lis 142013
 

Nie mam zamiaru powtarzać wyświechtanych sloganów, mówiących, że śmiech jest bronią słabych. Moim zdaniem jest znacznie gorzej: śmiech w ogóle nie jest bronią, a jedyna jego funkcja polityczna polega na tym, że usprawiedliwia lenistwo. No i daje władzy duży, być może nawet nieograniczony kredyt. Wszyscy pamiętamy Laskowika i jego programy z lat osiemdziesiątych. Ja, o czym oznajmiam z dumą, oglądałem może jeden taki program. Nie nadawałem się do tego, ale wielu ludzi to śledziło i wybuchało śmiechem dokładnie w tych momentach, w których pan Laskowik śmiech zaplanował. Wszyscy pamiętamy te niesamowicie śmieszne skecze Jana Pietrzaka i całej reszty satyryków, te audycje radiowe, w których doszukiwaliśmy się podtekstów opisujących jakoś ten cały komunizm. Pamiętamy i chcemy, żeby dziś było tak samo, dlatego salon24 i inne blogowiska pełne są szyderstw z Tuska, szyderstw z policji, szyderstw z Sienkiewicza. To jest kochani pomyłka. Tamte żarty były dopuszczane do masowego obiegu, bo władza przygotowywała się do zmiany i musiała jakoś ludzi rozgrzać, jakoś ich nastroić. Tak więc pokątnie opowiadane kawały o tym, że milicjanci nie jedzą kiszonych ogórków, bo nie mogą włożyć głowy do słoika, były jak najbardziej na miejscu. Dziś nikt poza enklawami oszołomów nie śmieje się z władzy, bo tak zwany lud, dobrze wie skąd wiatr wieje i dobrze wie, w których momentach ma się śmiać, a w których nie. Pijacy spod naszego sklepu, współczują spalonej tęczy i solidaryzują się z jej projektantką. Coś im mówi, że tak trzeba. Nigdy w życiu nie opowiedzą żadnego kawału o Tusku, za to z ochotą będą szydzić z Kaczyńskiego. Nie ma jednym słowem jedności w narodzie, a nie ma, bo nie została ona odgórnie zaplanowana. Tylko ludziom naiwnym wydaje się, że istnieje jakaś łączność duchowa pomiędzy nami tutaj w sieci, a ludźmi okręcającymi swój bezcenny czas wokół telewizora. Tej łączności nie ma i im więcej takich wypadków jak te z 11 listopada w Warszawie tym mniej jej będzie.
Wróćmy do tej jedności w narodzie. Ponieważ ja się z dużym krytycyzmem odnoszę do takich przekalkowanych sformułować jak słynne zdanie Anny Walentynowicz o policzeniu się na nowo, mogę śmiało zasugerować, że jedność w narodzie wywołuje się w sposób prosty i ja ten sposób opisałem właśnie wyżej. Jedność tę wywołuje się poprzez uporczywe opowiadanie tych samych kawałów i pokazywanie tych samych twarzy, wokół których ludzie się jednoczą. W podobny sposób wywołuje się rozłamy w narodzie lub owe rozłamy się finguje, tyle, że w tym wypadku, zamiast kawałów trzeba opowiadać jakieś historie do płaczu. Takie jak opowieść o Smoleńsku na przykład. Trzeba ją podawać codziennie, do – przepraszam za kolokwializm – porzygania, bez nadziei na jeden sensowny wniosek i na jedną choćby prawdziwą satysfakcję i zadośćuczynienie. I już to wystarczy by zaprogramować porządny rozłam w narodzie. Winą zaś za ów rozłam obarczy się tych, którzy są najbardziej pokrzywdzeni w myśl starej zasady, że to kobieta jest winna gwałtu bo miała za krótką sukienkę. W tym tonie napisała dziś swój tekst znana salonowa publicystka Mila Nowacka.
No więc teraz odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie: po co nam ta jedność? Moim zdaniem po nic, bo nie służy ona nikomu i niczemu poza obecnym układem, a jeśli posłuży jakiejś zmianie to wyłącznie kosmetycznej. Przećwiczyliśmy to już ze dwa razy przynajmniej.
Jeden z komentatorów wrzucił tu wczoraj link do pasjonującego wykładu, jakiegoś amerykańskiego mędrca, który twierdzi, że światem powinni rządzić burmistrzowie. To jest twierdzenie, które różne organizacje próbują wprowadzić w życie, przynajmniej od czasów herezji katarskiej, o ile nie dawniej. Niech rządzą miasta, bo w miastach dzieją się najważniejsze rzeczy. Cóż to znaczy: miasta? To znaczy mafie. Po prostu. W praktyce pan ów chce likwidacji państw narodowych i podzielenia świata na strefy wpływów, którymi z góry zarządzać będzie jakaś nie do końca rozpoznana struktura. Można ją nazywać używając dowolnych określeń, ale do tego ten system zarządzania światem poprzez miasta by doprowadził.
Rozmawiałem ostatnio z pewną czytelniczką z Tuluzy, która powiedziała mi, że we Francji dość otwarcie mówi się o przyłączeniu południa do Katalonii i zbudowania tam, przeciętego Pirenejami, okręgu przemysłowego. To na razie są tylko takie opowieści, ale jak wiemy żadna plotka nie pojawiła się na świecie przypadkiem, ale twór taki, o niejasnej politycznej konstrukcji były czymś w rodzaju nowoczesnego państwa Wizygotów, być może nawet z arianizmem jako religią panującą. I byłby całkowicie niezależny od obecnych ośrodków władzy. No, ale od kogoś jednak byłby zależny? Nie wiemy niestety od kogo.
Trochę żartuję, a trochę nie, bo my tu o jedności, która jest nam po nic, a oni o podziałach i rządach miast oraz organizacji miejskich.
Dlaczego ta figura, ta jedność narodu jest fałszywa? Bo jest z założenia chwilowa, potrzebna do załatwienia jednej lub dwóch najwyżej spraw spornych. Potem sytuacja wraca do normy, czyli władzę przejmują organizacje posiadające budżety i broń. Tak było, tak jest i tak będzie. Dlaczego my nie możemy założyć żadnej organizacji? Ponieważ od wielu lat władze mniejszych i większych obszarów specjalizują się w likwidacji i przejmowaniu organizacji posiadających strukturę i hierarchię. Na pociechę zostawia nam się tę całą jedność. Czy coś z tym można zrobić? Moim zdaniem tak. Byłem ostatnio gościem pewnej organizacji, która nie jest zarejestrowana, nie istnieje jako byt formalny czyli w dokumentach, ale jednakowoż jest rzeczywista, prężna i sprawna. Nie powiem co to za organizacja, bo nie mam do tego upoważnienia. No i rozmawiając z jej członkami wpadł mi do głowy pewien pomysł, on nie jest nowy, ale do tej pory nie był twórczo rozwijany i jego potencjał jest póki co ukryty. Otóż ludzie gromadzą się pod znakami. Kiedy jest znak, a jeszcze jeśli jest to znak pobłogosławiony przez Kościół to już całkiem wspaniale, nic więcej nie potrzeba. Znak to organizacja, jedność, lojalność i hierarchia, która jest trudna do naruszenia. Póki co Polacy jednoczyli się pod symbolami Kościoła i tak ma być nadal, ale czasem widzimy, że to nie wystarcza. Trzeba mieć własne znaki. Nie budujcie więc jedności, która jest nam po nic, nie spacerujcie po ulicach w tę i z powrotem na gwizdek pana stójkowego, ku uciesze ministra Sienkiewicza. Nie rejestrujcie stowarzyszeń i fundacji. Szyjcie sztandary i chorągwie. I machajcie nimi co sił. Sami zobaczycie ile ludzi się pod nimi zgromadzi.

W niedzielę 17 listopada Fundacja Aktywności Obywatelskiej zorganizowała mi prelekcję w Lublinie przy ul. Willowej 15. Moje wystąpienie zaplanowano niestety tylko na 45 minut plus pytania z sali. Ci, którzy bywają na tych spotkaniach widzą, że to jest trochę krótko. No, ale będą jeszcze inni prelegenci, więc impreza ma swoje ograniczenia. Książki będę miał ze sobą rzecz jasna. Zapraszam. 21 listopada zaś mamy kolejny wieczorek z Grzegorzem Braunem, tym razem w Poznaniu, w Akademii Lubrańskiego, o godzinie 19.00
 
Od niedawna sprzedajemy książkę Toyaha o zespołach, póki co jest ona dostępna jedynie na stroniewww.coryllus.pl, w księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 i w Sklepie FOTO MAG przy metrze Stokłosy oraz w księgarni Latarnik przy Łódzkiej 8/12 w Częstochowie, nie mam jej jeszcze, ale niedługo mam nadzieję będzie. Są tam za to wszystkie inne nasze książki. Zapraszam.

  12 komentarzy do “O szyderstwie, które nas nie obroni i barwach ochronnych”

  1. miasta państwa starożytnej grecju i coraz dalej w głąb czasu …. Sumeryjskie , i jeszcze dawniej …w dolinie Indusu ……..
    miata są zawsze ważne …..w średniowieczu mamy już dość źródeł , żeby widzieć wyższą strukturę…. ale kiedy to się zaczęło …???
    I znak graficzny pod którym się ludzie gromadzą jest od zawsze ważny …. niosący magię….
    Znajoma była zadowolona że taki ładny czekoladowy orzeł … a ja jej pytam , czy znając historię wierzy że już nigdy nie pójdziemy pod znakiem orła do walki / to rodzina z rzezi wołyńskiej częściowo uratowana /…..i czy wyobraża sobie ludzi wychowanych w przeświadczeniu że orzeł jest czekoladowy… że oni pod takim orłem idą do walki gdzie mogą stracić życie …. ale nawet tylko z przekonaniem , że wygraja , bo czekolada pomoże im ZABIĆ wroga … czy możana zabić kogoś lub dać się zabić za czekoladę ?
    Jej mina spoważniała
    Jasne że o duże składy czekolady lub innego dobra mogą już byc wojny , ale nie o tym piszę …..

  2. ze śmiechem jest różnie , podane przez Pana przykłady uzasadniają podaną tezę…. Ale może być inaczej , gdy boimy się próchniejącego w środku olbrzyma ,,, ktoś wiedzący o tej próchnicy może użyć umiejętnie śmiechu by ośmielić ludzi by wyprostowały się grzbiety …. wtedy bez lęku uderzą …… To zależy , wszystko może być bronią dla różnych stron …. ten kto tą bronią umiejętnie włada , jest wygrany . Bronią jest i szabla i logiczne myślenie i chytrość pospolita ….
    Widzę na salonie24 , że ktoś przywołał znak Maryji , zawsze zwycięskiej , to też opoka . Warto wiedzieć jakie się ma atuty , wsparcie , To policzenie się Walentynowicz … może być odczytane w innym sensie ….. proszę nie lekceważyć tych słów , bo w nich jest moc ….

  3. Ja nie lekceważę, ale jestem przeciwko bezmyślnemu powtarzaniu.

  4. Następny orzeł będzie z substancji do czekolady podobnej, ale o strukturze a przede wszystkim zapachu grubo się od niej różniącej.

  5. Faktem jest ze jednosci nie ma w zadnym narodzie i kraju. Ale gdzie indziej, np w USA gdzie mieszkam juz dlugo narod jest w stanie wygenerowac elity polityczne ktore probuja rozwiazywac problem z jakimi boryka sie kraj i musza to robic bo jest tu opinia publiczna. W Polsce Tusk moze sobie pozwolic na publiczne stwierdzenie ze Platforma jest partia cieplej wody w kranie, kilka lat po obietnicach przedwyborczych jakie skladal, chyba dlatego ze wiekszosci Polakow ta woda wystarcza.
    Dzisiejsza Polska to w skrocie PLEMIENNOSC. Podoba mi sie to okreslenie bo oddaje dobrze rzeczywistosc polska.

  6. W USA też jest plemienność, koncerny właśnie chcą rozparcelować rezerwat Indian Black Feet w Browning, w Montanie, bo jest tam ropa. Kombinatorzy liczą już pieniądze, a bractwo Crazy Dogs tańczy i modli się bez przerwy. Zajrzyj tam może w wolnej chwili, wiele zobaczysz.

  7. Komitet Ideologiczny Partii „Niezależnej” ogłasza, że „Gazeta Polska” jest w zasadzie „Gazetą Wyborczą” na nowe już czasy i wzywa do historycznego kompromisu z Michnikiem na bazie zrozumienia i wybaczenia oraz egzystencjalnego aspektu wolty światopoglądowej jakżeż miłego Adasia.

    http://niezalezna.pl/44931-drogi-lewicowego-myslenia

    Warto skopiować, bo tam grasuje „niezależny” facet ze „strefy wolnego słowa”, który kasuje teksty.

  8. Tajna broń w wojnie psychologicznej używana przez „Niezależną”
    do psychologicznego rozbrojenia tubylczych Irokezów
    polega na ciągłym codziennym programowaniu mózgów odbiorców przekazu „niezależnego”
    za pomocą słów, dźwięków i obrazów
    na
    „naszej” klęsce, „naszym” męczennictwie, „jak nas prześladują”, „jakimi jesteśmy prześladowanymi przez nich; oni są silniejsi”, na „naszych” kolejnych porażkach.

    W ten prosty sposób hoduje się „naszą” „armię”, która nic nie będzie potrafić zrobić z przyczyn psychologicznych (neuro-psycholingwistycze programowanie /NLP/ grupy do psychologicznego rozbrojenia w czystej postaci).

    Wyobraźmy sobie dziecko, któremu rodzice codziennie 365 dni w roku, obrazują przy każdej okazji świat i jego relacje ze światem w kategoriach klęski, katastrofy, niemocy, „my słabsi – ONI silniejsi”, „przypomnij sobie dziecko jak wtedy przegraliśmy” itp itd.

    Za pomocą tej zupełnie jawnej dla ludzi spostrzegawczych broni psychologicznej w ukrytej walce o zasoby, eksperci od walki psychologicznej w „Niezależnej” wykonują zadanie psychologicznego rozbrojenia tubylczych Irokezów.

    W celu wiadomym.

    Siedzieć i zajadać.

  9. To prawda, tu w Stanach tez jest czasami plemiennie, zwlaszcza na prowincji. A w Montanie jeszcze nigdy nie bylem, musze sie tam wybrac, podobno jest pieknie.

  10. Polecam Browning i okolice Chief Mountain

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.