sty 092025
 

Na twitterze zwanym X pokazują codziennie różnych osobników zabiegających o wiarygodność. Na czele peletonu nieustająco znajduje się Paweł Lisicki, który wzbudza zdumienie licznych, oszukanych przez niego osób. Te zaś nie mogą uwierzyć, że taki katolicki, taki prawicowy dziennikarz, którzy szefował Rzeczpospolitej w czasie kiedy Gmyz pisał tam o trotylu na wraku tupolewa, może teraz opowiadać takie rzeczy.

Terlikowski nadal jest wiarygodnym, katolickim dziennikarzem, a ludzie zastanawiają się jak to w ogóle jest możliwe. Wszyscy też ekscytują się Owsiakiem i jego kompromitacjami, a także próbą ucieczki w zagrożenia, rzekomo stwarzane przez TV Republika. Wiecie na czym polega problem? Ludzie nie mogą żyć bez takich osób. Nie wiedzieliby ani co myśleć, ani co mówić. Ich świat składa się z relacji z takimi fantomami i mowy nie ma żeby się od tego oderwali. Zostaną bowiem z niczym, z przekonaniem, że nie mają w rękach niczego wartościowego. Owsiak będzie grał do końca świata i o jeden dzień dłużej, albowiem PiS-owcy nie wytrzymają bez niego. Świat im się zawali. Próbowałem wczoraj zasugerować, to o czym my wszyscy tu wiemy od dawna – Owsiak nie jest żadnym fenomenem, tak jak nie był nim Kotański. To są naśladownictwa, jeden zrobiony został na podobieństwo Jimmiego Saville’a a drugi na podobieństwo Vincenzo Muciolliego. Być może wszyscy czterej są częścią tego samego projektu, o czym nie mamy pojęcia, tak jak nie rozumiemy, co Trump chce nam powiedzieć poprzez swoje wypowiedzi na temat Grenlandii i Kanady. Skala tego, co zaczyna się dziać na świecie przekracza wyobrażenie przeciętnego konsumenta publicystyki w mediach społecznościowych. Przede wszystkim zaś przekracza wyobrażenie moderatorów dyskusji. Wczoraj Stanowski puścił program z jakimś popaprańcem, który zastanawiał się, jak będzie wyglądał polski hip-hop za 10 lat. Przyszłość polskiego hip-hopu!!!!!!!!!!? Z tego poziomu próbujemy oceniać politykę, a ta zmierza w obszary, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy, tak mocno byliśmy zaangażowani w katolicyzm Lisickiego i analizy Bartosiaka. Tak bardzo chcieliśmy jeść chipsy przed komputerem i co minutę szeptać do siebie – a nie mówiłem?

Horyzont, który zarysowano,  a właściwie wyznaczono nam, jest bardzo wąski. To zaś świadczy o pogardzie jaką mają dla nas ludzie obecnej, ale też przeszłej władzy i ci, którzy odwalają za nich czarną, propagandową robotę. Pewnych rzeczy nie tyle nie widzimy, co nie chcemy widzieć. Na każde, nawet bardzo prymitywne oszustwo reagujemy entuzjazmem, jak dziecko na widok nowej zabawki. Jak myślicie, jak zostaniemy potraktowani w czasie poważnego kryzysu? Czy znajdzie się w ogóle jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli się schronić? Ja tego nie wiem, widzę jednak, że niektóre biedne budki i szałasy zbudowane z emocji, wrażeń estetycznych i dobrych chęci, w których kryli się i kryją nadal komentatorzy zjawisk świata polityki zostały albo zdeptane, albo rozwalone przez wiatr. Oto spłonęła dzielnica bogaczy w Kalifornii, a wszyscy patrząc na to czekają, aż ktoś im wyjaśni co powinni myśleć o tych wypadkach. Bo sami nie potrafią ich ocenić. Nie potrafiliby także, gdyby spaliło się miasteczko Wilanów.

Po tym przydługim wstępie, chciałem Wam przedstawić człowieka, który – w czasach kiedy nikomu się nie śnił Internet – bardzo dbał o swoją wiarygodność. Czynili to zań także inni, a wszystko dlatego, że miał on do wykonania szereg bardzo poważnych misji. Znacznie poważniejszych niż misje, które realizują Lisicki z Terlikowskim, bo oni muszą tylko sprawić, by bydło ryczało w określonych momentach, a machało ogonami w innych.

Oto Felice Beato, Grek urodzony na wyspie historycznie związanej z Wenecją czyli na Korfu, który był obywatelem brytyjskim. Był też jednym z pierwszych wojennych fotografów i jednym z pierwszych moderatorów życia publicystycznego, bo to co odbywało się wokół jego zdjęć, a nie zostało utrwalone, można śmiało nazwać publicystyką polityczną. Ja zainteresowałem się nim, albowiem Felice Beato, fotografował Powstanie Sipajów. A raczej represje po nim. W Indiach bowiem znalazł się w roku 1858 kiedy walki już dogasały i trzeba było w zasadzie uporać się z niedobitkami. Beato robił więc zdjęcia wisielcom, trupom na dziedzińcach rezydencji, maszerującym żołnierzom. I całemu życiu Indii, które miał okazję obserwować. Jasne jest, że tylko niektóre z tych zdjęć trafiały do obiegu publicznego, a Beato nie działał sam. Od początku współpracował ze swoim brytyjskim kolegą Jamesem Robertsonem, a potem ze swoim bratem Antoniem. Robertson zaś w końcu ożenił się z siostrą Beato. Pochodzenie naszego bohatera, nie budziło niczyich wątpliwości, a powinno. Był on wszak poddanym brytyjskim. No, ale był też Grekiem z wysp należących do Republiki Weneckiej, a więc w sumie nie wiadomo kim. Większość jego zdjęć, a zrobił ich tysiące nie jest reprodukowana. Nie wiem nawet gdzie się je przechowuje. Na tych, które są dostępne widzimy jednak grozę. No i coś, czego w naszym świecie już nie ma – autentyczną, wiarygodną malowniczość czasów i miejsc. Beato był nie tylko w Indiach, ale także w Japonii i w Chinach, gdzie fotografował wojny opiumowe. Jego japońskie fotografie spłonęły w czasie wielkiego pożaru Jokohamy, a on potem, przez dwa lata fotografował Japonię na nowo, żeby zgromadzić nową dokumentację.

Jak wszyscy jednak wiemy, najważniejsze nie jest to, co widać, ale to czego nie widać. I tak jest również z Lisickim i Terlikowskim, ale na to nie wpadnie chyba nikt z intensywnie uczestniczących w życiu mediów społecznościowych komentatorów. Oto Felice Beato został wysłany do Sudanu w czasie walk z mahdystami. Było to już po pogromie generała Gordona. Towarzyszył korpusowi posiłkowemu, który miał zrobić porządek z rebelią. I wiecie co? Żadne zdjęcie z tamtego okresu się nie zachowało. Wszystkie przepadły. Zupełnie jak regalia polskie w pruskich tyglach.

Tak, jak już napisałem – pokazuje się tylko niektóre zdjęcia Felice Beato, zawsze te same. Bo nie można ot tak sobie zmieniać narracji. I dotyczy to także współczesnego Internetu. Ludzie zaś pokazujący i opisujący poważne wypadki, takie jak Powstanie Sipajów, mogą mieć inne intencje niż tylko reporterska chęć ukazania prawdy czasu. Zasugerowałbym wręcz, że zawsze owe intencje są inne. No, ale to jest temat na nową zupełnie pogadankę.

 

Jak zwykle proszę wszystkich o pomoc dla Saszy i Ani

https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

 

Mam też trochę książek do sprzedania

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksztalcenie-mlodziezy-w-kolegiach-jezuickich-rzeczypospolitej-obojga-narodow/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/niezawislosc-sedziowska-jako-konstytucyjna-zasada-wymiaru-sprawiedliwosci/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/w-dialogu-i-zwarciu/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/episkopat-plocki-w-latach-1075-2022/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szew-za-igla/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/magia-wojny-wojna-magii-w-swiecie-dawnych-slowian/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/grecka-wojna-domowa-w-swietle-polskiej-prasy-krajowej-lat-1944-1949/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/razem-z-wojskiem-polskim-armia-ukrainskiej-republiki-ludowej-w-roku-1920/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/bieszczadzkie-lwy-1914-1915-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/bron-strzelecka-powstania-styczniowego/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/niech-sobie-nie-mysla-ze-jestesmy-kolaborantami-protektorat-czech-i-moraw-1939-1945/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/misja-benedykta-makraia-1412-1413/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/lasy-gor-i-pogorza-izerskiego-waldemar-bena/

 

 

 

  4 komentarze do “O wiarygodności i starych fotografiach”

  1. Corfu to Kerkyra a więc wojna peloponeska czyli zawsze trzeba rozważyć czy dziejące się wydarzenia rzeczywiście wyglądają tak jak wyglądają czy może jest to kolejna operacja pod kryptonimem Alcybiades

  2. Dzień dobry. No to znowu wsiądę na swojego konika… 😉 wcale mnie nie dziwi, ze obywatele brytyjscy urodzeni w różnych zakątkach świata wiedzą co fotografować i publikować, a czego – nie. A nawet spodziewam się, że różne poukrywane wcześniej kufry z jego dziełami mogą jeszcze zostać odkryte przez różnych niezależnych badaczy. A na końcu okaże się, że to była pani Beata… Przepraszam za prymitywny żart. No, ale po antyhiszpańskiej kampanii propagandowej poprzedzającej upadek imperium hiszpańskiego wiemy już, że nawet Żydzi mają się od kogo uczyć, a my oczywiście – od nich, jak nam w jednej swojej książce rekomendował kolejny luminarz z Pańskiej kolekcji – nazwiska nie wspomnę.

 Dodaj komentarz

(wymagane)

(wymagane)