Motto tego bloga jest trochę oszukane. Przypomnę, że brzmi ono – …dla sławy, dla zysku czasem…Wszyscy jednak wiemy, że żadnej sławy nie będzie. Na jakiś tam zysk można liczyć, ale zyski osiąga się także handlując przemycanymi papierosami, nie ma się więc czym ekscytować. Nie ma także mowy, byśmy osiągnęli tu jakikolwiek sukces w wymiarach dostępnych zmysłom ludzi do sukcesu dążącym. Przeciwnie, łatwo może się ta nasza działalność zakończyć katastrofą. Po skończeniu każdej kolejnej książki wyglądam ja szczur wędrowny poszukujący czegoś do zjedzenia i w zasadzie powinienem spać przez tydzień, ale nie mogę. No, a jak wiemy każdy ma swoje przyrodzone ograniczenia, które ujawniają się w najmniej spodziewanych momentach. Nie martwmy się jednak na zapas, bo nasza misja sformułowana jest inaczej. Trzeba stworzyć taką przestrzeń, w której kiedyś uda się komuś osiągnąć sukces prawdziwy. Dlaczego tak?
Siedziałem sobie ostatnio w garderobie telewizji internetowej Wpolsce, czekałem na Józefa i przeglądałem ostatni numer W sieci. To co tam zobaczyłem wprawiło mnie w osłupienie. Ponad połowa tej gazety to felietony pisane przez ludzi kojarzonych z sukcesem. Mam na myśli sukces polityczny, publicystyczny, sukces literacki, a także sukcesy towarzyskie. Te ostatnie są mi szczególnie wstrętne, a reprezentantem ich właśnie na łamach tygodnika W sieci był, jak się zdaje Bronisław Wildestein. Ludzie sukcesu, tak jak się ten sukces rozumie w Polsce, wśród aspirujących do sławy i pieniędzy młodych osób, to tacy, którzy pokazują się w mediach. Im większe i nachalniejsze mają wizerunki, tym sukces ma wyższą rangę. I to jest niesamowite, bo największe zdjęcia w tym tygodniku mieli Wildstein, Skwieciński i Krystyna Rybińska. Nie były to rzecz jasna zwykłe zdjęcia, ale stylizacje tak wykonane, żeby czytelnik nie miał cienia wątpliwości, iż obcuje z istotami niezwykłymi. Nie będę tu obgadywał pani Rybińskiej, ale obaj panowie mogliby się trochę zmitygować. Co jest w tym wszystkim istotne? Oto „nasi” , ludzie reprezentujący dobrą zmianę, prezentują się na łamach tygodnika w taki sposób, by nikt nie miał wątpliwości iż ich jedynym marzeniem jest występowanie w telewizji. Ta jednak jest już zajęta i mowy nie ma, żeby zagrzać tam miejsce na dłużej. Poza tym cóż to, realnie rzecz biorąc, za sukces – felieton w tygodniku i jakieś publicystyczne występy w TV? Pomijam treść tych felietonów i tych wystąpień, treści, która nikogo nie uwodzi, za to wywołuje gwałtowne napady ziewania. W zasadzie należałoby, zamiast stylizacji na fotografiach, pomyśleć o zmianie strategii. No, ale nie można, bo wtedy trzeba by wycofać się z pierwszej linii. No, a jak…przecież tyle lat czekało się na tę możliwość, żeby wreszcie móc, z gwarancją, że człowiek będzie wysłuchany, przemawiać do tłumu. Czy rzeczywiście felietoniści W sieci mają taką gwarancję, a jeśli tak, to kto im jej udziela? Nie Józek, to pewne. Może redaktor naczelny? Śmiem wątpić. Myślę, że oni nie mają żadnej gwarancji na wysłuchanie, a jedynie bardzo wyraziste złudzenie, że ona istnieje. I na tym złudzeniu budują to swoje przekonanie o sukcesie. Ktoś może mi teraz zarzucić, że ja przecież też tam chodzę i występuję w tej telewizji. Tak, to prawda, w moim jednak przypadku zachodzą dwie istotne okoliczności, które mnie od felietonistów i publicystów W sieci odróżniają. Po pierwsze – ja nie biorę za swoje występy honorarium. Po drugie – traktuję je jak promocję swojego wydawnictwa. Mam coś do sprzedania i jeśli pojawia się możliwość, by ów towar bezpośrednio lub pośrednio zareklamować, czynię to bez mrugnięcia okiem. Przychodzi mi to tym łatwiej, że nie mam wobec redakcji żadnych zobowiązań. Podobnie było w salonie24 tylko tam miałem więcej swobody. Zarzucano mi, że reklamuję swoje książki. Przypomnę tylko, że był taki czas kiedy mój blog generował 20 procent ruchu w salonie. To jest doprawdy mała gratyfikacja, ta skromna reklama sklepu, która się tam pojawiała, w zamian za takie usługi. Nie domagałem się od właścicieli salonu niczego więcej i spotykało się to ze zrozumieniem.
Nie można więc w żaden sposób porównywać mojej aktywności w tej telewizji, z aktywnością autorów z tygodnika, którzy są solidnie wynagradzani i mają pilnować, by wzrastała sprzedaż, a także by idee dobrej zmiany były właściwie rozumiane przez czytelników. Czy tak się dzieje? Oczywiście, że nie i to mam nadzieję już zostało wyjaśnione. Tak zwane prawicowe tygodniki nie istnieją po to, by stwarzać przestrzeń, w której inni będą czuli się dobrze i będą mogli odnieść jakiś, może niewielki, ale jednak sukces. One służą do tego, by ludzie, którzy do tej pory żyli oczekiwaniem na zwycięstwo PiS mogli wreszcie publicznie manifestować fakt iż doszli do kresu swojej życiowej drogi. Bo co do tego, że jest to kres nie można mieć wątpliwości. PiS może teraz wygrać albo przegrać kolejne wybory. Od tego zależy los dziennikarzy i publicystów i ta ich rzekoma sława. A także sposób w jaki stylizują swoje fotografie. Nasz los nie podlega koniunkturom politycznym. I to jest – sądzę – największy sukces jaki udało nam się do tej pory osiągnąć.
Czasem wydaje mi się, że nie będę miał pomysłu na kolejny tekst, albo, że nie dam rady napisać kolejnej Baśni, albo że wyczerpie się formuła, któregoś cyklu i co wtedy…Niepotrzebnie…to zaraz mija. Przychodzą nowe pomysły, nowe jakości, nowe kwestie do omówienia…To się nigdy nie skończy. Już nie mogę się doczekać końca cyklu socjalistycznego bo mam w głowie całkiem inny, jeszcze lepszy i ciekawszy. Oczywiście rozumiem wszystkich, którzy się tu nudzą, albo mają inny pogląd na różne sprawy, które tu omawiamy, rozumiem tych, którzy opuszczają to miejsce, żeby już nigdy nie wrócić. A także tych, którzy się obrażają o różne drobnostki. Chcę jednakowoż powiedzieć, że to się prędko nie skończy, a zaskoczeń będzie jeszcze bardzo dużo. I nie jest moją rolą przekonywać kogoś, zawracać go z drogi, albo nie daj Bóg prosić. Niech wszystko zostanie tak jak jest. Wczoraj zrobiliśmy z Michałem bardzo dobre nagranie, ale chyba się nie udało go wyczyścić. Tak więc musicie na nie poczekać. Do końca roku chcę nagrać 400 filmów i wydać 20 książek. Ciekawe czy się uda…
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
Szczur wędrowny:) tez tak wyglądam,tyle ze permanentnie.
Fakt, ze w Sieci sie mocno zapętliło. Sprzedaż spada, trudno zeby nie, jak nie m co czytać. Naświetlanie tego samego z rożnych punktów widzenia w felietonach, to nie jest wabik dla czytelnika, tym bardziej, ze wszystko przewidywalne do bólu. Ale fakt, są rożne aspekty sukcesu. Taki model biznesowy.
Super tekst. Dzieki za motywujace podsumowanie!
„Polska praktyka polityczna dowiodła i nie raz jeszcze dowiedzie, że przemiana żydowskiego komunisty pederasty w konserwatywnego katolika, wychowawcę młodzieży może się dokonać na oczach wszystkich, w czasie krótszym niż pół godziny, a do tego zebrani na tym evencie ludzie nagrodzą ową przemianę oklaskami.”
Do końca roku chcę nagrać 400 filmów i wydać 20 książek.
No nieźle, powodzenia.
Ciekawość tego bloga polega na tym, że sam autor ostrzega i dużo mówi o tym, żeby go nie czytać 😀
Życzę powodzenia bo robi Pan dobrą robotę. Myślę, że dla niejednego jest to taki łyk z czary goryczy o której przynajmniej wiadomo że nie jest zatruta.
Nie ma zdjęcia i jak widać na filmach autor uporczywie nie chce zapuścić brody i zrobić sobie tatuaży na rękach oraz modnej fryzury.
Nie czytam zadnych naszyH smieci typu „w sieci” czy tego drugiego brukowca „gapol’a”… tym bardziej zaden z Wildsteinow nie wart jest chocby wzmianki… fakt w telewizorze te SAME RYJE… sprzed 30 lat… az sie niedobrze robi !!!
Plan do zrealizowania super ambitny… zycze powodzenia… ale jakby – w razie co – tylko polowe tego planu udalo sie Panu zrealizowac – to tez bede przeszczesliwa !!!
Mam głęboką nadzieję Panie Gabrielu, że te dwutygodniki u obywateli Karnowskich i to niesmaczne fraternizowanie się z kreaturką orłopodobną to lans za friko jeno. Daj Boże, by te kontakty nie wpłynęły na Pańską twórczość i wiarygodność analiz.
>…a także sukcesy towarzyskie. Te ostatnie są mi szczególnie wstrętne…
A towarzystwo w Panteonie florenckim?
Coryllus, Wielki Projekt:)
+
100/100 !!!
Malwina, to Ty?
raczej sto na milon
Sukcesornia. Sukces zle mi sie kojazy. Nie powinnismy dazyc do suk tak lapczywie
Obrona przed wywaleniem z bloga.
Pan Szanowny, bo jakze by inaczej, Gabriel, daje mej osobie rezolutna szanse by dopisac to i owo.. Z pewnoscia juz wie, ze zmienialem niki tysiace razy ale sie nie poddaje. To jedyny sensowny blog gdzie jest co do czytania w plejadzie niewiadomoczego.
Kwitnie tutaj zycie!
Teraz cos extrawagan…
Toyah to mistrz. Myli sie diametralnie co do trawy.
https://www.youtube.com/watch?v=tYbfmkuRjkY
– tam po prostu jest juz 21 wiek…
Tymczasem pan Toyah uznaje, ze nie. Ze moze najlepiej (tutaj koloryzuje) wogole wytepic ten krzak z powierzchni ziemi. Tak bedzie najlepiej. I posadzic krucyfikse, warstwami.
Bo kiedy jedynym lekarstwem dla jego, oby nie, dziecka bedzie cannabis, szybko zmieni zdanie. Bardzo szybko.
A moze to tylko program partii politycznej, ktorej Pan Krzysztof sie trzyma..?
A dlaczego Polska nie moze wznowic produkcji wyrobow z konopii?
Z takimi jak Tojah daleko nie zajedziemy…
.
Mozemy sie piescic Sredniowieczem a dlaczego nikt nie podejmuje tematu surowcow natutalnych
wystepujacych pod ziemia? Co jest grane? Caly Swiat o to walczy a w Polsce pomniki i cmentarze najwazniejsze. A nie. Jeszcze media nas interesuja, co kto o kim i co opowiada. No tak, to jest najwazniejsze.
A moze by tak zasoby…(sic!)
Dla miłośników piękna dodałem szczegóły grobowca Zofii Zamoyskiej
Na durnej trawie jako wyroby konopne mozna podbic Swiat.
Nie mozemy? Zakazane? To o czym wogole mozna dyskutaowac?
O niczym. I wlasnie o tym jest dyskusja prawdziwa na blogu.
Oj Polska..
Pochodze z miasteczka w Polsce, ktore jest wlasciwie wielkim cmentarzem.
Chyba mam juz tego dosc..
Piekna. Naprawde. I wiem, ze to nie jest miejsce by poruszac inne tematy.
Azeby Pan wiedzial…
… ze to rzeczywiscie jedyny sensowny blog i portal, gdzie naprawde mozna sobie poczytac.
Bylo i o zasobach…
… i to nie raz i nie dwa… i do tego bardzo ciekawie.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.