Dopiero wczoraj zauważyłem link, który valser umieścił w komentarzu pod tekstem kamiuszka. W zalinkowanym filmie widać Krzysztofa Karonia, który mówi między innymi o tym, że tworzą się jakieś szkoły nawigatorów, gdzie różni guru przekazują wiedzę tajemną adeptom, w taki sposób, by ukryć ją przed motłochem. Nie wiem czy czegoś nie przekręciłem, ale sens tej wypowiedzi był chyba taki właśnie. Chcę z tego miejsca oświadczyć, że Krzysztof Karoń ma rację, tak właśnie jest, różne szkoły nawigatorów zajmują się przekazywaniem wiedzy tajemnej swoim adeptom w taki sposób, by nie posiadł jej motłoch. Ja dziś o tym opowiem dokładniej, a nie dość tego, że opowiem, to jeszcze przekażę wszystkim część tej tajemnej wiedzy, bez lęku zupełnie, że ktoś mi to ukradnie albo gdzieś wykorzysta. Są bowiem takie rzeczy, których ludzie nie rozumiejący wszystkich kontekstów, nie mogą wykorzystać w żaden sposób. Mogą jedynie otoczyć je kultem cargo i ja właśnie na to czekam, liczę że coś podobnego się wydarzy. No, ale do rzeczy.
Ogłosiłem wczoraj, że pierwsza sesja Latającego Uniwersytetu Leszczynowego odbędzie się w pałacu Tłokinia pod Kaliszem. Szczegóły i różne zachęty są we wczorajszym tekście, do którego lektury zachęcam. Niektórzy z czytelników próbowali przekonywać mnie, że takie spotkania nie mają sensu, bo potem wszystkie wykłady i tak można będzie obejrzeć w sieci. Ja się długo zastanawiałem nad tym, czy te wykłady nagrywać na płytę i ją dystrybuować, bo co do tego, że nie będzie tych materiałów w sieci, nie ma wątpliwości, i wczoraj zdecydowałem, że jednak nie. Krzysztof Karoń mnie do tego przekonał ostatecznie. Nie będziemy publikować nagrań z konferencji LUL, to znaczy nie będziemy publikować ich w całości, a jedynie we fragmentach, które wraz z wywiadami jakich udzielą prelegenci, będą stanowiły materiał reportażowy i promocyjny dla kolejnych konferencji. Teraz wyjaśnię dlaczego i to będzie właśnie ten kawałek wiedzy tajemnej. Oto wszystkim prostodusznym osobom sprzedaż kojarzy się z nachalną promocją. Im więcej promocji, tym więcej sprzedaży. I to się, jak powiadam, w umysłach nieskomplikowanych łączy w jedną całość, a także prowadzi owe umysły do wniosków następujących – jak zapuszczę wąsa i zaśpiewam poleczkę to będę zarabiał tyle co Zapała i jeszcze mnie w telewizji pokażą. To nie jest, jak wiemy prawda, albowiem promocja i sprzedaż łączą się ze sobą tylko w pewnych zakresach. Te zaś są kontrolowane i my niestety nie wiemy dokładnie przez kogo. Wiemy jednak, że osoby te bardzo chcą wywołać złudzenie mamiące proste umysły, które mają uwierzyć, że stoi przed nimi szansa życia, wystarczy zapuścić wąsa. W szerokim rejestrze złudzeń, jakim poddawani są ludzie mieści się nie tylko wąs Zapały, ale także inne atrakcje, na przykład sprzedaż dużych nakładów książek, albo jakaś akademicka czy też quasi akademicka kariera. Wszystko to kojarzone jest z promocją, a także – uwaga – z popularyzacją. Ja bym się za głośno nie śmiał z popularyzacji, ale sposób rozumienia tego pojęcia na naszym podwórku jest wprost fantastyczny i to dobrze widać w czasie występów pana Karonia. To wygląda mniej więcej tak, jak w sławnym, ale dość wulgarnym dowcipie o kierowcy, który usłyszał w radio, że na ziemi pojawili się kosmici. Przybysze są mali, zieloni, skurczeni i mają ręce do samej ziemi. Po wysłuchaniu tego komunikatu kierowca zatrzymał się w lesie i tam zauważył właśnie takiego osobnika, któremu bardzo obrazowo zaczął tłumaczyć kim jest i co robi. Nie będę kończył tego żartu, żeby nie urazić wrażliwość pań i niektórych kolegów. Mniej więcej w ten sposób jak ów kierowca z dowcipu zachowują się nasi lokalni popularyzatorzy wiedzy wcale nie tajemnej. Ponieważ my tutaj znajdujemy się poza wspomnianym wyżej rejestrem wrażeń i ambicji, nie możemy ich naśladować, tym bardziej, że mamy pewność iż nie wpływa to w żaden sposób na sprzedaż. Popularyzacja bowiem realizowana w opisany sposób to po prostu upowszechnianie idiotyzmów. Czy tak się dzieje niejako samo z siebie, czy ludzie sterujący rynkiem, na którym króluje Zapała ze Smarzowskim to zaplanowali, nie wiem i nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Jedno wiem na pewno, w tym zakresie widma publicystycznego, w którym jesteśmy dostrzegalni my – czyli autorzy SN – treść nie może być oderwana od autora. A skoro tak, to nie możemy rejestrować wykładów LUL i ich „popularyzować” w nadziei, że nam to przyniesie jakieś korzyści. Nie przyniesie, bo z chwilą kiedy zaczniemy to robić znajdziemy się w rejestrze dystrybucji kontrolowanej, bez żadnych przy tym narzędzi, które umożliwiłyby nam sukces. Będziemy tam samozwańcami, którzy nie dostają dotacji, a więc nie mają uwierzytelnień akademii, nie robią w show biznesie, a jedynie próbują naśladować jego metody, co – jeśli człowiek nie jest freakiem – musi zakończyć się klęską wizerunkową. To bowiem wizerunek, a nie promocja decyduje o sprzedaży. Wizerunek zaś trzeba sobie zrobić, wypracować i trzymać się go kurczowo. My zaś wszyscy tutaj jesteśmy jak najdalsi od wszelkich dziwactw i aspiracji dotyczących popularności wizerunkowej. Jedyne co nam więc pozostaje to zamknąć przestrzeń dyskusji i nie oddzielać treści od autora. To ważny moment, albowiem on powinien przyciągnąć do nas dobrych autorów, którzy nie chcą być freakami, nie chcą uczestniczyć w popularyzacji metodami „na kierowcę i kosmitę”, mają za to coś ciekawego do powiedzenia i są skłonni treści te upubliczniać w gronie osób, co do których jest pewność, że je zrozumieją. I to z kolei gwarantuję ja własną osobą i codzienną pracą, a także wszyscy ci aktywni autorzy i komentatorzy SN, którzy traktują ten projekt serio.
Myślę, że mój wywód jest jasny i każdy go zrozumie. Jest to jednak wiedza tajemna, albowiem ona się nie nadaje do zastosowania przez kogoś spoza środowiska. Już tłumaczę dlaczego. Większość autorów i promotorów różnych treści żyje, jakby to rzec, do środka. Kiedy więc ktoś stwarza im szansę, by mogli wypowiedzieć się publicznie, ludzie ci dostają małpiego rozumu. Nie zawsze manifestuje się to gwałtownie, czasem ma przebieg ukryty, ale mniej więcej wiemy o co chodzi. O różne rodzaje prorokowania. Podczas gdy my omijamy tę rafę zapraszając na LUL różnych gości, inni ładują się wprost na nią, bo ktoś im, podobnie jak Sławomirowi Zapale, tylko w mniejszym zakresie, udzielił gwarancji, że to o nich chodzi, że to oni powinni być teraz bohaterami, których świat ma słuchać. Ja to mogę powtórzyć jeszcze z dziesięć razy, niczego to nie zmieni. Zwycięstwo i tak będzie nasze. Nikt tego sposobu nie zastosuje, bo nie po to wiedza tajemna ma taki właśnie charakter, żeby ktoś mógł ją bezkarnie wykorzystywać.
Przypominam, że wpłaty na LUL przyjmowane będą do 5 listopada, potem zamykamy listę i już
8 grudnia 0 9.30 z rana, w pałacu Tłokinia pod Kaliszem rozpoczyna się pierwsza konferencja LUL. Rejestracja uczestników zacznie się o 8.30.
Na kazdym zebraniu jest taka sytuacja, ze ktos musi zaczac. No wiec tak mysle, ze na zaczepki Karonia nalezy odpowiedziec jakas prowokacja wymierzona w „karoniowcow”, zeby zrobilo sie glosno i huczalo tam, jak w ulu. Bedzie reklama za darmo, a selekcja na wejsciu nie bedzie zniesiona i goscie w adidasach na LUL nie wejda.
Chyba oszalałeś. Jeszcze mam czas na prowokacje marnować
Napisałem właśnie, że nie potrzebujemy reklamy
Kto to są „karoniowcy” , że tak zapytam?
W „Dzieciach z Bullerbyn” co chwila jest taka akcja, ze chlopcy oswiadczaja dziewczynkom, ze maja taka kryjowke, ze one nigdy jej nie znajda, a na koncu rozdzialu dziewczynki jednak triumfuja (bo autorka ksiazki jest kobieta). Celem jest, zeby czytelnik przeczytal opowiesc do konca. Metod wzbudzania ciekawosci jest sporo, na przyklad na poczatku „karoniowcy” beda mogli sie przygladac z zewnatrz, jak dzieci z czworakow, co tam panstwo we dworze robia, a w pewnym momencie zasunie sie zaslony, a nastepna konferencja odbedzie sie np. w zamku Grodno, Grodziec lub Czocha, gdzie w ogole nie bedzie dostepu itd. „Karoniowcem” moze byc kazdy, kto jest ciekawy i poddaje sie tej manipulacji. Osobiscie mam zupelnie inne podejscie do tych zagadnien i je przedstawie, ale nie dzisiaj.
Odpowiadajac kulturalnie, „karoniowcy” to beda chyba antymarksisci.
któryś z naszych aktorów teatralnych miał takie powiedzenie: „nie ważne co mówią byleby mówili, o aktorze musi być głośno”. No a w dzisiejszych czasach o wykładowcach też… powinno być głośno.
Zamieńcie na „ufoludki” na „karoniowcy”, „kierowcę” na „Coryllusa” i dowcip się zrobił, jak się patrzy!
Bardzo mi się podoba ta niefreakowa filozofia.
Poszedłbym tropem tego porównania do rynku muzycznego. Ostatnio spodobał mi się bardzo pewien zespół z Brazylii. Cztery osoby wyglądające normalnie. Trzech ma wygląd serferów, czwarty rysy trochę indiańskie. Ciekawy jest skład (dla mnie, dla nich pewnie tak normalny jak dla nas dwa keyboardy w zespołach disco polo). Mamy wokalistę który gra na gitarze akustycznej i akordeonistę. To jeszcze nic. Do tego mamy dwóch chłopaków od instrumentów perkusyjnych. Jeden gra głównie na trójkącie (szok), a drugi z uwieszonym na szyi bębnem. Na drugim planie jest jeszcze bas i wiolonczela. Efekt jest kapitalny. Cała wielka sala śpiewa i tańczy. Nikt z nich nie czuję się w obowiązku wygłupiać. Wchodzić w jakąś pozę. Po prostu sobie grają. I jest fajnie.
Przemyslalem sprawe i moim zdaniem Karon nie jest freakowy i prezentuje ten sam swiatopoglad. Opowiada sie za normalnoscia, nosi ciagle te sama kurtke, sepleni i nie przejmuje sie sposobem bycia – nie ma znakow szczegolnych. Interesujace jest obserwowanie dwoch znanych publicystow wystepujacych w kategorii no freaking, jak okazuja wzgledem siebie obojetnosc i lekcewazenie, a celem konkurencji jest sprowokowanie sparringpartnera do wykonania pozy. Karon ma latwiej, bo ma w swoim narozniku wybitnego trenera, ks. Guza.
Ja przemyślałem sprawę i nie interesują mnie relacje Coryllus – K. Karoń. Nie interesuje mnie zgłębianie tego tematu.
Pan Karoń , sam twierdzi że jego grupą docelową są osoby w wieku 15+ . To wymusza pewien styl, wywód , uproszczenia. Uważam że to cenna inicjatywa. Coryllus ma inną, trochę bardziej zaawansowaną grupę docelową. Nie widzę sprzeczności , ani potencjalnych punktów zapalnych. Inicjatywy komplementarne. Obie bardzo cenne.
Ale ten Karoń czasem bredzi bez opamiętania i gubi się w wywodach . Bywa ,że kopiuje niektóre opinie bezmyślnie .To są niuanse ale mają pewne znaczenie dla całokształtu . Poza tym ,gdzie jest jego blog ?
Czy to uchodzi za aktualny stan rozwoju jego myśli ?
http://www.historiasztuki.com.pl/index.php
Trochę to mało .
Ja zaczynam dzień od Coryllusowego bloga, ale do wieczora to oglądam wszystko, Karonia, Rolę, Jaśkowskiego, Michalkiewicza, i księży różne wykłady i nic się nie dzieje … nic mi nie jest… otoczenie nie stwierdza żebym się zmieniała na gorsze, lepsze, no nie wiem..
Amerykański tygodnik o nakładzie 1 miliona. Rosja i USA 1917.
Hasła i wizerunek.
Tłumaczenie haseł z transparentów: „Precz z Leninem!”, „Niech żyje edukacja ludu”.
Z Karoniem nie idzie o „mojszość” tylko o jakość. „Popularyzatorzy” nigdy nie osiągną odpowiedniej jakości, ponieważ ich priorytetem zawsze będzie klikalność. Tu zaś priorytetem jest formacja myślenia. I nie elityzm nawet. Biada tutaj wchodzić z zamiarem poprawy własnego samopoczucia, jaki to jestem „red-pilled” – „uświadomiony”. Liczy się efekt czyli to, czy pod wpływem nauki nawigacji będę w stanie odróżnić plewy „cnej podniety” od ziarna własności i wolności.
Błędnie interpretujesz wywody Kuronia – on postrzega target 15+ jako przedmiot obróbki i tresowania na niewolników – bo taka jest treść komunikatu, że nikt z młodych wchodzących na rynek pracy nie chce pracować (czyli nie ma „etosu pracy” – a o tej niechęci mówi wprost – nie jest to komunikat dorozumiany czy wywnioskowany – lecz takich słów używa).
Zająć się tym (obróbką i dyscyplinowaniem) ma pokolenie zdemoralizowane i stracone, czyli „my” – ci, co poznają „prawdę”.
Skierowanie karoniowych treści z promptera na obiekt 15+ bezpośrednio da taki skutek, że obiekt 15+ w 3 minuty przerobi go na smar do czołgu. Metaforycznie, żeby nie było, że mu ktoś chce krzywdę czynić. Pójście w marksizm jako „teorię wszystkiego” to pójście na łatwiznę – bo nikt z tzw. konserwatystów-patriotów nie powie, że marksizm jest OK, to raz, a dwa – marksizm nie jest „teorią wszystkiego” – tylko narzędziem, jednym z wielu. Dodajmy pójście w coś łatwego, okraszone wywodami dobrymi do głoszenia u cioci na imieninach – komunały i banały.
Jego wywody na temat straconego i zdemoralizowanego pokolenia (dorośli, szczególnie pamiętający komunę) i młode „pasożyty” – to być może wynik doświadczeń środowiskowych. Ja te gadki o niechęci do pracy znam – bo są typowe dla platformianych przedsiębiorców, co nie mogą znaleźć ludzi do pracy za jakieś dziwne pieniądze.
On jest, na co wiele wskazuje ze środowiska artystowskiego, związanego z poligrafią (oraz archi-tekturą) – rodzina ma firmę, produkującą, jak się wydaje sensowne rzeczy – oni też są zdemoralizowani i straceni?
Te środowiska związane z drukiem czy fototechniką żyły sobie dobrze za komuny, byli tacy, co potrafili pracować pół roku – a po wykorzystaniu jakichś limitów jechali sobie np.na narty, odpocząć. Spotykałem takich, co lubili dyskusje o wyższości tego nad tamtym, a sami określali się jako hedoniści. Inni w latach 80 (stan wojenny) też mieli nieźle – bo np. mieli dostęp do sprzętu (centrala na ul. Foksal) – i mogli w warunkach ograniczonej konkurencji uprawiać „wolny zawód”. Rekordziści nie pracowali do 40 – a próbowali (usiłowanie nieudolne) ustatkować się pod presją rodziny, na ogół mało skuteczną.
Mając takie uwarunkowania środowiskowe można pociskać ciemnotę, że ludzie to nieroby – a wszystkiemu, panie ten marksizm winien. Ja mam inne doświadczenie – bo spotykam ludzi, co pracują od świtu do zmroku – z przerwą na sen – i najczęściej z dosyć przeciętnym skutkiem. Także takich, co wstają o 4 rano, by zdążyć na autobus, na przystanek idą na piechotę 5 kilometrów, a na 6 do pracy.
Może K. spotyka w Biedronce czy w McDonaldzie plotkujące towarzystwo, co nie chce mu sprzedać kotleta, czy nabijać na kasę towaru z koszyka – to niech powie gdzie, to się pośmiejemy razem.
Fajny tekst, bardzo do rzeczy. Przypomniał mi się bloger piszący na temat cybernetyki. Taki, co musnął tematu i stwierdził, że to bzdury. Czyżby brakowało mu kilku wtajemniczeń, aby zrozumiec czym ona wlasciwwł jest?
https://web.archive.org/web/20180317232213/https://zarobmy.se/wpis/memetyki-inflacji-laska-wiary/
Nie twierdzę, że link do sympatycznego tekstu prowadzi, stanowczo nie, jeno że tekst zasługuje na uwagę.
A ja mysle, ze na zaczepki…
… pana Karonia nie nalezy odpowiadac, a juz w zadnym wypadku nie odpowiadac na – powiedzmy – jego prowokacje – jak Pan to ujmuje…
… absolutnie sie nie zgadzam !!!
Wedlug mnie to takich relacji…
… nie bylo, nie ma… i nie wyobrazam sobie aby w przyszlosci zaistnialy.
Szybko Pan mysli…
… Panie Walther’ze… da Pan spokoj z tym Karoniem, jako znanym publicysta… to porownanie jest naprawde wzruszenia ramionami warte, delikatnie mowiac…
… no i sorry, ale nie pomoze mu nawet sam ks. Guz… to dla mnie przynajmniej, nie ta liga… i nie ten porzadek !!!
Wpis kapitalny, Panie Gabrielu…
… bo liczy sie WIZERUNEK… a na niego trzeba sobie zasluzyc swoja postawa i stylem zycia… po prostu – trzeba go sobie WYPRACOWAC !!!… tak jak Pan to wlasnie czyni konsekwentnie i z wiara, i NIEZALEZNIE od prawie 10 lat…
… i nie ogladac sie na czyjes GRANTY !!!
Odkąd pamiętam, w żadnym środowisku nie brakowało obiboków i ich szczególnej odmiany – obszczymurków, która upodobała sobie kręgi medialne i proroków akademicko-intelektualnych. Ta odmiana trzyma się w kupach, które dają poczucie misji.
Są czasy, które stanowią dla tych pasożytów świetną pożywkę. Taki był rok 1917 i tak jest dzisiaj. Collier’s Weekly zauważył (co zilustrowałem), że jedną z największych tragedii rosyjskiej rewolucji (Kiereńskiego) było spuszczenie ze smyczy 180 milionów oratorów.
Psychosocjotechnika, dezinformacja – oręż wojny.
To jest to! Racja!
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.