Zanim zacznę pisać o tym, co w tytule, rzeknę słowo o Terlikowskim. Moim zdaniem jest on mistrzem w rozpoznawaniu realiów. Oto księża, w tym także dyrektor wydawnictwa z Niepokalanowa są wobec Terlikowskiego zupełnie bezradni. Kiedy zaczynamy się zastanawiać dlaczego, przychodzi nam na myśl tylko jedno – Terlikowski to ojciec licznego potomstwa i on się nie zawaha użyć tego potomstwa w konfrontacji z duchownymi, którzy śmieliby go krytykować. Realia zaś są takie, że Kościół uważa iż rodzina jest jego ostatnim bastionem. Jest bastionem, to prawda, ale mam wrażenie, że nie ostatnim. O tym jednak przyjdzie nam jeszcze porozmawiać. Nie dziś jednak.
Jeden z kolegów zalinkował dziś z rana tekst Terlikowskiego o filmie „Kler”, z którego jasno wynika dlaczego ludzie, szczególnie młodzi nie chcą chodzić do Kościoła. Nie chcą ponieważ księża się nie starają, a przez to młodzież nie wychodzi ze świątyni napełniona Duchem Świętym. Ja jestem ciekaw jak według Terlikowskiego wygląda człowiek napełniony tym Duchem. Czy biega on w kółko, podskakuje i śpiewa Hava nagila hava, czy może wykonuje jakieś inne czynności. I kto dał Terlikowskiemu moc rozpoznawania, kto jest, a kto nie jest napełniony Duchem Świętym? Jakiś inny duch, zapewne mocniejszy na pierwszy rzut oka, niż ten Święty…taka odpowiedź przychodzi mi do głowy, bo sam w życiu bym nie wpadł na to, by orzekać kto jest a kto nie jest napełniony Duchem i z jakich przyczyn oraz za czyją sprawą. No, ale Terlikowski może, a księża nie śmią mu zwrócić uwagi, bo on jest zwyczajnie mocniejszy od nich. Według mnie problemem Kościoła nie są księża, ale Terlikowski i jego koledzy z licznych redakcji prawicowo-katolickich. Stąd właśnie unikam ich jak ognia, ale czasem uważam, że warto zabrać głos w sprawie, szczególnie jeśli człowiek mniej więcej orientuje się ile za te swoje brednie pobiera Terlikowski.
Doprecyzujmy i domknijmy na koniec ten wątek – realizacja postulatów ewangelicznych nie polega na klepaniu dzieci i opowiadaniu o tym. Formy w jakich się ona dokonuje są mnogie, nie twierdzę, że niezliczone, ale jest ich sporo, podlegają one rzecz jasna ocenie i krytyce, ale nie oznacza to, że można wszystkie te formy odrzucić na rzecz jednej – pisania felietonów i gawędzenia o swoim życiu płciowym. To jest pomyłka.
Teraz wyjaśnię w jaki sposób ja chcę realizować swoją misję. Zanim do tego przejdę zadeklaruję tu, że uważam siebie za jeszcze większego mistrza w rozpoznawaniu realiów niż Terlikowski. Mam jednak ten kłopot, że nie chodzę na łatwiznę i nie uprawiam taniej kokieterii. Po kilkugodzinnej rozmowie z prof. Grzegorzem Kucharczykiem doznałem kilku, bardzo realistycznych olśnień, o jednym teraz opowiem. Olśnienie pierwsze: zadzwonił tu Michał i trochę żartem, a trochę nie, powiedział, że jak puścimy ten materiał z Karpnik, to znajdą się tacy, co uznają nas za niemieckich agentów. Zapytał też, jaką muzykę ma dać w tle. Zasugerowałem „Preusens gloria”, ale chyba Michał wybrał coś innego. Istotą mojego olśnienia są realia polityczne i geograficzne. Jak to jest możliwe, zapytałem sam siebie, że mając do dyspozycji taki kawał dawnych Prus, tyle obiektów, tyle historii, tyle wątków łączących nas bezpośrednio z historią i polityką naszego zachodniego sąsiada, a przez to z historią i polityką globalną i wszystkimi jej zagadkami i pułapkami, zostawiamy to odłogiem? Odpowiedź na to pytanie jest jedna – czynimy tak ponieważ podlegamy manipulacji wobec której jesteśmy bezradni. Tematy i formuły są nam podsuwane, a my możemy jedynie zająć stanowisko wobec nich i prowadzić dyskusję według wcześniej przez kogoś przygotowanych recept. Chodzi z grubsza o to, by ignorować świat widzialny i odnosić się do tego niewidzialnego. Co ja przez to rozumiem? Świat widzialny to Kotlina Jeleniogórska z jej zamkami i pałacami, a świat niewidzialny to Wołyń. Przeciętny Polak nie zobaczy Wołynia, ale chętnie będzie się nim ekscytował. Pomogą mu w tym liczni autorzy produkujący coraz słabsze memy związane z wydarzeniami wołyńskimi. Zwróćcie uwagę, że nie chodzi tu o to, żeby zapomnieć o wschodzie i żyć płytko chwilą, bez żadnej refleksji. Chodzi o to, by dewastować przekaz ważny i czynić zeń narzędzie propagandy. Do tego służą wiersze Wencla i filmy Smarzowskiego. Ci sami ludzie, którzy się nimi ekscytują, wzruszą ramionami, kiedy zaczniemy opowiadać o kresach północno wschodnich i Edwardzie Woyniłłowiczu. Kogo to obchodzi? Jeśli idzie o realia wschodnie nikogo nie przekonam, że Mińsk i Bobrujsk są ważniejsze od Wołynia. Jeśli zaś idzie o Kotlinę Jeleniogórską mam szansę, albowiem ona ciągle jest w granicach państwa, w przeciwieństwie do Wołynia. Ona jest, a Wołynia nie ma. To ważny atut. Fałszywa propaganda polega na lansowaniu rzeczy niewidzialnych i uznawaniu ich za realne, a także na uporczywym ignorowaniu tych drugich. Sposób na to jest jeden – trzeba pokazać jak wyglądają realia i o nich opowiadać. Niezrozumiałe jest dlaczego, mając do dyspozycji takiego autora jak Kucharczyk, Wydawnictwo Poznańskie lekceważy jego książki, a co za tym idzie wszystkie ciekawe i zaskakujące rzeczy związane z obecnością państwa pruskiego na ziemiach polskich. To jest naprawdę niezwykłe, ale ja zamierzam ten defekt wykorzystywać zawsze, o ile będę miał taką możliwość.
Wróćmy do propagandy ignorującej realia, do propagandy dla której realia, te podstawowe, namacalne i widzialne są największą przeszkodą na drodze do sukcesu polegającego na totalnym ogłupieniu odbiorcy. Propaganda ta realizuje się w kopaniu dołów. Czasem puszczam Wam tu fragment takiego filmu, gdzie widać tak zwaną bitwę o krater, czyli wielki dół, do którego wpędzani są żołnierze Unii, do których, z góry strzelają kartaczami konfederaci. Tu jest podobnie – mamy ten wielki dół, a z jednej strony stoi Smarzowski ze swoimi filmami, z drugiej zaś Terlikowski, który ma rzekomo się z nim spierać z pozycji ważnych dla Kościoła. I obaj pilnują by jak najwięcej ludzi wpędzić do tego dołu. Takie jest ich zadanie. Nasze zaś jest takie, by dół zasypać. To nie będzie łatwe, albowiem projekt rozporządzenia ministra Gowina go jeszcze pogłębi. Jeśli zaś Smarzowski zrobi film o Wielkiej Lechii, wtedy dół będzie miał głębokość Rowu Mariańskiego. Z jednej strony bowiem będą publikowane prace pod tytułem „Funkcjonowanie czarnych lesbijek po heine medina w monarchii Wilhelma I, przed bitwą pod Sedanem”, a z drugiej „Wielka Lechia i jej największe zwycięstwa”. Wszystko za pieniądze z budżetu państwa. W środku zaś będzie dół. I nikt z ludzi obudowujących świat tymi narracjami nie zwróci uwagi na prostą rzecz – na to, że Kotlina Jeleniogórska istnieje. Fakt ten bowiem unieważnia obydwie narracje, dlatego musi być ukryty. Podobnie jak zamek Karpniki i wszystkie jego atrakcje. Stąd my właśnie będziemy zajmować się wskazywaniem rzeczy prostych, istniejących realnie, namacalnych i dostępnych dla każdego. Nawet jeśli ktoś miałby nas nazwać niemieckimi agentami.
Co będzie w tym czasie robił Terlikowski? Jeszcze się nie domyśliliście? On będzie latał po koronie tego wielkiego dołu, w ręku będzie miał specjalny aparat do mierzenia zawartości Ducha Świętego w wydychanym powietrzu i będzie ów aparat podtykał księżom, żeby weń dmuchali. Oni zaś posłusznie jeden za drugim będą to czynić. Z obawy, żeby ich Terlikowski nie wepchnął do dołu.
Na dziś to tyle, jutro, dla odmiany napiszę coś o Francuzach.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
Zadałem sobie trud i odszukałem ten tekst red. TT. To nie jest gość z mojej bajki i mam o nim nie najlepsze zdanie, ale spróbuję się zabawić w advokaktus diaboli. Poza tym jednym zdaniem pytającym (z Duchem Świętym) ma moim zdaniem całkowitą rację. Nie wnikam w jego niezbadane intencje, ale chyba nie ma się tu czym specjalnie ekscytować.
Druga część Twojej notki – szapoba. Wielka Lechia vs. Kotlina Jeleniogórska – muszę to rozkolportować 🙂
Po pierwszej wojnie światowej wuj mojego dziadka – profesor Adam Wrzosek, właczył się w zagospodarowywanie zachodnich rubieży Rzeczpospolitej. Kupił ziemię w Dębkach nad morzem przy samej granicy niemieckiej. Wzbudował tam swoj dom letniskowy, kościół i szkołę i dał ziemię siostrom zakonnym. Podarował też działki dalszej i bliższej rodzinie i zachęcał kolegów z Poznania do budowy domków letniskowych. Rodzina, jak to rodzina, wcześniej czy pózniej wszystko przepuściła. Szkołę zamknięto jeszcze za PRLu. Tylko kościół i siostry zakonne zostały.
Może trochę mistyfikuje Pan tego Trelikowskiego, wg mnie to zwykły ociężały tłuścioch, a zadania wykonuje podetknięte mu pod nos, sam niczego nie wymyśli.
No ale zadaniowym słupem jest.
A co do ilości dzieci w rodzinie, to fakt, już troje rodzeństwa na piaskownicy to małą mafia, każdego jedynaka dyskretnie sparterują i mają świadków (siebie), że ich wcale na piaskownicy nie było.
Nie mistyfikuję
Wlasnie zostalem usuniety z Salonu24 za realizm i koncepcje patrioty polsko-niemieckiego. Pisalem tam rowniez o tym, ze miedzy Polska i Niemcami istnieje bariera niezrozumienia glebokosci Rowu Marianskiego, przepasc mentalna, kulturalna, technologiczna, ktora wypelniaja plynace wody Odry i Nysy Luzyckiej uregulowane w ten sposob, ze Niemcy wybudowali po ostatnich powodziach waly znacznie wyzsze po swojej stronie. Mozna powiedziec, ze na tym odcinku sprawy polsko-niemieckie zostaly uregulowane i tak jest ze wszystkim.
I plaża nudystow obok ☺
Bo Dębki to centrum tegoż. A tam naprawdę jest pięknie. To są te miejsca, od Rozewia, przez Jastrzebia Górę, Karwienskie Błota do właśnie Dębek, których zapomnieć nie sposób. Jeździłem tam na kolonie w czasie wakacji z mojego „czarnego” Górnego Śląska, te miejsca i Dźwirzyno z Kolobrzegiem. I morze pozostało ze mną juz na zawsze, polskie morze. Teraz mam wokół też morze, a niedaleko nawet ocean. Świetnie ale to nie to jednak.
Plaża nudystów jest już po niemieckiej stronie przedwojennej granicy. A w każdym razie tam była trzydzieści lat temu.
I to robi pan Terlikowski na odcinku naszej Wiary.
Faceta nie przeczytalem w życiu ani linijki. Wiem kim jest, wiem co i jak gada i robi i co z nim robią, jak kiedys ta Olejnik Monika. Facet choć spłodzil swoje dzieci, nie ma jaj. Tyle. Omijać szerokim łukiem, bo w bliskim kontakcie mógłby dostać w ten swój durny łeb.
A księzom proponuję wrócić do brewiarza. Jest coś takiego, nawet w internecie https://brewiarz.pl/index.php3
Mam cztery plyty marszow wojskowych kupione za dwa euro na wyprzedazy w Würzburgu, ale uwazam, ze jako podklad muzyczny do filmu o zamku lepsza bylaby „epicka” muzyka instrumentalna (dla zaawansowanych takze choralna) Wagnera. W Bayreuth jest rozglosnia radiowa, ktora nadaje muzyke Wagnera na okraglo, wiec mozna sie „oswoic” z tworczoscia tego niemieckiego kompozytora, jesli przejezdza sie w poblizu. Dla czynnych, patentowanych politykow w Polsce Niemcy to ziemia nieznana i zakazana, pustkowie porownywalne ze stepami Kazachstanu. Calkowite nieprzygotowanie i niezdolnosc do prowadzenia jakiejkolwiek polityki z Niemcami bylo widoczne podczas wizyty Schetyny i nawet pieciu, czy pietnastu tlumaczy tego nie zmieni. Kotline Jeleniogorska odwiedzam od ponad trzydziestu lat. Do tego, zeby nawiazac sensowny dialog z Niemcami, nie wystarczy przygotowanie na kolanie programu wizyty i listy tematow do poruszenia przez jakis wynajety think tank, lecz wymaga to czasu, wiedzy i jakichs wartosciowych pomyslow.
Tak, wiem ale teraz to Polska ☺ Dawno tam nie bylem ale w latach 90-tych golasy były i zdaje sie sa dalej, tak „za granicą”, bo za Piasnica, wtedy przed II WS rzeka albo raczej rzeczka graniczna.
Jesli juz grzejemy temat filmu „Kler”, to takie produkcje opieraja sie na przekonaniu rezysera i aktorow, ze odbiorcy nie znaja podstawowych zasad psychologii. Walka ze zlem zawsze jest ciezka, uporczywa i wymaga ofiar. Znajomosc prawdy zobowiazuje czlowieka do podjecia dzialania w obronie pokrzywdzonych. Smarzowski mowi, ze w gronie ksiezy sa pedofile, zlodzieje, kobieciarze, ale on nie powie, o kogo konkretnie chodzi, bo nie chce miec klopotow. Publicznosc, ktora widziala „Kler” zmywa z siebie odpowiedzialnosc mowiac: tak, tak, wiemy, ze z Kosciolem jest niedobrze, ale nic konkretnego nie powiemy, bo chcemy spokojnie zyc, ale ci, ktorzy filmu nie widzieli i mimo wszystko bronia Kosciola, z pewnoscia chronia zloczyncow i tuszuja sprawe. I teraz sprawa ksiedza Stryczka. Anna Dymna, z ktora kiedys rozmawialem osobiscie, nawet nie zajaknela sie na temat losu ofiar mobbingu. Wyrazila troske o fundacje „Szlachetna paczka”, troske o inne fundacje, ktore moga poniesc straty wizerunkowe, troske o oskarzonego, natomiast nawet nie wyrazila wspolczucia ofiarom ksiedza. Pozostaje im tylko chodzic na terapie do psychologa i tam, w czterech scianach gabinetu przedyskutowac swoja „narracje”. Uwazam, ze zarowno Smarzowski, jak i pani Dymna zachowuja sie w tym przypadku, jak gowniarze.
Pani Dymna… i jej podobni cwaniacy-darczyncy…
… nigdy nie zajaknie sie slowem krytyki nt. tego ksiedza… czy innego „pomagajacego” !!! Oni ci wszyscy „wielcy, znani” z tego pasozytnictwa pomocowego uczynili sobie STYL ZYCIA… wygodnego zycia w swietle jupiterow…
… i jeszcze do tego za PANSTWOWE DOTACJE… czyli NASZE pieniadze…
… a pogonic tych NIEROBOW z aspiracjami „pomocy bliznim” do prawdziwej roboty… ponoc „rak do pracy” w Polsce zabraklo !!!
Dla wielu z nas tutaj…
… s24 – to przeminelo z wiatrem… nie ma co o tym wspominac. Jest z to wspanialy BLOG, PORTAL SN… no i najwazniejsze – jest TV PGR !!!
Wiec… nie ma tego zlego coby na dobre nie wyszlo.
OK 🙂
Tak…
… trafnie Pan to ujal… „calkowite nieprzygotowanie i niezdolnosc do prowadzenia jakiejkolwiek polityki z Niemcami”, podczas wizyty tych slugusow-zdrajcow ze Schetyna na czele bylo widoczne jak na dloni… az przykro bylo patrzec na to PODDANSTWO schetynowe !!!
Trafnosc powyzszego osadu dotyczy wiekszosci tzw. polskich, patentowanych politykow… kompletny brak wiedzy, doswiadczenia, biezacego rozeznania i orientacji… a te cale, dete fink tanki, agencje „prowe” i inne ciala doraTcze, skupione tylko na przewalaniu panstwowych pieniedzy…
… to cale dziadostwo powinno byc rozgonione na 4 strony swiata !!!
Schetyna postawil na szali wszystko, a wkrotce Angela Merkel moze stracic polityczne poparcie. Wyobrazam sobie to tak: wizyta w Berlinie zostala przygotowana z pompa, w mysl instrukcji z najlepszych poradnikow typu „polityka dla bystrzakow do nauczenia sie w jeden weekend”. Grzegorz przekartkowal nawet przewodnik i zna kilka zwrotow: guten Tag, danke schön i mowi po niemiecku „ojropa”. Cala ekipa wraz z tlumaczami jedzie z nadzieja i po drodze podziwia: no tak, to jednak Niemcy – z nimi trzeba sie liczyc! Grzegorz mowi najpierw dlugo do Merkel, tlumacz nie zrobil ani jednego bledu, zatem alles in Ordnung i wszystko idzie zgodnie z planem! Kiedy Grzegorz konczy, Angela czuje sie troche speszona, wzrok opuszcza, bierze lagodnie dlon polityka do reki, gladzi ja czule i mowi: wiesz, Grzegorz, ja tez mam klopoty i moze nawet niedlugo odejde z polityki. Potem obejmuja sie, zaczynaja szlochac i kurtyna opada. Niestety, taki jest poziom naszej polityki wzgledem Niemiec. Nie bardzo wiadomo nawet, komu sie (p)oddac, jesli mowimy o zdradzie, a Niemcy nie maja z kim rozmawiac.
„Preusens gloria”
Najpiękniejszy marsz wojskowy świata!
chyba rok temu był różaniec wzdłuż polskich granic, to teraz oponenci wrzucili nam „Kler”
Jeśli mogę dla zainteresowanych : Teraz na TV Trwam są Rozmowy niedokończone z prof. Grzegorzem Kucharczykiem , temat: Wzorce propagandy antykatolickiej.
Tak…
… Schetinio… ten drobny kAbinator poszedl na calosc… i reszta tej nowoczesnej choloty tez !!! Pana relacja z tej zalosnej i chanbiacej wizyty bardzo prawdopodobna…
… no moze z wyjatkiem tego barwnego opisu , tj. speszonej Makreli spuszczajacej wzrok, czule i lagodnie gladzacej dlon tego zdrajcy… szlochajaca Makrele tez trudno mi sobie wyobrazic…
… a Schetinio i te POpaprana bande mam nadzieje, ze bede ogladac „przez kratke” !!!
Eeee… taaam. Marsz Radetzkiego! Znaczy – jest najpiękniejszy 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=CO-tGgNP53c
– tu Katarzyna Milczarek na prześlicznym Ekwadorze. Normalnie rundę honorową jedzie się galopem, ale konie ujeżdżeniowe /Ekwador/ to prawdziwi atleci i im w takim galopie odbija po ścisłych, ujeżdżeniowych ramach występu. Stąd Katarzyna jedzie specyficznym kłusem /pasażem/. By utrzymać Ekwadora 🙂
Na filmie Dywizjon. Historia prawdziwa, pokazano zajawkę filmu „Kler”. Zajawka jest koszmarna, ja na ten film nie pójdę, bo mnie obraża treść, ale uzmysłowiłam sobie, że w literaturze przedstawiano w taki sposób nasiadówy peerelowskich polityków, takich Szmaciaków: wóda , papierochy, w tle muzyka typu „hej na pola rumaki stalowe”, smrodno, po prostacku i po chamsku. Nie pamiętam czy to nie było w „Cudownej melinie”, czy u Albina Siwaka w jego wspomnieniowych książkach.
Wracając do filmu, scenarzysta filmu, protestant z Krakowa, odważył się… przecież to słup.
Super !!!
chyba złe książki czytam, bo oglądając piękno tego sportu, zaraz mi się przypomina, kiedy w czasie I WŚ, Józefowi Brandtowi w majątku Orońsko – pobratymcy Niemcy zabrali stadninę i malarz po tym zdarzeniu umarł na serce oraz druga scena też ponura opisana w „Pożodze”, kiedy to Kossak – Szczucka widziała swoją ukochaną stadninę, przejętą przez jakieś bandy wojskowe i z niedowierzaniem patrzyła, że tak brutalnie można traktowa konie.
Dziedzictwo w granicach państwa
Kaplice grobowe
Piękny siwek !
Z Niemcami można rozmawiać tylko z pozycji siły. Naszą siłą jest siła pieniąza polskich konsumentów. Należy organizować akcje bojkotów niemieckich sklepów. „Polak do Polaka po polskie”. Należy jednocześnie dokonać drobiazgowej kontroli sanitarno-epidemiologicznej w sklepach wybranej niemieckiej sieci i najmniejsze niedociągnięcie nagłośnić stukrotnie w polskich i europejskich mediach. Ze trzy takie akcje i skończą się przepychanki na forum europejskim nt. polskiego sądownictwa.
Czy możesz nie wpisywać tu takich bzdur? Masz siłę, żeby rozmawiać z pozycji siły?
Wczoraj byłam na POLSKIM filmie „Kamerdyner”. Prusacy, Kaszubi-Polacy. Już dawno nie oglądałam tak dobrego filmu. U nas ostatnie dni projekcji.
Kohelet się kłania.
Również sporo czytałam o naszych koniach i bolszewikach. Staram się – będąc z końmi – nie pamiętać tego.
Na serce zmarł ojciec słynnego polskiego jeźdźca i trenera, szlachcic z Wielkopolski, gdy mu komuna polska rabowała majątek. Padł w trakcie rabunku.
Tak. Mamy siłe pieniądza polskich konsumentów. to MY finansujemy niemieckie emerytury kupując w Kauflandzie, Lidlu, Aldim. Wystarczy wezwać skutecznie do BOJKOTU niemieckich przedsiębiorstw. I przeprowadzić szczegółowe kontrole…
Jeśli nie ma się siły, trzeba bluffować.
Słynna ucieczka z Oświęcimia nie udałaby się, gdyby chłopaki przebrani w mundury SS nie krzyknęli na wartownika przy szlabanie „Otwieraj! na co czekasz!”
Oddział Morro nie przeszedłby do Śródmieścia, gdyby na pytanie Niemców dokąd idziecie jeden z oddziału nie krzyknął pewnym siebie głosem „Nie twoja sprawa dokąd idziemy”.
A oni swoją siłę znają i wykorzystują. W oddziale małej niemieckiej firmy w Polsce, zatrudniającej ca 4 osoby, nawet papier toaletowy jest niemiecki, a właściciel przy każdej wizycie podkreśla jakość niemieckich produktów i sprawdza zakupy. Bo polskie mydło nie mydli, ściereczka nie wyciera, wózek nie jeździ itd.. To jest oczywiście detal, ale identycznie wygląda to w rozdaniach makro, na branżowych rynkach. I wszędzie problemem jest mentalnie słaby, zastraszony podświadomie Polak, łatwiutki do zmiękczenia i ogrania, jak Pani Kopacz na czerwonym dywanie.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.