Mechanika globalnego zarządzania jest prosta. Najpierw kreuje się jakiegoś biznesmena, który podnosząc jawnie kwestie wartości konserwatywnych idzie po trupach do zwycięstwa. Gazety piszą o nim, jakby był co najmniej armią mongolską, szykującą się do sforsowania Amu Darii. Człowiek ten jest samodzielny, dynamiczny, mimo swojego wieku i wiele może. Wszyscy się go boją, a kiedy zwycięża w obozie wroga rozlega się lament kobiet i płacz dzieci. Nikt przy tym nie zwraca uwagi i nikt nie pisze, o dwóch dziwnych gościach z brodami, w czarnych kapeluszach, którzy bez jednego słowa, zawsze pokazują się na każdej jego konferencjach prasowych. Osobnik ten, nawet jeśli ma jakieś moce, to okazują się one w kluczowych rozgrywkach bardzo problematyczne. Przyczyn tego dociec nie można, ale należy próbować. No to zaczynajmy. Tak zwani charyzmatyczni przywódcy, mają zawsze założony jakiś kaganiec. Nie widzimy go, ale on się ujawnia w kluczowych momentach. W naszych okolicznościach są to światowe organizacje dążące do pokoju, czyli te wszystkie fikcje polityczne z ONZ na czele, które mają uwiarygadniać decyzje banksterów. I tak, co okazało się chyba wczoraj, ku oburzeniu USA, Rosja, Chiny i Kuba znalazły się w Radzie Praw Człowieka ONZ. To oczywiście nic nie znaczy, ale ONZ ma też inne rady i agendy, gdzie zapewne nie zabraknie przedstawicieli tych krajów. Co jest w tym najciekawsze? Wszyscy się domyślają. To nie Rosja, Chiny i Kuba, prześladują mniejszości LGBT ale Polska. O tym wszyscy wiedzą i nikt się nawet nie zająknie, że to nieprawda, albowiem za pomocą narracji LGBT robi się dziś globalną politykę. Ludzie z tego ruchu się cieszą, bo im się zdaje, że są w centrum uwagi. Nie jest to prawda. W centrum uwagi będą dopiero wtedy kiedy ich poprowadzą w Chinach na tortury, a w Rosji do łagru. O tym co się stanie z nimi na Kubie, nie podejmuję się wyrokować.
Każdy jednak udaje, że wszystko jest w porządku, albowiem najważniejszą w polityce rzeczą jest zachować dyscyplinę i lojalność partyjną. Tego, na przykład, nie rozumie nikt w PiS, łącznie z prezesem. Nikt tam nie pojmuje na jakich zasadach opiera się lojalność i wobec kogo powinna być manifestowana. Jeśli w partii ona się już w ogóle ujawnia, to zwykle przeciwko wyborcom. Innego wektora lojalności w obozie dobrej zmiany nie widać. Nielojalność zaś wobec Jarosława Kaczyńskiego, to chyba jakaś faworyzowana w PiS dyscyplina sportu. No, ale wracajmy do globalnego zarządzania.
Oto w sieci pojawiają się wypowiedzi niejakiego Franka Brody, który niedawno wyznał iż jest gejem i pokazuje się publicznie z pomalowanymi ustami. Nie wiem ile lat ma Franek, ale na oko z piętnaście. Jego istotny problem polega na tym, że nie może utrzymać dyscypliny w stosowaniu diety ketogenicznej i stąd te wszystkie pryszcze na twarzy oraz nadwaga. Franka jednak to nie stresuje, albowiem on czuje się zobowiązany do dyscyplinowania swojego wuja, którym jest Mateusz Morawiecki. Dokładnie tak samo, jak ONZ próbuje dyscyplinować Trumpa. Ostatnio zaś, zdaje się wczoraj, skierował swoje uwagi do ministra edukacji, który – według Franka – powinien zamknąć szkoły i nakazać nauczanie zdalne. Dlaczego Franek w ogóle zabiera głos i co go do tego upoważnia? Trudno to zrozumieć, ale domyślać się możemy, iż chodzi o ten cały coming out. Wystarczy okazać się gejem, żeby dostać pozwolenie na publiczne pouczanie polityków. I zwróćcie uwagę na to, że żaden z dziennikarzy nie próbuje nawet dociekać, jak to się stało, że w tak pobożnej i katolickiej rodzinie pojawił się ktoś taki jak Franek? Nikt też nie zastanawia się, dlaczego w kraju, gdzie mniejszość LGBT jest prześladowana siostrzenic premiera dokonuje coming outu? Jest Franek zapewne dobrym chłopcem, ale jego zainteresowania musiały się skądś wziąć. Skąd? I dlaczego Franek się po prostu nie zamknie? To by zrobiło dobrze wszystkim, szczególnie tym, którzy włączając samochodowe radio, muszą słuchać historii o letnich wyprawach na żniwa, jakie rodzina Morawieckich podejmowała w dawnych czasach, kiedy Kornel był młody, by pomóc w polu rodzinie zamordowanego księdza Jerzego Popiełuszki. Sam to słyszałem i nie mówcie mi, że zmyślam.
Nie zamierzam się tu oburzać na Franka i rodzinę Morawieckich, chcę tylko wskazać, że – bez względu na nasze protesty i narzekania – cała globalna komunikacja odbywać się będzie poprzez gejów i lesbijki. Nawet jeśli ci geje i lesbijki będą przeciwko temu protestować. Nie mają szans. Sami się ustawili w tym miejscu, a teraz starzejąc się fiksują do końca, albo przychodzą do rozumu – niektórzy na pewno – ale na wycofanie się jest już za późno. Za nimi bowiem kroczy w zwartym szyku gromada grubych, pryszczatych Franków, którzy dostrzegli właśnie swoją życiową szansę. I tylko patrzeć kiedy zaczną się domagać zwiększenia dyscypliny partyjnej w szeregach organizacji. Dyscypliny egzekwowanej bez litości dla słabych i tych co nie rozumieją nowych czasów.
Wspomniałem tu wczoraj papieża Innocentego III i stworzoną przezeń globalną teokrację. Korzystając teraz z metody zaproponowanej przez prof. Marię Poprzęcką, którą porównała Gretę z Joanną d’Arc, chciałbym porównać papieża Innocentego i system komunikacji, który stworzył, system oparty na prymacie stolicy apostolskiej, Ewangelii i osadzonych w newralgicznych miejscach charyzmatykach, do tego co mamy obecnie. Papież zmusił Europę i jej władców do posłuszeństwa, myślenia o zbawieniu duszy i odkupieniu win, a także do wewnętrznej dyscypliny. Ci, którzy się wyłamywali, jak król Jan z Anglii, byli ekskomunikowani. Przez wyłamanie rozumiem nie tylko i nie przede wszystkim sposób prowadzenia się tego czy innego władcy, bo to papież Innocenty miał w nosie, ale stosunek do doktryny. Bo na tym odcinku właśnie manifestuje się lojalność. No więc teraz mamy coś analogicznego, ale z odwróconym wektorem. W każdym dziele sztuki filmowej (bo film to sztuka, prawda, co do tego nie możemy mieć wątpliwości) musi wystąpić gej, lesbijka, albo Murzyn. Każda dyskusja polityczna musi się odbywać z udziałem członków społeczności LGBT i mowy nie ma, by było inaczej, albowiem warto rozmawiać. Franek jest tu najbardziej wyrazistym przykładem, zaś fakt, że jego wuj nie odpowiada na żadne jego pytania i nie polemizuje z nim świadczy, że po prostu nie zrozumiał dokładnie o co w tym wszystkim chodzi. I sądzi zapewne nasz premier, że trzyma w ręku wszystkie potrzebne do rządzenia moce. Nie jest to prawdą. Nie może być, albowiem mamy dziś do czynienia z próbą narzucenia globalnej komunikacji i globalnej lojalności. Problem polega na tym i tym się różni cała sytuacja od tej, którą zaaranżował papież Innocenty, że do komunikowania się w przepisanych nowym zakonem zakresach można jakoś wszystkich zmusić, o tyle z lojalnością jest już gorzej. Nie wiadomo bowiem komu składać ten hołd. Jasne, że nie Frankowi, bo on jest tylko wynajętym gamoniem. Jasne, że nie premierowi, bo on nawet nie może powiedzieć głośno jak jest. Komuś jednak ten pokłon złożyć będzie trzeba. Inaczej zabronią nam się komunikować. I to jest istotne novum, które odróżnia czasy papieża Innocentego od naszych. Nie wiemy jakiemu bałwanowi się pokłonić, a to oznacza, że będąc całkowicie przekonani o swojej racji, możemy ciężko grzeszyć wobec nowej doktryny. Jakiś pocieszenie w tym wszystkim stanowić może myśl, że dotyczy to w równej mierze nas, jak i społeczności LGBT. Diabeł jest bowiem demokratą.
Ktoś zaraz gromko zawoła, że nie powinniśmy się kłaniać nikomu poza Panem Jezusem. Świetnie. Wróć więc teraz dobry człowieku do początku tekstu i pomyśl o tym, że prywatna dewocja to jedno, a życie publiczne to drugie. Chęć zaś uczestniczenia w życiu publicznym na zrozumiałych dla wszystkich zasadach, jest pragnieniem przemożnym. Silniejszym niż wszystkie inne razem wzięte. Nie możesz się od niego uwolnić. I to cie czyni słabym i bezbronnym.
Zarządzanie zaś globalne opiera się na stworzeniu pewnego złudzenia – złudzenia siły i dynamiki, tam gdzie w istocie nie ma ani zbyt dużej siły a dynamika jest taka sobie. I analogicznie na zbudowaniu złudzenia, że przeciwnik jest słaby, gruby, ma pryszcze i można go lekceważyć. Sukces zaś nie polega na zajęciu stanowiska w suflowanych kwestiach, nie polega też na demonstracji niezłomności. Polega on na stworzeniu osobnego systemu komunikacji. I tego właśnie nie da się nikomu wytłumaczyć, albowiem każdy doskonale wie, że kto, jak kto, ale on, taki bystry, oddany sprawie chłopak, rozumie wszystko od razu i w lot chwyta wszystkie intencje. Walcząc zaś w słusznej spawie, może zdobyć sławę, pieniądze i miłość pięknej dziewczyny. Prawie jak Franek, choć prawie, jak wiemy robi wielką różnicę. Mam nadzieję, że tekst ten jest na tyle niezrozumiały, na tyle rozczarowujący i na tyle zaskakujący, by wywołać lekceważenie większości czytelników. Dziękuję za uwagę.
LGBTowcy prezentują się jak Adamici i skończą jak oni ☺
Dzień dobry. To znakomity tekst i świetnie nadaje się na rozpoczęcie dyskusji 🙂 Myślę, że celowo skoncentrował się Pan na tej najbardziej widocznej warstwie – czyli komunikacji. Ona jednak zawsze czemuś służy. Znaczy jakiejś warstwie głębszej, ukrytej, w której gracze są bardziej jednoznaczni. Jeśli poprawnie rozumiem sytuacje, to w tej warstwie tzw. banksterzy wciąż obawiają się, że system stworzony przez Papieża Innocentego jeszcze działa, albo może zadziałać w jakiejś krytycznej sytuacji, bo w przeciwieństwie do systemu szatańskiego jest spójny, oparty na prawdziwej lojalności i poświęceniu. I choć doraźnie poniósł poważne klęski od tamtego czasu, to nie można mieć pewności, że w tym czy innym prowincjonalnym ludzie nie zostały jakieś silne zarodniki, które w sprzyjających warunkach mogą się rozwinąć. Krótko mówiąc – skoro tyle uwagi przykładają do tej walki odbywającej się w warstwie komunikacji, to znaczy, że jest z czym walczyć. A to są jednak fachowcy…
Bardzo mi przykro, ale tekst nie rozczarował mnie. Komunikacja dotycząca sposobów komunikacji jest bardzo ważna i nie jest to żart. Komunikacja rządzi światem, jest jedynym sposobem rządzenia, odkąd ludzie nauczyli się mówić i machać rękami. Nic dziwnego, że trzeba wiedzieć kto i co nam komunikuje.
Kolejne kamuflaże, czy też farby nakładają się na siebie tworząc coraz grubszą lamperie. Znaczenia słów zmieniają właścicieli i chyba nikt już nie wie, co mówili jego odlegli przodkowie. Zapewne coś nam chcieli przekazać, byśmy ich błędów się ustrzegli, ale ich słowa albo znikają jak sympatyczny atrament, albo brzmią dziwacznie. Jesteśmy jak mrówki, które co roku budzą się z nową pamięcią i pamiętają jedynie, jak uszczelniać mrowisko oraz które białko spożywać.
Świetny tekst, bez zacietrzewienia i szukania dziur tam gdzie ich nie ma oraz pretensji za to że kto pisał w PRL i występował nie był rozstrzelany (a skoro tak to pewnie agent).
Gdyby coryllus zrezygnował z nadmiernego czasami krytykanctwa i nawalania każdemu kto popadnie byłby o wiele lepiej oceniany.
Coś panu powiem w tajemnicy, mam w dupie to, jak jestem oceniany
No szkoda…
Myślę, że może lepiej pomilczeć w skupieniu niż dyskutować
Tak będzie
No tak. Skoro walka trwa, to znaczy, że ktoś walczy. Skoro przydzielają nowe karabiny, to znaczy, że nie wszystko jeszcze zdobyte. Najbardziej kuszący jest w takiej sytuacji bierny opór. Jest to też chyba najgorsze z możliwych rozwiązań.
No cóż, człowiek, który ma wrażenie, że jest atakowany, ma odruch oporu… Jaki rodzaj oporu wybiera, zależy od jego rozumienia własnej sytuacji. Jeśli atak polega na zniszczeniu sposobu komunikacji i zastąpieniu go narzuconym można próbować przynajmniej nie brać w tym udziału. Komunikacja to jednak nie tylko wygłaszanie przemówień. Jeśli nie ma komu słuchać – nie uda się. A to już coś.
Podobnież nasza wolność jest ograniczona bliskością czyjegoś nosa, a że niektórzy mają te nosy naprawdę duże i wścibskie, to ta nasza „wolność” dramatycznie się zawęża.
Wypuścili jednego, drugiego, trzeciego gnoja, który ma prowokować, a niechby tylko ktoś na niego naskoczył!
Papież Jan Paweł II nie mial okazji przekonać się, że siła ludzka prezentuje się w pełni dopiero w zespole.
Całe życie Jan Paweł II wykonywał na eksponowanym stanowisku indywidualne akcje, niczym Robert Lewandowski – i… tylko tyle.
Niebezpieczny ruch „Solidarności” udało się jego wrogom skanalizować i spacyfikować.
Teraz mamy „Nigdy więcej”, „From the depth” i tym podobne, żebyśmy pamiętali, kto ma prawo działać w hordzie, zespołowo i czyj nos w sensie definicji liberalnej jest najważniejszy.
Ps. Duży Franek z Watykanu chwyta w lot te wszystkie niuanse.
Faul Alego Agcy był bolesny, ale dopiero prof. Hartman z Krakowa po śmierci Papieża zdławił czapką nasze nadzieje związane z kultem Rodaka, jak ONZ zdławił głos USA w sprawie poszerzenia grona decydentow majstrujących przy „prawach czlowieka“.
Konia z rzędem temu, kto powie, na czym ma polegać dzisiaj nasza pamięć i twórcze kontynuowanie misji Jana Pawła II? Bo nawet rozmodlone babcie z RM zostały wyrzucone poza oficjalny nurt i poza margines bezpieczeństwa.
Bo jeżeli nawet ludzi w jesieni życia brutalnie pozbawia się przekonania, że przeżyli je sensownie, to cóż dopiero czeka nas, którzy przebyliśmy dopiero połowę maratonu?
Nie chodzi mi odwagę poglądów – tę cenię, ale czasem na tym blogu można się poczuć jak zając w ruskim żarcie. Z ZSRR uciekały zające. Pytają: czemu uciekacie? A one: bo u nas kastrują wielbłądy. Ale wy zające a nie wielbłądy. Na co one: e tam, wezmą cię na przesłuchanie, zanim się wytłumaczysz to już po jajach.
Nie wiem, może to jedynie słuszny styl w prowadzeniu bloga, ale dla mnie coryllus bloger, coryllus autor i coryllus wydawca to trzy różne postacie. Może taki jest język blogosfery, te wojenki blogerów, krytyki, nowomowa blogerska, potoczne sformułowania i język kolesiowski (hmmm… swoją drogą Ziemkiewicz używał takiego języka zanim powstały blogi).
Bloger wielokrotnie nie do wytrzymania, autor warty przemyślenia, wydawca znakomity.
Ha! gorzka refleksja pod koniec życia, że popełniliśmy wiele błędów i dawaliśmy się oszukiwać jest wpisana w ten kontrakt (drobnym druczkiem…) i ja bym się tym nie ekscytował. Każdy, kto tej jesieni dożyje ma to w saku. No to wyciągnijmy wnioski, starajmy nie dawać się oszukiwać i napuszczać jak pijany na płot. Nie jest to łatwe, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Zabawne intermezzo w wykonaniu kastrata lub tzw. głos zza sceny ma nas zająć i zabawić w antrakcie przydługiego przedstawienia w teatrze demokracji, gdy oprychy posilają się w bufecie lub obmyślają nowe potworności.
„w życiu bym do teatru nie poszedł!…”
Przedstawienia wagnerowskie trwają nawet po pięć godzin, a wykonanie cyklu przedstawień, jak np. Pierścienia Nibelunga – kilka dni. Mimo to, dzieła Wagnera mają swoich zagorzałych fanów.
Prawdopodobnie magnesem jest mroczna aura tych przedstawień.
– tak jak teatr Kabuki. Nie, żartuję, spoko muzyczka. Niektóre kawałki są do dziś eksploatowane. Ale czy siedziałbym aż tak długo.. ?
„Błogosławieni cichego serca…”
czyli tacy, którym pęd zaświatem nie zajmuje czasu.
I tego się trzymam.
Twarzowcy w kapeluszach za plecami wuja, to prawdopodobnie jego doradcy kredytowi, nieodłączni, jak neseser z pieniędzmi przypięty kajdankami do nadgarstka.
Co do tajemnicy Frania, to uzdolnienia matematyczne w rodzinach kapeluszy często wynikaja z silnego połączenia lewej i prawej półkuli mózgu neuronami, co powoduje pewne trudności w jednoznacznym kształtowaniu się tożsamości.
” muszą słuchać historii o letnich wyprawach na żniwa” – trudno w to uwierzyć, ale był taki czas, w którym ludzie się wspierali. To było naturalne i szczere.
Oni dzisiaj rozumieją jednak rozterki ludzi Kiszczaka, którzy nie mogli skorzystać z ustawy bezkarność+ i dostali od szefostwa tylko słowo honoru. Tamci dawniej mieli jednak straszek w areszcie i wyrzuty sumienia, no ale to były czasy analogowe, przedpotopowe. Zupełnie nie do wyobrażenia – jak żniwa z użyciem kosy, ech, co za czasy okrutne… Nieludzkie.
(odp.)
Oni musieli nieposłusznego człowieka analogowo pobić i utopić, a tu patrz, Mateusz, przy pomocy 5G można teraz gościa zdalnie kopnąć prądem, hehe…
https://www.youtube.com/watch?v=U7TT_tI6q88
Oj, po grozi panu casus Kreona.
Jeszcze jeden locdown i kto wie…
>Ci, którzy się wyłamywali, jak król Jan z Anglii, byli ekskomunikowani…
Od kiedy piekła nie ma, anatema nie działa
Jak ma działać skoro jej też nie ma?
“RIDENDO DICERE SEVERUM.…” swietny tekst…gratuluje przytomnosci umyslu Panie Gabrielu…:)
Innocenty III miał jedną dotkliwą porażkę na swoim koncie. Nie nauczył dobrze doktryny katolickiej swojego podopiecznego, Fryderyka II Hohenstaufa. Można powiedzieć, że wychował żmiję na piersi Kościoła. Może dlatego Fryderyk był taki skuteczny?
’Chwała Ukrainie” krzyknął gromko nas Żyrandol, w czasie wizyty na Ukrainie, i tak sobie myślę, że to nie my zarządzam Świtem , o Polsce już nie wspomnę. 🙂
>Papież Jan Paweł II nie mial okazji przekonać się, że siła ludzka prezentuje się w pełni dopiero w zespole...
Co ty wypisujesz. Byłem z tłumem i Papieżem na Placu Zwycięstwa, z synem pod pod stadionem Dziesięciolecia (mam nadzieję, że pamięć mnie zawodzi, bo syn nie pamięta i w Krakowie (przyznam, że na Błonia nie dotarłem). Chyba oglądałeś transmisje TV Kraków, gdy pokazywano tylko pierwszy rząd zakonnic albo słuchasz bohaterskiego Bolka.
Anatema jako dezaprobata nigdy nie działała bez dywizji, które papieże swą zręcznością gromadzili wśród innych (zagranicznych) pomiotów szatana, podczas gdy władcy mieli w ręku szatańskie narzędzia, którymi kusili i szantażowali swych zależnych i biskupów. Coryllus wybrał świetny przykład króla Jana.
Nie ma piekła i anatemy ale są przekleństwa wiedźm, które zamieniły miotły na parasolki.
Czytelników, którzy na bawią się w szarady, informuję, że drugi rząd moich ilustracji to Canossa. Pierwsze ekskomunika to 1077, potem przebłaganie i Canossa, a dalej ekskomuniki 1080, 1084, i 1085. Papieże nie mieli dywizji. Ze wszystkich papieskich decyzji za najgorsze uważam przedśmiertne cofnięcie ekskomuniki Napoleona, który zrobił z Papieża pośmiewisko nakładając sobie w jego obecności własnoręcznie koronę cesarską oraz bezsensowną ekskomunikę biskupa, który trwał przy katolickich wartościach tradycyjnych wbrew liberalnemu Soborowi.
Aż się prosi trochę godności w takich sytuacjach… po co mu to było.
Kula w płot. Prezydent zachował się właściwie. Zauważ, że nie powiedział „Chwała Wielkiej Ukrainie”, tylko „Chwała Ukrainie” (to robi diametralną różnicę). Wyszło standardowe pozdrowienie, kulturalnego człowieka, jakie wypada wypowiedzieć gdy się jest u kogoś z wizytą i jakoś tam stara ułożyć stosunki.
Wy wszyscy, od których nic nie zależy, jesteście jak w tych anegdotach „co to my nie robili jak ze szwagrem flaszkę wypili”.
Dziękuję, jak rozumiem, dzierży pan losy świata i sam jeden, jak Bolek decyduje o jego kształcie.
Nie chodzi o pierwszą część, bo ta ma długą tradycję, ale o odpowiedź jaką usłyszał, bo ta ma rodowód banderowski. Z różnych możliwości historycznie prawomocnych, Ukraińcy wybrali tę, która ma jednoznaczną tradycję. Wrogą dla nas. Prawdy grzecznością nie zastąpisz ani protokołem dyplomatycznym.
Doskonały tekst Panie Gabrielu. Zazwyczaj bardzo niewiele rozumiem z Pana tekstów dot. komunikacji dotarło d mnie, że skuteczna komunikacja władzy z ludem jest kluczowa. Dzięki czytaniu tego bloga dowiedziałem się jak ważne jest posiadanie kanałów dystrybucji i wiele innych ciekawych rzeczy. X miesięcy, czy lat temu pojawił się tutaj tekst, że I RP była resztówką po PAX MONGOLICA, a Wenecja kreowała wydarzenia w Europie Środkowej. Te wszystkie informacje o kompaniach handlowych z „ulubioną” moskiewską. Masakra! Człowiek, który zawsze lubił historię w szkole czyta to wszystko i mózg mu się gotuje!!! A później otwierają się oczy.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.