lut 162022
 

Wśród licznych zagadek dotyczących polskiej historii, a także dramatów z nią związanych jest i taka oto kwestia – co się stało z filmem Ochotnik –  opowiadającym, a jakże, o losach rotmistrza Pileckiego? Dwa lata temu film ten został nazwany najdroższym polskim filmem, hollywoodzką produkcją, a także innymi niewyszukanymi epitetami, po czym słuch o nim zaginął. Czy ktoś go może oglądał? Bo ja wczoraj słyszałem, że minister Gliński sam osobiście dopisywał sceny do scenariusza, żeby dzieło było jeszcze doskonalsze. Obraz miał kosztować ponad 140 milionów złotych, ale nie widzę, żeby go zbyt często emitowano w telewizji. W kinach też go nie ma. Wręcz można rzec, że im bardziej zaglądam do telewizora, tym bardziej Pileckiego w nim nie ma. Może ten film w ogóle nie powstał, a jedynie coś tam przy nim zaczęto grzebać, a potem rzecz porzucono, albowiem nie rokowała wcale. Nie wiem, może spróbujecie to wyjaśnić?

Parę dni temu gruchnęła wieść, że wnuk Waldemara Łysiaka został nominowany do Oskara za krótkometrażowy film zatytułowany Sukienka, w którym gra niskorosła aktorka. To jest – uważam – świetny sposób na zwrócenie na siebie uwagi – zatrudnić karła i kazać mu przed kamerą robić coś, co ludzi będzie ciekawiło w sposób niezdrowy. Można potem napisać wiele stron recenzji, w których pojawiać się będzie, w różnych formach, wyraz człowieczeństwo. Ja nie mam nic przeciwko osobom niskorosłym, ani przeciwko młodemu Łysiakowi. On mi nawet zaimponował, opowiadając w wywiadzie bardzo profesjonalne rzeczy o kręceniu krótkich filmów. I to moim zdaniem rokuje, to znaczy wyobrażam sobie, że za dwadzieścia lat Tadeusz Łysiak nakręci normalny film, na normalnym budżecie, a niechby i wyciągniętym z ministerstwa i może ten film zostanie rzeczywiście pokazany na świecie. Myślę tak, albowiem Tadeusz Łysiak mówił o filmie jak filmowiec, a nie tak, jak gadają o filmach jego ojciec z Pawlickim, albo minister Gliński, obnażając przy tym wszystkie swoje deficyty, które następnie przypisują nam, czyli publiczności.

Nie rozumiem tylko dlaczego w Polsce, w realiach tak skomplikowanych i nigdy w zasadzie nie opowiedzianych w sposób satysfakcjonujący, do Oskara nominuje się film o emocjach młodej, niskorosłej kobiety? To jest pewien wytrych, być może skuteczny, ale nie przypuszczam. To znaczy jestem wręcz pewien, że ten numer nie przejdzie i Tadeusz Łysiak Oskara nie dostanie. Poza tym kiedyś słyszałem, jak się odbywa to całe nominowanie i niestety nie wierzę w to, że obyło się bez protekcji. No, ale przynajmniej reżyser stara się zachowywać jak fachowiec.

Jeden z moich kolegów, jeszcze z technikum, chciał się kiedyś dostać do szkoły filmowej w Łodzi. Miał przygotować to, co dziś nazywane jest portfolio. Wymyślił, że zrobi serię białoczarnych zdjęć na oddziale neurologicznym prowincjonalnego szpitala. Oczywiście odpadł, albowiem nie rozumiał znaczenia wyrazu oczywistość. Nie rozumiał też, że zaskoczenie, żeby zadziałało, musi być autentycznie zaskakujące, a nie zaskakujące w pewnej konwencji. Tak się może wydawać ministrowi Glińskiemu, albo średniemu Łysiakowi, ale to nie jest prawda.

Przez owo niezrozumienie właśnie wszyscy polscy filmowcy, artyści wtórni i przewidywalni jak wujek Stefan na weselu, któremu się wydaje, że potrafi tańczyć, do końca swoich dni zjadać będą tylko okruchy z tego całego, hollywoodzkiego stołu.

Protekcje nie sięgają właściwych klamek, to pewne. Wpływy są rzekome, a jurorzy przekupieni przez wielkich i zepsuci naprawdę, a nie tylko trochę. Żeby do czegoś ich przekonać potrzebna jest strategia prawdziwa, opracowana bez liczenia na jakiekolwiek ułatwienia, strategia biorąca pod uwagę rzeczywiste zależności i ograniczenia w świecie amerykańskiego filmu. No, a przede wszystkim trzeba by zadać sobie i innym pytanie – po co wydawać pieniądze na promocję takich filmów akurat w USA? To ma tyle samo sensu, co występy polskich aktorów w Rosji. Oczywiście – dla nich to ma sens, albowiem zarabiają, ale dokręcanie do tego jakichś ideologii i filozofii budowanych na fałszywych przesłankach, wręcz wyssanych z palca, sensu nie ma. Czemu więc służy? Krojeniu budżetów i kantowaniu kół politycznych, które liczą, że jakiś taki film o Pileckim, Krzyżakach, czy czym tam jeszcze, jest potrzebny. Otóż nie jest, tak samo, jak nie jest potrzebny nikomu film o karlicy. On jest po to, by młody Łysiak zwrócił na siebie uwagę, to wszystko. Czy wybrał dobry sposób? Moim zdaniem nie, ale czas pokaże kto miał rację.

Problem tych ludzi polega na tym, że oni nie mają poparcia ani partyjnego, jak Hoffman Jerzy, ani poparcia publiczności. Mają tylko poparcie zawodowych jumaczy budżetów, którzy uważają, że za pomocą swojego sprytu przeforsują Oskara dla polskiego filmu w jakiejś, a niechby najmarniejszej kategorii. Nie przeforsują, albowiem ich ręce sięgają tylko do sfery nominacji.

Poza tym, jeśli film Sukienka dostanie tego Oskara, to będzie to tak jawne polityczne szyderstwo z Polski, że tylko ministrowie i filmowcy tego nie zauważą. My wszyscy zobaczymy to bardzo wyraźnie.

No i pozostaje jeszcze jedna kwestia – jak na tym tle – Oskara i sukcesu już dziś okrzykniętej gwiazdą, aktorki która wystąpiła w roli głównej, wyglądać będzie ten film o Pileckim? Zrobią go, nie zrobią, zrobili, nie zrobili, sprzedadzą za granicę, pokażą w USA?

I niech mi nikt nie tłumaczy, że jestem niedelikatny, albowiem znęcam się nad wrażliwością ludzi odmiennych, czyli osób niskorosłych. Szantaże emocjonalne bowiem są także stałym elementem różnych strategii i one zawsze kończą się tak samo – kompromitacją. Jeśli znęcam się nad czymś to nie na wrażliwością, a nad kompletnym jej brakiem wśród ludzi, którzy uważają, że jest ona znakomitym elementem bardzo cynicznych strategii. Sami oczywiście uważają się za głównych strategów i wielkich mistrzów tajemniczych ceremonii. Są tymczasem zwykłymi szmondakami, wydającymi nie swoje pieniądze na nie rokujące niczego projekty. Są jak pijak, który obiecuje żonie, że od jutra przestanie i pójdzie na odwyk. Nie pójdzie. Będzie jeszcze gorzej. Może o tym zaświadczyć nowy film Vegi, w którym mocno już postarzała seksbomba Mucha gra jakąś lafiryndę. Promocja tego filmu, oparta na jej walorach, niestety nie uwodzi nikogo. Sam nie wiem dlaczego? Może zmieniła się wrażliwość publiczności?

  20 komentarzy do “O tradycjach i zagadkach polskiej kinematografii”

  1. Dzień dobry. To wszystko dość oczywiste i nienowe, trzech Łysiaków na taki niewielki kraj… Ale prawdziwie przeraża mnie wizja, że ten Ł3 dostał jakiś telefon z tej Kalifornii i powiedzieli mu; słuchajcie Łysiak zróbcie film, taki a taki, macie tu link do aktorki, już gwiazdy, i – Oskar wasz. W końcu czego się nie robi dla Polski. Śmiechu będzie co niemiara we wszystkich kinach świata.

  2. To możliwe. Szkoda, że żaden z nich nie został inżynierem

  3. – może i lepiej. Nie obyłoby się bez ofiar…

  4. O ! to byłoby jakaś nowość. Są jakieś inne telefony niż te na Czerską?

  5. – telefony są dzisiaj tanie i dostępne. Trudności są coraz większe z pozyskiwaniem numerów… 😉 Poza tym wielu kolegów panów Łysiaków z niższymi numerami pomieszkuje od jakiegoś czasu w tamtych stronach, to czemu nie mieliby podzwonić…?

  6. No nie wiem, nie wiem czy to takie proste… podobno jak czytałam jedna z gmin za Nobla zapłaciła 300 tys. euro…

  7. – ja nie mówię, że proste, ani – że tanie. Ale można? Można 🙂

  8. Krytyk filmowy Tomasz Raczek: „Oglądając „Sukienkę”, widząc ten film na liście nominacji do Oscara, miałem poczucie, że Polska nie zasługuje na to wyróżnienie. Nie zasługujemy na to, żeby świat pomyślał, że Polacy są tacy jak w tym filmie. Bo jesteśmy jednym z najmniej empatycznych narodów świata”

  9. Już sądziłem, że pan Raczek zatrzymał się w rozwoju, a on nadal ewoluuje !

  10. Aż się ciśnie do głowy słynna wypowiedź o Polsce Chestertona i jego zdanie, że opinie wrogów Polski świadczą o nich, bo są atakiem na polską wielkoduszność i męstwo.

  11. „Mordy zachwycone same sobą. Pijane, oślizgłe, nabite szamą i wódą. A na mordach tych odbite ślady oszczędnego gospodarowania mózgową substancją szarą i niezbyt zacnego prowadzenia się: są oznaki chciwości, obżarstwa, łajdactwa, kurestwa, i chorób wszelakich, a wszetecznych.”  – to o Polakach. Olśniło go tak z powodu Usnarza. 

  12. U Waldemara Łysiaka Polacy są piękni. Lubię jego książki. Wiem, że brzmi to obrazoburczo, ale zdania nie zmienię.

  13. T. Łysiak odbierając telefon z propozycją kręcenia filmu udowodnił, że nie zna  kawału o błaźnie, dwóch karłach i ośle.

    Z góry przepraszam drogie Panie!

  14. Wczoraj zadał Pan pytanie, czy starczy czasu na mówienie prawdy? Dzisiaj padła odpowiedź. Wyrok TSUE.

  15. Łysiak swoimi „Stuleciami …” w latach 90-tych przecierał oczy zaczadziałym Polakom czytającym Wyborczą i, o ile pamietam, omawiał zagadnienia mocno, szczegółowo i rzetelnie, wystawiając recenzję rożnym szemranym towarzystwom spod różowej i innych gwiazd.

    Niby ego troszkę go nadęło, ale to dość popularna przypadłość 🙂

  16. Ego ma wielkie, ale mnie to akurat u niego nie przeszkadza. Świetnie też podsumował pisarzy „prawicowych”.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.