paź 102022
 

Ostatnim zmartwieniem Niemców jest to, kto i w jaki sposób ich traktuje. Niemcy nie mają ani honoru, ani przyzwoitości, a zainteresowani są wyłącznie wymiernymi korzyściami, jakie mogą osiągnąć aranżując różne, przeważnie tragiczne sytuacje. Wątki te wielokrotnie powtarzają się we wspomnieniach ludzi, którzy z polityką niemiecką mieli do czynienia. We wspomnieniach Kossaka, naprzykład, marszałek Foch – o ile dobrze pamiętam – mówi, że nie mógł się nadziwić, że znalazł się w Niemczech generał, który podpisał układ w Wersalu. Był bowiem przekonany, że we Francji nikt taki by się nie pojawił, a wyznaczony do tego oficer zastrzeliłby się z pewnością. Niemcom to zwisało, dostosowali się do sytuacji, a potem zapomnieli. Tradycja bowiem polityczna nie interesuje ich w najmniejszym stopniu, oznacza bowiem przywiązanie do spraw, które nie przekładają się na wymierne korzyści. Niemcy odcinają się od Hitlera, odcinają się od Hohenzollernów, odcinają się nawet od swoich poetów. Uwagę narodów próbują zwrócić jakimś zwyrolstwem demonstrującym na ulicach, Klausem Schwabem, który przebiera się w damską bieliznę i temu podobnymi histeriami. Nazywają to wolnością. Jeśli do tego dodamy wrośnięte w serce i mózg przekonanie każdego Niemca, że wszyscy dookoła są odeń głupsi, bo tak mówią inni Niemcy, mamy – z grubsza, bo może być gorzej w indywidualnych przypadkach – profil narodu, który angażuje się w polską politykę na swoich zasadach, nie dopuszczając przy tym do siebie myśli, że można te zasady zmienić.

Oto od dwóch dni Niemcy oskarżają Polskę, o to, że nie dość mocno angażuje się w pomoc Ukrainie. Powodem tych oskarżeń są zepsute, niemieckie armatohaubice. Okazało się, że Niemcy wysłali na Ukrainę zdewastowany sprzęt, a Polska ma go naprawiać. Nie może jednak tego zrobić we dowolnie wybranym miejscu, ale w tym, które wskażą Niemcy. I oni chcą, by ten złom był remontowany w Rzeszowie, gdzie znajduje się centrum logistyczne dla całej pomocy Ukrainie. Rząd Polski nie przyjął tych żądań, w związku z czym media niemieckie rzucają pod adresem Polski oskarżenia o brak zaangażowania we wsparcie dla Ukrainy. To może się wydawać niezwykłe i wręcz horrendalne dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z Niemcami, ale dla nas powinno być normalne.

Zróbmy teraz krótki i powierzchowny przegląd metod politycznych, jakie Niemcy stosowali wobec Polski i ziem z nią sfederowanych w epoce nowożytnej. Zacznijmy może od tego, że cała polska historiografia początku XX wieku jest spreparowana przez Niemców. Autorzy piszący inaczej niż zakłada to niemiecki schemat, nie istnieją w zbiorowej świadomości. Po wojnie, tendencja ta została złamana i o polskiej historii zaczęli pisać agenci moskiewscy. Po upadku komunizmu, wróciliśmy do narracji niemieckiej, albowiem kojarzyła się ona wszystkim ze stary mi dobrymi czasami, kiedy kwitła wolność.

W tej niemieckiej historii dla Polaków, ani jednym słowem nie wspomina się, że cesarz Maksymilian Habsburg, którego propagandystą realizującym misję w obrazie był Albrecht Durer, zamierzał podzielić się Rzeczpospolitą z Moskwą. Była to tendencja trwała, a realizowano ją za pieniądze Jakuba Fuggera. Wykoleiła się, na szczęście pod Orszą. Dziś mamy powtórkę tych działań. Wszystkie te zjazdy UE i kongresy to tylko powtórka zjazdu w Lewoczy. W historii podręcznikowej i akademickiej, epoka nazywana jest Złotym Wiekiem, co jest oczywistą manipulacją.

To jest jedna część niemieckiej tradycji politycznej wobec Polski – polityka cesarska. Druga to polityka Hohenzollernów, aż do rozbiorów, zawoalowana, dwuznaczna i podstępna. I nigdy dość przypominania, że Rej i Kochanowski byli stypendystami Albrechta Pruskiego. Dziś, albowiem historia Polski napisana jest przez Niemców, uważani są oni za ojców polskiej poezji. Jak PiS przegra wybory, Maria Peszek i Iwan Komarenko staną się symbolami pojednania kościołów – katolickiego i prawosławnego.

Te dwa nurty, żywe na początku doby nowożytnej, zostały unieważnione przez agresywną i bardzo dynamiczną politykę Francji, przez odizolowanie Niemiec od Atlantyku i herezję protestancką, która podzieliła kraj. Niemcy cesarskie szukały więc w Polsce oparcia i Rzeczpospolita takiego oparcia im udzieliła. Zapłaciła za to straszliwą cenę, albowiem żaden z polityków krajowych nie był świadom konsekwencji takiej postawy. Te zaś sprowadziły się do jednego właściwie – do przeniesienia ambicji politycznych Francji z Niemiec na Ukrainę. To zaowocowało wybuchem wojny z kozakami i najazdem szwedzkim. Osuwająca się w niebyt Polska, nie miała innego wyjścia, jak popierać cesarskie Niemcy, stąd odsiecz Wiednia. Gdyby nie ona, polityka Francji zdewastowałaby kraj do końca, tylko po to, by na jego gruzach stanąć wobec rosnącej i finansowanej przez Holendrów potęgi Moskwy.

Jak cesarstwo odpłaciło Polsce, wszyscy dobrze wiemy. W XVIII wieku dwie niemieckie tradycje polityczne połączyły się w jedno. Fryderyk II wynajął, jak Albrecht w XVI wieku, propagandystów, którzy szkalowali kraj i domagał się dla tego kraju reform. I ci propagandyści są dziś częścią polskiej tradycji literackiej. Król był przy tym świadom, że wspomniane reformy rozwalą w Polsce wszystko i doprowadzą do wojny domowej, którą on będzie podsycał i sponsorował, nie swoimi rzecz jasna pieniędzmi. Słabnąca Austria przyjęła ten projekt i Rzeczpospolita zakończyła swój ziemski byt. Pozostała tylko snem. Dla Niemców i Rosjan była wiecznym zagrożeniem, więc umówili się oni, że nigdy nie dopuszczą do jej wskrzeszenia. Było to wyrazem głębokiego niezrozumienia okoliczności politycznych w Europie i ciężkim przeszacowaniem sił własnych. Wystarczyło, bowiem, że inne moce rozbudziły trochę ambicji w Rosji, a także w Prusach, żeby los Świętego Przymierza był przesądzony. Droga zaś do konfliktu niemiecko-rosyjskiego stanęła otworem. Tak zwane realia polityczne nie pozwoliły mocarstwom po I wojnie światowej zainwestować zbyt wiele w Polskę, a jej tradycja była całkowicie nie zrozumiała. Klimat był dobry dla spadkobierców tradycji politycznej rosyjskiej, czyli dla bolszewików, którzy – odwrotnie niż Niemcy – bardzo podkreślali ciągłość swoich misji na zachodzie i wskazywali na należne im zdobycze. Najważniejszą z nich była Polska. I zachód się do tych opinii przychylał. Niemcy zaś, jak Francuzi w XVII wieku, szukali w Polsce zemsty i rekompensaty za niemożność zrealizowania celów politycznych na zachodzie. Czy teraz będzie podobnie? Niestety tak, nie możemy się więc łudzić, że ktokolwiek z obecnej ekipy w Niemczech, zaludniającej Bundestag i parlament europejski, różni się czymkolwiek od urzędników starego Fritza, albo od dyplomatów cesarskich godzących się na rozbiór Polski. Możemy się łudzić, że oni nie są podobni do gestapowców, ale to także może się okazać fikcją. Tusk zapowiada już dziś zemstę na Kaczyńskim. Prezydent Zełenski zaś odmówił spotkania z niemiecką minister spraw zagranicznych. Możecie być pewni, że oni nam tego nie darują, ani tych naprawionych przez nasze fabryki haubic, ani tych inwestycji strategicznych, ani niczego. Ludzie zaś, którzy ich tu dziś reprezentują będą się zachowywać gorzej niż hitlerowcy w komunistycznych filmach o wojnie. Mają już na to pozwolenie. Teraz trzeba wymyślić pretekst do wdrożenia tych działań.

  9 komentarzy do “O tradycyjnej głupocie i chamstwie Niemców”

  1. Niemcy od czasów Grunwaldu nie zaatakowały Polski samodzielnie.ZAWSZE wysługują się Rosją .Zawsze.Dlatego Ukraina jest w naszym interesie.A Tusk od dawna dąży do wywołania wojny Hutu -Tutsi w Polsce.Pamiętajmy że on śpiewał kolędy po niemiecku w domu rodzinnym.

  2. Dzień Dobry. Z grubsza tak to jest, ja się jednak nie boję  i to nie dlatego, że mam większe problemy, jak ten Havranek z czeskiego dowcipu. Istotą bowiem są inne moce, o których wspomina Pan mimochodem, one zaś nie zajmują się pierdołami tylko po cichu spokojnie prowadzą magazyn z narracjami, w tym niemiecką i rosyjską, które w stosownym czasie wdrażają rękami zaufanych zleceniobiorców, tych co to mają hermetyczny język i długą historię obfitującą w doświadczenia. Przy nich dyskusja o Niemcach i Rosjanach przypomina dylemat; co lepsze fanta czy sprajt. Istotne jest dla to, mnie kiedy powstał ten ład dzisiejszy, w którym nie ma dla nas miejsca innego niż tylko hodowla taniej siły roboczej. Ja myślę, że to Canossa jest takim symbolicznym momentem przełomu. Wcześniej – tak myślę – żywe były jeszcze koncepcje karolińskie, później kiedy Papiestwo się jednak uniezależniło – Cesarstwu pozostawała tylko opozycja i montowanie cynicznych sojuszy – od sułtana poczynając na Hohenzollernach kończąc. Oni – choć może myśleli inaczej – byli tylko dywersantami mającymi zniszczyć koncepcję uniwersalnego katolickiego cesarstwa, jak wcześniej husyci, różokrzyżowcy i inni agenci Londynu, który to zaprojektował ruinę Cesarstwa nie po to, żeby je zastąpiła jakaś podrzędna dynastia niemiecka, wyrzekająca się nawet tej tradycji, do której miałaby jakie takie prawo. Z królem Arturem nikt nie ma startu, tak mówi stara dobra wenecka szkoła. A my? cóż, my jesteśmy pomysłem Ojca Świętego, jak i Węgrzy i tylko dlatego kołacze się w nas resztka tego ducha, bo bez niego nas nie ma a sama koncepcja jest groźna dla zdobywców Cesarstwa, którzy przeto znajdą dla nas jakieś zajęcie w swoim folwarku, byleśmy nie myśleli za dużo, w razie czego postraszy się nas ponabijanymi na patyczki ruskim i szwabem…

  3. osłupiałam kiedy minister spraw zagranicznych Niemiec pani o nazwisku tłumaczonym na polski jako niedzwiedzi boczek /albo coś około/ … konfidencjonalnie dotknęła ramienia prof  Raua równorzędnego sobie ministra spraw zagranicznych goszczących ją gospodarzy i zapowiedziała że ona i pozostali współplemieńcy nie zmienia zdania … i tak jakby próbowała pana ministra prowadzić trzymając go za ramię …   trudno uwierzyć w dyplomacji że jej nietaktowne  zachowanie nie było  dokładnie wyreżyserowane

  4. To nawet lepsze niż czerwony dywanik Kopaczowej… co za prostacka baba. Po tym co powiedział nasz minister, nic jej to nie pomoże.

  5. parafrazując, można by powiedzieć  po gestach ich (Niemców) prostactwo poznacie

    no i rzeczywiście dało się poznać, może stąd decyzja Żeleńskiego że z tą minister nie będzie się spotykał bo nie wiadomo co baba wymyśli … żeby sprokurować sytuację np nadawania kierunku (Rau) w którym się idzie czy sytuacji dominacji

  6. „Mają już na to pozwolenie” Czyje? Amerykanów?

  7. @Miki

    bankierów

  8. Niemcy oczywiście w sposób inteligentny wytłumaczą wczorajsze bombardowania obiektów cywilnych w Kijowie, WInnicy czy Zaporożu, to ich specjalność, kraj poetów i filozofów rozgrzeszy mordercę. Putin jak zwykle w swoim wystąpieniu mówił o atakach na obiekty wojskowe, energetyczne czy łączności na Ukrainie, jako odpowiedź na spalenie mostu, więc kłamie za każdym razem, gdy się odzywa.

    Na moje argumenty o pomocy dla Ukrainy słyszę czasem „słaba państwa nie mają granic” albo „Ukraina to sztuczny twór” i to już nie robota niemieckich autorów, ale pokłosie działalności Brauna, Krajskiego a nawet Michalkiewicza. Niech żyje realizm polityczny!

  9. Wszystkie państwa są sztuczne, najbardziej sztucznym państwem były Prusy przed rozbiorami Polski. Potem się zaokrągliły i stały się bardziej „naturalne”. To jest format propagandy niemieckiej. Jeśli Rosji uda się uszczknąć choć kawałek terytorium ukraińskiego, w niedługim czasie Niemcy zażądają zwrotu ziem zachodnich. Braun jest szkodliwym durniem

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.