Mam na myśli oczywiście narzędzia komunikacji, choć może też te inne także. Zacznę od siekiery. Ma ona wiele zastosowań, występuje w kilku wariantach, ale istnieją ludzie, z mózgiem i możliwościami, którzy w takie rzeczy jak celowość profilowania ostrza siekiery nie wierzą. Znam ich osobiście. Ja sam próbowałem kiedyś otworzyć siekierą puszkę mielonki. Miałem dwanaście lat i w domu, z rzeczy nadających się do jedzenia, była chyba akurat tylko ta puszka. Ojciec zaś posiadał tak skomplikowany otwieracz do konserw, że ja nie nauczyłem się nim posługiwać nigdy. Żeby więc otworzyć puszkę miałem do wyboru – ten otwieracz, albo siekierę. Noży się bałem, bo były ostre, a siekiera była ciężka i wydawała się mniej groźna. I rzeczywiście udało mi się. Odwaliłem denko i wyjadłem konserwę. Po czym o wszystkim powiadomiłem rodziców, kiedy już wrócili. Popatrzyli na mnie, jakby chcieli powiedzieć – nie będziesz miał łatwego życia.
Wracajmy jednak do ludzi i siekier. Jak wiemy są inne siekiery do rąbania drewna i inne do okrzesywania. Te ostatnie były w Polsce zawsze, a te drugie pojawiły się wraz z technologią skandynawską. To świadczy o wyższości cywilizacyjnej Skandynawów nad polskim chłopem, który – choćbyśmy go nie wiem jak hołubili – nigdy nie zrozumiał, że nie da się łupać okrąglaków siekierą do okrzesywania pni. Nie zrozumiał on tego, albowiem był przywiązany do tradycji. Siekierę odziedziczył po dziadziusiu i była ona czymś w rodzaju świętości. Tak samo myślał jego syn, nawet kiedy dostał się do szkoły oficerskiej i zakończył naukę, a potem zrobił karierę w armii. Potrafił obsługiwać różne narzędzia, ale przed siekierą do okrzesywania klękał, a dobrze wyprofilowane, skandynawskie narzędzia miał w pogardzie. I tak mu to zostało do dziś.
Nie inaczej jest z narzędziami komunikacji czyli z mediami. Media wpływają na opinię i ją kreują. To zaś odbywa się w warunkach skrajnie ciężkich, to znaczy w czasie aktywności konkurencyjnych mediów, które tylko czyhają na jakieś kompromaty i głupstwa emitowane przez telewizję mającą aspiracje by kreować opinie. Niebezpieczeństw jest więcej, ale one nie są najgroźniejsze, w końcu, jak się zdarzy redaktor, co lata za dziewczynami bez gaci po newsroomie, jak ten ostatnio w GW, to można wydać oświadczenie, że redakcja się od niego odcina, zakończyć współpracę i niech on idzie do lasu okrzesywać dłużyce. Tak będzie najlepiej dla niego i dla wszystkich. Gdzie on pójdzie, to się dopiero okaże, bo może być wiele niespodzianek, a wszystko ze względu na to, że pokusy są groźniejsze niż wrogowie i wszelkie życiowe zakręty.
Pokusa posiadania wpływu na masy jest najgroźniejsza. Ona jest tak groźna, że w imię posiadania wpływu na masy polityk, czy też grupa polityków, gotowa jest wyrzec się tego wpływu, po to tylko, by wyłożyć ogromne sumy na media, które mają kreować opinię, a kiedy okazuje się, że tego nie czynią, zatrudnić dodatkowo masę internetowych trolli, żeby udawali oni zatroskanych obywateli i markowali wpływ nieskutecznych mediów na publiczność, z którą dziennikarze nie mają najmniejszego kontaktu, albowiem nią gardzą. I taki stan rzeczy trwa do wyborów, kiedy to okazuje się, że cały system nie działa. Dlaczego? Bo skorzystano z pokusy, która była nie do odparcia. Nie do pokonania są bowiem deficyty polityków, którym wychodzą naprzeciw aspiracje dziennikarzy. I jak jeden z drugim zaczyna rozwijać jakieś swoje „filozy”, to nic mu się nie oprze, a jak ma jeszcze doktorat i napisał dwie książki to koniec. Jest gorszy niż ta siekiera do okrzesywania gałęzi w rękach chłopa półanalfabety.
Czyli mamy to co zwykle – realia przegrywają z projekcjami, te bowiem tworzą sieć niespełnień, które muszą być w końcu zrealizowane. Jakim kosztem? To nieważne, muszą i już. Jak ktoś sobie w dzieciństwie wymyślił, że będzie filozofem, to zostanie nim nawet, jak go postawią na czele państwowej telewizji. I mowy nie ma, żeby takiemu przemówić do rozumu.
Przejdźmy teraz do analizy, która ma pozory analizy chemicznej i zadajmy pytanie – w co zamieniają się aspiracje mediów dotyczące kreowania opinii, kiedy zatkną się z pieniędzmi wpływającymi na konto z tytułu reklam, darowizn i rozmaitych zapomóg? Dokładnie tak, jak cukier po spożyciu zamienia się w tłuszcz, tak te aspiracje zmieniają się w bezradność. Okazuje się bowiem, że to co media osiągają samym tylko swoim istnieniem i to co osiągają samym swoim istnieniem ludzie w nich zatrudnieni, wyklucza dalszą działalność, wręcz czyni ją niemożliwą. Bo i po co robić cokolwiek skoro wszystko działa, a złudzenia co do wpływu na opinię zostały już kupione wcześniej? To jest jeszcze groźniejsze niż pokusa, albowiem nawet po trzykrotnie przegranych wyborach złudzenie stabilizacji i bezpieczeństwa się utrzymuje, a towarzyszy mu przekonanie, że wystarczy nazywać zło, by za kolejnym razem osiągnąć pełen sukces.
Jak zachowują się media prawdziwie opiniotwórcze? Wychowują publiczność. To jest trudne, stale ktoś w tym przeszkadza i zwykle trwa ów proces dwa pokolenia, ale warto. Publiczność wychowana pójdzie za wydawcą w ogień. Ja to wiem na pewno, bo wczoraj usłyszałem od jednej z czytelniczek – oni wierzą we wszystko co im powiesz. Tak, to prawda. I ja mogę spokojnie to przyznać, albowiem w myśl naszej niepisanej umowy, działającej na niewielkim obszarze, ale jednak działającej, wszyscy wiedzą, co zrobię, a czego na pewno nie zrobię. Są na świecie media, które działają podobnie, zajmują olbrzymi obszar, i wszyscy powinni się na nich wzorować. No dobrze, może nie są, a były…No, ale w naszych warunkach one muszą powstać, nie ma innego wyjścia, albowiem stan jaki mamy obecnie, doprowadzi w końcu do horrendów, przy których kolportowana z Moskwy „Prawda” wydawać się będzie „Płomyczkiem”. Tego nikt nie rozumie, albowiem cyrograf podpisany został aż dwa razy. W preliminarzach, kiedy okazało się, że wpływ na opinię można zastąpić dekoracją, czyli go zamarkować, i w czasie ratyfikacji, kiedy zdecydowano się na bezradność. O wychowaniu publiczności nikt raczej w mediach znanych jako „nasze” nie pomyślał, za to wszyscy pomyśleli tam o tym, by schlebiać najniższym instynktom. Wychowanie publiczności bowiem polega przede wszystkim na tym, by ją inspirować, a nie na tym, by ją kokietować. No, ale to są drobiazgi i szczegóły nie docierające do mózgów największych specjalistów od mediów opiniotwórczych w Polsce.
Wczoraj, w strefie opiniotwórczego wrestlingu, czyli na twitterze doszło do niesamowitego zdarzenia. Stanowski podrzucił Stonodze fałszywy materiał, z którego wynikało, że Kanał Zer to pisowska tuba propagandowa. Stonoga wyemitował to i wszystkie trolle popierające Tuska zawyły z zachwytu. Potem Stanowski przyznał się do prowokacji, a tamci zaczęli śpiewać – nic się nie stało, Polacy nic się nie stało…Chwilę później jednak oprzytomnieli i zaczęli rozkminiać wszystko w taki sposób, żeby w umysłach wynajętych do udawania opinii publicznej gamoni winne wszystkiego były media społecznościowe oraz sam Stanowski. Ja się bawiłem dobrze słuchając Krzysztofa Stanowskiego, ale myślę, że ten numer jest nie do powtórzenia. To zaś co odsłoniła ta prowokacja, czyli fakt, że wszyscy wierzą w to, co mówi Stonoga, wzmocni szeregi tamtych i uczyni ich rzeczywistymi kreatorami opinii publicznej. „Naszych” zaś postawi w jeszcze gorszym świetle, albowiem żadne „pisowskie” medium nie będzie już zdolne do powtórzenia tego manewru. No, ale jeśli Stanowski zdecyduje się dalej działać w takich formatach, zapewni nam przynajmniej dobrą zabawę.
Czy nie można więc w żaden sposób wpływać na opinie? Można, ale trzeba posprzątać obszar swojego działania, usunąć zeń stonogi, prosionki szorstkie i skolopendry. Następnie odkazić wszystko i wprowadzić czytelne zasady, które obowiązują każdego. I nie wpuszczać na ten obszar ludzi, którzy będą ciężarem, wizualnym i publicystycznym. Gazownia właśnie zabrała się za sprzątanie u siebie i teraz konsekwentnie będzie wmawiać wszystkim, że żadne ekshibicjonistyczne numery już w redakcji się nie zdarzają. Ja zaś obawiam się, że Kącki może znaleźć przytulisko u Karnowskich, albo wręcz w Republice. To taki żart oczywiście, ale przypomnę może, że Karnowscy wpadli kiedyś na pomysł, by zatrudnić Aleksandrę Jakubowską, jako atraktor w swoim piśmie. Media to władza polegająca na kreowaniu opinii. To media decydują kto jest człowiekiem, a kto jest stonogą. I z kim się rozmawia, a z kim nie. No więc mamy już pewną jasność – Stanowski zdemaskował tamtych, jako kolegów Stonogi. Sam jednak także wdał się z nimi w polemikę. Życzmy mu szczęścia, ale ten sposób prowadzenia mediów stosowany był już wcześniej. Bez tych zabawnych wyskoków, ale z też całkiem bez skuteczności. Mam na myśli telewizję Kurskiego i Matyszkowicza. Uporczywe szyderstwa integrują przeciwnika, a jeśli ma on władzę i pieniądze, a do tego okazuje się powiązany z kimś z kim pozornie powiązany nie był, efekt jest łatwy do przewidzenia.
Na dziś to tyle. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wspomagają naszą zrzutkę. Powoli zbliżamy się do finału, ale jeszcze trochę brakuje.
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Pomyślałem też, że skoro się tak wymądrzam, to może podeprę się jakimś autorytetem. Oto dwie książki Romana Zawadzkiego, o którym tu niedawno pisałem.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/swiat-zywych-cieni-roman-zawadzki/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/igraszki-falszywych-bogow-roman-zawadzki/
I został mi jeszcze jeden Małyński
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/na-skroty-do-upragnionego-pokoju-emanuel-malynski/
Aha, i jeszcze jeden japoński komiks
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/shamisen-komiks/
Czytając „GW” poznajesz co pisze „Правда” 😉
I co znaczy wyrażenie „sprawy wewnętrzne”
nie każde państwo może mieć prawo powiedzieć to są -nasze sprawy wewnętrzne-, nie każde,
są państwa które mogą tak powiedzieć i będzie to przyjęte przez otoczenie jako oczywista oczywistość że wtrącanie się w ich wewnętrzne sprawy jest niestosowne a nawet może niepraworządne …
no i są państwa gdzie nawet oddychanie ich obywateli nie jest sprawą wewnętrzną ale bolączką odczuwaną przez całe otoczenie podmiotów graniczących z tym państwem, przeszkadza ono wszystkim z tego otoczenia, a to wodę zabiera Czechom, a to elektrownie tego państwa psują powietrze właśnie i Czechom i Niemcom , a to inwestycje w regulację rzeki planowane przez to państwo, spowoduje wg Niemców że rybom będzie za ciasno nie mają gdzie pływać, a obywatele tego państwa chcą swoimi barkami jeszcze rybom w oddychaniu przeszkadzać, no nie jest to więc inwestycja wewnętrzna, należy jej przeszkodzić, a to znowu w państwie tym odgrodzili się od uchodźców nie posiadających dokumentów, a nie nie jest to sprawa wewnętrzna, bo może uchodżcy są w potrzebie, no bo uchodżcy to ludzie i nie ważne że bez dokumentów … i sto innych spraw absolutnie wewnętrznych dla tego państwa, gdy tylko zostają zaplanowane natychmiast przeszkadzają otoczeniu
taka dziwna przypadłość tego państwa że co nie zaplanuje to państwom sąsiedzkim zaraz przeszkadza
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.