mar 092018
 

Co jakiś czas ktoś, usiłując przekazać mi jakąś prawdę o sobie mówi – wiesz nie mam przymusu pisania. Nie wiem co na to odpowiedzieć, bo ja taki przymus mam. Od bardzo dawna, od chwili kiedy zacząłem się z pisania z dobrym skutkiem utrzymywać. Zanim do tego doszło upłynęło wiele lat, w czasie których, tak jak wszyscy, przechodziłem różne stopnie edukacji. W moim przypadku było to o tyle dziwne i niestandardowe, że na każdym etapie zajmować się musiałem czynnością zwaną rozpoznawaniem. Od tego czy coś rozpoznam, czy też nie zależała moja ocena na półrocze, na koniec roku, a potem oceny semestralne na studiach. Nie należałem nigdy do czołówki mistrzów rozpoznawania, ale miałem swoje wyniki i one nie były najgorsze. Zanim opowiem głębiej o tej niełatwej sztuce wymienię może w jakich zakresach ją uprawialiśmy w szkole, a w jakich na studiach. No więc w szkole średniej rozpoznawaliśmy pędy bezlistne, ulistnione, rośliny zielne i takie, które mają zdrewniałe pędy, owady, ptaki w locie i ptaki preparowane, nasiona drzew i krzewów, profile gleb, gatunki drewna w korze i bez kory. Jeśli wydaje się Wam, że to ostatnie jest najtrudniejsze, mylicie się. Najgorsze są owady i nasiona. Gatunki drewna bez kory to pikuś. Na studiach oczywiście trzeba było rozpoznawać przedstawienia ikonograficzne w malarstwie średniowiecznym i nowożytnym, architekturę, którą znaliśmy wyłącznie ze zdjęć, a także inne dzieła, nieraz nie posiadające cech sztuki, jak na przykład prace Josepha Beusa. To był obłęd i do niczego mi się do dzisiaj nie przydaje. Podobnie jak większość spraw związanych ze studiami. Co innego szkoła średnia, z wiedzy tam zdobytej korzystam często i ma owo korzystanie charakter prestidigitatorski. Nie mogę zdradzić dlaczego, bo mało kto zdradza swoje tajemnice, ale wychodzi to zawsze dobrze i ciekawie, choć o wielu rzeczach już nie pamiętam. Cały czas mam jednak świadomość, że wszystko to ma charakter sztuczki. Po co o tym piszę? Ponieważ są ludzie, którzy penetrują rzeczywistość na poziomach głębszych, tak głębokich że nie ma mowy, by dokonać prezentacji swoich dokonań i zebrać za to oklaski. Pozostaje jednak chęć takiej prezentacji, z którą nie wiadomo co zrobić. Ja to rozumiem, tak jak rozumiem przymus pisania. Sam zostałem nim dotknięty. I doprawdy nie ma znaczenia fakt, że często, w zasadzie co drugi dzień, budzę się z pustą głową i myślą, że nigdy więcej już nic nie napiszę. Cała sztuka polega właściwie na tym, by pokonać tę myśl. Reszta robi się sama. Pisanie bowiem też jest rodzajem sztuczki, a do jej wykonywania potrzebna jest zręczność. Jeśli ktoś oglądał kiedyś filmy o cyrkowcach, magikach, albo innych ludziach zarabiających na scenie, wie, że trening jest wszystkim. W zasadzie nie ma możliwości zatrzymania się. Dla niektórych postojem jest dopiero wózek inwalidzki, albo cela w domu wariatów. Tutaj jest identycznie. Jest tak samo jak z umiejętnością rozpoznawania nasion drzew lub ptaków w locie. To jest fascynujące i znakomite, ale trzeba się tego nauczyć, pod presją niestety. I wyobraźcie sobie, że byli tacy koledzy, którzy się tego nie nauczyli nigdy. Po prostu nigdy. A nie byli idiotami. Kiedy myślałem o tym wczoraj przyszło mi do głowy, że cała ta sztuczka polega na tym, by ograniczyć swoje myśli wyłącznie do świata widzialnego i to w dodatku tego z najbliższego naszego otoczenia. Żeby nie wybiegać myślą nigdzie naprzód, nie kierować jej w głąb zjawisk, ale patrzeć i widzieć wyraźnie rzeczy nam najbliższe. Każdy kto próbuje zrobić krok dalej i coś w zakresie tego widma zmienić, przegrywa. Nie wiem czy jasno się wyrażam, może więc spróbuję jeszcze raz. Jeśli z poziomu przemożnej chęci opowiedzenie ciekawej historii, przechodzimy na poziom uporczywych próba zainteresowania czytelnika swoją osobą, poprzez tekst, osiągamy efekt odwrotny od zamierzonego. Bo tego co chcemy pokazać nie widać i nikt nie zweryfikuje tej treści na miejscu, a przez to nie poczuje tej dziwnej radości w sercu, którą każdy czytelnik musi odczuć, by się do autora przywiązać. Pisanie ma więc bezpośredni związek z jarmarcznymi sztuczkami i trzeba zawsze o tym pamiętać. Podobnie jak rozpoznawanie motyli i innych owadów.

To nie wszystko jednak. Nawet na tej drodze czekają na człowieka różne pułapki. Generalnie pisze się pod presją. W redakcjach na przykład jest tak, że wszyscy mają w nosie nasze wysiłki i człowiek nigdy nie czuje się doceniony. Nigdy – podkreślam. Nie ma takiej możliwości. Poza tym redaktorzy wyrzucają mu teksty do śmieci, zmieniają je po swojemu, nie licząc się z jego koncepcjami i okazują mu lekceważenie. Ja przyznam się, nie wyobrażam sobie dziś siebie, bez praktyki redakcyjnej. Uważam, że każdy powinien przez nią przejść, bo inaczej nic nie zrozumie. Im więcej zaś jego tekstów wyląduje w śmieciach tym per saldo dla niego lepiej. Dlatego też lepiej zaczynać pisanie w młodym wieku, a nie później, bo później trudniej znosi się upokorzenia.

Kiedy już się człowiekowi zdaje, że wszystko wie i rozumie przychodzą próby i pułapki prawdziwe. Nie wiem jak to wygląda w innych zakresach emisji treści, ale w naszym sprawy maja się stosunkowo prosto. Skończyłem książkę o Żydach, która dziś idzie do drukarni. Jest to cienka książka, z serii z białą sową, pod koniec marca będzie w sprzedaży. Napisałem ją z dwóch powodów – po pierwsze, sierżant Daniels robi promocję za darmo, po drugie muszę czasem napisać coś inaczej niż to czyniłem do tej pory i nie może się to odbyć przy asekuracji. Wiem to na pewno, trzeba zaryzykować, napisać, wydać, sprzedać i zobaczyć co się stanie. Jak się okaże, że nie chwyci, trudno, nie będziemy tego kontynuować. Nie ma jednak mowy o jakikolwiek miarodajnych próbach tu na blogu, bo ani komentarze, ani ilość odsłon, nie dają żadnej wiążącej informacji dotyczącej popularności tekstu. I dziwi mnie czasem, że koledzy związani zawodowo ze skomplikowanymi nieraz rachunkami nie rozumieją tej prostej prawdy. Liczy się tylko sprzedaż i tylko ona daje nam jakieś pojęcie o tym, czy teksty się podobają czy nie. Dlatego tak niemiłosiernie traktowałem zawsze komentatorów. Oni nie mają wpływu na nic. Im się tylko zdaje, że mają. I teraz uwaga do autorów – nie ulegajcie żadnym presjom ze strony komentujących. Pamiętajcie jednak, że bez komentujących nie ma bloga. To jest łatwe do zrozumienia, choć wydaje się trudne.

Powiem teraz coś o poważnych pułapkach i pokusach. A także o tym jak rozpoznać dobre i ciekawe historie. Niektórzy autorzy, ale nie tylko oni, także dzieci i ludzie nie rozumiejący tajemnic zawodu prestidigitatora, uważają, że wystarczy powtórzyć z jakąś tam dokładnością ruchy magika, żeby sztuczka okazała się tak samo dobra. Nie wystarczy. To jedna kwestia. Druga dotyczy sensu tego co tu robimy. Już o tym pisałem, ale jak widać nigdy dość powtarzania. My tutaj nie dokonujemy żadnych demaskacji, my się tu zajmujemy zabawianiem czytelników używając do tego narzędzi ze świata widzialnego i dla tych czytelników dostępnego. Za ich pomocą preparujemy tekst, który wzbudza emocje, nieraz bardzo żywe. Taka jest formuła misji. Żeby ją realizować dobrze, należy nauczyć się rozpoznawania. Trzeba przede wszystkim rozpoznawać dobre historie, które potem możemy wykorzystać. Lepiej, wiem to z własnego doświadczenia, chodzić zakrzaczonymi ścieżkami i nie korzystać z gościńców. To znaczy lepiej nie naśladować Łysiaka, czy Stanisława Michalkiewicza, a pisząc o Żydach nie drążyć w nieskończoność roli Żydów w budowie imperium brytyjskiego. Można pisać o czymś innym. Można sobie zadać pytanie – jak już ktoś się upiera na tych Żydów – czy dynastia sabaudzka to Żydzi. To ważne pytanie, ale nikt się jeszcze z nim nie zmierzył, bo temat wydaje się wielu autorom nieatrakcyjny. Nie „robi ich” ten temat. Podobnie jak inne, miałkie i nic nie znaczące tematy. Jest odwrotnie niż myślą niektórzy – to autor robi temat, a nie temat autora. Tu tkwi podstawowy błąd i wobec tej kwestii zawsze demaskują się grafomani. To jest próba generalna. Jak gabinet luster w filmie „Wejście smoka”. Zrobić tekst z dobrego tematu potrafi nawet bardzo marny magik. Zrobić tekst bez tematu jest o wiele trudniej. Są jednak tacy, którzy uważają, że można zrobić temat w ogóle bez tekstu, samymi tylko linkami. To jest niemożliwe, to jest Groucho Marks bez wąsów i okularów. Nie idźcie tą drogą.

Kolejna kwestia to pokusy. Na tym blogu pojawiało się już wielu takich, którzy domagali się, bym tę swoją jarmarczną metodę pisarską przyłożył do tematów biblijnych. Czynili to z nadzieją na jakieś bluźnierstwo z mojej strony, albo może po to, bym zdemaskował wreszcie Chrystusa i apostołów jako grupkę oszustów. Ja się w końcu złamałem i napisał dwa teksty na tematy biblijne w tej książce o Żydach. Mam jednak wrażenie, że w pułapkę nie wpadłem. To się zresztą okaże niebawem. Tak się składa, że pokusa demaskacji, a mnie się już naprawę nie chcę pisać o tych demaskacjach, bo to jest z punktu widzenia dobrego prestidigitatora nędza, jest pokusą płytką. Oto dowód – dwie postaci. Najpierw Ernest Renan. To jest coś fascynującego ten facet. Człowiek z tradycyjnej, katolickiej rodziny, znawca Pisma, historyk i ekspert, a do tego wielki erudyta. Niesamowity człowiek po prostu. Tak się jednak przejął tymi demaskacjami, że na starość stał się wyznawcą darwinizmu, a jego książka o Chrystusie była przez wiele lat hitem wydawniczym i wszyscy lewicowi autorzy i publicyści pokazywali Renana palcem i mówili – zobaczcie, wierzył, a zwątpił. Poddał tę całą biblię krytyce rozumu i wyszło mu, że Jezus nie był wcale Bogiem, ale zwykłym człowiekiem i do tego trochę kłamał. Czy to nie jest niezwykłe?! Zapewne jest. Literatura francuska pełna jest postaci zdeprawowanych, odchodzących od religii duchownych i młodzieńców, którzy kończą swoja karierę albo na uniwersytecie wygłaszając jakieś antykościelne kalumnie, albo w burdelu przy kartach, względnie w kasynie przy rulecie. I to jest koniec, szczyt demaskacji lewicowych. My jednak mamy inne – przeglądamy stare gazety, które podsyła Georgius i szukamy w ogłoszeniach rzeczy naprawdę ważnych. I tak dochodzimy do informacji, że najbliższy przyjaciel Renana, młody Dumas, ten od Damy kameliowej, wyznał iż za „Żywot Jezusa” Renan wziął niemałe wcale pieniądze od Alfonsa Rotszylda. Tenże Alfons Rotszyld pilotował również jego karierę. Ja nie mówię, żeby każdy od razu rzucał się na demaskowanie Żydów i ich ciemnych sprawek, chcę tylko pokazać, że jest sporo spraw do opisania w różnych obszarach. Ludzie zaś, którzy od dzieciństwa wychowali się w tradycyjnych rodzinach katolickich i znają na pamięć całą biblię, a do tego jeszcze komentarze, nie są przez to mniej narażeni na pokusy. Być może jest tak, że tylko wśród takich jak oni szuka się odstępców. Nie wiem, bo nie pochodzę z dobrej katolickiej rodziny.

Weźmy teraz inną postać, baroneta Montefiore, imieniem Moses. Boson o nim ostatnio coś wklejał, bo przecież nie pisał. Po co się zajmować tym człowiekiem? Dopóki nie ma po polsku jego wspomnień umyka mi sens tych demaskacji. Mamy jednak, tuż za jego plecami inną postać. Oto Edgar Mortara, w sprawie którego Montefiore występował i interweniował u papieża. Służąca ochrzciła chore, żydowskie dziecko, z obawy, że umrze ono bez łaski chrztu. Rzecz działa się na terenie państwa kościelnego i źli, papiescy strażnicy odebrali rodzinie chłopca. Potem zaś umieścili w domu prowadzonym przez księży wraz z innymi ochrzczonymi Żydami. On się tam łatwo zaaklimatyzował, potem uwierzył szczerze, jeszcze później wstąpił do zakonu i przyjął imię Pio. Przez cały czas jego pobytu w Rzymie wszyscy wpływowi Żydzi interweniowali w jego sprawie i chcieli by powrócił do rodziny. Bez skutku. Papież nie godził się na to.

Kiedy zlikwidowano państwo kościelne, rodzina jeszcze raz próbował odzyskać swoje dziecko, ale 19 letni już wówczas Edgar za nic nie chciał wrócić. Wolał rozpocząć działalność misyjną. Niezwykłe prawda?

Sporo rzeczy jest jeszcze do opisania i naprawdę jest się czym zająć. No, ale jest też ryzyko, że pisząc zdemaskujemy mimowolnie nasze intencje. A są, wierzcie mi, istoty, które zawodowo zajmują się wyłącznie rozpoznawaniem i klasyfikowaniem intencji. Potem zaś będą nas z nich rozliczać.

Na koniec jeszcze jedno – cały nasz widzialny świat, który tak pracowicie próbujemy opisać, może się rozlecieć w sekundę. Myślę, że misja polega też na tym, by go ocalić, pokusa zaś na tym, by całkiem go zlekceważyć. Całe to pisanie to przyklejanie na nowo odpadających od ściany jarmarcznej budy dekoracji, w taki sposób, by widz nie zorientował się, że to nie jest element programu.

Michał przygotował nowe nagranie, reklamę filmu Grzegorza Brauna o Lutrze

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

I jeszcze informacja o najnowszej promocji

Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Pierwsza to taka, właśnie na podwórko wjechał nakład Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, w miękkich oprawach ze skrzydełkami. Każdy tom dostępny jest już teraz w cenie 35 zł za egzemplarz. Zła wiadomość jest taka, że muszę rozpocząć wyprzedaż Wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego, w twardej oprawie, a co za tym idzie muszę też obniżyć cenę tych wspomnień do 35 zł za tom. Nie mam wyjścia, za dużo nowych projektów realizujemy, żebym mógł sobie pozwolić na jakieś sentymenty. Nie koniec na tym. Komiks polemiczny Zamah, który jest głosem w dyskusji o zamachu na Heydricha będzie dostępny w cenie 25 zł za egzemplarz, a Historia Katalonii w cenie 20 zł za egzemplarz. Musimy zrobić miejsce w magazynie. Taki lajf, jak mawiają niektórzy…rabota takaja…

Pozdrawiam

Coryllus.

  55 komentarzy do “O rozpoznawaniu pędów bezlistnych, ptaków w locie i fajnych historii”

  1. Nie mam słów dla wyrażenia podziwu nad mistrzostwem prestidigitatora! Tyle spraw załatwić i tyle myśli przekazać w tak krótkim tekście, to się ociera o mefistofelizm. Ale ja wiem, że to Boże natchnienie. Zwłaszcza w rozpoznawaniu i nazywaniu…Wielkie dzięki za tę niesamowitą notkę. A co do Montefiore, to nie tylko interweniował u papieża w sprawie Edgara Mortary, ale sfinansował rozpętanie antykościelnej nagonki w prasie światowej (od Francji po USA), przyczyniając się do wrogiej postawy wielu polityków wobec państwa kościelnego w czasie tzw. walk o zjednoczenie Włoch. Z cesarzem Napoleonem włącznie. Czy zbiegło się to akurat z tych polityków potrzebami, to już inna sprawa.

    No i sir Moses finansował, tudzież organizował, osadnictwo żydowskie w Palestynie (a może i jego przyczyny, czyli pogromy w takiej np. Rosji, gdzie bywał kilka razy, albo w Rumunii).

  2. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest magikiem. Szliśmy z chrześniakiem żony osiedlową drogą, kiedy opodal wylądowała sroka. Mały powiedział, że to jaskółka. Sprostowałem, ale mi nie uwierzył, bo tę informację przekazał mu jego ojciec.

  3. ;-))

    Nie można podważać autorytetu rodziców. Ale swoją drogą, żeby nie wiedzieć jak wygląda sroka?! Bo z jaskółką to nie tylko mieszczuchy mogą mieć teraz problem.

  4. Ja nie mam przymusu pisania. Mam przymus tworzenia. Nieważne czy to wiersz, czy potrawa, czy aplikacja, czy projekt instalacji, albo grządka pomidorów.
    A teraz idę do sklepu.

  5. Zdecydowana większość napotykanych przeze mnie miastowych rozróżnia dwa gatunki ptaków: wróble i wrony. I tak jest nieźle 😉

  6. Srokę łatwiej rozpoznać, niż wronę. Bo są jeszcze gawrony i kawki;-))

  7. Ci wspomniani „miastowi” wszystkie ptaki dzielą na wróble i wrony. A toć jeszcze są srokosze, wrończyki i wieszczki. Możemy zatem sobie poszpanować znajomością ptic niewiele przy tym rozumiejąc z tego o czym pisze Coryllus 😉

  8. Mnie szło raczej o trudność w przewaleniu opinii utrwalonej przez autorytety, nawet wtedy kiedy ma się rację. Chyba niechcąco strolowałem notkę.

  9. Wielkie bywa rozczarowanie demaskacją jeśli nie kończy się jakimś Żydem… I nawet nie chodzi o stan umysłu (specyficzną „etykę”), ale wprost fizycznego osobnika tej rasy… Ostatnie wydarzenia gwałtownie pogłębiły ten głód

  10. Czyli widzisz, jednak może powstać tekst bez tekstu i to jaki… Dodatkowo warto sprawdzić pewne oczywistości w praktyce, czy nimi rzeczywiście są, no i te analogie w kompilowaniu tekstów do didżejki w muzyce, warto poeksperymentować…Co do konkretów, to na ten przykład przedostatni tekst bosona- tam wyszła pewna malutka ciekawostka- za drukiem antysemickiej propagandy w UK przed drugą wojną stało MI6- no jeśli to nie jest sensacja, to co nią jest?

  11. No i w takim razie rozczarowania demaskacją muszą strzec fatwy, machiny antydefamacyjne, szwadrony śmierci i poczciwa poprawność polityczna.

  12. Wszelkie rozruchy czy zamieszki muszą być organizowane przez służby jakiegoś państwa, nawet  rabunki sklepów.

  13. Ile tym jednym magicznym słowem spraw załatwić można… I to po obydwu stronach barykady. Co tam Bóg. Co tam diabeł… Żyd i wszystko jasne… Sensacja goni sensację. I jak tu żydź 🙂

  14. Jasne, tylko w tym rzecz, że trudno to udowodnić.

  15. Dlatego nieco irytuje mnie postawa  ludzi którzy zajadają się informacjami nie dla idiotów ,tymi głównego nurtu. Przecież wystarczy porównać „fakty” z faktami i odechciewa się włączania tv,słuchania radia i czytania ken i pan-owskiej propagandy.  To jednak wymaga trochę zaangażowania, nie mniejszego jak w przypadku zaopatrywania się w zdrową żywność .

  16. „Dlatego tak niemiłosiernie traktowałem zawsze komentatorów. Oni nie mają wpływu na nic.”

    Tak, to dało się zauważyć.  Można zatem zapytać, skoro komentatorzy są tak nieważni, to dlaczego dla nich, regularnie około godziny 9 każdego dnia publikuje Pan tekst, niezależnie od tego, czy ma Pan coś ważnego do powiedzenia, czy budzi się Pan z pustą głową? Kiedyś złapałem się na tym, że jak pies Pawłowa, gdzieś około godziny 9, ślina mi zaczynała lecieć. To znaczy, że się uzależniłem.  A do tego potrzebna jest regularność w napełnianiu michy. Nieważne jest czy chodzi o psie żarcie, czy tekst do przeżuwania.

    Komentatorzy tworzą rodzaj dworu wokół autora, tak jak to bywa na dworach królów i cesarzy, gdzie wśród dworzan trwa bezlitosna walka podjazdowa o lepsze, bliższe miejsce przy władcy, o słowo uznania

  17. Grunt, ze ślinka leci, ważne by szły też zamówienia na książki i pieniądze. Na mnie prestidigitatorswo zadziałało w przypadku pluskiew i odkręcaniu deformacji i nie żałuję.

  18. Dziękuję Ci, Corrylusie, za dzisiejszy tekst. Za inne zresztą też, ale za ten bardziej.

  19. A czy te ptaki „rozpoznawane” jako wrony to nie są przypadkiem gawrony?

  20. Odkręcanie deformacji jest cenne. Czasem sprawdzam, czy coś nowego się odkręca?

    Dziś Autor napisał to co od dawna widziałem. Nie zdradził nam jednak tajemnic  prestidigitatora. Staram się to samodzielnie odgadnąć.

  21. Jeździ to mniej więcej tak: wszystkie ptaszyska od orła do kosa to wrony, a ptaszyska od szpaka do mysikrólika to wróble. Z orientacją w tym o czym pisze autor bloga może być podobnie

  22. Hejo,

    W czasie dyskusji z kolegą wywiązała się ciekawa wymiana zdań dot. książki Coryllusa pt. Socjalizm i śmierć tom 1 i ogólnie sponsorowania socjalistów.

    Czy ktoś z Was posiada informacje nt. ojca Stanisława Mendelsona? Czy należał jego ojciec do międzynarodowej sieci finansowej czy był bankierem czy miał udziały w Domu Bankowym? Czy jest gdzieś jakiś materiał dotyczący ojca bądź rodziny słynnego socjalisty, potwierdzający jego przynależność do kół bankowych?

    pozdrawiam 🙂

  23. nie wiem jak tam było u Mendelsonów z tym zapleczem finansowym, o które pytasz,  ale w wikipedii fotka Stanisława Mendelsona wyraźnie wskazuje że Gross i Hartman są z nim spokrewnieni.  Chociaż tyle.

  24. Ale przywaliłeś.

    Toż to działo w okolicach 300 mm.

    Oj nie mogę, fart na drogę.

  25. Nie istnieje żadna rasa żydowska. Żydzi to starożytna korporacja, mam nadzieje, że Coryllus nam to kiedyś wyjaśni. Ale to może potrwać, bo byłaby to puenta jego działalności literackiej.

  26. Powtórzę

    Nie istnieje żadna rasa żydowska. Żydzi to starożytna korporacja zbywająca okresowo bezproduktywne odpady ludzkie (we własnym wyrafinowanym mniemaniu). Mam nadzieje, że Coryllus nam to kiedyś naświetli. Ale to może potrwać, bo byłaby to puenta jego działalności literackiej.

  27. W sprawie rozpoznawania ptaków. .coś teraz między drzewami lata i dzwoni..taki głos jak dzyń dzyń dzyń ..? Nue widzę oczywiście.  Co to za ptak?

    .

  28. Sikora bogatka. Czyli wróbel 😉

  29. Rasa to umowna nazwa na to towarzystwo. W komentarzu chodziło mi o coś innego. O nadmierne przywiązanie co niektórych do tego zjawiska… Wręcz uzależnienie.

  30. Pewne rzeczy wżerają się w osobowość, tym mocniej, im więcej pokoleń im hołduje .

  31. Jeszcze się wymądrzę:

    nie lubię jak piszący nie wie kiedy pisać: w, we; z , ze. To jest co najmniej dziwne. Żeby….

  32. Są sikorki, jeść dostawaly ale nie pamiętałam ich głosu. W zimie tylko jadło

    .

  33. Żeby było weselej to one wszystkie śpiewają różnie , to zależy od pory dnia ,nastroju, itp.

    Uwielbiam ptaki ,na moim parapecie orzechami włoskimi rozpieszczam takie okazy : sikorka bogatka i modra, wróble, mazurki, jakiś dzieńcioł 🙂 , kos, teraz doleciały czyżyki ,czekam jeszcze na dzwońca i ziębę aaa i raz się przypałętał się gołąb pocztowy. Kiedyś wykarmiłem malusiego szczygiełka który wypadł z gniazda..

  34. @Coryllus

    O przypadku takich jak Ty mediów, które odgrywają rolę zwykłych prestidigitatorów, pisał Ignacy Matuszewski w roku 1895:

    „Damiani opowiada, iż znał trzech pozornych antispirytystów, będących bardzo silnemi medyami i odgrywających rolę zwykłych sztukmistrzów i prestidigitatorów. Byli to Miss Lizzie Anderson (Neapol, 1866), Ciacinto Giordano (Florencya, 1866), oraz Amerykanin Thorn z żoną (1886). I Du Prel opowiada o podobnym wypadku, który obserwował i sprawdzał osobiście („Experimental Psychologie und Experimental Metaphysik”). Wszyscy ci panowie i panie, zapytywani: dlaczego to czynią? — odpowiadali, że zniewala ich do tego nastrój publiczności, usposobionej wrogo względem spirytyzmu i medyumizmu. Chcąc żyć i zarabiać na chleb spokojnie, muszą udawać prestidigitatorów, chociaż wrodzone zdolności medyumiczne stanowią istotną podstawę ich produkcyi„.

    Załączam losy niektórych prestidigitatorów, z których można wnioskować jak radzili sobie z rynkiem.

    Rybka czyli męska Eusapia

  35. wiem, że to całkowicie off topic ale znalazłem ciekawą stronkę. Może ktoś już szperał?

    pomorska biblioteka cyfrowa

    http://pbc.gda.pl

  36. W aw…

    … alez  tekst  !!!    Az 2 razy przeczytalam  !!!    Kapitalny  !!!

    … „Jesli pisanie ma bezposredni zwiazek z jarmarcznymi  sztuczkami”  – to jest Pan  SZTUKMISTRZEM  nad  sztukmiSZczami  !!!… i tak jakos  STALO  SIE  w moim przypadku, ze czuje te dziwna radosc w sercu po przeczytaniu niemalze kazdego Panskiego wpisu…

    … tak, zdecydowanie jestem przywiazana do Pana jako autora tekstow… znaczy sie jestem  uzalezniona.

  37. Bo to wylądowany ptak był, a nie w locie 😉

  38. jakby kto nie slyszał – Gowin mówi jak jest: (od 33′)

    https://www.youtube.com/watch?time_continue=43&v=ehiUGrQQJeM

    Szalom!

  39. Pucołowaty zdecydowanie wyprzedził resztę zawodników z DZ pod względem filosemityzmu, budowy Rzeczpospolitej Przyjaciół i pedagogiki wstydu, więc normalne jest, że peleton będzie za nim gonił. W Tour de Polin się ścigają, a tow. Gowin stara się wygrywać premie. Może ustalone już jest, że pierwsza dziesiątka wchodzi do zarządu Judeopolonii i wreszcie będzie można pożyć lepiej niż za marne 17 patoli.

  40. Co sądzicie o tym człowieku?

    https://www.linkedin.com/pulse/codewise-nieopowiedziana-historia-drugiej-najszybciej-robert-gryn/?lipi=urn%3Ali%3Apage%3Ad_flagship3_profile_view_base%3BYPn7Q%2FakTr%2BDQl%2FmsD3qxw%3D%3D
    I o tej amerykańskiej przedsiębiorczości kogoś kto ma amerykański akcent a skończył dwie angielskie szkoły.

  41. Robert Gryn zapytany o kryptowaluty powiedział, że rośnie zainteresowanie i on również robi w tym celu pewne kroki.

    A jaka jest jego motywacja? Nie zgadniecie.

    Taka, że są całe miliardy ludzi na świecie (jak on to określił biednych), którzy NIE MAJĄ KONT BANKOWYCH. To jak widać jest wielkim problemem entreprenełrów z USA i okolic. Rzekomo bardzo tania technologia blockchain ma umożliwić wszystkim dostęp do tego zbawiennego systemu bankowego! Oni chcą wszystkim zrobić znamię bestii na czole zanim jeszcze petro-dollar straci swój status. Będą w ten nowy sposób drenować resztę świata.

    Jak to bardzo pokrywa się z wielkim problemem cywilizacyjnym Zuckerberga, że nie każdy podpięty jest do jego Facebooka a przede wszystkim ci biedni Afrykanie. Poczytajcie o tym jego projekcie Internetu dla biednych krajów. To śmierdzi na kilometr.

    Dolina Krzemowa to niewątpliwie jest kuźnia nie tylko biznesmenów, ale i amerykańskiej agentury realizującej cele bestii, u której na schodach siedzi taki dziad jak Rotszyld i następcy Rockefellera.

    Pytanie: Czy my w starciu z Chińczykami, biorąc pod uwagę ich zdolności w finansach, stalibyśmy się ich niewolnikami?

  42. Ja tutaj przede wszystkim nawiązuję do tej ichniej mądrości życiowej anglosaskich przedsiębiorców: „Bo bycie przedsiębiorcą to życie przez kilka lat tak, jak większość nie chce, po to, aby resztę życia spędzić tak, jak większość nie będzie mogła.”

  43. Z pewnością w którymś regionie Polski tak właśnie się nazywa 😉

  44. Ale meritum sprawy kryptowalut – nie można ich dziedziczyć.

  45. Dzwoniec pierzasty (?)

  46. Teraz jest modna – panna Nastia Rybka.

  47. Dziękuję za fajne Teksty.

    przyszło mi do głowy, że cała ta sztuczka polega na tym, by ograniczyć swoje myśli wyłącznie do świata widzialnego i to w dodatku tego z najbliższego naszego otoczenia. Żeby nie wybiegać myślą nigdzie naprzód, nie kierować jej w głąb zjawisk, ale patrzeć i widzieć wyraźnie rzeczy nam najbliższe. Każdy kto próbuje zrobić krok dalej i coś w zakresie tego widma zmienić, przegrywa. Nie wiem czy jasno się wyrażam, może więc spróbuję jeszcze raz. Jeśli z poziomu przemożnej chęci opowiedzenie ciekawej historii, przechodzimy na poziom uporczywych próba zainteresowania czytelnika swoją osobą, poprzez tekst, osiągamy efekt odwrotny od zamierzonego. Bo tego co chcemy pokazać nie widać i nikt nie zweryfikuje tej treści na miejscu, a przez to nie poczuje tej dziwnej radości w sercu, którą każdy czytelnik musi odczuć, by się do autora przywiązać. Pisanie ma więc bezpośredni związek z jarmarcznymi sztuczkami i trzeba zawsze o tym pamiętać. Podobnie jak rozpoznawanie motyli i innych owadów.

    Kiedy już się człowiekowi zdaje, że wszystko wie i rozumie przychodzą próby i pułapki prawdziwe.
    czekają na człowieka różne pułapki. Generalnie pisze się pod presją. W redakcjach na przykład jest tak, że wszyscy mają w nosie nasze wysiłki i człowiek nigdy nie czuje się doceniony.
    Dlatego też lepiej zaczynać pisanie w młodym wieku, a nie później, bo później trudniej znosi się upokorzenia.

    muszę czasem napisać coś inaczej niż to czyniłem do tej pory i nie może się to odbyć przy asekuracji.

    Liczy się tylko sprzedaż i tylko ona daje nam jakieś pojęcie o tym, czy teksty się podobają czy nie.

    komentatorów. Oni nie mają wpływu na nic. Im się tylko zdaje, że mają.

    uwaga do autorów – nie ulegajcie żadnym presjom ze strony komentujących. Pamiętajcie jednak, że bez komentujących nie ma bloga.

    My tutaj nie dokonujemy żadnych demaskacji, my się tu zajmujemy zabawianiem czytelników używając do tego narzędzi ze świata widzialnego i dla tych czytelników dostępnego.

    preparujemy tekst, który wzbudza emocje, nieraz bardzo żywe. Taka jest formuła misji. Żeby ją realizować dobrze, należy nauczyć się rozpoznawania. Trzeba przede wszystkim rozpoznawać dobre historie, które potem możemy wykorzystać.

    Lepiej, wiem to z własnego doświadczenia, chodzić zakrzaczonymi ścieżkami i nie korzystać z gościńców. To znaczy lepiej nie naśladować Łysiaka, czy Stanisława Michalkiewicza,

    pokusa demaskacji, a mnie się już naprawę nie chcę pisać o tych demaskacjach
    Ernest Renan. To jest coś fascynującego ten facet. Człowiek z tradycyjnej, katolickiej rodziny, znawca Pisma, historyk i ekspert, a do tego wielki erudyta. Niesamowity człowiek po prostu. Tak się jednak przejął tymi demaskacjami, że na starość stał się wyznawcą darwinizmu
    Literatura francuska pełna jest postaci zdeprawowanych, odchodzących od religii duchownych i młodzieńców, którzy kończą swoja karierę albo na uniwersytecie wygłaszając jakieś antykościelne kalumnie, albo w burdelu przy kartach, względnie w kasynie przy rulecie. I to jest koniec, szczyt demaskacji lewicowych. My jednak mamy inne – przeglądamy stare gazety, które podsyła Georgius i szukamy w ogłoszeniach rzeczy naprawdę ważnych. I tak dochodzimy do informacji, że najbliższy przyjaciel Renana, młody Dumas, ten od Damy kameliowej, wyznał iż za „Żywot Jezusa” Renan wziął niemałe wcale pieniądze od Alfonsa Rotszylda. Tenże Alfons Rotszyld pilotował również jego karierę.

    cały nasz widzialny świat, który tak pracowicie próbujemy opisać, może się rozlecieć w sekundę. Myślę, że misja polega też na tym, by go ocalić, pokusa zaś na tym, by całkiem go zlekceważyć. Całe to pisanie to przyklejanie na nowo odpadających od ściany jarmarcznej budy dekoracji, w taki sposób, by widz nie zorientował się, że to nie jest element programu.

  48. jak nie można dziedziczyć?

    Tak samo dziedziczy się jak ci ojciec zakopał pieniądze a przed śmiercią zapomniał powiedzieć pod którym drzewem.

    Każdy mądry kto ostatnią wolę gdzieś z detalami spisał.

    A nawet jeśli ogólna praktyka jest, aby nie zdradzać krypto nikomu nawet rodzinie to i tak żaden bank czy państwo tych pieniędzy nie przejmie.

  49. „Stwórz problem i zaproponuj rozwiązanie”… Ale najpierw zaimplementuj ludziom wrażenie że to drugie nie ma nic wspólnego z pierwszym. Wtedy sami sobie założą obrożę i jeszcze będą z tego bardzo zadowoleni.

  50. Tak to niestety jest z tymi oszustami.

  51. Nawiązując do tego cytatu, która zachęca bardzo wczesną emeryturką w bogactwie. Nawet po tym kolesiu Grynie widać, że jego nadpobudliwość (podobna do żydowskiej z racji braku napletka – uwierający penis) pokrywa się z tymi innymi spod znaku „how to get rich”.

    Mnie się wydaje, że oni propagują ten styl życia z dwóch powodów.

    Z pierwszego fałszywego, że każdego marzeniem jest wcześnie dorobić się a następnie przez resztę życia bawić się, podróżować ze sportami ekstremalnymi włącznie. Kolega Gryn powiedział, że na wycieczce w Peru zażywał Ayehuascę co jest według wybitnego antropologa Cejrowskiego takim dopalaczem dla ludzi biznesu i korporacji, psychodelik, który po takiej sesji wyostrza ich zmysły, stają się jeszcze większymi drapieżnikami niż wcześniej byli. Ale abstrahując od psychodeliki wizja takiej przyszłości jest śmieszna i w praktyce pokazuje, że tacy „antreprenerzy” stają się w rezultacie infantylni jak chociażby taki Branson, który niewiele ma wspólnego z biznesem a wszystkim zajmują się jego przełożeni, kiedy on pływa na swoich katamaranach. Śmieszne było kiedy sodomita Żyd Marc Benioff (właściciel Salesforce) robił biznesowy wywiad z miliarderem Bransonem, kiedy pytany o biznesowe sprawy odpowiadał jednym zdaniem a następnie szybko przechodził do swoich infantylnych opowieści z wypadków na morzu. Przewinęło się kilka konkretnych pytań a on nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Oni wydają się oderwani od rzeczywistości, zamknięci w swoich szklanych pałacach, a jednocześnie wielce przekonani o nadrzędności swojej intuicji. Drugi taki Elon Musk znowu wielki entrepreneur a często bełkocze coś, że nie można go zrozumieć. Z RPA przeskoczył do Kanady i szybko do USA. Nie sprawdziłem czy jego rozwody pokrywają się z tymi przeprowadzkami. Ale dobrze, że jego misją jest lądowanie i zbudowanie bazy na Marsie, mam nadzieję dla narodu żydowskiego.

    Drugim ważniejszym powodem jest upowszechnianie takiej wizji wśród innych przedsiębiorców, gdzie nie liczy się długofalowy ale krótkotrwały skutek. Tego implikacją jest dynamika i ciągłe zmiany włącznie z właścicielami. To jest takie celowe rozleniwianie konkurencji, aby następnie łatwiej dawali połknąć się większym. Stąd powstaje ten etos przedsiębiorczości, gdzie firma funkcjonuje ale tylko nieliczni wiedzą, że to co teraz robią to tylko podbiją cenę sprzedaży firmy konkurencji, a następnie zarząd po otrzymaniu kasy przenosi się do siedziby na podrzędne już funkcje, reszta gdzieś przepada.

    Polski biznes jaki nie byłby niewydajny szybko przekonał się o tych praktykach w latach 90-tych.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.