Sebastian, o którym tu wczoraj wspominałem, wywiózł z Ukrainy prawie czterdzieści osób. Wszystkie one miały jakieś życzenia i chciały uciec jak najdalej od wojny. Ponieważ jednak informacje rozchodzą się powoli, a nawyki i przyzwyczajenia są trudne do zmiany, ludzie ci uciekali tam, gdzie wydawało im się, że będzie najbezpieczniej. Jak łatwo możemy się domyślić najbezpieczniejszym miejscem według Ukraińców, a przede wszystkim Ukrainek mieszkających na wschodzie tego kraju, jest Europa. I nie ma doprawdy znaczenia, o którą część Europy chodzi, najważniejsze jest, by nie był to żaden kraj, będący dawniej w strefie wpływów Rosji lub ZSRR. Czyli, mimo potężnych zmian, które już zaszły w świadomości ludzi, Polska w żaden sposób nie spełnia tych standardów. Być może, kiedy nastanie pokój i będzie można wymieniać informacje w nieco spokojniejszym tonie, obraz naszego kraju trochę się zmieni. On się już zmienia, ale Europa i jej standardy przeważają. I mowy nie ma, żeby wytłumaczyć jakiejś istocie, która przeżyła ostrzał rakietowy, że jej wymarzone miejsce do życia, do którego chce dotrzeć zawracając głowę takiemu Sebastianowi, leży w strefie, która dziś jest jak najbardziej podległa Moskwie. To są rzeczy niemożliwe do przekazania, ale bardzo łatwo, choć nie we wszystkich przypadkach weryfikuje je praktyka.
Pewna pani, która przeżyła rzeczy naprawdę straszne, chciała się koniecznie dostać do Barcelony, albowiem wydawało jej się, że to jest miejsce, w którym na pewno nie będzie wojny i ona będzie mogła tam spokojnie żyć. Kiedy ją tam zawieziono, została zakwaterowana w jakiejś budzie pełnej emigrantów z Maroka, którzy od razu próbowali ją zgwałcić. Nikt bowiem w Hiszpanii nie przejmuje się migrantami tak, jak my w Polsce, a przede wszystkim nikt ich tam nie odróżnia, nie ma podziału na dobrych migrantów uciekających przed wojną i złych, którzy zostali odstawieni na granicę przez ruskich tajniaków poprzebieranych w stroje organizacji humanitarnych. Wszyscy ludzie, którzy w Hiszpanii szukają azylu, a nie mają tam żadnych znajomych ładowani są do ośrodków dla uchodźców. Tam zaś rządzą młodzi marokańscy mężczyźni, którzy próbują urządzić sobie życie skłaniając przybywające ze wschodu Europy kobiety do czynów nierządnych, które wynagradzane są pieniędzmi spływającymi do kieszenie tychże właśnie młodzieńców.
Niektórym dziewczętom z Ukrainy, Europa kojarzy się z niewielkimi, zasobnymi krajami, gdzie z całą pewnością nie ma żadnych Marokańczyków z nożami. Po prostu nie może ich tam być. Takim krajem jest, na przykład, Luksemburg, dokąd wybrały się dwie artystki z Ukrainy, które uciekły przed wojną. Dotarły niestety tylko do Karlsruhe, w którym to mieście obrabowano je ze wszystkiego. I tak cała wyprawa skończyła się telefonem do Sebastiana wykonanym z posterunku policji w tym mieście, z prośbą, żeby coś załatwił. To znaczy, by obydwie artystki przewiózł z powrotem do Polski. Przekonanie bowiem uciekinierów, że tu właśnie jest teraz Europa, a nie gdzieś hen daleko, odbywa się wyłącznie w wymiarze indywidualnym, a nie zbiorowym. W tym drugim bowiem wszystko wygląda nadal tak samo. Z Ukrainy do Polski ciągną cały czas mniejsze lub większe grupy uchodźców, a w drugą stronę przedsiębiorczy mieszkańcy Ukrainy wiozą na lawetach samochody z Niemiec, tak jakby nie było wojny i tych setek biedaków pozbawionych domów, którzy chcą realizować swoje absurdalne marzenia o Europie. Okoliczności te irytują bardzo ludzi, którzy przewożą uchodźców z głębi kraju, na przykład Sebastiana, no, ale taki jest ten świat. Nie zmienimy go. Możemy tylko przypomnieć te setki Polaków w starych swetrach, które załadowanymi jak hinduski autobus maluchami ciągnęły w latach osiemdziesiątych do Berlina by tam sprzedać jakieś niepotrzebne nikomu śmieci, albo papierosy.
Uważam, że choć ci, którzy angażują się w akcję ratowania ludzi z wojny mają prawo do swoich, często kategorycznych ocen, my – stojący z boku – powinniśmy się od nich raczej powstrzymywać. To bowiem tam, w obszarze ocen, kiedy weryfikowane są postawy poszczególnych osób, często przypadkowych, raczej na pewno wystraszonych i raczej nie mających większego pojęcia o polityce i świecie jako takim, dokonuje się najwięcej manipulacji. Rzekłbym nawet, że manipulowanie opiniami odbywa się jak w starych dobrych czasach szkoły stalinowskiej, kiedy to podręczniki do historii pisała polskim dzieciom Helena Michnik. Oto wczoraj odbył się okupiony krwią szturm migrantów z Afryki, na granice hiszpańskiej enklawy leżącej na południowym brzegu Morza Śródziemnego. Podobno pięćdziesiąt osób nie żyje. Polski internet zaś obiega fotografia dziecięcej nóżki z odmrożonymi paluszkami, która ma należeć do marokańskiej dziewczynki koczującej w lesie na Białorusi, bez możliwości wjazdu do Polski. Z faktu, że jest lipiec, mamy trzydziestostopniowe upały, kolporterzy tego zdjęcia nie robią sobie nic, albowiem propaganda nie polega na tym, by kolportować informacje wiarygodne. Propaganda to kolportaż informacji całkowicie nieprawdopodobnych i jawnie spreparowanych, które rozpowszechnia się z dużą pewnością siebie, po to, by wybadać kto jest gotów w nie uwierzyć. Bo zawsze ktoś taki jest. Można to nazwać praktycznymi badaniami poziomu fanatyzmu w wyselekcjonowanych grupach. Chodzi o to, by sprawdzić, jak dalece niechętni weryfikowaniu informacji są ludzie. I wiemy, z własnego doświadczenia, że wielu z nas jest bardzo temu niechętna. Wierzy zaś w to, co ukrywa głęboko w sercu, a co wcale nie jest piękne i godne naśladowania. Odkrycie tych złogów złej woli jest właśnie celem propagandy. Jest nim także uwolnienie wielu serc, od konieczności wyciągania ręki ku bliźniemu. Lub takie przekręcenie intencji, by ręka ta wyciągana była selektywnie. Przecież dobrze wiemy, że Janina Ochojska, która jest jednym z głównych narzędzi kremlowskiej propagandy w Polsce nie zająknie się nawet na temat wypadków na granicy hiszpańskich enklaw w Maroku. Nikt też nie będzie jej w tej sprawie indagował. Propaganda bowiem obecna zmierza wprost w kierunku usankcjonowania podwójnych standardów. A stanie się tak i zostanie to oficjalnie potwierdzone, kiedy niemieccy policjanci zaczną pałować migrantów w Berlinie i wsadzać ich do klatek. W Polsce zaś Ochojska będzie próbowała nas wzruszyć jakimś innym zdjęciem, tym razem wyobrażającym dziecko po słonecznym udarze, tyle, że fotografia kolportowana będzie w styczniu. I znajdzie się wielu, którzy będą tę brednie wykorzystywać. Czy można w ogóle polemizować z propagandą opisaną tak, jak uczyniłem do powyżej? Wyłącznie w ten sposób, jak zrobiła to hiszpańska Guardia Civil, wszystko inne zostanie potraktowane jako słabość, przyznanie racji lub wręcz podniesienie rąk i kapitulacja. Nie istnieje żadna możliwość komunikowania się z propagandystami. Ich celem bowiem nie jest dialog, ale dewastacja wszystkiego. Na dziś to tyle.
Święta prawda.
Choć już wiedza imigrantów wojennych jest już potężna ( nikt za dopłatą nie chce już do Niemiec, Francji czy nawet Hiszpanii), to zdarzają się jeszcze takie przypadki – na zachód.
Co do tych „dział, hełmów, czołgów itd.” na lawetach to taki Przemyśl już jest zablokowany.
Jeszcze pozostali „Romowie”, ich żeby wysłać ” na zachód” – to takie pokolenie jak u nas 2+1, w sporadycznych przypadkach 2+5(takich to ze świeczką szukać, tak u nich to autokaru brakuje) Ojciec-matka(dwójka dzieciątek na ręku każdej osoby) + siedem córek z mężem, każda z nich po czwórce minimum + plus ich wyrośnięte dzieci 12+ po czwórce i mamy pokolenie z prawnukami. poza tym ….. hmm
Propaganda to tło dla walca realizacji, najczęściej walca rabunku czy zniszczenia. Bardzo złowroga sprawa, ukazana jednak na wesoło w słynnej scenie o tragarzach z Misia. Putin musiał tego Misia oglądać, gdy opowiadał o zielonych ludzikach, którzy zaopatrzyli się w anonimowe mundury w sklepie sportowym.
Ochojska trwa na posterunku, na razie zniknęła Greta Thunberg, oficjalnie podejrzewana przez służby szwedzkie o korzystanie z ruskiego finansowania. Kiedy służby prześwietlą Ochojską?
W Polsce rzeczywiście odwoływane są zagraniczne wycieczki. Dziwią się restauratorzy, przecież wojna jest 1000 km stąd, ale właśnie zapominają, że jesteśmy postrzegani jako strefa zagrożona.
Nie lekceważyłbym berlińskiego handelku z lat 80-tych. Nikt nie ujawniał zysków, ale łatwo policzyć ile zarabiał np. przewożący kawę do Polski, która sprzedawała się na pniu w warszawskich butikach. Np 200 kg kawy po 10 marek za kg dawało prawdopodobnie 2000 tysiące marek czystego zysku na jednym kursie, realizowanym w jeden dzień, po opłaceniu celników, paliwa, kosztów samochodu itd. Czyli tysiąc dolków dziennie. Trzeba było tylko to wiedzieć i to zrobić. Prawdopodobnie w ten sposób zaczął zarabiać i wszedł później w poważniejsze interesy kawowe jeden z bogatszych Polaków, przy okazji niezły aferzysta. Kiedyś zrobił w jeden rok 180 tysięcy km wożąc właśnie kawę w bagażniku. A może to było więcej niż 200 kg? A może była jeszcze większa przebitka?
Ale ja nie lekceważę, tylko wspominam
Spotkałem wczoraj Romów, w najmniej spodziewanym miejscu, nic się nie zmienili. Samochód mi chcieli reperować, ale uciekłem.
Ukraińcy niestety jeszcze są przed odkryciem tego że Niemcy mają dla nich tylko posadę strażnika w obozie koncentracyjnym.Niemieckim.
myślałam, że Romowie wyjechali w latach 90- tych, kiedy Angole ogłosili że jeśli ktoś się źle czuje jako mniejszość w kraju swojego pobytu to Anglia przyjmie do siebie i na własne oczy widziałam stosowny departament MSZ oblegany przez Romów ze 100 osób /niewysocy smagli bruneci w skórzanych kurtkach/ – ale widać nie wszyscy wyjechali albo doszlusowali nowi … np z terenów objętych wojną
Ostatnie wydarzenia unaoczniły nam, w jakich realiach się znajdujemy i ogólnie jak się żyje w „zaborze europejskim”, czyli w strefie UE. Otóż jest obowiązek przekroczenia przynajmniej raz w miesiącu granicy Polski, aby nie utracić praw socjalnych.
Już Młynarski śpiewał:
Więc nie martwmy się, bo w końcu
Nie nam jednym się nie klei
Ważne, by choć raz w miesiącu
Mieć dyktando u nadziei…
Rzeczywistość na Ukrainie jest bardziej skomplikowana niż wielu się wydaje. Polacy nie mają pojęcia o aspiracjach i wyobrażenia Ukraińców i na odwrót. Wiedza obu stron o sobie jest płytka, powierzchowna, pełna mitów i uprzedzeń.
Tymczasem w zaborze europejskim: milo mi bylo ogladac dwie niedziele temu w Starej Pinakotece w Monachium ladne, mlode kobiety z Ukrainy ubrane w koronkowe suknie z lnu, prawie takie, jakie noszono przed rewolucja, kontemplujace obrazy starych mistrzow. Pod wzgledem elegancji ocenilbym Ukrainki na 1. miejscu, muzulmanki na 2. i Europejki na 3.
Wstep do Pinakoteki, gdzie mozna obejrzec m.in. „Sloneczniki” van Gogha kosztuje w niedziele 1 euro. W nieznosnym, 30-stopniowym upale w duzym miescie, galeria wydaje sie dobrym miejscem na spedzenie kilku godzin, ale rozumiem, ze nie kazdy moze sobie spokojnie ogladac obrazy, gdy w tym czasie mezczyzni walcza o swoj kraj.
Ps. W rezydencji krolewskiej kustoszani sa wylacznie murzyni, natomiast szatniarki, informacja, kierowanie ruchem turystow to jest domena pan z Ukrainy.
W pociagu do Monachium ladna kobieta ok. 30 lat (obowiazkowo – koronkowa sukienka lniana nad kolana, nizsze panie nosza sukienki nad kolana, wyzsze – do pol lydki), jej matka po 50-tce i trojka ladnych, grzecznych dzieci w wieku od 4 do 7 lat. Panie rozmawialy o warunkach, jakie oferuje Francja i Szwajcaria. Ja osobiscie wybralbym Wlochy, ale kazdy ma swoj gust.
Moje alter ego w galerii:
http://www.lpg.musin.de/kusem/lk/over/over.htm
Tak wtedy mowili ze sa z „Jugoslawii”, dostawali w Londynie domy komunalne po czym nielegalnie wynajmowali pokoje- czesto Polakom.
Życie jest bardzo barwne i zakręcone, a przepisy, zwłaszcza imigracyjne, są doskonałą pożywką dla fantazji.
cwane gapy
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.