lut 132022
 

Myślę, że święci są świętymi nie tylko dlatego, że chce tego hierarchia, choć tak się wydaje wielu wątpiącym w całe niebo i piekło razem wzięte. Są oni przede wszystkim święci, albowiem chce ten Bóg. Święci zostają świętymi, albowiem postawieni w okolicznościach bez wyjścia zawsze jakieś wyjście znajdują. To jest postawa bardzo twórcza i myślę, że o to właśnie chodzi w tej całej świętości. Za taką postawę można umrzeć w niewesołych okolicznościach, ale można też spokojnie dożyć swoich dni ciesząc się wielkością zainicjowanego dzieła. Po czym rozpoznajemy, że święci są w porządku? Po ocenie, jaką im wystawiają sataniści. Jeden z bohaterów książki Umberto Eco, zdaje się, występujący w powieści Wahadło Foucalta powiedział, że nigdy nie lubił św. Bernarda. Jasne, jak ktoś stworzył taką organizację jak św. Bernard, trudno go przecież lubić. To jest istotna opinia, albowiem my, czytając i słuchając o cystersach, nie rozumiemy z jakimi przeciwnościami natury ekonomicznej musieli się oni mierzyć. I nikt nam tego do końca nie wyjaśni. O tym możecie zapomnieć. Możemy tylko zastanawiać się jak to się stało, że Bernard namówił 27 (chyba) członków własnej rodziny do życia zakonnego, a potem rozpoczął swoje wielkie dzieło, które zadziwiło Europę. Nie ma tych legendach słowa o dystrybucji wyprodukowanej w gospodarstwach cysterskich żywności, o transporcie kamieni na budowę świątyni, o relacji z pośrednikami, kredycie i lokatach bankowych. To są rzeczy poza świętością, tak sobie to wyobrażają autorzy satanizujący, choć przecież one właśnie do świętości przynależą. To według nich mierzy się skalę trudności i wysiłek twórczy. Tego zaś nikt nie docenia i nie ocenia, albowiem święci nie są nigdy ujmowani jako formacja, która cokolwiek tworzy. To moim zdaniem jest bardzo dziwne. Tym dziwniejsze im więcej się zastanawiam nad misją i sensem pracy autorskiej. Umieściłem tu wczoraj link do bardzo słabej i mocno pretensjonalnej sztuki nieznanego zupełnie, ale jak się okazało środowiskowo silnie lansowanego autora. Przypomniałem sobie też, po obejrzeniu ledwie kilkunastu minut tej ramoty, inne sztuki, produkowane w podobnych konwencjach, konkretnie zaś realizacje Gombrowicza. I przyszło mi wtedy do głowy, że wszystkie te produkcje służą ubezwłasnowolnianiu widza. Autor i reżyser podpisali jakiś cyrograf i wzięli na siebie ciężkie brzemię, którego sens polega na tym, by wytłumaczyć odbiorcy, że nic nie może. Ewentualnie, że znajduje się na złej drodze  i powinien czym prędzej z niej zawrócić. Przede wszystkim zaś, że tkwi w jakiejś niewoli, która uniemożliwia mu życie prawdziwe. To jest konwencja płaska jak naleśnik, która pół wieku temu mogła znajdować jakieś uzasadnienie, albowiem pakowano ją do wora z napisem antykomunizm. Dobrze jednak wiemy, że tego rodzaju twórczość, a także wszystkie dzieła awangardy, to nie jest żaden antykomunizm, ale komunizm właśnie. Najnormalniej w świecie odradzający się na naszych oczach. Ludzie zaś, którzy są tym uwiedzeni, a zwróćcie uwagę, że nie ma znaczenia, z którego końca ideologicznego spektrum przychodzą, maj jeden cel – zająć miejsce świętych.

Ktoś może się zdziwić, że ja, niczym walnięty czymś ciężkim w głowę wariat, zaczynam tu taką dyskusję w niedzielny poranek. Uważam jednak, że tak ją trzeba ustawić. A im szybciej się to zrobi tym lepiej. Pisałem już o tym nie raz – kult świętych traktowany jest jak jakiś zawstydzający balast, a same ich postaci to pewne instrumenty wykorzystywane w politycznej publicystyce. Przykłady można mnożyć, ale po co? W zasadzie trzeba by wymieniać ciągle te same nazwiska. Chodzi o to, by w miejsce twórczej postawy świętych wstawić zachowawczą, ograniczającą postawę współczesnych szamanów, którzy domagają się określonych zachowań, nazwijmy je tu rytualnymi, podpierając się przy tym metodami pożyczonymi wprost od artystycznej awangardy. Ktoś powie, że to nieprawda. Jak nieprawda…toż przecież już mówiliśmy, że Poręba przygotowywał swoją sztukę w lokalu Le Madame, a następnie wystawił ją i wyemitował w telewizji Trwam. O czym to świadczy? O silnych ograniczeniach ojca Tadeusza Rydzyka przede wszystkim. Jaki cel przyświecał temu przedsięwzięciu? Edukacyjny oczywiście, a jaki inny mógłby w ogóle wchodzić w rachubę? Czy został osiągnięty? Mam nadzieję, że nie, choć widzę, że jeszcze kilka takich numerów i wszystko uda się elegancko spiąć. Będziemy mieli misję religijną i edukację artystyczną prowadzoną przez starszego sierżanta Paciorka z informacji wojskowej.

Czy ten styl, bo jest to już moim zdaniem cały styl, nie zasługuje czasem na miano formacji? A i owszem. Mamy do czynienia z formacją, w dodatku taką, która wystawia uformowanym certyfikaty. Dotyczą one w tego w jakich zakresach wolno, a w jakich nie wolno zabierać głosu, by nie stracić certyfikatu. W ramach wspomnianej formacji nosi owo zachowanie miano wolności. Jeśli ktoś się pogubił i nie wie już o czym piszę, musi niestety chwilę poczekać na rozwój wypadków. Te bowiem zweryfikują wiele postaw i unieważnią wiele ciężkich złudzeń.

Formacja z istoty podzielona jest na dwoje – zestaw pojęć i haseł służących do wygłaszania przy różnych okolicznościach, także religijnych – to jedno. Drugie zaś, to intuicyjnie wyczuwalna intencja, czytelna dla wszystkich, którzy charakteryzują się pewnym szczególnym ograniczeniem – nie są w stanie niczego zrobić samemu i na własną odpowiedzialność. Muszą mieć wzór i gwarancję. Ten wzór przede wszystkim zaś musi wyrównywać ich deficyty. Musi też podnosić ich znaczenia w oczach ludzi udzielających gwarancji. Dlaczego tylko ich? Bo cała reszta się nie liczy. Cała reszta to frajerzy, których oceny nie mają znaczenia.

Formacja, o której mówię – mimo głośnych bardzo i bardzo kłamliwych deklaracji – stawia na pierwszym miejscu słowo, a na drugim czyn. W tym też manifestuje się jej dwoistość, albowiem deklaracje formułowane są całkiem inaczej. Mówi się przede wszystkim o czynie. Ten jednak jest tak dalece nie akceptowalny, że można o nim tylko mówić i czekać na durnia, który w te deklaracje uwierzy i na ów czyn się porwie. Czyn rozumiany jako działanie twórcze jest tam w pogardzie, albowiem stawia dokonującego go człowieka poza garniturem pojęć oceniających zachowania ludzi pragnących uzyskać formację. Uwalnia go też od ocen tych, którzy strzegą przebiegu formacji. Twórczość bowiem jest dla nich nie do zaakceptowania. Liczy się tylko atrapa twórczości, a ta w Polsce na długą i głęboką bardzo tradycję, która manifestuje się przede w teatrze. Mam wręcz pewność, że awangarda stworzona została po to, by zastąpić twórczość prawdziwą, która trwa i zmienia życie. Kwestie zaś dyskusji o twórczości, dyskusji głębokiej zamieniły się w rankingi i publicystykę. Kłopot w tym, że mało kto się przejmuje atrapą twórczości, a w związku z tym musi być ona sprowadzona do kilku zaledwie pojęć, powtarzanych w kółko. I nie ma doprawdy znaczenia, czy atrapą twórczości zajmują się ludzie deklarujący wiarę w postęp czy ci, co deklarują wiarę w Boga. Istotne jest to, że to tylko atrapa. Oni zaś próbują postawić siebie w miejsce świętych.

  17 komentarzy do “O twórczych działaniach świętych i cenzurze nakładanej przez artystów”

  1. >O czym to świadczy, o silnych ograniczeniach ojca Tadeusza Rydzyka>- nie ma w tej legendzie ani słowa o dystrybucji, transporcie kamieni na budowę WSM, odwiertach geotermalnych, budowie świątyni, walki o pozwolenia, koncesje, licznych absurdalnych procesach sądowych, o setkach plugawych artykułów prasowych, oskarżeniach , podglądaniach, i ciągłym pluciu ze wszystkich stron.

  2. Panie Gabrielu, proszę odpowiedzieć na mojego maila wysłanego przy zakupie książek. Pozdrawiam

  3. Ze wszystkich to chyba nie. A o tym, o czym Pan pisze, można przeczytać w wielu miejscach. Rozumiem, że ma pan zamiar zabronić mi wygłaszania uwag krytycznych, albowiem wszyscy plują, tak? O to panu chodzi?

  4. „Liczy się tylko atrapa twórczości, a ta w Polsce na długą i głęboką bardzo tradycję…” plus atrapa patriotyzmu (choćby sposób w jaki prezentuje się Powstanie Warszawskie), plus atrapa walki z Brukselą (jedziemy i podpisujemy wszystko co nam pod nosem położą, a potem udajemy, że zostaliśmy oszukani 🙂 , plus atrapa wspierania małego i średniego biznesu (tutaj to już szkoda słów) i tak dalej. Niestety nasze państwo stale wygląda na okupowane, tym razem przez biurokrację, która ma interesy swoje plus chyba jakieś „zlecone”.

  5. Ja bym zapytała, kto tę żabę podrzucił i dlaczego?

  6. Obejrzałam sobie ostatnio dyskusję o ostatniej książce Terlikowskiego. Jeśli już ktoś by się chciał katować słuchaniem tego, w ramach jakiejś pokuty, to powiem, że padło tam jedno zdanie dla którego nie żałuję, że straciłam czas. Otóż biorąca udział w dialogowaniu jakaś panczura, otwartym tekstem powiedziała, o co chodzi z tym kapłaństwem kobiet. O władzę, o nic więcej. O czystą, nagą władzę. Skończyło się kluczenie, walą otwartym tekstem.

  7. Oczywiscie, że tak. O władzę oszustów matrymonialnych i uwodzicieli nad kobiecym kapłaństwem. Tylko ta kretynka tego nie rozumie

  8. Coryllus, wciska się nam, że najważniejsza jest czułość, empatia i co tam jeszcze. A jacy byli święci? Nie gadali o uczuciach, a czynili to co do nich należało, by zyskać życie wieczne.

  9. Cystersów nie założył św. Bernard, a Robert z Molesme, inaczej z Citeaux [Cito…]. Po co się podkładać Ebenezerom, lepsza autokorekta.

  10. Może raczej zwraca uwagę na wyciąganie zbyt daleko idącego wniosku ze zbyt ubogich przesłanek.

  11. o czystą nagą władzę … idą przez instytucje, przez awangardowe lgtb, przez gendery różnej płci nawet takiej co jeszcze nie została określona/wymyślona, z wykorzystaniem bab, z zamotaniem się w prawa kobiet które to kobiety akurat poczuły się mężczyznami więc już tych praw nie mają i stos innych bzdur, lub odwrotnie .. pozostać biskupką, dlaczego nie,  jeśli babie we fiolecie do twarzy to dlaczego jej żałować ,  i tak dalej … nieważne,  stosowne uzasadnienie dla każdej decyzji sformułowane będzie później … dziś  byle do władzy

  12. Pod patronem Markiza de Sade, daleko zajdą…

  13. nie zajadą daleko bo choroby weneryczne ich wykończą , to samozagłada,

     

    a ja jestem pod wrażeniem tego benedyktyńskiego klasztoru Mont Saint Michel, opactwo ufundowane w Xwieku , wyraz ogromnego trudu, talentu , wyrzeczenia wielu zakonników i donatorów którzy w finansowaniu tego obiektu uczestniczyli.

  14. nie zajadą daleko bo choroby weneryczne ich wykończą , to samozagłada,

     

    a ja jestem pod wrażeniem tego benedyktyńskiego klasztoru Mont Saint Michel, opactwo ufundowane w Xwieku , wyraz ogromnego trudu, talentu , wyrzeczenia wielu zakonników i donatorów którzy w finansowaniu tego obiektu uczestniczyli.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.