieś political fiction o tajnych kompletach z prawa administracyjnego i unijnego. Konspiracyjną siatką kieruje osoba o pseudonimie „Prezes” – może zagrać zdemobilizowany poseł Anna Grodzka (powinno być taniej)
Pierwszy i ostatni zapomniałeś dodać
Obcy już dawno zauważyli generalną bezradność Polaków wobec komplementów i jadą na tym bez trzymanki. Bezradność „naszych” jest silniejsza od przeciętnej, mimo pozorów niezależności. Może to wynikać, oprócz wrodzonej skłonności, kompleksów i braku wiedzy o realnym świecie tzn. że nie bełkot i gawęda ale siła i kasa rządzi. Nie bez znaczenia jest też postawa aspiranta skutecznie wdrukowana jeszcze w czasach komunizmu i utrwalana dotąd na wszelkie sposoby.
Elity drugiej ligi na terytoriach zależnych tak mają. Te z pierwszej ligi oprocz pochwały wymagaja paciorków..
Jedynym realnym aktywem „naszych elit”, do którego mają ograniczony dostęp, jest kilkudziesięciomilionowa polska szara żywa biomasa ponumerowana peselem. Jej całkowita bezradność jest zaś tym ostatecznym stanem, do którego dążą te elity. Bezradność biomasy będzie więc przez nie bez litości przy użyciu różnych środków nacisku (z terrorem włącznie) pogłębiana, raz po to, by zaspokajać rosnące żądania patronów, po drugie oczywiście po to, by z biomasy wyciągać ile się da dla siebie. Aspiracje elit nie mają nic wspólnego z autentycznymi interesami, dążeniami, celami jeszcze w jakimś, lecz już stale gasnącym, zakresie, przejawianymi przez biomasę. Jakaś jej część już pogodziła się z przypisanym jej losem – jest to w sumie ta część, która nie chodzi na tzw. wybory, będzie kombinowała na własną rękę, na przykład wyjedzie. Część druga jeszcze ulega złudzeniu, że w zamian za zgodę na uległość (jej realnym przejawem jest kartka wyborcza) uzyska od elit solenne zapewnienie dające wewnętrzne poczucie pewności iż pełna miska jutro i pojutrze się pojawi. I to być może czasami przyozdobiona eurokołchozową i/lub biało-czerwoną flagą.
Genialne. A super brylant to ten kawałek: „… Wada najważniejsza propagandy wojennej lansowanej w naszym kraju jest następująca – to na nas, na każdym pojedynczym obywatelu spoczywa odpowiedzialność za los kraju. Władza zaś jest od tej odpowiedzialności wolna. Zawsze może powiedzieć, że była niedoinformowana, albo, że tragicznie ją oszukali fałszywi sojusznicy, a potem zatrudnić się – już na emigracji – na etatach u tychże sojuszników…”.
Władza jest „wolna od odpowiedzialności” to kwintesencja II i III RP. I już zatrudniają się „u tychże sojuszników”.
Czy ktoś podjął się weryfikacji historii Mansa Musy rzekomo najbogatszego człowieka na ziemi. Mnie się wydaje, że z tymi zarządcami złotonośnych ziem jest bardzo podobnie jak z bankierami. Zjadacze chleba myślą, że jak on Mansa był obładowany złotem i jak zawitał do Medyny, Mekki i Kairu zostawiając za sobą masę złota wprowadził kraje na swojej drodze w poważny kryzys zaburzając ceny złota a co za tym poszło ceny innych towarów. Taki bogacz sprowadzający architektów z każdego zakątka muzułmańskiego świata, ale jak spojrzałem na ten meczet Djinguereber to nie wygląda to na dzieło jednego z najbogatszych ludzi na ziemi.
To tak jak kretyni myślą, że hiszpańskie galeony obładowane amerykańskim złotem przynosiły Hiszpanii bogactwo, a raczej upadek.
To wypadałoby ustawić w linii z działalnością Rotszyldów, którzy podobnie jak producenci i handlarze złotem nigdy nie dają żadnego bogactwa a jedynie płynność finansową. Natomiast to co mamy obecnie to jest nadpłynność, która jest jeszcze bardziej zabójcza niż brak płynności.
Mam rację?
Uwolniłem Pana, przepraszam, nie zauważyłem, że komentarz był do Górala
Czyli mnie już tu nie ma?
Być może tak…
„Prawdziwi koneserzy oglądają filmy ambitne, takie jak „Full metal jacket” gdzie bohater ma złożoną osobowość wyrażającą się pacyfką wpiętą w klapę bluzy i napisem na hełmie, który brzmi – urodzony morderca.”
„Full metal jacket” to jest kolejny film (po „Lsnieniu”) ktory Kubrick robil napaliwszy sie czegos mocnego albo i nalykawszy sie jakiegos LSD.
To jest jakas straszna groteska i karykatura wojny w Wietnamie. Ten sierzant sadysta znecajacy sie nad tym grubym bezradnym chlopcem, ktory z miejsca powinien byc wydalony z armii bo stwarza zagrozenie dla siebie samego i calego otoczenia. Glupawe dialogi, zolnierze maszerujacy po sali, trzymajacy w jednej rece karabin a druga trzymaja sie za fiuta i jeszcze spiewaja pod komenda tego sierzanta idiotyczna piosenke.
Calosc podprawiona muzyka The Rolling Stones i jakas dziwaczna piosenka-belkotem ktora sluzy jako podklad do walk w Wietnamie.
Podobnego zabiegu dokonal wlasnie Martin Scorsese w swoim filmie „The Departed” (2005r., polski tytul „Infiltracja”), film rownie glupawy, w ktorym podstawe dialogow stanowi slowo „fuck” albo „motherfucker”, i jeszcze do tego jack Nicholson machajacy w kinie sztucznym penisem.
I prosze odnosnie Kubricka zajrzec do polskiej wikipedii, jaki tam wielki artykul na jego temat sprokurowali. Kon by sie usmial, zrobili z tego faceta geniusza.
Witam.
Jeśli chodzi o narracje propagandowe różnych krajów może pozostanę w Polsce. Jest taka osoba, nie byle jaka osoba, ciekawa osoba i wielce zasłużona w narracji propagandowej naszego kraju osoba. Syn właściciela cegielni i gospodyni domu, wszechstronnie wykształcony, bardzo zasłużony dla miasta Zakopanego, architekt i nauczyciel nie tylko gimnazjalany ale i akademickia profesor Marian Bernard Wimer. Pochodzi sprzed wojny, a mimo to, mimo całej wielkiej zawieruchy wojennej jakoś dał radę w odradzaniu się przemysłu filmowego, propagandowego w powojennej Polsce. Czy to nie fascynujące. Jedni giną, wyjeżdżają, umierają lub nie mogą do powojennej Polski wrócić, a inni „dają radę.” Czemu mam wrażenie, że film nie mógł jako narracja propagandowa zaginąć, nawet w takim „zaścianku” jak Polska?
http://www.uml.lodz.pl/get.php?id=21124
Pozdrawiam
Profesor Marian Bernard Wimmer, przez dwa „mm.”
” Potem zaś, wczoraj po południu, wysłuchałem tego wywiadu z Aleksandrą Rybińską, która mówiła, że kiedy wróciła do Polski w roku 2006, a mieszkała wcześniej w Niemczech i we Francji uderzył ją aspiracyjny charakter kolegów dziennikarzy.”
Prosze sie nie dziwic tej pani. To przeciez corka Macieja Rybinskiego, ktorego zona – pani Krystyna Grzybowska z innymi wrecza te statuetki „Zlotej Ryby” mlodym aspirujacym. Takim jak slynny dziennikarz Krzysztof Feusette. I oni marza o tym zeby do tej piwniczki w ktorej sie wzajemnie adoruja wkroczyl jakis przedstawiciel BBC albo CNN i sfilmowal ich z tymi statuetkami. A pan Krzysztof moglby wtedy przed kamera pokazac palcami „V” (for victory). To jest dla takich jak on ludzi miara sukcesu.
He he, ostatnio na większą skalę zrobił to Trump. Rozbudował nieco tylko zawołanie zachodnich celebrytów chcących się przypodobać publiczności (skoro już zainkasowali…) „Jesteście wspaniali. Kocham was 😉
Chyba jest o tym mowa żebyśmy weszli do drugiej ligi :). W końcu ;).
Oczywiście. I na skutek barku odpowiedzialności „My nie ruszamy waszych a wy naszych”. Obojętnie kto nie rządzi zadłużenie rośnie, płacimy więcej niż inni, ale winnych tego stanu rzeczy nie ma 😉
Jesteś. Nic nie zrozumiałeś
My jesteśmy w okręgowej i tam zostaniemy.
No ale nasi kołcze mogą nam różne aspirację przedstawiać ;). Dlaczego nie? Pokazywać te różne paciorki (w mediach) i mówić, że może kiedyś też zobaczymy z bliska :).
Nooo…
… ta cala Rybinska to dopiero jest mUSK !!!… to dopiero jest aLtorytet… tylko szarym mydlem sie pochlastac od jej tajemniczosci i mUNdrosci !!!
Gdzie ta dziunia byla i co widziala nie interesuje mnie ani jote… mam nadzieje, ze ludzie… ze Polacy duzo od parunastu lat jezdzacy po Europie za kawalkiem chleba TEZ sobie ja ODPUSZCZA…
… moze zamiast tej swojej ckliwej gadki ta cala Rybinska powiedziala czego ona dokonala w swoim zyciu… w kazdym badz razie widac ewidentnie, ze kolejna dziunia pApowana jest na jakis dety aLtorytet… nie wiadomo tylko po co, na co i dla kogo !!!
100/100 !!!
No to tylko czekac jak ta cala Rybinska…
… zostanie „czlowiekiem roku” nagrodzonym przez „wroga ludu”… kolejny pasozyt i darmozjad, ta cala Rybinska… do tego z ich bandy !!!
Chciałam nawiązać do tekstów Stalagmita, który w styczniu b.r. na Szkole Nawigatorów odpowiadał (niejako) na pytanie: „Jak rozpętać wojnę” , z podtytułem „Z nie tak dawnej historii” – było to opisane w trzech odcinkach (? chyba), ale te teksty Stalagmita pokazywały bezradność poszczególnych państw, wobec manipulacji anglików prowadzącej do wybuchu I W Ś. Sam (prawie najważniejszy na kontynencie) Cesarz Wilhelm musiał być nieźle „kantowany” przez intrygi angielskie, jak hetka pętelka, jeśli na ministra spraw Zagr. Wielkiej Brytanii mówił „Grey – ta świnia”.
Powracając do tematu, chciałam podkreślić, że elity państw padają ofiarą intryg elit innych państw, a Pan podkreśla, że jeszcze są straty w warstwach społecznych , że te obrywają od swoich elit.
Obrywamy też od swoich elit, oczywiście, świadczy o tym minione 30 lat od tzw okrągłego stołu. No jest ciężko, ale ciągle mam nadzieję, że nie beznadziejnie.
Brawura i Ruptura – według wypowiedzi z książek, których okładki zamieściłem w ilustracji.
W swej drugiej połowie film Full Metal Jacket degeneruje się w klisze, zachęcając widownię do identyfikacji z tradycyjnymi filmami walki.
Jednym z centralnych mitów Ameryki jest mit męskości. Jeszcze w czasach kolonii John Winthrop oświadczył: „Musimy zważyć na to, że będziemy jak miasto na wzgórzu i oczy wszystkich narodów będą zwrócone na US”
Pułkownik marines tak odnosi się do pacyfki: „My staramy się pomóc Wietnamczykom, ponieważ w każdym żółtku siedzi Amerykanin, który stara się z niego wyjść”.
Za męskością idzie brawura. I tu dochodzimy do filmu „Na polu chwały”, gdzie za nie wykonanie rozkazu wyjścia z okopów pod ogień własnej artylerii kara śmierci ma być wykonana na losowo wybranych rekrutach, ale w końcu rozstrzelanych zostanie jedynie czterech kaprali. To jest prawdziwa historia wielkiej niesprawiedliwości, ale według książki o Francji w Wielkiej Wojnie przypadki tak ostrego karania za unikanie walki lub dezercję były rzadkie. [Bez wahania śmiercią karano wroga schwytanego na łupiestwie]. Młodych Francuzów cechowała wielka brawura związana z ich pozycją w grupie, a grupy wewnątrz organizacji. Nie miało to wiele wspólnego z patriotyzmem, a raczej chodziło o odrzucenie posądzenia o tchórzostwo i wykazanie męstwa czyli męskości.
Brawura i Ruptura
No właśnie różne narracje – elita Namibii wystąpiła z roszczeniami do elit niemieckich o odszkodowanie za doznane krzywdy.
He he, może myślą, że mogą tyle samo co inni 😉
Nasza propaganda dlatego działa zwodniczo, że został ucięta przed dotarciem do połowy przekazu. Czyli wolność tak, niemal swawola tak, ale jedność w społecznym panowaniu Chrystusa Króla i własność już nie. Jeśli bowiem ludkowie pilnujący narracji zostawią nas na chwilę w spokoju, rozwiniemy propagandę skuteczniejszą od ich propagandy. Okaże się, że świat monarchii katolickiej sprzed buntu Lutra i króla Henryka VIII robi na dookolnych narodach wrażenie znacznie większe niż obecna forma Unii Europejskiej.
Kościół katolicki nie dał przyzwolenia na modernizm, ale moderniści stworzyli wrażenie, jakoby za ich zwodniczymi postępkami stał Kościół katolicki. Sobór ekumeniczny głosi nauczanie z asystencją Ducha Świętego i w sposób nieomylny, a w dokumentach Vaticani Secundi znajdują się błędy, np. błędna definicja Kościoła w Lumen gentium.
I jeszcze kawalek prawdy o Francji z filmu „Munich” (rezyseria Steven Spielberg 2005), wypowiedziany przez znakomitego francuskiego aktora o nazwisku Michael Lonsdale (zyczylbym sobie zebysmy mieli w obecnej Polsce chociaz dwoch czy trzech aktorow takiego kalibru):
„moja rodzina zginela walczac z Niemcami po to zeby szumowiny z Vichy wymienic na szumowine de Gaulle, a nazistow zastapic Sowietami i Waszyngtonem.”
Ileż to razy startowaliśmy do lotu i ileż to razy dostawaliśmy w łeb – od swoich. Ileż to razy podstawiano nam fałszywa alternatywę. Ostatnio w nią uwierzyliśmy /lub „uwierzyliśmy”/ – bo nie było innej, prawdziwej i po dwóch latach pokazano nam znowu wałłła. Zestarzeliśmy się w końcu, bo taka jest biologia. Jeszcze sceptycznie, sarkastycznie, ale ostatkiem sił coś napiszemy, skomentujemy. Ta pełna miska, o której piszesz, będzie miała dla nas jedynie gorzki smak. Boimy się terroru, przemocy prawnej, wobec której jesteśmy bezradni. Chcemy dożyć swoich dni w spokoju wiedząc, że nic nie możemy…
Z klawiatury mi to, Pani, zdjęłaś!
Jeszcze wypada dodać – poza tym, że „władza wolna jest od odpowiedzialności” – że my stale tej władzy obawiamy się, jej kolejne pomysły /REALIZOWANE!!!/ stawiają nam włosy na głowie z przerażenia. I nasza całkowita bezradność wobec posunięć tej władzy. Która miała być „nasza”.
Jak to szło? Nikt nie może być pewnym swego życia i mienia gdy obraduje parlament… Stara, angolska prawda.
Czasami mi sie wydaje, ze nasze „elity” wiedza, ze nie jestesmy właścicielami własnego państwa? Albo może wiedzą, że nastąpi jakaś wojna ? Wiedzą, że są tylko na chwilę, wiec po co sie rozpedzac? Dlatego może nie robią nic wielkiego np. w kulturze, bo po co skoro to wszystko zostanie za ich zgoda zaorane. Normalne panstwo działałoby inaczej.
Coz powiedziec…
… tez, te 3 lata temu „uwierzylam”… bo nie bylo innej opcji !!!
Zawsze chcialam zrozumiec, dlaczego jedna z moich ulubionych komentatorek, Pani KOSSOBOR miala tak zla opinie o wyboraH demoNkratycznyH… i dzis absolutnie zrozumialam Pani niewiare w te HUCPE WYBORCZA… co wiecej – sama, na 99% pewnosci – nie wezme juz udzialu w zadnych wyborach !!!
Przypominam, że PINKPANTHER postawił ciekawą tezę, że u początku XX wieku w Sarajewie i Jekaterynburgu nie oszczędzono przedstawicieli chrześcijańskich rodów panujących, kiedy anglikańskim koronowanym głowom nie spadł włos z głowy.
Krytycy filmowi kontra architekci
Moim pierwszym skojarzeniem po spojrzeniu na tytuł „Full Metal Jacket” był metalowy kaftan bezpieczeństwa w domu wariatów. Potem przeczytałem, że chodzi o metalową osłonę na ołowiany pocisk, dzięki któremu zachowuje on swój kształt, ale cierpi na tym celność strzałów, bo ołów nie wypełnia szczelnie wewnętrznej średnicy lufy. Gdy u żadnego z krytyków filmowych nie znalazłem mojego skojarzenia, zwątpiłem w swą budowaną kilkadziesiąt lat intuicję językową, ale w rocznikach Szkoły Architektury Stowarzyszenia Architektonicznego z 1987 odnalazłem to, czego szukałem. „Full Metal Jacket” sugeruje ubranie krępujące. Kaftan ochronny. Kaftan bezpieczeństwa. Kaftan mentalny. Krępujący umysł i wykluczający niezależne myślenie.
Proszę się nie obrażać, ale musi Pan dorosnąć do Kubricka. To zajmie trochę czasu. Mnie też zajęło. Nie żałuję. Najwięcej dała mi praca magisterska wykonywana na jednym z uniwersytetów w Kandzie na temat kolorów i ich sekwencji użytych w Eyes Wide Shut. Lubię Full Metal Jacket, ale wolę Barry Lyndon ze świetną muzyką. Dwa dnia temu zeszło i oglądania do 3am i miałem porozwalany program dnia.
I tak na koniec mama zagadka dla wszystkich czytelników a jest ich sporo. Jaką piosenkę śpiewają amerykańscy żołnierze po wyjściu z krwawej bitwy o Hue? Pozdrowienia dla Wszystkich czytelników i autora.
Proszę oglądać filmy Kubricka w oryginalnej wersji językowej najwyżej subtitles. Warto. Oczywiście klasą samą dla siebie jest Eyes Wide Shut do którego Kubrick przygotowywał się 30 lat.
Wybory to bicie piany, nic więcej. Bicie piany przez kolejne gangi – a każdy podstawiony „do wierzenia” i umocowany poza Polską. Istotne są „owoce” po których ich poznawaliśmy. I po tych właśnie „owocach” miałam absolutnie sceptyczne podejście do ostatnich wyborów, tak prezydenckich, jak i parlamentarnych.
Dokladnie tak…
… te ostatnie 4-5 lat codziennego – bez mala – czytania fenomenalnych wpisow Gospodarza i rownie fenomenalnych dyskusji pod tymi wpisami, a takze wlasnych obserwacji i najprzerozniejszych zdarzen podczas mojego pobytu we Francji – otworzylo mi baaardzo szeroko oczy…
… juz nic nie bedzie „takie” jak mi sie wczesniej zdawalo… juz zadna presstytutka nie bedzie mnie „uszczesliwiac”… a najlepiej jest poznawac te aspirujaca bande do koryta – bez zadnych wyjatkow – wlasnie po owocach !!!
Ja obejrzałem „Barry Lyndon” i muszę powiedzieć, że zdjęcia są niesamowite, niesamowicie malownicze głównie angielskie widoki. Ale główny bohater wcale mnie nie urzekł, widać bardzo stanowczy i ryzykant, ale jednocześnie wyrachowany cwaniak, ale w wielu sytuacjach postępujący najgłupiej jak to możliwe, impulsywnie a czasem wręcz opornie jak muł (to się nie dodaje). Wiele interakcji międzyludzkich przedstawionych w filmie jest tak dziurawa, że aż trudno w to uwierzyć i wielu winić można o zaniedbanie.
Wydaje mnie się, że Gospodarz przedwcześnie wpadł w zachwyt nad Stanleyem Kubrickiem.
30 lat- to już wiem kogo się Gliński nasłuchał w temacie robienia filmów…
Oczywiście, że nie jesteśmy właścicielami. W związku z tym nie decydujemy również o tym, czy np.będzie wojna. Ale to nie znaczy, że nie mamy żadnego wpływu na to, co się tu dzieje.
Idź się leczyć i nie wracaj tu nigdy
Wybory w naszych czasach się odbywające niczym nie różnią się od wyborów przeprowadzanych w starożytnym Rzymie, nasze głosowania niczym nie różniły się od głosowań zgromadzenia ludowego rzymskiego, gdzie, jak wszyscy wiedzieli, decydowali bogacze. W starożytnym Rzymie wybierano urzędników wszystkich szczebli, łącznie z konsulami, a podczas kampanii wyborczych wykorzystywano dokładnie tak samo brudne chwyty, jakie wykorzystuje się obecnie. W końcu cały ten republikański interes przekształcił się w monarchię absolutną. No i my podążamy w tym samym kierunku.
można tak powiedzieć, że w swoich narracjach propagandowo – dyplomatycznych przed I WŚ, Prusy chciały się wygodniej rozgościć w środkowo wschodniej Europie, Carstwo chciało bronić prawosławia i scalać ziemie słowiańskie, Habsburgowie chyba chcieli ocalić to co mieli a wyspiarze wysadzili całą trójkę z siodła. Na kontynencie rozpoczęto budowę demokratycznych republik. Taka narracja . A zawsze chodziło o interesy.
A może w ogóle należy zrezygnować z mówienia o republikach demokratycznych? Termin ten do złudzenia przypomina demokrację ludową, wspominaną z tak wielkim rozrzewnieniem tyranię pierwszego sekretarza kompartii.
Tak zwani „zagranico”… Koniecznie muszą na tej podstawie udowodnić że Polska jest we wszystkim gorsza. W konkretnym sensie,tj.bycia awangardą tzw. „postępu”… Po pierwsze jakby to w ogóle było komuś potrzebne, a po drugie rzecz jasna oni myślą że za tę nadgorliwość ktoś ich wynagrodzi.
Najzabawniejsze jest to ze Kasę którą biorą za tę robotę traktują jako docenienie ich starań i sprytu. Niech tak sobie myślą 🙂
Dorosnąć do Kubricka. Hmmm. Prymitywna ale ciekawa sugestia.
Że ośmielę się zapytać. Dorosnąć w jaki sposób? tak jak do „filmów dla dorosłych”? Czy tak jak do „krwawych scen walki”?
„Najwięcej dała mi praca magisterska wykonywana na jednym z uniwersytetów w Kandzie na temat kolorów i ich sekwencji użytych w Eyes Wide Shut.”
i ty sie chlopie jeszcze tym chwalisz?!
lol…
Spóźnił się kolega 🙂
Takie rzeczy już kręcą na szołmakskom. Naprawdę nic ciekawego
„Krytycy filmowi kontra architekci”
https://www.youtube.com/watch?v=c2YqixQIU-k skecz Pythonów..tak mi się skojarzyło 🙂
Pozdrawiam
pierwszy sekretarz kompartii i jego parajgenosen , bo on jeden to za mało
Z tekstów Szanownego Stalagmita wynika, że tam wtedy, przez I wojną, toczyła się jednak jakaś realna gra w wykonaniu elit prawdziwych – między mniej więcej równorzędnymi przeciwnikami.
„Nasze elity” bez wyjątku, to jest zwykłe poddaństwo, całkowita zależność, kompradorstwo, wykonywanie poleceń. Zawsze kosztem Polaków oczywiście.
Po tym przemówieniu Pucołowatego na UW z okazji tzw. Marca’68 żadnych wątpliwości nie mam. Aktualni zbawcy to pic na wodę – fotomontaż. Z tego co mnie ostatnio trochę poruszyło, niesamowite jest to, jak niektórzy ludzie uważający siebie za patriotów (mam na myśli przede wszystkim autorów z SN), z jednej strony chcą powstania prawdziwych polskich elit, ale z drugiej pragną, by Polakom miskę napełniało tzw. państwo. I święcie wierzą, że taki układ jest możliwy. Dlatego, choć jest ciężko, trzeba pisać.
oczywiście parteigenosen
Tak właśnie. Z tym, że gorzej…
Jak od lat prawie 30. słyszę o „prawdziwych polskich elitach”, co to „trza zrobić je”, to – jak się zapewne domyślasz – już tylko śmiech pogardliwy mnie ogarnia. Na prawdziwe elity jest zawsze sposób – anihilacja. To państwo kilkakrotnie już tę sztuczkę przećwiczyło. W różnych wersjach, ale zawsze udanie. I nad tymi wersjami, zawsze udanymi, patrioci przechodzą bez zmrużenia oka. /Zwłaszcza w kwestii zwrotu zagrabionego Polakom majątku./ A pies im… /pahdą, natuhalmą/.
A czy można prosić o jakiś link do tego przemówienia – najlepiej w całego.
Jak ktoś rzuca tekstem „elitarnym” To znaczy jedno – on sam się do tych „robionych elit” zalicza. I każdy kto będzie jego „akolitą”. A każdy o innych poglądach może skończyć jak warchoł dbający o swoją prywatę. A co do tej anihilacji to „prawdziwi patryjoci” nie przechodzą nad tym bez zmrużenia okiem co to, to nie. Oni są dużo bardziej perfidni – oni zrobią akademię ku czci tych, co to „rzucili na stos swój życia los” i „wszystko co Ich Polsce oddali”.
A majątków nie można oddać i nigdy nie zostaną oddane z dwóch przyczyn:
1) odpowiednie osoby się na nich uwłaszczyły – czy to nieruchomościach (nieliczni) czy to dobrach ruchomych (tu już dużo więcej) – bo jak to tak oddać srebrne sztućce czy porcelanową zastawę ?
2) na czymś trzeba żerować a nieruchomości póki co państwowych jest tyle, że zarządców dużo potrzeba.
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta-rp/wystapienia/art,384,wystapienie-prezydenta-rp-podczas-obchodow-50-rocznicy-marca68-na-uniwersytecie-warszawskim.html
No, ten tekst jest naprawdę ważny i wybitny. (Dla mnie masz taką jakąś sinusoidę z poziomem, albo przynajmniej z tym, co mnie interesuje, wzdłóż osi czasu, ale te dwa teksty, które dziś dotąd przeczytałem są super.)
A co do „sztuki filmowej”, to dorzucę, częściowo choćby à propos, że kilka spośród najgorszych filmów, jakie w życiu widziałem, to były klasyczne „arydzieła”. Np. „Obywatel Kane” i „Ptaki”, najgorszy chyba film Chickocka. Jeśli mam w tych ocenach rację, to pokazuje, ile tu oznacza propaganda „znawców” i wstępne wychowanie lemingów do łykania różnych treści.
Pzdrwm
„Ptaki” są przynajmniej zabawne. Coś jak horrory klasy C.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.