lut 012023
 

Być może błędnie, ale zauważyłem, że na tak zwanych szkoleniach, które mają poprawić samopoczucie ludzi z deficytami, najwięcej miejsca poświęca się możliwościom awansu. Szkół awansowania jest kilka, ale ja wyróżniłem dwie. Pierwsza grupa trenerów opowiada o tym, że każdy ma szansę i za pomocą swoich nieodkrytych jeszcze zdolności, za odkrycie których musi trenerowi zapłacić, osiągnie wkrótce wszystko. Druga zaś obiecuje krew, pot i łzy, ale na końcu będzie upragniony milion dolarów.

Wszystkie te opowieści dotyczą ludzi, którzy wiążą swoją zawodową karierę ze sprzedażą. Tych szkolonych łączy też jeszcze jedno – nie mają wpływu na towar, który sprzedają, a to oznacza, że wszystkie ewentualne wady towaru, zaniechania producenta i pośrednika i całe zło, jakie wyniknie przy okazji użytkowania produktu, zrzucone będzie na nich. Oni tego nie rozumieją, ale też nikt nie mówi im, że mają brać odpowiedzialność za sprzedawany towar. Choć istnieje przecież rękojmia.

Każdy kto trochę pracował w dużej firmie, gdzie pieniądze przewalane są z jednego miejsca w drugie, wie, że awansuje się tam nie dlatego, iż ktoś jest skutecznym telemarketerem, ale z klucza. Ten klucz jest niewidoczny, ale z całą pewnością istnieje. Żeby więc awansować naprawdę potrzebne są inne umiejętności, niż te przekazywane na szkoleniach. Bo jeśli firma wynajmuje inną firmę lub osoby przeznaczone do szkoleń nie czyni tego po to, by ktoś tam awansował, ale by zwiększyć wydajność i konkurencyjność w grupie. Czyli, żeby jeden chciał zagryźć drugiego za 250 zł podwyżki. Poetyka mitingów zaś służy temu, by fakt ów ukryć, a nie go eksponować. A skoro przyjmiemy takie założenie, możemy wnioskować, że publiczność obserwująca takie przedstawienia jest ukryta i nie patrzy po to, by się dowiedzieć prawdy o sobie, ale by przekonać się czy prowadzący działa w myśl założeń, które podjęto. To znaczy, że do przedstawienia zalicza się zarówno ta osoba na scenie, jak i ci na widowni, prawdziwe zaś audytorium jest gdzie indziej.

Jeśli teraz przedmiot naszych rozważań przeniesiemy z handlu i korporacji na teren publicystyki politycznej zobaczymy rzeczy zadziwiające. Oto przez wiele lat istniały w sieci blogi polityczne. Toczyła się wśród blogerów ciężka walka o przetrwanie i tworzyły się hierarchie, które – co jest wartością największą – nie miały za sobą żadnych fałszów. Ludzie pisali co chcieli i byli za to nagradzani lub potępiani. Najważniejszym kryterium było – czy potrafią. Oczywiście wszyscy mieliśmy świadomość, że jesteśmy pod kontrolą i cały czas podejmowane są próby dewastacji tych naturalnych hierarchii, ale nic nas to nie obchodziło, bo widzieliśmy też beznadziejną słabość, wtórność i nędzę, tych którzy do kontroli nad blogosferą aspirowali. Widzimy to zresztą do dziś. To znaczy widzą ci, którzy po zniszczeniu blogosfery pozostali na stanowiskach i nie zwracając uwagi na nic, działają dalej.

Przez cały czas próbowano nas przekonać do tego, że droga awansu, którą wybraliśmy jest błędna, albowiem są inne. Odbywało się to za pomocą ustawionych konkursów, fałszowania statystyk zupełnie na chama i kreowania antyjakości. Z czego się ta antyjakość brała? Z podstępnych, parszywych i fałszywych intencji,  a także z przekonania, że będąc w posiadaniu mediów, nie trzeba mieć talentu, ani w ogóle niczego. Sama technologia załatwia sprawę i można już wszystko. O jednym ludzie próbujący organizować motywacyjne szkolenia dla blogerów zapominali – że sami są pod obserwacją, a ich kariery to wynik uważnej analizy ich deficytów. W takie rzeczy nikt by nie uwierzył, a szczególnie nikt, kto zajął jakieś stanowisko i ma pieniądze. Ktoś taki zawsze jest przekonany, że do wszystkiego doszedł sam, a sukces zawdzięcza zdolnościom. Zupełnie jak te matoły, co im się zdaje, że będąc dobrymi telemarketerami, zdobędą kiedyś posadę dyrektora handlowego, a najważniejszym kryterium oceny podczas awansu, będzie ich zaangażowanie. Tyle, że w przypadku ludzi moderujących dyskusję polityczną jest jeszcze gorzej, albowiem im się zdaje, że posługując się cynizmem wyrastają na jakichś demiurgów. Jest dokładnie odwrotnie, a widzimy to w momentach przełomowych. Wtedy bowiem dyskusja, która przybierała formy niezwykłe i rozwijała się w zaskakujących kierunkach, inspirując wiele osób, sprowadzona zostaje do kilku bardzo prymitywnych pojęć i tematów. Osoby, które je zagospodarowują są wskazane i one będą moderowały życie publicystyczne dalej. Tak by się wydawało, ale niektórzy pamiętają, co się stało kiedy dawno, dawno temu skrytykowałem książkę Igora Janke „Twierdza”. Ukryli mi blog na pół roku. Przed dojściem PiS do władzy i wskazaniem Mateusza Morawieckiego na stanowisko premiera zaczęto cenzurować blogi. Między innymi mój. Blogi prowadzili wtedy także ludzie tacy jak Łukasz Warzecha i Janusz Mikke. Czy one także zostały ocenzurowane? Oczywiście, że nie albowiem ci ludzie byli poza wszelkimi podejrzeniami. Oni nie mogli w żaden sposób zaszkodzić nowej władzy. Poza tym posiadali wszystkie potrzebne uwierzytelnienia. Co innego blogerzy spoza świata dziennikarskiego, ci – mówiąc co myślą – stanowili potencjalne niebezpieczeństwo, tym większe im więcej publiczności się wokół nich gromadziło. Niestety na żadną inną nagrodę poza takim traktowaniem nie mogliśmy liczyć i nadal nie możemy.

Wróćmy teraz na chwilę do formuł, które pozostawione zostają w przestrzeni publicznej w chwilach kryzysu. One tam zostają, by lepiej można było rozpoznać kto swój, a kto wróg. W naszym przypadku rozróżnia się jednych od drugich po deklaracjach dotyczących Polski i prawdy. Jeśli ktoś ma Polskę w sercu i dąży do prawdy ten jest nasz, a jeśli ktoś próbuje dyskutować nad sposobem postawienia tych kwestii, na pewno ma coś na sumieniu. Jakaś spostrzegawcza osoba mogłaby powiedzieć, że to jest przecież kryterium rewolucyjne. A i owszem, takie właśnie jest, a to oznacza, że ktoś je naszym pasterzom podsunął i jeszcze ich przekonał, że jest skuteczne. To zaś prowadzi nas do wniosku, popartego niejasną intuicją, że wszyscy jesteśmy obserwowani przez jakąś uważną publiczność. Nie mówię, że od razu przez Marsjan, ale jestem blisko tej hipotezy. Jestem też pewien, że taka sytuacja stanowi pewną wygodę dla obozu władzy. Siedzę jednak za nisko, by zrozumieć dlaczego to jest wygoda.

Jak widzimy najwięcej Polski w sercu mają dziś ruscy agenci i oni też z największą bezkompromisowością dążą do prawdy. W ich rękach także pozostają narzędzia służące do oceny postaw, a co za tym idzie cała sfera komunikacji publicznej pozostająca poza mediami elektronicznym kontrolowanymi przez władzę lokalną i inne władze. Dla wygody pozostawiono dyskurs publiczny w rękach Moniki Jaruzelskiej, Sykulskiego i Brauna. Brawo. Dla wygody ograniczono obszary, na których wskazuje się tak zwane kwestie istotne. I ten sposób będzie się jeszcze przez jakiś czas sprawdzał. A to z tego powodu, że nie ma kryzysu. Ja się oczywiście cieszę, że go nie ma, mimo wojny, i spokojnie leję do baków moich wielkich samochodów paliwo po 6,85. Nie jestem też na tyle głupi, żeby domagać się jakieś uwagi. Poradzę sobie bez niej. Chcę tylko przypomnieć, że przez cały ten czas kiedy bierzemy udział w dyskusji publicznej, ani razu nikt nie próbował utemperować postaw ludzi takich jak Warzecha czy Mikke. Sykulski dostał wręcz medal od prezydenta, a jakiś mędrzec tłumaczył mi, że to tak z automatu wręczają. Proszę Państwa, ktoś musiał  go wpisać na listę, ktoś musiał go tam wprowadzić. Poza tym był on w komisji likwidacyjnej WSI. Dziś zaś z wielką pewnością siebie działa nadal i uważa, że jest pełnoprawnym uczestnikiem dyskusji o imponderabiliach, choć poziom który reprezentuje jest niesłychanie niski.

Można oczywiście skwitować to stwierdzeniem, że po prostu tajniacy kłócą się między sobą, ale to nie załatwia sprawy i świadczy o nich i o naszym państwie jak najgorzej. Wczoraj na twitterze ujawniono nagrania, na których widać Jacka Wronę, stałego eksperta od spraw tajnych, widnych i dwupłciowych, zapraszanego do TVP i TV Republika, w towarzystwie najzwyklejszych, moskiewskich szurów. Mówili oni o tym, że pan Jacek ma tylko Polskę w sercu. Jasne, a oni chcą tylko dążyć do prawdy. I to, jak przypuszczam, nie jest koniec tego szkolenia.

Jeszcze tylko prośba od mojego kolegi

Polski Związek Niewidomych Okręg Lubelski Koło w Rykach zwraca się z prośbą o wsparcie finansowe na rzecz Koła.

 

Polski Związek Niewidomych w Rykach zrzesza osoby niepełnosprawne z dysfunkcją narządu wzroku, które z racji swojego inwalidztwa często żyją w izolacji. Organizujemy szkolenia, wycieczki, spotkania, które integrują osoby niewidome i słabowidzące w celu ich społecznej integracji, wyrównywania szans w dostępie do informacji, edukacji, zatrudnienia i szeroko pojętej aktywności społecznej a także w celu ochrony ich praw obywatelskich.

Efektem spotkań są min. oddziaływania psychologiczne, przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, akceptacja niepełnosprawności, które mają ogromne znaczenie w przypadku osób niewidomych.

Dzięki przyjaznej dłoni ludzi dobrej woli możliwa jest realizacja naszych celów i zamierzeń. W imieniu naszego stowarzyszenia oraz jego członków wyrażamy głęboką wdzięczność za ofiarowaną pomoc i życzliwość.

 

Jeśli nie masz innej możliwości – można nam pomóc w działaniu przeznaczając 1,5 % podatku na PZN w naszym powiecie.

 

Krajowy Rejestr Sądowy – nr KRS: 0000007330

z dopiskiem na cel: Koło w Rykach

  18 komentarzy do “O sposobach awansu, ludziach którzy mają Polskę w sercu i takich, co dążą do prawdy”

  1. Dzień dobry. Jako prawdziwe „corporate animal”, mocno już wyleniałe, muszę się zgodzić z Pańskimi spostrzeżeniami dotyczącymi życia w korporacji i życia w organizacji zwanej powszechnie „demokracją parlamentarną” czyli republiką po prostu. To jest ten sam format :-), może dlatego, że korporacje były wcześniej a ich najzdolniejsi przedstawiciele weszli na wyższy poziom łykając całe kraje, pozbawione wcześniej władzy danej od Boga – czyli królestw. To wyjaśnia wszystko. Co zaś do tzw. blogosfery – jest ona dla mnie ciekawym zjawiskiem, niestety odkryłem Pański blog już po wyprowadzce z salonu24, którego nigdy nie czytałem. Jako osoba postronna widzę to tak; zarysowany konflikt blogerzy vs. właściciele platformy doprowadził do istotnego zniszczenia tej struktury, kiedy właściciele obnażyli swoje prawdziwe intencje. Ok, to dla mnie jasne. Ale – czego nie rozumiem, to czemu ci prawdziwi wartościowi blogerzy, ta sól ziemi nie wyprowadziła się stamtąd gremialnie, na coryllus.pl na przykład. Albo gdziekolwiek, byle razem, nie tracąc atutu jakim jest wspólna platforma komunikacji. Przecież ten p.Janke nie miał nic, czego tanio i szybko nie mogli sobie zorganizować sami. Serwer? soft? to są drobiazgi. Istotne jest wspólne powszechne przekonanie o wartości i sile środowiska. A tu – jakby granat wrzucił. Rozeszli się po kątach. Koniec. A przecież nie był Pan tam sam, chyba…

  2. To nie było takie proste. Na coryllus.pl był tylko mój blog. Nie dysponowałem żadnym kapitałem, żeby założyć platformę podobną do salonu. W 2017 kolega parasol zrobił Szkołę Nawigatorów i wtedy ludzie związani z moim blogiem tam przeszli, ale to był ułamek. Wielu wolało pozostać w salonie i jest tam do dziś, a inni poszli na twittera. Poza mną, większość ludzi traktuje to jak zabawę, chcę się ekscytować nowymi newsami i wyrażać oburzenie. To wszystko. Ja zrobiłem z tego sposób na życie. Sfera komunikacji nie wyzwoli się spod wpływu sił ciemności, bo ludzie tego nie chcą. Trzeba by im jakieś szkolenie zorganizować, żeby zechcieli

  3. – obaj wiemy, po co są szkolenia… ale dla mnie płynie z tego smutny wniosek, że Pan był tam takim rodzynkiem, niepodobnym do innych. Ani do właścicieli ani do innych blogerów. Sposób na życie jest ważny, każdy ma jakiś, ale ja myślę o czymś ważniejszym. O komunikacji, która była tak ważna za „starej Polski” i umożliwiała rządzenie nią. Teraz jej nie ma bo media, blogi i wszystko kontrolują siły zła, których celem jest uniemożliwienie Polakom komunikowania się. Kiedyś robiono to przy pomocy cenzury, teraz generuje się tzw. biały szum – czyli powódź informacyjnego śmiecia, w której utonie wszystko. I co, tylko my dwaj to rozumiemy? Czasem myślę, że tak. Wielkie musiały być grzechy naszych ojców, że tak karze nas Bóg…

  4. Ludzie to rozumieją, ale nie widzą po co mieliby się temu sprzeciwiać. Nic złego się w końcu nie dzieje

  5. – rzeczywiście, wielu tak myśli. Pośród wielu krzywd, jakie nam zrobiono, ta jest chyba najgorsza; popsuto nam standardy, kiedyś tak wysokie…

  6. Dyskusja o standardach kończy się zwykle szyderstwem z tego, który się standardów domaga. W końcu drewniany wychodek służy swoim celom tak samo dobrze, jak pałacowa toaleta

  7. Badają rynek, szukają emocji w które mogą uderzyć, obnażyć, zaspokoić. Prawda, sztuka, piękno ich nie interesuję. Korpo to tajne struktury , obecnie mamy kilka klik politycznych i te same twarze od 30 lat, które pilnują co by się naród nie obudził i nie przepędził, wynajmują do tego właśnie takich piewców którzy zaspokoją emocje.

  8. Najpierw je kreują – emocje, bo o rzeczywistych emocjach nie mają pojęcia

  9. Pierogi nie są niczym dziwnym dla Chińczyków. W końcu to ich wynalazek obok papieru, druku, kompasu, prochu i 5G.  Nadzienie naszych pierogów jest pewnie dla nich niespodzianką, ale niech próbują.

  10. Nie do końca rozumiem, dlaczego na Ukrainie zamyka się agentów, a u nas, mimo że trzeba zabezpieczać bazę w Jesionce, wiele innych punktów strategicznych, pozwala się obcej agenturze ma bezczelność. Wiem, że to element gry, prawdopodobnie na wielu poziomach, także tym „marsjańskim”, ale jednak wojna jest faktem, fenomenem.  Nie ustawką między jakimiś gangami, dajmy na to tytuł powieści Pielewina ” Ostatnia bitwa między masonami a czekistami”. No tak można  było żartować przed 24 lutego. Teraz są mistrzostwa świata. I nie da się kupić wyniku gry.

  11. Ktoś Ukraińcom zaczął podkręcać/porządkować standardy po 2014? Przecież to u nich przymknęli ministra-zegarmistrza, a u nas go wypuścili?

  12. Miki, piszą w tytule o wystawie książek, a w tekście ani słowa o książkach, tylko te pierogi… coś nie poszło?

  13. Obawiam się że literatura chińska ma nam więcej do zaoferowania, niż nasza Chińczykom. Polskie pierożki strawniejsze niż powieści

  14. Ukraińcom pomagają chyba. I nam pewnie też. Tylko jakby inaczej.

  15. A mogli wziąć Coryllusa.

  16. Ja bym z korporacji się nie naśmiewał, tam naprawdę mają wiedzę i doświadczenia z dziesiątek i czasem setek lat, wypracowane metody, reputację i efekt skali. Oferują też bardzo przyzwoite warunki oraz w zasadzie nie ma tam krzywych układów i przeróżnych patologii (nie należy tego mylić z ideologiami). Przepracowałem 25+ lat w legendarnej korporacji, matce wszystkich korporacji, to wiem co mówię. Co do awansów… jest tam dokładnie tak samo jak w każdej hierarchicznej strukturze i awansuje się ludzi wykonujących polecenia (dostarczających tego czego potrzebuje szef) oraz takich którzy nie zaskoczą szefa niespodziewanymi pomysłami. Wszelcy karierowicze te warunki spełniają idealnie jak tylko rozpoznają na co jest zapotrzebowanie i wykażą się choć minimalnym talentem. Z tymi wszystkimi krzyżykami które mam na karku to nawet się już nie dziwię ani jednym ani drugim, nawet już trochę ich rozumiem…

    Jeszcze jedna sprawa dotycząca naszego polskiego charakteru, skutkująca tym rozczłonkowaniem na pojedyncze blogi i tego słynnego „gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania”. To wszystko nie jest rezultatem tylko i wyłącznie naszej niezwykłej wolności i naszemu indywidualizmowi. Winna jest też nasza niezwykła NIEZGODNOŚĆ, która skutecznie torpeduje pracę grupową i współpracę. Obecnie pracuję w niemieckiej korporacji i aż mnie zatyka ten ich niezwykły stopień podporządkowania i posłuszeństwa w wykonywaniu poleceń góry. Dla nich tak naturalny i bezdyskusyjny, jakby szefami były istoty wszystkowiedzące i nieomylne… no chyba, że mają gdzieś pamięć genetyczną co się może z nimi stać jak nie wykonają rozkazu…

  17. Mogli. Choć być może książki Coryllusa byłyby niezrozumiałe na tamtym rynku. Widziałem bardzo inteligentną inscenizacje sztuki Mrożka. Po polsku, przez chińskich studentów polonistyki i wyraźnie w chińskim kontekście. To był meistersztyk

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.