sie 242018
 

Najpierw opowiem o wieczorku w Zielonej Górze. Przyszło niewiele osób, około trzydziestu. Wszystko nagrywaliśmy i było fajnie. Ja się w Zielonej Górze czuję lepiej nawet niż we Wrocławiu, a to przez fakt, że samo miasto i okolice mają w sobie klimat ostatnich odcinków serialu „Stawka większa niż życie”. To się powoli kończy, ale sporo jeszcze zostało. Opowiadałem trochę o Międzymorzu, a trochę o książkach i planach wydawniczych. Szło mi dobrze, bo na sali były w zasadzie same wtajemniczone osoby. Okazało się jednak, o czym przekonałem się późno, że w kącie pod ścianą siedzi dwóch panów, wielce z czegoś niezadowolonych. Jeden milczał przez cały czas, ale minę miał, jak młody ambitny pisarz, źle potraktowany przez wydawcę. Drugi zaś wchodził ciągle i wychodził, wreszcie, kiedy chciałem przypomnieć co tam kiedyś Jacek Drobny pisał i mówił udziale Holendrów w rozpętaniu wojny trzydziestoletniej, nie wytrzymał. Przerwał mi i zaczął coś w sensie – co pan wie, co pan wie…pan tu tak gada, a czy słyszał pan o dynastii Bernadotte…? Ja oczywiście słyszałem, ale to nie było przedmiotem naszych rozważań, na co zwróciłem uwagę. Pan się zirytował, więc zaczęliśmy go nagrywać i wszystko będzie można zobaczyć. Uprzedziłem go, że niestety nie mogę go w żaden sposób zabezpieczyć przed komentarzami ze strony widzów i czytelników. Nie mogę też nie wspomnieć o tym wypadku, dlatego, że podobny miał miejce dawno temu w Gdańsku. Też przyszło dwóch panów i jeden tylko patrzył, a drugi przerywał. No, ale tamci byli o wiele intensywniejsi. Może przez to, że miasto było większe. Sam nie wiem. Wydarzenie to przekonuje mnie jeszcze bardziej, że nie ma sensu organizowanie za często tych spotkań, o wiele ważniejsze są konferencje. Jeśli ktoś przyjdzie posłuchać nie tylko mnie, ale także innych autorów, a do tego za to zapłaci, będzie mniej skłonny do wszczynania awantur. Ja oczywiście rozumiem, że każdy chciałby mieć publiczność, występować na scenie i opowiadać różne ciekawe rzeczy, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że obecny jestem głównie w internecie, który jest dla wszystkich. Także dla tego pana, co wczoraj zagaił o dynastii Bernadotte. Każdy może założyć bloga i pisać co chce, a także starać się, by przychodzili do niego ludzie. Chciałem też zwrócić uwagę, że w przestrzeni publicznej pojawiam się nader rzadko, w zasadzie wcale. I o ile nie jestem wyraźnie zaproszony przez kogoś, jak wczoraj, to moja obecność w tej przestrzeni wiąże się z ponoszeniem kosztów. Nie małych dodam, bo stoisko na targach kosztuje od 2 tysięcy w górę. No, ale, jak już powiedziałem – wobec takich postaw, nie mam innego wyjścia jak zroganizować własną przestrzeń dystrybucji, zapłacić za nią i wyciągać konsekwencje z niedpowiedzialnych zachowań, których się tam ktoś może ewentualnie dopuścić. – Zapłaciłem to się bawię – jak mawiał stary Mueller w filmie „Ziemia obiecana”.

Na spotkaniu, co mnie bardzo ucieszyło, by obecny także wnuk Jana Chudzika, o którym rozmawiałem ostatnio z Krzysztofem Kaczmarskim przy jego grobie na cmentarzu w Brzozowie. Pogawędziliśmy dość intensywnie, między innymi o tym czy nie dałoby się urządzić muzeum Ruchu Narodowego na Podkarpaciu w domu, w którym Jan Chudzik się wychował, To jest pomysł rzucony na szybko, ale piszę o nim, bo wydaje mi się ciekawy. Niedaleko Ulanowa na prywatnej posesji stoi dom, w którym Jan Chudzik się wychował. Trzeba by go było przenieść i coś w nim zaaranżować. Pierwsze pytanie – gdzie przenieść? Tego właśnie nie wiemy, bo jasne jest, że plac to sprawa kluczowa. Dlatego, nawet przy zaangażowaniu wszystkich wnuków i prawnuków Jana Chudzika ta operacja się nie uda, dopóki nie włączą się w to jakieś organizacje lokalne, czy to samorządowe czy to państwowe. No, ale na to ja nie mam wpływu. Takie muzeum powinno, tak nam się zdawało, kiedy kontynuowaliśmy ten wątek z Panem Chudzikiem, powstać w Nisku. Jan Chudzik urodził się w powiecie niżańskim i to jest jego ziemia rodzinna. Zamordowany został co prawda w Brzozowie, ale Nisko jest chyba lepszą lokalizacją. No, ale ….bez lokalnych działaczy ten pomysł nie ma sensu, bo nawet jeśli rodzina wszystko opłaci, to potrzebny jest ktoś kto będzie tym mieniem odpowiedzialnie administrował i widział sens w istnieniu takiej placówki. Ja co prawda mam kolegę w Nisku, ale on jest biznesmenem z branży restauracyjnej, a nie lokalnym działaczem czy urzędnikiem. No nic, będę jeszcze o tym myślał…a jeśli coś się zacznie dziać będę ten pomysł promował i wspierał.

Teraz słów kilka o literaturze szpiegowskiej. Siedziałem sobie tak i wymieniałem różne uwagi, a to z Panem Romanem, a to z innymi gośćmi, ale myślałem przez cały czas o tym, co zrobić z literaturą szpiegowską. Bardzo wszystkich przepraszam, ale tak to już ze mną jest, siedzę i gadam o czymś, a myślę w tym czasie o czymś zupełnie innym. Nie moja to wina, ale na początku samym mechanizm ten uruchomił Pan Roman właśnie pytając mnie o Bidwella. Potem już nie mogłem przestać. Mamy tych autrorów poczytnych powieści szpiegowskich wykreowanych w Wielkiej Brytanii. W Polsce próbuje się ten trend nieudolnie naśladować promując w Biedronce niejakiego Severskiego. Nie będę się tu nad nim zatrzymywał. Konkluzja jest taka – wszyscy promowani w mediach autorzy muszą być agentami. Nie może być inaczej. Można się oczywiście łudzić, że to nieprawda, ale po co. Co zrobić, żeby pozostać poza ich wpływem? Najprostsza odpowiedź brzmi – przestać czytać książki. I ku temu wszystko niestety zmierza, że poza książkami agentów takich jak Twardoch czy Miłoszewski nie będzie nic więcej do czytania. Pewien Pan opowiadał wczoraj o tym, że w czasie wyprzedaży biblioteki więziennej w Zielonej Górze wyniósł stamtąd, za grosze zupełnie, całe sterty ważnych i ciekawych książek. Niektóre nie były nawet rozcięte. Co znadzie się na miejscu tych książek w największym zakładzie karnym w całym województwie? No, zapewne ów Severski, a do tego jeszcze Twardoch i Miłoszewski, żeby było jakieś spektrum. Zrobił się bowiem za duży ruch na rynku i trzeba ten rynek uporządkować. Tego się jednak nie da zrobić bez brutalnej cenzury. Czyszczenie bibliotek nie wystarczy, bo jest internet. Lansowanie durniów też nie pomoże, bo nawet jeśli ktoś jednemu czy drugiemu uwierzy, to po kilku latach doświadczenia dnia codziennego i spostrzeżenia głębsze rozjadą się z tym książkowym opisem całkowicie. Pozostanie jeszcze złudzenie, że to taka rozrywka. No, ale rozrywka musi rozrywać, a nie zanudzać, więc to także jest nie do utrzymania. Padł wczora postulat, żeby tworzyć lokalne, prywatne biblioteki. To dobry pomysł, ale wobec likwidacji zbiorów w tych państwowych, może okazać się, że te biblioteki to rzecz dla systemu groźniejsza niż organizacje terrorystyczne. Jeden z wczorajszych moich rozmówców nadmienił także, że ten proceder czyszczenia zaczął się od rządów dobrej zmiany, że wcześniej tego nie było. No nie wiem….mam wrażenie, że na wschodzie było, może nie na taką skalę, ale było. No, ale wracajmy do tych bibliotek. Być może w Zielonej Górze właśnie powstanie taka prywatna biblioteka, ciekawe tylko ile osób się skusi i do niej zajrzy. Zobaczymy. Ja tam w każdym razie zamierzam przekazać książki. Pan Jan ze Waschowy, który też był na tym spotkaniu opowiadał z kolei anegdotę taką – ustawił we Wschowie stolik z prasą patriotyczną, obwieszony flagami i kotylionami, żeby wzbudzić zainteresowanie przechodniów. Okazało się, że źle, że ludzie wytresowani przez media, nie wiedzą po co komu ten stolik i dlaczego on jest taki udekorowany. Zainteresowanie było słabe, choć Wschowa jest miastem, gdzie tradycja żyje i ma się dobrze. Zdaje się chodziło o to, że Pan Jan nie miał stosownych certyfikatów na szerzenie treści patriotycznych. Kiedyś już to pisałem, ale jeszcze powtórzę – dojdzie do tego, że będziemy musieli występować pod własnymi znakami, bo flagi i godła będą zarezerowane dla organizacji finansowanych z budżetu. Nie martwmy się tym jednak. Będzie dobrze. Spłaszczanie i dewastacja treści nie prowadzi do niczego poza kompromitacją tych, którzy taki proceder uprawiają.

Na dziś to tyle, zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  17 komentarzy do “O wczorajszym spotkaniu i czyszczeniu bibliotek”

  1. Biblioteki czyści się nie tylko w Polsce. Bibliotekarka w szkole mojego syna zaregowała agresywnie, jak się jej spytałam, co się stało ze starymi ksiażkami.

  2. Pewnie kilka „wypożyczyła” na zawsze i stąd reakcja obronna.

  3. Raczej nie. To nie kwestia zaginięcia kilku ksiażek, ale brak całej biblioteki. Szkoła ma ponad dwieście lat. Sto lat temu dyrektorem szkoły był ksiadz kanonik. Jestem pewna, że za jego czasów biblioteka była bogata w treści katolickie. Jeszcze piędziesiat lat temu dwóch członków ciała pedagogicznego nosiło sutanny. Obecnie w bibliotece szkolnej znajduja sie wyłacznie ksiażki z rodzaju Harry Potter i komiksy. Bibliotekarka nie była zainteresowana darowizna ksiażek przeze mnie, bo teraz ksiażki musza mieć kolorowe obrazki. Dodam, że rzecz się dzieje w nieniszczonej od wieków i bogatej Szwajcarii.

  4. W Polsce podobno jest przepis, ze biblioteka nie moze odmowic darowizny. Mowil o tym dr Stanislaw Krajski.

  5. Literatura szpiegowska to moje dzieciństwo z książką. „Łowca Szpiegów”, „Akwarium”, „The Mitrokihn Archive”, „Tajemnice Fidela Castro” etc. Większość tych prac przedstawia KGB jako potęgę, wobec której „zachód” był bez szans. Zasoby ludzkie  jak i budżet KGB miało 100 razy większe niż takie MI5 i MI6 – info wg Peter Wright. W „Łowca Szpiegów” kontrwywiadowczej powieści autobiograficznej twierdzi, że na 1 agenta MI5  – (Kontrwywiad Królowej) w Londynie przypadało 300!!! agentów KGB. A przecież Londyn jest na swoim terenie. Po latach gdy się nad tym zastanawiam wydaje mi się to niemożliwe a więc w jakim celu propagowano takie brednie o słabości własnych sił ? A skoro przewaga była tak wielka to może ZSRR wcale wojny nie przegrało a cała ta wojna to pic na wodę fotomontaż. W końcu Stalin sojusznikiem był a jak widzimy dziś socjalizm/neokomunizm ma się globalnie wręcz lepiej niż kiedykolwiek. Co do książek – Hitler palił książki nie bez powodu a i Umberto Eco o trujących książkach pisał nie przez przypadek. Idąc tropem prywatnych bibliotek – niedługo trzeba będzie Polskę prywatną założyć…

  6. Bernadotte są przez Napoleona osadzeni na tronie Szwedzkim – i niby co z tego ma wynikać dla tego słuchacza co się upominał w sprawie tejże rodzinki? Może jedynie tyle,  że nie są oni tak pechową rodziną jaką byli np.  Wazowie,  że zdaje się umierali przed czasem nie zgadzając się na zaoranie kraju w którym elekcyjnie rządzili.

  7. Eco sam pisał trujące książki.

    Polska prywatna działa, naturalnie. Ucisk fiskalny i wszech ogarniająca kontrola jest tej skali, że normalni ludzie żyją i starają się działać właśnie „prywatnie”.

  8. W moim mieście o zaopatrzenie bibliotek „dbają” lewicowe organizacje „społeczne”, stąd nierównowaga w nowościach jest coraz bardziej widoczna. Z własnej inicjatywy czasem zanoszę coś „w darze”, panie sprawdzają, czy aby nie wydrukowane przed 2000 rokiem (staroci nie biorą) i idzie na półkę.

    Potwierdzam, że ludzie książki niezmiennie pożyczają, najchętniej nowe sensacje i kryminały oraz czytadła romansowe. Na masowo w PRL wydawane pozycje zapotrzebowania nie ma.

  9. Eco właśnie takie pisał aż do ostatniego dzieła „Cmentarz w Pradze”, po którym wydaje mi się, nikt z Gwiazdy Śmierci już go nie wyda. Prywata ma to do siebie, że szybko można ją systemowo zlikwidować dlatego normalni ludzie uciekają z tego obłędu. Ostatnio rozmawiam ze starszym od siebie „Polakiem Patriotą” – cytuje: „Kochany moje dzieci już od lat za granicą godnie żyją jedynie ja tu na starość walczę by wnuki miały do czego wracać.” Jak widać mądry Polak to Polak ustawiony np. w Szwajcarii…

  10. Eco zdążył jeszcze napisać „Numero zero„, czyli „Temat na pierwszą stronę„, prześmiewczą książkę o pracy w gazecie, okraszoną historią o śmierci Mussoliniego i nader zabawnymi grami z oklepanymi cytatami prasy brukowej. Można w niej znaleźć kilka trafnych i gorzkich spostrzeżeń o świecie mediów.

  11. Książka Wrighta była chyba zakazana w UK. Podobno sam autor pracował dla Sowietów i to może wyjaśniać różne treści ujawnione w jego książce.

  12. Jeśli napoleoński Bernadotte to ten w kapeluszu, to jest on pienkny, w samraźny do założenia dynastii

  13. Nie da się ukryć, że był piękny i męski. Z zazdrości wybrałem najmniej korzystny portret.

  14. Wiki cos wspomina – o banie – rzeczywiscie – to tylko potwierdza jej autentyczność 🙂 – jak widomo wszystko co zakazane lepiej smakuje a opozycjonista w wiezieniu to juz bohater – metoda legendowania na Michnika 🙂 Po serii procesów jednakże sąd uchylił ban. Sprzedala sie w 2 milionach egzemplarzy. Jak widac legendowanie pomoglo 🙂

  15. Tak pisano w okresie, kiedy była wydawana. Polska prasa i większość dziennikarzy to, cytując Michalkiewicza „kupa g…”. Precyzyjnych informacji trudno od nich wymagać. Nawet w prostych sprawach są beznadziejni. Ostatni przypadek, to słowa Błaszczaka o sodomitach. Prawicowe niedojdy pokazały swoje lenistwo. Wystarczyło zajrzeć do słownika i sprawdzić, że to dawne określenie pederastów. Nawet w prasie teoretycznie katolickiej, jak „Niedziela” i ” Nasz Dziennik” pojawia się termin „geje”. Nie ma żadnych „gejów”,  są tylko zwykłe pedały.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.