lip 072015
 

Jak wiecie jestem autorem całkowicie już zapomnianej książki pod tytułem „Dzieci peerelu”. Książka ta opowiada o późnych latach siedemdziesiątych i latach osiemdziesiątych, a jej głównym tematem jest szkoła. Nie tylko, bo jest tam kilka opowiadań luźnych napisanych w wyniku zainspirowania różnymi zdarzeniami i postaciami. Po latach okazało się, że książka ta wzbudza dość spore emocje, a wczoraj zadzwonił tu ktoś, jakiś anonimowy pan i wymieniając nazwiska powiedział, że zostanę pozwany do sądu. Nie powiem, zdziwiłem się, bo ja w swojej książce żadnych nazwisk nie wymieniałem. No, ale dobrze, czekamy na ten sąd. Wcześniej dzwoniły tu różne osoby, które twierdziły, że rozpoznały się na kartach tej książki i miały do mnie pretensje, że źle je opisałem. Głównie chodziło o to iż nie wymieniłem wszystkich zasług dla lokalnej społeczności. Telefony te trochę mnie zirytowały. Mógłbym o tym w zasadzie nie pisać, ale podejrzewam, że sytuacja będzie eskalować, a więc nie mogę dać sobie wejść na głowę i przyjmować spokojnie takich uwag, bo łatwo mogą się one zamienić w pogróżki. Dziś więc postanowiłem napisać o szkole, o naszej starej, dobrej szkole, którą oswajano dla nas książkami takimi jak „Przygody Marka Piegusa” i „Siódme wtajemniczenie” oraz komiksami o Tytusie, Romku i A’Tomku. Dzieci w tej wymyślonej szkole były słodkimi łobuziakami, a nauczyciele choć może trochę zwariowani, zawsze mieli dla tych dzieci serce i czas. To, jak wiecie nie jest prawda. Spróbujemy tu pokrótce opisać jak było w rzeczywistości.
Ci którzy czytali „Dzieci peerelu” i chodzili w tamtym czasie do szkoły wiedzą czym były tak zwane klasy niesportowe. Otóż w piątej klasie dzielono uczniów na lepszych i gorszych. Ci lepsi byli potem cały czas ulepszani, to znaczy nie zmieniano im nauczycieli, nie traktowano jak idiotów, nauczyciele zaś, którzy prowadzili z nimi zajęcia byli zwykle bardziej zrównoważeni, niż ci z klas niesportowych. Ja trafiłem do klasy niesportowej. W zasadzie gdybym w piątej klasie przestał chodzić w ogóle do szkoły nie byłoby dziś widać różnicy. Nasza klasa była klasą oferm i dzieci traktowanych jak idioci lub potencjalni idioci. Co również nie było prawdą, bo wśród nas byli i dobrzy sportowcy i ludzie inteligentni. Nie przypominam sobie jednak, by chodziło do naszej klasy, albo do jakiejkolwiek klasy niesportowej, jakieś nauczycielskie dziecko. A wiele z tych dzieci było skończonymi głąbami i ofermami. Nie będę tu opisywał upokorzeń, jakich doznawaliśmy przez te lata nauki, ale może, nie, może pozwolę sobie na jeden opis, bo nie mogę go wyrzucić z pamięci. Pamiętam jak pod koniec ósmej klasy zorganizowano takie kursy przygotowawcze do szkół średnich. Spośród nas, a była nas dwudziestka, chyba tylko ja i kolega Krzysiek zostaliśmy dopuszczeni do tego rarytasu. Powtarzano tam intensywnie materiał i rzeczywiście kurs ten dużo nam dawał. Nigdy nie zapomnę pewnej sytuacji, która się wtedy zdarzyła. Oto jedna z polonistek, dziś już świętej pamięci, wybrała najlepszego ucznia z najgorszej klasy i najgorszego z najlepszej, ustawiła obydwu przy tablicy i kazała im na czas robić rozbiór logiczny i gramatyczny zdania. Tak się złożyło, że najlepszym uczniem z najgorszej klasy byłem ja, a najgorszym uczniem z najlepszej taki kolega, który gdzieś tam sobie dziś mieszka. Nie znałem go dobrze. Nie pamiętam jaki był wynik tego starcia, ale założenie było chyba takie, żeby tym lepszym dzieciom pokazać, że mają o wiele większe szanse niż my, biedni durnie. Pani bowiem, przez cały czas trwania tego eksperymentu, a dla mnie ciągnął się on w nieskończoność, uśmiechała się znacząco i tajemniczo. To jest historia z gatunku subtelniejszych, bo były także o wiele bardziej drastyczne. Sami wiecie jakie, bo były one udziałem każdego z nas.
To co dziś rozumiane jest jako rozwijanie potencjału najlepszych dzieci nie istniało wówczas wcale. I mam na to wiele przykładów. Weźmy dwa: najlepszy biegacz w mieście, chodził razem ze mną do klasy niesportowej, chodził ze mną do klasy także najlepszy bramkarz w mieście. I tak sobie chodziliśmy nie wiedząc co nas w przyszłości czeka. Prawdziwym kryterium które kształtowało strukturę szkoły były wpływy rodziców. Moi rodzice mieli wpływy lokalne i mocno ograniczone. Przydawały się one jedynie na zajęciach z wychowania technicznego, bo pracowali oboje w magazynie, a jak pamiętacie na rynku nie było wówczas niczego, jeśli więc czegoś brakowało w pracowni ZPT, pan prowadzący wołał mnie do magazynku i mówił – leć do matki. Kiedyś tak poleciałem po butapren i wpakowałem się w sam środek kontroli matczynego magazynu. Jakoś tam z tego wybrnęła, ale potem już ograniczyliśmy z panem od ZPT te wypady.
Wpływy innych rodziców były o wiele poważniejsze i dzieci te były również traktowane bardziej serio. Ich losy ułożyły się różnie, raz lepiej raz gorzej, ale nikt z moich kolegów póki co nie protestował przeciwko treściom zawartym w „Dzieciach peerelu”. Przeciwnie, spotkały się one z ciepłym i pełnym zrozumienia przyjęciem.
Teraz słów kilka o misji pedagogów. Była ona rozumiana w sposób dziwaczny, do zasług naszych nauczycieli należy, na przykład, założenie szkoły specjalnej. To jest oczywiście bardzo potrzebna placówka i ja nie neguję potrzeby powstawania takich szkół. Warto by jednak zastanowić się, czy nie lepiej byłoby założyć klasę albo dwie dla dzieci zdolniejszych, takich, którym nie wbija się do głów codziennie, że do niczego się nie nadają. Praca z młodzieżą dysfunkcyjną daje rzecz jasna wiele satysfakcji, ale sądzę, że praca z dziećmi naprawdę bystrymi też może być ciekawa i inspirująca, szczególnie dla polonistek. Ktoś powie; czego się czepiasz po tylu latach gamoniu, toż miałeś dwie klasy dla zdolnych, a jedną dla głupszych….żal ci, że nie chodziłeś do tej lepszej? Powiem wprost: trochę żal….Kiedy sobie dziś o tym myślę, o tych wszystkich latach, decyzjach, które musiałem podjąć, o tym jak inaczej przebiegałoby moje życie, gdybym nie należał do tych naznaczonych dzieci, to jest mi trochę żal….O wielu bowiem rzeczach, mimo młodego wieku decydowałem sam, w ukryciu, dorośli trochę mi przeszkadzali, ale czasem pomagały mi okoliczności. Kiedy miałem przeciwko sobie i jedno i drugie nie mogłem zrobić nic, byłem przecież tylko dzieckiem.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić 7 numer Szkoły nawigatorów. Można już także kupić nowy tom Baśni jak niedźwiedź, zatytułowany „Kredyt i wojna”, zapraszam też do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie. Informuję również, że 16 lipca odbędzie się mój wieczór autorski w Bielsku Białej, początek o godzinie 18.00 w lokalu przy ul. Wzgórze 14. Wieczór organizowany jest przez miejscowy Klub Najwyższego Czasu, a tytuł spotkania brzmi „Moja Rzeczpospolita”. 

  75 komentarzy do “O szkołach realnych, specjalnych i elitarnych”

  1. Poza tym co napisałam przed chwilą o Twojej ksiażce pod poprzednia notką…. jeszcze powiem , ze mnie ona zwyczajnie wzruszyła … Literatura jest tez do tego … mimo obciążenia tymi innymi funkcjami.

  2. Teraz w szkole dominuje teoria inteligenci wielorakich – byś się do jakiejś załapał 😉

  3. Coraz … szybciej … piszesz 😉

  4. Przepraszam , poza termatem …. ale z racji , ze dostałam nową SN wieczorem wczoraj ….

    …. artykuł polecany przez Ciebie …Piotra Poniewierskiego przeczytałam zaraz rano … bo chłodno …. i to jest ogromnyt materiał … i własciwie dopiero w tym ogromie jest punktem wyjścia do dalszego czytania …

    nie chcę pisać szczegółowo , bo inni dopiero dostaną ten numer do rak …pewnie jeszcze będzie okazja do omówienia … reszta tez wygląda bardzo zachęcajaco , na ile zdażyłam rzucić okiem tu i tam 🙂

  5. uczyłam kiedyś trochę… i dostałam w opisanym okjresie taką fuchę…. zajęcia plastyczne w klasie sportowej …. nie techniczne …..

    oni byli akurat wydzieleni osobno z racji ” nadmiernej żywości ” utrudniajacej nauczycielom pracę z innymi dziećmi …

    spowodować ,zeby się uciszyli i posłuchali co mówię bez nadwerężania głosu … tego się uczyłam ….:)))

  6. ???????????????????????????????

  7. W Warszawie, a pewnie i w innych większych miastach również, odbywało się to inaczej.
    W podstawówce był taki chłopak, synalek wojskowego – chyba pułkownika. I on w pewnym momencie zniknął ze szkoły na jakieś 2-3 miesiące – potem się mówiło, że był w sanatorium.
    No więc ja patrząc z dzisiejszej perspektywy wiem, że to nie było żadne sanatorium, tylko taki obóz treningowy, gdzie mu zrobiono pranie mózgu i zaszczepiono, że jest lepszy a inni – ci co nie są z resortu – to hołota.

  8. Każdy taką porcję upokorzeń w swojej podstawówce przeżył. Mnie najbardziej utkwiło (do dziś) upokarzające traktowanie przez chłopaków koleżanek z klasy. Najlepiej tego za bardzo nie pamiętać. Na szczęście od łaski inteligencji jest Duch Święty i to On obdarza swoją mądrości a nie prowincjonalni, czy stołeczni nauczyciele z podstawówki, czy z wyższych (wymyślonych przez Handtke`ego) szczebli kształcenia.
    Natomiast co do często niskiej kultury traktowania kobiet już w życiu dorosłym, to tatusiowie mogliby się nieraz zastanowić nad tym jakiego prostactwa uczą swoich synów, właśnie tych chodzących do podstawówki.

  9. A mnie pani posadziła z synem pułkownika w jednej ławce.
    Dzięki temu on skończył szkołę 😉

  10. Ja chodziłem do klas 4-8 szkoły podstawowej w latach 85-90. Szkoła powstała w roku 85. Im. Władysława Gomułki, potem zmieniono na Kukuczki. Zmieniono chyba w 91 lub 92. Pani z rosyjskiego była bardzo zaangażowana. Musieliśmy kupować rosyjskie gazety dla dzieci, które przewyższały jakością polskie. Ale i tak czytaliśmy tylko komiksy z Kajkiem i Kokoszem oraz Thorgala. Panią zmieniono w ostatniej klasie. Nowy Pan (absolwent filozofii) nie prowadził żadnych lekcji. Czytał gazetę wymieniał się kasetami wideo i stawiał piątki. Najgorsi uczniowie którzy wcześniej powtarzali z rosyjskiego dostali piątki. Totalne rozprężenie i brak pieniędzy na cokolwiek – obiady dentystę pomoce dydaktyczne sprzęt sportowy zawody czy remonty. Skończyły się też akademie ku czci rewolucji październikowej i obowiązkowy udział w pochodach 1 Maja. Nauczyciele nie lubili dzieci za wyjątkiem niektórych prymusów. Ale nawet z nimi nie wchodzili w bliższe zażyłości. Pamiętam że zapomnieli wysłać mnie na kolejny szczebel olimpiady z historii.

  11. Nie doświadczyłem za bardzo prl-owskiej szkoły, ale w latach ’90 prl-owskich nauczycielek/nauczycieli. Pamiętam np. zbiórkę na wymianę podłogi w pracowni od polskiego, tzn. każdy dał po 300 zł, a podłogi nie było. Panie po two. przyjaźni polsko-radzieckiej, członkinie OPZZ i ZNP (najw. związek nauczycieli, związany z SLD). To część kadry w szkołach. Cóż… szalone lata ’90, czyli postkomuna.

  12. Moja refleksja odnosi się do relacji wewnątrz klasy. Nie do nauczycieli, bo uważam, że w tym zawodzie było trochę tzw „selekcji negatywnej” ale i ci jakoś się wywiązywali z zadań pedagogicznych, na miarę oczywiście swojej inteligencji.
    A to o czym pisze Coryllus to chyba jest realizacja polecenia z Ministerstwa Oświaty, aby w każdym środowisku lokalnym była grupa proletariuszy, taki rezerwuar robotników z zasadniczym lub średnim technicznym wykształceniem.
    Kiedyś mi student opowiadał o tzw „worku turoszowskim” tam chodził do podstawówki, że nawet linie autobusowe były tak zorganizowane że po ukończeniu podstawówki nie miał prawa Pekaesem do Szkoły Ogólnokształcącej dojechać, ale do przyzakładowej zawodówki był pekaes co 10 minut.
    Student miał ciotkę w Leśnej, u niej zamieszkał aby zaliczyć średni szczebel kształcenia.
    Ta strategia przytrzymywania dużej części społeczeństwa na poziomie robotnika wykwalifikowanego, czy technika, była stosowana w całym kraju stad uważam że były to wytyczne Ministerstwa Oświaty a urzędnicy z Ministerstwa otrzymali dyrektywy z KC. Tak uważam.

  13. Może to był zwykły poprawczak ?

  14. Choćby nie wiem co robili, jakie programy wdrażali i tak potomkowie robotników czy chłopów będą mieli mentalność swoich rodziców. Ziemiaństwo i arystokrację zniszczono fizycznie i gospodarczo oraz wyrzucono poza nawias społeczny zmuszając do emigracji. To nie odrasta. Dorobkiewicz udający arystokratę jest gorszy od parweniusza. Zawsze będziemy już takim społeczeństwem bez elit czyli masą kierowaną przez agitatorów i demagogów. I dla nas jest demokracja. Lud głosuje, a jak trzeba to wychodzi na ulicę i robi zamieszki. Telewizor w każdym domu jak w „Roku 1984”. Czego się można spodziewać ? Najgorszego. „Masa wszystkim jednostka niczym !”

  15. Jednostka jest konkretna i istnieje. Masa niewiadomą, jednostka polem walki.

    A zalążki nowych elit mamy. Pytanie tylko cz są to elity obrony, czyli trwania czy elity ataku, odbijania utraconych pozycji oraz kreacji nowej rzeczywistości.

    To jest też pytanie do coryllusa, jak sam się definiuje czy jako obrońcę, by się nie dać przed naporem, by trwać czy jako atakujący.

  16. Nie mogę odpowiadać za Gospodarza. Napiszę jedynie o swoich wrażeniach
    Treści tu opisywane są tak świeże i ważne, ze samo ich istnienie jest atakiem na System. Atakiem który służy trwaniu.
    Taka Kontrrewolucja.

  17. Nie wiem czy Kontrrewolucja przez duże K. Do tego trzeba wiary, czyli metafizycznego patriotyzmu.
    Ale na pewno kontra.
    Partyzantka publicystyczno-historyczna przeciw systemowi polskiego.

  18. Uczyłem się w jednym z dwóch elitarnych liceów w Łodzi. O pierwszej klasy byłem w tzw „ścieku”, klasie D. Byliśmy najgorsi, zsyłano do nas wszystkich drugorocznych, sportowców (pływaków i koszykarzy) itp, itd. Całe 3 lata balowaliśmy, paliliśmy, piliśmy alkohol, namiętnie grywaliśmy w brydża i pokera, czytaliśmy wszystko co się wtedy ukazywało i dobrze się bawiliśmy. W czwartej, maturalnej, szok. Na pierwszy okres (a były cztery) staliśmy się najlepszą klasą w szkole ever. Przeżyliśmy wtedy wizytacyjny najazd wychowawczyń i nauczycielek tych wzorowych klas, które szukały dziury w całym. Na maturze wszyscy zdali (to była prawdziwa matura). Na studia nie zdały tylko 2 osoby z 36 (ale poprawiły w następnym roku). To co wiem to, że uratowała nas ta różnorodność, wspólne pasje i ciąg na sukces budowany przez sport.

  19. ukryta reklama

  20. Z calym szacunkiem. I tak by skonczyl!

  21. A ja pamiętam ze szkoły to:

    Krew naszą długo leją katy, wciąż płyną ludu gorzkie łzy, nadejdzie jednak dzień zapłaty, sędziami wówczas będziem my!
    Dalej więc dalej, dalej więc, wznieśmy śpiew. Nasz sztandar płynie ponad trony, niesie on zemsty grom, ludu gniew, wolności zwiastując siew. A kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew!
    Choć stare łotry, nocy dzieci, nawiązać chcą starganą nić, co złe to w gruzy się rozleci, co dobre, wiecznie będzie żyć!
    Dalej więc dalej, dalej więc, …
    Porządek stary już się wali, żywotem naszym jego zgon. Będziemy wspólnie pracowali i wspólny będzie pracy plon!
    Dalej więc dalej, dalej więc,
    Hej razem bracia do szeregu! Z jednaką myślą, z dłonią w dłoń! Któż zdoła wstrzymać strumień w biegu, Czyż jest na świecie taka broń?
    Dalej więc dalej, dalej więc,…
    Precz z tyranami, precz z zdziercami! Niech ginie stary, podły świat! My nowe życie stworzym sami i nowy zaprowadzim ład.
    Dalej więc dalej, dalej więc,…

    Zwrotka ” Porządek stary już się wali, żywotem naszym jego zgon. Będziemy wspólnie pracowali i wspólny będzie pracy plon! ” mi się osobiście najbardziej podoba.

    Semantycznie, cybernetycznie jak najbardziej czasowa.

    Pozdrawiam

  22. Chyba lepiej do ciebie pasuje cybernetycznie:

    Wyklęty powstań ludu ziemi
    Wstańcie których dręczy głód

  23. Niezły tekst. Mógłby go zagrać jakiś zespół np. „Proletaryat”. Powtarzam dziś w Polsce nie ma elity. Pieniądze i władza to nie wystarczy. Uniwersytet to za mało. Żeby być arystokratą trzeba mieć dziadków i rodziców arystokratów lub wstąpić do zakonu lub seminarium. I trzeba służyć monarsze od kilku pokoleń lub Bogu całym życiem. Elita się rozbiegła po świecie z powodu „bolszewickiej traumy” i nie wróci. Nie sprzedadzą swoich biznesów czy ziemi za granicą i tu nie wrócą żeby przejąć władzę lub odzyskać ziemię. Poza tym „chamy” nie oddadzą władzy. Elity nie stać na to żeby odebrać swoje szablą i zmusić chamów batem do posłuszeństwa. System demokratyczny jest z założenia anty elitarny. A elita to jakość i ciągłość. Można udawać elitę, ale bez: pochodzenia, tradycji i pozycji nie jest się nią. Współcześnie występują „celebryci”. Demokratyczny system edukacji z założenia deprawuje i demoralizuje młodzież. To samo robią media i … rodzice bo też są zdemoralizowani. Co innego „naród wybrany”. Oni genetycznie są (uważają się) elitą, ale my katolicy poprzez chrzest też jesteśmy narodem wybranym. Zatem nie ma „elitarnych” szkół czy klas bo szkoła jest laicka. Czy może zna ktoś poglądy Pana G. Brauna jak odtworzyć w Polsce arystokrację, podporę monarchii ?

  24. A dorobkiewicz udający arystokratę jest błaznem. Jak ci wszyscy celebryci co kupują sobie dworki i meblują je antykami, a siedzą po uszy w kieszeni sekretarzy partyjnych. Bądź potomkowie szlachty na usługach bolszewickich służb czy partii. Wszyscy znamy te nazwiska nie ma co ich wypisywać.

  25. „Czeba” bylo wchodzic na strone Coryllusa co pol minuty, to bys nie stracil pozycji Prymusa Otwierajacego. A tak Marylka Cie uprzedzila. Mnie tez gospodarz nabawil dyskomfortu – regularnie o 9:30 rano (u mnie 3:30) wchodze na strone a dzis, mimo powtorek, nic. O mojej 4:10 dalem sobie spokoj uderzajac w kimono.
    Pozdrawiam Was oboje.

  26. Przedwojennego pułkownika ?

  27. Oj-jej-jej! Alez wiekszosc z Was biedna z powodu podstawowki. Na obu forach. Tylko Chlor zachowuje zdrowy oglad sytuacji. A Kossobor (arystokratka?) taktownie milczy w obliczu „nieszczesc” warstw „nieuprzywilejowanych” z powodu podstawowej edukacji. W moim osobniczym przypadku – miedzy III i IV klasa (podstawowki) zrozumialem czemu sluzy umiejetnosc czytania – zaczalem z ciekawosci czytac wszystko. I tylko starcza skleroza moze to w przyszlosci ukrocic.

  28. W nawiązaniu do świeżych celebrytów.
    Taka scenka: koleżanka córki po Historii sztuki, pracuje w pewnym sklepie i poleca p. celebrytce (krawcowej) pewną rzecz. Objaśnia wiek tej rzeczy i wynikającą z tego wieku historię tej rzeczy, a pani celebrytka wypowiedź sprzedawczyni skwitowała krótko: „wie Pani to jest „’nie halo””.
    Przyznacie że profesjonalizm celebryckiej wypowiedzi w zasadzie nie wymaga komentarza..

  29. Od dzisiaj jak coś mi się nie będzie podobać będą mówił, że to jest „nie halo”.

  30. DeMonfort w ten sposób stanie się celebrytą Jak nie wiele trzeba, wystarczy słownictwo.

  31. w mojej budzie dyrektorowala niejaka rozum(owa)
    choc musialo to byc od rozumsztajn lub rozumbaum
    ona, jej syn I wnuk, wszyscy krecili sie wokol tej naszej budy, wygladali jak pingwiny
    matki dzieciakow robily zakupy dla dyr rozum
    byly to czasy kiedy po kostke maselka stalo sie w b dlugiej kolejcek
    cukier byl potrzebny bo mogla wybuchnac wojna

    jakos zapamietalem te 3 blade rozumne pingwiny, stojace u wejscia do szkoly / budy

    nasz stary belfer mowil 'moskale’
    walil po lapach mowiac 'guma wali leb sie pali’ – zawsze mial w dloni kawalek rurki gumowej
    proby grania w noge to byl grzech szkolnego boiska
    itd
    taka to byla buda

  32. Napisz jeszcze jakie miałeś pasje, bez tego się nie obejdzie. Rozumiem, że nie można mieć żadnych refleksji na temat szkoły, bo co? Zabronione to jest czy jak?

  33. Nie taka znowu wielka okazała się 'zbrodnia’ przytrzymania ludzi na kierunkach technicznych, czy wykształceniu zawodowym. Po transformacji świetnie sobie poradzili, wytwarzając konkretne towary czy usługi. I W kraju i na emigracji. Za to prawdziwy dramat to było wpuszczenie 5 miljonów naiwniakow w studia humanistyczne. Stworzono całe pokolenie żebraków skazanych na zmywak albo okupowanie stołków w biurokracji. Pieprzona 'darmowa edukacja’.

  34. Wybaczcie błędy. Piszę ze smartfona – słownik który jest bardziej smart od użytkownika – dopowiada czasem co sam chcę…

  35. ojej :))))) ile napisano …..:)))

    a ja mało pamiętam szkołę…… okropnie mi przeszkadzała w czytaniu książek ……

    w klasie pierwszej podstawówki , nauczyciel … chyba niestaryn i przystojny …..chciał mi za coś tam dać tzw „łapy”… czyli piórnikiem po łapie ……

    …….podeszłam do katerdy i powiedziałam : proszę pana …. mnie się nie bije ……………..trochę zgłupiał , ale żeby wyjść na swoje kazał stać w kącie:)))))))))))

    ….najgorsza trauma to była ta niemożnośc czytania swobodnie …..pod ławką źle się trzyma książkę…..zeza można dostać …i garba …..prawie mam oba …..

    …..i przez to czytanie odpowiadałam wyrwana do tablicy „od rzeczy” …… potem mówiono , ze to inteligentne wykręcanie sie od tematu … niech im będzie :)))))

    Acha! jeszcze najgorsze drugie było gdy mi się „nie odrobiły ” jakieś zadania bo się zaczytałam ..i coś mi umkneło …..nauczycielka szła rzędami dając parafki pod zadaniem … a ja na tempo np liczyłam …..

    Szkoła to utrapienie i przeszkoda w rozwoju dziecka … lepiej jeździć na skrzypiącej furtce np ….

    😉

  36. byly klasy a i b
    nie bede tlumaczyl co to bylo

  37. Szkola to bardzo ciekawy temat. Wszyscy stamtad wyrastamy. Jesli ktos nie ma refleksi na ten temat to nawet nie bardzo wie gdzie teraz jest. To jest wazne.
    To jest miejsce w ktorym sie kreuje i wychowuje czlowieka – zabija pasje i flancuje rozne patologie.

  38. Czytam Corullusa na S24 bo tamten tekst lepiej wpasowuje się w ekran a komentuję tutaj bo tu lepsze towarzystwo 😉

  39. Izba Pamięci Narodowej to dopiero było pranie mózgu od pierwszej klasy. Prowadzano tam dzieci, żeby się dowiedziały jak bratni, radziecki naród bardzo nas kocha. Potem było kilka lat straszenia wojną atomową i ten film „Nazajutrz”, który bałam się oglądać. A w 1986 r. , nagle pod koniec kwietnia wszyscy w szkole pili płyn Lugola, bo była katastrofa w Czernobylu. Pomimo to dyrektorka szkoły bez skrupułów kazała dzieciom iść na pochód pierwszomajowy. Miałam na szczęście mądrego tatusia, który wiedział i mówił w domu, co się stało z Polakami w Katyniu, więc na pochody nie chodziłam. Ale wiele dzieci ze szkoły poszło…

  40. Ja chodziłem, nie miałem szans nie chodzić.

  41. >Co cie nie zabije, to cie wzmocni!
    Sieg heil!<
    Przeciez wyrosl Pan na osobnika z subtelnym umyslem.
    PS: Z zighajlem prosze mi nic nie imputowac. Do zwyciestwa!

  42. …. u nas szedł tzw capstrzyk , więc sami lecieliśmy patrzeć i słuchać….. szkoła nie miała nawet sali gimnastycznej więc nie było tzw akademii ku czci ….. a potem też jakoś nie chodziłam … już w LO …..

    acha , raz poszłam dla ciekawości i dla towarzystwa …. mam zdjęcie ze zblazowanym koleżeństwem , ktoś trzyma luźno flagę… ale potem daliśmy nogę , bo było gorąco ….strasznie dużo mnie ominęło …..

    nie pamiętam , czy ktoś się czepiał , ze mnie nie ma … jeśli tak , to nikt mi tego nie powtarzał … albo myślałam o niebieskich migdałach i nie dosłyszałam ????

  43. U nas to była ogromna szkoła, 6 klas w jednym roczniku i zaczęłam zerówkę w 1978 roku, kiedy nastał papież Jan Paweł II.
    Zapamiętałam moją wychowawczynię z pierwszych klas, że kiedyś zaczęła nosić znaczek Solidarności. Następna wychowawczyni też jakoś dawała spokój z tymi pochodami. Jednak legitymację towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej każdy musiał mieć, ja też.

  44. …. a z tą furtką to było tak …. gdy się na niej woziłam to skrzypiała …ponieważ była pod oknem kuchni , gdzie dziadek słuchał wolnej europy , to skrzypienie mu przeszkadzało …. a mnie skrzypienie „przeszkadzało” w usłyszeniu czego dziadek słucha …

    Babcia w trosce o męża zapewne naoliwiła furtkę…żebym sobie mogła jeździć bezkolizyjnie ….i zaczęłam słyszeć CO mówią… mimo zagłuszania….

    ……no i czy w szkole bym się tyle dowiedziała ????? W zyciu !!!

  45. …. były prenumerowane częsci ogromnego Atlasu świata …przychodziły co kilka miesięcy w folii…… i do następnej przesyłki musiała ta paczka starczyć… Jeździłam po mapie zapamiętując najcudaczniejsze dla mnie nazwy …

    …Popokatepetl…. taki wulkan w Mexyku …masę… całą mapę umiałam na pamięc… potem na „giegrze” mogłam czytać powieści… i właśnie czasem „od rzeczy” odpowiadać jak się pani uparła dogadać ze mną…

  46. No doprawdy, inn świat jakis teraz odkryłem, chociaż spodziewałem sie po prowincji innych schematów. Ale do rzeczy. Jestem z Warszawy, ze szkoły jakichntysiace, w. Dzielnicy pracownikow fabryk i biur. Jestem od autora książki jakies dwa lata starszy, wiec moge powiedziec, ze jestesmy rówieśnikami i odkrywalismy życie w tym samym czasie, ale niewiem, czy w ten sam sposób. Chodziłem do klasy sportowej, ale nabór do niej odbywał sie według kryteriów sprawnosciowych. W tej klasie wcale nie były zdolniejsze intelektualnie dzieci. Średnia nawet była nieco poniżej innych klas, niesportowych. W naszej klasie nie było zainteresowania książkami, filmem itp. Raczej gala, dziewczyny, co poniektórzy chyba i alkohol. Ja akurat poszedłem do szkoły średniej ( technikum, renomowane). Z kolega z klasy niesportowej, i tak jestesmy teraz ojcami chrzestnymi naszych dzieci. W życiu takmwyszlo, ze tzw. Kariery robią ludzie spoza Warszawy. Warszawiacy nie maja takiego parcia na świat, jak ci z małych miejscowości. Przyczyny sa złożone, i nie miejsce je teraz tu opisywać, ale rzeczywiście psychika, motywacja osób spoza dużych miast,a powiedziałbym nawet, spoza Warszawy, jest inna. Nie wim zatem czy dzieci peerles sa dla mnie. No napewno nie beda to wspominki z mojego dziecięcego swiata.

  47. Ja zacząłem edukację w 89′. Chodziłem do klasy „sportowej” z dziećmi nauczycieli, lekarzy, prawników, sportowców i innych „elitarnych”. Nie wspominam tego dobrze. Tylu skurwieli już nigdy później nie spotkałem w jednym miejscu. Musiałem to odreagować w ogólniaku. O mały włos a źle by się to dla mnie skończyło. Nie ma Pan czego żałować, Panie Gabrielu.

  48. Ja pochodzę z małego miasta, którego większość nienawidziła i marzyła tylko o tym by z niego uciec, a mnie się akurat tam podobało.

  49. Nie wierzę Ci Henryś. Czarujesz, Tu towarzycho bardziej rozlazłe i zaczyna dzionek od śniadania, a nie jak hardkorowcy od czatów.

  50. O szkole bardziej świadomie, bo nie z mojej perspektywy. W każdej szkole, czy to nauczanie początkowe, czy gimnazjum, czy LO to podejście nauczycieli jest podobne, a mianowicie wyłapują swoich ulubieńców, nie zawsze sa to dzieciaki faktycznie dobrze uczące się, a ustawione już to przez rodziców, już to przez przymilność i tego typu charakteru przymioty. Córka uczyła się, jak to mówią w zawichoście, ża utrzymywała sie w stanach średnich. Brakowało jej przebojowości, a nawet śmiałości by zawalczyc o swoje. Bardzo bolała ją widoczna niesprawiedliwość w traktowaniu uczniów przez nauczycieli. okazało się, że wybawieniem dla niej były studia i tu otworzyła się, zaczęła wierzyć w siebie i w swoje umiejętności po zdaniu jednego z egzaminów, gdzie dołowało ją nezrozumienie mezomerii i rozpisywanie stanów elektronów w cząsteczkach związków organicznych. Wystarczyły korepetycje w wymiarze 3 godzin u pana doktora, oczywiście płatne i od tego czasu uwierzyła we własne siły.
    Właśnie uważam, że największą bolączką naszego systemu edukacyjnego jest stawianie na niektórych, a traktowanie innych barachło i zdecydowanie brak nagradzania za małe osiągnięcia i utwierdzanie ucznia, że jest w porządkuj. taki model nie zrobi wrażenia na uczniach z mocnym poczuciem własnej wartości, ale mimozom jest ciężko.

  51. Przepraszam za ewidentne błędy; trzeba iść spać.

  52. Co cie nie zabije to cie sponiewiera. Ja nie mam zadnego subtelnego umyslu. Moja szkola wychowala mnie w pogardzie do mieczakow i przeintelektualizowanych teoretykow z zerowa wiedza o tzw. zyciu. W zwiazku z tym jestem prostym heteroseksualnym samcem z duza dawka testoteronu i jak mi cos wybitnie nie pasuje to raczej wale w leb i nie wdaje sie w zbedne dyskusje.

  53. Alez Panie Valser, jakze bym smial Pana posadzac o subtelnosc… . Techniecznie: moj text skierowany byl do Coryllusa, bo pod jego „odpowiedz” podpialem sie a nie pod Panska. Sprawdz Pan!

  54. Pozna godzina – rozne pomysly przychodza a propos szkoly.
    1. Czy jest na tym forum ktos z uczniow z LO im. Wladyslawa IV w W-wie, z roku ’88? Pyta 'pan od fizyki’.

  55. Dobry wieczor,
    À le piekna resentymentalna notka! Przeczytalam i notke i wszystkie komentarze, bardzo
    mi sie podobaly, chociaz kazdy inny… ja tez troszke chcialabym powspominac… bo mam co.
    Otoz do szkoly podstawowej uczeszczalam na poczatku lat 70-tych w malej wtedy wsi
    kolo Blonia, w wojewodztwie stolecznym. Szkole wspominam bardzo dobrze, uwielbialam
    sie uczyc, zawsze bylam w tzw. trojce klasowej… no powiedzmy w piatce, tata mogl
    praktycznie na wywiadowki nie chodzic bo nigdy nie bylo zadnych problemow ani w mojej
    nauce ani wychowawczych… czasami tylko jak inne dzieci mi dokuczaly, przezywajac „kujonem”
    i dochodzilo miedzy nami – jak to miedzy dziecmi do „rekoczynow” – to bylam
    na tyle „bitna”, ze nawet z chlopakami sobie radzilam… ewentualnie konczylo sie to
    klotnia miedzy rodzicami a sasiadami. Z najblizszymi sasiadami moi rodzice byli tak skloceni,
    ze praktycznie dopiero „przeprosili sie” jak przyszlo zaprosic ich na moj slub… takie
    to byly czasy.
    W szkole wiejskiej podstawowej prawie wszystkie dzieci byly pochodzenia robotniczo-
    -chlopskiego, wyjatkiem byly dzieci nauczycielskie, ale z tego powodu nie byly faworyzowane.
    Za to mialam od najmlodszych lat dobrych, nawet bardzo dobrych, wymagajacych nauczycieli,
    ktorzy zadawali prace domowe a potem je sprawdzali, nie mozna bylo oszukac i trzeba bylo
    uczyc sie systematycznie, a potem w przyszlosci to procentowalo.
    Szkola srednia byla juz w Warszawie… ja bardzo chcialam isc do LO Hofmanowej jednak
    moj tato wybral dla mnie Technikum Terenow Zielonych… bo i zawod bym miala, i mature
    i jeszcze nawet moglabym zdawac na studia. Bylam bardzo niezadowolona z wyboru taty,
    ale nic nie moglam zrobic, moglam tupac, walic glowa w mur, lac krokodyle lzy, a mojego
    taty to i tak nie wzruszalo. Po miesiacu nauki tato moj przeniosl mnie z Technikum Terenow
    Zielonych do Technikum Ogrodniczego… w domu bardzo sie awanturowalam, ale tez to nic
    nie dalo, musialam chodzic do Ogrodnika… co z czasem okazalo sie jednak lepszym wyborem
    … bo TTZ trwalo 5 lat, a TO 4 lata.
    Jedynym kryterium dostania sie do Zespolu Szkol Ogrodniczych byl konkurs swiadectw
    i to bylo wystarczajace. W sumie nauka byla bardzo, bardzo ciekawa… biologia, chemia
    historia, geografia i przedmioty zawodowe dawaly mi duzo satysfakcji. Bylam rowniez
    bardzo dobra uczennica, lubiana przez nauczycieli i rowiesnikow… nie mialam zadnych
    zatargow bo czesto dawalam sciagac na klasowkach. Rowiesnicy pochodzili…
    w odroznieniu ode mnie z bardzo bogatych badylarskich rodzin: Ozarow, Blonie, Falenty,
    Konstancin, Grójec. Norma byly 2-3 krotne wyjazdy zagraniczne moich rowiesnikow
    na wakacje, szpanowanie extra ciuchami zagranicznymi, albo kupowaniem w Pewex’ie
    za dolary czy na bazarze w Rembertowie.
    W Technikum tez mialam super extra nauczycieli… historia byla bardzo zaklamana, ale
    to juz inna bajka. Mature zdalam bez problemow… i na tym chcialam zakonczyc swoja
    edukacje i isc do pracy… jednak moj tato po namowie znajomych sasiadow profesorow
    znowu wymusil na mnie zdawanie na SGGW-AR na Nowoursynowskiej!
    Szlam na te egzaminy z moim tata ze lzami w oczach, praktycznie jak na skazanie…
    i o dziwo, ku mojemu zaskoczeniu… za 6 tygodni okazalo sie, ze te egzaminy zdalam, ale
    nie dostalam sie z… braku miejsc! Nie pomogly nawet punkty preferencyjne za pochodzenie
    wiejskie… przyjeto tylko 90 osob, a ja bylam na 114 miejscu!
    To byl kompletny szok dla calej mojej rodziny, sasiadow i znajomych, a z podstawowki
    tylko 2 osoby ukonczyly studia, plus ja co egzaminy zdalam, ale studiow nie podjelam…
    bo to nie bylo to co lubie!
    Do dzis nie zaluje, ze mam tylko mature…
    Nigdy ani w podstawowce ani w Technikum nie bylismy zmuszani do brania udzialu
    w pochodach 1-majowych, czy innych spedach… ale z pochodami wiaze sie dla mnie, mojej siostry
    i brata bardzo smieszna i zabawna historia… otoz przez kilka lat jezdzilismy jako dzieci, juz
    takie wieksze na te pochody… i kazde z nas wlacznie z tata zabieralismy z tych pochodow
    … po 100 kwiatow! Tyle ile bylismy w stanie udzwignac, czasami az nas przeginalo, bo kilkadziesiat kwiatow robilo jednak ciezar. Wtedy byly robione takie duze kolorowe kwiaty z bibuly karbowanej
    na kwadratowych patykach, takich grubosci mniej-wiecej 3×3 cm i 1,20 m dlugie. Wszyscy ludzie, a napewno wiekszosc na dworcu Srodmiescie i w pociagu ciagle pytali mojego tate: Panie, na co panu tyle kwiatow, co Pan bedzie z tym robil? Tato moj smial sie i mowil, ze slubna wyslala go z dzieciakami
    na pochod… bo potrzebuje tych kijow… jako paliki do podwiazywania pomidorow… wielu pasazerow wtedy mowilo: Panie, pana kobita ma leb…
    Naprawde tak bylo… czesto sie smiejemy z tych naszych pochodow…
    Potem po latach jak pochody sie skonczyly… pojawil sie u nas problem z palikami
    do pomidorow…
    Pozdrawiam,

  56. …bo jakby byl to odnioslbym sukces pedagogiczny spoza prowadzonego przedmiotu. Moze moje gledzenie na tematy „narodowe” znalazly oddzwiek.

  57. A ojciec? Awansowal na generala?

  58. Zgadzam sie. Okrutny dla nas wiek XX zadal nam cios po ktorym nie wiem czy sie kiedykolwiek podniesiemy. Wyniszczenie podczas wojny prawdziwych elit, kudzi ktorzy mieli kregoslup moralny i ktorzy BYLI WLASCICIELAMI majatkow pomnazanych madrze i przekazywanych z pokolenia na pokolenie a potem przez 40 lat PRL promowanie chlopow i wszelkich gnid ludzkich spowodowalo ze jestesmy gdzie jestesmy.
    Dzisiejszych Polakow (chodzi mi o mase) widze jako plemie luzno administrowane przez zgraje cwaniakow. Popieram oczywiscie Dude i PiS ale dlugie jeszcze lata mina zanim w Polsce zapanuje normalnosc.

  59. „Czy może zna ktoś poglądy Pana G. Brauna jak odtworzyć w Polsce arystokrację, podporę monarchii ? ”

    Odtworzyc to mozna bitwe pod Studziankami.
    Spoleczenstwo, narod to zywa tkanka zrosnieta w calosc, cos co roslo przez wieki. Wlasnosc, zasady, moralnosc, myslenie. Tego sie odtworzyc nie da.

  60. Ja pochodze z miasta sredniej wielkosci, z Lublina. Nawet nie to ze mi sie nie podobalo alem swiata ciekawy i podroznik ze mnie urodzony.
    Dlatego ruszylem na podboj Ameryki. Ameryki nie podbilem ale tez i ona mnie nie podbila.
    A to duzo.

  61. Dopiero dzisiaj rano przeczytałem wpis Corryllusa, książkę „Dzieci …” przeczytałem w tym roku na wiosnę, i jestem pod wrażeniem. Dęblin znam z opowieści moich rodziców bo byli kolejarzami, (moja mama wspomina stołówkę kolejową w Dęblinie jako obraz PRL przeniesiony na niwę gastronomi). A i jeszcze jedno do szkoły średniej (mundurowej) dojeżdżałem pociągiem relacji Dęblin – Kielce.
    Treści zawarte w książce są samą prawdą o tamtych czasach (jestem rocznik 1971). Jakość kształcenia, zależy od rodziców (albo szerzej od rodziny). Dopiero po latach dowiedziałem się, że część nauczycieli którzy mnie uczyli w podstawowej szkole byli w trakcie uczęszczania do SN. Moje szczegółowe pytania ich drażniły, szczególnie panią od historii. Część nauczycieli tj. od matematyki, fizyki i chemii była wymagająca.
    Ale do sądu podawać o taką książkę, a niech podaje. Najlepiej niech się oflaguje i zablokuje most na Wiśle w Dęblinie na znak protestu. Reklama w TV jak złoto.

  62. Nie ma i nie było dobrych lub złych szkół. Są dobrzy lub źli nauczyciele.

  63. Ale że o książce? Jaka ukryta! Jawna!

  64. Dajcie spokój.
    Przecież nawet taki 40+ jak ja wie, że nie halo oznacza „nie zgadza się”, „nie pasuje”.
    Ta „celebrytka” to pewnie jakaś 30 siusiumajtka, więc nic dziwnego, że nie halo.

  65. Moj ojciec i jego rodzony brat kroczyli te szkole, ale w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Potem syn tegoż wujka chyba w roku 84 kończył to liceum. Za wcześnie? 🙂

  66. Do której podstawówki chodziłeś? Bo ja do trójki.

  67. chwile sie zastanawialemzanim napisalem swoj koment. I mysle, ze teraz to troche krecisz kolego. I powiem ci dlaczego tak sadze. Otoz twierdze, ze twoj pasaz „co cie nie zabije to cie wzmocni”, koresponduje z moim „”zabija pasje”. Pomijajac techniczny szczegol, ze nie odpisales w moje okienko. Co do subtelnosci Coryllusa, to tu tez bym polemizowal. No chyba, ze strzal zdwururki miedzy oczy nalezy do subtelnosci.

  68. Ale dobry pomysł z tymi palikami ))))))))Ja raz byłem na pochodzie i do dziś widzę te stosy kijów do sztandarów.Zabrałem jeden taki Biało Czerwony i póżniej mi wiernie służył na pielgrzymkach papieskich i meczach piłkarskich .Pozdrawiam .

  69. No ja odbijałem UK. Zakochany w tej kulturze, drylu, stylu i szyku. Od jakiegoś cZasu cos mi przestało pasować, ale dopiero lektury baśni, tego bloga, i szkoły nawigatorów w pełni otworzyły mi oczy. Jestem przeciwnikiem tegoż tfu królestwa. Cos mi nie pasowało, jak zacząłem studiować powiązania finansowe swiata.

  70. Lublin piękny, e Dęblinie nie byłem. Ale wybiorę sie.

  71. Ja w Dęblinie nie mieszkałem, a chodziłem do szkoły mundurowej w Skarżysku Kamiennej , do Technikum Kolejowego. Stąd moja znajomość Dęblina, węzły komunikacyjne.
    P.S.
    Po sąsiedzku w Zagnańsku było Technikum Leśne, zielone mundury my mieliśmy czarne i granatowe, wiem co to znaczyło.Trzymam kciuki za twoją działalność. Oby tak dalej.
    Kiedyś, chyba 2 lata temu w Kielcach byłeś, ale praca nie pozwoliła mi wpaść.

  72. Witam Rzeski,
    Tez dobry pomysl… jezdzilismy z tata na te pochody do konca podstawowki… w sredniej zdecydowanie
    odmowilam – mialam wsparcie od siostry i brata… no i moja mamcia osoba bardzo przewidujaca,
    zapobiegliwa, pragmatyczna zdazyla mimo wszystko zrobic pewien zapas.
    Pozdrawiam,

  73. Witam Lilu,
    Tez uwazam jak Ty, nie ma zlych szkol i nauczycieli. Ja moge powiedziec, ze mialam wyjatkowe
    szczescie do nauczycieli i do ludzi ogolnie… do dzis.
    À le niestety szacunek do szkoly, nauki wynioslam z domu… za mojej mlodosci nauczyciel
    to byl… jak relikwia! Nie mialam prawa nic zlego na nauczyciela powiedziec i w podstawowce
    i w szkole sredniej… a jak dostalam lapy w szkole piornikiem, czy linijka… bo akurat to
    nauczyciel czy nauczycielka miala pod reka, czy wytargala mnie za ucho albo raz musialam
    kleczec przez… 15 minut na grochu, to w zasadzie byl wiekszy wstyd przed innymi dzieciakami
    niz wlasciwie to bolalo… reka troche piekla, ucho bylo czerwone, a kolana tez zdziebko bolaly,
    ale to nie byly zadne kausze… a jak ktores z dzieciakow zakablowalo do mojego taty, ze
    np. nauczycielka dala mi lapy za cos… to tato mi jeszcze w domu poprawil… za to, ze sie
    dowiedzial o tym.
    Musze powiedziec, ze bardzo duzo rowiesnikow dostawalo od swoich rodzicow czasami
    nawet mocny lomot… a moja mamcia zawsze powtarzala, ze wyjdzie to na dobre, a poza tym,
    mowile… ze dupa to nie szklanka i nie peknie… no i w sumie miala racje.
    Pozdrawiam,

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.