lut 142023
 

Węgry podpisały właśnie układ o współpracy z Białorusią. Zrobiły to w chwili, kiedy Polska zamyka przejścia graniczne z tym krajem. Węgry są w tej samej strukturze, co Polska i inne kraje Europy, a Białoruś, dawne Wielkie Księstwo Litewskie, w którym nie zniszczono jeszcze wszystkich śladów po minionej świetności, jest w obozie wrogim. Jak wobec tego nazwiemy działania Węgier ? To jest po prostu sabotaż, którego celem jest zmiana stosunków w Europie mająca doprowadzić do reaktywacji Wielkich Węgier. Wiadomo, że nie można tego zrobić w oparciu o istniejące w UE układ, należy więc poszukać innego układu. Co Węgry stawiają na szali w tej rozgrywce? Swoje bezpieczeństwo, to po pierwsze. Są więc węgierscy politycy pewni, że wszystko im się uda, a gra na dwa fronty będzie im się opłacać. Ponieważ tak się składa, że ludzie szukają potwierdzenia swoich decyzji w przeszłości, warto się w nią zagłębić i zastanowić czy gdzieś tam jest moment, w którym Węgrzy cokolwiek skorzystali grając na dwa fronty? Nie ma. Wszystkie sytuacje, kiedy próbowali to robić prowadziły do katastrofy i likwidacji państwa. Czy oni wyciągnęli z tego jakieś wnioski? Nie, albowiem są pozbawieni tej części mózgu, która pozwala wnioski wyciągać. Są frajerami udającymi cwaniaków, czyli przyjmują postawę najgorszą z możliwych. Przy ewentualnym zwycięstwie układu, w który chcą się wprasować, zostaną zmuszeni do popełniania pokazowych zbrodni, po to, by ich nowy patron był pewien, że go nie zdradzą. Nagrodą będzie, teoretycznie, odbudowa Wielkich Węgier. Czy to nastąpi? Nie, albowiem żaden naród, który kiedykolwiek mieszkał w granicach korony węgierskiej nie chce mieć z Węgrami nic wspólnego. Jedynymi ludźmi, którzy inwestowali w nich jakieś emocje byli Polacy. To się już skończyło. Można rzec – na szczęście. Teraz Węgrzy wchodzą w układ bandycki, którym im najwyraźniej imponuje i w którym czują się dobrze. Można więc założyć, że kiedy przyjdzie im zapłacić frycowe za na nowo rozparcelowaną Europę, nie zawahają się, albowiem uznają, że wreszcie ich doceniono i pozwolono na robienie rzeczy poważnych.

Jasne jest dla każdego, że nowy patron Węgrów, czyli Moskwa, nie pozwoli na odbudowę żadnego węgierskiego państwa obejmującego tereny dawnego królestwa Węgier. To są mrzonki i idiotyzmy. Jeśli oni w nie wierzą, wystawiają sobie jak najgorsze świadectwo. Jeśli zaś nie wierzą trudno znaleźć jakikolwiek powód poza agenturalnością klasy politycznej, który by usprawiedliwiał ich działania. Jeśli zaś uznamy klasę polityczną Węgier za agentów Putina, po co utrzymywać z nimi jakiekolwiek kontakty? Obecność ministra spraw zagranicznych Węgier na Białorusi wskazuje, że Węgry będą wzmacniać antypolską politykę tego kraju, ale nie wiemy jeszcze w jakich zakresach. Nie mamy, na przykład, pewności, że mimo muru na swojej południowej granicy, Węgrzy nie zaczną przerzucać migrantów przez Słowację ku Polsce. Słowacy się nie obronią, to raczej pewne. My zaś nie zbudujemy muru w Karpatach. Ktoś powie, że przesadzam. Czy aby na pewno? Skoro Węgrzy domagają się odbudowy Wielkich Węgier, cóż znaczy moja przesada? Po co im stosunki z Białorusią? Czy mają z tym krajem wspólną granicę? Nie, ale Polska ma. I Polska ma kłopot z Łukaszenką, a kłopot ten polega na tym, że Białoruś więzi przedstawicieli polskiej mniejszości. Węgrzy tego jeszcze nie czynią, ale nie wiemy jak się rozwinie współpraca białorusko-węgierska. Zastanawiacie się pewnie, jak ja to wszystko połączę ze starożytnymi Atenami i filozofią. Z wdziękiem prestidigitatora. Oto Ateńczycy, rozpoczynając wojnę peloponeską, uznali, że ich dotychczasowy sojusznik – Korynt, nie jest wart takiego zachodu, jak interesy w odległej Korkyrze. Poparli, według Tukidydesa w wyniku głosowania, a według mnie, kierowani sprytną intrygą, odległą kolonię, zrażając do siebie bliskie i bratnie miasto. Wpakowali się tym samym w nielichą pułapkę, która na dobre zatrzasnęła się w ćwierć wieku po pierwszych starciach. Różnica pomiędzy Węgrami i Ateńczykami jest taka, że Ateńczycy wierzyli w potęgę floty i pieniądza, a nie dostrzegali czynnych w mieście peloponeskich i perskich agentów. Węgrzy w ogóle w nic nie wierzą, we flotę zaś najmniej, ich rozeznanie polityczne zaś polega na powierzeniu władzy agentom i zdaniu się na ich decyzje. Tyle, że agent nie podejmuje decyzji. On realizuje instrukcje. Jemu się może zdawać, że o czymś decyduje, albo że ma wpływy. Jemu się może nawet zdawać, że odbudowuje dawną potęgę, ale w rzeczywistości są to mrzonki. Platonowi się zdawało, że jak pojedzie na Sycylię porozmawiać z tamtejszym tyranem, to wzmocni pozycję polityczną Aten. Ledwo uszedł z życiem. Wiara we własne wpływy jest wiarą zgubną, gorsze od niej są tylko nadinterpretacje ważnych momentów z własnej historii. Ta dziwna paniusia udające prezydent Węgier domaga się udziału Węgier we wszystkich ważnych obradach, albowiem bez tego oni mogą się poczuć jak danie główne na stole. To jest poważna megalomania i brak zrozumienia. Nie oni są dziś daniem głównym, nie są nawet przystawką. Takie postawienie kwestii jednak wskazuje, że egotyzm Węgrów jest nie do przecenienia, a im bardziej się go wypierają tym silniej jest widoczny. To Ukraina jest dziś krajem, który próbowano podzielić, ale ukraińscy politycy zrozumieli co się święci i podjęli właściwe decyzje. Nie mogę sobie przypomnieć, by kiedykolwiek Węgrzy zachowali się w taki sam sposób. W roku 1526 odstąpili do własnego króla, co było najcięższym i najpoważniejszym grzechem węgierskich elit. Bardzo szybko o tym zapomnieli i zwalili winę za własną katastrofę na papieża. Węgrzy uważają się za politycznych realistów, to znaczy odrzucają wszelkie nie związane z ziemską siłą atrybuty władzy, albowiem to im gwarantuje akceptację większych i silniejszych od nich gangsterów. Koronę w parlamencie trzymają, jak się okazało, dla pucu. I jak się zdaje, o nic innego im dziś nie chodzi. A być może o nic innego nie chodziło im także w przeszłości. Już zapomnieli, że państwo swoje zbudowali w oparciu o Rzym i przeciwko Niemcom i Rusi. Dziś utożsamiają Ruś z Ukrainą, a zapominają, że w przeszłości gotowi byli zamienić koronę papieską na cesarską przywiezioną z Konstantynopola. Rozglądają się za siłą, która nada im impet i zapewni ziemski sukces, zmieniają wyznania, obrządki, a zachowują się przy tym, jakby grali w trzy karty – ze śmiertelną powagą. Domagają się, niczym aspirujący gangsterzy z amerykańskich seriali, przede wszystkim szacunku. I grożą, że będą potrafili go wymusić. Taką groźbą jest moim zdaniem wizyta ministra spraw zagranicznych Węgier na Białorusi.

Jak daleko sięgają wpływy Węgrów? To jest źle postawione pytanie – należy zapytać jak daleko sięgają ich złudzenia o własnych wpływach? Oni tego nigdy nie zdradzą, z obawy przed kompromitacją. Czy w ogóle istnieje coś takiego jak wpływy węgierskie? Czekajmy, co się stanie po tej wizycie na Białorusi. Wtedy się okaże.

  22 komentarze do “O wpływowych ludziach i granicach ich wpływów”

  1. Czy można wpłacić gdzieś 1,5 % na jakąś organizację związaną albo zaprzyjaźnioną z KJ?

  2. Na koło związku niewidomych w Rykach. Ja na siebie z 1,5 proc. nie zbieram.

  3. Polecam ” Szkice piórkiem” Andrzeja Bobkowskiego dla otrząśnięcia się ze złudzeń

  4. Czytałem, ale nie sądzę, żeby to miało coś wspólnego z tym tekstem

  5. Dzień dobry. No, niestety, ma pan wiele racji, co dla mnie, Polaka wychowanego w duchu legendarnego sentymentu polsko-węgierskiego, zapewne mało uzasadnionego historycznie, jest raczej przykre. Ale niech tam, sentymenty precz. Ja mam wrażenie, że to jest przypadek tyleż z dziedziny historii i polityki co psychologii. Zbiorowej w tym wypadku, ale jednak. Otóż Węgrzy mają syndrom skrzywdzonego. Spotkało ich wielkie historyczne nieszczęście, zniszczono im państwo, przeto od tamtej pory wszystko im wolno. Wszystko może być tym nieszczęściem usprawiedliwione. Nie obowiązują ich normalne rygory i ograniczenia, którym podlegają inni. Oni – nie, bo to skrzywdzony naród… Są i inne takie narody, ale dziś nie o tym. Ja spotykam w życiu ludzi – pojedyńcze osoby, które prezentują taką postawę, jak właśnie Węgrzy. I zawsze prowadzi ich to do jeszcze większego nieszczęścia. I nigdy dotąd nie udało mi się komuś takiemu przemówić do rozumu…

  6. Nam też zniszczono państwo. Im to państwo niszczono wiele razy i oni ani razu nie podjęli właściwej próby wyjaśnienia – dlaczego?

  7. – z tego samego powodu, dla którego my” (- jakie „my”… !?) mimo równie licznych nieszczęść nie potrafimy ani wyciągnąć z nich wniosków ani nawet zobaczyć realistycznie własnej sytuacji. Po prostu ktoś tego cały czas pilnuje.

  8. My jednak widzimy trochę więcej. Nie można tego kwitować – ktoś tego pilnuje, bo pilnowanie odbywa się za pomocą pośredników, inaczej byłoby nieskuteczne. Ich widać, o czym w takim razie dyskutujemy? To jest syndrom sztokholmski

  9. – dlatego myślę, że oni się zbiorowo kwalifikują na jakąś psychoterapię…

  10. Od dawna, ale nie ma takich terapii

  11. – fakt, ja też w nie nie wierzę.. Ale, ale, jeszcze o tym pilnowaniu. Panie Gabrielu, jakby tego nikt nie pilnował, to Pan byłby co najmniej konsultantem kilku ministrów. A na Węgrzech jest tylko gorzej.

  12. Właśnie Niemcy tupią  nóżką na Węgry i Turcję w sprawie przyjęcia Finlandii i Szwecji do NATO.  Co do Węgier wystarczy przeczytać ich hymn, toż to lamentacja.

  13. Ma Pani kompetencje, żeby się wypowiadać na ten temat?

     

    https://youtu.be/PvoVuCXVB34

  14. A może jednak naprawdę istnieje coś takiego jak „duch narodu” i to on jest chory, wymaga terapii, ale tak jak u ludzi o mentalności gangsterskiej wszelkie „duchowe” zainteresowania są powierzchowne i sprowadzają się w gruncie rzeczy do szukania usprawiedliwień dla swojej podłej natury, tak i wszelkie „rozkminki” o węgierskiej duszy doprowadzą nas do konstatacji podobnej jak w przypadku „niezgłębionej rosyjskiej duszy”, że Węgier tak jak Rosjanin to po prostu „obca forma życia”.

  15. Obawiam się, że nie mamy narzędzi do tego, aby odpowiedzieć na pytania zawarte w notce. Hungarystyka (nie mylić z filologią) jest tylko w Warszawie podobnie jak italianistyka. W Krakowie mamy tylko filologie. Warszawa kontroluje te treści, dlatego nie mamy festiwali węgierskich ani włoskich w Krakowie, natomiast są festiwale innych nacji.

    Na geografii dzieci są uczone, że w Polsce wiatr wieje z zachodu. Nie ma prądów z południa ani z innych kierunków poza halnym, w czasie którego górale piją albo się wieszają. I to by było na tyle na temat przyczyn braku pogłębionej wiedzy w tym zakresie.

    Chciałbym się mylić i może mnie Pani miło zaskoczy znajomością tematu.

  16. Węgrzy potrafią się zachować jak trzeba. Udowodnili to wobec nas wielokrotnie. Chyba wszyscy o tym wiedzą. Mają też swoje powody, że teraz postępują tak jak postępują. Przyjęli bardzo wielu Ukraińców i o ile wiem, KE potraktowała ich dokładnie tak samo jak nas. Nie dała wsparcia na uchodźców wojennych, jest to państwo o wiele mniejsze niż Polska.  Ich hymn jest lamentacją, bo tak się określa gatunek literacki takiego tekstu.

  17. Tak jak kilka lat starszy hymn „Boże, coś Polskę”? Tekst jest podobny.

     

    Rekomenduję odsłuchać na przyspieszeniu 1,5x:

    https://youtu.be/-3c_A51wHYc

  18. Pośpieszyłam się, w hymnie węgierskim jest sporo elementów lamentacji, ale całość ma charakter błagalny. Ten polski jest błagalno –  dziękczynny. Oba nawiązują do tradycji biblijnej, stąd elementy wspólne. Polska pieśń w sumie nie jest smutna  tak jak węgierska, ale pełna nadziei i jak to u nas optymizmu.

  19. Ta polska pieśń to dla mnie żenada, choć na tle innych wiernopoddańczych wzdychań, to jeszcze jak cię mogę. Mówię o tym tekście pierwotnym na cześć Aleksandra. Widać jak na dłoni jak obywatele przekształcili się w poddanych. Rozumiem oczywiście, że jest w tym duża dawka  konwencjonalnych zwrotów, które są dalekie od szczerości, ale jednak razi.

  20. Minister Szijjártó odbył roboczą, przyjacielską wizytę w Mińsku. W rządzie Orbána Szijjártó odpowiada za handeli komunikację z zagranicą, więc wizyta raczej nie miała charakteru stricte politycznego mimo, że w taki sposób jest komentowana, a konteksty polityczne są nieuniknione.

    Tymczasem prezydent Łukaszenko sprzedaje białoruskie traktory w Zimbabwe.

    https://youtu.be/dVUfTVA9PlE

    Ktoś przytomny zauważył bowiem, że są możliwości wykorzystania rolniczego sawanny w Afryce południowej, która znajduje się na terenie Botswany, Namibii, Zimbabwe, Mozambiku i RPA, która oferuje podobne warunki, jak Wielki Step.

    Moim zdaniem Węgrom zależy na utrzymaniu łączności z krajami Wielkiego Stepu i obejściu impasu politycznego wywołanego przez wojnę.

    Nauczą murzynów strzelać z bata i przy okazji zarobią na handlu kukurydzą bez GMO, korzystając przy tym z pomocy Mińska.

    https://youtu.be/ce5N1V3ApMs

  21. Jeżeli nie dostała Pani dzisiaj bukietu róż, to proszę obejrzeć ten film. Mam nadzieję, że inny język nie będzie przeszkodą, bo w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi (z wielkiego stepu, sawanny albo z lasu – ja jestem z lasu)

     

    https://youtu.be/rvJQD29rZ6M

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.