Optymizm bywa zabójczy, podobnie jak wiara w intuicję oraz światłe przywództwo. Taki Julian Ursyn Niemcewicz, na przykład, w noc przed bitwą maciejowicką, miał same pogodne myśli, a intuicja podpowiadała mu, że wszystko będzie dobrze. Dodatkowo jeszcze człowiek ten wierzył w Kościuszkę, choć jasne było, że Kościuszko, mający same nieczyste intencje, wykorzystywał jego zapał i łatwość pisania do tworzenia swojej legendy. Potem socjaliści i komuniści wykorzystywali do tego samego Kościuszkę, choć już pośmiertnie. No i my dziś zostaliśmy z tym ambarasem, bo w każdym mieście jest ulica tego durnia i mnóstwo szkół nosi jego imię. No, ale porzućmy teraz te rozważania o czasach odległych i postaciach wcale nie świetlanych, albowiem nie wiem nawet czy mi tego Niemcewicza zdążą wydrukować na konferencję.
Wczoraj dostałem taki oto link: https://andegavenum.pl/ksiazki/
Widzimy tu książki, które i ja sprzedawałem, a wydawca ich uczciwie informuje nas ile wydał na te projekty pieniędzy. Każdy może sobie sprawdzić ile, a także porównać te kwoty z szatą edytorską książek i ich jakością. Ktoś może rzec, że to przecież nie wszystko. Należało przecież jeszcze opłacić tłumacza i zapłacić autorowi, albo spadkobiercom praw autorskich. Nie mogę powiedzieć ile zapłaciłem, poprzez wydawnictwo Gallimard, spadkobiercom Le Goffa za prawa do biografii Świętego Ludwika, ale wierzcie mi, że były to kwoty bardzo odległe od wymienionych na tej stronie. Tłumacze też nie wzięli takich pieniędzy, bo ja ich po prostu nie mam, a to co tu widzimy jest czystą fantastyką. No, ale wydawnictwo „Andegavenum” uczciwie mówi ile pieniędzy dostało i skąd. Projekt badawczy, na który państwo przeznaczyło te pieniądze, nazywa się „Społeczna odpowiedzialność nauki”. Wszystkie te książki zostały wydane jeszcze za rządów PiS. Ich skuteczność jednak w ramach projektu o tak niesamowicie ambitnej nazwie jest, jak sądzę zerowa. Podobnie jak wszystkich innych projektów finansowanych z budżetu państwa, także projektów politycznych.
I teraz pomyślcie, jak taki wydawca jak ja ma przetrwać wobec takich okoliczności? To jest cud, albowiem tamci mają wszystko – setki tysięcy złotych i zapewnioną dystrybucję. Ja zaś nie mam nic, jakieś grosze na koncie, z których opłacam grafików i tłumaczy. Potem zaś i tak muszę robić promocje, żeby cokolwiek mi zostało w kieszeni. Oczywiście nie mam tu pretensji do wydawnictwa „Andegvenum”, choć jest ono częścią systemu. Ten zaś zawodzi w każdym właściwie momencie. Państwo bowiem, świadome chyba, że wydawnictwa to część machiny propagandowej, finansuje w zasadzie takie rzeczy, które zniechęcają ludzi zarówno do książek, jak i do autorów. Ci jednak, przekonani są, że jest odwrotnie, bo uważają, że im więcej pieniędzy się na nich przeznacza tym większa chwała na nich spływa. I ja tu nie będę wymieniał nazwisk, bo szkoda tym ludziom robić reklamę.
Weźmy jednak taki projekt jak „Lepsze czasy”. Według tego co widzimy na stronie „Andegavenum”, Paweł Zych na swoje projekty powinien dostawać po dwa miliony na każdy. I nikt nie miałby prawa go z niczego rozliczać. On tymczasem wydaje to sam i jeszcze się musi męczyć z pośrednikami, bo ci chcą go naciąć na jakieś grosze. Wniosek z tego płynie taki – państwo nasze nie potrzebuje zdolnych autorów, ani w ogóle ludzi zdolnych, bo jego reprezentanci są przekonani, że mogą sobie takich autorów kupić za granicą. Już gotowych, wypromowanych i produkujących stosowne do zamiarów państwa i aparatu treści. Jeśli ktoś się tu zamierza oburzać na treści w tej chwili, przypominam, że tam, pod każdą książką jest napisane – dofinansowane ze środków budżetu państwa. Widzimy więc, że optymizm naszego państwa, a mam na myśli państwo „pisoskie”, bo to dzisiejsze żadnych druków dofinansowywać nie będzie, znacznie przekroczył wszelkie optymizmy, których kreatorem był Julian Ursyn Niemcewicz, na dzień przed bitwą maciejowicką.
Urzędnicy z nadania pisowskiego i partyjni autorzy, bo tak ich trzeba nazwać, są w dodatku przekonani, że oni sami potrafią unieść ciężar odpowiedzialności za jakość propagandy kolportowanej na rynku wydawniczym. Tym samym złudzeniem żyją publicyści. Pewność ich bierze się, jak napisałem wyżej, z kwot jakie państwo przeznacza na ich promocję. I to jest dopiero przerażająca głupota. Przez piętnaście lat PiS pilnował, by w masowym obiegu były tylko treści maksymalnie uproszczone, bądź aspiracyjne. Czyli autorzy tacy jak ten, co napisał Lolka Skarpetczka i jakieś gwiazdy rodzimej publicystyki. No i byli oczywiście mistrzowie tacy jak Wildstein czy Wolski. Potem zaś okazało się, że te narracje, coraz bardziej płaskie lub uciekające w nieczytelne metafory, Tusk załatwił ośmioma gwiazdkami. Teraz zaś zaczął je, bynajmniej nie powoli, przejmować. Wskazuje, że PiS to zdrajcy i pachołki Rosji, a on jest najszczerszym patriotą. Dlaczego idzie mu to tak łatwo? Bo wszedł w buty PiS, która to partia traktowała ludzi dokładnie w ten sam sposób. Nie wychowując ich i nie podnosząc ich znaczenia, ale rzucając im ochłapy, które wcześniej zostały sowicie opłacone z budżetu państwa. I nie było takiej gawędy, której by ci ludzie nie zepsuli uważając przy tym, że czynią dobrze i sprawiedliwie. Film „Reset” jest tego najlepszym dowodem. Cała narracja smoleńska, oddana w ręce idiotów, tak samo. Symbolem rządów PiS stał się Zenek Martyniuk, którego Kurski lansuje nawet dziś, w przeddzień wyborów do PE, bo uważa, że to jest komunikat który kupi wyborca masowy. Może niech Zenek, albo sam Kurski, pokażą co tam mają w spodniach, jak niegdyś Borysewicz, a komunikat stanie się jeszcze bardziej masowy i jeszcze bardziej skuteczny. Nie wiem jaki kac jest tym ludziom potrzebny, żeby oprzytomnieć, bo jeśli nadchodzące wybory przegrają tylko trochę znów ogłoszą wielki sukces i zaczną się – znanymi już sposobami – przygotowywać do kolejnych zwycięstw. Może jak Tusk przekupi Martyniuka i każe mu grać na swoich imprezach, to Kurski przeżyje taki szok, że wywiozą go na OIOM i dotrze tam do niego, że gdzieś jednak popełnił błąd.
Masowy odbiorca nie kupuje tego co reprezentuje sobą prezes Kaczyński. Prościej nie można już tego wyłożyć. Łączenie więc prezesa z występami Zenka z jednej strony i lansowanie jakichś artystycznych wykwitów i publicystyki rzekomo wysokich lotów, z drugiej mańki, doprowadzi nas do miejsca opisanego tu wczoraj – do programu Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”.
Wczoraj napisali do mnie z telewizji Wrealu24, żebym się z nimi połączył zdalnie i coś opowiadał o rynku wydawniczym. Grzecznie odmówiłem. Bo i co ja mam im powiedzieć? Ludziom, którzy jadą na dotacjach od Ziobry? Że propaganda, przede wszystkim wydawnicza, jest po to, by dowartościować odbiorcę, a nie pośrednika? To są przecież rzeczy proste, choć kompletnie niezrozumiałe. A są takimi dlatego, że zasłaniają tę prostotę góry pieniędzy wydawane nie wiadomo po co i na czyj pożytek. Szef tej telewizji zaczynał od tego, że rzucił wyzwanie lewicowym narracjom, lewicowemu bełkotowi, jak sam mówił. I co? Lewicowy bełkot triumfuje, bierze wszystkie wziątki, idzie od sukcesu do sukcesu, a dla prezesa Kaczyńskiego lewica staje się naturalnym sojusznikiem. Jakby tego cyrku było jeszcze mało, ekipa Tuska chce tych wydających pieniądze na patriotyczne narracje ciągać teraz po sądach, a także stawiać przed komisjami. „Nasi” zaś już się szykują do tego, by robić z nich bohaterów walki o świętą sprawę narodową. Potem zaś wszyscy się dziwią, że zarówno sojusznicy jak i okupanci pogardzają Polakami lub wykorzystują ich do najbrudniejszych robót. A do czego można wykorzystać istotę skrajnie zdeprawowaną, przekonaną przy tym, że pozjadała wszystkie rozumy? Zastanówcie się.
I pamiętajcie o naszych książkach. Żyjemy tylko dlatego, że pycha tamtych jest jak pęta na przednich nogach konia, które uniemożliwiają mu galop i stratowanie dzieci bawiących się na łące.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gniew-bitwa-wazow-gabriel-maciejewski/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/porwanie-krolewicza-jana-kazimierza-gabriel-maciejewski/
Mógł Pan przyjąć zaproszenie i powiedzieć jak jest. Ciekawe czy puścili.
„O rynku wydawniczym i końcu narracji patriotycznych” – cała prawda, całą dobę 😉
https://idmn.pl/aktualnosci/informacja-dotyczaca-wystapienia-pokontrolnego-nik/
Pozwoli Pan, że nie będę tego czytał
A nawet dwie doby
Trzeba być jednak konsekwentnym, a przynajmniej się starać
Dzień dobry. Tak, oni niewątpliwie pogardzają tymi ludźmi – których sami wynajęli po taniości, bacząc uważnie, by żaden myślący egzemplarz tam się nie dostał. Nie każdy może być kapo, nawet jeśli nazywa się na przykład wydawcą. Aparat ma być posłuszny i rozumieć proste komunikaty. Koncepcje są już gotowe, wysmażone tam, gdzie Pan wie a ja się domyślam i zjeżdżają tu regularnie do realizacji. A dzieje się tak – jak sądzę – ze strachu. Przed Polakami oczywiście, których póki co udało się eksterminować prawie w całości zastępując ich jakąś tłuszczą, której wątłą dumę łaskocze się czasem bajaniem o tym, że to oni są dziedzicami tej niegdysiejszej Polski. Gówno prawda, jakby powiedział pewien biskup. Ale ryzyko istnieje. Bakcyl ten bowiem, pozornie wytępiony, istnieje jednak tu i ówdzie w różnych stanach uśpienia i w sprzyjających warunkach może się odrodzić. Oczywiście – nic dwa razy się nie zdarza, jak mówi stara piosenka, ale kłopotów jeszcze może narobić. I na to uważają. No i na podział kasy. „First Things First”.
Nic dwa razy się nie zdarza, więc jak przepieprzą wybory, drugiej takiej koniunktury jak ta, co się ciągnęła od momentu kiedy ruszył salon24 już nie będzie. Im się wydaje, że mają nadludzkie moce i sami wszystko potrafią dźwignąć. Wkrótce nadejdzie bolesne rozczarowanie
– tak może być. Ale ja w głębi duszy podejrzewam, że oni są z tego samego naboru, co Tusk i kamraci, więc wszystko co ich może spotkać złego – to to, że im po premii polecą. A dla nas może i dobrze byłoby, gdyby ta cała nadmuchiwana prawica poszła sobie już na śmietnik historii i nie zajmowała miejsca innym. Może powstałoby coś sensowniejszego…?
To chyba niemożliwe, spróbuję wyjaśnić dlaczego w serii tekstów. Jak mi się uda, zacznę jutro
Pikne, brakuje jeszcze informacji, że najbardziej pokrzywdzona była Krytyka Polityczna czy inna taka bardzo bezstronna i apolityczna instytucja.
To andegawenum ma większy sens.
Zajrzałem do KRS, jest tam i Bąkiewicz Robert.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.